Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział dwudziesty drugi

Sophie cofnęła rękę i spojrzała na osobę, która stała obok.

Była to niższa od niej szatynka, prawdopodobnie z trzeciego roku. Wydawało jej się, że skądś ją kojarzy, jednak nie wiedziała skąd.

- Możesz wziąć jak chcesz - odezwała się młodsza dziewczyna.

- Jak chcesz, to ty możesz wziąć. Chciałam tylko coś sprawdzić - stwierdziła Sophie.

- Najwyżej później wypożyczę, weź ją sobie - rzekła szatynka, po czym odeszła od regału.

Sophie nie chciała jej wołać w cichej bibliotece, więc wzięła książkę i wróciła do stolika. Miała nadzieję, że nie sprawiła tym problemów tej dziewczynie.

- Nie widzieliście tu takiej dziewczyny o brązowych włosach? Chyba z waszego roku - spytała Sophie.

- Tak, widzę ją obok - stwierdziła Tilly, patrząc na Alice.

- Coś się stało? - zapytał Taylor.

- Bo chciała też wypożyczyć tą książkę, ale zrezygnowała jak zobaczyła, że też ją wybiorę - wyjaśnił Mason.

- Nie wiem, ale na pewno jak później oddasz do biblioteki, to ją znajdzie. Poradzi sobie - stwierdziła Natalie.

- Mam taką nadzieję - powiedziała Sophie.

Kiedy w końcu skończyli wypracowania, Sophie rozejrzała się po bibliotece, ale nie zauważyła już trzeciorocznej. Oddała więc książkę, mając nadzieję, że ta ją szybko znajdzie.

- Już jest po obiedzie pewnie - uznała Tilly.

- Możemy pójść do kuchni - zaproponowała Alice.

- Do kuchni? - zdziwiła się Sophie. Choć domyślała się, że taka jest, jeszcze w niej nie była.

- Zaprowadzę was - stwierdziła Jones, po czym całą piątką ruszyli w stronę kuchni, znajdującej się blisko Pokoju Wspólnego Hufflepuffu.

Po drodze minęli trzy Puchonki, które niosły pojemniki z babeczkami. Wesoło przywitały się z grupą Gryfonów i Krukonką.

- To moja kuzynka, Megan i jej przyjaciółki, Susan i Hannah - wyjaśniła Alice, gdy wchodzili do kuchni.

- Ile jeszcze kuzynów masz w Hogwarcie? - spytała Sophie z ciekawości.

- Tylko oni są w Hogwarcie, choć mam też kuzynkę Hestię, siostrę Megan. Ale ona już skończyła szkołę - wyjaśniła Jones.

- Za to jej ciocia to Gwenog Jones, kapitan Harpii z Hollyhead. Jak ją zobaczyłam w wakacje u Alice, to aż nie mogłam uwierzyć - opowiedziała Tilly.

- I opowiadasz to każdemu, kogo spotkamy - stwierdziła Alice.

- Nieprawda, tylko niektórym - odparła Preston.

- Czym Ferdek może państwu służyć? - usłyszeli głos jednego ze skrzatów, który pracował w kuchni.

- Poproszę o kanapki i herbatę - stwierdziła Sophie, chcąc zjeść coś konkretnego.

- Ja poproszę babeczki i soku dyniowego - odezwała się Alice. Po chwili dodała:

- Wiem, że moja kuzynka też to najczęściej zamawia, ale to rodzinne. Co mam poradzić - rzekła szatynka.

- Ja poproszę trochę kurczaka, jak zostało z obiadu - stwierdziła Tilly.

- A ja sałatkę - dodała Natalie.

- Nie odchudzaj nam się tu za bardzo - stwierdził Taylor.

- Nie odchudzam się za bardzo, tylko mam na coś ochotę - odparła Barber.

- Niech ci będzie na razie. A  ja też poproszę kanapki - rzekł chłopak.

Grupa usiadła przy stole, odpowiadającemu stołowi Gryffindoru znajdującemu się wyżej.  Po chwili już dostali swoje jedzenie, które zjedli z apetytem.

- Nauka jest męcząca i się robię głodna przez nią - uznała Tilly.

- Bo wcale nie tak, że przy trenigach Quidditcha też byś była zmęczona, tylko fizycznie - rzekła Natalie, za co dostała łokciem od siedzącej obok przyjaciółki.

- To jest inne zmęczenie - odparła Preston.

- Wiem, wiem. Takie, które ci się śni po nocach na czele z pewnym przystojnym... - zaczęła mówić  Barber.

- Nieprawda, wcale nie śnię o Oliverze - stwierdziła Tilly.

- A kto powiedział, że o niego chodzi? - zapytała Natalie.

- No wiesz co! Natalie, co za podpuszczanie mnie? - spytała Tilly.

- Ja nikogo nie podpuszczam. Za to może chodźmy już na dworze - rzekła Natalie.

- Co za zmiana tematu - mruknęła Tilly.

Sophie przyglądała się im, a gdy chciała to porównać do swojej przyjaźni, nie mogła znaleźć przykładu.

Czy kiedykolwiek miały z Eveline takie dyskusje? Przepychanki?

Nie przypominała sobie. Jednak uznała, że widocznie każda przyjaźń jest inna i nie ma może co porównywać.

Po wyjściu z kuchni grupa postanowiła pójść po ciepłe ubrania do dormitoriów. Sophie ruszyła do Wieży Ravenclaw, a Gryfoni do swojej.

Dormitorium było nadal puste. Sophie odłożyła więc tylko swoje rzeczy, a założyła ciepłą kurtkę, szalik, czapkę i rękawiczki.

Umówili się, że spotkają się przed wyjściem na błonia. Doszli tam w tym samym czasie, po czym wyjrzeli na zewnątrz.

Było tam zimno, przez co niewiele osób zdecydowało się na spacer. Jednak było jeszcze coś.

Wcześniej nie zwrócili na to uwagi, gdyż nie patrzyli przez okna, więc teraz byli zaskoczeni. Dzisiaj spadł pierwszy tej zimy śnieg, a błonia pokryte były białym puchem. Jednak nie przeszkodziło to im w spędzeniu wolnego czasu na powietrzu. Wręcz przeciwnie.

- Ulepimy dziś bałwana! - zawołała Alice.

- No chodźcie, zrobimy to - dodała Natalie.

- Pewnie - zgodziła się Tilly.

- Jasne, dobry pomysł - powiedział Taylor.

- Też chętnie się dołączę - rzekła Sophie.

To popołudnie było naprawdę ciekawe. Najpierw zaczęli toczyć śnieżne kule, by zrobić z nich kilka większych. Śmiali się i gadali, było bardzo wesoło. Kiedy bałwan był już skończony, zaczęła się bitwa na śnieżki.

- To za gadanie nieprawdziwych rzeczy o moich snach! - Tilly rzuciła śnieżką w Natalie.

- A to za to, że nie chcesz się przyznać do swoich uczuć! - Barber zrobiła śnieżkę i rzuciła nią w stronę Tilly.

- Chodźcie do mnie mi pomóc! - zawołała Preston do reszty przyjaciół.

Sophie zastanawiała się do kogo dołączyć, kiedy nagle poczuła, że ktoś w nią trafił śnieżką w plecy.  Reszta grupy też zorientowała się, że jest tu ktoś jeszcze. Dziewczyna odwróciła się, Gryfoni popatrzyli w tamtą stronę.

Niedaleko stali Fred, George, Lee, Angelina i Alicia. Cała piątka najwyraźniej rzuciła w nich śnieżkami, a teraz szykowali kolejne.

- Zaraz się wam odpłacimy! - rzucił Taylor, po czym zaczął szykować śnieżkę. Dziewczyny zrobiły to samo, a następnie zaczęła się wielka bitwa na śnieżki.

- To my wygramy! - zawołał Fred.

- Nieprawda, bo my! - rzuciła Tilly.

Już po chwili dziesiątka nastolatków ganiała się po całych błoniach, rzucając w siebie śnieżkami. Nie zwracając uwagi na chłód, ani coraz większą ciemność, wesoło się bawili.

W końcu niewiadomo było, kto wygrał, ale nie to było ważne. Ważne było spędzenie razem czasu, podczas którego nie myśleli o niczym innym, poza zabawą.

W końcu cali w śniegu, wrócili do zamku. Całą dziesiątką ruszyli do Wieży Gryffindoru, by tam się osuszyć.

- To było naprawdę wspaniałe popołudnie - przyznała Sophie, gdy usiedli przy kominku w Pokoju Wspólnym Gryffindoru.

- Oby było takich więcej - rzekł Taylor.

- Wiedzieliście, że jesteśmy na błoniach? - spytała Sophie bliźniaków Weasley.

- Nie wiedzieliśmy - powiedział Fred.

- Ale wyszliśmy na błonia i was zobaczyliśmy - dodał George.

- I zrobiliśmy wam niespodziankę - stwierdził Fred.

Tak naprawdę zobaczyli, że są tam na Mapie Huncwotów, jednak nikt nie musiał o tym wiedzieć.

Sophie pomyślała sobie, że dobrze się złożyło. To popołudnie spędziła naprawdę miło, choć myślała, że będzie się więcej martwić.

W Pokoju Wspólnym Gryffindoru było głośno, lecz też ciepło i nawet miło. Choć Pokój Wspólny Ravenclaw był ładny, to jednak było tu też coś innego.

Była pewna różnica, której jeszcze nie dostrzegała.

Nastolatkowie rozmawiali, kiedy nagle do Pokoju Wspólnego weszła Puchonka, Naomi. Podeszła do siedzącego z przyjaciółmi brata i coś mu powiedziała. Po chwili wyszli z Pokoju Wspólnego.

- Co się tu właściwie stało? - zapytała Sophie.

- Naomi często przychodzi do brata, ale teraz wyglądała na zdenerwowaną czymś - stwierdził Taylor.

- Ciekawe czym... - zastanowiła się Krukonka.

- Może coś się stało z jej rodziną? - zasugerowała Natalie.

- Mogę podpytać Michaela, przyjaźnią się, to może coś wie - zaproponowała Alice.

- Mile z twojej strony, ale nie chcę na siłę wyciągać od kogoś tajemnic - uznała Sophie.

- Nie musisz na siłę niczego wyciągać, ale sama się zapytam z ciekawości - stwierdziła Jones.

W końcu jednak gdy przyszedł czas powrotu do Wieży Ravenclaw, bliźniacy znów zaproponowali jej odprowadzenie.

- Podobało ci się, że rzuciłem w ciebie śnieżką? - spytał Fred.

- Ja w ciebie też rzuciłam. I George też dostał - odparła Sophie.

- I dlatego ja w ciebie też rzucałem - rzekł George.

Całą trójką szli korytarzem, kiedy nagle zobaczyli Naomi i Jasona, którzy wracali do Wieży Gryffindoru.

- Co wy tu robicie? - spytała Puchonka.

- Skaczemy po korytarzu - rzekł Fred.

- Tak, to bardzo ciekawe zajęcie - dodał George.

- W takim razie uważajcie może, żeby się nie natknąć na nikogo  - stwierdziła Naomi.

- Ja naprawdę trafię sam - stwierdził Jason.

- Wiem, że trafisz, ale nie puszczę cię samego - uznała Chase.

- Zawsze mogę pójść jako wasz obrońca - zadeklarował się George.

- Nie potrzebujemy obrońcy - odparła Naomi.

- Ja chcę! - stwierdził Jason z ochotą.

- Zdrajca - mruknęła dziewczyna cicho.

- Dobrze, ale tylko Jasona odprowadzimy, nie mnie - rzekła Chase.

W ten o to sposób Sophie i Fred zostali sami na korytarzu i po raz pierwszy sam na sam.

- Naprawdę miło z waszej strony, że zajmujecie się odprowadzaniem dziewczyn do ich Pokojów Wspólnych - stwierdziła Sophie.

- Nie wszystkich. Tylko tych, które mają rodzinę w Gryffindorze - rzekł Fred.

- Czyli muszą mieć znajomości - stwierdziła Mason.

Choć już nieraz rozmawiali, to było to najczęściej przy klasie lub znajomych. Dopiero teraz byli tylko we dwoje w tym korytarzu, praktycznie pustym już o tej godzinie.

- Pewnie, ale to tylko my to robimy. Na Rona nie ma co liczyć, on nie potrafiłby zauważyć, że ktoś czegoś potrzebuje nawet gdyby wykrzyczeć mu to prosto w twarz - rzekł Fred.

- Aż tak źle jest z nim? - zapytała dziewczyna.

- Bardzo źle - stwierdził Fred.

- To może potrzeba jakoś mu pomóc? - zastanowiła się Krukonka.

- To mało prawdopodobne - uznał chłopak.

Naprawdę miło im się rozmawiało. Gdy doszli do Wieży, pożegnali się i dziewczyna poszła na górę. W dormitorium była już Sally, która spała w swoim łóżku. Sophie po chwili też się położyła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro