Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter II


Słoneczne promienie przebijały ciężkie deszczowe chmury, ciążące nad miasteczkiem, malując jeżdżące samochody i nieustraszonych ludzi przechadzających się chodnikami złotym blaskiem. Sehun obserwował to zjawisko z zainteresowaniem, którego brak było przeciętnej osobie, rozmawiającej na temat pogody, a prawdą było, że Sehun naprawdę lubił oglądać tak odprężające umysł zjawiska, jak pojawiające się i znikające promienie słońca, które ginęły gdzieś za chmurami, a wraz z nimi kąpały świat w szarawej barwie, przeplatanej jasnymi liniami.

Church zaś był odwrotnością jego samego - z zapałem czyścił swój ogon, siedząc po drugiej stronie parapetu, nie racząc chociażby krótkim spojrzeniem zmieniającej się pogody. Choć towarzysz był z niego naprawdę dobry, Sehun czasem potrzebował zająć się czymś innym niż monologami prowadzonymi w stronę swojego zwierzaka. Na przykład nocą, by przerwać jednostronną rozmowę o minionym dniu, w którym wcale nie było nic ciekawego i by nie wpatrywać się w niebo zbyt długo Sehun wziął do ręki komórkę.

Nie mógł spać, a niebo tej nocy było zbyt ciemne, mało gwieździste i nieciekawe - przynajmniej tak sobie tłumaczył, gdy jego palce klikały w linki odprowadzające do kolejnych stron.

Powoli zaczynał rozumieć sposób działania strony. Odnajdywał miejsca, o których wcześniej nie wiedział, jak zakładkę pozwalającą na ułożenie playlisty z ulubioną muzyką, ustawienia, które były równie ciekawe, niczym to niebo, które unosiło się nad blokiem i skarbnice zdjęć. Listy użytkowników i listy chatów nadal były dla niego owiane tajemniczością i sprawiające pewnego rodzaju drygnięcie i myśl z tyłu głowy brzmiącą: "Może jednak zostanę jednym z nich? Przypomnę sobie wtedy ten dzień i zaśmieję się z tego, jak bardzo byłem zaciekawiony działaniem niektórych rzeczy"

Tak myślał.

Tak myślał również wtedy, gdy odnalazł miejsce, oznaczone dużymi czerwonymi literami, głoszące "Transmisje" i przeróżnymi kwadracikami, ukazującymi przeróżne momenty z przebiegu nadawania. Większość nie miała nawet siedmiu minut, tylko niektóre, jak ta, oznaczona złotym iksem, ponad dwanaście. Pod nimi znajdowały się nazwy użytkowników, którzy prowadzili live, każdy z nich napisany kolorem szarym, niemal białym, a tuż przy nich znajdował się krzyżyk.

- Pewnie jakaś ranga - mruknął wtedy do Churcha, który leżąc w nogach łóżka chrapał w najlepsze.

Niektóre zakładki, w które klikał okazywały się być "Zablokowanymi dla nowych użytkowników" Taką rzeczą był "Pokój spokojnego snu", który po otwarciu ukazał jedynie krótkie powiadomienie o terminie, w którym zostanie udostępniony dla użytkowników, którzy przejdą weryfikację oraz wspomnienie o konieczności wejścia na stronę przez wyszukiwarkę deep webu.

Opuścił to miejsce, zmartwienia i pytania układając w równy stosik gdzieś z tyłu umysłu, który był o tej godzinie zbyt zmęczony, by przejmować się takimi błahostkami jak konieczność bycia anonimowym czy czarne krzyżyki przy loginach użytkowników.

Sehun był zmęczony i głodny, ale to nie równało się z faktem pójścia po jedzenie czy pójścia spać. Wręcz przeciwnie - Sehun zasnął nad ranem, gdy niebo przybierało kolor jasnego różu, a ptaki rozpoczynały swój koncert.

Brutalnie przerywając jego rozmyślania, telefon zawibrował mu w dłoni, a na pasku powiadomień widniała ikonka nowej aplikacji, która wcześniej będąc białym kwadratem, teraz zmieniła się w złotego iksa na środku czerwonego kwadratu.

Sehun potrząsnął głową, uświadamiając sobie, że przez nieokreślony, ale z pewnością długi czas wpatrywał się w antenę, stojącą na dachu budynku po drugiej stronie ulicy, gdy jego umysł coraz bardziej pracował nad rozszyfrowaniem znaczenia "pokoju spokojnego snu"

Teraz jednak porzucił swoje rozmyślania, klikając w zaproszenie do odwiedzenia strony.

Strona główna była pusta, nie licząc pojedynczego zdjęcia, wrzuconego przez admina kilka minut wcześniej. Przedstawiało dziewczynę z naciągniętym kapturem na głowę, pod którą skrywała twarz oraz długie blond włosy. Stała na dachu starego, często widzianego w amerykańskich filmach, autobusu szkolnego na środku łąki. Poza tym zupełnie nic.

Wtedy ikonka koperty ugościła przy swym boku kółeczko z cyfrą dwa.

- O, coś się dzieje - powiedział, a na jego ustach zagościł mały uśmiech, jednak wystarczający, by zdradzić podekscytowanie na wiadomość "Pamiętaj, by odwiedzać nas codziennie! Nie pozwól, by twoi przyjaciele czekali na wiadomość od ciebie!" To zwykła reklama... czy coś w tym stylu - westchnął i zerknął na kota. Church siedział wpatrzony w odległy punkt za oknem, co jakiś czas śledząc loty kruków, które obsiadały dachy bloków i linie wysokiego napięcia - Church, staruchu, mówię do ciebie.

Wtedy kot spojrzał na chłopaka i zamrugał niewinnie.

- Jesteś dla mnie okropny - powiedział mu z urazą w głosie, która była udawana tylko w połowie. Bowiem Church był jedynym stworzeniem, z którym Sehun rozmawiał szczerze i mimo tego, że miał całe siedemnaście lat, potrzebował uwagi swojego zwierzaka niczym małe dziecko, zafascynowane zabawą z nimi.

Kot zaś machnął ogonem i położył się na parapecie, zainteresowany krukiem, który przycupnął po drugiej stronie okna i wpatrywał się w nich siedzących, przekrzywiając ciekawsko główkę.

Telefon dał o sobie znać ponownie, a na kopercie pojawiła się kolejna cyferka.

Sehun szybko stracił wątek podjęty chwilę wcześniej i zajął się przeglądaniem wiadomości.

"Twoja weryfikacja przebiegła pomyślnie, już dziś zostaniesz przydzielony do odpowiedniego czatu, w którym poznasz osoby takie jak ty! Pamiętaj, by przestrzegać zasad REGULAMINU. Złamanie ich może grozić poważnymi problemami z prawem oraz...innymi siłami zła, isniejącymi na tym świecie! Miłego dnia! PS. Limit zmian czatów to dwa na miesiąc. "

Wywrócił oczami, choć w głębi duszy niemal dał się nabrać na ten chwyt, który z pewnością miał być dowodem na to, że strona ta jest przyjazna, a atmosfera niesamowita.

- Zobacz, jak pragną mnie poznać - podjął kolejną próbę zagadania do swojego kota i zwrócenie na siebie jego uwagi, zwracając ekran komórki w jego stronę. Church spojrzał na niego i miauknął, następnie zeskoczył z parapetu i machając leniwie ogonem, ruszył w stronę drzwi - Jesteś dla mnie ostatnio naprawdę wredny - Skwitował, zaglądając w ekran telefonu.

Kliknął w kolejną wiadomość, która okazała się grupowym czatem, do którego został przydzielony, a którego nazwy nie potrafił zrozumieć.

Hiraeth:

Dodano użytkownika Sehun_ah.

CreepySaladPCY: Czy ktoś ma link do filmiku, w którym ten typek robi tę fajną rzecz z bańkami i dymem?

KimKai: Oho, mamy nowego!

CreepySaladPCY: NOWY, W KOŃCU

Vivi_09 reply to message CreepySaladPCY: https:youtube.com/8765snzkci08...

CreepySaladPCY: Dziękuję!

Vivi_09: Heloł, kim jesteś?

Sehun_ah: Cześć. Jestem Sehun. Miło mi was poznać.

Vivi_09: Jesteś nowy?

KimKai: Dziwne by było, gdyby nie był nowy.

Vivi_09: Mógł odejść z jakiegoś innego czatu. Chcę się tylko dowiedzieć.

Sehun_ah: To mój pierwszy czat

lLaMaInMyLiViNgRoOm: Naprawdę dobrze trafiłeś.

CreepySaladPCY: Zaopiekujemy się tobą :>

lLaMaInMyLiViNgRoOm: Pycy, idź robić fajne rzeczy z bańkami i dymem. Twoje rzucanie podtekstami nie jest nam potrzebne.

CreepySaladPCY: Zobacz, tylko ty ten podtekst zobaczyłaś :>

KimKai: Ja też.

Vivi_09: I ja...

CreepSaladPCY: Ale tam nie ma podtekstu. Czepiacie się i macie schizy, tyle wam powiem :<

CreepySaladPCY: Idę robić fajne rzeczy z bańkami i dymem, papa.

Vivi_09: Wracając... Kto ci o nas powiedział, Sehun?

Sehun_ah: Kolega. Jest na chińskiej wersji.

lLaMaInMyLiViNgRoOm: Ah, chińska wersja, tęsknie za tym brakiem patologii.

KimKai: Pewnie czujesz się teraz jak ten dzieciak, który przyszedł pierwszego dnia do szkoły.

Sehun_ah: Coś w tym stylu.

lLaMaInMyLiViNgRoOm: Zaklimatyzujesz się.

lLaMaInMyLiViNgRoOm: Jednakże!! Musisz uważać na niektóre osoby.

KimKai: Krisa.

Sehun_ah: Dlaczego?

lLaMaInMyLiViNgRoOm: Czasami czują się tutaj zbyt dobrze.

KimKai: Kris.

lLaMaInMyLiViNgRoOm: Mają własne przekonania, a jeśli się pod nie nie dostosujesz będą wielce oburzeni.

KimKai: Kris.

lLaMaInMyLiViNgRoOm: Jeszcze inni są po prostu... jakby to ująć tak, by ich nie urazić... Oni są troszeczkę zagubieni we własnej osobowości, przez co mogą pisać bardzo dziwne rzeczy.

KimKai: Są po prostu pierdolnięci.

KimKai: Czyli zdecydowanie Kris.

Vivi_09: Tak wiemy że- ach, nie ważne. Lama cię tylko straszy.

Sehun_ah: Chyba nie będzie takiej potrzeby. Jeśli nie będę miał co tutaj robić to usunę konto.

KimKai: Chciałbym, żeby to tak działało.

Vivi_09: Ale nie działa, nie ma się co nad tym rozwodzić.

Sehun_ah: Co macie na myśli?

KimKai: To trudne do wyjaśnienia dla kogoś, kto jest tutaj pierwszy raz.

KimKai: Ale jeśli już zrobiłeś tu konto to możesz uznać to miejsce za swój drugi dom.

Sehun_ah: Dobrze...

KimKai: Więc jeśli ta wywłoka będzie ci zatruwać dom swoją obecnością to go zignoruj.

Vivi_09: Jeśli na Hiraeth jest Taoś to Kris również się tutaj pojawia, będziesz miał okazję go poznać.

KimKai: Ta wywłoka.

lLaMaInMyLiViNgRoOm: A propos Krisa...

lLaMaInMyLiViNgRoOm: Nie piszcie nic teraz, muszę wam coś pokazać.

lLaMaInMyLiViNgRoOm forwarded message z.tA0: Nigdy nie myślałem nad tym, jak ta wiadomość ma wyglądać. Nigdy w sumie nie zastanawiałem się nad tym, czy będę ją musiał pisać.

lLaMaInMyLiViNgRoOm forwarded message z.tA0: Ale ten dzień nadszedł. Jestem gotowy.

lLaMaInMyLiViNgRoOm forwarded message z.tA0: Kris też jest gotowy. W końcu mogę usunąć to konto. Kocham cię Lamciu, kocham każdego z was z Hiraeth i żałuję, że nie mogę wam tego powiedzieć osobiście, ale przekroczyłem limit zmian. Trzymajcie się i walczcie.

KimKai: Co tu się-

KimKai: Ja pierdole, co tu się właśnie stało?

Vivi_09: Kai, KAI, uspokój się, ej

KimKai: Czy to znaczy, że-

lLaMaInMyLiViNgRoOm: Miałam nadzieję, że nie, ale nadzieja matką głupich, nie?

lLaMaInMyLiViNgRoOm: Jego konto jest zawieszone. Jeśli do jutra nie wróci to będzie znaczyło, że nie wróci już nigdy.

Sehun_ah: Co się dzieje?

Sehun_ah: Co się dzieje...?

Vivi_09: Nasz przyjaciel, który opuścił Hiraeth dwa dni temu...

CreepySaladPCY: Co za idiota-

KimKai: Krisa nie ma. Zawiesił konto, a jego nazwa jest na liście oczekujących do cmentarzyska.

Sehun_ah: Oczekujących na co?

KimKai: Nie umiesz czytać gamoniu?

lLaMaInMyLiViNgRoOm: Kai, uspokój się.

KimKai: Nie kurwa, jeszcze dwa dni temu Tao mówił, że wszystko z nim okej, a teraz to?!

KimKai: Pierdolony Kris, pierdolone amory i oni sami.

KimKai: Nie wierzę w to, że mu uwierzyłem.

lLaMaInMyLiViNgRoOm: Nawet nie próbuj myśleć, że to jest twoja wina, jasne?

KimKai: Jeśli ta wywłoka pociągnęła za sobą Tao to uduszę go własnymi rękami.

Vivi_09: Nie da się udusić zwłok.

KimKai: :)

KimKai: Co z tego? Z chęcią to zrobię.

Sehun wpatrywał się w ekran komórki z wymalowanym zdziwieniem na twarzy. Nie rozumiejąc czego właściwie był świadkiem, przed oczami miał same czarne scenariusze dotyczące zakończenia historii tego chłopaka.

- Jak mogę to nazwać? - spytał sam siebie, prychając pod nosem. Jakiś rodzaj strachu osiadł na jego ramionach i z minuty na minutę ciążył coraz bardziej. Począwszy od słów Kaia przez przesłane wiadomości Tao aż do finalnego stwierdzenia Vivi, nie rozumiał tylko tego na jaką skalę rozgrywała się tragedia tych osób. Yixing nie wspominał mu o takich ludziach, twierdził, że to osoby o wspólnych zainteresowaniach, przekonaniach i zachowaniach, tymczasem Sehun znalazł się pośrodku, jednak oglądając z boku, czegoś, co mogło się wydawać rodem z filmu. Filmu, który był w zupełnie obcym języku.

Church miauknął, a Sehun automatycznie odwrócił głowę w stronę nadchodzącego dźwięku. Kot siedział na sehunowym łóżku, a jego oko wpatrywało się w Sehuna z uwagą. Wydał kolejny dźwięk i zeskoczył z charakterystycznym dźwiękiem uderzenia czegoś miękkiego o drewnianą podłogę. Podszedł do chłopaka i stanął na tylne łapy, upominając się o uwagę.

- Teraz przychodzisz, tak? - spytał, chwilowo zapominając o problemie rozgrywającym się na czacie. Schylił się i wziął zwierzaka na ręce, a ten odnalazł sobie wygodne miejsce na klatce chłopaka. Skulił się w kulkę, a sierść pokrywająca jego głowę załaskotała szyję Sehuna.

- Pomożesz mi to zrozumieć, co? - spytał, wyciągając nogi przed siebie. Oparł je o przeciwległą ścianę i spojrzał w komórkę.

lLaMaInMyLiViNgRoOm: Dobrze. pamiętajcie, niczego jeszcze nie wiemy, a martwienie się na zapas nic nam nie da.

KimKai: Jak mam się nie martwić?

Vivi_09: Kai, tobie najlepiej zrobiłby teraz sen.

KimKai: Nie martw się o mój sen.

Sehun_ah: Czy ktoś mi może wytłumaczyć co się dzieje?

KimKai: Wydawałeś się mniej tępy pół godziny temu.

Vivi_09: KAI.

Vivi_09: Przestań.

Vivi_09: Po prostu przestań.

Sehun_ah: W porządku. Właściwie ma rację, też czułem się mądrzejszy pół godziny temu.

CreepySaladPCY: Look, przecież każdy z nas zna Tao i zna również Krisa. Dobrze wiemy, że Kris to jebany manipulant, ale w niektórych sytuacjach nie jest aż tak głupi, jak Kai twierdzi.

KimKai: Bierz jego stronę, a potem nie dziw się, że mam dość twojej obecności.

CreepySaladPCY: Jasne. Doskonale wiesz, że mówię o fakcie, że chodzi tylko i wyłącznie o Tao. Kris nigdy by nie pozwolił, żeby jemu coś się stało.

KimKai: Mam nadzieję.

Vivi_09: A teraz, ładnie cię proszę, idź spać. Napiszę ci, jeśli coś będziemy wiedzieć, więc nie spodziewaj się wiadomości wcześniej niż jutro rano.


- To zaczyna być coraz bardziej dziwne... - wymamrotał.

Church poruszył się, a jego sierść pozostawiła po sobie ślad w postaci rudych włosów przyczepionych do materiału ciemnej bluzy. Chłopak uniósł brew i ściągnął kilka z nich z ostrożnością strzepując je na podłogę.

- Cholerne linienie - westchnął, kładąc dłoń na puchatej sierści kota, by po chwili zacząć go głaskać. Donośne mruczenie wypełniło ściany pokoju - Starzejesz się, chłopie.

Church wyciągnął się na jego klatce, a jego tylne nogi wylądowały wciśnięte w uda Sehuna. Chłopak mimowolnie uśmiechnął się na ten widok, jednak uśmiech ten równie szybko zszedł z jego ust, jak się na nich pojawił, gdy przed oczami zobaczył wiadomości czatu.

Coraz bardziej intrygowały go relacje, które łączyły tych ludzi, a to był dopiero pierwszy dzień. Niemal widział siebie, za dwa lub trzy miesiące, powtarzającego sobie, że mógł być mniej ciekawski. To zadziałało niczym wizja przyszłości.

Chuda postać Sehuna siedząca na łóżku, z pasją przesuwająca palcem po ekranie komórki, by tylko zobaczyć kolejne posty, zobaczyć kolejne wiadomości. Wizja przyprawiająca o nagły uśmiech, nie mający nic wspólnego z wesołością, prędzej z rozbawieniem przez sam obraz jego samego.

Ekran jego komórki rozbłysł, ukazując zdjęcie Jongdae (zrobione podczas ostatniego nocowania w szkole, w którym brali udział, a podczas którego chłopak nie potrafił rozstać się ze swoją nową bluzą z wizerunkiem pikachu). Jego twarz była niemal w połowie zakryta kapturem, ukazując jedynie szeroki uśmiech i zaróżowione policzki.

Czego mógł chcieć w późne popołudnie, i najważniejsze - czy Sehun naprawdę chciał wiedzieć?

Otóż tak.

Odebrał po trzecim sygnale, leniwie unosząc komórkę do ucha, by zaraz potem odsunąć ją, wraz z rozlegającym się zeń entuzjastycznym przywitaniem.

- SEHUN-AH!

- Nie krzycz - mruknął, ściszając głośność rozmowy i oparł głowę o zimną szybę. Gdzieś w oddali zakraczał kruk.

- Przepraszam, przepraszam. Gdzie jesteś i co robisz? - spytał stłumiony głos w słuchawce - Dobra, nie ważne, po prostu ubieraj się, idziemy do parku.

- Nie ma mnie w domu - mruknął w odpowiedzi, opierając głowę o szybę i wyciągając wygodniej nogi.

- Jak to nie? - głos Jongdae zabarwiło rozbawienie - A kto siedzi na parapecie w twoim pokoju?

Sehun zaklął pod nosem i wyjrzał przez okno.

Mała postać Jongdae będąca tylko kolorową rozmazaną plamką w blasku zachodzącego słońca, machała do niego energicznie ręką, podczas, gdy druga z nich nieporadnie próbowała utrzymać komórkę i deskorolkę. Stary Sehun rozejrzałby się po pokoju I jakby szukając dobrej wymówki na to, by resztę dnia spędzić w miłym towarzystwie ciszy i samotności, która ostatnimi czasy przestała mu przeszkadzać tak bardzo jak jakiś czas temu. Teraz jednak poczuł, że potrzbuje być wśród ludzi, nawet jeśli miał być to tłum ludzi w parku. Odetchnął z ulgą. Jongdae spadł mu prosto z nieba.

- Dobra, schodzę.

<<>>

Jongdae był osobą naprawdę chaotyczną i niezorganizowaną. Posiadał on całą gamę wad oraz sporą kolekcję zalet, o których (i jednych, i drugich) Sehun miał szansę się przekonać. Była to także jedyna osoba, której Sehun w jakimś stopniu ufał. Z drugiej strony jednak, ciężko nie mieć zaufania do osoby, która spędziła z tobą połowę życia, a o niej samej wiesz dokładnie tyle, ile powinien wiedzieć przyjaciel o przyjacielu.

Poznali się na tym samym osiedli i spędzili całe dzieciństwo biegając po betonowych boiskach do koszykówki i piłki nożnej, huśtając się na huśtawkach stojących między blokami, które teraz skrzypiały przy każdym mocniejszym podmuchu wiatru, bawili się na placach zabaw, tych samych, które teraz opuszczone straszyły na skrajach osiedli. Dzielili ławkę w każdej klasie od szkoły podstawowej, przez gimnazjum aż po liceum, w którym siedzieli obok siebie.

Trudno nie mieć zaufania do kogoś, kto był przy każdym szczęśliwym momencie, jak ten, kiedy Sehun dostał się do tej samej szkoły co Jongdae albo kiedy na urodziny dostał swoją pierwszą deskorolkę oraz był przy każdym złym momencie. Jongdae był przy Sehunie, gdy ten rezygnował z nauki tańca, zabrał do swojego domu tego sierpniowego dnia, kiedy mieszkanie państwa Oh wypełniło się krzykami, a podłoga, wtedy z nowych, idealnie pasujących do koloru ścian i mebli, paneli, pokryła się rozbitym szkłem, rozkruszonym kryształem, a z pudełeczka na pamiątki trzymanym przez panią Oh wysypały się trzy mleczaki.

"Pamiątki są po to, by pamiętać o chwilach, których się nie doceniało".

Idąc przez te same miejsce, w których bawił się jako siedmio-ośmiolatek, zastanawiał się czy w głowie Tao, kimkolwiek ten chłopak był, działy się podobne rzeczy. Wielu ludzi powiadało, że przed śmiercią widzi się swoje całe życie.

Może to tylko kwestia tego, że człowiek nagle docenia to, co miał, gdy jest na skraju stracenia czegoś?

"Czasami trzeba coś stracić, by docenić jego wartość", powiedziała dziewięć lat wcześniej pani Oh, patrząc na niedokończoną układankę syna, którą dzień wcześniej nakazała dokładnie posprzątać, co do elementu. Owego elementu kolejnego dnia zabrakło, a układanka już nigdy nie została dokończona.

Sehun myślał, że miała rację nie tylko w kwestii układanki.

Dlatego też możliwe, że Tao myślał o swoim życiu zanim wykonał ostateczny ruch. Może przypominał sobie szczęśliwe momenty z rodziną, może wspominał pierwszy pocałunek z dziewczyną jego marzeń, albo wygraną w meczu, w którym brał udział.

Sehun zagryzł wargę, czując wibracje rozlegające się w jego kieszeni.

- Sehun, co z tobą? - szturchnięcie Jongdae niemal go przewróciło. Ten chłopak miał zaprawdę więcej siły, niż sam się spodziewał. Sehun wykonał szybki krok ratujący jego równowagę i wzruszył ramionami, a jego palce ścisnęły mocniej schowaną w kieszeni bluzy komórkę.

- Wszystko okej - odpowiedział, rozglądając się. Słońce przestało grzać, a ciepłe powietrze ustąpiło chłodnym wieczornym podmuchom delikatnego wiatru.

- Markotny jesteś. Ostatnim razem też byłeś jakiś nie swój - Jongdae wpatrywał się w ziemię, uważnie śledząc tor jazdy deskorolki. Jechał powoli, w taki sposób, że Sehun idąc szybszym krokiem był z nim na równi.

- Wydaje ci się.

Czy rzeczywiście był nieswój? Z pewnością, ale czuł, ba, wiedział, że to przejściowe i za kilka dni wszystko powinno wrócić do normy.

- Jasne - chłopak westchnął, zatrzymując się. Zeskoczył z deski i jednym zwinnym ruchem nodi wyrzucił ją w powietrze, by po chwili pewnie złapać ją pod pachę - Mówiłem o tym, że idziemy do parku. Yixing dzwonił, żeby cię ściągnąć. Przyprowadzi znajomych, będzie piwo i pianki z ogniska. Nie mam pojęcia gdzie on chce zrobić ognisko, ale pozostawmy mu inwencje twórczą.

Sehun przytaknął, czując jak jego żołądek nagle daje o sobie znać.

Wibracje wróciły w trzech krótkich seriach.

<<>>

W parku zjawili się niedługo po zamknięciu skate parku, przywitani skwaszonym wyrazem twarzy Yixinga, który tego wieczoru zamienił swoje typowe dla jego stylu koszulki koszykarskie na białą koszulkę i skórzaną kurtkę.

Tuż za nimi, w zbitej grupce siedziały trzy osoby - jedna z nich, czarnowłosa dziewczyna o zalotnym spojrzeniu, mająca na sobie odsłaniającą obojczyki i ramiona koszulkę w pionowe paski i trampki na koturnie, zmierzyła Sehuna spojrzeniem.

Tuż obok niej siedział blondwłosy chłopak z komórką w dłoni, niezwracający żadnej uwagi na nowo przybyłych. Jego oczy uważnie śledziły jakiś czytany tekst, a palce jednej z dłoni bawiły się leniwie fragmentem dolnej wargi.

Najbardziej zainteresowanym z zebranych okazał się jednak trzeci chłopak. Jego czerwone włosy opadały na czoło, w nonszalancki sposób, a ostre rysy twarzy niemal mogłyby przeciąć ewentualną gęstą atmosferę. Jego oczy zaś w hipnotyzujący, a zarazem ciekawski sposób wpatrywały się w nowo przybyłych.

- To wasza wina, że musimy się przenieść w inne miejsce - Yixing dotknął piersi Jongdae, wyglądającego na mocno zdezorientowanego, w oskarżycielski sposób.

- To po co ja wziąłem deskę do cholery! - Jongdae wysunął wargę, wyglądając przy tym co najmniej jak dziecko.

- Skate park jest czynny całą noc i cały dzień jak cały park - Sehun spojrzał jeszcze raz w stronę furtki, na której wisiała tabliczka "Przepraszamy zamknięte", a tuż obok niej łańcuch i kłódka, skutecznie uniemożliwiająca wejście.

- Dzisiaj wymieniają jedną z ramp - Yixing pokręcił głową ze zrezygnowaniem i machnął ręką ruszając w tylko jemu znaną stronę - Dacie wiarę, że jakiś dzieciak postanowił rozmontować jeden ze stelaży? Do tej pory nie wiadomo kim on był.

Chcąc, nie chcąc reszta ruszyła za nim, powoli zatapiając się w gęstniejący mrok nadchodzącej nocy.

<<>>

Odnaleźli swoje miejsce pół godziny później, nad brzegiem jeziora rozciągającego się wzdłuż bocznej uliczki na przedmieściach, gdy po otrzymaniu odmowy wstępu do jednego z barów, zdecydowali nie pakować się w kłopoty. Miejsce wydawało się być idealne, tworzyło obraz odosobnienia, choć dźwięki ruchliwej ulicy znajdującej się dwa bloki dalej nie współgrały z dźwiękami cykających świerszczy i obrazem unoszących się ponad krzewami świetlików.

Któż by pomyślał, że ich miasto posiada tak idealne miejsce na spędzenie sobotniego wieczoru? Cóż, z pewnością nie oni, choć blok Sehuna znajdował się w idealnej odległości, by stojąc przy barierce oddzielającej uliczkę od mini plaży, podziwiać jego płaski dach i kilka okien na ostatnim piętrze.

- Brakuje tylko gitary i harcerskich piosenek - stwierdziła czarnowłosa piękność imieniem Krystal, która okazała się być roześmianą szesnasolatką, naprawdę dobrze obeznaną w temacie współczesnej muzyki. Siedziała na jednym z dwóch koców, które Yixing przytargał z mieszkania i rozłożył na najmniej kamienistym skrawku plaży, ze stopami pozbawionymi wysokich butów i ramionami zasłoniętymi przez bluzę.

- Nikt stąd nie potrafi grać na gitarze - odpowiedział jej Yixing z rozbawieniem w głosie, siadając obok. Sehun uśmiechnął się i ruszył w ich stronę.

Krystal klepnęła chłopaka w ramię i wzięła z jego dłoni patyk z nadzianą na jeden z końców pianką.

- Wcale nie - odparła - Każdy z nas wie, że ty grasz bardzo dobrze.

Sehun opadł na kolana po jej drugiej stronie i sięgnął po kilka porozrzucanych wokół gałązek, przestając słuchać ich żartobliwej wymianie zdań. Wraz z czerwonowłosym chłopakiem, który jakiś czas wcześniej przedstawił się jako Taeyong, ułożył pozostałe drewno w mały stosik, a ten obłożyli kamieniami, tworząc prowizoryczne palenisko godne odznaki harcerskiej. Właściwie Sehun nigdy nie był harcerzem, ale za te palenisko z pewnością otrzymaliby odznakę.

- Yah, Sehun! - głos Junmyeona, trzeciego i ostatniego z nowo poznanych osób tego wieczoru odwrócił jego uwagę od przyglądania się nieudolnym próbom rozpalenia ogniska przez Taeyonga. - Zgubiłeś coś?!

W jego ręku, w blasku ognia pochłaniającego coraz więcej gałązek i patyków błysnęła obudowa jego komórki.

Sehun podniósł się raptownie, dokładnie obmacując i przeszukując każdą z kieszeni. Musiała wypaść mu, gdy wraz z Yixingiem mocowali się, by równo rozłożyć koce, a z tym był nie lada problem jak się okazało.

- Yah, oddawaj! - odkrzyknął i mimowolnie parsknął śmiechem, widząc Jongdae, zrywającego się na nogi.

- Tylko mi się nie bijcie! - zaśmiał się, unosząc ramiona, by w razie potrzeby rozdzielić od siebie tę dwójkę. Potrzeby jednak nie było, bo Jumyeon był niemal głowę niższy od Sehuna i odebranie mu jego własności było naprawdę prostym zadaniem.

Jednocześnie wraz z dotknięciem komórki przez dłoń Sehuna, urządzeniem wstrząsnęła wibracja. Sehun wrócił na poprzednio opuszczone miejsce i odblokował ekran, opierając się o wystający z ziemi pniak.

Deathbook.

Wiadomości: 2

Kliknął w powiadomienie.

Hiraeth pozostawało w niemal nienaruszonym stanie, a na podglądzie toczyła się niewinna rozmowa między Vivi a Lamą na temat wykonania piosenki przez jedną z koreańskich gwiazd popu, najprawdopodobniej dla rozluźnienia atmosfery. Jednakże najbardziej zdziwiła go druga wiadomość. Wiadomość prywatna.

Kolejne kliknięcie.

KimKai: Sehun.

KimKai: Wiem, że jesteś nowy i nie rozumiesz niektórych rzeczy

KimKai: Wiem też, że to właściwie nic, ale ponosi mnie czasami i jest mi naprawdę głupio.

KimKai: Nie spałem wiele, a teraz ten stres, ale nie będę się tłumaczył.

Wszystkie poprzednie nadawane były w dwóch seriach. Ostatnia była sprzed chwili.

KimKai: Przepraszam za te ostre słowa.


To be continoued...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro