Rozdział dziewięćdziesiąty drugi
Niestety, chociaż wakacje były naprawdę udane, to w końcu się skończyły.
Sophie i Taylor wrócili do domu, by tam spędzić jeszcze trochę czasu z rodziną i przygotować się do szkoły. Zadane na wakacje wypracowana zostały już odrobione jeszcze przed Mistrzostwami, jednak i tak jeszcze sprawdzali, czy wszystko już tam napisali.
Odwiedziły ich także siostry Dallas, by poinformować o tym, że młodsza dostała list z Hogwartu, na co zaczęli jej gratulować.
I w końcu Sophie i Taylor stanęli z rodzicami na peronie dziewięć i trzy czwarte, już spakowani i dźwigając swoje kufry. Mieli znowu zacząć kolejny rok szkoły, tym razem z jakąś niespodzianką, która miała się wydarzyć, a żadne z dorosłych nie chciało powiedzieć co takiego.
Na dworcu spotkali oczywiście dużo znajomych osób, z którymi się przywitali. Tym razem wiele rzeczy miało być innych.
Oczywiście oprócz przyjaciół, na peronie zjawiły się także osoby, z którymi nie było zbyt dobrych wspomnień.
Fletcherowie również tam byli, ale na szczęście trzymali się od nich z daleka. Jednakże Sophie zauważyła, rozmawiające ze sobą Eveline i Chynę Richards, co wydało jej się trochę niepokojące z jakiegoś powodu.
Gdzieś indziej natomiast zobaczyła bliźniaczki Hunt, żegnające się z rodzicami - stały jednak od siebie na tyle daleko, na ile pozwalała ciasnota i ścisk na peronie.
Ewidentnie coś było między nimi nie w porządku, zresztą trudno było się temu dziwić.
- Nie przejmuj się, będzie dobrze - starał się ją pocieszyć Taylor. Krukonka westchnęła.
- Oby.
Po pożegnaniu z rodzicami i przywitaniu z przyjaciółmi wszyscy zaczęli w końcu wchodzić do pociągu.
Sophie zajęła przedział razem z bliźniakami, Lee, Sally i Naomi. Sama usiadła przy oknie, obok niej Fred i George, natomiast naprzeciwko Naomi, Lee i Sally.
Taylor zajął gdzie indziej miejsce ze swoimi przyjaciółkami. Natomiast pozostali znajomi i przyjaciele witali się, zaglądając do przedziału, po czym szukali innego, pustego.
- Cześć wam, chciałabym wam kogoś przedstawić - do przedziału zajrzała Katie Bell, a tuż za nią stała, uśmiechając się dziewczyna o krótkich, brązowych i kręconych włosach, zielonych oczach oraz mającą czarne okulary.
- To jest Ruby Collins, moja przyjaciółka - rzekła Katie.
- Cześć!
- Miło poznać!
Rozległy się najpierw przywitania, po czym każdy w przedziale zaczął się przedstawiać.
- Jestem Sally Diggle - powiedziała pierwsza Sally, po czym siedząc koło wejścia, wyciągnęła rękę na powitanie.
- Ja Sophie Mason.
- A ja Naomi Black - rzekła Puchonka, a chłopcy aż spojrzeli na nią ze zdziwieniem - nie wiedzieli, że dziewczyna ma zamiar teraz przedstawiać się nazwiskiem ojca.
Jednakże pomimo tego, że już o tym powiedziała Krukonkom, to Sophie i tak zaczęła się zastanawiać, kiedy się do tego przyzwyczai.
I po jakiemu nazwisku będą zwracać się do niej nauczyciele? Jak w Hogwarcie ludzie zareagują na to nazwisko, które jeszcze kilka miesięcy temu budziło strach?
Tego nie wiedziała.
- A my jesteśmy Forge i Gred - stwierdzili bliźniacy, na co wszyscy zachichotali.
- A ja Lee Jordan - powiedział trzeci z Gryfonów.
- Dobra, musimy iść, bo tamujemy korytarz, ale jeszcze pogadamy - powiedziała Katie po chwili.
Piątoroczne zamknęły drzwi i poszły na poszukiwanie wolnego przedziału.
Pociąg już po chwili ruszył, by zawieźć ich do szkoły.
- Czyli już oficjalnie masz na nazwisko Black? - upewnił się Jordan, spoglądając na Naomi. Ta pokiwała głową i odparła:
- Tak, wcześniej mieliśmy nazwisko naszej mamy. Wiem, że pewnie reakcje ludzi będą rozmaite, ale i tak już wszyscy pewnie będą wiedzieć, więc nie ma sensu tego ukrywać. Zresztą zamierzam dumnie nosić to nazwisko.
Puchonka starała się przybrać jak najbardziej poważną i dumną minę, jednak niezbyt jej się to udało i wyszedł jakiś dziwny grymas. Po chwili wybuchła krótkim śmiechem, zapewnie z tego, co przed chwilą zrobiła.
- Dzisiaj w sumie mija rok, odkąd się poznaliśmy - zmieniła temat Sophie, patrząc na bliźniaków. Fred objął ją ramieniem.
- I pomyśleć, że prawie się już wtedy pocałowaliśmy - stwierdził Fred, na co jednak Sophie pokręciła przecząco głową.
- Nie zgodziłabym się wtedy. Może i nie miałam w sobie zbyt wiele asertywności, jednak gdyby pociąg nie stanął, powiedziałabym po prostu nie - odparła. Była tego całkowicie pewna - nie zamierzała się zgadzać na pocałunek przy pierwszym spotkaniu. Tak naprawdę zgodziła się na tą grę w butelkę tylko dlatego, że pozostali chcieli.
Nie chciała wyjść na tchórza, pomimo tego, że się bała.
- To nawet dobrze, całowanie się na pierwszym spotkaniu nie jest dobrym pomysłem - uznała Naomi.
- Ale to była tylko gra w butelkę - powiedział George, co jednak nie spotkało się z aprobatą.
- I tak też zgadzam się, że lepiej się poznać zanim się pocałuje - rzekła Sally.
- Po prostu jak szliśmy do przedziału Ślizgonów wrzucić im łajnobomby, to zobaczyliśmy butelkę i ją wzięliśmy, żeby się o nią nie przewrócić w trakcie ucieczki - wyjaśnił Fred, starając się to usprawiedliwić.
- A potem zastanawialiśmy się co zrobić z tą butelką - dodał George.
- Butelka koło przedziału Ślizgonów? Pamiętacie chociaż których? - zapytała Sophie, która miała wrażenie, jakby za tym coś się kryło więcej. Coś wzbudziło jej czujność.
- Tak, siedziały tam Chyna Richards, Geraldine Roberts i ta Martina Hunt, które na peronie nam próbowały dokuczać. Siedział z nimi też Prefekt Ślizgonów, ten który do nas przyszedł potem - powiedział Fred.
- Co do Fletcher i Richards, mam wrażenie, że one się dobrze znają. Widziałam je dzisiaj rano na peronie - wtrąciła Sophie.
- Czekajcie, czyli dziewczyny, które manipulują niczym Fletcher, najpierw wam dokuczają, po czym koło ich przedziału znajdujecie butelkę. Następnie jakimś cudem wchodzicie do przedziału w którym ona siedzi, po czym jest gra w butelkę - upewniała się Sally, zaczynając coś rozkminiać.
- I na dodatek to Fletcher proponuje całowanie - przypomniała sobie Sophie.
- I nie wyglądała na zadowoloną, gdy to nie ona została wybrana - dodał George.
- Jak daleko były te przedziały od siebie? - zapytała Sally.
- Z tego co pamiętam, to całkiem niedaleko. Było kilka przedziału ze Ślizgonami i dopiero wasz - rzekł Fred. Co prawda minął już rok, jednakże nadal jakoś to pamiętał. Było to aż dziwne, zważywszy, że wiele rzeczy wypada mu z głowy po pięciu minutach, jak na przykład prace domowe czy to, co mówią nauczyciele.
- To wszystko brzmi podejrzanie. A co jeśli to nie przypadek i one to zaplanowały? - zastanawiała się Sally.
- To ma sens. Wiedziały, że nie usiądziecie ze Ślizgonami, więc Fletcher miała usiąść blisko przedziału Ślizgonów - stwierdziła Sophie. Nagle poczuła, jakby za tym rzeczywiście kryło się coś więcej.
To wszystko może i brzmiało skomplikowanie, ale zaraz dziwnie prawdopodobnie.
- A co było potem, pamiętasz? - zapytała Naomi.
- Teoretycznie w pociągu już nic, ale gdy przyszłyśmy do naszego dormitorium, ona poszła do chyba Clary. A przynajmniej tak twierdziła, bo niewykluczone, że mogła być też ze Ślizgonami - powiedziała Sophie.
To wszystko było coraz dziwniejsze i bardziej podejrzane.
- Spokojnie, jeszcze zadbamy o to, żeby popamiętały ten rok - stwierdził Fred.
- Właśnie, mamy mnóstwo nowych produktów do wykorzystania - dodał George.
Sophie wiedziała, że chętnie to zrobią, jednak obawiała się, czy przez to nie będzie gorzej.
Czy jednak da ich się odwieść od czegokolwiek? Wątpliwe.
W tej chwili drzwi przedziału się otworzyły i stanął w nich Cedrik.
- Naomi chodź, mamy zaraz spotkanie Prefektów.
Puchonka ewidentnie zupełnie o tym zapomniała, bo dopiero teraz zaczęła w pośpiechu przeszukiwać torebkę, którą miała na kolanach. Ku jej uldze, udało jej się ją znaleźć i przypiąć, po czym opuściła przedział.
- Gdy będziemy już mieli wystarczającą liczbę produktów, będziemy mogli sprzedawać je ochotnikom. Oczywiście najpierw wypróbujemy je na sobie - Fred dodał to ostatnie zdanie, po czym popatrzył na Krukonki, zastanawiając się, jaka będzie ich reakcja.
Dziewczyny jednak nie wyglądały na jakoś specjalnie zdegustowane, czy zdenerwowane, jak pewnie miałoby wiele osób.
- Ja jestem za tym, żeby niektóre produkty testować na takiej Fletcher i innych tego typu osobach. Niekoniecznie za ich zgodą - skomentowała Sally, na co George odparł:
- Popieram ten pomysł!
- Dobrze wiecie, że nie mam nic do tego, że chcecie otworzyć sklep, myślę że to naprawdę dobry pomysł. Boję się tylko o was, nie chciałabym żeby coś się wam stało przy testowaniu tych produktów. Chociaż oczywiście nie chciałabym, żeby były sprzedawane bez ich sprawdzania, ale i tak się o was martwię - powiedziała Sophie.
- Dlatego mówię, że najlepiej będzie wypróbować je na osobach których nie lubimy. Niektórzy zasłużyli i to porządnie - mruknęła Sally.
- Spokojnie Soph, będzie dobrze. Nas nic nie powstrzyma, nawet to, że ten Bagman dał nam monety, które zniknęły - powiedział Fred, po czym dał jej buziaka w policzek.
Sophie wiedziała, że i tak zrobią, co będą chcieli. Nie zmieniało to jednak faktu, że się o nich martwiła.
~
Po wielu godzinach podróży pociąg w końcu się zatrzymał na stacji w Hogsmeade. Niestety, pogoda była fatalna, lało i grzmiało. Na dodatek gdy i tak już przemoczeni weszli do zamku, zostali zaatakowani przez poltergeista Irytka, który rzucał na nich balony wypełnione wodą.
Nawet krzyki McGonagall na niego nie pomogły i musieli jak najszybciej przemknąć do Wielkiej Sali.
Tam niestety musieli się rozdzielić, gdyż podczas uczty powitalnej jednak zamierzali siedzieć przy swoich stołach. Sophie i Sally udało się usiąść obok poznanej wcześniej Ruby, a zarazem z dala od Fletcher i Clary.
- Głodna jestem, ciekawe ile będzie trwała ta ceremonia przydziału - stwierdziła Sally, patrząc jednocześnie na tłum pierwszorocznych, wprowadzonych przez zastępczynię dyrektora.
- Oby niedługo, chociaż ciekawa też jestem, kiedy powiedzą nam o tym ważnym wydarzeniu, które tak wszyscy trzymali w tajemnicy - zastanowiła się Sophie.
W tym roku obserwowała ceremonię przydziału uważnie szczególnie ze względu na Rainey - gdy ta trafiła do Hufflepuffu, Sophie wiedziała, że będzie pod dobrą opieką jej przyjaciół.
Gdy Dallas odnalazła ją wzrokiem przy stole Krukonów, pomachała do niej, co blondynka odwzajemniła.
- Pamiętam jak był nasz przydział i nie podobało mi się, że wylądowałam w tym samym domu co Fletcher. Teraz w sumie widzę pozytywy, przynajmniej my mogłyśmy się poznać - powiedziała Sally.
- Zgadzam się, to jest największa zaleta tego wszystkiego - odparła jej Mason.
Tego, co było, już nie zmieni, ale cieszyła się, że przynajmniej teraz jest lepiej.
Po ceremonii nareszcie można było coś zjeść, co większość osób przyjęła z wielką ulgą. Dopiero po posiłku Dumbledore wstał z zamiarem przekazania kilku ważnych informacji.
Na początku mówił o tym samym, co co roku - liście przedmiotów zakazanych i zakazie wchodzenia do Zakazanego Lasu. W pewnym momencie jednak rzekł:
- Z najwyższą przykrością muszę was też poinformować, że w tym roku nie będzie międzydomowych rozgrywek o Puchar Quidditcha.
Wszyscy byli bardzo zaskoczeni tymi słowami. Sophie spojrzała w stronę bliźniaków Weasley, którzy poruszali ustami bezdźwięcznie, najwyraźniej pozbawieni mowy. Chociaż sama może nie interesowała się tą grą tak bardzo jak oni, to jednak zrobiło się jej ich szkoda.
- A nie będzie ich - ciągnął Dumbledore - z powodu pewnego ważnego wydarzenia, która będzie trwało od października przez cały rok szkolny, pochłaniając większość czasu i energii nauczycieli. Jestem jednak pewny, że nie będziecie żałować. Mam wielką przyjemność oznajmić wam, że w tym roku w Hogwarcie...
Ale w tym momencie gruchnął grzmot, a drzwi Wielkiej Sali rozwarły się z hukiem.
W drzwiach stał jakiś mężczyzna spowity w czarny płaszcz podróżny, wspierając się na długiej lasce. Wszystkie głowy zwróciły się w stronę przybysza, nagle oświetlonego zygzakiem błyskawicy, która rozdarła mroczne sklepienie. Odrzucił kaptur, strącił z oczu grzywę ciemnoszarych włosów, po czym ruszył ku stołowi nauczycielskiemu, a głuchy stukot, towarzyszący jego krokom, rozchodził się echem po całej sali.
Przybysz wzbudzał przerażenie. Miał drewnianą nogę, jego twarz posiekana była licznymi bliznami, jednak i tak najstraszniejsze były jego oczy. Jedno z nich było małe, czarne i paciorkowate. Drugie - wielkie, okrągłe jak moneta i jaskrawoniebieskie. To niebieskie oko poruszało się nieustannie bez jednego mrugnięcia, we wszystkie strony, aż w pewnej chwili tęczówka powędrowała gdzieś w górę i w ogóle zniknęła, pozostawiając samo białko, jakby jej właściciel przyglądał się tyłowi swojej głowy.
To wszystko było straszne.
Mężczyzna w końcu podszedł do Dumbledora i podał mu rękę. Dyrektor odezwał się.
- Pragnę wam przedstawić naszego nowego nauczyciela obrony przed czarną magią - Dumbledore przemówił pogodnym tonem w głuche ciszy - profesora Moody'ego.
Nowi profesorowie zwykle byli witani oklaskami, jednak teraz wszyscy byli zbyt pod wrażeniem, by coś zrobić.
Moody jednak nie zamierzał robić sobie czegoś z tego, jak został przywitany. Dumbledore natomiast odchrząknął.
- Jak właśnie mówiłem - rzekł, uśmiechając się do setek uczniów przed sobą, wciąż wpatrujących się w Mood'yego - w ciągu nadchodzących miesięcy będziemy mieli zaszczyt być uczestnikami bardzo podniecającego wydarzenia, które nie miało miejsca już od ponad wieku. Mam wielką przyjemność oznajmić, że w tym roku odbędzie się w Hogwarcie Turniej Trójmagiczny!
- Pan chyba żartuje! - krzyknął Fred, a Sophie również w to niedowierzała. Oczywiście, wiele rzeczy wskazywało, że może wydarzyć się coś niezwykłego, ale nie spodziewała się czegoś takiego.
Dumbledore wyjaśnił, że wcale nie żartuje i zaczął wyjaśniać, na czym polega Turniej. Zaczął wyjaśniać, że wezmą w tym udział też osoby z Beauxbatons i Durmstrangu, które miały przyjechać pod koniec października. Jednakże powiedział też, że nie może wziąć udział nikt, kto nie ukończył siedemnastu lat, co spotkało się z dezaprobatą niektórych uczniów, w szczególności bliźniaków Weasley. Dyrektor miał zamiar osobiście dopilnować, by nie zgłosił się nikt młodszy, ale Krukonka wiedziała, że oni i tak będą próbować.
- No to będzie ciekawie - mruknęła Sally.
A Sophie nie mogła się z tym nie zgodzić. Będzie się działo, to na pewno.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro