Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział osiemdziesiąty dziewiąty

Śmierciożercy.

Sophie może i nie widziała ich nigdy wcześniej, jednak wiedziała o nich z opowieści rodzinnych.

Nie miała pojęcia, co tu robią, jednak nie było czasu się nad tym zastanawiać.

Grupa ubranych mrocznie postaci aktualnie unosiła w powietrzu jakichś ludzi, przy okazji zmniejszając im głowy, czy przekręcając je. To wyglądało strasznie.

- Gdzie Taylor? I moi rodzice? - zastanawiała się dziewczyna. Nie miała pojęcia, czy ma do nich iść, czy co uciekać. Ale gdzie byli? Taylor był u Jonesów chyba, ale co jeśli poszedł gdzieś indziej? A rodzice gdzie mogli pójść?

- Mój tata i rodzina też gdzieś tam są, trzeba im powiedzieć - rzekła Sally niemalże w tym samym momencie.

Naomi i Harry również byli rozdzieleni z Mayą, Syriuszem i Jasonem, jednak zanim zdążyli coś powiedzieć, Artur rzekł:

- Zaraz się znajdą, ale wy już biegnijcie do świstoklika, szybko! Fred, George, pilnujcie rodzeństwa! Wy też biegnijcie z nimi! - skierował się w stronę przyjaciół swoich dzieci -  Trzymajcie się wszyscy razem! Ja, Bill, Charlie i Percy pójdziemy pomóc Ministerstwu i przy okazji jak znajdziemy wasze rodziny, to poinformujemy ich, gdzie jesteście. Ale jestem pewien, że dadzą sobie radę - powiedział Artur, po czym razem z trójką najstarszych synów pobiegł pomóc w unieszkodliwieniu śmierciożerców.

George złapał za rękę Ginny, Fred Sophie, Naomi Harry'ego, a tylko Sally, Hermiona i Ron biegli osobno. Cała grupa popędziła w przeciwnym kierunku do całego zamieszania - w stronę lasu. Nie mieli pojęcia gdzie jest świstoklik, a poza tym chcieli uciec jak najdalej, więc to wydawało się najlepszym wyjściem.

Sophie z Fredem, George'em i Ginny pierwsi pobiegli, przepychając się przez tłumy spanikowanych czarodziejów. Mieli przy sobie różdżki, jednak wiedzieli, że nie mieliby wiele szans z grupą wyszkolonych śmierciożercóe.

W końcu wbiegli do lasu i biegli między drzewami, nie oglądając się za siebie. Martwili się o swoich bliskich, wiedzieli jednak, że niewiele mogliby tam pomóc. Ciągle starali się unikać wszelkich gałęzi, korzeni i innych przeszkód tam, nie patrzyli więc do tyłu.

Gdy w końcu uznali, że są już dosyć daleko od kempingu - zatrzymali się. Gdy jednak się obrócili, z przerażeniem zobaczyli, że są tylko we czwórkę.

- Gdzie są Sally, Naomi, Harry, Ron i Hermiona? - zapytała Sophie zaniepokojona.

Miała za sobą dzień pełen wrażeń, a teraz przebiegła naprawdę spory dystans, jednak teraz była zbyt przerażona tą sytuacją, żeby myśleć o zmęczeniu.

- Chyba ich zgubiliśmy, rodzice nas za to zabiją - jęknął George, puszczając już rękę Ginny. Znajdowali się gdzieś w lesie, otoczeni podobnymi do siebie wielkimi drzewami oraz krzakami.

- Musimy ich znaleźć! - rzekła rudowłosa.

- Tylko z której strony my przyszliśmy? - zapytał Fred, ale wszyscy byli wcześniej zbyt zajęci biegiem, żeby zwrócić uwagę, gdzie się kierują.

- Chyba daleko gdzieś uciekliśmy, bo już nie słychać tak bardzo odgłosów z kempingu - stwierdziła Sophie, a wszyscy starali się przez chwilę nasłuchiwać.

To było straszne.

Nie miała pojęcia czy jej rodzina jest cała i zdrowa, na dodatek zgubiła też gdzieś swoje przyjaciółki.

Jedynym plusem tej sytuacji było chyba to, że ich czwórka żyła i nie odniosła żadnych obrażeń. Ale co z resztą ludzi? Co się wydarzyło, gdy oni uciekli do lasu?

Czy udało się unieszkodliwić śmierciożerców?

Dziewczyna puściła rękę Freda, po czym zaczęła rozglądać się dookoła miejsca, w którym się znaleźli. Liczyła na znalezienie czegoś, co pomoże im się wskazać odpowiedni kierunek, żeby się wydostać.

Wcześniej trzymając chłopaka prawą ręką, lewą trzymała różdżkę, jednak teraz przełożyła ją do prawej - Była w końcu praworęczna. Trzymała ją cały czas, będąc w gotowości, gdyby coś zamierzało ich zaatakować.

Weasleyowie również wydawali się gorowi, by się bronić w razie czego. Jednak na szczęście chyba nic ani nikt nie zamierzało na nich napaść.

A co jeśli wszyscy, którzy zostali na tym kempingu, zginą? Ta myśl ją przeraziła, jednak wiedziała, że nie może się jej poddać.

Oby było dobrze.

- Ma ktoś jakiś plan? - zapytał George, a wszyscy spojrzeli na siebie nawzajem wyczekująco.

- Z tego co pamiętam, mech porasta drzewa od północnej części. Tylko z której strony był las? - zastanowiła się Sophie. Podeszła do jednego z dzrew i dosyć szybko znalazła szczególnie porośniętą część.

- A słońce nie było od strony lasu czasem? - zapytała Ginny niepewnie.

- Nie, chyba z drugiej strony - stwierdził Fred.

Po kilku minutach dyskusji zdecydowali w końcu wybrać jedną z dróg, którą wydała im się najbardziej prawdopodobna. Starali się też kierować dźwiękami, które dobiegały z kempingu.

Robiło się coraz ciemniej, a oni chcieli zdążyć wrócić, zanim zapadnie zmrok.

Mieli też nadzieję, że mają do czego i kogo wrócić.

Szli teraz o wiele wolniej niż wcześniej, bacząc na to, gdzie idą.
Fred trzymał za rękę Sophie, a George Ginny i starali się nie potknąć o korzenie czy niskie gałęzie drzew.

- Tam chyba widzę jakieś namioty! - powiedziała Ginny, gdy już krążyli od dłuższego czasu po lesie.

- Rzeczywiście, cię tam jest! - rzekł George, patrząc w kierunku wskazanym przez siostrę.

- Miejmy nadzieję, że nasi odnaleźli drogę, bo inaczej nie wiem jak mamy powiedzieć rodzicom, że zgubiliśmy pięć osób - stwierdził Fred.

- Znajdą się, na pewno - powiedziała Sophie, starając się brzmieć optymistycznie. Chociaż ciężko było myśleć pozytywnie w takiej sytuacji.

W końcu dotarli na skraj lasu i zobaczyli, że na kempingu panował dalej chaos. Dużo namiotów zostało uszkodzonych, jednak wielu ludzi nie było widać. Słychać za to było krzyki i hałas, dobiegający gdzieś z daleka, prawdopodobnie z dalszej części kempingu.

- Fred, George, Ginny, Sophie, co w tu robicie?

- Nagle usłyszeli głos Charliego, który wyszedł spośród namiotów. Zważywszy na to, że było bardzo ciemno, to nic dziwnego, że ujrzeli go dopiero teraz, gdy był bliżej. Widać jednak było, że ma rozdartą koszulę - ewidentnie coś mu się stało. Trudno było jednak ocenić, jakie rany mógł odnieść.

- Charlie! - Ginny od razu pobiegła do brata, by go przytulić. Ten objął ją jedną ręką, w drugiej trzymając cały czas różdżkę.

- Zgubiliśmy się w lesie - powiedział Fred.

- I nie wiemy, gdzie reszta - dodał George.

- Sally i Naomi już się znalazły, są pod opieką Billa i Percy'ego, którym przy okazji pomagają, bo zostali ranni. Natomiast ja szukałem was oraz Rona, Harry'ego i Hermiony, którzy gdzieś się zgubili - powiedział Charlie.

Zanim jednak ktokolwiek zdążył coś powiedzieć, nagle coś dużego, zielonego i błyszczącego wystrzeliło daleko z ciemności, śmignęło ponad szczyty drzew i poszybowało w niebo.

- Co to jest... - zapytała Ginny, razem ze wszystkimi gapiąc się w górę.

Przez chwilę ktoś mógłby mieć wrażenie, że to nowa formacja krasnoludków. Jednak była to olbrzymia czaska, złożona z elementów, które przypominały szmaragdowe gwiazdy. Spomiędzy szczęk, jak język wysuwał się wąż. Na ich oczach wznosiła się coraz wyżej i wyżej, spowita zieloną mgiełką, rysując się na tle czarnego nieba jak jakaś nowa konstelacja.

Nagle las rozbrzmiał krzykami. Charlie zawołał zdenerwowany:

- No nie! Szybko, biegniemy do namiotu, tam są nasi!

- Co się dzieje?? - zapytała głośno Ginny, trzymając Charliego za rękę. Sophie razem z bliźniakami biegła tuż za nimi. A właściwie przemykali między porzuconymi na ziemi rzeczami.

- Nie ma czasu, później wam wyjaśnię! - powiedział chłopak.

Na szczęście do namiotu udało im się dobiec dosyć szybko - na szczęście nie ucierpiał tak bardzo, jak niektóre. Najwyraźniej uratowało go to, że znajdował się na uboczu.

W środku zobaczyli Billa siedzącego przy małym, kuchennym stoliku, przyciskającego prześcieradło do ramienia, które obficie krwawiło. Percy miał zakrwawiony nos, a tylko Sally i Naomi były całe , jednak wyglądały na wstrząśnięte.

Jednak gdy zobaczyli przyjaciółkę, od razu podeszły do niej, by się przytulić.

- Właśnie ktoś wyczarował Mroczny Znak - zakomunikował Charlie.

- Mroczny Znak? - powiedział z niedowierzaniem i niepokojem Bill.

- Kto mógłby to zrobić? - zapytał Percy.

- Co to jest? - zapytała Ginny.

- Znak, który wyczarowywali śmierciożercy nad domami osób, które zabili - rzekł w końcu najstarszy z braci Weasleyów. Wszyscy zbledli i widać było, że są przerażeni tym wszystkim.

Ten dzień z pewnością nie należał do najprzyjemniejszych.

Niedługo potem do ich namiotu wrócił Artur, razem z Ronem, Harrym i Hermioną.

Okazało się, że ktoś, kto wyczarował Mroczny Znak, uciekł, a przez chwilę podejrzewano o wyczarowanie go Mrużkę - skrzatkę pana Croucha - zarządcy Departamentu Przestrzegania Praw Czarodziejów i przełożonego Percy'ego.

To wszystko było straszne.

A Sophie pomyślała o tym, że nie chce wojny.

Nie chce, żeby Voldemort powrócił.

Nagle do głowy przyszła jej straszna myśl.

Co, jeśli dzisiejsze wydarzenie było dopiero początkiem czegoś dużo gorszego?

Niedługo po tym, jak już trochę ochłonęli, do ich namiotu przybyli Caroline, Maya i Dedalus po swoje dzieci, żeby teleportować się za pomocą teleportacji łącznej.

Sophie cieszyła się, że zobaczyła swoją mamę i chciała też zobaczyć swojego tatę i brata. Caroline na szczęście uspokoiła ją, mówiąc, że są cali i zdrowi. Kobieta miała trochę zadrapań, jednak najwyraźniej udało jej się nie odnieść jakichś większych ran.

- Soph, a do Nory też przyjedziesz? - zapytał Fred, gdy się żegnali.

- Nie wiem. Znaczy chciałabym, ale nie wiem jak to będzie - odparła dziewczyna, nie wiedząc, czy rodzice puszczą ją tam po tym, co się stało.

I czy to w ogóle był dobry pomysł tam jechać teraz?

Sophie spojrzała w stronę mamy, która odparła:

- Jeszcze o tym porozmawiamy, teraz już chodźmy.

~

Hejo, ogólnie cóż, mam nadzieję, że dobrze zaczęliście ten rok szkolny.

Ja po raz pierwszy nie idę już do szkoły i aż dziwnie jest. Ale no cieszę się.
Zresztą za ponad miesiąc studia, to też będzie się działo.

Chciałabym też zdać ogłoszenie. Mam bowiem zaszczyt być patronką konkursu na Fanfiction "Tylko nie Fanfiction" u Chwila_Moment

Czas zgłoszeń trwa do końca 2020 roku, więc zapraszam!
Wiem, że jest wśród Was sporo osób, które też piszą ff i no zachęcam do wzięcia udziału.

W końcu warto spróbować!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro