Rozdział pięćdziesiąty pierwszy
Następne dni mijały dosyć szybko. Chociaż Sophie widziała się ze znajomymi na lekcjach i pomiędzy nimi, to brakowało czasu, żeby dłużej porozmawiać. Sumy, które miały się odbyć za trochę ponad dwa miesiące, wszystkich zaczynały dobijać. Nauczyciele zadawali mnóstwo prac domowych, które Sophie starała się robić na bieżąco.
Sally i Naomi również przygotowywały się do egzaminów, a bliźniacy Weasley prawie cały czas trenowali Quidditcha, gdyż kapitan drużyny Gryffindoru, Oliver Wood chciał, by ćwiczyli grę jak najwięcej i najczęściej. Gryfon był na swoim ostatnim roku i choć zawsze zależało mu na grze, to teraz przygotowywał swoją drużynę do decydującego meczu chyba bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Oczywiście cała drużyna chciała wygrać, więc trenowali, nawet jeśli trochę na to narzekali.
Dużym minusem był także fakt, że na każdych eliksirach pracowali już sami. Sophie naprawdę miło się pracowało z Fredem i szkoda jej było tych rozmów, choć zarazem wiedziała, że musi się skupiać na nauce do egzaminów.
Sophie pamiętała, że miała porozmawiać z Naomi o jej rodzinie, ale ciągle brakowało dobrej okazji. I tak minęły z dwa tygodnie.
Po długim tygodniu nauki nastał w końcu piątek. Była już ostatnia lekcja, historia magii, na której większość klasy spała, albo rozmawiała między sobą. Profesor Binns nie zwracał na nich uwagi, z czego uczniowie korzystali.
Sophie i Sally rozmawiały więc po cichu z siedzącymi za nimi bliźniakami Weasley.
- Wood robi nam takie treningi, że na pewno wygramy ze Ślizgonami - rzekł Fred, gdy bracia opowiadali o Quidditchu.
- Nawet kosztem naszego zdrowia i życia - uznał George.
- W końcu jego ulubione powiedzenie to: "Wygraj, albo zgiń" - dodał Fred, próbując naśladować kapitana drużyny Gryfonów, co spowodowało, że dziewczyny zaśmiały się po cichu.
- Jak nie wierzycie, to możecie wpaść dzisiaj popołudniu na trening popatrzeć - zaproponował Fred.
- Będziecie miały niepowtarzalnną okazję - zaczął mówić George.
- Na zobaczenie nas ćwiczących grę w Quidditcha - dokońzył Fred.
- Choć oczywiście dla nas to łatwe, graliśmy w niego odkąd nauczyliśmy się chodzić - dodał George.
- Jak zwykle skromni - powiedziała Sophie. Przyzwyczaiła się już do tego, że często tak mówią. Wiedziała jednak, że lubili też tak się przekomarzać.
- No pewnie, w końcu jesteśmy bardzo skromni. Przyjdziecie nas zobaczyć? - spytał Fred, patrząc na Sophie.
- Jeśli wasz kapitan nas nie wyrzuci z boiska, to myślę, że możemy przyjść- zgodziła się Mason.
- Spokojnie, nie pozwolimy na to. Zresztą często ktoś przychodzi i ciężko wszystkich wyganiać z trybun co chwilę. Poza tym jeśli nam kibicujecie, to może się zgodzi - uznał Fred.
Blondynka pomyślała, że to miłe z ich strony, że chcą się wstawić za nimi, tylko po to, by mogły obejrzeć ich trening.
- W takim razie o której mamy przyjść na boisko? - Sally zwróciła się do George'a, który siedział bezpośrednio za nią.
- O czwartej - odpowiedział George.
Jako, że mieli razem lekcje i często siedzieli niedaleko, zdarzało im się rozmawiać w czwórkę po cichu, albo gdy szli na kolejne zajęcia do innej sali. Jednak od pewnego czasu można było odnieść wrażenie, że dzieje się coś więcej.
Choć Sophie jak zwykle rozmawiała z nimi i patrzyła na nich wszystkich, to zupełnie nieświadomie coraz częściej spoglądała w stronę Freda. Fakt, że chłopak często o czymś mówił, zażartował, jednak z jakiegoś powodu miało to miejsce nawet wtedy, gdy mówił ktoś inny. Nawet gdy dziewczyny wchodziły do Wielkiej Sali, to blondynka zazwyczaj najpierw zwracała uwagę na Freda, a potem dopiero George'a.
Sam Fred natomiast również trochę częściej szukał jej wzrokiem. Robili to zupełnie nieświadomie, nie wiedząc jeszcze, jak wiele zmieni się w ciągu najbliższych miesięcy.
Sally i Sophie poznały się lepiej dopiero w tym roku, jednak szatynka przeczuwała, że coś się dzieje. Jasne, już wcześniej mówiła o tym, że Sophie mogłaby być z Fredem, jednak teraz można było wyczuć lekką zmianę atmosfery podczas rozmowy.
Przykładowo, coraz częściej Fred zwracał się do Sophie bezpośrednio i patrzył na nią, nawet gdy temat dotyczył nie tylko jej. Natomiast blondynka również zwracała się do niego trochę częściej niż do jego brata.
George znał swojego brata od urodzenia i też odniósł trochę wrażenie, że coś się dzieje. Postanowił, że musi zapytać go o to, gdy będą sami.
Sami zainteresowani, czyli Sophie i Fred nie mieli jednak o niczym pojęcia. Nie zauważyli żadnych zmian i myśleli, że wszystko jest tak samo jak wcześniej. Nie wiedzieli, że wszystko zaczyna powoli się zmieniać i mieli się o tym w końcu przekonać.
~
W końcu skończyły się lekcje, a uczniowie wyszli z klasy, ciesząc się z nadchodzącego weekendu. Krukonki poszły poszukać Naomi, która skończyła już lekcje. Fred i George ruszyli do Wieży Gryffindoru razem z Lee, który przespał całą lekcję historii magii i nadal był zaspany.
W dormitorium Jordan poszedł do łazienki, a bliźniacy usiedli na swoich łóżkach. George spytał:
- Nie masz wrażenia, że coś się dzieje?
- Nie, wszystko jest w porządku - rzekł Fred.
- Naprawdę? Bo ja mam wrażenie, że od jakiegoś czasu coraz częściej patrzysz w stronę Sophie - powiedział George.
- Wydaje ci się, jesteśmy przyjaciółmi i tyle - odparł Fred. Nie uważał, żeby patrzył na nią jakoś częściej niż zwykle. Oczywiście, zależało mu na niej w jakiś sposób, ale to raczej normalne, gdy się z kimś przyjaźni.
George uznał, że nawet jeśli mu się tylko przywidziało, to i tak zamierzał uważnie obserwować, co będzie dalej.
~
W tym samym czasie Sophie i Sally szły w stronę Wielkiej Sali, gdzie miała czekać na nie Puchonka. Po drodze Sally uznała, że można by spróbować dowiedzieć się, czy przyjaciółka zdaje sobie sprawę z tych szczegółów, które ona zauważyła. Sophie jednak zaprzeczyła.
- Naprawdę nie wiem, o co ci chodzi. Nie jestem zakochana - odparła Mason. Jednak nie wiedziała, że powoli zaczynała być zauroczona Weasley'em.
Miało minąć jeszcze trochę czasu, zanim którekolwiek z nich przyzna się do zakochania w drugiej osobie.
~
O czwartej na boisko przyszły we trzy - Sophie, Sally i Naomi, którą zabrały, bo jednak przyjaźniły się we trójkę, nawet jeśli chłopcy zaprosili tylko obydwie Krukonki.
Na trybunach siedziała już jedna, wysoka dziewczyna o kasztanowych włosach, w której Sophie rozpoznała Mirandę Ellis, przyjaciółkę Olivera. Gdy zobaczyła, że dziewczyny usiadły, podeszła do nich i usiadła obok nich.
- Cześć wam, jestem Miranda Ellis, a wy? - spytała Gryfonka.
Dziewczyny przedstawiły się po kolei, zastanawiając się, czy nie każe im stąd iść, skoro to trening drużyny Gryfonów. Miranda jednak najwyraźniej była chętna do poznania nowych osób i nie zamierzała ich stąd wyrzucać.
Po chwili na boisku pojawili się zawodnicy, a wśród bliźniacy Weasley, których Sophie od razu dostrzegła. W tym samym czasie Fred również spojrzał w stronę widowni i napotkali swoje spojrzenia na moment.
- Czy wy naprawdę nie rozumiecie, że nikt poza Gryfonami nie powinien przychodzić na nasze treningi? - zapytał Oliver zirytowany.
- Sophie, Sally i Naomi kibicują Gryfonom - rzekł Fred.
- I nie wydadzą nas Ślizgonom - dodał George.
- Oliver spokojnie, przyszły sobie popatrzeć chwilę i nikomu nie powiedzą o twojej strategii. Zresztą chcę mieć z kim pogadać - w ich obronie stanęła Ellis.
- A Maureen nie mogła z tobą przyjść? - zapytał Wood.
- Nie, bo po pierwsze nie interesuje jej to, a po drugie musiała się pouczyć, bo ma za dużo zaległości - odparła Miranda.
- Niech wam będzie, ale jeżeli przez to przegramy, to nie ręczę za siebie. Zaczynamy trening! - rozkazał Wood, po czym drużyna zaczęła grać.
- Miło, że się za nami wstawiłaś, chociaż to on jest twoim przyjacielem - powiedziała Sally, na co Miranda machnęła ręką.
- Przyjaźnimy się, ale lubię mu czasami robić na złość. I chciałam mieć też z kim pogadać - powiedziała Gryfonka.
Była od nich dwa lata starsza, ale udało im się porozmawiać na jakieś luźne tematy. Jednocześnie obserwowały też boisko, gdzie wszyscy wykonywali polecenia Olivera. Bliźniacy wyglądali, jak gdyby chcieli się wręcz popisać przed nimi, wygłupiając się. Było naprawdę miło i w końcu można było trochę oderwać się od nauki.
Sophie pomyślała, że w weekend spróbuje w końcu porozmawiać z Naomi o jej rodzinie, choć wiedziała, że pewnie dla Puchonki jest to trudne.
Musiała też w końcu wymyślić jakiś prezent dla bliźniaków Weasley, którzy mieli urodziny już za kilka tygodni. Zastanawiała się, co mogłaby im dać takiego, żeby się spodobało.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro