Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział czterdziesty drugi

W końcu nadszedł dzień urodzin Taylora. W sobotę była impreza, składanie życzeń i dawanie prezentów, jednak Sophie uznała, że przydałoby się chociaż spędzić z nim ten dzień. Nawet przez część dnia odbywały się lekcje, to popołudniu mogą razem posiedzieć gdzieś i pogadać.

Rano wstała i szybko zaczęła szykować na zajęcia. Tego dnia w dormitorium były we trzy, co powodowało milczenie i niechęć pomiędzy współlokatorkami.

Jednak w końcu Sophie wyszła z sypialni, by skierować się ku wyjściu z Wieży Ravenclaw. Sally również po chwili wyszła, a następnie poszły razem na dół.

- Też chciałaś szybko od niej uciec, czy z innego powodu się śpieszyłaś? - spytała szatynka, po drodze poprawiając jeszcze krawat na szyi.

- Śpieszę się, bo mój brat ma dzisiaj urodziny i chcę spędzić z nim jak najwięcej dnia. I liczę, że będzie jeszcze w Wielkiej Sali - wyjaśniła Mason.

- Ten którego impreza urodzinowa był w sobotę? - upewniła się Diggle.

- Tak, innych braci nie mam. Ani sióstr też nie - powiedziała Sophie.

- Przynajmniej jednego brata masz. Chciałabym mieć jakiekolwiek rodzeństwo - westchnęła Sally.

- Przykro mi, że nie masz - rzekła blondynka.

- Tak się ułożyło życie i już. Nieważne, nie psujmy sobie humoru. Trzeba wymyślić, jak zaskoczyć twojego braciszka - powiedziała Sally, starając się przybrać wesołą minę.

- Zamierzałam po prostu do niego podejść i powiedzieć "wszystkiego najlepszego" - rzekła Sophie.

- Trzeba zrobić to bardziej z zaskoczenia - uznała Sally.

- Spróbuję, ale zobaczmy najpierw, czy jest w ogóle w Wielkiej Sali - rzekła Sophie, kiedy podchodziły już do drzwi. Ostrożnie wchodząc do pomieszczenia, zauważyły, jak Taylor siedzi przy stole Gryffindoru z przyjaciółkami. Nie zauważył jak weszły, więc dziewczyny postanowiły to wykorzystać.

- Wszystkiego najlepszego! - Krukonki pojawiły się przy Taylorze po chwili.

- Dziękuję wam! - ucieszył się Gryfon, po czym wstał i przytulił się do Sophie.

- Do mnie też się przytulisz? - zażartowała Sally. Zdziwiła się, gdy Taylor po chwili również ją objął.

- Skoro masz dobry wpływ na moją siostrę, to jasne - rzekł chłopak po chwili.

- Widzisz, on mnie docenia! - stwierdziła Sally wesoło.

- Uważasz, że ja ciebie nie doceniam? - spytała Sophie.

- Czasami nie doceniasz - stwierdziła Sally.

- W każdym razie chcesz, to możemy zrobić coś po lekcjach czy po prostu posiedzieć i spędzić razem czas - Sophie zwróciła się do brata.

- Jasne, bardzo chętnie - zgodził się Taylor.

- To mogę usiąść z wami? - spytała Sophie, choć domyślała się, że brat bardzo chętnie ją tu przyjmie. Niedaleko siedzące Alice, Tilly i Natalie też nie będą miały raczej nic przeciwko.

- Pewnie że tak! Ty też możesz się do nas przysiąść, jak chcesz - Taylor zaproponował Sally.

- Naprawdę nie chcę się wtrącać w wasze rodzinne spotkanie - rzekła Sally.

- Siadaj, będzie miło - powiedziała Sophie.

- Dobrze - zgodziła się Sally. Podobała się jej relacja rodzeństwa, choć szkoda jej było, że sama nie ma rodzeństwa. Świadomość, że niemalże każde z jej przyjaciół i znajomych ma rodzeństwo młodsze lub starsze, a ona nie, była przykra. Zdawała sobie sprawę, że nic z tym nie zrobi, ale jednak czasami było to męczące.

Sophie natomiast cieszyła się z czasu spędzonego z bratem. Podobał się jej też fakt, że dogadywał się on z jej nowymi znajomymi, w przeciwieństwie do tego, co było wcześniej.

Jednak wkrótce trzeba było pójść na lekcje, tak więc mieli się spotkać po nich. Każde z nich poszło na swoje zajęcia. Sophie i Sally miały mieć teraz Historię Magii łączoną z Gryfonami, więc chociaż tyle. Lekcje profesora Binnsa były dosyć nudne, jednak Sophie liczyła trochę na to, że przynajmniej obecność bliźniaków Weasley coś pomoże. Oczywiście nie chodziło jej o to, że w ogóle wszystkie lekcje by olała, bo tak nie było. Tyle że z wykładów ducha niewiele rozumiała, więc wolała uczyć się z podręcznika.

Sophie usiadła w ławce przed bliźniakami, a obok niej Sally. Jednak po chwili ktoś do nich podszedł.

- Ja tu siedziałam - powiedziała Fletcher, zwracając się do nich.

- Ale już nie siedzisz - stwierdziła Sally.

- Ostatnio się nawet nie odzywałyśmy do siebie - rzekła Sophie ostrożnie. Nie wiedziała, co może wyniknąć z tej rozmowy. Teoretycznie nie powinna chyba nic zrobić w obecności praktycznie całej klasy, która teraz patrzyła na nie z ciekawością.

- Obraziłaś się po naszej ostatniej rozmowie - uznała Eveline.

- Naszej ostatniej rozmowy? Tej, kiedy chciałaś mi wcisnąć coś dziwnego do jedzenia? - spytała blondynka po czym wstała, dzięki czemu były prawie tej samej wysokości.

- Po tej, po której rozmawiałyśmy o twojej nowej koleżance i stawianiu w czyjejś obronie - rzekła Fletcher.

- Stanęłam w jej obronie, bo nie mogłam znieść, że ktoś jej dokucza - powiedziała Sophie.

- Tylko o to chodziło? Czy może wstydzisz się powiedzieć, że masz nowe koleżanki? Taka odważna, a boi się przyznać do nowych znajomości? - spytała brunetka.

- Dobrze zrobiła, broniąc Luny - powiedziała Sally, stając w obronie Sophie. Również już stała, będąc kilka centymetrów wyższa niż Eveline.

- Ty się nie wtrącaj - warknęła na nią Eveline.

- Za to ty mogłabyś się w końcu odczepić - rzekła Sally.

Żadna z nich nie zauważyła, że już zaczęła się lekcja. Dopiero po chwili Krukonki uświadomiły sobie, że wszyscy na nie patrzą.

- Jeszcze pogadamy. Bez świadków - powiedziała Eveline, po czym poszła usiąść gdzie indziej.

Sophie i Sally usiadły w ławce, a po chwili zaczął się wykład profesora Binnsa. Dziewczyny jednak cicho rozmawiały:

- Co to miało być? Czemu jej tak nagle zależało, żeby tu usiąść? - zastanowiła się Sophie.

- Myślę, że nie chodziło jej tylko o to. Nie może znieść myśli, że przegrywa - stwierdziła Sally.

- Przegrywa? - spytała Sophie.

- Bo chciała mieć kogoś kto za nią wszystko zrobi, a teraz już nie ma. I nie udało jej się poderwać żadnego chłopaka - powiedziała Sally.

- Myślisz, że ona naprawdę była zakochana? - spytała Sophie.

- Nie sądzę. Moim zdaniem to było tylko udawane, bo są popularni w szkole - uznała Diggle.

- Nie wiem czy to prawda czy nie, trudno powiedzieć. A tak w ogóle skąd wiedziałaś, że to Lunie pomogłam przed świętami? Nie było cię wtedy w Pokoju Wspólnym chyba - stwierdziła Sophie.

- Mnie nie, ale było tam naprawdę dużo osób i w taki sposób cała szkoła o tym wie - powiedziała Sally.

- Naprawdę? - zdziwiła się blondynka. To nie była przemyślana akcja, czego można by spodziewać się po Krukonach. Zrobiła to, bo czuła, że musi. I nie chciała, żeby cała szkoła o niej gadała.

- Spokojnie, nie bój się. Naprawdę dużo osób jest po twojej stronie i uważa, że dobrze zrobiłaś. Są też niestety osoby, które nie popierają stawania w czyjejś obronie, ale nie ma co się nimi przejmować - powiedziała Sally.

- Chciałam tylko pomóc, nie było to coś zaplanowanego - odparła Sophie.

- To dla nich nie ma znaczenia, bo i tak będą mówić o wszystkim i wszystkich. Ale jest dobrze - rzekła Sally.

- Cześć wam - przywitali się bliźniacy z ławki za nimi.

- Cześć Fred i George - Sophie uśmiechnęła się na widok bliźniaków.

- Cześć - powiedziała Sally. Może nie znała się z nimi tak dobrze, jednak wiedziała, że umieją poprawić humor. Liczyła więc, że chociaż rozmowa z nimi pomoże po tym, co stało się na początku lekcji.

-  Jak tam dziewczyny? - spytał Fred.

- Oprócz tego, że przed chwilą miałyśmy małą sprzeczkę z moją byłą przyjaciółką, to wszystko w porządku - rzekła Sophie.

- Skoro to była mała sprzeczka, to jaka byłaby duża? - spytał George.

- Prawdopodobnie mogłoby dojść do pojedynku - stwierdziła Sally.

- I niewykluczone, że to się stanie wieczorem, po powrocie do dormitorium - dodała Sophie.

- W takim razie może chciałybyście, żebyśmy wam pomogli jakoś? - spytał Fred.

- Jeśli uda wam się przekonać kogoś do przeniesienia jej do innego domu, to bardzo chętnie - stwierdziła Sally.

- Choć raczej nikt się na to nie zgodzi - uznała Sophie.

- Może nie możemy przenieść jej do innego domu, ale jesteśmy w stanie zrobić jej kilka dowcipów - rzekł Fred.

- Po których odechce jej się robić nieprzyjemne rzeczy - dodał George.

- Albo nie będzie miała na to czasu, zajęta ciągłym usuwaniem efektów naszych żartów - stwierdził Fred.

- Miło z waszej strony, ale postaram się jakoś z tym poradzić w inny sposób - odparła Sophie.

- Poradzimy sobie razem. Nie będziesz w tym sama - rzekła Sally, co zaskoczyło i ucieszyło Sophie.

- I masz też nas - stwierdził Fred.

- My bardzo chętnie...

- Pomożemy! - odparli jednocześnie bliźniacy.

- Dziękuję wam - powiedziała Sophie.

Ucieszyła się, że są po jej stronie. Później rozmowa zeszła na inne tematy. Gadali całą lekcję i aż dziwne było, że profesor Binns nie zwrócił na nich uwagi.

Po skończonych zajęciach Sophie spotkała się z bratem przy wyjściu na błonia. Była jeszcze zima, więc oboje byli ubrani w ciepłe kurtki. Śnieg leżał jeszcze w wielu miejscach, choć teraz nie padało.

- Jak tam jubilacie? - spytała Sophie na przywitanie.

- U mnie w porządku, choć mieliśmy na obronie przed czarną magią lekcje ze Snapem, zamiast z Lupinem. Podobno znowu jest chory - powiedział Taylor.

- Może to przez te mrozy się przeziębił? - zastanawiała się Sophie, choć nie wiedziała, czy o to mogło chodzić. Bo faktycznie przez cały poprzedni semestr zdarzało się, że co kilka tygodni znikał na kilka dni.

- Oby szybko wyzdrowiał, bo wolę lekcje z nim. Natomiast słyszałem, że miałaś dzisiaj kłótnię z Fletcher przed Historią? - spytał Gryfon.

- Skąd ty już to wiesz? I tylko małą sprzeczkę - rzekła Krukonka.

-  Wieści bardzo szybko rozchodzą się po szkole. I pamiętaj, że ja zawsze chętnie ci pomogę w zrobieniu jej czegoś - powiedział Taylor.

- Mam wrażenie, że w tej szkole wszyscy wiedzą o wszystkich. A co do tej sprzeczki, to poradzę sobie, naprawdę. A teraz możemy pogadać o czymś innym? - spytała blondynka.

- Mam dzisiaj urodziny, to rozmawiamy o czym ja chcę - zażartował chłopak.

- Ale racja, są przyjemniejsze tematy - dodał po chwili.

Sophie spędziła miło czas z bratem, najpierw spacerując po błoniach, a potem po zamku. Jednak w końcu przyszedł czas powrotu do dormitorium. Nie wiedziała, kogo tam zastanie.

Kiedy weszła do środka, pożałowała, że nie umówiły się z Sally, żeby spotkać się w Pokoju Wspólnym.

Eveline siedziała na swoim łóżku, jednak na jej widok się podniosła. Ponieważ brunetka była kilka centymetrów wyższa, żeby spojrzeć jej w oczy, trzeba było popatrzeć trochę w górę.

- Czyli przyszłaś tu w końcu - powiedziała spokojnie, zakładając ręce na siebie.

- Tak, bo też tu mieszkam - odpowiedziała Sophie ostrożnie. Nie wiedziała, czego może się spodziewać.

- Tak, nadal tu mieszkasz. I dlatego będziemy się widzieć tu do momentu, gdy skończymy szkołę. Uznałam więc, że przydałoby się coś wyjaśnić - rzekła Eveline.

- Co takiego niby? - spytała Sophie. Jednocześnie wzięła różdżkę i trzymała ją na wszelki wypadek. Nie zamierzała wdawać się w walkę, ale nie wiedziała, co zamierza zrobić jej współlokatorka. Ta spojrzała na nią pogardliwie.

- Różdzka? Myślisz, żebyś mnie pokonała w pojedynku? Najwyraźniej za wysoki mierzysz - stwierdziła Eveline.

- Tak? A nasza pierwsza lekcja obrony przed czarną magią? - spytała Sophie.

- Wtedy jeszcze traktowałam cię ulgowo. Jednak w prawdziwym pojedynku nie miałabyś szans - rzekła Fletcher.

- I zamierzasz to teraz udowadniać? - zapytała Mason. Nie wiedziała do czego ta rozmowa ma dążyć.

- Teraz? Nie, bo jeszcze by nas wyrzucili ze szkoły. Jednak gdy nadarzy się okazja, to się przekonasz - powiedziała Eveline.

- Czego chcesz? - spytała Sophie.

- Co się tak denerwujesz? Myślisz, że cię zabiję? Nie, spokojnie. Ciebie nie. Ale zapewne nie chciałabyś, żeby stało się coś twoim nowym koleżankom, szczególnie, że jedna śpi z nami w dormitorium - powiedziała Fletcher.

Sophie coraz bardziej była tym przerażona. To już były groźby. Nie wiedziała, czy Eveline jest w stanie je spełnić, ale na pewno było to straszne.

- Przemyśl to sobie. I jeśli komuś powiesz o tym, ciebie również może spotkać coś złego - rzekła Eveline, po czym poszła do łazienki.

Właśnie wtedy Sally wróciła do dormitorium i zobaczyła, że Sophie stoi na środku sypialni z wyciągniętą różdzką.

- Co się stało?  - spytała Diggle.

Z jednej strony powinna ostrzec Sally, ale z drugiej zapewne Fletcher wszystko usłyszy z łazienki, albo domyśli się, gdyby wyszły teraz z dormitorium. Musiała więc milczeć, przynajmniej na razie.

- Nic - odparła Sophie.

- Naprawdę? Bo to nie wygląda na nic - stwierdziła Sally zaniepokojona. Obawiała się, że przed jej przyjściem mogło dojść do czegoś złego.

- Naprawdę wszystko w porządku - rzekła Sophie. Następnie zrobiła ruch ręką na łóżko jak przy rzucaniu zaklęcia tarczy i liczyła, że Sally domyśli się, że ma się bronić.

- Niech ci będzie - powiedziała głośno szatynka, a następnie po cichu rzuciła zaklęcie ochronne na swoje łóżko.

Sophie zrobiła to samo, jednak bała się, czy to pomoże. I czy to coś da. Możliwe, że Eveline znajdzie jakiś inny sposób na dostanie się do nich. W końcu chodziły razem na lekcje, były w jednym domu i dormitorium.

Fletcher wyszła z łazienki, po czym poszła do swojego łóżka, nawet nie patrząc na współlokatorki. Jednak Sophie obawiała się, co zrobi później.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro