Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter I



Spojrzał w lustro i wzdrygnął się, łapiąc spojrzenie wychudzonego blondyna po drugiej stronie tafli. Jego usta drgnęły w pogardliwym uśmiechu, a oczy uparcie nie chciały odwrócić wzroku, mierząc go uważnie, oceniająco. Przerażająco. Przez chwilę wydawało mu się, że jego odbicie drga i mruga w zupełnie inny sposób niż on sam i tylko chwila dzieli go od zobaczenia, jak ten odchodzi w inną stronę, pozostawiając go przed ciemną czeluścią i zarysach kafelek na ścianie. Zupełnie jakby go nie było. Jakby zniknął.

Nic jednak takiego się nie stało. Sehun stał po drugiej stronie i ani myślał odchodzić ani nawet poruszać dłonią w inny sposób niż robił to stojący przed lustrem chłopak. Cierpliwie znosił jego spojrzenie, nawet jeśli wędrowało na miejsca posiniaczone i podrapane, nawet jeśli liczyło żebra i kolejne widoczne kości.

Przerażający.

Sehun, a raczej postać, którą przedstawiał, była przerażająca. Począwszy od farbowanych włosów, przez spierzchnięte usta i powoli zapadające się policzki, przez chude ciało aż do szerokiej bluzy, którą zarzucał niczym kurtynę na to, czym był. Tylko oczy były w porządku, jeśli nie patrzyły na niego z pogardą, ukrytą gdzieś pomiędzy ciemnymi tęczówkami, a uczuciem zepsucia.

Wziął wdech i pozwolił, by dresowe spodnie opadły na ziemię. Wciągnął ciemne jeansy na nogi i zarzucił na gołe ciało zwykłą czarną bluzę, w której czuł się najwygodniej, potem założył kaptur na głowę i ubrał maseczkę.

Spojrzał ostatni raz w lustro i posłał sobie niewidoczny uśmiech. Wyglądał znośnie.

- Wychodzę! - krzyknął, będąc w korytarzu.

Słońce wpadało do pomieszczenia, malując złote prostokąty na drewnianej podłodze i kwiecistej tapecie. Ogrzewało zeschnięte kwiaty wiszące na ścianach i słomiane ozdoby - pamiątki z rodzinnych stron jego mamy. Z kuchni, będącej łącznikiem z niewielkim salonem, dochodziły pieszczotliwe słówka wymieniane między parą dorosłych ludzi, a brzmiących na co najmniej lat szesnaście. Nie czekając na odpowiedź, ruszył przez korytarz do drzwi i wyszedł na zewnątrz.

Powietrze było ciepłe i naelektryzowane, zupełnie jak po przejściu gwałtownej burzy, jednak ziemia, trawniki i krzewy wydawały się błagać o choć krztynę deszczu. Możliwe, że będzie gorąco, jednak póki co nie dbał o to.

Ruszył przed siebie, blokowiskiem w stronę głównej ulicy, potem wzdłuż niej aż do metalowego przystanku, który ominął, decydując się na spacer. O tej porze roku zbyt dużo ludzi stawało się zbyt leniwym na spacery, przez co autobusy były wypchane po brzegi, a parki i chodniki świeciły pustkami.

Naciągnął rękawy na dłonie i spojrzał w niebo. Ani jedna chmurka nie burzyła błękitu firnamentu. Gdzieniegdzie jakiś samotny samolot pozostawiał po sobie dwa ślady, które z czasem rozmywały się w dwie biało-szare dróżki. Poza tym nic.

Przerażająco.

Rozejrzał się. Na ulicy nie było nikogo, nie licząc samotnego psa, który zaciekle próbował dorwać wiewiórkę, chowającą się na gałęziach przydrożnego drzewa... Przyspieszył kroku i wyjrzał zza zakrętu. Park, a w nim jego przyjaciel, znajdował się dwa przejścia przez ulicę dalej. To nie było całkiem dużo jak dla ciała, które ogarniało niewyobrażalne przerażenie, pochodzące znikąd.

Pies przestał szczekać, a włosy na skórze Sehuna stanęły dęba. Wokół cisza zalała świat i nawet wiatr nie skusił się na przepłoszenie jej, szelestem liści czy przewróceniem puszki stojącej obok śmietnika.

Wtem Sehun rzucił się do biegu. Stawiał kroki szybko i twardo, a podeszwy trampek uderzały o betonową nawierzchnię, wydając jedyny dźwięk we wszechświecie. Kątem oka ujrzał psa, tego samego, który jeszcze chwilę temu polował na wiewiórkę, patrzącego na niego złowrogo. Warczenie rozległo się gdzieś niedaleko, zamieniając się płynnie we wściekłe ujadanie.

Metalowe bramy parku, zakończone szpiczastym zwieńczeniem, błyskały w słońcu niecałe piętnaście metrów od niego. Pokonał tę odległość sprintem, zahaczając o wystający pręt, który rozerwał materiał na trzech czwartych rękawa. Zatrzymał się dopiero na rozdrożu alejek i wsparł dłonie o kolana.

Ciemność.

Przed oczami miał gwiazdki i białe plamki zmieniające swoją wielkość, ostrość i natężenie. Oddech ugrzązł gdzieś w piersi, choć Sehun miał dobrą kondycję. Jego ciało nie potrafiło przyjąć takiego nagłego wysiłku w normalny sposób.

- Hej, hej, co jest? - znajomy głos Jongdae dobiegł do jego uszu gdzieś z góry. Sehun zmusił się, by przegonić ciemność i wrócić do świata jasnego dnia. Wziął głęboki wdech i wyprostował się, a strzępki materiału zsunęły się z jego dłoni, imitując nieprecyzyjnie wykonane frędzle.

- Wszystko okej, miałem małe spotkanie z jakimś bezdomnym kundlem - wzruszył ramionami, próbując związać dwa pozostałe skrawki materiału, by choć w jednym procencie przypominały zniszczony rękaw.

- Tym, który koczuje od trzech dni pod waszym domem? - Jongdae uniósł brwi, posyłając chłopakowi wymowne spojrzenie.

- Ta, możliwe, że to ten sam, nie znam się z okolicznymi psami. Nie moje towarzystwo - wywrócił oczami i rozejrzał się po parku.

Powietrze w tym miejscu było inne, bardziej świeże, pozbawione charakterystycznego swądu spalin i zapachu zgniłych śmieci, które co jakiś czas można było spotkać na ulicach miasta. Wokół zieleń łączyła się ze złotymi promieniami słońca tworząc kolorową mieszankę, na której widok do głowy zlatywały się wspomnienia wakacji.

Jongdae zaś, w przeciwieństwie do Sehuna wzrok utkwiony miał w jednym punkcie tuż przed nimi, idąc przez kamienistą alejkę parku trzymał swoją deskorolkę w dłoni. Jego pas przepasały rękawy bluzy, związanej na przodzie, a na głowie spoczywała czapka z daszkiem.

- Yixing już czeka, wysłał mnie, żebym cię przyprowadził - zagadnął po chwili, zwracając na siebie całą uwagę Sehuna - Widzisz jak się o ciebie martwi?

Sehun prychnął.

- Potrzebuje klienta, a nie martwi - zaśmiał się gorzko, w oddali widząc majaczącą postać niewysokiego czarnowłosego chłopaka, na którego ciele spoczywała koszulka żywcem wyjęta z jednego z meczów koszykówki. Siedział na jednej z ramp, przeglądając coś w telefonie i machał nogami, sprawiając wrażenie wyrośniętego dziecka.

- Chcemy cię uspołecznić, doceń to.

- Doceniam - odpowiedział sucho, mając w głowie myśli o swoim pokoju, bezpiecznym pomieszczeniu z jednym oknem, wychodzącym na boisko do koszykówki, z jednym łóżkiem ze skrzypiącym materacem i parą słodzących sobie ludzi za ścianą. Nagle pomysł pobytu w domu uciekł od niego, niczym on sam chwilę temu uciekał przed wściekłym psem.

- Sehun, Dae! - Yixing pomachał w ich stronę z szerokim uśmiechem na twarzy. Jongdae uniósł dłoń w geście powitania, choć nadal byli daleko od niego.

- Yixing przyprowadził kolegów - zaczął niepewnie, opuszczając dłoń, a jego oczy nagle stały się błyszczącymi czarnymi kuleczkami, posiadającymi w sobie cały urok świata.

Sehun skinął głową, zaciskając palce na brzegach rękawów. Poprawił kaptur na włosach i przyspieszył.

Spotykanie nowych ludzi nigdy nie należało do prostych i przyjemnych rzeczy. Rozmowa twarzą w twarz z obcą osobą zwiastowała falę stresu, zjadającą całe ciało od środka i Jongdae doskonale o tym wiedział. Najprawdopodobniej właśnie dlatego Jongdae nie wspomniał godzinę wcześniej o nieznajomych, gdy rozmawiał z nim przez telefon.

- Pewnie koledzy z branży - dodał po chwili, gdy razem przeszli przez furtkę ogrodzenia okalającego mini skate park. Sehun zatrzymał się, by zaciągnąć za nimi zasuwkę.

- Aż tak dobrze ich znasz?

- Kiedyś się przyjaźniłem z Yixingiem, nie pamiętasz?

- Chłopcy! - Yixing podbiegł do nich, a na jego ustach malował się, niczym przyklejony szeroki uśmiech, ukazujący dołeczki w policzkach. Jego oczy błyszczały ognikami wesołości. Sehun czasami zazdrościł mu podejścia do świata, ale wraz za tą myślą przychodził fakt, że Yixing jest tak wesoły, dlatego że owego świata nie zna. Nie wie, co go czeka i jak wiele można przejść. Co prawda, Sehun również nie wiedział, przynajmniej nie do końca, ale zdecydowanie więcej niż on.

- Chodźcie, zająłem rampę - wskazał kciukiem za siebie.

Dwie godziny i piętnaście minut później Sehun wpatrywał się w Jongdae, wykonującego triki na deskorolce wraz z dobrze zbudowanym wysokim chłopakiem o siwych włosach - jednym ze znajomych Yixinga. Drugi z nich - czerwonowłosy mulat - wylegiwał się na ławce twarzą w stronę słońca niczym rasowy kot, w czasie, gdy kolejny z nich zajmował go swoją opowieścią o...właściwie Sehun nie słuchał, zbyt zajęty budowaniem wokół siebie muru z pasującego do otoczenia ostrokrzewu i kolczastych drutów.

- Sehun mówię do ciebie - głos Yixinga przywrócił go do rzeczywistości. Poprawił kaptur na głowie i spojrzał na chłopaka pytająco - Pytałem czy nie jest ci gorąco w tej bluzie. Czemu jej nie zdejmiesz? Ledwo skończyły się wakacje, ludzie przywykli do chłopców świecących gołą klatą

- Nie chcę - wyjął z kieszeni bluzy komórkę i począł przewracać ją pomiędzy palcami.

- Trudno się z tobą dzisiaj rozmawia, wiesz?

Wzruszył ramionami.

- Jak zawsze - odpowiedział, a przed oczami nagle pojawił się obraz jego własnego odbicia w lustrze. Wychudzone ramiona, sięgające ku niemu, szaleńczy błysk w oku, który przecież nie miał miejsca bytu, ale w wyobrażeniu wydawał się tak realny, najrealniejszy z całego zdarzenia, choć rutynowo powtarzał go co kilka dni.

Potrząsnął głową i spojrzał na Yixinga, jednak ten już nie zwracał na niego uwagi. Klikał coś w telefonie, z którego nagle zaczęły się wydawać przeróżne dźwięki powiadomień.

- Z kim tak piszesz? - zagadał.

Yixing miał rację, tego dnia Sehun czuł się nieswojo i obco, bardzo obco. Zignorował jednak ten fakt i porzucając bycie nudnym, trudnym Sehunem stał się na nowo "sobą".

- Koledzy - mruknął chłopak, a jego palce wystukały szybko odpowiedź na jakieś pytanie pojawiające się na ekranie - Tylko nie mów Jongdae, będzie zazdrosny.

- Zazdrosny? - Sehun zmarszczył brwi, posyłając zaskoczone spojrzenie w stronę Jongdae, który w tym momencie podnosił się z ziemi po upadku z deskorolki.

- Nie zazdrosny. Żartowałem - chłopak wywrócił oczami, kierując spojrzenie w tym samym kierunku, a na jego twarzy mignął cień nieokreślonego uczucia. Zagryzł wargę i wrócił do stukania w ekran komórki. - Po prostu nie pochwala faktu, że mam konto na tym portalu - dodał po kolejnych trzech wiadomościach, które wymienił z nieznajomym. Chcesz? - spytał, podsuwając komórkę pod nos chłopaka.

- Co to właściwie jest?

- Miejsce, w którym poznajesz bratnie dusze - chłopak zaśmiał się, gdy Sehun odebrał od niego przedmiot, a potem położył się na nagrzanym, z pewnością niewygodnym betonie - Coś jak... portale randkowe, ale nikt nie chce w pierwszych wiadomościach umawiać się na noc. Nikt również nie szuka tam na siłę miłości.

- Kontynuuj - Sehun wykonał nieokreślony gest dłonią, zachęcający chłopaka do dalszego mówienia, czego Yixingowe oczy, zasłonięte dłonią nie widziały.

- Logujesz się, wypełniasz ankietę, a automat przekierowuje cię do odpowiedniej wersji stronki, potem dodaje cię do grupy i wysyła link do aplikacji - mówił dalej, głosem znudzonym i niezainteresowanym, choć Sehun wyczuwał dostrzegalne załamania w wypowiadaniu przez chłopaka niektórych sylab, które jednocześnie zdradzały jego fascynację opowieścią o wspomnianej stronie - Wcześniej jednak musisz pobrać i zainstalować w laptopie bądź telefonie odpowiednie sterowniki, które pozwolą na zablokowanie twojego IP.

 Blokowanie IP? Dark net? 

 Tak. Ale zainstalowanie TOR-a to tylko kilka chwil... lub godzin, nie wiem jak twoje urządzenia znoszą nowe programy. - wzruszył ramionami, odsłaniając jedno oko, by spojrzeć na chłopaka. Sehun zmarszczył brwi, wpatrując się w chińskie znaczki pojawiające się wszędzie. Wszędzie. - Jednakże to całkiem fajna zabawa i nie tak niebezpieczna jak myślisz.

- Więc po co strona jest w tej części internetu?

- Cóż.. - podniósł się, a jego dłonie, splecione ze sobą wylądowały na kolanach - Powiedzmy, że użytkownicy cenią sobie anonimowość. Chciałbyś spróbować założyć tam konto? Może znajdziesz kogoś ciekawszego niż ten tutaj - mówiąc to wskazał ruchem głowy Jongdae, teraz próbującego wykonać kolejny trik, który skończył się fiaskiem i niezadowoloną miną na zgrzanej twarzy. Jongdae nie był zły, nigdy nie był osobą, która zasługiwałaby na miano złego przyjaciela czy chociażby złego znajomego. Jongdae był jednak specyficzną osobą, do której charakteru trzeba było się przyzwyczaić. Jednakże był również osobą, której Sehun nie potrafił powiedzieć wszystkiego. Nikt nie był osobą, której Sehun potrafił powiedzieć wszystko.

- Przyjdź jutro rano, pomożesz mi - poinformował go, oddając własność w dłonie Yixinga. Wsparł się na rękach i zeskoczył z murku, po chwili kierując się w stronę Jongdae i jednego ze znajomych Yixinga.

<<>>

Usiadł przy stole, wsparty towarzystwem jednookiego rudego kota i spojrzał na leżący przed nim talerz. Uważnie zbadał jego kształt, kolor, przyjrzał się białym kropkom na zielonej ceramicznej powierzchni. Potem jego wzrok powędrował na skromną kanapkę, a żołądek wydawałoby się - skurczył się o połowę.

Złapał się za brzuch i westchnął.

- Nie patrz tak na mnie. Wiem, że muszę to zjeść - wymamrotał ze ściśniętym gardłem, zerkając ukradkiem na kota.

Nazywał się Church. Winston Churchil - tak brzmiało jego pełne imię, miał osiem lat, naderwane ucho, puchatą rudą sierść, a jego lewe oko było niemal całkowicie niesprawne. Jednak dobrze polował na myszy, a ich było od groma w klatce starego bloku, w którym mieszkali wraz z ojcem chłopaka.

Imię zaś nadała mu mama Sehuna, gdy ten był jeszcze mały i przyprowadził małą rudą kulkę, chowającą się w jego jeszcze mniejszych rączkach przed światem. Dwanaście lat temu był mały i uroczy, jednak biła od niego wyższość, mająca swoje źródło ze spojrzenia. Dokładnie to samo spojrzenie zadecydowało, że został ochrzczony imieniem jednego z Amerykańskich prezydentów.

Teraz, dwanaście lat później, patrzył na Sehuna z wyższością, oblizując się i machając puchatym ogonem.

- Powiedziałem nie patrz tak na mnie, staruchu - Sehun zmrużył oczy i pstryknął kota w zdrowe ucho. Musnął ledwo jego płatek, a kot pacnął jego wyciągniętą dłoń swoją łapą, nie pozostawiając żadnych śladów na bladej skórze chłopaka - Chcesz troszkę? - chłopak cofnął się i oderwał niewielki kawałek chleba, który po chwili znalazł się przy łapkach kota - No dalej, wiem, że chcesz. Jedz szybko, bo przyjdzie Yixing i ci - przerwał, słysząc pukanie do drzwi.

Z radością i jakimś rodzajem ulgi wstał z krzesła i ruszył do drzwi, po drodze wykonując gest "obserwuję cię" w stronę jedzącego zwierzaka.

Spojrzał przez wizjer i uniósł kąciki ust, widząc wyszczerzoną twarz Yixinga.

Szczęk zamka odbił się od ścian klatki schodowej i rozszedł na dwie strony dziwnym echem.

- Sehuna-ah - Yixing przeciągnął drugą część imienia i wszedł do mieszkania - Przyszedłem. Wszyscy w domu?

- Jeśli masz na myśli mnie i kota to tak, wszyscy obecni - Sehun odnalazł w umyśle swój najbardziej realistyczny uśmiech i użył go, ubierając na usta - W kuchni mam colę, przejdę się po nią, a ty idź do mnie. Drugie drzwi na prawo.

Chłopak skinął głową, a Sehun ruszył do kuchni. Wyjął butelkę napoju z lodówki i spojrzał na kota, który teraz wylegiwał się w słońcu padającym na parapet i mielącego ostatnie kawałki Sehunowej kanapki.

- Dobry kotek - parsknął pod nosem i przy okazji odłożył talerzyk do zlewu.


<<>>


 - Okej, gotowe - Yixing przeciągnął się w obrotowym fotelu, a jego kości palców strzyknęły niezdrowo, gdy wygiął je w stronę zewnętrznej części dłoni. Sehun skrzywił się na ten widok i przysunął bliżej biurka, gdy na ekranie stojącego nań laptopa pojawiła się strona główna przeglądarki.

- Co teraz? - uniósł brew, odruchowo naciągając rękawy na dłonie.

Yixing opuścił dłonie i ułożył palce na klawiaturze. Kilkoma szybkimi ruchami wystukał "Deathbook" z odpowiednią domeną i wcisnął enter.

- Deathbook?

- Tak, wiem jak to brzmi - chłopak wywrócił oczami - Jednak pomyśl, czy ktoś zainteresowałby się tym, gdyby nazwa brzmiała ponyland? Lub tweetbook?

- Pewnie nie - odparł niepewnie, skubiąc palcami brzeg rękawów. Poruszył się, gdy ekran zabarwił się na czerwony kolor, przechodzący leniwie w czarny, a ułamek sekundy później na środku pojawił się napis "Deathbook" - "Witamy w Deathbook, stronie, łączącej bratnie dusze! Od dziś będziesz miał szansę porozmawiać z nastolatkami z twojego kraju zupełnie takimi jak ty! Pamiętaj, by szczerze wypełnić ankietę! Pamiętaj, że pogwałcenie regulaminu grozi poważnymi problem-" Hej, czytałem to! - podniósł głos, gdy ekran ponownie zabarwił się na czerwono, a kwadrat, stał się dużym prostokątem z wieloma pustymi polami.

Yixing posłał mu anielski uśmiech i ruchem głowy wskazał na ekran.

Login.

- Weź coś ciekawego, co zapamiętasz, a czego nie ma milion innych użytkowników - podpowiedział mu głos siedzącego obok chłopaka

- Milion?

- Dobrze, przesadziłem. Pięćdziesiąt innych użytkowników - poprawił się, wywracając oczami i sięgnął po butelkę coli, z której pociągnął dużego łyka. Sehun w tym czasie wziął klawiaturę podłączoną do laptopa na kolana i zagryzł wargę, wstukując prowizoryczny pomysł na login, który ku jego zdziwieniu od razu okazał się być dostępnym.

- Sehunah? - Yixing uniósł brew i parsknął pod nosem

- Przynajmniej nie jest zajęty.

- To dlatego, że każdy Sehun jest kreatywniejszy od ciebie

Wzruszył ramionami, w głębi czując, że coś z jego słów może być prawdą, ale nie przejmował się tym. Przeszedł do kolejnego pola.

- Dlaczego chcą znać moją datę urodzenia? - pytając, spojrzał na siedzącego obok niego chłopaka, który wzruszył ramionami w odpowiedzi.

- Pewnie dlatego, by wysłać ci życzenia na urodziny. Po prostu wypełnij wszystko jak leci - wykonał nieokreślony gest dłonią tuż przed ekranem starego, charczącego z przeciążenia laptopa, który niemal prosił o chwilę spokoju po nagłym zapchaniu pamięci - Jesteś tutaj anonimowy, więc co ci szkodzi? Poza tym, jeśli coś by się działo to wiedz, że jesteśmy w tym razem - zaśmiał się, a jego dłoń wylądowała na ramieniu Sehuna, po czym odłączyła przewód przenośnej klawiatury, a jego palce zawisły nad przyciskami - Oczywiście anonimowy dla użytkowników. Admini to inna kwestia, ale nimi się nie przejmuj, mają taki natłok danych, że zginiesz w tłumie po trzydziestu minutach. Dalej! Zainteresowania?

Sehun przytaknął, słysząc jego słowa, zdecydowawszy się nie przejmować jakimikolwiek konsekwencjami i niedociągnięciami w informacjach, jakie przedstawiał mu jego dobry znajomy i skupił się na pytaniu. Sehun nigdy nie miał konkretnych zainteresowań, choć w jego życiu przewinęło się wiele punktów, w które mógł się zagłębić, a swoje umiejętności pielęgnować, nie zrobił tego ku swojej uldze. Został osobą, która spędza czas na oglądaniu chmur i wdychaniu zapachu deszczu, bo tylko wtedy powietrze czuć w najlepszy sposób.

- Wpisz muzykę - kiedyś Sehun tańczył. Mając osiem lat został zapisany przez ojca na lekcje baletu i dancehallu, gdzie miał rozwijać swoje umiejętności do szesnastego roku życia, by wtedy móc wziąć udział w castingach do grup tanecznych. Nic z tego jednak nie wyszło przez sytuację rodzinną - Taniec, myślę, że też będzie okej - zagryzł wargę

- Nie będzie okej. Musisz dodać jeszcze jedno, by rubryka została zaakceptowana - odpowiedział mu Yixing, wystukując kolejne wyrazy z charakterystycznym dźwiękiem.

- Więc wpisz pogodę - chłopak machnął ręką obojętnie i spojrzał na ekran - W rubryce lęki wpisz "Duże psy", a w kolejnej "bi".

- Jesteś bi? - czarnowłosy chłopak uniósł zdziwiony brwi, lokując swoje spojrzenie i Sehunie, który nagle stał się cichszy, a jego plecy bardziej przygarbione niż zwykle - Nie oceniam stary...

- Nie jestem. Po prostu nie ograniczam się do rozmów z ludźmi hetero. Skończmy ten temat - warknął pod nosem i spojrzał na ekran - Ulubiona piosenka to The Kill, Thirty Second To Mars. To wszystko?

- Tak, tak, teraz wklep tutaj swój numer i pobierz aplikacje przez link, który ci wyślą - Yixing przytaknął, odsuwając się od biurka. Przeciągnął się ponownie, gdy Sehun wystukał swój numer telefonu w odpowiednią rubrykę i zatwierdził enterem cały formularz.

Przez moment nie działo się nic, zdawałoby się, że strona uległa zawieszeniu, jednak, gdy Sehun już zamierzał się do odświeżenia jej, coś się zmieniło. Prostokąty poczęły się rozlewać, tworząc czarne tło, na której pojawiła się złoto brązowa książka, oprawiona w skórę z łacińskimi napisami wybitymi w grzbiecie. Nie ujrzał dokładnie co było tam napisane, bo książka otworzyła się na pustej stronie.

- O co chodzi? - Sehun spojrzał na Yixinga, który wzruszył ramionami, nie odrywając wzroku od ekranu, na którym znów zaczęło się coś dziać.

Na górnej części, tuż przy postrzępionym brzegu starej graficznej kartki pojawiła się nazwa użytkownika, po czym zaraz pod nią informacje w formie zwykłych odpowiedzi na pytania sklejonych w całość. Poza tym na stronie pojawiły się dwie kolumny. Jedna, po prawej stronie książki wypełniona była nazwami chatów. Druga zaś, znajdująca się po lewej stronie - nazwami użytkowników. Ponad książką mienił się napis "Deathbook" a całość utrzymana została w czerwono-złoto-czarnej gamie kolorów.

- Później będziesz mógł ustawić swój avatar, ikonkę, jakkolwiek to nazwiesz - dodał po chwili, gdy komórka Sehuna, leżąca na łóżku zawibrowała - Aplikację pobierzesz potem. Ja nie będę ci już potrzebny - powiedziawszy to, wstał i poprawił szorty - Jakbyś miał jakieś problemy dzwoń lub pisz - uśmiechnął się szeroko w stronę chłopaka i zarzucił na ramiona bluzę, jednocześnie kierując się w stronę drzwi - Ach i jeszcze... Nie mów Jongdae.

Sehun przytaknął, wstając.

- Jasne, bo nas zabije - zaśmiał się, kręcąc głową.

- Nie śmiej się, nigdy nie widziałem go tak poważnego, jeśli chodzi o tę stronkę  powiedział, unosząc brwi i westchnął głęboko. W głębi jednak Sehun czuł, że Yixinga bawi wizja poważnego Jongdae, ponieważ chłopak ten nigdy nie ściągał uśmiechu z ust, nieważne jak bardzo sytuacja tego wymagała, on po prostu nie potrafił.

Sehun został sam, nie licząc Churcha, leniwie spacerującego przez korytarz.


To be continoued...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro