Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział osiemdziesiąty drugi

Edward Mason nie spodziewał się, że gdy tego dnia wróci z pracy, jego córka już będzie miała chłopaka.

To był kolejny ciężki dzień w Ministerstwie Magii, szczególnie, że niedługo miały się odbyć Mistrzostwa Świata w Quidditchu. Był jednym z pracowników dbających o zachowanie tajności całego przedsięwzięcia przed niemagicznymi, więc było dużo pracy.

Oczywiście jak każdy w Ministerstwie dostał bilety na ten mecz dla całej swojej rodziny. Nie wiedział jeszcze tylko, czy Caroline, Sophie i Taylor będą zainteresowani tym. W końcu jakoś specjalnie nie interesowali się tą grą.

Mężczyzna teleportował się już w pobliżu swojego domu, mając nadzieję, że nikt zauważy. Jednak okolica była dosyć spokojna i najwyraźniej wszyscy o tej porze byli w pracy.

Uśmiechnął się jednak, widząc swoją żonę, idącą wzdłuż ulicy. Caroline pracowała bowiem w miejscowej księgarni.

Chociaż wszyscy dziwili się, dlaczego nie zatrudniła się w jakiejś magicznej księgarni na Pokątnej, to wyjaśnienie było dosyć proste. Gdy na początku przeprowadzili się do Lowestoft, trwała wojna w czarodziejskim świecie i tamtejsza księgarnia była zniszczona. Poza tym nie chciała zbytnio się oddalać od domu z powodu tego wszystkiego. Już wystarczyło, że Edward podróżował do pracy, a razem byli w Zakonie Feniksa. Liczyli, że tutaj, z dala od Londynu, będzie większy spokój. Potem pojawiły się dzieci, których nie wyobrażała sobie mieć daleko, nawet jeśli mogła się teleportować.

A z czasem polubiła to miejsce i nie chciała z niego rezygnować. To po niej Sophie miała zamiłowanie do książek. Byli rodziną, która umiała połączyć ze sobą oba światy, nie zwracać na siebie zbytniej uwagi mugoli, a zarazem wtapiać się w tło tego miasteczka.

Teraz natomiast Caroline i Edward spotkali się przed domem i przywitali się ze sobą. Po chwili weszli do środka i zobaczyli w salonie grupę osób.

- Dzień dobry, widzę, że mamy gości - rzekł mężczyzna, patrząc na bliźniaków.

- Cześć wam, jesteście przyjaciółmi Sophie i Taylora? - zapytała przyjaźnie Caroline.

Wtedy trójka szesznastolatków wstała z krzeseł, by stanąć naprzeciwko Caroline i Edwarda.

- Mamo, tato... Chciałabym wam coś powiedzieć - stwierdziła Sophie, a wszyscy spojrzeli na nią z wyczekiwaniem. Blondynka wzięła wdech i wydech, po czym rzekła:

- To jest mój chłopak Fred i jego brat, George. Jesteśmy parą właściwie od dzisiaj, ale przyjaźniliśmy się już od dłuższego czasu.

Krukonka spoglądała na zdziwionych rodziców, zastanawiając się, co powiedzą. Wzięła też Freda za rękę, by było wiadomo o którego z bliźniaków chodzi i żeby mogli dodać sobie otuchy.

Edward zastanawiał się, czy lepiej przybrać postawę surowego ojca czy wyrozumiałego tatusia. Żałował, że nie miał więcej czasu do namysłu.

Natomiast Caroline zmarszczyła brwi, jakby nad czymś intensywnie rozmyślając. Po chwili wyglądała jakby doznała jakiegoś olśnienia, bo z jakby triumfalnym uśmiechem powiedziała:

- Widzieliśmy was chyba na peronie, a wcześniej przed Skrzydłem Szpitalnym. Ale... Czy to czasem nie są też ci koledzy, którzy przysłali ci słodycze na święta? Smakowały wam pierniczki?

Kobieta spojrzała na zaskoczonych bliźniaków, którzy zdecydowanie nie myśleli teraz o pierniczkach sprzed pół roku. Ale pokiwali głowami, że tak.

- Bardzo dobre, proszę pani - stwierdził w końcu Fred. Nie był pewien, czego się spodziewać po rodzicach swojej dziewczyny. Bo jednak nie byli na to przygotowani, to wszystko stało się tak nagle.

- Oh, miło mi was w końcu poznać. Co nie Eddie? - zapytała kobieta męża, który w końcu się odezwał.

- Przyznam, że nie spodziewałem się tego. Chciałbym więc porozmawiać z Sophie najpierw - rzekł mężczyzna, po czym ruszył w stronę drzwi wyjściowych z salonu. Dziewczyna puściła rękę Freda, by pójść porozmawiać z tatą.

- Będzie dobrze - powiedziała, po czym ruszyła na rozmowę.

- Powiem wam, że bardzo miło się rozmawiało z nimi - nagle odezwała się babcia.

- Weźmiemy to pod uwagę - odparł Edward, zatrzymując się w drzwiach.
Zobaczył, że Taylor wstaje, więc powiedział:

- A z tobą Taylor porozmawiam później.

- Też powinnam być przy tej rozmowie. Ale zaraz wrócimy - stwierdziła Caroline.

I tak cała trójka znalazła się w kuchni. Rodzice stanęli naprzeciwko Sophie,  po czym to Caroline pierwsza zadała pytanie:

- To ile już jesteście razem? Dlaczego nic nie mówiłaś? Jak długo byłaś zakochana?

Młodsza blondynka czuła się się niepewnie, będąc pod takim natłokiem pytań. Zarazem zdawała sobie sprawę, że rodzice zasługują na wyjaśnienie.

- Jesteśmy razem od dzisiaj, od jakichś kilku godzin.

- To rzeczywiście już bardzo poważny i zaawansowany związek - mruknął Edwatd, za co został zgromniony wzrokiem przez żonę.

Sophie westchnęła, po czym starała się w miarę streścić to, jak się poznali i ile zajęło, zanim się zakochali w sobie.

- Tęskniłam za nim przez te kilka tygodni. Wiem, że nic nie mówiłam, ale po prostu nie wiedziałam jak i sądziłam, że nie ma szans, że to się spełni. Jednak okazało się, że że też się we mnie zakochał i przyleciał tu siecią Fiuu. I wyznał mi miłość i się pocałowaliśmy. I on naprawdę mi się podoba.

Sophie patrzyła na rodziców, zastanawiając się, co na to powiedzą. Tata przybrał zamyśloną pozę, natomiast mama od razu podeszła do córki i ją przytuliła.

- Moja mała córeczka już ma chłopaka... Aż trudno w to uwierzyć - rzekła kobieta.

Edward westchnął, po czym powiedział w końcu:

- Nie przeszkadza mi, że masz chłopaka, ale ma cię szanować i dobrze traktować. Najważniejsze, żebyś była szczęśliwa. Jednak pamiętaj, że chcemy wiedzieć, jak coś się będzie działo.

- Właśnie, bo najważniejsze jest dla nas twoje szczęście - dodała Caroline, a Sophie ucieszyła się, że przyjęli to nawet dobrze. Po chwili cała trójka się przytuliła, a nastolatka powiedziała:

- Dziękuję wam. Kocham was!

Tymczasem w salonie bliźniacy siedzieli na kanapie, zastanawiając się, jak przebiega rozmowa Sophie z rodzicami.

- Spokojnie, wszystko będzie dobrze - powiedział do nich Taylor, wiedząc doskonale, że rodzice są po prostu zdziwieni i tyle. Sam by przeprowadził taką rozmowę, gdyby nie to, że widział wszystko na bieżąco.

- Oh, wy jeszcze wielu rzeczy nie wiecie. Edward gra teraz takiego surowego, a sam latał często spontanicznie do Caroline, gdy był w waszym wieku - zachichotała babcia. Po chwili dodała:

- A najlepsze były oświadczyny... Właściwie mieszkali już razem, ale nie powiedział jej, że ma dzień wolny, tylko udał, że będzie w pracy. A tak naprawdę godzinę po wyjściu wrócił i chciał ją zaskoczyć od tyłu. Tylko, że zapomniał chyba o tym, że jest wojna i wszyscy byli dosyć uwrażliwieni, że to może być atak. Więc ona od razu rzuciła na niego Drętwotę, zanim w ogóle zobaczyła, kto to jest.

Młodzież słuchała z zainteresowaniem opowieści babci, gdy do pokoju weszła z Sophie z rodzicami.

- Mamo, dlaczego opowiadasz im o tej żenującej historii? - zapytał Edward, słysząc ostatnie słowa babci.

- Oj synu, trochę dystansu. Ci młodzieńcy potrzebowali rozluźnienia - powiedziała wesoło babcia. Mężczyzna zignorował to, po czym podszedł do bliźniaków i rzekł:

- Zaufam wam, bo chcę, żeby moja córka była szczęśliwa. Mam nadzieję Fred, że będziesz dobry dla niej.

Mężczyzna nie wiedział, który z bliźniaków to który, więc przyglądał się obu, czekając na reakcję. Fred wstał z kanapy i odparł:

- Kocham Sophie i chcę dla niej dobrze.

Mężczyzna położył mu rękę na ramieniu, po czym powiedział:

- Mam nadzieję, że jej nie skrzywdzisz. Bo w przeciwnym razie...

- Zrozumiałem - odparł rudowłosy. Chociaż nie bał się wielu rzeczy, to teraz odczuł jakiś lęk przed tym, co ojciec Sophie mógłby mu zrobić, gdyby coś mu się nie spodobało.

Zaraz jednak pomyślał, że to bezsensu chyba myśleć o tym, skoro nie zamierzał jej skrzywdzić.

- W takim razie dobrze, że zrozumiałeś - powiedział Edward.

- To możemy pójść na górę porozmawiać? - zapytała Sophie, zastanawiając się, czy rodzice nie będą chcieli pogadać jeszcze przy stole. Jednak ku jej zdziwieniu, tata odpowiedział:

- Dobrze, możecie pójść we czwórkę na górę.

Miał na myśli całą czwórkę nastolatków, którzy ucieszyli się, że mogą wreszcie pójść stąd.

- A co z tą sową? - spytała Caroline, a wszyscy dopiero teraz przypomnieli sobie o sowie Naomi, ciągle siedzącej na stole.

- Naomi przysłała mi list, ale zapomniałam o niej. Myślę, że już można ją wypuścić z powrotem - rzekła Sophie, jednak zanim zdążyła podejść do zwierzątka, Raisą zajął się Taylor, który siedział bliżej. Wypuścił ją przez okno, podczas gdy Sophie wzięła list ze stołu.

- To może chodźmy już na górę - stwierdziła, po czym złapała Freda za rekę. Razem z bliźniakami i Taylorem, który dołączył do nich po chwili, ruszyli w stronę wyjścia z salonu.

- Tylko zostawcie otwarte drzwi! - usłyszeli jeszcze głos Edwarda.

- Na Merlina, tato! - odkrzyknęła Sophie, zażenowana tą sytuacją.

- Naprawdę przepraszam, nie wiem co w tego tatę wstąpiło - powiedziała blondynka, kiedy już całą czwórką znaleźli się w jej pokoju. Przy okazji Taylor wziął sobie jeszcze krzesło ze swoje pokoju, dzięki czemu mieli dwa krzesła i łóżko do siedzenia. George usiadł na drugim krześle, podczas gdy Sophie i Fred usiedli na brzegu łóżka.

- Jak przyjedziesz do nas, to czeka cię monolog naszej mamy o tym, że jesteśmy nieodpowiedzialni i że liczy, że będziesz mieć na nas dobry wpływ - stwierdził Fred, który poczuł się już lepiej, niż kilka minut wcześniej.

- Tak jakbyśmy mieli się kiedykolwiek zmieniać. Ona jeszcze w to wierzy - dodał George.

- Nie zmieniajcie się. Nigdy nie chciałabym was zmienić - powiedziała Sophie, po czym popatrzyła z czułością na Freda. Ciągle trzymali się za ręce, jednak po chwili ją puściła.

- Może warto w końcu zobaczyć, co takiego nam przerwało wcześniej - stwierdziła blondynka, patrząc na list od Naomi. Żaden z Gryfonów nie miał nic przeciwko, więc zaczęła czytać list.

Cześć Sophie!
Mam nadzieję, że Ci nie przeszkadzam. Chciałabym Cię zaprosić do siebie na kilka dni, gdyż mam niedługo urodziny i robię imprezę. Będzie to głównie dla przyjaciół, chociaż tata (dziwne uczucie mi towarzyszy jakoś przy tym słowie) bardzo chciał, żebym zrobiła ogromną imprezę i zaprosiła chyba cały Hogwart. Najwyraźniej chce się zrewanżować za wiele lat nieobecności, bo Jason już miał swoje urodziny (chociaż obchodzi w czerwcu, to na początku lipca zaprosił swoich przyjaciół), natomiast Harry ma mieć kilka dni po mnie. Trochę się dzieje, ale o tym może pogadamy, jak się spotkamy. W każdym razie zapraszam, daj znać, to po ciebie przylecimy.
I jak coś, to nie martw się, bliźniaków też zapraszam na urodziny.
Naomi

- Czyli niedługo urodziny Naomi. Ciekawe, jak wszyscy zareagują na to, że zostaliśmy parą? - zastanowiła się Sophie.

- A gdybyście dopiero tam to powiedzieli? Na przyjęciu? - zaproponował Taylor. Para spojrzała po sobie.

To byłoby z pewnością ciekawie. I tak po chwili się zgodzili.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro