We must away, ere break of day
Gdy Thorin otworzył oczy, pokój, w którym nocował z towarzyszami, dalej pogrążony był w mroku. Dopiero po dłuższej chwili oprzytomniał dostatecznie, aby przypomnieć sobie, gdzie jest. Rozejrzał się zapobiegawczo, upewniając się, że wszyscy śpią. Odruchowo spojrzał na swoich siostrzeńców. Kili oraz Fili spali spokojnie, oparci o ścianę. Każdy z braci miał na kolanach pusty już kufel po piwie oraz okruchy czegoś, co wcześniej było najpewniej ciastem drożdżowym. Westchną, chociaż synowie jego siostry byli już dorośli, to dalej zachowywali się jak dzieci. Po chwili dostrzegł światło, gdzieś na korytarzu. Niewiele myśląc, najciszej jak potrafił, wstał i ruszył w jego kierunku. Doprowadziło go do już wysprzątanej kuchni. Przy niewielkim stole siedziała Elena i ze skupieniem układała niewielkie buteleczki w swojej skórzanej torbie. Jedynym źródłem światła były dwie niewielkie świece, po dwóch stronach stołu. Thorin oparł się o próg i z zainteresowaniem przyglądał się kobiecie.
- Ktoś tu chyba ma problemy ze snem. - spojrzała przelotnie na niego, po czym wróciła do pracy.
- Z tego, co widzę, to nie jestem jedyny. Skąd znasz Gandalfa? - fiolka, którą trzymała w dłoni spadła na podłogę. W powietrzu uniósł się delikatny zapach mięty i bzu.
- To... przyjaciel. - schyliła się, żeby zebrać odłamki fiolki.
- Wiesz, że to nie jest odpowiedź, której oczekuję.
- A czy ty przypadkiem nie powinieneś teraz spać? Jak sam to wcześniej podkreśliłeś, to ty jesteś przywódcą, a jako przywódca powinieneś być wypoczęty, kiedy rano będziemy wyruszać.
- Nie muszę tyle spać. - podszedł do niej.
- Nie musisz, czy raczej nie możesz? Koszmary to nie powód do wstydu.
- Skąd ty to wiesz? - zmieszał się. O jego problemie wiedziała tylko jego siostra oraz Balin.
- Obudziłeś mnie. Twój stłumiony krzyk... chociaż nie dziwię się. Każdy, kto przeżył atak Smauga, ma prawo, aby mieć koszmary. - zwiesiła głowę.
- Powiedziałaś każdy, tak? - spojrzał na nią znacząco.
- Ja to całkowicie inna sprawa. Trzymaj. - podała mu niewielką fiolkę z ciemnozielonym płynem.
- Co to jest?
- Wywar ziołowy, powinien ci pomóc. - ostrożnie wziął od niej buteleczkę i bacznie się jej przyjrzał.
- Powiedz, jaka jest szansa, że to mnie zabije? - zaśmiała się.
- Nie ufasz mi? - położyła dramatycznie dłoń w miejscu serca.
- Kobiecie, która kilka godzin wcześniej próbowała mnie zabić? Nie jakoś nie koniecznie.
- Taki niewinny żart. Chociaż gdybym miała cię zabić, to użyłabym bardziej dyskretnych sposobów.
- Na przykład trucizny. - pomachał jej przed twarzą fiolką.
- Ech... rób, co chcesz. Ale pamiętaj, jestem jedną z niewielu osób, które nie pragną twojej śmierci. - zanim zdążył odpowiedzieć, zniknęła gdzieś w korytarzu.
Patrzył chwilę na fiolkę, ważąc ryzyko. Niepewnie wyjął z niej niewielki koreczek. Natychmiast uderzył go mocny i cierpki zapach ziół. Przyłożył buteleczkę do ust i opróżnił ją jednym ruchem. Ciecz była chłodna, gęsta i gorzka. Skrzywił się nieznacznie, przełykając ją. Odczekał chwilę. Oprócz narastającej senności nie poczuł żadnych niepożądanych efektów. Wyszedł z kuchni, wcześniej gasząc i tak dopalające się świece. Tak jak wcześniej w pokoju panował mrok. Kilka promieni księżyca zdołało jednak przedrzeć się przez koronkowe firanki w oknach. Zauważył ją niemal od razu. Siedziała, a raczej leżała skulona w fotelu. Dopiero teraz mógł jej się dokładnie przyjrzeć. Była niewiele od niego niższa, drobna i szczupła. Nie wyglądała jak krasnolud, hobbit, człowiek, a nawet elf. To ostatnie przyjął z ulgą. Elena nie wyglądała na przedstawicielkę żadnej ze znanych mu ras. I właśnie to go najbardziej niepokoiło. Widział, że drżała. Płócienna koszula oraz skurzane spodnie nie chroniły tej drobnej istotki przed chłodem nocy. Niewiele myśląc, ściągnął z siebie swój płaszcz i przykrył ją nim. Wrócił do swojego fotelu. Napar, który wcześniej wypił, dosłownie powalił go z nóg. Zasnął, pogrążając się w sen bez snów.
Następnego dnia, równo ze wschodem słońca cała kompania była już na nogach, no prawie cała. Nikomu nie było spieszno budzić Eleny, choćby z powodu kilku sztyletów ukrytych w rękawach jej koszuli. Po dość krótkim głosowaniu, wszyscy jednomyślnie zdecydowali, że to Kili oraz Fili mają za zadanie ją obudzić. Bracia weszli ostrożnie do pokoju. Ich cel spał zwinięty w kulkę. Od razu w oczy rzucił im się płaszcz, ich wuja, w który była owinięty.
- Kili? Bracie, skąd ona go ma?
- Mnie się pytasz? Zresztą co za różnica? No to kto ją budzi?
- Ty jesteś najodważniejszy z nas dwóch.
- Oczywiście, a jak się rzuci na mnie z jakimś sztyletem, to odprawisz mi uroczysty pogrzeb?
- Ale jesteś szybki, zdążysz odskoczyć...
- A ona szybsza... dobra raz się żyje. - podszedł do niej. - Elen czas wstać...- szturchnął jej ramię i natychmiast odskoczył jak oparzony. Fili parsknął śmiechem, jednak przestał, widząc morderczy wzrok brata.
- Co się dzieje ? - Elena ostrożnie usiadła i przetarła oczy.
- Jak na razie to przegapiasz śniadanie. - westchnęła i uśmiechnęła się. Przeciągnęła się jeszcze raz, po czym wstała z fotela.
- No to chodźmy. Jest jeszcze szansa, że załapiemy się na resztki...
- Resztki ? Ty liczysz, że Bombur zostawi jakieś resztki ? - po chwili znaleźli się w jadalni. Na stole leżało jeszcze pełno jedzenia. W powietrzu unosił się zapach jajecznicy i smażonego boczku. Kiedy tylko reszta kompani zauważyła kobietę, zaczęli wymieniać między sobą porozumiewawcze uśmiechy. Kilkoro parsknęło śmiechem, jednak większość próbowała zachować powagę.
- Czemu mam wrażenie, że to ja jestem powodem waszej przesadnej radości? - skrzyżowała ręce na piersi. Dopiero teraz zauważyła płaszcz, który miała na sobie. Uśmiechnęła się lekko, poprawiając go.
- Ale musicie przyznać, że leży jak ulał.
- Wiesz Kili, muszę się z tobą zgodzić. Dobra, koniec żartów, mogę dostać coś do jedzenia czy muszę przejść na przymusową dietę? - Usiadła przy stole.
- Oczywiście wasza wysokość, twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. - Fili skłonił się, po czym podał jej talerz z jajecznicą oraz dwie kromki chleba.
- Czy wasza wysokość życzy sobie czegoś do picia ? - podszedł do niej Kili, niosąc dzban z herbatą. Skinęła głową. Kiedy zaspokoiła pragnienie, spojrzała na braci.
- I przestańcie z tym wasza wysokość. Nie jestem królową, aby mi się kłaniać. - wzięła łyk gorącego napoju, który przyniósł jej młodszy z braci. Widziała, jak szepczą między sobą.
- Wiesz, jesteś urodziwą, młodą kobietą, ze szczególnymi względami u kogoś. Kto wie? - zakrztusiła się herbatą, kiedy zrozumiała sens słów Balina.
- Wyjaśniamy sobie jedną rzecz. Prędzej doczołgam się do Ereboru, niż za niego wyjdę. Poznałam go wczoraj. Co więcej, gdybyście nie zauważyli, to jakoś nie za bardzo przypadliśmy sobie do gustu. Jak nie zabijemy się podczas podróży, to już będzie cud. A jeśli interesuje was moje zamążpójście, to i tak nie macie na co liczyć. Nie ma takiego, który by mnie zechciał.
- Dlaczego ? Jesteś piękna, mądra, zabójczo szybka... - Kili położył jej rękę na ramieniu. Uśmiechnęła się na wspomnienie wczorajszego dnia.
- Właśnie jesteś lepsza niż jakieś pustogłowe, wypięknione panienki. - Fili dołączył do brata.
- To miłe, ale spójrz na mnie. Nie nadaję się do siedzenia w domu, noszenia sukni i biżuterii. Znajdź mi chociaż jednego mężczyznę, który chciałby za żonę włóczęgę.
- No znalazłby się taki jeden...- Dwalin zaczął, ale przerwał mu Balin.
- Eleno wiesz, skończyły się jajka. Czy mogłabyś... sama rozumiesz. - skinęła głową. Weszła do kuchni. Na blacie obok pieca znalazła jajka oraz przyprawy. Wzięła do ręki żeliwną patelnię. W tej samej chwili poczuła, że ktoś kładzie jej rękę na ramieniu. Odruchowo zamachnęła się patelnią. Usłyszała krzyk, bardzo znajomy krzyk.
- O bogowie! Nic ci nie jest? - natychmiast znalazła się obok Thorina. Oprócz niewielkiego siniaka na skroni nie zauważyła żadnej rany.
- Chciałem tylko odzyskać płaszcz... Tak w ogóle to, co to było? - przyłożył dłoń do skroni i syknął z bólu.
- Yyy... patelnia? - pomogła mu wstać. Do kuchni z dość dużym hałasem wpadła reszta kompani.
- Co tu się stało? - Kili jako pierwszy do nich podszedł.
- Nic, kompletnie nic. - schowała patelnie za plecy.
- W takim razie, dlaczego Thorin ma siniaka na pół czoła?
- Lepszym pytaniem jest, czym oberwał. - Bofur, z szerokim uśmiechem dołączył do Kiliego. Wszyscy spojrzeli na kobietę. Kiedy wyjęła zza pleców patelnię, wszyscy wybuchnęli śmiechem. Wszyscy oprócz Eleny oraz Thorina.
- Wiecie, kiedy poprosiłem ją, żeby zrobiła jajecznicę, nie do końca o to mi chodziło.
- Przepraszam bardzo, ale wasz wspaniały przywódca, sam jest sobie winny. Ja się tylko broniłam.
- Skoro już ustaliliśmy, co znokautowało Thorina, wydaje mi się, że powinniśmy się już zbierać.
- Nori ma rację. - kompania tak szybko, jak się pojawiła, zniknęła. Thorin podszedł bliżej Eleny.
- W takim razie, mogę odzyskać płaszcz? - uśmiechnęła się zadziornie.
- A już chciałam potraktować go ja trofeum. - zdjęła płaszcz i podała mu go. Wyszła z kuchni, zostawiając go samego. Włożył płaszcz. Kiedy to zrobił, poczuł delikatny, subtelny zapach cytryn i wanilii.
~ 2 godziny później ~
Jechali już ponad godzinę. Elena z żalem opuściła sielskie Shire. Kierowali się wąską polną drogą w kierunku Bree. Od kiedy wyjechali, cały czas trwała dyskusja czy włamywacz dołączy do kompani, czy zrezygnuje. Nie spodobało jej się, że od razu spisali go na straty.
- Dlaczego w niego wątpicie ? - skarciła jej nowych znajomych srogim wzrokiem. - Nie możecie oceniać go tak pochopnie, jeszcze może was zaskoczyć.
- Ale on nawet nie umie posługiwać się bronią... - próbował przekonać ją Dwalin.
- Czy ktoś kiedyś powiedział ci, że mięśnie to nie wszystko ? Najbardziej niebezpieczną bronią nie jest miecz czy topór, ale umysł. Zresztą nawet go nie znacie. To, że jest hobbitem, niczego nie zmienia.
- I tak uważam, że więcej go nie zobaczymy...
- Chcesz się założyć ? - Popatrzyła na niego z irytacją.
- Zależy o co ?
- Jeśli wygram, nie będziesz kwestionować, tego, co mówię, nigdy. Jeśli przegram... zrobię, co tylko chcesz.
- Jak dla mnie niezły układ, ktoś jeszcze chce się przyłączyć ? - wszyscy oprócz Thorina oraz Gandalfa, którzy byli pochłonięci rozmową, podnieśli ręce. Widząc to kobieta i krasnolud uścisnęli sobie dłonie. Nie minęło 10 minut, a gdzieś za sobą usłyszeli wołanie. Kiedy się odwrócili, dostrzegli Bilba biegnącego w ich kierunku.
- Podpisałem. - zatrzymał się i łapiąc oddech, podał papier Balinowi. Ten szybko przejrzał dokument i z rosnącym uśmiechem na twarzy zwrócił się do Hobbita.
- A więc witamy w kompani Thorina Dębowej Tarczy panie Baggins. - sam Bilbo z niechęcią wsiadł na kuca i dość spięty próbował nie spaść z siodła. Widząc to, Elen podjechała do niego.
- Jeśli nie chcesz spaść, to radzę Ci włożyć nogi w strzemiona.- popatrzyła najpierw na nią, a potem na swoje stopy.
- Wiesz, chyba poradzę sobie bez nich. - W tej chwili w ich stronę poleciał woreczek z monetami.
- Co to jest ?
- To Bilbo, jest moja część wygranej. Oraz satysfakcja z tego, że mam rację. - To drugie powiedziała do Dwalina. Łysy krasnolud spojrzał srogo na nią i burknął coś po krasnoludzku.
Zaczynało się ściemniać. Zatrzymali się na niewielkim płaskowyżu. Pionowa, skalna ściana chroniła ich przed wiatrem oraz ciekawskimi oczami. Rozpalili ognisko. Jasne płomienie ognia natychmiast poprawiły wszystkim nastroju. Elena ściągnęła ze swojego kuca śpiwór i rozłożyła go na uboczu, pod jedną z wystających skał. Z cichym jękiem rozciągnęła się i rozmasowała zdrętwiałe ramiona. Usiadła na rozłożonym już śpiworze i zaczęła ostrzyć swój ulubiony sztylet. Srebrne ostrze miało długość około 10 cali. Rękojeść zdobiona motywem pnączy idealnie pasowała do jej dłoni.
- To, kto dzisiaj robi kolacje ? - wszyscy spojrzeli na kobietę.
- Czy to dość jednoznaczne spojrzenie jest sugestią, że to moje zadanie ?
- No wiesz, jesteś przecież kobietą i no... - Bofur próbował jakoś obiektywnie przedstawić sprawę, ale natychmiast umilkł, widząc ostry sztylet w jej dłoni.
- I chyba wczoraj dość dobrze dałam wam do zrozumienia, że nie jestem zwyczajną kobietą. Prawda Thorinie ? - Zwróciła się do krasnoluda, który siedział pod ścianą i palił fajkę. Spojrzał na nią wzrokiem, który informował ją, że stąpa po cienki lodzie. Wzruszyła ramionami i podeszła do zapasów. Jakieś pół godziny później w całym obozie można było poczuć intensywny zapach mięsa, gotowanych warzyw oraz przypraw. Jak na komendę, kiedy tylko wzięła do ręki chochlę, przed nią w rzędzie ustawiła się grupa krasnoludów. Zaśmiała się, widząc, w jaki sposób patrzą na garnek ze strawą. Szybko rozdała całą zawartość kotła, zostawiając dwie miski jedną dla siebie, oraz drugą dla Thorina, który gdzieś zniknął.
- Elen, to jest najlepszy gulasz, jaki jadłem od... od kiedy się urodziłem!
- Takie na szybko, z resztą mogło wyjść lepiej... ale dziękuję Bomburze. - skończyła swoją część i wzięła do ręki miskę Thorina. Dostrzegła go siedzącego na krawędzi występu skalnego. Usiadła obok niego, podając mu jedzenie. Skinął głową, przyjmując miskę, bez słowa zaczął powoli jeść.
- I jak, da się to jeść ? - spytała obojętnie, ale gdzieś w środku zależało jej na jego zdaniu. Przełknął ostatni kęs i odłożył naczynie z dala od siebie. Chciał coś powiedzieć, ale przerwał mu przeraźliwy krzyk gdzieś z oddali. Oboje natychmiast wstali i odsunęli się od krawędzi.
- Co to było ? - odwrócili się w stronę Hobbita, który zaniepokojony rozglądał się nerwowo po okolicy.
- Orkowie. - stwierdził rzeczowo Fili.
- Kto ?
- Podrzynacze gardeł. Będzie ich tam mnóstwo. Pełno ich na nizinach, mają w zwyczaju atakować o brzasku, kiedy wszyscy śpią.
- Szybko i bezgłośnie za to brutalnie. - stwierdził Kili. Razem z bratem widząc, że Bilbo ostatkiem sił trzyma się na nogach, zaczęli się cicho śmiać. Thorin chciał coś powiedzieć, ale wyprzedziła go Elen.
- Bawi was to ?! - była zła, zacisnęła mocno pięści i przechodząc przez cały obóz, zniknęła między drzewami.
- Ma rację, uważacie, że to powód do żartów ?! - tym razem podszedł do nich Thorin, tak samo zły, jak wcześniej Elen.
- Nie, nie uważamy tak.- Kili próbował ich jakoś usprawiedliwić.
- Oczywiście. Niewiele w życiu widzieliście. - znowu podszedł od krawędzi, stał wpatrzony w przestrzeń.
- Wybaczcie mu. - to ogniska podszedł Balin. - Thorin nie bez powodu nienawidzi orków. Po ataku smoka na Samotną Górę król Thror starał się odzyskać pradawne królestwo Morii. Ale ubiegł go wróg, Morię zagarnęli bezlitośni orkowie, dowodzeni przez najokrutniejszego z nich, Azoga. Olbrzym ten poprzysiągł, że zniszczy ród Durina. A zaczął od... ścięcia króla. Thrain ojciec Thorina, oszalał z rozpaczy. Zginął pojmany lub zabity. Nigdy nie poznaliśmy prawdy. Pozbawieni przywódcy, czekaliśmy na pewną śmierć. I właśnie wtedy go ujrzałem. - spojrzał na Thorina.- Młodego księcia stojącego naprzeciw Bladego Orka. Stanął sam do nierównej walki ze straszliwym wrogiem. Pozbawiony zbroi, skryty za dębowym pniem. Azog zrozumiał tamtego dnia, że ród Durina nie wygaśnie tak łatwo. Odzyskaliśmy wiarę i uderzyliśmy na nich, nasz wróg poległ. Lecz potem nie nastała uczta, nie zabrzmiała pieśń, bo w sercach panowała żałoba, po niezliczonych poległych. Przeżyła garstka i wtedy zrozumiałem, że oto jest jedyny, za którym wskoczę w ogień, którego jedyny mogę nazwać królem. - wszyscy patrzyli na Thorina który odwrócił się do nich. Skinął głową i podszedł do swojego śpiwora.
- A Blady Ork ? Co z nim ? - Natychmiast się zatrzymał, Bilbo spojrzał na niego potem na Balina.
- Powrócił do jamy, z której wypełzł. Dawno temu zdechł od ran. - Thorin dał jasno do zrozumienia, że skończył temat.
- A co z Elen ? Dlaczego ona tak zareagowała ? - spytał Dwalin. Do rozmowy przyłączył się Gandalf, który skończył palić fajkę.
- Ona w szczególności ma prawo ich nienawidzić. Miała wtedy niespełna rok. - podszedł do ogniska. - jej rodzice podróżowali do swoich przyjaciół na południu, nigdy tam nie dotarli.
- Co się stało ? - Fili zrobił mu miejsce.
- Przeprawiali się przez równinę, niespełna dzień drogi stąd. Zostali napadnięci przez orków, nocą, jej ojciec zginął, próbując ocalić ją oraz jej matkę. Jego żona uciekła z nią w stronę rzeki, wkładając swojej jedyne dziecko do koszyka, zdała je na łaskę żywiołu. Uciekła w przeciwną stronę, odciągając orków, jak najdalej się dało. Ocaliła dziecko, podzielając los męża. Wtedy zginęli wszyscy, Elen została sama. Znalazłem ją, zmarzniętą, ledwie żywą. Zadbałem alby, miała dom, rodzinę. Teraz spłaca dług.
- To dlatego się zgodziła? - Ori na chwilę przestał kreślić coś w swoim dziennkiu.
- Nie tylko, ale nie jestem odpowiednią osobą, aby o tym mówi.
- Skoro już mówimy o Elenie, to ktoś wie, gdzie poszła? - Thorin spojrzał na jej posłanie, jej miecz, sztylet i skórzana torba. Wszystkie te rzeczy leżały obok siebie. Wziął podręczną apteczkę oraz swój miecz.
- Gdzie ty idziesz ? - spojrzał znacząco na Balina. - Po nią. - szybkim krokiem opuścił obozowisko. Znalazł niewielką ścieżkę prowadzącą wzdłuż niewielkiego strumienia. Znalazł ją. Siedziała na zwalonym pniu, w miejscu, gdzie strumień tworzył niewielkie jeziorko. Długie loki zasłaniały jej twarz. Z ulgą podszedł do niej.
- Czego chcesz ? - jej głos, cichy i zachrypnięty ledwo do niego dotarł. - Zresztą, to już nie ma znaczenia, skoro wszyscy wiedzą. Ale dlaczego akurat ty? - zdał sobie sprawę, że sam nie wiedział. Mugł przecież wysłać po nią każdego.
- Powiedzmy, że wolę usłyszeć to od ciebie. Jeśli oczywiście chcesz. - wyprostowała się, mógł zobaczyć jej twarz, bladą, połyskującą od łez.
- Nie chcę, to za bardzo boli. A boli jeszcze bardziej fakt, że to moja wina. To mnie chcieli zabić nie ich. - znowu spuściła głowę i spojrzała na swoje buty.
- Nie możesz obwiniać się za coś, na co nie miałaś wpływu. - położył dłoń na jej ramieniu. Nie wiedział co zrobić, nigdy nie miał talentu do rozmowy z kobietami. Za chmur wyłonił się księżyc, rozjaśniając okolicę. Dopiero teraz zauważył misterny opatrunek na jej łydce. W jednym miejscu bandaż zdążył już przesiąknąć krwią.
- Co ci się stało ? - wskazał na jej nogę. Spojrzała na nogę i jęknęła przeciągle.
- Nic, zwykłe skaleczenie. Jutro nie będzie po nim śladu. - syknęła, kiedy delikatnie dotknął opatrunku.
- Tak, jasne zwykłe skaleczenie... Podnieś nogę. - wyjął z apteczki czysty bandaż. Po małej, ale dość ostrej wymianie zdań w końcu zrobiła to, o co prosił. Najdelikatniej jak tylko się dało, odwinął bandaż. To, co zobaczył, zszokowało go, i jednocześnie przestraszyło. Od kostki do połowy łydki biegła głęboka rana ciętą. Krew, którą wcześniej tamował bandaż, zaczęła powoli tworzyć małe strużki. Obejrzał ranę i oczyścił ją trochę.
- Na to trzeba założyć szwy. - wyjął z apteczki igłę oraz nić. Elen zacisnęła mocno pięści, kiedy igła przebiła jej skórę. Nie miała siły się z nim sprzeczać.
- Spokojnie już kończę. - W odpowiedzi dostał tylko skinienie głowy i cichy jęk. Musiał przyznać, że była bardzo silna, sam wiele razy przechodził przez to samo i mógł z czystym sumieniem stwierdzić, że do najprzyjemniejszych uczuć to nie należy. Elen cały czas ściskała jego ramię. Czuł, jak jej paznokcie wbijają mu się w skórę. Kiedy skończył, posmarował szwy maścią ziołową i zawinął całość czystym bandażem. Popatrzyła na nowy opatrunek i poprawiła trochę wiązanie.
- Muszę przyznać, że nawet nieźle to wygląda. - próbowała wstać, ale kiedy tylko jej ranna noga dotknęła ziemi, ugięła ją, sycząc z bólu.
- Co ty robisz!? - Thorin pomógł jej z powrotem usiąść na pniu.
- Chcę wrócić do obozu. Wiesz, robi się późno, a ja nie mam zamiaru nocować na drzewie.
- Nie możesz iść, nie z tą nogą. - wskazał na świeży opatrunek. - Poza tym i tak byś nie doszła.
- To może masz jakiś lepszy pomysł jak mam się dostać do obozu ? - widziała, jak zapina apteczkę i przewiesza ją sobie przez ramię. Podszedł do niej z kpiącym uśmiechem i podniósł ją w stylu panny młodej. Elen trochę zdziwiona jego gestem zaczęła się szarpać.
- Masz mnie w tej chwili puścić! - na jej prośbę rozluźnił trochę chwyt, przez co zjechała trochę w dół. Z piskiem objęła go jedną ręką. Usłyszała jego śmiech, uderzyła go pięścią w klatkę piersiową.
- Nie w takim sensie puścić.
- Możesz się wyrażać jaśniej, poza tym poprosić też nie zaszkodzi. - westchnęła zirytowana. Jednak popatrzyła na niego swoimi dużymi, ciemnymi oczami.
- Czy mógłbyś z łaski swojej postawić mnie na ziemi, proszę ? - zatrzymał się i zrobił minę, jakby intensywnie nad czymś myślał.
- Nie. - popatrzył na nią z poważnym wyrazem twarzy i ruszył dalej. Zaśmiał się w duchu, słysząc jej jęk. Próbowała go jeszcze przekonać, ale na marne.
Tymczasem w obozie większość krasnoludów siedziała przy ognisku, paląc fajki, lub opowiadając sobie śmieszne historie. Jednak Balin siedział z dala od nich i uporczywie wpatrywał się w las.
- Nie martw się, wrócą niebawem. - zapewnił go czarodziej, który też spojrzał w stronę drzew. Jak na zawołanie gdzieś z oddali usłyszeli jakiś hałas. Wszyscy ucichli, wsłuchując się w zbliżające się głosy.
- Widzisz, jesteśmy już blisko więc, możesz mnie puścić.
- Czego w zdaniu „nie dasz rady sama tam dojść" nie rozumiesz ?
- Czemu ty musisz być taki uparty ?!
- Taki kaprys. I przestań się wiercić.
- Przestanę, jak mnie puścisz...
- Aulë broń mnie przed kobietami ! Poza tym jesteśmy już na miejscu. - w tej chwili kompania dostrzegła ich wyłaniających się zza drzew. Thorin widocznie rozbawiony niósł Elen na rękach, jednak sama kobieta nie była tym faktem zbytnio zadowolona. Podszedł do jej śpiwora i położył ją na nim. Uklęknął przed nią i jeszcze raz przyjrzał się je nodze. Stwierdził z ulgą, że bandaż nie przecieka.
- Elen co ci się stało ?! - natychmiast wokół niej zgromadzili się wszyscy. Ona tylko wzruszyła ramionami.
- Mały wypadek, nic poważnego. - poprawiła jeszcze raz opatrunek. - Z resztą sami widzicie, że nie umieram, więc przestańcie się tak martwić.
- Dlaczego tak długo was nie było ? - spojrzała razem z Thorinem na Balina, który stał ze założonymi rękoma.
- No właśnie. - Kili spojrzał na nich z uśmiechem i poruszał znacząco brwiami.
- Jeszcze raz tak zrobisz, to obudzisz się bez brwi. Albo do razu bez włosów. - Elen wymierzyła w jego stronę sztyletem. Młody krasnolud natychmiast odskoczył i podniósł dłonie w geście obrony.
- Elen, wiesz, że ja tylko żartowałem... - zaczęła się śmiać.
- Ale teraz tak naprawdę, co was tam zatrzymało ? - Elen i Thorin wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
- Jakby to ująć, ktoś tu jest uparty bardziej niż cała kompania krasnoludów. - Elen rozejrzała się i z niewinną miną wskazała na siebie.
- Że niby ja ? A kto się uparł, że, będzie mnie niósł do obozu, co ? - w odpowiedzi dostała jego kpiący uśmiech.
- Racja było cię tam zostawić. - usiadł obok niej. Reszta przyglądała się im z rozbawieniem.
- I jeszcze powiedz, że spokojnie zasnąłbyś ze świadomością, że zostawiłeś w środku lasu ranną, bezbronną, kobietę. - próbowała powiedzieć to w najbardziej poważny sposób, jaki potrafiła, ale można było zobaczyć na jej twarzy cień uśmiechu. Thorin również rozbawiony starał się ukryć uśmiech.
- Ranną tak, ale bezbronną?
- A co zabolało nagłe spotkanie z patelnią? - patrzyli na siebie, po czym uśmiechnęli się szeroko. Ognisko powoli zaczynało gasnąć, księżyc, który powoli wspinał się po rozgwieżdżonym niebie, oświetlał okolicę bladym światłem. Ciszę, jaka panowała w obozie, przerwał Fili.
- Elen, bo wiesz... mogłabyś, coś nie wiem... zaśpiewać ? - kobieta spojrzała na niego z ciepłym uśmiechem. Skinęła głową i usiadła wyprostowana.
- Jakieś szczególne życzenie ?
- Co tylko chcesz. - zachęcił ją Balin, pozostali zgodzili się z nim, kiwając głowami.
- Dobrze więc... - Wzięła głęboki wdech i zaczęła cicho śpiewać tak lubianą przez nią piosenkę.
Na szlak moich blizn poprowadź palec
By nasze drogi spleść gwiazdom na przekór.
Widząc, że reszta uważnie jej słucha, śpiewała dalej, tym razem głośniej i pewniej.
Otwórz te rany, a potem zalecz,
Aż w zawiły losu ułożą się wzór...
Z moich snów uciekasz nad ranem,
Cierpka jak agrest, słodka jak bez...
Chcę śnić czarne loki splątane,
Fiołkowe oczy mokre od łez...
Śpiewała powoli, akcentując każdą nutę. Wszyscy w ciszy podziwiali jej aksamitny głos.
Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte,
Przez gniew i smutek,
Stwardniałe w kamień,
Rozpalę usta smagane wiatrem...
Zaśpiewała jeszcze raz refren, przeciągając ostatnie słowa. Rozejrzała się, to co zobaczyła, naprawdę ją rozbawiło. Cała kompania pogrążona w głębokim śnie, nie zwracała na nią uwagi. Zaśmiała się cicho, starając się ich nie budzić.
- Wiesz, w niektórych przypadkach, można stosować to jako broń. - odwróciła się, za nią siedział Thorin oparty o pień drzewa.
- Myślałam, że śpisz... obudziłam cię ?
- Mam pierwszą wartę i nie ale prawie mnie zmogło. Masz niesamowity głos. - zarumieniła się na komplement. Ziewnęła i przetarła oczy.
- Idę spać, przed nami długi dzień. - położyła się na swoim śpiworze. Przez chwilę patrzyła na gwiazdy, jednak zmęczenie wygrało. Zamykając oczy, nuciła jeszcze refren piosenki. - Z moich snów, uciekasz nad ranem...
_______
Tak jak obiecałam nowy, poprawiony rozdział. Wszelkie komentarze mile widziane, jak zwykle.
Mabo_nin
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro