Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1.

Wracając do domu czułam pustkę, powoli rozumiałam, że to już koniec. Ethana już nie ma, nic mi go nie zwróci. Już nie będzie naszych przepychanek, kłótni, ukradkowych spojrzeń i nieśmiałych uśmiechów.
Niestety dla mnie życie musi toczyć się dalej, chociaż czy można nazywać to życiem ?
To wegetacja, bo bez niego nic nie będzie takie samo, ja też nie będę.

Patrząc na graffiti na ścianach w moim pokoju zaczynały szczypać mnie oczy. Dotychczas nie płakałam, nawet na pogrzebie, ale wspomnienia, które wywołały we mnie malowidła przezwyciężyły to i strumień łez tworzył mokre ślady na moich policzkach. Słona ciecz dostawała mi się do ust, nigdy tak nie płakałam, nigdy nie czułam się tak samotna jak teraz.
Nie minęła chwila, a moje emocje zmieniły się diametralnie. Jestem wściekła, na Ethana, na rodziców, na ludzi obecnych na pogrzebie jak i tych nieobecnych, na Boga jeśli istnieje i sobie siedzi gdzieś na chmurce, patrząc z góry na to jakie piekło mi wyrządził.
Oddaj mi Ethana. Oddaj mi go. Oddaj, oddaj, oddaj!
Błagam...
I znów zaczęłam płakać.

Obudziłam się. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam, jestem wyczerpana, chociaż chyba nie powinnam tak twierdzić, gdy to mój przyjaciel właśnie przewracał się w trumnie na drugi bok.
Spojrzawszy w lustro przeraziłam się swoim wyglądem, opuchnięta i zaczerwieniona twarz, na polikach ślady łez, roztargane włosy, wyglądam jakbym grała w jakimś tandetnym horrorze.
Mimo koszmarnego wyglądu, nie mam nawet siły by się porządnie ogarnąć, jedyne co zrobiłam to rozczesałam włosy i umyłam twarz zimną wodą z nadzieją, że nieco poprawi ona stan mojej cery, nim wróci tata. Niestety za bardzo się przeliczyłam, bo wychodząc z łazienki usłyszałam chrząkanie zamka. Szlag.
Chciałam się wymigać, znaleźć się w pokoju, w łóżku, w pierzynie przesiąkniętej łzami, niestety atak taty był szybszy, nagły i nieunikniony...
- Płakałaś. - zaczął mój ojciec.
- Dziś był pogrzeb. - odparłam sucho, może aż za bardzo, nie chciałam się na niego złościć, lecz byłam zła na wszystkich. Na cały pieprzony świat, na chorobę, która odebrała mi to co najcenniejsze.
- A no tak... Przepraszam. - Powiedział drapiąc się niezręcznie po głowie. Odkąd dowiedzieliśmy się o śmierci Ethana, nie potrafiliśmy już normalnie rozmawiać. To on nas do siebie zbliżył i z jego ostatnim oddechem, nas rozdzielił. - Może chcesz coś zjeść ? Możemy coś zamówić. - Próbował jakoś przeciąć ciężką atmosferę.
- Podziękuję, pójdę się położyć. - Mówiąc to już zamykałam drzwi mojego pokoju, oparłam się o nie, nie wiedząc co mam ze sobą zrobić. Normalnie zadzwoniła bym do przyjaciela i zaprosiła do siebie, zjedli byśmy pizzę, pograli na konsoli, a teraz nie wiem co począć. Czuję się jakby moja głowa była kompletnie pusta, a miliony myśli odbijały się od jej ścian tworząc ciągłe echo, zamiast się gdzieś ulokować.

***

Tata rano mnie nawet nie budził, bym wstała do szkoły. Odpuścił to, wiedząc w jakim stanie jestem. Nawet gdybym się obudziła z samego rana to i tak bym nie poszła, nie dziś, nie kiedy inni uczniowie jak i nauczyciele będą patrzeć na mnie ze współczuciem, chociaż i tak już tylko czekali na jego śmierć, nie mieli żadnych nadzieji. W ostatnich tygodniach Ethan już nawet nie był w stanie chodzić do szkoły, to było złą prognozą, ale ja miałam nadzieję. Nadzieję, że się polepszy, że Ethan wyjdzie z tego, że będzie żył, będzie miał szczęśliwe życie, że jeszcze będziemy mogli się wygłupiać do samej starości... To cholernie boli.

Ojciec jak co dzień wrócił do domu o 16, tym razem nie zaczynał rozmowy, nie proponował jedzenia, po prostu zajrzał do mnie by się upewnić, że nie zrobiłam nic głupiego i poszedł do siebie. Pewnie zawoła mnie na kolację, po swojej drzemce. Przynajmniej chciałabym by to zrobił, bo sama nie jestem w stanie się zmusić do tego by wstać i coś zrobić, odkąd się obudziłam leżę patrząc w sufit, czasem zapłaczę, czasem przysnę na parę chwil, a jakbym mogła to bym sikała pod siebie, byleby już nie musieć wychodzić i nie patrzeć na te wszystkie przedmioty, na lustro, na ściany, wszystko mi o nim przypominało. Wszystko.

O godzinie 19 tata przyszedł do mnie, mówiąc o kolacji. To był pierwszy raz tego dnia odkąd wstałam, pierwszy posiłek od dwóch dni. Dopiero po pierwszym kęsie zdałam sobie sprawę z tego jak bardzo mój organizm domagał się jedzenia. Zjedliśmy w ciszy, co mi odpowiadało, jednak kiedy ojciec zjadł i zamiast zostawić talerz i pójść oglądać telewizję, tak jak miał w zwyczaju, on wciąż siedział przy stole. Mam złe przeczucia, co do powodu jego zachowania. Tato proszę nie teraz...
-Jak się czujesz? - Moje prośby jak zwykle wysłuchane.
-A jak mam się czuć? Fatalnie.
-No tak. Wiesz Nelly, jeśli nie czujesz się na siłach, to do końca tygodnia możesz zostać w domu, ale prosiłbym, by to nie trwało dłużej.
-Ty chyba nie mówisz poważnie. Ethan umarł, nie żyje, nie ma go i nie wróci, a ty przejmujesz się szkołą?! Czy ty masz w ogóle jakieś uczucia?!
-To nie tak- nie dałam mu dokończyć.
-Wszystko jest nie tak!
-Nel, posłuchaj mnie. Wiem jak to wygląda, ale oboje radzimy sobie z tą informacją inaczej, lubiłem Ethana, bardzo, ale i tak nie byłem z nim tak blisko jak ty, więc nie wiem jak mam z tobą rozmawiać, zresztą to ty od wczoraj siedzisz zamknięta w swoim pokoju, więc nie wyżywaj się na mnie.
Jego słowa bolały, bardzo. Poczułam jak pieką mnie oczy, a obraz staje się niewyraźny, nie mogąc pozwolić sobie na płacz przy ojcu, zamiast posprzątać po kolacji, pobiegłam do swojego pokoju, w którym się zamknęłam z nadzieją, że już nigdy nie będę musiała z niego wychodzić.

***

Oczywiście prędzej czy później musiałam wyjść z mojego azylu (chociaż wcale nie czułam, że to azyl, było tam za dużo Ethana, jednocześnie zdecydowanie też go za mało), by zrobić śniadanie, które oczywiście nie było wybitnym daniem, ale lepsze to niż nic. Taty na szczęście, mimo młodej godziny w domu nie ma. Nie mam ochoty się z nim widzieć, a tym bardziej rozmawiać, on nic nie rozumie.
Po posiłku czas na prysznic, gdyż ostatnim razem myłam się w dniu pogrzebu i moja higiena osobista błagała o pomstę do nieba.

Może i nie zrobiłam dużo pożytecznych rzeczy tego dnia, ale jak na moje chęci do czegokolwiek, zrobiłam naprawdę dużo. Czuję się okropnie i momentami chciałabym zasnąć i się nie obudzić, ale muszę żyć - dla Ethana. Muszę przeżyć moje życie za nas oboje.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro