Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział dziewięćdziesiąty dziewiąty

Oczywiście w ciągu następnych dni Sophie zdała relację z randki także Naomi, oraz Taylorowi, który był tego bardzo ciekawy.

Wokół wszystko wydawało się być w porządku - miała cudownego chłopaka, przyjaciół i rodzinę. Jednak oprócz tego starała się uczyć, gdyż nauczyciele naprawdę wiele wymagali.

Przyjaciołom udało się też stworzyć eliksir postarzający - bliźniacy i Lee zamierzali takowy wypić, by postarzyć się o kilka miesięcy i dostać do Turnieju Trójmagicznego.

Bliźniacy pracowali nad produktami do swojego sklepu, który zamierzali otworzyć. Sophie przyznawała, że naprawdę mają talent, jeśli chodzi o tworzenie rzeczy do robienia dowcipów. Nie bez powodu zamierzali nazwać sklep Magiczne Dowcipy Weasleyów.

W końcu nadszedł dzień trzydziesty października, gdy miały przybyć osoby z Beuxbatons i Durmstrangu.

Od początku roku Turniej był chyba najczęstszym tematem rozmów, ale wszyscy zastanawiali się także nad tym, jacy będą uczniowie innych szkół.

Trzydziestego października Wielka Sala była przepięknie udekorowana - wisiały sztandary wszystkich domów w Hogwarcie, a za stołem nauczycielskim - z godłem szkoły.

Fred i George próbowali też znaleźć sposób na dostanie prawdziwych pieniędzy od Ludo Bagmana, który dał im znikające złoto leprokonusów. Sophie było ich szkoda, bo jednak uczciwie wygrali, a zostali oszukani.

Niestety niewiele mogli zrobić, oprócz prób skontaktowania się z nim.

Sally i Michael mieli lepsze i gorsze dni, aczkolwiek nadal byli ze sobą. Naomi cieszyła się, że ma chłopaka, chociaż nie wiedziała jeszcze, jakie to poniesie konsekwencje dla niej i jej rodziny.

- Ciekawe czym przyjadą - zastanawiała się Sophie, gdy wraz z innymi uczniami Hogwartu stała i czekała na przybycie osób z zagranicznych szkół.

- Właśnie, bardzo ciekawe - rzekła stojąca obok niej Sally.

Już po chwili olbrzymi ciemny kształt przemknął ponad szczytami drzew i znalazł się w kręgu światła tryskającego z okien zamku. Zobaczyli wielki, niebieski powóz zaprzężony w konie. Miał rozmiary dużego domu, a ciągnęło go tuzin skrzydlatych, złotobrązowych koni, każdy rozmiarów słonia.

Przez tłum stojących osób przemknął dźwięk zachwytu tym środkiem transportu. Jednak pierwsze trzy rzędy uczniów musiały cofnąć się gwałtownie, gdy powóz zniżył się, podchodząc do lądowania z przerażającą szybkością - a potem z ogromnym łoskotem, który sprawił, że jeden z młodszych Gryfonów podskoczył i opadł na stopę jakiegoś Ślizgona z pierwszej klasy - kopyta koni, większe od talerzy obiadowych, uderzyły w ziemię. Sekundę później wylądował i sam powóz, podskakując na wielkich kołach, podczas gdy złote konie potrząsały olbrzymimi łbami i toczyły ogromnymi, ognistoczerwonymi oczami.

Zanim drzwi powozu się otworzyły, można było zdążyć zobaczyć, że widnieje na nich herb w kształcie dwóch skrzyżowanych różdżek, każda tryskająca trzema gwiazdkami.

Najpierw z powozu wyskoczył chłopiec w bladoniebieskiej szacie, sięgnął do środka i rozłożył składane złote schodki, po czym cofnął się z szacunkiem.

Z powozu wyszła największa kobieta, jaką Sophie kiedykolwiek widziała. Kobiecie wzrostem dorównywał chyba tylko Hagrid, gajowy Hogwartu.

Była to madame Maxime, dyrektorka Beuxbatons, z którą od razu przywitał się Dumbledore. Zaraz po niej z powozu wyszło z tuzin chłopców i dziewcząt, zasłaniających twarze chustami i trzęsących się z zimna - czemu ciężko było się dziwić, bo w końcu było chłodno, a oni nie mieli nawet płaszczy.

Przedstawiciele francuskiej szkoły magii po chwili skierowali się już do zamku, by się ogrzać, natomiast Hogwartczycy czekali na przybycie osób z Durmstrangu.

Ci natomiast przybyli statkiem - wyłonili się nagle z jeziora, czym zrobili również ogromne wrażenie.

Gdy zeszli na ląd i podeszli do gospodarzy, na ich czele szedł oczywiście dyrektor szkoły - Karkarow. Jednak już po chwili wszyscy zwrócili uwagę na kogoś innego.

Wraz z delegacją Durmstrangu przybył Wiktor Krum, znany zawodnik Quidditcha i najwyraźniej także uczeń tej szkoły. Oczywiście spotkało się to z zachwytem wielu osób, aczkolwiek ani Sophie, ani jej przyjaciółki nie przejęły się tym zbytnio.

Raz, że miały swoich chłopaków, a dwa, że jakoś specjalnie nie zajmowały się Quidditchem. Były na Mistrzostwach z bliskimi, czy kibicowały przyjaciołom w meczach szkolnych, ale to głównie tyle.

Wszyscy ruszyli do Wielkiej Sali, gdzie do stołów Krukonów i Ślizgonów dosiadły się osoby z innych szkół - do pierwszego z Beuxbatons, a drugiego z Durmstrangu.

Sophie i Sally usiadły tak, że akurat obok nich było miejsce. Już po chwili przysiadły się obok nich dwie dziewczyny z francuskiej szkoły magii.

- Cześć wam, ja jestem Sanne Hendriks, a to moja przyjaciółka Branca Ribeiro - siedząca obok Sophie dziewczyna wyciągnęła rękę na przywitanie.

Była szczupła, miała krótkie, jasnobrązowe włosy i oczy tego samego koloru, opaloną cerę oraz duży, przyjazny uśmiech. Sophie uśmiechnęła się do niej i podała rękę na powitanie.

- Ja jestem Sophie Mason - przedstawiła się.

- A ja Sally Diggle - powiedziała druga Krukonka, również się witając.

- Cześć wam - odezwała się Branca, uśmiechając się lekko.

Dziewczyna również byla opalona, jednak trochę mniej szczupła niż jej przyjaciółka. Nie była gruba, lecz po prostu miała trochę więcej ciała. Miała czarne afro, oraz oczy tego samego koloru.

Oczywiście naprzeciwko nich i dalej wzdłuż stołu również zasiadły osoby z Beauxbatons, jednak jeśli rozmawiały, to na razie głównie między sobą. Sanne najwyraźniej nie chciała czekać z poznaniem nowych znajomych i postanowiła od razu zagadać - a wskutek tego także jej przyjaciółka.

- Nawet nie wiecie, jak się cieszę, że mogę kogoś tu poznać. Nie mogłam się doczekać tego przyjazdu bardziej z powodu tego, że chciałam zobaczyć i nowych ludzi i nowe miejsca, niż dla samego wzięcia udziału w Turnieju. Chociaż oczywiście spróbuję się zgłosić i Branca też - stwierdziła Hendriks i widać było, że wręcz kipi z niej energia - jakby wcale nie była zmęczona podróżą.

- Ona odkąd dowiedziała się o Turnieju, namawiała mnie długo na ten wyjazd. I cały czas gadała jak to miło będzie poznać nowych ludzi, spróbować potraw charakterystycznych dla Wielkiej Brytanii i zobaczyć Hogwart - powiedziała Ribeiro.

- W takim razie witamy w Hogwarcie, mamy nadzieję, że wam się spodoba - odparła Sophie, uśmiechając się do nich.

Jeszcze rok temu pewnie by się tak łatwo nie odezwała do dopiero co poznanych osób i by ją to peszyło. Jednak od tego czasu wiele się zmieniło.

- Witamy w miejscu, w którym dzieje się tak wiele, że czasami nikt tego nie ogarnia - powiedziała Sally wesoło, na co nowe znajome spojrzały na nią zdziwione, jednak Sanne chyba to nie przeszkadzało, bo uśmiechnęła się szeroko:

- W takim razie z chęcią w to wchodzę.

- Jak ona, to i ja też - rzekła Branca.

Turniej miał zostać ogłoszony dopiero później, a teraz miała odbyć się uczta. Gdy jadły, Sanne zdążyła im już sporo opowiedzieć.

Okazało się, że ona pochodzi z Holandii, a Branca z Portugalii - gdyby nie francuska szkoła magii, to mogłyby się nie poznać. Przyjaźniły się od początku pobytu w Beuxbatons i chociaż miały też innych znajomych, to dla siebie były najbliższe.

Najbardziej z pozostałych osób ze swojej szkoły, z którymi przybyły nie lubiła Fleur Delacour - Francuzki, która była według nich czasami zbyt zarozumiała. Jednakże starały się nikogo nie odrzucać i jakoś znosiły jej towarzystwo.

Fleur była też ćwierć wilą, więc wielu chłopców zwróciło na nią szczególną uwagę, gdy wstała od stołu po półmisek jednej z francuskich potraw, który dostrzegła na stole Gryfonów. Miała długie, srebrzyste blond włosy sięgające jej do pasa, ciemnoniebieskie oczy i białe, lśniące zęby.

Sophie spojrzała w stronę Freda, chcąc zorientować się, jak ten zareagował na widok potomkini wili, jednak ten akurat rozmawiał o czymś z George'em i Lee i nie patrzył w tą stronę.

W końcu uczta się skończyła i nadszedł czas ogłoszenia Turnieju.

Oprócz nauczycieli i dyrekcji trzech szkół magii przy stole siedzieli także Ludo Bagman i Barty Crouch - organizatorzy Turnieju.

Wszyscy wpatrywali się w Dumbledora, który po zakończeniu uczty przedstawił ich, oraz ogłosił oficjalnie rozpoczęcie wydarzenia. Została przyniesiona Czara Ognia, do której trzeba było wrzucić karteczki ze swoim imieniem, nazwiskiem i nazwą szkoły. Na zgłoszenie się miały być dwadzieścia cztery godziny, a wokół Czary miała być narysowana Linia Wieku - tak, by nikt poniżej siedemnastu lat nie mógł się zgłosić.

Jednak niektórzy i tak uznali, że dadzą radę ją przechytrzyć.

Gdy Sophie i Sally podeszły do bliźniaków Weasley i Lee razem ze swoimi nowymi znajomymi, obok nich stało już dużo innych osób, jak choćby Harry, Ron i Hermiona. Niedługo też obok pojawiła się Naomi z Cedrikiem i Michaelem, Taylor, Jason, oraz jeszcze kilkoro osób, nawet jeśli znalazły się tu przypadkiem.

- Linia Wieku! - zawołał Fred, kiedy ta duża grupa szła w stronę drzwi prowadzącym do sali wejściowej. Oczy mu błyszczały.

- Przecież to można załatwić eliksirem postarzającym, no nie? A jak już się wrzuci swoje nazwisko do czary, można spać spokojnie, przecież ona nie zwraca uwagi na wiek!

- A ja uważam, że ten, kto jeszcze nie ukończył siedemnastu lat, nie ma żadnych szans - oświadczyła Hermiona, na co większość osób przerwróciła oczami lub westchnęła.

Oczywiście, Turniej był ciężki, ale mimo wszystko bliźniaków się nie dało odwieść od chęci wzięcia udziału. I Sophie o tym wiedziała - martwiła się o nich, ale zarazem wspierała.

- My po prostu za mało jeszcze umiemy - rzekła Granger, co i tak nie spotkało się ze zbyt wielką aprobatą.

- Mów za siebie, dobra? - przerwał jej George.

Wtedy koło nich przeszedł Karkarow wraz ze swoimi uczniami i spojrzał prosto na Pottera, a konkretniej na jego bliznę.

Naomi i Jason od razu stanęli obok Harry'ego, jakby chcąc go wesprzeć, gdy delegacja z Durmstrangu, z dyrektorem na czele się w niego wpatrywała.

Po chwili jednak uwagę Karkarowa odwrócił Moody, którego ten raczej nie lubił, jak wynikało z ich krótkiej wymiany zdań.

W końcu tłum uczniów ruszył przez drzwi Wielkiej Sali i wręcz wylał się na korytarz. Delegacje z Beuxbatons i Durmstrangu musiały już wracać do powozów na noc więc Sanne i Branca szybko pożegnały się z Krukonkami, nie poznając pozostałych przyjaciół.

Miało to nastąpić dopiero kolejnego dnia, kiedy Sophie, Sally i Naomi usiadły przy stole Krukonów, a chwilę później przyszły Sanne i Branca, wrzucając swoje nazwiska do Czary i przysiadając się do nich. Gawędziły sobie w piątkę, a potem przypatrywały się osobom wrzucającym swoje karteczki do Czary. Nagle przybiegli podekscytowani Fred, George i Lee.

Dziewczyny z zaciekawieniem obserwowały, jak bliźniacy wbiegają za Linię Wieku (najprawdopodobniej będąc już po wypiciu eliksiru postarzającego), po czym nic się nie działo przez chwilę.

Chłopcy już myśleli, że im się udało, gdy nagle rozległ się głośny trzask i obaj bliźniacy wylecieli ze złotego kręgu, jakby ich stamtąd wyrzucił niewidzialny miotacz kulą. Wylądowali boleśnie na kamiennej posadzce jakieś dziesięć stóp od lini, a na dodatek coś głośno pyknęło i obu wyrosły długie, identyczne brody.

Wszyscy ryknęli śmiechem. Śmiali się nawet sami bliźniacy, Kiedy już wstali z podłogi i przyjrzeli się swoim brodom.

- Ostrzegałem was - rozległ się rozbawiony głos.

Wszyscy się odwrócili w stronę profesora Dumbledora, który przyglądał się im, a oczy mu iskrzyły.

- Radzę wam pójść do pani Pomfrey. Już się zajmuje panną Fawcett z Ravenclawu i panem Summersem z Huffleupuffu. Oboje postanowili dodać sobie trochę parę lat. Ale muszę przyznać, że ich brody nie są tak malownicze jak wasze.

- Także to jest właśnie mój chłopak Fred i jego brat George - rzekła rozbawiona Sophie, gdy wraz z pozostałymi dziewczynami podeszły do bliźniaków. Dumbledore już poszedł do stołu nauczycielskiego, ale i tak widok Gryfonów z tymi brodami wzbudzał zaciekawienie.

- Teraz ty powinnaś się też postarzyć, zrobimy wam zdjęcie i kiedyś jak się razem zestarzejecie już naturalnie, to porównacie sobie, czy bardzo podobnie będziecie wyglądać - rzekła Sally, udając, że się nanyśla.

- Jestem za, to byłoby piękne - powiedziała Naomi z entuzjazmem.

- To co Soph, zgadzasz się? - zapytał Fred, po czym objął ją ramieniem.

- Hej, a może któraś ma ochotę zrobić nam warkoczyki z brody? - spytał George.

- Ja mogę, mam w tym już wprawę - powiedziała Sanne, a bliźniacy i Lee dopiero teraz zwrócili uwagę na nią i jej przyjaciółkę - wcześniej ich nie zauważyli.

- Masz wprawę w robieniu warkoczyków z brody? - zapytał George, a dziewczyna pokiwała głową.

- Tak, mój dziadek jest dosyć ekscentryczny i lubi mieć zrobiony warkoczyk z brody. Czasami mu pomagam go zapleść - stwierdziła Hendriks, a George aż zagwizdał.

- Nabrałem ochoty, żeby go poznać - powiedział, wywołując tym krótki chichot Holenderki.

- Cóż, jeśli udałoby mi się dostać do Turnieju, to może by przyjechał mnie zobaczyć - stwierdziła, po czym dodała:

- A tak w ogóle to jestem Sanne Hendriks, miło mi.

- A ja Branca Ribeiro - przedstawiła się druga z dziewczyn, która przez dłuższy czas przyglądała się Lee. W końcu stwierdziła:

- Masz cudne dredy.

Jordan był wyraźnie zaskoczony, ale ucieszył się z komplementu.

- Dziękuję.

- Są z Beauxbatons i są bardzo chętne do poznania naszej szkoły - wyjaśniła Sophie. George wyszczerzył się w odpowiedzi do nowych znajomych i powiedział:

- W takim razie witamy w naszych Hogwarckich progach. Zapewniam, że nie będziecie się nudzić.

- Tutaj się nie da nudzić. Nie z nami - rzekł Fred.

- No chyba, że na lekcjach Binnsa, ale na szczęście wy i tak ich nie macie - dodał Lee.

Przyjaciele w końcu postanowili pójść do Skrzydła Szpitalnego, by bliźniacy mogli pozbyć się bród. Wcześniej jednak udało im się pożyczyć od kogoś aparat i zrobić bliźniakom zdjęcie w brodach na pamiątkę.

Widać było, że nowe znajome bardzo się zaaklimatyzowały w Hogwarcie. Bardzo chętnie spędziły z nimi dzień i były naprawdę sympatyczne.

W końcu nadszedł czas wyboru kandydatów do Turnieju. Wszyscy patrzyli na Czarę Ognia z wyczekiwaniem.

Sophie zauważyła, że zjawili się nawet Maya i Syriusz, wskutek czego wywołało to niemałe poruszenie. Szybko zostało jednak ono stłumione przez Dumbledora, który rozpoczął ceremonię.

Pierwszy został wylosowany reprezentant Durmstrangu - Wiktor Krum. Jego nazwisko było znane wszystkim i wiele osób się go spodziewało, wobec czego spotkał się z ogromnymi brawami.

Gdy Fleur Delacour została wybrana jako reprezentantka Beauxbatons, Sanne i Branca klaskały dosyć niemrawo - szkoda im było, że żadna z nich się nie dostała.

W końcu przyszedł czas na wybór ostatniego przedstawiciela - Hogwartu.

Cedrik Diggory.

On został wylosowany i nawet nie patrząc w stronę przyjaciółki, Sophie wiedziała, że Naomi jest trochę przerażona. Oczywiście, wspierała go, ale bała się o niego, podobnie jak pozostali przyjaciele.

Wszyscy myśleli, że to już. Nikt nie spodziewał się, że Czara Ognia wypluje kolejne nazwisko.

- Harry Potter.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro