Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

To Rivendell, where Elves yet dwell


Poranek przywitał ich pochmurnym niebem oraz gęstą mgłą, kłębiącą się nisko nad ziemią. Śniadanie, tak jak reszta ich posiłków był skromny, lecz sycąca. Elena nie była wybredna. Zbyt długo podróżowała, aby to, co je i ile je miało dla niej jakieś znaczenie. Spakowała się jako pierwsza i z lekkim znużeniem obserwowała poczynania krasnoludów. Spojrzała w szare niebo. Choć nie było słońca, z pewnością mogła stwierdzić, że nie będzie padać. Poklepała po szyi swojego czarnego kuca. Zbyt często zmieniała konie, aby trudzić się nadawaniem im imion. Ruszyli w miarę równym tempie. Do południa chmury całkowicie się rozwiały, a ich miejsce zajęło słońce. Poprawiło to samopoczucie kompani.

 Drogę, którą podążali, otaczały zewsząd kredowe skały, lśniące od deszczu, którym przesiąknęły. Pośród nich, na małej polanie dostrzegli ruiny czegoś, co kiedyś najpewniej było gospodarstwem. Zwalone ściany i zapadnięty dach, nadawały temu miejscu ponury nastrój. Thorin jako pierwszy zsiadł z kuca i rozejrzał się.

- Zostaniemy tutaj na noc. Fili, Kili nie spuszczajcie oka z kuców. - Czarodziej zszedł ze swojego konia i podszedł do jednej ze zwalonych ścian. Zaraz obok niego pojawiła się Elena. Czuła, że coś z tym miejscem jest nie tak.

- Mieszkał tu kiedyś farmer z rodziną... - powiedział to tak cicho, że tylko Elena, która stała obok niego, mogła go usłyszeć. Rozejrzała się po tym, co kiedyś było zapewne domem. W tym samym czasie Oin oraz Gloin rozpalili ognisko. W powietrzu uniósł się dość wyraźny zapach palonej hubki.

- Ciekawe co zmusiło go do opuszczenia domostwa. – dotknęła jednej ze ścian. Wszystko wyglądało tak, jakby coś bardzo dużego uderzyło w dom.

- Rozważniej byłoby iść dalej. Aż do Ukrytej Doliny. – Thorin zatrzymał się. Od razu było widać, że nie jest zbytnio zadowolony z propozycji czarodzieja.

- Mówiłem ci już, że nie zbliżę się tam. – odszedł dalej, poza zasięg kompanii.

- A czemuż to? Elfy wspomogą nas strawą, schronieniem oraz radą. – zauważyła, że Gandalfowi bardzo zależy, aby dostać się do Riverdell. Znała go już wiele lat i wiedziała, że miał w tym jakiś interes.

- Obejdziemy się bez ich rad. - krasnolud odwrócił się przodem do niego.

- Nie umiemy odczytać mapy. Lord Elrond może nam pomóc. – jednak jej przypuszczenia były prawdziwe.

- Pomóc!? Gdy smok napadł na Erebor, jak elfy nam pomogły? Kiedy orkowie plądrowali Morię, bezczeszcząc święte domy, elfy tylko się przyglądały. Chcesz, abym prosił o pomoc zdrajców mojego ojca i dziada!?

- Nie jesteś żadnym z nich. Nie po to dałem ci mapę oraz klucz, abyś jątrzył stare rany. – znała ten ton, szykowały się kłopoty i to spore.

- Pierwsze słyszę, by były twoje. - Czarodziej odwrócił się i ruszył szybkim krokiem przed siebie, mijając Bilba oraz Balin którzy stali przy jednym z kucy. – Wspaniale. Pomyślała, biegnąc za czarodziejem.

- Wszystko w porządku? Gandalfie, dokąd idziesz?

- Przebywać w jedynym rozsądnym towarzystwie w tej okolicy.

- A któż to?

- Ja sam! Panie Baggins. Dość mam krasnoludów na dzisiaj. - zniknął pośród drzew. Zatrzymała się obok hobbita, widząc, że nie może już nic zrobić.

- Ruszaj się Bomburze, jesteśmy głodni. - Thorin najwidoczniej nie obchodziło, nagłe oddalenie się maga. Bilbo wciąż patrzył na miejsce, w którym wcześniej zniknął czarodziej.

- Nie wróci już? - popatrzył zmartwiony na Balina. Krasnolud wzruszył tylko ramionami.

- Wróci, o to nie musisz się martwić. – Elena położyła dłoń na ramieniu przyjaciela.

- A ty! – natychmiast znalazła się przed zdziwionym Thorinam, zagradzając mu drogę. – Nie mam pojęcia, co powiedziałeś lub zrobiłeś, że aż tak wyprowadziłeś go z równowagi, ale wiedz jedno, jeszcze gorzko tego pożałujesz! – oddaliła się od niego, aby pomóc Bomburowi. Zdawała sobie sprawę, co znaczy krasnoludki upór, lecz Thorin przesadził.

Powoli zapadał zmrok. Ptaki cichły, a obozowisko pochłaniała czerń nocy. Gandalfa dalej nie było. Bilbo zaczął gorączkowo przechadzać się po obozie. Elena próbowała go wcześniej powstrzymać, zapewniając o szybkim powrocie czarodzieja, jednak widocznie niewiele to dało.

- Długo już go nie ma...

- Kogo? - spytał Bofur.

- Gandalfa oczywiście.

- To czarodziej, robi to, co chce. Masz, zanieś to chłopakom. - podał hobbitowi dwie miski z gorącą jeszcze potrawką. Bilbo skinął głową i zniknął gdzieś w krzakach.

Elena skończyła z trudem swoją porcję i sięgnęła do swojej torby po ręcznik.

- Zaraz wracam. - ruszyła powoli w stronę małego strumyka, który widziała niedaleko obozu.

- A ty gdzie się wybierasz? - westchnęła i zacisnęła mocno pięści. Drogę zastąpiła jej jedyna osoba, której nie chciała dzisiaj widzieć na oczy.

- Wiesz Thorinie — powiedziała najsłodszym głosem, na jaki było ją stać. - W przeciwieństwie do niektórych, mam potrzebę myć się co kilka dni. - wyminęła go. Mógł być sobie królem, lecz aktualnie miała go gdzieś.

W tym samym czasie Bilbo dotarł z kolacją do Filiego oraz Kiliego. Bracia nie zauważyli go, dopóki nie podał im misek.

- Coś się stało? – spojrzał w tym samym kierunku, jednak nie dostrzegł nic nadzwyczajnego.

- Mieliśmy pilnować kuców... - zaczął Kili.

- Tylko napotkaliśmy mały problem. - dodał Fili. - Było ich szesnaście, teraz jest czternaście. - podeszli do zwierząt.

- Nie ma Bessie i Bungo.

- To niedobrze, a nawet bardzo niedobrze. - Bilbo spojrzał na braci. - Powiemy Thorinowi?

- Nie, po co go martwić? – hobbit dobrze wiedział, że bracia woleliby dać się pokroić, niż nastawiać się na gniew swego wuja.

- Ale jako nadworny włamywacz, może ty nam pomożesz? - oboje spojrzeli na hobbita. Bilbo rozejrzał się, jego uwagę przykuły powyrywane drzewa.

- Cóż... coś dużego powyrywało drzewa. – zbladł, zdając sobie sprawę, że to coś dalej może tu być.

- Wpadliśmy na to samo.

- Coś bardzo dużego i zapewne niebezpiecznego. - Kili zatrzymał się i uporczywie wpatrywał się w coś przed sobą.

- Spójrzcie światło... - podbiegli do przodu. Schowali się za jednym ze zwalonych pni. - Tam... - wskazał ręką przed siebie.

- Co to? - Bilbo dogonił ich i kucnął między nimi.

- Trolle. - stwierdził Kili. W tej samej chwili kilka metrów od nich przeszedł jeden z Trolli. Niósł dwa białe kuca.

- Ma Myrtle i Mindy! - Bilbo rozpoznał swojego kuca. - Musimy coś zrobić, szybko, zanim je zjedzą... - Bracia spojrzeli na siebie, potem na hobbita.

- Tak, ty powinieneś.

- Zaraz ja!?

- Tak, Trolle są powolne i głupie. Kogoś tak małego, jak ty nie zobaczą. - popchali go do przodu.

- Nic ci nie grozi. W razie czego jesteśmy tuż za tobą. - Fili położył mu rękę na ramieniu. - W razie czego zahucz dwa razy jak płomykówka i raz jak puszczyk. - hobbit pobiegł do przodu. Zatrzymał się dopiero, wtedy kiedy uświadomił sobie, że niewiele jak brzmi płomykówka. Zbliżył się do źródła światła, było nim ognisko, wokół którego siedziało trzech... trzech górskich trolli.

- Wczoraj baranina, dzisiaj baranina i nich mnie szlag, jeśli jutro nie zanosi się na baraninę. - troll, który niósł kuca, włożył je do prowizorycznej zagrody.

- Nie narzekaj to nie owce, to koniki. - stwierdził ten, który mieszał w dużym kotle.

- Nigdy nie lubiłem koni, za chude.

- Lepsze to niż stary farmer, sama skóra i kości. Do tej pory wydłubuję go sobie spomiędzy zębów.

Bilbo zauważył zakrzywione ostrze u boku jednego z trolli. Próbował je zdobyć, lecz od razu został złapany. Wisząc tak do góry nogami, zdał sobie sprawę, że zakończy swoje życie jako kolacja.

- Kim ty jesteś? Przerośniętą wiewiórką? - ten, który trzymał go za nogi, potrząsnął nim.

- Jestem włamy... hobbitem. - troll odstawił go na ziemię.

- Włamyhobbit? A da się to upiec? - Bilbo próbował uciec, ale w rezultacie znowu wisiał do góry nogami.

- Jest was więcej w tej okolicy?

- Nie...

- Kłamie! - jeden z trolli zbliżył do niego nóż. W tej samej chwili w krzaków wyskoczył Kili z mieczem.

- Puść go!

- Że co?

- Powiedziałem, puść go! - zza niego wybiegła cała kompania. Rozegrała się krótka walka, którą przerwał krzyk jednego z trolli.

- Złóżcie broń albo wyrwiemy mu ręce! - we dwóch trzymali hobbita w powietrzu. Nie mając zbytniego wyboru, krasnoludy złożyły broń.

Tymczasem Elena wróciła do obozu, wycierając włosy ręcznikiem. Jednak ku jej zdziwieniu obozowisko było puste. Podeszła do dogasającego ogniska. Zauważyła, że razem z krasnoludami zniknęła ich broń. Kiedy usłyszała krzyki, od razu wzięła swój łuk oraz kołczan. Biegła w stronę światła mając nadzieję, że nie jest już za późno. Zatrzymała się, kryjąc w cieniu drzewa. Cała kompania leżała związana w workach. Część z nich obracała się na prowizorycznym rożnie. Zdała sobie sprawę, że musi działać szybko. Wykorzystała moment, podczas którego trolle, kłóciły się, jak mają zjeść jej przyjaciół. Doczołgała się do Thorina i jedną ręką zakryła mu usta. Krasnolud zaczął się szarpać, dopóki go nie uciszyła.

- To ja! Cholera przymknij się, bo mnie znajdą!

- Elen! Co ty tu do cholery robisz!? - starał się powiedzieć to jak najciszej, żeby nie zwrócić na siebie uwagi trolli.

- Zwiedzam. Nie martwcie się, zaraz was z tond wyciągnę. - podeszła do hobbita który tak jak reszta leżał związany w worku.

- A ty graj na czas. - widząc, że nie rozumie o co jej chodzi, kazała mu słuchać trolli.

- Pospieszcie się! Zaczyna świtać, a ja nie mam zamiaru zmienić się w kamień. - Bilba dosłownie olśniło. Pokiwał głową i wstał.

- Popełniacie straszliwy błąd!

- Nie przemówisz do nich, to półgłówki! - krzyknął Oin, który był przywiązany do rożna.

- W takim razie kim my jesteśmy!? - spytał się Bofur.

- Co z nią? - do hobbita podszedł troll.

- A wąchaliście ich? - z cienia wyszła Elena, mierząc do trolli z łuku.

- A ty co za jedna!? Też włamyhobbit? - troll podszedł do niej, ale zatrzymał się, widząc napięty łuk.

- W tej chwili to interesuje was najmniej. – poczuła jak kropla potu, spływa jej po czole. Przysięgła sobie, że jeśli wyjdzie cało, to zamorduje Gandalfa, a potem Thorina, tak zapobiegawczo.

- To, co z tą przyprawą?

- Właśnie przyprawa, bez czegoś mocniejszego nie przejdą wam przez gardło. - Bilbo podszedł, a raczej podskoczył do Elen.

- A co wy właściwie wiecie o przyrządzaniu krasnoludów?

- Zamknij się, niech włamyhobbity mówią.

- A więc sekretem potrawki z krasnoluda jest... - zaczął Bilbo

- Trzeba ich najpierw obedrzeć, ze skóry... - Elena powiedziała, szybko widząc, że trolle się niecierpliwią.

- Dajcie mi nóż do filetowania.

- Bzdura! Jadłem już wiele krasnoludów, ze skórą, butami i skarpetami też!

- Ma rację, niema to jak krasnolud na surowo. Świeżutki i chrupiący. - jeden z nich podniósł Bombura. Elena musiała zareagować.

- Nie! Tego nie, on jest chory!

- Że co? - troll odrzucił krasnoluda.

- Ma robaki... w kiszkach. - Bilbo potwierdził słowa kobiety. - Wszyscy je mają. Ja bym nie ryzykował.

- Ja nie mam żadnych tasiemcy! - krzyknął Kili. Thorin widząc wzrok Eleny, kopnął siostrzeńca. Reszta kompani zrozumiała, o co chodzi.

- To, co mamy ich puścić? Wiem, co knujecie!

- Oni mają nas za głupców! - Bilbo razem z Eleną dostrzegli Gandalfa, który stanął na wysokiej skale za trollami.

- Świt przyniesie wam zgubę! - powiedział donośnym głosem. Trolle słysząc go, odwróciły się w jego stronę.

- Co to za jeden?

- Nie wiem.

- Jego też zjemy? - w tej chwili czarodziej uderzył swoją laską w skałę, która pękła. Promienie wychodzącego słońca zaczęły palić trolle, aż po chwili zmieniły się w trzy kamienne posągi. Elena razem z hobbitem rozwiązali krasnoludów, uwalniając ich z worków.

Dostrzegła jak, Thorin podchodzi do Gandalfa. Zdołała usłyszeć fragment rozmowy.

- Gdzie się podziewałeś?

- Rozglądałem się.

- Dlaczego wróciłeś?

- Musiałem sprawdzić tyły. Wpadliście po uszy, gdyby nie Bilbo i...

- Twój hobbit na nic się nie przydał. - przerwał mu Thorin.

- Był wystarczająco przytomny, aby grać na czas. Żadnemu z was na to nie wpadł. - chciał dodać coś jeszcze, ale przerwała mu Elena, wściekła Elena.

- Ty! - podeszła do Thorina i przywaliła mu w twarz. – Ty lekkomyślny durniu!!! Zastawiam was na pół godziny, powtórzę PÓŁ GODZINY!! A wy w tym czasie daliście się związać, obezwładnić i powiesić na prymitywnym rożnie!!! – wzięła głęboki wdech. – A teraz niech ktoś mi powie, kto wpadł na iście genialny plan wysłania hobbita na przeszpiegi?!

Po dość głośnym kazaniu dla Kiliego oraz Filiego, udali się w stronę jaskini trolli.

- Co to za smród ?

- To skarbiec trolli, uważacie, czego dotykacie. - Gandalf schylił się, wchodząc do jaskini. Podszedł do Thorina, krasnolud trzymał w dłoni dość specyficzny miecz.

- Tych mieczy nie wykuły trolle. - stwierdził, pokazując czarodziejowi swoje znaleziska.

- Ani ludzie. - Gandalf wysunął miecz z pochwy. - Tylko elfowie z Gondolinu najpewniej w pierwszej erze. - widząc, jak krasnolud odkłada miecz, zatrzymał go. - Nie znajdziesz lepszego oręża.

W tym samym czasie Elena przeglądała stos poniszczonych sztyletów. Jej uwagę przykuła czarna klinga. Sięgnęła po nią ostrożnie. Broń wyglądała bardzo znajomo tak jak jej ulubiony sztylet, tylko o połowę krótszy. Obróciła go w dłoni. Po chwili stwierdziła, że jest to sztylet do rzucania.

- Z tego, co widzę to też robota elfów. - Gandalf spojrzał na jej znalezisko.

- Nie koniecznie, to sztylet z obsydianu, niezniszczalny a do tego bardzo lekki.

- Dobra wynosimy się z tond. Prędzej! - Thorin pogonił resztę, chowając miecz do pochwy. Wychodząc, Gandalf podniósł coś z ziemi. Podszedł do hobbita który stał przy wejściu.

- Bilbo! Masz akurat dla ciebie. - podał mu krótki miecz.

- Nie mogę...

- To elfickie ostrze, mieni się błękitnym blaskiem w pobliżu orków i goblinów.

- Ale ja nie umiem używać miecza...

- I obyś nigdy nie musiał, a jeśli już to pamiętaj, prawdziwą odwagą jest wiedzieć, kiedy oszczędzić życie, nie odebrać.

- Coś się zbliża!

- Trzymajcie się razem! Idziemy! - Gandalf ruszył pierwszy za nim Thorin razem z Elena. Nagle spośród drzew wyskoczył na swoich sankach Radagast.

- Złodziej ! Dranie! Mordercy! - krzyczał, dopóki się nie zatrzymał.

- Radagast! Co cię tu sprowadza przyjacielu? - Gandalf podszedł do czarodzieja.

- Szukałem cię Gandalfie. Coś jest nie tak, i to potwornie nie tak...

- Tak? - Radagast chciał coś powiedzieć, ale natychmiast zamknął usta.

- Chwila... mam to na końcu języka... A nie, to nie, to patyczak... - obaj czarodzieje odeszli trochę od reszty.

- Las choruje Gandalfie, ogarnia go mrok. Nic nie rośnie, przynajmniej nic dobrego. Najgorsze są pajęczyny...

- Jak to?

- Pająki, Gandalfie. Wielkie Ungolianckie pomioty, podążyłem za nimi. Przybyły z Dol Guldur.

- Przecież od wieków nikt tam nie mieszka.

- Nie Gandalfie, już nie. Zamieszkuje ją zła moc, nieznana mi wcześniej. To cień zamierzchłej grozy. Może wzywać dusze zmarłych. Widziałem go Gandalfie, jak wynurza się z mroku, Czarnoksiężnik....

- Zapalisz? - podał mu fajkę. - To cię odpręży.... - Radagast zaciągnął się białym dymem. - A więc Czarnoksiężnik, jesteś pewien? - podał Gandalfowi przedmiot starannie zawinięty w płótno.

- To nie pochodzi ze świata żywych... - usłyszeli wycie.

- To wilki? Tu są wilki? - Bilbo chwycił mocniej swój nowy miecz.

- Wilki? Nie, to nie wilki... - odpowiedział mu Bofur, rozglądając się. Nagle z lasu wyskoczył na nich warg, potem następny.

- Wargowie, niedaleko jest zgraja orków. - Thorin wyjął miecz a warga i podszedł do czarodzieja.

- Komu powiedziałeś o wyprawie poza krasnoludami!?

- Nikomu!

- Komu?!

- Nikomu, przysięgam. Na Durina co tu się dzieje?!

- Ktoś na was poluje. - Gandalf wskazał na Thorina i Elen.

- Ale jak to na nas ?! - Elena spojrzała w szoku, na czarodzieja.

- Musimy, z tond ucieka !

- Nie uda nam się! Nie mamy kuców!

- Odwrócę ich uwagę. - stwierdził Radagast, podchodząc do swych sań.

- To wargowie z Gundabadu, dogonią cię.

- A to króliki z Rhosgobe, chcę zobaczyć, jak próbują...

Radagast zniknął w zaroślach, co było sygnałem dla reszty, aby uciekać. Biegli ile sił w nogach za Gandalfem.

- Dokąd nas prowadzisz? - spojrzał wymownie na Thorina. Biegli dalej, dopóki nie zostali otoczeni przez wargów.

- Gdzie Gandalf!?

- Opuścił nas ?!

- Tutaj głupcy! - czarodziej wyłonił się spomiędzy skał. Wszyscy po kolei ruszyli za nim. Został tylko Thorin oraz Kili i Elena, którzy osłaniali resztę, strzelając z łuków.

- Kili! Szybko! - młody krasnolud minął swojego wuja i tak jak reszta zsunął się w dół. Elena, widząc to, pobiegła w ich stronę, jednak ból w nodze był silniejszy. Upadła, zamknęła oczy, wiedząc, że to koniec. Thorin widząc to, podbiegł do niej i pomógł jej wstać. Była ledwo przytomna. Razem zsunęli się po skale, dołączając do reszty. Kobieta krzyknęła, kiedy wylądowała na zranionej nodze. W tej samej chwili przed nich upadł martwy ork. Thorin wyjął z niego strzałę i przyjrzał się jej.

- Elfowie...

- Nie widzę, dokąd prowadzi ta ścieżka. - krzyknął Dwalin, idąc wąskim korytarzem. - Idziemy tędy czy nie?

- Oczywiście, że tak ! - zgodził się z przyjacielem Bofur. Wszyscy ruszyli za łysym krasnoludem, wszyscy oprócz Eleny, która ostatkiem sił próbowała wstać.

- Elena?! - podbiegł do niej Thorin, który szedł ostatni. Uklęknął przed nią, podwijając nogawkę jej spodni. Bandaż, którym miała owiniętą nogę, przesiąknął już krwią, która zdążyła utworzyć małą kałużę.

- Wszystko w porządku, dam radę... - kolejny raz próbowała wstać, ale noga odmówiła jej posłuszeństwa. Thorin niewiele myśląc, wziął ją na ręce i dogonił kompanię.

- Dam radę! Nie musisz mnie nieść!

- Tak oczywiście, jak ostatnio. Gdybyś nie była tak uparta, to byłoby łatwiej.

- Że ja jestem uparta?! A kto mnie teraz niesie wbrew mojej woli?!

- Elen rozmawialiśmy już o tym, daj sobie pomóc. - oparła głowę na jego ramieniu.

- Wiesz, że jesteś jedyną osobą, która wygrała ze mną kłótnię?

- Jakoś się nie dziwię. Jesteś pewna, że nie jesteś w połowie krasnoludem?

- Nie... chyba nie...

W tym samym czasie z przodu zaraz za Gandalfem szedł Bilbo.

- Gandalfie, co to za miejsce? - hobbit odwrócił się do czarodzieja.

- Czujesz?

- Tak, coś jakby... magia...?

- Dokładnie, wielce potężna magia.

- Widzę światło! - krzyknął ktoś z przodu. Bilbo przyspieszył. Korytarz, którym podążali, kończył się małą półką skalną. To, co zobaczył hobbit, zaparło mu dech w piersiach.

- Dolina Imladris, we Wspólnej Mowie znana pod inną nazwą...

- Rivendell... - przerwał mu Bilbo.

- Tak, to ostatni przyjazny dom na wschód od morza. - podszedł do niego Thorin, dalej niosąc Elenę.

- Od początku to planowałeś, szukać schronienia u naszego wroga.

- Nie masz tutaj wrogów Thorinie, jedyna zła wola, jaką tu znajdziesz, pochodzi od ciebie.

- Myślisz, że elfowie pobłogosławią naszej wyprawie? Spróbują nas powstrzymać.

- Oczywiście, ale mamy pytania i potrzebujemy odpowiedzi...

- Thorin... - krasnolud spojrzał na kobietę, była niezwykle blada. Krew przesiąknęła opatrunek i powoli spływała na skały. Widząc to, Thorin potrząsnął nią.

- Elena?! Nie waż mi się zasnąć! - zwrócił się do Gandalfa - Dobra, ale wiedz, że robię to tylko ze względu na nią. Ruszyli szybko, przechodząc po wąskim, kamiennym moście. Weszli na niewielki plac. Pośrodku niego stał wysoki elf w szkarłatnej szacie, wyraźnie czekając na nich.

- Mithrandirze!

- Ach, Lindir! - przywitali się.

- Słyszeliśmy, że wkroczyliście do doliny.

- Muszę porozmawiać z lordem Elrondem.

- Nie ma go tutaj.

- Gdzie zatem jest? - usłyszał dźwięk trąb. Na dziedziniec wjechał oddział elfów, otaczając krasnoludy. Na jednym z koni siedział Lord Elrond w swojej szkarłatnej zbroi. Przywitał się z Gandalfem.

- Gdzie byłeś panie?

- Polowaliśmy na grupę orków, która przybyła z południa. Zabiliśmy wielu w pobliżu Ukrytej Przełęczy, to niepodobne do orków podchodzić tak blisko naszych granic. - zsiadł z konia i stanął przed czarodziejem. - Coś lub ktoś musiał ich tutaj zwabić.

- Prawdopodobnie my. - Elrond podszedł do Thorina.

- Witaj Thorinie, synu Thráina.

- Nie przypominam sobie, abyśmy się poznali.

- Nosisz się jak twój dziad. Znałem Throra, kiedy był Królem spod Góry.

- Nic mi o tym nie wiadomo. - niezręczną ciszę przerwał krzyk. Kompania znowu stanęła w szyku obronnym.

- Orkowie?! - spytał Kili.

- Gorzej, moje przyjaciółki... - Wysokie zdobione drzwi otworzyły się z hukiem, wybiegły przez nie dwie elfki, brunetka i niższa od niej blondynka. Próbowała walczyć, lecz powieki stawały się coraz cięższe. Jak przez mgłę widziała Thorina krzyczącego coś do niej. Nagle wszystko pochłonął mrok.

______________

To taki bonus za to, że na poprzedni rozdział musieliście tyle czekać.

Oczywiście liczę na wasze komentarze.

Mabo_nin

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro