Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział trzydziesty

Nadszedł w końcu ostatni dzień nauki w tym semestrze, gdyż następnego dnia już niektórzy uczniowie mieli pojechać do domu na święta. Sophie starała się mieć już wszystko spakowane, by nie śpieszyć się w ostatniej chwili.

Gdy wstała rano, zobaczyła jak Sally wychodzi z łazienki. Eveline najwidoczniej jeszcze spała.

- Cześć Sally - powiedziała. Od momentu walki na śnieżki czasami gadały, choć było to często niczym jakaś konspiracja. Rozmawiały za plecami Fletcher, a ta się niczego nie domyślała.

- Cześć Sophie. Wreszcie ostatni dzień szkoły i odpoczynek od niej - powiedziała Diggle.

- Czyli też wyjeżdżasz? - zapytała Mason.

- Tak, spędzam święta z tatą. A ty jakie masz plany?

- Spędzenie czasu z rodziną - rzekła blondynka.

- Chcesz usiąść ze mną w przedziale jutro? - zapytała Sally.

- W sumie to pewnie będę z bratem i jego przyjaciółkami, ale zobaczymy - stwierdziła Sophie.

- Przyjdź do nas, będzie dobrze - powiedziała Dggle.

- Może zajrzę - odparła Mason.

Szczerze to nie wiedziała jeszcze, z kim i gdzie usiądzie. Ale cieszyła się, że w końcu pojedzie do domu.

W końcu Sally wyszła z dormitorium, a Sophie weszła do łazienki. Gdy z niej wyszła, zobaczyła, że Eveline już wstała.

Fletcher zamknęła się w łazience na dłuższy czas, tak więc Sophie postanowiła pójść już na dół, do Wielkiej Sali.

- Cześć Sophie - przywitali się Taylor i jego przyjaciółki przy wejściu do Wielkiej Sali.

- Cześć Taylor, Alice, Natalie i Tilly - odparła Sophie.

- Chcesz usiąść z nami? - zapytał chłopak.

- W sumie dobrze, chętnie - zgodziła się Krukonka.

Towarzystwo Gryfonów, zarówno tych w jej wieku, jak i młodszych, było naprawdę dobre. Dziewczyna usiadła więc przy stole Gryfonów, z a po jej obu stronach Taylor, Alice, Natalie i Tilly.

Czasami zdarzało się też, że dosiadali się do nich również Gryfoni z jej rocznika. Widocznie wstali tego dnia o tej samej porze, bo po chwili naprzeciwko nich usiedli Fred, George, Lee, Angelina, Alicia i Katie.

Grupy sobie rozmawiały, gdy nagle podeszli do nich Harry, Ron i Hermiona, po czym usiedli obok.

- Możemy tu usiąść? - zapytała Granger.

- Już to zrobiliście - stwierdziła Alice.

- Bo chcieliśmy powiedzieć, że wcześniej po prostu mieliśmy zamiar się poznać i źle to wyszło - rzekła Hermiona.

- Myślę, że nie ma problemu, przynajmniej będą zajęte miejsca - powiedział Taylor. Jego przyjaciółki zrozumiały, że chodzi o to, by nie przysiadła się tu Fletcher. Angelina pomyślała, że młody rzeczywiście ma głowę na karku, skoro cały czas o tym myśli.

- A ty Ron nic nam nie powiesz? - zapytał Fred.

- Twoja dziewczyna za ciebie gada? - dodał George.

- Nie jesteśmy razem! - powiedziała Granger.

- I nikt nie musi za mnie gadać - stwierdził Ron.

- W końcu jesteście zgodni - rzekł Harry.

- Jeszcze nie jesteście razem. Ale to się może zmienić - powiedział Fred.

- Nie ma co się zmieniać - stwierdziła Hermiona.

- Zobaczymy co powiecie za kilka lat - rzekł George.

- Cześć wam - przywitała się Ginny.

- Witaj ulubiona siostrzyczko - rzekł George.

- Jestem waszą jedyną siostrą - powiedziała dziewczyna, po czym usiadła obok.

- I dlatego ulubioną - odparł Fred.

- Miło was wszystkich zobaczyć. Jestem Ginny Weasley, siostra tych tutaj, która musi się nimi zajmować - najmłodsza Gryfonka skierowała się do Sophie.

- Ja jestem Sophie Mason, miło mi - rzekła Krukonka.

- A ja Taylor, jej brat i wiem coś o zajmowaniu się starszym rodzeństwem - powiedział chłopak.

- To raczej ja się powinnam tobą zajmować, a nie odwrotnie - uznała Sophie.

- Możesz pomarzyć - powiedział chłopak, za co dostał w bok.

- No wiesz co! Rodzonego brata tak uderzyć - stwierdził Taylor, udając obrażonego.

- Ja jestem Alice Jones i w sumie mogłabym zawołać swojego brata i kuzyna, to byłoby jeszcze bardziej rodzinne spotkanie - Alice również się przedstawiła.

- Natalie Barber, a to Tilly Preston - rzekła Natalie.

- Miło was poznać - stwierdziła Ginny.

Grupa kilkunastu osób spędziła miło czas przy śniadaniu. Rozmawiali i dogadywali sobie nawzajem. W końcu jednak przyszedł czas pójścia na lekcje, więc wyszli z Wielkiej Sali i rozdzielili się.

- Sophie, chcesz się dołączyć do zakładu, kiedy zejdą się Ron i Hermiona? - zapytał Fred, kiedy szli na lekcję.

- Naprawdę się o to założyliście? - zdziwiła się Krukonka.

- Tak, ja postawiłem na siedem lat, George na pięć, Lee na cztery, Angelina lipiec za trzy lata, Alicia sześć lat, a Katie dwa lata - powiedział Fred.

- To ja dam im maj za cztery lata od  maja przyszłego roku - rzekła Sophie. Dołączyła się do tego, choć nigdy wcześniej się nie zakładała. I oczywiście nie zależało jej na tym, żeby schodzili się na siłę, ale ciekawe było, kto wygra.

Doszli pod klasę, rozmawiając i było naprawdę miło. Fletcher musiała zasiedzieć się w łazience, bo przybiegła dopiero, gdy wchodzili do sali.

Lekcje dłużyły się, a nauczyciele starali się jak najwięcej przekazać uczniom. Przypominali także o pracach domowych na święta.

W końcu to się skończyło, a Sophie udała się do Pokoju Wspólnego Gryffindoru, by posiedzieć ze znajomymi. Sama nie wiedziała, czy może ich już nazywać przyjaciółmi, ale byli dla niej coraz bardziej bliscy.

Siedzieli w Pokoju Wspólnym przy kominku, kiedy podszedł do nich Jason.

- Chłopaki, macie jeszcze kilka łajnobomb? Albo coś innego, czym mógłbym zrobić kawał? - spytał bliźniaków, co przerodziło się w dyskusję na temat żartów.

Chwilę potem do Pokoju Wspólnego weszła blondwłosa Puchonka. Podeszła do grupki.

- Widzę, że znów dajecie mojemu bratu lekcje robienia kawałów? - spytała Naomi.

- Bez przesady - stwierdził Jason.

- A nawet jeśli...

- To co? - spytali bliźniacy.

- Nie chcę po prostu, żeby Jasonowi coś się stało - rzekła Puchonka.

- Nic mi się nie stanie! Zresztą miałem tylko kilka szlabanow w tym roku - uznał chłopak.

- My mieliśmy dużo więcej na pierwszym roku - stwierdził George.

- Jest się czym chwalić w końcu. Chociaż patrząc na to, co robił nasz ojciec z przyjaciółmi, to nie jest źle - uznała Naomi.

- Kim jest twój ojciec? - zapytał zaciekawiony Fred.

- Nie znacie go, ale po prostu robił dużo kawałów i żartów, tak jak wy - powiedziała dziewczyna.

- Opowiesz nam coś o nim? - zapytał George.

- Mam wam podawać pomysły? Nie wiem czy to wyjdzie na dobre - rzekła Chase. Ale po chwili próśb zgodziła się na powiedzenie czegoś.

- On i trójka jego przyjaciół nazywani byli Huncwotami - zaczęła Puchonka.

- Jak ci od Mapy - wyrwało się George.

- Macie Mapę Huncwotów? - zapytała Naomi. Właściwie nie powinna się przyznawać do tego, że wiedziała. Ale ciekawość wygrała.

- Mieliśmy, ale daliśmy ją kilka tygodni temu Harry'emu. Lunatyk, Glizdogon, Łapa i Rogacz - wymienił Fred.

- Na czym ona polegała? - zapytała Sophie.

- To mapa Hogwartu, tylko że widzimy też wszystkich w nim obecnym. Dzięki temu można zobaczyć każdego na niej - wyjaśnił Fred.

- Wiem tylko, że mój tata to Łapa. Ale nie powiem wam jak mają na imię i nazwisko, nic wam to nie powie - stwierdziła Naomi. Bała się, czy nie powiedziała już za dużo.

- To opowiedz chociaż jakiś ich żart - poprosił George.

- Przeróżne, od farbowania włosów i części ciała Ślizgonom, do śliskiej podłogi w całym zamku - zaczęła opowiadać Chase. Bliźniacy, Lee i Sophie słuchali co opowiadała przez jeszcze długi czas.

Jednak w końcu przyszedł czas się rozstać i powrotu do dormitoriów. George postanowił odprowadzić Naomi, a Sophie poszła z Fredem.

- Jak ci się podobało? - zapytał chłopak.

- Było naprawdę miło. Choć ona najwyraźniej coś ukrywa - powiedziała dziewczyna.

- Albo jej ojcem jest Black, albo rzeczywiście nic nam ich nazwiska nie powiedzą. Ale wydaje się to faktycznie dziwne - odparł Fred.

- Ona ma nazwisko Chase. Znasz kogoś, kto ma jeszcze takie nazwisko? - zastanowiła się Sophie.

- Tylko jej brat, Jason - rzekł Fred.

- Jak będę w domu, to spróbuję podpytać rodziców - stwierdziła Krukonka.

- To powodzenia, może uda się coś odkryć - powiedział Fred.

Gdy Sophie została odprowadzona przez Freda do Wieży Ravenclaw, czuła się dobrze. Miło jej się spędzało z nim czas i rozmawiało. Pożegnali się, choć Gryfon powiedział, że może jeszcze się jutro zobaczą rano.

Weszła do Pokoju Wspólnego, gdzie było dosyć tłoczno. Jednak jej uwagę przykuła grupka kilkorga osób z młodszych roczników, stojących wokół drobnej blondynki. Dziewczyna zobaczyła Lunę Lovegood, która najwyraźniej miała kłopot z równieśnikami.

- Pomyluna, ile ty masz jeszcze takich dziwnych rzeczy? - spytał jeden z chłopców.

- Ona ma chyba pięć lat, skoro wygaduje takie głupoty - prychnęła jakaś dziewczyna.

- Nie dziwię się, że nargle tak was nawiedzają  - stwierdziła Luna, na co kilka osób się zaśmiało złośliwie.

- Kiedy wreszcie przestaniesz taka być? - warknął jeden z chłopców, przysuwając się do niej.

- Przestańcie ją męczyć - wyrwało się Sophie. Sama nie spodziewała się takiego przypływu odwagi, który chyba jej się udzielił po spędzeniu czasu z bliźniakami. Zwykle była raczej małomówna i trzymała się na uboczu. Jednak ostatnie wydarzenia powodowały, że się zaczęła zmieniać. I choć zwykle nie była pierwsza do wtrącania się w czyjeś sprawy, widziała, że Luna potrzebuje pomocy. I chciała jej pomóc, zresztą obiecała jej to. Nie mogła patrzeć, jak te dzieciaki traktują Lunę.

Te dzieciaki były od niej młodsze, a tym samym nie znały jej tak dobrze. Spowodowało to, że dzieciaki popatrzyły na nią niepewnie, co zrobi następnie.

Praktycznie wszyscy, z wyjątkiem jednego chłopaka, który widocznie nimi przewodził.

- Niby dlaczego mamy przerywać? Zasłużyła sobie - stwierdził chłopak.

- To raczej wy zasłużyliście na karę - obok Sophie pojawiła się Penelopa Clearwater, Prefekt Naczelna, która weszła właśnie do Pokoju Wspólnego. Mason poczuła ulgę, że ktoś inny się tym zajmie. Czuła, że nie byłaby w stanie długo nad tym zapanować.

- I co, ukarzesz własny dom? Zabierzesz punkty i tym samym szansę na wygraną naszego domu? - spytał chłopak wyzywająco.

- Nie zabiorę wam punktów, ale mogę wam zapewnić kilka tygodni szlabanu z Filchem za nękanie koleżanki - powiedziała Penelopa.

Dzieciakom zrzedły miny. Nawet ich  zadziorny przywódca stracił swoją pewność siebie.

- Przecież to były tylko żarty - stwierdził chłopak.

- Jakoś nie widziałam, żeby to były tylko żarty. Idźcie stąd i macie szlaban u Filcha przez następny miesiąc trzy razy w tygodniu - odparła Clearwater.

- Dobrze, że się zajęłaś nimi - powiedziała Sophie, kiedy zamieszani w to sobie poszli.

- Nie chcę, żeby komuś się działa krzywda. Wstyd za nich - westchnęła Penelopa.

- Luna, jak się czujesz? - dziewczyny spytały najmłodszą Krukonkę.

- Miło widzieć, że ktoś pomaga. Choć oni i tak wrócą - powiedziała Luna.

- Dlaczego oni to robią? - spytała Sophie.

- Bo uważają mnie za pomyloną i dziwną. Przyzwyczaiłam się - odparła Luna.

- Pamiętaj, że zawsze możesz mi o tym powiedzieć - stwierdziła Penelopa.

- I mnie też. Nie chcę żeby coś ci się stało - rzekła Sophie.

- Dziękuję wam, naprawdę. Ale jestem pewna, że to do nich wróci - odparła Lovegood.

Po chwili Sophie obejrzała się i zobaczyła, że obok wejścia do dormitoriów stoi Eveline. Prawdopodobnie wszystko to widziała. Jednak po chwili poszła na górę.

Mason została porozmawiać z Luną jeszcze chwilę, a później wróciła do dormitorium. Tam zastała brunetkę siedzącą na łóżku.

- Ja rozumiem, że gadasz z różnymi osobami, ale po co się wychylać i stawać w jej obronie? - zapytała Fletcher.

- Bo uznałam, że trzeba jej pomóc.  Nie chciałam zostawiać Luny w potrzebie - odparła Sophie.

- Nie boisz się o opinię innych? - zapytała Eveline.

- Opinię osoby, która zawsze siedzi cicho i nikomu nie pomaga? - zapytała Mason.

- Przecież pomagasz. Po prostu nie chciałam, żeby się z ciebie naśmiewano - odpowiedziała Fletcher.

- Wiesz co? Nie mam ochoty o tym gadać. Idę spać - powiedziała Sophie, po czym poszła do łazienki.

Ostatnia noc przed świętami. Jutro już będzie daleko stąd.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro