Rozdział sześćdziesiąty ósmy
Po akcji z zemstą wydawało się, że wszystko jest już w porządku. Ludzie zdążyli już zapomnieć o plotkach, które rozsiewała Fletcher, finał meczu Quidditcha był już tylko miłym wspomnieniem, a nawet sama akcja z żartami zaczynała przycichać, gdyż wszyscy (a w szczególności piątoroczni i siódmoroczni) zaczynali coraz bardziej przejmować się zbliżającymi egzaminami. Maj rozpoczął się już na dobre, na zewnątrz było bardzo ciepło, a na błoniach wiele osób rozkładało się z książkami, by czegoś się jeszcze nauczyć. Wiele osób ogarniała panika, gdy uświadamiali sobie, że już zaraz będą musieli pisać testy, a przez cały rok niewiele pracowali. Zdarzało się też, że niektórzy aż mdleli ze stresu związanego z tym, co często kończyło się wizytami w Skrzydle Szpitalnym.
Sophie cieszyła się, że na razie ma spokój, jeśli chodzi o byłą przyjaciółkę, chociaż zarazem martwiła się, czy kiedyś się nie zemści. Starała się też wyjaśnić o co chodzi z tym całym Albertem i wysłała list do babci Dorothy, jednak ta nie odpowiedziała, a sowa wróciła do sowiarni bez niczego. Była też pochłonięta przygotowaniami do egzaminów, jednak myślała też jeszcze o pewnej sprawie.
O tym, że chyba się zakochała.
Sama czuła się zaskoczona tym, że tak pomyślała. Nikomu o tym nie powiedziała, sama chcąc się upewnić w tym.
Przez następne dni od akcji z żartami mocno się nad tym zastanawiała.
Myślała nad tym, że dobrze się przy nim czuje. Że lubi, jak poprawia jej humor. Że cieszy się, gdy jest przy niej.
Zarazem jednak nie wiedziała, czy ma jakiekolwiek szanse u Freda na coś więcej niż przyjaźń. Przecież dlaczego spośród tylu dziewczyn w Hogwarcie miałby wybrać akurat ją?
Tego nie wiedziała i bała się, że mogłaby się rozczarować. Że zostałaby odrzucona i sprawiłoby jej to ból.
Starała się więc odrzucać myśli o tym i skupić na czymś innym. Jednak czasami próba tłumienia emocji nie kończy się zbyt dobrze i jest tylko gorzej.
Na razie jednak razem z przyjaciółkami postanowiła się pouczyć na Błoniach Hogwartu. Było to słoneczne niedzielne popołudnie, gdzieś w połowie maja.
- Ciekawe, czy na egzaminie z transmutacji będzie to, co ostatnio przerabialiśmy? Bo coś mi nie wychodziło - stwierdziła Naomi, przeglądając podręcznik.
- Nie wiem, ale zawsze możemy poćwiczyć. Pokażę ci - odparła jej Sally, odkładając swoją książkę od eliksirów na koc, na którym siedziały.
Sophie przypatrywała im się znad swojej książki do historii magii. Naprawdę nie wiedziała, czy do czegokolwiek przyda im się wiedza o wojnach olbrzymów, ale starała się to czytać. Niestety, niezbyt ją to interesowało, przez co łatwo się rozpraszała. Było to dziwne, gdyż zazwyczaj umiała się skupić, ale teraz coś ją powstrzymywało.
- Ciekawa jestem, jak będzie wyglądał nasz praktyczny egzamin z obrony - powiedziała Sally, gdy razem z Naomi skończyły już ćwiczenie zaklęcia z transmutacji.
- Może będzie jakiś tor przeszkód? Nie wiem, ale Lupin jest dobrym nauczycielem i przynajmniej będziemy na to przygotowane - rzekła Sophie.
- Racja, jest najlepszy ze wszystkich, jacy nas uczyli. Znaczy jeszcze na pierwszym i drugim roku nie było tak źle, ale Quirrel i Lockhart to jakaś porażka - wyraziła swoje zdanie Chase.
- Mam tylko nadzieję, że nie stanie się mu nic złego, bo z jakiegoś powodu każdy nauczyciel obrony odchodzi po roku - stwierdziła Mason. To prawda, wyglądało to tak, jakby ciążyła nad nim jakaś klątwa czy coś takiego. Zastanawiała się też, kto będzie ich przygotowywał do Owutemów i miała nadzieję, że będzie to ktoś kompetentny.
- Hej, wy znowu się uczycie? - dobiegł ich znany im dobrze głos. Sophie nawet nie próbowała ukryć uśmiechu na widok bliźniaków Weasley i Lee, którzy właśnie przyszli do nich.
- Hej, a wy znowu się nie nie uczycie? - odparowała im Sally, podczas gdy Sophie starała się nie myśleć o tym, że serce zaczęło jej bić mocniej.
- Co umiemy, to napiszemy. Szkoda tej ładnej pogody - rzekł Fred, po czym usiadł obok Sophie na trawie, ponieważ nie było już miejsca na kocu, no i było bliżej. George i Lee usiedli naprzeciwko nich.
- A w ogóle gdzie reszta waszej grupki? - spytał George, mając na myśli resztę znajomych, z którymi trzymały się dziewczyny.
- Mają jakiś męski wieczór w dormitorium Michaela i Cedrika. Czy tam męskie popołudnie raczej - wyjaśniła Naomi.
- A jak tam Angelina, Alicia i Katie? - zapytała Sophie, pamiętając o tym, że one również przyjaźnią się bliźniakami i Jordanem. Fred na to odpowiedział:
- Są ze swoimi chłopakami, ostatnio dosyć często z nimi spędzają czas. Teraz podobno się razem uczą.
Pozostali chłopcy przytaknęli, a Jordan wydawał się nie okazywać zbytnio tego, czy usłyszenie czegoś o chłopaku Johnson go ruszyło. Z drugiej strony mógł nie chcieć psuć innym humoru mówieniem o tym i starał się udawać, że jest w porządku.
- Czyli wszyscy się uczą oprócz was? - zapytała Diggle z ciekawości.
- Nie, bo wy teraz też się już nie uczycie - odparł jej George.
- Bo chcielibyśmy spędzić z wami trochę czasu, zanim trzeba będzie się rozstać na wakacje - dodał Fred, spoglądając najpierw na Sophie, po czym dopiero na resztę.
- Chyba, że przyjedziecie na Mistrzostwa Świata w Quidditchu - rzekł George, przypominając sobie o tym wydarzeniu, które miało mieć miejsce w sierpniu.
- Nie wiem, nie wiadomo mi nic na ten temat. Ale zobaczymy - odpowiedziała Sophie, zastanawiając się nad tym. Z jednej strony nie była wielką fanką Quidditcha, ale z drugiej strony możliwość spotkania się w wakacje z przyjaciółmi brzmiała interesująco.
- U mnie zapewne by chciał brat, ale nie wiem, czy będzie taka możliwość - odparła Naomi, nie chcąc się bardziej zagłębiać w ten temat.
- A do mnie ma przyjechać rodzina z Ameryki - westchnęła Sally.
- To chyba dobrze, że przyjadą cię odwiedzić? - spytała Mason.
- Jasne. Szkoda tylko, że przyjeżdżają nie do mnie i taty, żeby spotkać się z rodziną, a tylko dlatego, że są mistrzostwa i potrzebują miejsca, żeby się zatrzymać. Nagle im się przypomniało, że mają rodzinę w Anglii - odparła Diggle z ironią w głosie.
- Może to właśnie dobra okazja, żeby spróbować odzyskać kontakt z rodziną? - zasugerowała Sophie.
- Zobaczymy. Zapewne wujek Justin będzie się chwalił, jak dobrze jego dzieciom idzie w Castelobruxo, a wujek Max... z nim może być różnie - stwierdziła szatynka.
- Castelobruxo? Bill kiedyś miał stamtąd kolegę, z którym korespondował. Ale niestety nie mógł pojechać do niego i dostał kapelusz, od którego mu zwiędły uszy - opowiedział George.
- Czemu my jeszcze nikomu nie daliśmy takiego kapelusza? - zdziwił się Fred, zawiedziony, że przeoczyli taki pomysł na zrobienie żartu.
- W sumie moglibyśmy spróbować kiedyś - przyznał mu rację George.
- Ale takie kapelusze są produkowane chyba głównie w Ameryce, tutaj tego nie widziałem - uświadomił sobie starszy bliźniak.
- To może byśmy spróbowali coś takiego zrobić? - zasugerował George.
Popołudnie zapowiadało się ciekawie. Bliźniacy wymieniali się swoimi pomysłami na zrobienie żartów, a Sophie coraz bardziej zdawała sobie sprawę ze swojego uczucia.
~
Poniedziałkowa lekcja obrony przed czarną magią zaczęła się od tego, że Lupin kazał im nie siadać w ławkach.
- Dzisiaj będziecie znowu się pojedynkować. Zanim zaczniemy, chciałbym wam przypomnieć o tym, że nie zawsze walczy się w pojedynkę lub tylko przeciwko jednej osobie. Chociaż często może być niesprawiedliwie ze względu na przewagę liczebną, to dzisiaj chciałbym, żebyście walczyli dwie osoby przeciwko dwóm. Waszym zadaniem jest zarówno patrzeć na to, co robią wasi przeciwnicy, jak i to, czy wasz sojusznik jest cały i zdrowy. Oczywiście w warunkach lekcyjnych nie wolno wam rzucać niektórych zaklęć, jak choćby niewybaczalnych, jednak gdyby musiało dojść kiedyś do większej walki, czego wam nie życzę, to musicie być przygotowani na groźniejsze zaklęcia. Jakieś pytania? Jeśli nie, to zaraz podzielę was na czteroosobowe grupy - rzekł Remus.
Sophie zastanawiała się, z kim przyjdzie jej się zmierzyć. Już za chwilę miała się o tym przekonać.
- Dobrze, to tak. George Weasley i Lee Jordan przeciwko Alicii Spinnet i Randolphowi Burrorowi, Patricia Stimpson i Angelina Johnson przeciwko Frankowi Cookowi i Sally Diggle, Sophie Mason i Fred Weasley przeciwko Eveline Fletcher i Rogerowi Daviesowi, Jeremy Stretton i Kenneth Towler przeciwko Silvi Sherman i....
Blondynka już nie słuchała, będąc w szoku, że to się naprawdę dzieje. Będzie walczyć przeciwko swojej byłej przyjaciółce, która ewidentnie nie zamierza stosować żadnej taryfy ulgowej, mimo, że to tylko lekcja. Stojący obok niej Fred powiedział:
- Damy radę Soph. W końcu będziemy działać razem, co nie?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro