Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział osiemdziesiąty siódmy

Ten mem w mediach czasami taki prawdziwy 😂

~

Gdy Sophie wróciła do domu, zarówno rodzice, jak i brat oraz dziadkowie chcieli dowiedzieć się, jak przebiegła jej wizyta u przyjaciółki. Taylor natomiast wrócił od swoich spotkania ze swoimi znajomymi i również opowiadał, jak było.

Chcieli też wiedzieć, co wydarzy się w roku szkolnym, jednak Edward nie chciał im powiedzieć, pomimo tego, że jako pracownik Ministerstwa zapewne wiedział o co chodzi.

Rodzeństwo zdążyło jednak jeszcze przed Mistrzostwami udać się na Pokątną, by tam oprócz zakupienia nowych książek, znaleźć jakieś odpowiednie szaty wyjściowe.

Sally i Naomi również chętnie zgodziły się wybrać na Pokątną tego dnia, tak więc spotkali się już na miejscu.

Taylor poszedł poszukać jakiejś szaty dla siebie, podczas gdy one we trzy znalazły jakiś sklep z sukienkami.

- Może ta?

- Jak myślicie, czy ta będzie pasować?

- Nie wiemy o jakiej porze roku będzie to wydarzenie, a co jak będzie zimno?

- Może to przymierzysz?

Takie właśnie pytania padły podczas tego wspólnego przymierzania ubrań. Tak właściwie dziewczyny nie miały pojęcia, co dokładnie ma to być za okazja, jednak chciały dobrze się prezentować.

- Nie mam pojęcia na co my właściwie się szykujemy, ani co w tym roku będzie się działo, ale zgaduję, że szykuje się coś wielkiego - stwierdziła Sophie w trakcie przeglądania kolejnych sukienek.

- Wszyscy wiedzieli, że będziecie z Fredem i robią uroczystość z tej okazji - zażartowała Sally, a Sophie pokręciła głową z rozbawieniem.

- Sama masz chłopaka, tak przypominam. A może chcą zorganizować coś, bo w końcu tata Naomi został uniewinniony? - zapytała Sophie, chociaż dobrze wiedziała, że to nie miałoby sensu.

- No na pewno to o to chodzi. Przydałoby się, żeby zrekompensowali mu te dwanaście lat w Azbakanie i rok ścigania go za coś, czego nie zrobił. Chociaż nie wiem, czy cokolwiek jest w stanie to zrekompensować.  A tak w ogóle to będę mogła już się nazywać oficjalnie nazwiskiem Black, wiecie? Bo wcześniej mama posłała mnie i brata do szkoły pod swoim nazwiskiem, pomimo tego, że mieli ślub. Natomiast teraz już będziemy oficjalnie Black, chociaż nie wiem czy się przyzwyczaję do tego - stwierdziła Naomi.

- Będzie dobrze!

- Przyzwyczaisz się na pewno.

I tak właśnie mijało im to popołudnie - na rozmowach i przeglądaniu kolejnych ubrań, żeby zdecydować się na coś konkretnego.

W końcu podjęły decyzję, zarazem uznając, że zawsze będzie można najwyżej coś jeszcze zmienić w ubiorze. Wszystko będzie zależało też od tego, co to będzie za okazja i kiedy.

Taylor czekał na nie w lodziarni, gdzie poszły po skończeniu zakupów. Zjedli razem lody i pogadali, po czym niedługo później wrócili do domów za pomocą sieci Fiuu.

~

- Gdzie jest ta koszulka?

- Masz te bilety, nie zgubiłeś?

Od rana w domu panował rozgardiasz - trwały przygotowania do wyprawy na Mistrzostwa Świata w Quidditchu.

Całą czwórką mieli polecieć świstoklikiem, który miał znajdować się w lesie nieopodal miasteczka. Najpierw jednak kończyli pakowanie i przygotowywanie wszystkiego na drogę.

- Z czym chcecie kanapki? Z szynką czy kiełbasą?

Caroline akurat stała w kuchni i przygotowywała prowiant na wycieczkę. Mieli napoje, kanapki, ciastka, ale też i inne rzeczy, bardziej sycące. Wszystko to było na kilka dni, bowiem zdarzało się, że Mistrzostwa trwały tak długo.

Rodzina jednak chętnie szykowała się na to wydarzenie też z tego względu, że mieli tam spotkać znajomych i przyjaciół.

W końcu ruszyli do lasu, niosąc ze sobą kilka ciężkich plecaków, naładowanych po brzegi.

Pomimo tego, że było lato, mieli nawet na zapas ciepłe ubrania, bo jak stwierdziła Caroline - pogoda bywa zmienna i trzeba się zabezpieczyć.

W końcu dotarli na polanę, gdzie leżał leżał stary kapelusz. Chwycili go na raz i chwilę później poczuli szarpnięcie.

Zawirowało nimi dookoła, aż upadli na ziemię w zupełnie innym miejscu niż wcześniej. Gdy w końcu wstali i otrząsnęli się po podróży, mogli ruszyć w stronę obozowiska.

Sophie musiała przyznać, że nie jest to zbyt miły sposób podróżowania, chociaż skuteczny.

Gdy przechodzili wśród namiotów, szukając swojego miejsca, Krukonka rozglądała się w poszukiwaniu swoich przyjaciół.

I chłopaka.

Nadal w to lekko nie wierzyła, chociaż doskonale wiedziała o tym, że to prawda.

Jednak aż niewiarygodne jej się wydawało, że on zakochał się akurat w niej.

Bo przecież nie wyróżniała się jakoś szczególnie w niczym.

Pomimo tego, co przeszła, nadal gdzieś zostało jej jeszcze trochę tej niepewności i nieśmiałości. Jednak miała osoby, którym ufała i przy których czuła się sobą.

Dlatego też potrafiła czasami powiedzieć coś, czego nigdy wcześniej by się po sobie nie spodziewała - jednak były to tylko pewne momenty.

Doszli niemalże do końca kempingu, mijając po drodze dużo znajomych osób, jednak w końcu niemalże na skraju lasu dostrzegła tłum rudowłosych osób.

Szybko rozpoznała w nich rodzinkę Weasleyów i aż serce jej zabiło mocniej.

- Ktoś tu chyba nie może się doczekać spotkania z chłopakiem, co? - zapytała Caroline, widząc, w jakim kierunku patrzy jej córka.

Dziewczyna zmieszała się trochę, chociaż wiedziała, że nie ma w tym nic złego. Jednak jakoś co innego było myślenie o tym, a powiedzenie tego na głos.

Caroline aż zachichotała pod nosem, widząc co się dzieje.

- Zaraz się z nimi przywitamy, bo inaczej to chyba o niczym innym nie będziesz w stanie myśleć - powiedziała mama, a Sophie bardzo ucieszyła się z tej decyzji.

Podeszli do namiotu Weasleyów, gdzie stało kilkanaście osób. Oprócz Freda, George'a, Ginny, Rona, Percy'ego i ich taty, zobaczyła jeszcze dwóch płomiennowłosych chłopaków, których nie znała, ale domyśliła się, że są to Bill i Charlie, najstarsi z braci. Oprócz nich zobaczyła jeszcze Hermionę i Harry'ego, co oznaczało, że Blackowie też już są zapewne na kempingu.

Cała grupka stała tyłem do nich i przodem do ogniska, patrząc, jak Artur próbuje je rozpalić zapałkami.

- Może panu pomóc? - usłyszeli głos Pottera.

- Ależ nie trzeba, poradzę sobie! To fascynujące, jak się to robi - powiedział pan Weasley.

W końcu mu się to udało, na co Edward, Caroline, Sophie i Taylor zaklaskali.

- Brawo Artur, powinieneś dostać odznakę za to - stwierdził Edward żartobliwie, gdy cała dziesiątka osób zwróciła się zaskoczona w ich kierunku.

- Dziękuję i witajcie - powiedział pan Weasley, po czym przywitał się najpierw z Edwardem uściskiem dłoni.

Sophie natomiast popatrzyła w kierunku bliźniaków, ciesząc się, że ich widzi.

- To ty jesteś tą dziewczyną Freda? Wreszcie będzie okazja się poznać, bo na peronie nie było na to zbytnio czasu! -  ucieszył się Artur, kierując swoje pytanie w stronę Sophie.

- Tak, to ja - powiedziała Krukonka, a chwilę później podszedł do niej Fred i objął ją ramieniem.

- Wreszcie mogę przedstawić ci moją rodzinę, tylko mamę poznasz później - powiedział do niej chłopak. Szybko jednak zdjął rękę z jej ramienia, widząc baczne spojrzenie jej taty.

- Też się cieszę, że będzie okazja spędzić razem czas - stwierdziła Sophie, patrząc szczęśliwa na swojego chłopaka.

Dobrze wiedziała, że jej rodzice nie mają nic przeciwko Fredowi, czy temu, że ma chłopaka, jednak tata postanowił trochę poudawać surowego.

Oczywiście wynikało to też z tego, że martwił się o nią, jednak z drugiej strony chciał też trochę go postraszyć.

Uznała jednak, że nie zaszkodzi, jeśli przytuli się do swojego chłopaka, na co miała ochotę.

Objęła go więc, a on to odwzajemnił.

Przytulili się bardzo mocno, na oczach swoich rodzin.

Trwało to może dosyć krótko, ale jednak było.

Stęsknili się za sobą.

- Wreszcie będzie okazja, żebyś poznała też resztę swoich szwagrów i spędziła trochę czasu z chłopakiem - powiedział bezpośrednio Taylor, stając z drugiej strony siostry. Wszystkie spojrzenia teraz skierowały się wprost na niego, a większość zgromadzonych osób wydawała się być rozbawiona tymi słowami. Sophie poczuła się trochę zmieszana takim tekstem przy wszystkich, ale zarazem uśmiechnęła się, bo była już trochę przyzwyczajona do tego bezpośredniego podejścia.

- A ty musisz być Taylor, zgadza się? - zapytał pan Weasley, który słyszał również o nim.

- O tak, to ja - odparł Taylor dumnie.

- Jest ich naczelnym swatem - rzekł George, podchodząc do Freda i Sophie i kładąc im ręce na ramionach.

- Zgadza się - odparł Taylor, wypinając się dumnie do przodu.

- Hej, w takim razie miło was poznać. Jestem Bill, starszy brat tej szóstki. I trochę o was słyszałem - podszedł do nich jeden rudowłosy chłopak, z włosami na tyle długimi, że miał związanego małego kucyka z tyły głowy. Z ucha natomiast zwisał mu kolczyk z czegoś, co wyglądało jak kieł.

- Cześć - przywitała się Sophie, zastanawiając się jednocześnie, ile rzeczy o niej i jej bracie wie rodzina bliźniaków.

Patrząc na to, że w Hogwarcie w tym roku było ich pięcioro, to niewykluczone, że całkiem sporo.

- A ja Charlie - powiedział drugi z tych braci, których jeszcze nie znała.

Przynajmniej z widzenia, bo na dobrą sprawę najlepiej poznała się oczywiście z bliźniakami.

Charlie był podobnie do nich zbudowany, oraz niższy i tęższy od Rona i Percy'ego, którzy byli wysocy i chudzi. Miał szeroką, dobroduszną twarz, posiekaną od wiatru, a piegów tyle, że wyglądały jak opalenizna; ramiona miał muskularne, a na jednej ręce widniał duży, błyszczący ślad po oparzeniu.

Gdy wyciągnął do niej wielką dłoń, którą potrząsnęła, wyczuła palcami stwardnienia i pęcherze.

Przywitania przerwało wołanie, dobiegające od strony naniotu znajdującego się kilkanaście metrów dalej.

- Cześć wam!

Sophie zobaczyła, że w ich kierunku biegnie Naomi, natomiast tuż za nią idą Jason, Maya i Syriusz.

- Oo, cześć! - ucieszyła się Sophie, po czym już chwilę później była ściskana przez przyjaciółkę.

- Jak dobrze, że już dotarliście!

Miło było spotkać się z tyloma bliskimi jej osobami. Sally dołączyła do nich jakiś czas później, a wcześniej jeszcze Edward, Caroline, Sophie i Taylor zdążyli rozbić swój namiot.

Oj z pewnością będzie się działo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro