Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział dziewięćdziesiąty piąty

Sophie poczuła, że coś ją uwiera w plecy. Przez chwilę nie wiedziała co się dzieje, jednak dopiero potem sobie przypomniała.

Koszmar. I to, że razem z Sally zeszły pogadać do Pokoju Wspólnego i najwyraźniej zasnęły.

Blondynka otworzyła oczy i w pierwszej chwili zdziwiła się, że tak wyraźnie widzi, po czym uświadomiła sobie, że zapewne nie zdjęła okularów.

- Co się stało? - usłyszała.

Przed sobą zobaczyła dziewczynę o krótkich, brązowych włosach, którą poznała kilka dni temu. Ruby Collins, przyjaciółkę Katie Bell.

- Zagadałyśmy się z Sally i zasnęłyśmy - odparła Sophie w końcu, po czym obróciła się, by zobaczyć, że Sally leży na jej plecach. Obie dziewczyny były częściowo przykryte kołdrą, przyniesioną z dormitorium. Częściowo, bo ta już trochę się zsunęła na podłogę.

- Właśnie widzę, że tu spałyście, ale zastanawiałam się, czy coś się nie stało złego - rzekła Ruby, a Sophie uśmiechnęła się do niej delikatnie.

- Wszystko w porządku.

Nie zamierzała opowiadać nowej znajomej o swoim śnie. Po chwili ogarnęła natomiast, że znajduje się w Pokoju Wspólnym pełnym ludzi, sama będąc w piżamie i potarganych włosach. Zastanawiała się, ile plotek na temat jej i Sally mogło już pójść.

- Co się dzieje? - zapytała Diggle, która obudziła się w końcu, pod wpływem hałasu i niezbyt komfortowej pozycji.

- Zasnęłyśmy tutaj - rzekła Sophie, a Sally dopiero teraz usiadła wyprostowana na kanapie i rozejrzała się.

- No to nieźle - mruknęła. Po chwili zobaczyła Ruby i przywitała się:

- Cześć.

- Cześć, cześć. Na pewno u was wszystko w porządku? - zapytała, tym razem chcąc dowiedzieć się czegoś od Sally.

- Tak, tak. Zasnęłyśmy i tyle - rzekła Diggle, po czym wstała z kanapy i podniosła kołdrę.

- To dobrze w takim razie, miłego dnia - odparła Collins, widząc, że za wiele się raczej nie dowie.

- Miłego dnia - odpowiedziały szesnastolatki na pożegnanie, po czym Sophie również wstała, podnosząc też poduszkę od Freda.

- Ciekawe, co pomyśleli sobie ci wszyscy ludzie, którzy nas tu zobaczyli - stwierdziła Sophie, widząc, że obecni w Pokoju Wspólnym Krukoni spoglądają na nich ze zdziwieniem.

- Nie przejmuj się nimi. Na pewno pomyśleli o tym, że mamy już dosyć Fletcher i się wyniosłyśmy - stwierdziła Sally, po czym poklepała ją po plecach. Blondynka miała nadzieję, że rzeczywiście nie wyniknie z tego nic złego.

Po chwili udały się do dormitorium, aby się przebrać i uczesać. Na szczęście Fletcher już tam nie było, więc miały spokój.

Sophie nadal jednak przeżywała ten sen i bała się, że mógłby się spełnić. Czy rzeczywiście zaczęła uważać się za lepszą? Czy naprawdę mogła mieć pewność, że Fred kocha tylko ją i nie wolałby innej?

I czy naprawdę to, że odwróciła się od byłej przyjaciółki, mogło być uznane za zdradę?

Z jednej strony wiedziała, że to tylko koszmar. A z drugiej przez to wszystko nabrała wielu obaw, których przez ostatnie tygodnie nie miała.

- Będzie dobrze, naprawdę - starała się pocieszyć ją Sally. Widziała, że Sophie nadal myśli o tym wszystkim i nieprędko zapomni.

- Ale czy naprawdę to wszystko ma sens? Dlaczego właściwie Fred wybrał akurat mnie? Przecież kim ja właściwie jestem? Nie wiem nawet, co chcę robić w życiu - powiedziała gorzko Sophie, po czym usiadła na swoim łóżku i schowała twarz w dłoniach. Sally westchnęła, po czym usiadła obok niej i przytuliła.

- Nieprawda, to wszystko ma sens. Fred cię kocha i by cię nie zostawił. Poznaliście nawet swoich rodziców wzajemnie i spędziliście razem wakacje - rzekła Sally, starając się ją pocieszyć.

Wakacje.

Właśnie, wakacje. W tej chwili to Sophie miała niemalże wrażenie, jakby wakacje były snem. Pocałunek, urodziny Naomi, Mistrzostwa Świata, wakacje w Norze... To wszystko wydarzyło się naprawdę? Było to tak niedawno, a wydawało się, jakby minęły wieki.

Jak to się stało, że była wtedy taka odważna i bardziej pewna siebie niż teraz? Czuła, jakby to wszystko z niej uleciało.

- Chcesz iść dzisiaj na lekcje? - zapytała Sally, zastanawiając się, czy przyjaciółka będzie w stanie być na tych lekcjach. Sophie jednak kiwnęła głową.

- Tak, chcę iść.

- Ale pamiętaj, że jestem przy tobie, tak samo Fred, George, Naomi, Taylor... - zaczęła wymieniać Diggle. Sophie ucieszyła się w duchu, że szatynka stara się jej pomóc. Jednak to było za mało.

- Wiem, wiem - odparła, po czym wstała z łóżka.

W końcu dziewczyny się przebrały  i były już gotowe do wyjścia. Wzięły torby z książkami i ruszyły do wyjścia z Wieży Ravenclawu, licząc, że zdążą zjeść chociaż trochę, nim rozpoczną się lekcje.

Gdy Sophie zobaczyła, że bliźniacy tym razem nie czekają na nią pod salą, poczuła kłucie w sercu. Niby się nie umawiali, że codziennie będą na nich czekać, ale to, że ich tam nie zobaczyła, szczególnie po tym koszmarze, spowodowało, że zrobiło jej się przykro.

- Spokojnie, na pewno będą w Wielkiej Sali, albo może spotkamy ich po drodze - powiedziała Sally, widząc przygnębienie przyjaciółki.

- Jasne, domyślam się - odparła jej blondynka i posłała jej blady uśmiech - jednocześnie jednak wcale nie było jej do śmiechu.

Przed Wielką Salą spotkały Naomi, jednak tym razem bez Michaela, Cedrika, Andrewa i Adriana - Puchonka żadnego z nich nie spotkała po drodze.

- Co tam u was? - zapytała Naomi wesoło.

- Kiepsko - odparła Sally.

- Miałam zły sen - rzekła Sophie, a Naomi natychmiast ją przytuliła.

- Biedna, współczuję ci. Ale pamiętaj, że zawsze możesz nam powiedzieć co się dzieje - rzekła Puchonka. Sophie poklepała ją po plecach i stwierdziła:

- Sally już wie, tobie też zaraz opowiem. Za to zastanawiam się, gdzie są Fred i George.

- Nie mam pojęcia, ale może po prostu zaczynają później? W końcu nie chodzą na większość przedmiotów - przypomniała Naomi, po czym puściła przyjaciółkę.

- Pewnie masz rację - uznała Sophie, chociaż nadal bała się, czy tylko o to chodzi. Jednak obecność przyjaciółek trochę pomogła.

Weszły do Wielkiej Sali, która była dosyć pusta - większość uczniów zapewne skończyła już śniadanie i poszła na lekcje, a one zaraz mogły się spóźnić. Nie widziały nikogo znajomego, za to Sophie starała się szybko streścić Naomi koszmar, który jej się śnił. Mówiła o tym z trudem, ale na szczęście Puchonka zrozumiała i nie musiała powtarzać.

- To był tylko zły sen, Fred cię kocha i nigdy nie zostawiłby cię dla tej Potworzycy - przekonywała ją Naomi.

- Ale był pod działaniem Imperiusa...

- Myślisz, że ona serio potrafiłaby rzucić to zaklęcie? Zresztą wątpliwe, żeby Moody pozwolił uczniom je rzucać - orzekła Naomi.

- A ja bym się nie dała tak łatwo zamienić w krzesło ani oddać rózdżki. Różdżki się nikomu nie oddaje - dodała Sally.

I chociaż przyjaciółki starały się przekonać ją jak najbardziej, że to tylko sen, to i tak niepokój pozostał.

Pierwszą lekcją była Historia Magii, na którą bliźniacy rzeczywiście nie chodzili. Przez całą lekcję Sophie myślała tylko o tym, kiedy w końcu ich zobaczy.

Wzdrygnęła się natomiast na widok Fletcher, która najwyraźniej zdała z tego przedmiotu i siedziała w towarzystwie kilku osób ze Slytherinu. Oczywiście niezbyt przyjemnym widokiem byli także Davies, Fillmore i Towler, jednak najgorzej było widzieć byłą przyjaciółkę, której w tym śnie coś bardzo odwaliło.

Nastroju z pewnością nie polepszał nużący głos Binnsa, który nawet nie zwracał uwagi na uczniów, lecz mówił swój monolog.

Sophie próbowała zapytać o bliźniaków Angelinę i Alicię, jednak te też nic nie wiedziały.

Gdy więc przyjaciółki w końcu wyszły z sali i zobaczyły bliźniaków i Lee  stojących kilkanaście metrów dalej, Sophie serce zabiło mocniej.

Chłopcy uśmiechnęli się do nich i pomachali im, a dziewczyny  ruszyły w ich kierunku. Za nimi szli Michael, Cedrik, Andrew i Adrian, którzy również chodzili na te lekcje.

- Gdzie wyście byli rano? - zapytała Sally, stając naprzeciwko nich z założonymi rękami.

- Sally, przecież nie mogli wiedzieć... - rzekła Sophie, a pozostali spojrzeli zdziwieni na to, co się działo.

- Mówiłam, że trzeba było iść od razu w nocy do Wieży Gryffindoru, to nie chciałaś. A oni się nie pojawili rano przed naszym Pokojem Wspólnym! - powiedziała Diggle oburzona.

- Ale o co wam chodzi? - zapytał Fred, który nie miał pojęcia, co się stało. Gryfoni spojrzeli na Krukonki z zaciekawieniem.

- Nie wiem, ale Sophie wyglądała na zmartwioną, jak o was pytała - rzekła Angelina, która wraz z Alicią podeszła do ich grupki. Zrobiło się spore zamieszanie na korytarzu, spowodowane tym, że wszyscy stali i przypatrywali się temu, co się działo.

- Soph, co się dzieje? - spytał Fred, kierując pytanie wprost do blondynki. Dziewczyna nieświadomie próbowała znaleźć na jego twarzy irytację czy wzgardę, lecz na szczęście zobaczyła tylko troskę i zdziwienie tym wszystkim.

- Nic takiego, nieważne - odparła Sophie, chcąc uciąć temat. Nie chciała robić zamieszania ani opowiadać o tym śnie przy wszystkich - oprócz jej znajomych znalazło się także kilku innych świadków, zaciekawionych tym zamieszaniem.

- Soph, cokolwiek się dzieje, możesz mi powiedzieć - rzekł Fred, jednak dziewczyna pokręciła głową.

- Nie. Nieważne, nic się nie dzieje.

- Ale wiesz, że cię kocham? - zapytał chłopak, po czym przytulił Sophie. Chociaż trochę zaskoczona, odwzajemniła uścisk.

- Ja ciebie też Fred kocham - odparła, czując zarazem, jakby poleciała jej jakaś łza.

Najwyraźniej to z tych emocji.

Jednak cieszyła się, że przynajmniej jej nie odrzucił.

~

Przez następne godziny wydawało się, że wszystko w miarę wróciło do normy. Że w natłoku zajęć i obecności przyjaciół łatwiej zapomnieć o tym wszystkim.

Niestety, w końcu przyszła lekcja Obrony przed Czarną Magią i Sophie miała duże opory, by tam wejść. Jednak mimo wszystko zrobila to, trzymając za rękę swojego chłopaka, nawet jeśli ten nie wiedział, co się dzieje.

Gdy Moody ogłosił lekcje z rzucania Imperiusa, miała ochotę wybiec z klasy. Czy jej sen miał się spełnić?

Ścisnęła mocniej rękę Freda, po czym rozejrzała się po klasie. Tym razem nikt nie był zbyt zadowolony z takiego tematu.

- Panie profesorze, ale to nielegalne! - zaprotestowała Silvia Sherman.

- Dumbledore chce, żebyście poznali skutki tego zaklęcia. I postarali się mu oprzeć. Chyba, że wolisz, żeby zrobił to ktoś, kto ma wobec ciebie złe zamiary. To w takim razie proszę bardzo, droga wolna, możesz wyjść z sali - rzekł Moody, a Gryfonka zacisnęła usta i już nic nie powiedziała.

Sophie miała ochotę wyjść z sali, ale nie zamierzała zostawiać swoich przyjaciół. Ani robić afery o to, że miała zły sen. Poza tym czuła, że sparaliżował ją strach.

Na szczęście tylko Alastor rzucał to zaklęcie i kazał wykonywać jakieś ćwiczenia gimnastyczne, zrobić pajacyki, czy podskoczyć na jednej nodze. Nikomu nie udało się oprzeć działaniu zaklęcia.

Jednak gdy nadeszła kolej Sophie, poczuła, gulę w gardle. A co jeśli to były tylko pozory i zaraz zacznie się coś złego?

Nie, nie, to bzdury. Dlaczego niby Moody miałby coś takiego zrobić?

- Imperio!

Blondynka poczuła, że ogarnia ją jakiś dziwny spokój i lekkość. Jakby wszelkie troski odpłynęły i stały się nieistotne.

- Skacz na prawej nodze - usłyszała.

Skakanie jest takie przyjemne! Natychmiast to zrobiła, skakała na prawej nodze w jednym miejscu, dopóki Moody nie kazał jej przestać i zrobić kilku pajacyków. Po chwili zdjął zaklęcie, widząc, że nie udaje jej się go przezwyciężyć.

- W tej klasie najwyraźniej wszyscy będą dali się łatwo kontrolować, gdyby ktoś tego chciał - burknął.

Dziewczyna nie pamiętała, co robiła pod wpływem zaklęcia, ale za to cała się trzęsła. Fred złapał ją za rękę i powiedział cicho:

- Chcesz, to porozmawiamy zaraz w kryjówce.

Dziewczyna pokiwała głową na znak, że się zgadza. Chciała z nim porozmawiać.

- Jak się czujesz? - spytała ją Sally, stojącą z drugiej strony. Na szczęście Moody nie zwrócił uwagi na to, że rozmawiają - był zbyt zajęty mówieniem Alicii Spinnet, żeby tańczyła balet.

- Czuję, że chcę stąd uciec - odparła blondynka. Chociaż jej sen się nie sprawdził, to i tak było to traumatyczne.

Gdy więc w końcu lekcja się skończyła, oni powiedzieli przyjaciołom, że potrzebują chwili dla siebie. Sally i Naomi miały powiedzieć George'owi o śnie, jednak z Fredem Sophie chciała porozmawiać sama.

Znaleźli się więc w kryjówce (chociaż, czy można było nazwać to kryjówką, skoro coraz więcej osób o niej wiedziało?) i tam Sophie mu wszystko opowiedziała. Zastanawiała się, jaka będzie jego reakcja.

- Ja miałbym całować się z nią? Fuj, prędzej bym wolał mieć sto szlabanów, niż to zrobić - stwierdził chłopak, na co blondynka uśmiechnęła się odrobinę.

- Ale byłeś pod działaniem zaklęcia - zauważyła Krukonka.

- I był to tylko sen, ale na pewno nic takiego nie będzie mieć miejsca. Kocham cię Sophie i nie zapominaj o tym. Jesteś cudowną osobą i każdy powinien zdawać sobie z tego sprawę. Zwłaszcza ty - rzekł Fred.

Dziewczyna już nie wytrzymała i przytuliła się do niego. On również ją objął.

Kochała go i cieszyła się, że jest przy niej.

- Zresztą nie oddałbym nikomu różdżki. I chociaż to sen, to i tak zrobimy jej jakiś żart - powiedział Fred.

- Nie wiem czy to dobry pomysł, a co jeśli będzie tylko gorzej? Na razie przynajmniej nas ignoruje - zastanawiała się Sophie.

- Muszę ją ukarać za każdą krzywdę, jaką ci kiedykolwiek zrobiła. Nawet za to, co wydarzyło się w snach - odparł jej Fred.

Dziewczyna była zaskoczona taką deklaracją. Oczywiście, wiedziała, że lubi robić żarty, ale nie sądziła, że będzie chciał się aż tak mścić na kimś, kto zrobił jej krzywdę w przeszłości.

- Kocham cię Sophie i nie zapominaj o tym - rzekł rudowłosy, po czym popatrzył jej prosto w oczy.

Ich twarze były tak blisko siebie, że niemalże się stykały.

- Ja ciebie też kocham Fred. I cieszę się, że jesteś przy mnie - odpowiedziała mu cicho.

Następnie zbliżyli się do siebie jeszcze bardziej.

I się pocałowali.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro