Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział sto piąty

Wyszykowanie się na Bal trochę im zajęło, jednak w końcu były gotowe.

Na szczęście jeszcze w wakacje zadbały o stroje wyjściowe po tym, jak dostały listy z Hogwartu. I chociaż nie miały wtedy pojęcia, co się szykuje, to jednak przez ostatnie tygodnie nie musiały myśleć o znalezieniu czegoś na tą okazję, skoro już miały.

- Powiem wam, że trochę się stresuję tym, że jako partnerka Cedrika mam otwierać z nim tą zabawę - przyznała Naomi.

Była ubrana w srebrną sukienkę na ramiączka, która sięgała jej poniżej kolan. Miała też założone przezroczyste rajstopy oraz buty na lekkim obcasie.

Włosy miała splecione w warkocza, oraz oprócz tego także srebrną biżuterię, oraz małą torebkę na najważniejsze rzeczy.

Aktualnie usiadła na łóżku Sally, po czym westchnęła.

- Na pewno będziesz najlepsza! Swym wspaniałym tańcem przyćmicie pozostałe pary! - stwierdziła Sally, po czym usiadła z prawej strony przyjaciółki.

Szatynka ubrana była w jasnożółtą sukienkę do kolan, oraz z krótkim rękawem. Także założyła przezroczyste rajstopy, czarne buty oraz torebkę do kompletu. Włosy natomiast zostawiła rozpuszczone i proste.

- Oczywiście i będziesz też najładniejsza. Nawet od tej Delacour - zapewniała ją Sophie, siadając z drugiej strony Naomi.

Ona natomiast postawiła na czarną, koronkową sukienkę. Miała ona długie rękawy, oraz była poniżej kolan. Posiadała także złote zdobienia naszyte na dekolcie oraz rękawach.

Do tego wszystkiego blondynka zostawiła rozpuszczone włosy, lecz lekko je pofalowała. Miała także czarne rajstopy z wzorkiem, płaskie buty, oraz czerwoną torebkę.

Teraz jednak starała się jakoś rozbawić przyjaciółkę, by ta po prostu dobrze się bawiła.

I trochę podziałało, bo Puchonka uśmiechnęła się lekko dzięki nim.

W końcu trzeba było się zebrać i wyjść z Wieży Ravenclawu. Na zewnątrz stali ich partnerzy, z którymi od razu się przywitały. Niedaleko znajdował się także Taylor, czekający na Lunę.

Każdy z chłopaków wystrojony był w elegancką szatę wyjściową.

Sophie od razu podeszła do Freda, po czym przytulili się na powitanie.

- Ślicznie wyglądasz - powiedział jej Fred, patrząc na nią z czułością. Strojna szata, oraz czarna muszka, które miał na siebie powodowały, że wyglądał jakby trochę inaczej.

- Dziękuję, ty również się pięknie wystroiłeś - odparła mu z uśmiechem.

I pomyśleć, że niemal rok temu czuła się zawstydzona na jakikolwiek komplement. Od tego czasu tak wiele się zmieniło. Nabrała pewności siebie, oraz nauczyła się także lepiej przyjmować komplementy.

Miała wokół siebie osoby, które pomogły jej wiele zrozumieć.

- Kochani, nie chcielibyśmy wam przeszkadzać, ale może już chodźmy, co? Zwłaszcza, że robi się tłok - odezwał się Taylor, obok którego stała już Luna, ubrana w różano kremową sukienkę, oraz mającą także paciorkowy naszyjnik i kolczyki rzodkiewki.

Oprócz nich gromadziło się tu także coraz więcej innych osób, które na kogoś czekały, więc uznali, że udadzą się już do sali wejściowej.

I tam było już pełno uczniów, czekających na godzinę ósmą. Gdzieś w tłumie Sophie dostrzegła Angelinę i Alicję ze swoimi partnerami, oraz Katie Bell, Ruby Collins i Randolpha Burrowa, tylko nie wiedziała, z którą z nich przyszedł.

- George poszedł czekać na Sanne - wyjaśnił Fred, gdy rozglądała się za drugim bliźniakiem.

I rzeczywiście, już po chwili do sali wejściowej weszli goście z Beuxbatons, osoby im towarzyszące oraz sama dyrektorka, Madame Maxime. George szedł z Sanne i również był ubrany w odświętną szatę, tak jak brat, lecz do tego miał szarą muszkę - prawdopodobnie po to, by łatwiej można było ich odróżnić. Jego partnerka miała srebrną suknię i włosy zawiązane w warkocza.

Tuż za nimi szli Lee i Branca. Chłopak też miał strojną szatę, a dziewczyna bordową sukienkę. Cała czwórka podeszła do ich szóstki, by się przywitać.

Niedaleko też kręciły się Alice, Natalie i Tilly; widać było także Andrewa z Tamsin oraz Adriana z Silvią.

Natomiast inna grupa osób spowodowała, że szybko starała się zwrócić uwagę gdzie indziej - były to bowiem Eveline z Frankiem Cookiem, oraz Clara, Chyna i Geraldine wraz z jakimiś nieznanymi jej chłopakami.

Po chwili przyszli również goście z Durmstrangu, z Karkarowem na czele. Sophie zobaczyła, że reprezentant ich szkoły, Wiktor Krum idzie Hermioną Granger - chociaż ledwo można było ją poznać w zupełnie odmienionym stroju i fryzurze.

Dostrzegła także Eduarda, idącego razem z Martiną Hunt, czym się zdziwiła. Jednak chłopak zapewne nie wiedział, na kogo trafił.

Rozróżniała siostry Hunt głównie po tym, która była miła, a która nie. No i jednak Andrew przyszedł z Tamsin, więc to musiała być druga z bliźniaczek.

W końcu drzwi Wielkiej Sali zostały otwarte, a reprezentanci poszli stanąć obok drzwi, by potem wejść osobno zgodnie z tradycją. Naomi z Cedrikiem, Harry z jedną z bliźniaczek Patil, Wiktor z Hermioną, oraz Fleur z Rogerem Daviesem, który nie mógł wręcz oderwać oczu od partnerki.

Sophie i Fred ruszyli razem ze wszystkimi do środka, by tam usiąść.

Ściany Wielkiej Sali pokrywał rozmigotany, srebrny szron, a pod rozgwieżdżonym sklepieniem biegły we wszystkie strony girlandy jemioły i bluszczu. Długie stoły poszczególnych stołów zniknęły, a zamiast nich pojawiło się ze sto mniejszych, oświetlonych lampionami. Przy każdym było ze dwanaście miejsc. Na szczycie sali był natomiast stół sędziowski.

Przy jednym ze stołów usiedli Sophie, Fred, George, Sanne, Michael, Sally, Andrew z Tamsin, Adrian z Silvią oraz zostawili miejsce dla Cedrika i Naomi, chociaż oni mieli dostać miejsca przy stole sędziowskim. Jednak gdyby chcieli później usiąść z nimi na trochę, to było dla nich miejsce.

Lee i Branca natomiast zostali zaproszeni do stołu obok, gdzie siedzieli także Angelina i Cloyd, Alicja ze swoim partnerem, Katie, Ruby i Randolph. Nie był to dobry pomysł, jeśli Jordan ciągle czuł coś do Johnson, jednak głupio mu było odmówić, skoro przecież się przyjaźnili.

Niedaleko znaleźli się także Taylor z Luną oraz jego przyjaciółki z partnerami. Dołączył się do nich także Neville i Ginny.

W końcu wszyscy usiedli, a wtedy do Sali weszli reprezentantanci, oklaskiwani przez zgromadzonych. Skierowali się oni na miejsca, po czym w końcu zaczęto ucztę.

Na błyszczących, złotych talerzach jeszcze nie pojawiły się żadne potrawy, za to przed każdym leżały niewielkie karty z menu.

Jak się okazało, by coś się pojawiło, należało po prostu wypowiedzieć potrawę z menu.

Wobec tego Sophie zamówiła sobie pieczone ziemniaczki, kotlety de volaille, buraczki oraz herbatę. Jako, że tego dnia nie było obiadu, to teraz wszyscy byli dużo bardziej głodni i chcieli zjeść.

W końcu Dumbledore wstał i poprosił uczniów o to samo. Następnie machnął różdżką i stoły odleciały do ścian, pozostawiając wolny środek sali, po czym na prawo od siebie wyczarował podium, a na nim orkiestrę - perkusję, gitary, lutnię, wiolonczelę i kobzy.

Teraz, wśród burzy oklasków, na podium wkroczyły Fatalne Jędze, wszystkie nadzwyczaj owłosione i ubrane w czarne szaty, malowniczo porozdzierane i postrzępione. Był to dosyć znany czarodziejski zespół, więc jego występ spotkał się ze szczególnym entuzjazmem.

Chwyciły za instrumenty, po czym nagle lampiony na stolikach pogasły, a reprezentanci podnieśli się ze swoich miejsc.

Po chwili Fatalne Jędze zaczęły grać jakąś powolmą, smętną melodię, a reprezentanci i ich osoby towarzyszące wkroczyli na jasno oświetlony parkiet i zaczęli tańczyć.

Już po chwili zaczęło do nich dołączać coraz więcej par, w tym oczywiście Fred i Sophie. Gdy w pewnym momencie zaczęli tańczyć bardzo szybko, inni musieli uważać, żeby na nich nie wpaść.

Oni jednak cały czas się uśmiechając, wirowali razem wśród pozostałych uczniów.

- Kocham cię Soph i nie wyobrażam sobie, że mógłbym być teraz z kimś innym - powiedział Fred, gdy już trochę zwolnili. Tańczyli niemalże przytuleni do siebie i było im naprawdę dobrze.

- Ja też cię kocham Freddie i nie chciałabym być tu z nikim innym. Chociaż nie mam pojęcia, jakby to się potoczyło, gdyby bal był na przykład rok temu - odparła dziewczyna, po czym trochę wzdrygnęła się trochę na myśl o tym, co mogłoby się wtedy wydarzyć.

- I tak bym cię zaprosił. A kogo niby, pannę Nachalną? - zapytał Fred, a ona popatrzyła na niego z niedowierzaniem.

- Niekoniecznie, ale na przykład Angelinę, Alicję czy Katie, w końcu to twoje przyjaciółki - rzekła Sophie.

- Przypominam ci, że wtedy też się już przyjaźniliśmy - odparł chłopak.

- Ale mnie znałeś krócej - zauważyła Krukonka, na co Fred pocałował ją w czoło, po czym stwierdził:

- Naprawdę nie ma co gdybać. Kocham cię i to się nie zmieni, pamiętaj.

- Ja ciebie też i wiem, że takie coś nie ma sensu. Jednak nic nie poradzę na to, że czasami myślę o takich rzeczach - westchnęła blondynka. On przytulił ją mocno, po czym powiedział wesoło:

- Wolałbym, żebyś myślała o naszej miłości, a nie o takich rzeczach.

Dziewczyna parsknęła z niedowierzaniem. Tak bardzo go kochała.

Chwilę później poszli do swojego stolika, gdzie czegoś się napili. W pewnym momencie jednak podszedł do nich George.

- Nie chciałbym wam przerywać, ale muszę. Fred, skoro Bagman tu jest, to musimy go spytać o nasze pieniądze z zakładu - rzekł młodszy bliźniak.

- Racja, może w końcu nam je odda. Soph, zostaniesz na chwilę sama, czy chcesz iść z nami? - zapytał Fred. Dziewczyna pokręciła głową.

- To wasza sprawa, nie będę się wtrącać. Jednak powodzenia - stwierdziła, po czym bliźniacy ruszyli w stronę Bagmana.

Nagle do stolika przyszedł Michael, po czym usiadł obok niej.

- Hej, jak się bawisz? - spytał, a ona zaczęła się zastanawiać gdzie jest Sally.

- Dobrze się bawię. A gdzie Sally? - zapytała go. Ostatnio zachowywał się jakiś dziwnie, jednak zarazem nie chciała być nieuprzejma.

- Teraz razem z Sanne tańczą - wyjaśnił Jones, po czym odwrócił się w kierunku szatynek, które jednak ciężko było dostrzec w tłumie - należało się dobrze przypatrzeć.

- Ah, rozumiem - odparła, po czym nastąpiło jakieś niezręczne milczenie - oczywiście muzyka nadal grała, ale oni nic nie mówili.

- A może też chciałabyś zatańczyć ze mną jeden taniec? Przy okazji poszukamy mojej siostry, żeby zobaczyć jak się bawi - zaproponował Michael, a ona miała jakieś dziwne przeczucia.

- Niech będzie - zgodziła się jednak, bo w końcu się przyjaźnili.

Podnieśli się więc i ruszyli na parkiet, gdzie tańczyli - na szczęście była to dosyć skoczna melodia.

- Mam takie pytanie - stwierdził nagle.

- Jakie? - spytała Sophie, patrząc uważnie na niego.

- Czy Sally nadal coś do mnie czuje? - zapytał chłopak, a ona westchnęła.

- Myślę, że sam powinieneś ją o to zapytać - odpowiedziała. Sama miała czasami co do tego wątpliwości, jednak nie zamierzała się z nim tym dzielić. Nie chciała się wtrącać między nich, wolała, żeby sami to rozwiązali.

- Tylko, że ona twierdzi że tak, ale mam wrażenie, jakby to było nieprawdą - rzekł chłopak, po czym złapał ją za ręce, gdy nagle obok nich ktoś zaczął zbyt szybko się przepychać. Ją to trochę zdziwiło, jednak przyjęła to jako gest pomocy.

- Wiem czy nie, to i tak nieistotne, bo to nie ja jestem odpowiednią osoba do tej rozmowy - odparła blondynka rzeczowo. Chłopak spojrzał na nią jakoś tak smutno, po czym zadał kolejne pytania.

- To chociaż powiesz mi, czy George czuje coś do Sally? Albo ona do niego?

- Michael, nie mogę ci nic powiedzieć. To nie ze mną powinieneś o tym rozmawiać. Naprawdę, spróbuj porozmawiać o tym z Sally. Ale nie dzisiaj, nie psuj jej tego wieczoru - rzekła Sophie, po on puściła jego ręce. Miała zamiar się odwrócić i odejść, gdy nagle poczuła mocne popchnięcie.

Przewróciła się prosto na Puchona, który zaskoczony, złapał ją i objął. Od razu się wyswobodziła, gdy jednak się odwróciła, ciężko było jej powiedzieć, kto mógł ją popchnąć.

Zresztą wokół było tyle ludzi, że to normalne, że ciągle się nawzajem popychają.

Dostrzegła natomiast Freda, który biegł w jej kierunku, przeciskając się przez tłum.

- Soph, wszystko dobrze? - zapytał zdyszany.

- Tak, tylko ktoś mnie popchnął i tyle - odparła Sophie. Jones stał obok nich i nic nie mówił.

- Kto cię popchnął? - spytał chłopak.

- Nie mam pojęcia, to było od tyłu. Ale tyle tu ludzi, że pewnie przez przypadek, a ja straciłam równowagę i tyle - stwierdziła blondynka. Rudowłosy spojrzał więc na stojącego obok szatyna.

- A ty coś widziałeś? - spytał, jednak Jones pokręcił głową.

- Niestety nie, ale w tym tłumie to wszystko jest możliwe. Byliśmy zajęci rozmową, nie patrzyliśmy na innych - odrzekł.

- Chodź Soph, pójdziemy do stolika - Fred objął blomdynkę, po czym zaczęli się przeciskać przez tłum. Po chwili spytał:

- O czym wy tak rozmawialiście?

- A co, zadrosny jesteś? - spytała, a po jego minie wywnioskowała, że rzeczywiście tak jest. Parsknęła z niedowierzaniem, po czym powiedziała:

- Wypytywał mnie o to, czy on nadal podoba się Sally, oraz czy George'owi się ona nie podoba. Lub odwrotnie.

- I wylądowałaś w jego ramionach? ,- spytał.

- Po prostu mnie uratował przed upadkiem na ziemię. Wolałbyś, żebym tam leżała? - zapytała, trochę już zirytowana tą podejrzliwością.

- Nie, oczywiście, że nie. Ale mam wrażenie, że... - zaczął Fred, jednak dotarli już do stolika, przy którym siedzieli już George, Sally i Sanne. Na widok drugiego z bliźniaków Sophie powiedziała:

- George, mógłbyś proszę ogarnąć swojego brata, bo mam wrażenie, że jest zazdrosny o każdego chłopaka jakiego widzi.

- Nieprawda - mruknął Fred.

- Racja. Oprócz Taylora i nauczycieli. O swojego brata bliźniaka też jesteś zazdrosny? - zapytała Freda.

- George nigdy nie poderwałby mojej dziewczyny - stwierdził z przekonaniem chłopak.

- Ale zatańczyć z nią może. George, chodź - powiedziała Sophie, wyswobadzając się z objęcia Freda.

- Z przyjemnością szwagiereczko - odparł wesoło George, po czym wstał z krzesła i z gracją ujął jej dłoń. Następnie poszli tańczyć, mając lekki ubaw z kwaśnej miny Freda.

- Wiem, że mój brat bywa zazdrosny, ale trzeba mu to wybaczyć. Nie każdy potrafi być tak opanowany jak ja - rzekł George, na co ona parsknęła śmiechem.

- Zobaczymy, co powiesz, jak będziesz miał dziewczynę. Ano właśnie, co do dziewczyn. Podoba ci się jakaś? - spytała Sophie.

Oczywiście, nie chciała mieszać się w nie swoje sprawy, jednak to był jej przyjaciel, a ona chciała wiedzieć, co u niego.

- Jeszcze się w nikim nie zakochałem. Ale zaprosiłem Sanne i zobaczymy, co z tego wyjdzie - stwierdził George, jednak ta odpowiedź jej nie wystarczyła.

- A co w takim razie czujesz do Sally? Widać, że jesteście ze sobą blisko - powiedziała Sophie ostrożnie. Rudowłosy jednak odparł:

- To tylko świetna przyjaciółka i nic więcej.

Sophie uznała, że chyba tego dnia już nic więcej się nie dowie. Postanowiła więc zmienić temat.

- Niech ci będzie. A właśnie, jak tam z tymi waszymi pieniędzmi z zakładu? Bagman wam je oddał? - spytała, jednak chłopak pokręcił głową.

- Niestety nie chciał oddać - odparł George.

- A to cham - stwierdziła Sophie.

Szkoda jej było bliźniaków - udało im się zgadnąć uczciwie wynik, a w zamian za to nic nie dostali.

Rozmowa w końcu przeszła na inne tematy.

I chociaż bliźniacy wyglądali tak samo, to jednak ona po prostu widziała te drobne różnice między nimi. Nawet w takiej czynności jak taniec poruszali się jakby inaczej.

W końcu wrócili do stolika, przy którym siedzieli Fred, Sally, Sanne, Naomi i Cedrik. Przywitali się z nimi, po czym Sophie usiadła obok Freda i spytała się go:

- Ochłonąłeś?

Fred pokiwał głową.

- Tak. I przepraszam za to, po prostu cię kocham i to przez to. Bo nie chciałbym cię stracić.

- Nie stracisz mnie. Kocham cię - odparła mu Sophie, po czym przejechała ręką po jego włosach. Spojrzeli na siebie, po czym się uśmiechnęli.

A następnie zbliżyli do siebie jeszcze bardziej i pocałowali.

Postanowili trochę posiedzieć przy stole, wraz z przyjaciółmi - doszli do nich także Lee i Branca. Michael nigdzie się nie pojawił - możliwe, że poszedł do swojej siostry.

Nagle za to zjawił się Harry, usiadł obok Naomi. Wyglądał na zaniepokojonego czymś. Gdy siostra zapytała go, co się dzieje, on odparł:

- Ron i Hermiona się pokłócili. O Kruma. Ron się gniewa to, że poszła z nim na Bal.

- Zadrosny pewnie - stwierdziła Naomi.

- To chyba rodzinne, co? - mruknęła Sophie z lekkim rozbawieniem.

- Długo mi będziesz to wypominać? - zapytał Fred, na co ta odpowiedziała:

- Do końca życia. Ale i tak cię kocham.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro