Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział osiemdziesiąty

To nie był sen.

Oboje czuli, jakby wokół nich nie było nic. Jakby wcale nie słychać było wesołego świergotu ptaków, ani gdyby nie znajdowali się w miejscu, do którego w każdej chwili ktoś mógł przyjść i ich zobaczyć.

Byłoby to trochę krępujące, chociaż i tak osobom, które by tu się mogły znaleźć, raczej nie przeszkadzałoby bardzo to, co by zobaczyły.

Pocałunek trwał dłuższą chwilę i był z jednej strony delikatny i czuły, a z drugiej strony namiętny.

Zajęło dłuższą chwilę, zanim ich twarze oddaliły się od siebie. Ciągle jednak byli przytuleni i patrzyli sobie prosto w oczy.

Na ich twarzach gościły uśmiechy, gdyż każde z nich patrzyło na osobę, w której się zakochało.

- Nie wierzyłam, że kiedykolwiek to nastąpi. Kocham cię Fred i nie sądziłam, że ty odwzajemnisz moje uczucia - powiedziała w końcu Sophie po chwili siedzenia w ciszy. Jednak nie była to niezręczna cisza, a raczej moment, gdy oboje próbowali przyswoić to, co właśnie się stało.

- Ja ciebie też kocham Soph. Zrozumiałem to dopiero niedawno, ale wiem, że to jest to. Chcę być blisko ciebie i spędzać z tobą czas - rzekł Fred, patrząc prosto na nią.

Nagle rozmowę przerwał im odgłos zamykanych drzwi. Oboje spojrzeli w stronę tylnego wejścia do domu, z którego najprawdopodobniej dobiegł ten dźwięk. Przednich drzwi bowiem nie byłoby aż tak słychać.

- Co to było? - zastanowiła się Sophie. Już się nie obejmowali, lecz patrzyli w stronę domu, trzymając ręce przy sobie. Podejrzewała, że mógł być to Taylor, jednak w takim razie czemu tak szybko uciekł, głośno zamykając drzwi?

- Możemy iść i sprawdzić - stwierdził Fred. Też szkoda mu było, że coś im przerwało, ale jednak uznał, że warto zobaczyć, o co chodzi.

Oboje wstali z huśtawki i skierowali się w stronę domu. Jednak kilka metrów przed nim chłopak podał jej rękę - dziewczyna złapała ją swoją dłonią, po czym razem poszli do drzwi.

Chociaż blondynka nadal była trochę oszołomiona tym, co się wydarzyło, to ucieszyła się, że złapali się za ręce i szli razem.

Kiedy już otworzyli drzwi, usłyszeli:

- Na pewno było słychać to zamykanie drzwi, nie wystarczyło ci, że patrzyliśmy przez okno?

- Chciałem tylko zobaczyć ich bardziej z bliska!

Znaleźli się w dosyć dużym salonie, w odcieniach beżu i brązu. Od razu obok drzwi mieściło się okno wychodzące na ogród, a przed oknem stał drewniany stół, nakryty białym obrusem. Pod lewą ścianą stała duża brązowa kanapa, oraz dwa fotele, a nad nimi wisiał zegar. Po prawej stronie od wejścia był kominek, a naprzeciwko znajdowało się kilka drzwi, prowadzących do reszty domu. Między tymi drzwiami znajdowały się także szafki na różne rzeczy, a na ścianach i kominku mieściły się różne fotografie, oraz różne inne ozdoby.

W salonie mieścił się także duży, szary dywan i mały stolik, obok którego stało teraz dwóch chłopaków - brunet i rudowłosy, z czego ten pierwszy miał w ręku aparat do robienia zdjęć. Dyskutowali głośno, jednak przerwali, gdy tylko zobaczyli Sophie i Freda stojących naprzeciwko nich. Dodatkowo, Taylor szybko schował urządzenie za plecami.

- Coś się stało, że już skończyliście? zapytał.

- Usłyszeliśmy drzwi, które się zamykały i postanowiliśmy to sprawdzić. A wy robiliście nam zdjęcia, czy co? - spytała Sophie, chociaż było to dosyć oczywiste, skoro Taylor trzymał aparat.

- Co? Ten aparat? Tak tylko pokazywałem go George'owi. Nieważne, ważniejsze jest natomiast to, czy już jesteście razem?

Sophie i Fred spojrzeli na siebie nawzajem. Ich spojrzenia się spotkały.

Sophie pomyślała o tym, że skoro się pocałowali i trzymają się za ręce, to chyba są już parą?

- Tak - odpowiedzieli, wywołując tym szerokie uśmiechy na twarzach Taylora i George'a.

- W takim razie witaj w rodzinie! - zawołał młodszy z bliźniaków do Sophie, po czym podszedł uściskać ją na powitanie. Blondynka puściła dłoń swojego chłopaka, by krótko przywitać się z George'em.

- A wy obaj witajcie w naszej rodzinie - stwierdził Taylor, podchodząc do ich trójki i odkładając wcześniej aparat na stolik.

- Ty też młody, siostra już ci nawet zapewniła wyjazd na wakacje do nas - powiedział Fred.

- Znaczy, jeśli chcesz. I jak rodzice się zgodzą - powiedziała Sophie, zarazem zastanawiając się, czemu obecni tu Gryfoni zachowują się, jakby to były oświadczyny, a nie tylko zostanie parą.

Jednocześnie jednak wiedziała, że w jakimś stopniu prawdą jest to, że ich bycie razem wpłynie na obie rodziny.
Prawdopodobnie dosyć dużym, jednak sama jeszcze nie miała bardzo okazji, żeby o tym myśleć. Ani także o tym, kiedy i jak powie o tym rodzicom. Oczywiście, nie będą mieli może nic przeciwko temu, ale jednak wiązało się z tym dużo emocji.

Chyba, że Taylor postanowi powiedzieć im od razu, jak tylko się zjawią. To też było możliwe, aczkolwiek różnie mogło być.

Nim jednak którekolwiek z nastolatków zdążyło jeszcze coś powiedzieć, usłyszeli, że ktoś wszedł do domu przez drzwi wejściowe.

Chwilę później do salonu weszła wysoka kobieta o krótkich, siwych włosach i zielonych oczach.

- Cześć wam! Widzę, że macie gości - powiedziała, uśmiechając się przyjaźnie.

- Cześć babciu, tak, mamy gości. To są nasi przyjaciele ze szkoły. A właściwie to nie tylko - powiedziała Sophie, po czym przerwała na chwilę, by złapać oddech. Chłopcy byli ciekawi, czy powie o tym, co stało się właściwie przed chwilą. Fred nie spodziewał się, że tak szybko zostanie przedstawiony komuś z rodziny Sophie jako jej chłopak (nie licząc oczywiście Taylora, który sam dał im możliwość spotkania się), jednak zarazem wiedział, że prędzej czy później musiało to nastąpić. Trochę się zastanawiał, jak go przyjmą, bo w końcu był pierwszym chłopakiem Sophie.

- Babciu, poznaj to mój chłopak, Fred Weasley - rzekła Sophie, chwytając za rękę starszego z bliźniaków.

- A to jest jego brat, George - dodała po chwili, wskazując na drugiego. Pauline jednak już podeszła bliżej, żeby ich serdecznie wyściskać.

- Dzień dobry - powiedzieli bliźniacy.

- Witajcie, witajcie! Siadajcie, zaraz wam zrobię coś do jedzenia, macie ochotę na coś słodkiego? - zapytała babcia.

- Babciu, naprawdę nie musisz tego robić, sami sobie poradzimy - stwierdził Taylor. Sophie wiedziała, że bratu nadal nie podobało się, jak babcia czasami wtrącała się do tego, jak on gotuje. Niby może i chciała dobrze, ale z drugiej strony on chciał coś zrobić samodzielnie.

- Siadajcie, siadajcie. Zaraz przyniosę coś słodkiego i porozmawiamy - stwierdziła kobieta, po czym poszła do kuchni.

- To może na chwilę zostawimy Sophie i Freda samych i pójdziemy stąd - rzekł Taylor, wiedząc, że potrzebują chwili rozmowy. Ruszył więc w stronę kuchni, a za nim George. Brunet zabrał też przy okazji aparat, jakby w obawie, że ktoś mógłby chcieć usunąć z niego zdjęcia.

Gdy para została sama w pomieszczeniu, usiedli przy stole na krzesłach obok siebie.

- W sumie twoja babcia wydaje się być miła - powiedział Fred.

- Wiesz, nie spodziewałam się, że to nastąpi tak szybko. Właściwie w ogóle się tego nie spodziewałam, że to nastąpi. Więc przepraszam, jeśli za szybko się to dzieje - odparła blondynka. Zastanawiała się, czy chłopak nie uzna, że to jest zbyt duże zaangażowanie, skoro od razu po ich pierwszym pocałunku poznaje jej rodzinę.

- Nie masz za co przepraszać, naprawdę jest dobrze. Zakochałem się w tobie i to się nie zmieniło - stwierdził Weasley, patrząc prosto na nią.

- Ja ciebie też kocham, ale jednak to duże zaangażowanie w sumie - stwierdziła Mason. Chłopak delikatnie ujął jej ręce i powiedział:

- A za jakiś czas przedstawię cię swojej rodzinie. Jak chcesz, to możemy nawet teraz się przenieść do Nory przez sieć Fiuu.

Dziewczyna zdziwiła się tym, ale zarazem miło jej było, że nie przeszkadzało mu to.

- Na razie to lepiej nie, bo babci się nie spodoba, jak jej uciekniemy teraz - uznała blondynka.

- Ja i George i tak już pewnie będziemy mieć przechlapane, jak tylko wrócimy. Ale to jak zwykle, więc nie przejmujemy się tym - odparł Fred.

- Czyli nikt nie wie, że tu jesteście? - spytała Krukonka.

- Wy wiecie, ty i Taylor. Ale spokojnie, jakoś to będzie - uznał swobodnie chłopak. Patrzyli sobie w oczy, po czym zaczęli zbliżać się do siebie.

Czyżby mieli pocałować się po raz kolejny? To zdążyło przemknąć przez myśl Sophie. Nie miała nic przeciwko temu, a wręcz przeciwnie, chciała tego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro