Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

• | ⊱ Rozdział 2 ⊰ | •

Wymyślenie sposobu na przekonanie starszych kolegów co do dogadywania się przyszło Kageyamie i Hinacie z trudem. Żaden nie miał dobrego pomysłu przez pierwsze dni nauki w liceum, a działanie w pojedynkę tylko stawiało ich w jeszcze gorszym świetle. W międzyczasie odzywał się też ich Debris. Nie byli w stanie wyłączyć powiadomień z tej aplikacji, ale z łatwością przychodziło im je ignorować. Każdy inny człowiek na ich miejscu zapewne by chciał dowiedzieć się czegoś o swojej bratniej duszy, jednak oni woleli trzymać się własnymi ścieżkami. Na tę chwilę kroczyli niestety wspólną, z czego nie byli zadowoleni.

To była tylko kwestia czasu aż pewnego dnia nastolatkowie jednak wymienią się numerami telefonów. Przyznali, że będą je mieli jedynie na jakiś czas i zwyczajnie umówili się na wspólne odbijanie piłki. Był to według nich przedsmak prawdziwych treningów, które już niedługo powinni zacząć. Jak na razie jednak się na to nie zapowiadało.

- Kageyama, co sądzisz o pomyśle kupienia starszym kolegom czegoś do jedzenia? To powinno ich do nas przekonać! - powiedział w pewnym momencie Hinata, nie odbijając tym samym lecącej w jego kierunku piłki. Upadła na ziemię, dlatego szybko za nią poleciał.

- Zgłupiałeś? Nie przyjmą od nas żadnej łapówki.

- Ty nazwałeś to łapówką. Ja bym ma to powiedział "gest szacunku do starszych kolegów".

- Jakkolwiek byś to nazwał, nadal brzmi jak łapówka.

Rudowłosy nie odpowiedział rówieśnikowi i ponownie zaczęli odbijać piłkę, niekiedy krzycząc na siebie z powodu złej postawy lub źle dobranej siły (obaj w każdym razie tak mówili). Byli sfrustrowani. Ich starania nie przynosiły efektów, co zaczynało ich niepokoić. Bali się tego, że faktycznie mogą nie wpuścić ich do klubu i z tego powodu nie spełnią swoich marzeń. Nie chcieli się poddawać. To nie było w ich stylu. Daleko zaszli i nie chcieli rezygnować.

W pewnym momencie ich piłka wylądowała na drzewie (z winy Hinaty). Rudowłosy odbił ją w inną stronę, niż zamierzał i takim sposobem utknęła między gałęziami. Tobio patrzył z wyrzutami na niższego, próbując pozbyć się przy okazji chęci do zamordowania go (nie miał tego naprawdę na myśli). Kageyama zwyczajnie odchrząknął, dając Shoyo znak, że czeka na jakiekolwiek jego słowo.

- Ja... Nie dosięgnę do niej... - odpowiedział Hinata, pokazując czarnowłosemu dokąd sięgają jego ręce. Z nimi w górze nie miał nawet metra dziewiędziesiąt, a piłka według jego oczu znajdowała się znacznie wyżej. Tobio także w pojedynkę po nią nie sięgnie. Musieli w takim razie... połączyć siły.

- Ech... Dobra, podeprzesz się pod moje ręce i wejdziesz na drzewo. Rozumiesz konspekt planu, czy powinienem wytłumaczyć ci go w inny sposób?

- Rozumiem doskonale!

- Świetnie. Obyś nie miał psiej kupy na podeszwie...

Jak postanowili, tak zrobili. Już po kilku sekundach dosyć lekki Shoyo podparł się na rękach Kageyamy, wchodząc tym samym na drzewo. Patrząc z góry w dół ogarnęło go wtedy lekkie zdziwienie. Do tej pory nie sądził, że takie wysokości go przerażają, skoro potrafił skakać. Wtedy rudowłosy przypomniał sobie o swojej zdolności i uderzył się w czoło. Kageyama za to patrzył na niego z zawodem, nie mogąc uwierzyć, że teraz miał dwa problemy. Zaklinowana piłka między gałęziami oraz Hinata, który przyczepił się do innej gałęzi, bojąc się choćby ruszyć palcem. Zaczął żałować, że zgodził się tutaj z nim przyjść.

Po minucie od paraliżu Hinaty na drzewie, Kageyama usłyszał za sobą kroki. Oglądając się w tył zauważył niedaleko dwóch chłopaków. Jeden z nich patrzył na niego z pogardą, a drugi głupio się uśmiechał. Nie wyglądali jakby chcieli się zaprzyjaźnić (i tak nie miało to znaczenia, ponieważ Kageyama nie miał zamiaru się z nikim przyjaźnić).

- Czego chcecie?

- Ojej, chyba wkurzyliśmy Króla swoją obecnością - zaśmiał się blondyn, podchodząc ze swoim kompanem bliżej. Mieli na sobie mundurki z ich liceum, co znaczyło, że chodzili do tej samej szkoły. - Serdecznie przepraszamy, Wasza Wysokość. Przyszliśmy tylko zobaczyć jak sobie radzisz z odrzuceniem przyjęcia do drużyny. Płakałeś z tego powodu?

- Za kogo ty się uważasz?

- Podać swoją godność? Tsukishima Kei. Mnie do klubu przyjęli od razu, wiesz? Nie tak jak ciebie...

- Ej, nie obrażaj Kageyamy! - krzyknął nagle Hinata, trzęsąc całym drzewem. Od początku przysłuchiwał się rozmowie, czekając tylko na odpowiedni moment, żeby się odezwać. W międzyczasie powoli sunął w kierunku piłki, próbując nie spaść. Byłoby źle, gdyby tak się stało i jakaś jego kość pękła. - Może i wydaje się niemiły, ale sam nie jesteś lepszy!

- Gadające drzewo?

- Nie! Jestem na drzewie! Nazywam się Hinata Shoyo i na pewno cię pokonam na boisku! A może chcesz walczyć?! Tu i teraz!

Nowo przybyłych wyraźnie śmieszyły słowa rudowłosego, który nagle zaczął tracić siły i spadać. Ostatkami sił zjechał na główny pień, lądując bezpiecznie przy Kageyamie (a dokładniej na jego stopę, przez co oberwał od wyższego w głowę). Wtedy Hinata po raz pierwszy zobaczył Tsukishimę. Był wyższy nawet od Kageyamy, ale z jakiegoś powodu się go nie bał. Racja, był wielki, ale kilka minut na drzewie sprawiło, że Shoyo przyzwyczaił się do wysokości. Przynajmniej na jakiś czas.

- Nie jesteś za niski, jak na licealistę?

- Ty...! Em... No a ty...! Ten... No...

- Bardzo zabawne. Poprawiłeś mi humor, więc w nagrodę wam pomogę - powiedział okularnik, podchodząc do drzewa i zdejmując dla skołowanych rówieśników piłkę. Obok niego ciągle kręcił się piegowaty chłopak. On wolał chyba się nie wtrącać w rozmowę przyjaciela. Gdy piłka została oddana właścicielowi, nowo poznani zawodnicy klubowi zaczęli odchodzić, tak bez słowa. Rudowłosy nie zamierzał jednak w taki sposób zakończyć tego spotkania.

- Tsukishima, czy jak ty tam masz na imię, wcale nie musiałeś nam pomagać! Owszem, jesteś wielki, ale ja na pewno skaczę wyżej!

- Nie sądzę, żeby tak było. Zapewne nie potrafisz nawet grać.

- I tu się zdziwisz! Gram naprawdę dobrze! Mogę ci pokazać! Powiedz tylko gdzie i kiedy!

Kageyama wolał się nie wtrącać do kłótni, mimo że blondyn go wkurzył. Wsłuchał się w słowa rudowłosego, czując przepływ geniuszu. Rozgrywający w końcu poznał odpowiedź na pytanie w jaki sposób dostać się do klubu siatkówki, zyskując tym samym przychylność starszaków. Zaczął nawet się zastanawiać czemu wcześniej na to nie wpadł. Mógł być w szoku, ale teraz szczęśliwie odzyskał zdrowy rozsądek. Wystąpił przed blondyna, śmiejącego się z wygłupiającego się Hinaty i spojrzał mu w oczy.

- Nie podoba mi się twój charakter. Jesteś arogancki. Co powiesz na mały mecz? - zaproponował Tobio, patrząc z ukosa na reakcję rudowłosego na ten pomysł. Oczy Hinaty aż zabłyszczały, a głowa z zawrotną szybkością zaczęła kiwać się w przód i w tył, zgadzając się na te słowa. On co prawda nie miał wpływu na decyzję Tsukishimy, jednak Kageyama wiedział, że ktoś z zamiłowaniem do sportu, jakim była siatkówka nie odmówi dodatkowej aktywności.

- Mecz? Cóż... Dobrze by było zobaczyć jak Król Boiska upada. Zgadzam się. Yamaguchi także.

- To nie będzie zwykły mecz. Powiedz kapitanowi, że na nim udowodnimy naszą powagę i po wygranej będzie musiał przyjąć nas do klubu.

- Hm... W porządku. Obyście tylko popisali się na boisku lepiej, niż tutaj.

Tsukishima i Yamaguchi zaczęli odchodzić. Tobio odetchnął z ulgą, że się ich pozbył i ponownie spojrzał na rudowłosego. Ten robił jakieś dziwne miny, przypominające chyba uśmiech. Zrobiło się niezręcznie.

- Byłeś naprawdę super, Kageyama! - powiedział Hinata, na co wyższy się wzdrygnął. Nie spodziewał się od rudowłosego takiej pochwały, szczególnie że jeszcze dziesięć minut temu się kłócili i nie wyglądało to tak, jakby mieli się kiedykolwiek dogadać. Teraz sytuacja wydawała się inna.

- No... Dzięki?

- Pomysł z rozegraniem meczu to naprawdę coś! Żałuję, że to nie ja na niego wpadłem, ale mówi się trudno...

- Nigdy byś na niego nie wpadł. Jesteś na to za głupi.

Hinata nie przyjął ostatnich słów Kageyamy zbyt radośnie. Zamiast tego kolejny raz próbował się mu odgryźć, tak jak w przypadku z Tsukishimą, ale i tym razem nie udało mu się dobrać odpowiednich słów. Wyszło mu to nawet na dobre, bo przez tą jedną chwilę Tobio poczuł śmieszne uczucie, które porównał do rozbawienia. Nie myślał bowiem o tym, że ich relacja od tego miejsca ruszyła naprzód, z każdym kolejnym dniem mając szansę na stworzenie czegoś nowego. On jedynie myślał o wygraniu ich pierwszego meczu, rozegranego jako partnerzy, stając po tej samej stronie boiska.

__________

Szczęśliwego Nowego Roku~!

Wybaczcie, że tak późno składam tutaj życzenia i wstawiam rozdział, ale jakoś tak wyszło xd

Oby rok 2023 był dla Was wszystkich o wiele lepszy~!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro