Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

There lay the long, and many a song

Nie jechali zbyt długo. Po upływie kilku godzin słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Zatrzymali się przy rozdrożach dróg. Ostatnie promienie słońca oświetlały niewysoki kierunkowskaz. Wskazywał on drogę do Bree, niewielkiego miasteczka oddalonego od nich o niecałą milę.

- Rozważnie by było zatrzymać się na noc w mieście. – szary czarodziej spojrzał w stronę, gdzie wskazywał znak.

- A mnie się wydaje, że powinniśmy omijać szerokim łukiem miasta i wsie. – Thorin nie był zbyt optymistycznie nastawiony co do nocowania w miasteczku.

- Łukiem to ty zaraz możesz dostać. – na potwierdzenie swych słów chwyciła do ręki wcześniej wspomnianą broń.

- Akurat ciebie nikt nie pytał o zdanie. – zignorował ją.

- Jako przewodnik doradzam wielce szanownemu królowi, że jeśli mamy się przeprawić przez góry, to potrzebujemy więcej jedzenia. Gdybyś nie zauważył, to podróżujesz w towarzystwie dwunastu, rosłych krasnoludów i hobbita.

- Muszę się zgodzić z panną Eleną. W mieście dostaniemy jedzenie oraz schronienie. – do rozmowy przyłączył się Balin.

- Myślicie, że trzynastu krasnoludów, czarodziej i kobieta nie wzbudzą podejrzeń? Im mniej osób wie o naszej wyprawie, tym lepiej.

- Jeśli chodzi o to Thorinie, to pragnę ci przypomnieć, że w miasteczku takim jak Bree NIK na nas szczególnej uwagi nie zwróci. Poza tym to doskonałe miejsce, aby zaczerpnąć informacji w wiadomym temacie. – czarodziej spojrzał wymownie na przywódcę kompani. Thorin widocznie zniesmaczony, kiwnął tylko głową i ruszył drogą w stronę Bree. Im bliżej miasta, tym głośniejsza stawała się muzyka. Minęli już wiele wozów, ludzi i hobbitów śpieszących do miasteczka.

- Co się dzieje?

- Jest sobota Nori. – powiedziała to tonem, jakby miało to wszystko wyjaśniać.

- Czyli, że co? – westchnęła sfrustrowana.

- To znaczy, że w mieście jest targ. A to działa tylko na naszą korzyść. – widząc, że jej towarzysze nie rozumieją, o co jej chodzi, przyłożyła dłoń do czoła. – W mieście będzie wielu ludzi, czyli łatwiej wtopimy się w tłum.

- Było tak od razu. – Kili, który siedział przed nią, spojrzał na kobietę z ukosa.

- Pomijając tłok, będzie świetna zabawa. – wychyliła się tak, aby spojrzeć przed siebie.

- Jaka zabawa? – momentalnie obok niej znalazł się Fili razem z Bilbem. Hobbit zdążył już trochę opanować jazdę konną, w mniejszym lub większym stopniu, ale jakoś trzymał się na grzbiecie kuca.

- No wiecie, bajarze, akrobaci i połykacze ognia. Chociaż nie jestem pewna, nastały niepewne czasy. Większość trup na stałe osiadła w dużych miastach.

Wjechali do Bree tuż po zachodzie słońca. Wokół niewielkiego placu rozstawiono wiele straganów, a na środku, niewielką, drewnianą scenę. Kompania z trudem dotarła do stajen, gdzie zostawili swoje kuce. Niepewnie weszli przez otwarte drzwi do karczmy Pod Rozbrykanym Kucykiem. O dziwo w samej karczmie siedziało niewielu ludzi oraz hobbitów. Jako pierwszy do lady podszedł oczywiście Gandalf. Rozmawiał chwilę z barmanem, co chwilę wskazując na kompanię. Skończył rozmowę, rzucając na wysoką ladę dość pokaźną sakiewkę. Wskazał kompani, aby wyszła przed karczmę.

- I co zdołałeś utargować? – spytała, podchodząc do czarodzieja.

- Możecie zostawić torby w stajni. Za dwie godziny możemy udać się do pokoi.

- I co według ciebie mamy teraz robić? – Thorin jak zwykle musiał dorzucić swoje pięć groszy.

- Bawcie się, ja muszę pilnie z kimś porozmawiać. – zniknął w tłumie z niebywałą szybkością.

- Elena? – gdzieś z tłumu wyłoniła się wysoka, szczupła kobieta. Jej długie, rude włosy zostały zaplecione w malutkie warkoczyki, zakończone szklanymi koralikami.

- Kenna? – mocno objęła kobietę. – Skąd wiedziałam, że cię tu znajdę?

- Takie najwidoczniej było twoje przeznaczenie. – wzruszyła ramionami.

- A ty znowu swoje. – dopiero teraz zwróciła uwagę na swoich przyjaciół. – Ach zapomniałabym, panowie to moja dawna znajoma Kenna, Kenna to moi towarzysze w podróży. – Przedstawiła jej po kolei każdego krasnoluda.

- Wiesz, skoro już tu jesteście, to może przyjdziecie na przedstawienie? Co ty na to Elen? – zamyśliła się, patrząc na prowizoryczną scenę.

- Ale tylko jedna piosenka. – powiedziała niepewnie. Jednak od razu pożałowała swojej decyzji, kiedy dostrzegła iskry w oczach rudej kobiety.

- Doskonale. A was zapraszam przed scenę. – wzięła za rękę Elenę i pociągnęła w stronę kolorowego wozu. Krasnoludy dość chętnie udały się przed scenę, gdzie na drewnianym podeście odbywał się pokaz akrobatów. Tak jak reszta widzów, tak i kompania rozsiadła się na ustawionych wam ławach. Thorin, Blain oraz Dwalin stanęli pod jedną ze ścian straganu, opierając się o nią plecami. Kiedy akrobaci zeszli ze sceny, ich miejsce zajęły trzy kobiety. Elena, Kenna oraz niewysoka blondynka. Wszystkie kobiety były ubrane w zwiewne sukienki, Elena zieloną, Kenna oraz blondynka w czerwone. Na biodrach miały przewiązane barwne chusty z wieloma cekinami, mieniącymi się w blasku pochodni otaczających scenę.

Chuaigh mé isteach i dteach aréir
is d'iarr mé cairde ar mhnaoi an leanna.
Is é dúirt sí liom "Ní bhfaighidh tú deor.
Buail an bóthar is gabh abhaile

Zaczęła Elena. Po chwili przyłączyły się do niej bębny oraz skrzypce. Kobiety kręciły się i podskakiwały po całej scenie. Kiedy zaczęła się druga zwrotka, do Eleny dołączyły kobiety.

I came by a house last night
And told the woman I am staying
I said to her:
„The moon is bright and my fiddles tuned for playing"

Przez cały czas wykonywały ten sam układ. Obroty i podskoki w rytmie bębnów i skrzypiec, choć proste idealnie pasowały do piosenki.

Tell me that the night is long
Tell me that the moon is glowing
Fill my glass I'll sing a song
And will start the music flowing

Muzyka stała się głośniejsza. Widzowie, zadowoleni z przedstawienia zaczęli klaskać do rytmu. Oczywiście przyłączyła się do nich kompania.

- Piękne przedstawienie, nieprawdaż? – Thorin spojrzał ukradkiem na Balina, który szturchnął go łokciem. Spojrzał znowu na scenę, a konkretniej na niską kobietę w zielonej sukience. Elena robiła właśnie kolejny obrót. Jej rozpuszczone, ciemne loki unosiły się co chwilę w górę niczym spienione fale.

- Tak, rzeczywiście piękne.

Po skończonym przedstawieniu do kompani dołączyła Elena. Dalej miała na sobie zieloną sukienkę, tylko teraz oprócz chusty miała na sobie też czarny gorset z grubymi ramiączkami, związany złotym sznurem. Chciała coś powiedzieć, ale w tej chwili przerwała jej Kenna. Rude warkoczyki związane miała kawałkiem rzemyka, odsłaniając tatuaże na szyi oraz ramionach.

- Elen, a ja cię szukam pod sceną. Masz pozdrowienia od Nory i Fina. Czemu tak szybko uciekłaś?

- Nie chciałam wam przeszkadzać. Zresztą to wasze przedstawienie. Właśnie... co ty tu robisz?

- Ja już na dzisiaj skończyłam. Poza tym Nora poradzi sobie.

- Masz jakieś plany na ten wieczór? – wstała i podeszła do znajomej.

- Nie, ale jeśli twoi towarzysze chcą, to mogę im powróżyć. Oczywiście za darmo. – dodała, widząc niepewne miny krasnoludów.

- Nie wiem jak wy, ale ja się skuszę. – pierwszy podszedł do nich Fili a zaraz za nim jego brat.

- W takim razie zapraszam za mną. – poprowadziła ich do dość dużego namiotu. Z początku nie ujrzeli nic, bo wewnątrz panował półmrok. Jednak po chwili ich oczy przyzwyczaiły się do słabego światła rzucanego przez nieliczne świece i kolorowe lampki. Rozsiedli się wokół niewielkiego, okrągłego stolika z ciemnego drewna. Starali się ominąć wszystkie skrzynie i pudełka wypełnione najróżniejszymi zwojami, kamieniami i artefaktami. Obok stoliku usiadła oczywiście Kenna. Kobieta postawiła na nim talię kart oraz niewielki woreczek z byczej skóry.

- Więc? Które z was ma dość odwagi, aby poznać swoją przyszłość? – podszedł do niej Kili. Niepewnie usiadł przed stolikiem, bacznie wpatrując się w talię kart. Oczywiście nie uszło to uwadze Kenny.

- Te karty są jakieś dziwne. Naprawdę potrafią przewidywać przyszłość? – Elena uśmiechnęła się lekko. Sama też miała takie podejście, kiedy jej znajoma pierwszy raz jej wróżyła.

- To nie są zwykłe karty. Jednak same w sobie nie ukazują przyszłości. To zależy tylko od osoby, która je wybierze. – wzięła do ręki talię i szybko ją potasowała. – Wybierz cztery. – rozwinęła przed nim wachlarz kart. Młody krasnolud podał jej to, o co prosiła. Usunęła ze stolika resztę tali i odkryła dwie karty. Na pierwszej widniał rysunek rydwanu, bogato zdobionego i pozłacanego. Druga zaś przedstawiała czarodzieja, opierającego się o swój kostur.

- Co to znaczy? – Kili dość sceptycznie przyglądał się kartą.

- To książę Kili znaczy, że jesteś pełen zapału. Masz określony cel, jednak nie jesteś całkowicie pewien czy dobrze postępujesz, dążąc do niego. – krasnolud spuścił głowę. – Ale nie martw się, zobaczymy, co mówią pozostałe karty. – odkryła jej jednocześnie. – Ach oczywiście...

- Coś nie tak? – natychmiast się spiął.

- Och nie, nie o to chodzi. To kochankowie i koło fortuny. Pisana jest ci miłość, jednak musisz uważać. Kochankowie oznaczają też trudny wybór. Między tobą a twoją ukochaną stoi przeszkoda. Jeśli ją pokonasz, wtedy wasze drogi się połączą.

- I co mam zrobić?

- Najlepiej słuchaj tego, co mówi ci serce. Jednak nie zaszkodzi posłuchać tych, którym na tobie zależy. No to kto następny? – oczywiście miejsce Kiliego zajął Fili. Lecz Kenna schowała gdzieś karty i sięgnęła po skórzany woreczek.

- Co to jest? – spytał, kiedy usłyszał cichy stukot dobiegający z woreczka.

- To kości smoka. – spojrzała na Elenę. Kobieta najwyraźniej chciała coś powiedzieć, ale Kenna jej przerwała. – I nie, nie powiem ci skąd je wzięłam, to dość poufna informacja. – spojrzała na Filiego. – Jesteś gotowy, aby poznać swoją przyszłość?

- Tak. – jednak nie zabrzmiało to tak pewnie, jak chciał. Rzuciła kośćmi. Wylądowały razem, pomieszane, połyskujące w słabym świetle. Kenna od razu zaczęła dokładnie badać położenie kości, które wylądowały wewnątrz okręgu wyrytego w stoliku.

- Zacznę od tej. – powiedziała powoli. – bo najłatwiej ją zrozumieć. – symbol na kości przedstawiał poziomą linię, na której spoczywał okrąg. – Drugi raz w życiu widzę, aby pojawiła się w czyjejś wróżbie. Ta kość oznacza długie życie. Myślę, że to dlatego, że jesteś krasnoludem. Najczęściej wypada cis albo osika, co symbolizuje przeżycie zwykłej ilości lat, oczywiście dla człowieka. Tak czy inaczej, przed tobą jeszcze długie życie.

- To chyba dobrze?

- Zależy jakim życiem będziesz żył. Teraz kości stają się trochę trudniejsze. Kręta droga i błyskawica oznaczają, że czeka cię wielka bitwa. Jednak nie wiem, czy dane ci jest ją przeżyć. – twarz Filiego spochmurniała. Kenna potarła skroń i odetchnęła głęboko. – Nie martw się, następna kość jest łatwa do odczytania i o wiele milsza. W przyszłości czeka cię niezwykła miłość. – wskazała na kość oznaczoną symbolem róży. – Nie mogę powiedzieć czy zakończy się to szczęśliwie, lecz twoja ukochana pochodzi ze starego, szlachetnego rodu i jest mądra oraz piękna.

- Widzisz bracie? Ożenię się z piękną księżniczką. – zwrócił się do Kiliego.

- Tego nie powiedziałam. Nie widzę w twojej przyszłości małżeństwa, lecz los potrafi zaskakiwać. – kiedy Fili wrócił na swoje miejsce, Kenna rozejrzała się po namiocie. Jej uwagę przykuł Thorin. Krasnolud bacznie obserwował skrzynię z kolorowymi kamieniami.

- Nie są szlachetne, jednak cieszą nie tylko oko. Czy przyszły król pragnie poznać swoje przeznaczenie?

- Wychodzę z założenia, że każdy jest kowalem swojego losu. I żadna wróżba tego nie zmieni.

- Jednak każdy kowal powinien wiedzieć jak kuć. – nie dawała z wygraną. – Zresztą to tylko wróżba, nie musisz w nią uwierzyć, prawda? – po krótkim namyśle usiadł przed stolikiem. W duchu dalej nie wierzył, że to robi.

- Tylko jedna wróżba.

- Cokolwiek wasza wysokość sobie zażyczy. – uśmiechnęła się.

- Skąd wiesz, że jestem królem? – skrzyżował ręce na piersi i spojrzał na nią z niesmakiem.

- Thorinie, synu Thraina, syna Throra. Żyję na tym świecie, o wiele dłużej niż myślisz. Nie jedno w życiu widziałam. Jednak potrafię rozpoznać członka rodziny królewskiej, nawet jeśli nie nosi korony i jedwabnych szat. A teraz, jeśli pozwolisz, pokaż mi swoje dłonie. – niepewnie to uczynił. Skupiła się na jego lewej dłoni. – Wiele w życiu przeżyłeś. To nie są dłonie króla, lecz kowala, który starał się zapewnić swoim bliskim życie w dostatku. Widzę, że przed tobą długa podróż. Zmieni ona ciebie oraz wszystkich, których napotkasz. Dostrzegam trudne decyzje, które będziesz musiał podjąć. Wielką bitwę, którą przyjdzie ci wywołać i poprowadzić. Jest tu jeszcze coś, coś złego. Nie wiem jak to odczytać. – przejechała palcem pośrodku jego dłoni. – Ale widzę też kogoś, kto pomoże ci to wszystko przeżyć. Łączą się z nim mocne uczucia, nie zawsze dobre. Musisz postępować rozważnie, bowiem od teraz wszystko leży w twoich rękach. Tak jak powiedziałeś, to ty jesteś kowalem swojego losu.

Wróżyła jeszcze kilku osobą. Jednak po godzinie wszyscy uznali, że czas udać się na spoczynek. Zanim weszli do karczmy, udali się do stajni po swoje rzeczy. Kiedy weszli do karczmy, czekał już na nich właściciel. Zebrali się w dwójki i trójki. Bilbo został przydzielony do pokoju z Kilim oraz z Filim. Bracia widocznie uradowani ruszyli z hobbitem na piętro, gdzie mieściły się pokoje. Gandalf, Thorin oraz Elena dostali po jednym z trzech kluczy, które zostały. Kobieta od razu udała się do swojego pokoju. Otworzyła drzwi i krytycznie rozejrzała się po pomieszczeniu. Pokuj był mały, lecz dość schludny. Mieściła się w nim szafa, stolik z dwoma krzesłami oraz duże, dwuosobowa łóżko. Naprzeciwko wejścia znajdowały się drzwi do prywatnej łazienki. Pocieszona wizją kąpieli schowała swoją torbę do szafy, wyjmując tylko ręcznik, mydło i koszulę nocną.

Kiedy kobieta razem z czarodziejem zniknęli na schodach, Thorin opuścił gospodę. Miał już wytyczony konkretny cel, czerwony namiot, otoczony zamkniętymi już straganami. Wszedł do środka, potrzebował odpowiedzi. A pragnienie to było silniejsze od zdrowego rozsądku. W namiocie panował mrok, tylko jedna, mała świeczka paliła się pośrodku pustego, małego stolika.

- A jednak przyszedłeś. Chociaż to było do przewidzenia. - wiedział, że jest w środku. Jednak nie mógł określić, skąd dochodził jej głos.

- Doprawdy? - podszedł do stolika. Płomień świecy oświetlił delikatnie jego twarz.

- Jesteś z tych, co nie odpuszczają tak łatwo, zresztą Elena również.

- A co ona ma do tego? - spojrzał za siebie. Kobieta wyszła za stosu skrzyń. Do pasa miała przywiązane małe kadzidełko, które roztaczało znajomą dla niego woń. Bacznie go obserwowała, stawiając powoli krok za krokiem. Krążyła wokół niego jak drapieżnik wokół ofiary.

- Zaskakujące... oddałabym wszystko, aby poznać wasze dalsze losy. Ale ty przyszedłeś tu po odpowiedź, więc czekam na pytanie. - wziął głęboki wdech. Sam nie wierzył, że to robi.

- Powiedz mi, czy...

Elena rozczesywała swoje wilgotne jeszcze włosy. Jednak gwałtownie przestała słysząc, że ktoś zmierza w stronę jej drzwi. Kroki były wyjątkowo ciche, więc od razu wykluczyła członków kompani. Odruchowo chwyciła swój ulubiony sztylet. Słyszała, jak ktoś przekręca klucz w drzwiach i wchodzi do pokoju. Kroki na chwilę ustały. Drzwi tłumiły dźwięki, których ni potrafiła rozpoznać. Po chwili słyszała, jak intruz zmierza w stronę łazienki. Stanęła obok drzwi, nie wiedziała, czy obcy jest uzbrojony i czy na pewno jest sam. Przełknęła ślinę, kiedy drzwi powoli zaczęły się otwierać. Potem wszystko potoczyło się zaskakująco szybko. Podcięła nogi napastnikowi, a sama rzuciła się na niego, obezwładniając go. Sztylet, który trzymała w dłoni, przyłożyła do jego gardła. Jednak nie był to skrytobójca ani złodziej. Pod nią leżał pół nagi Thorin Dębowa Tarcza z ręcznikiem w dłoni.

- Co ty tu robisz?! - w tej chwili pożałowała, że nie był to skrytobójca.

- Co ty tu robisz?! I na miłość Mahal weź ten sztylet! - wstała i opuściła broń.

- Dobra, nie mam pojęcia, co robisz w moim pokoju, ale...

- Chyba co ty robisz w moim pokoju?

- Byłam tu pierwsza, zresztą mam klucz.

- No popatrz, ja również. Mahal co tu się dzieje?! - wrócili do pokoju. Elena usiadła po prawej stronie łóżka, Thorin w tym czasie stanął przy oknie.

- Kot był odpowiedzialny za przydział pokoi? - wstała gwałtownie, kiedy połączyła ze sobą dotychczas nieistotne fakty. Spojrzeli na siebie.

- Gandalf. - powiedzieli jednocześnie.

- Mogłem się domyślić, że maczał w tym palce. - skrzyżował ręce na piersi.

- Tym zajmiemy się rano. Jednak pozostała jeszcze jedna kwestia do wyjaśnienia. - spojrzał na nią, nie za bardzo rozumiejąc, co ma na myśli. W odpowiedzi spojrzała wymownie na łóżko.

- Jeśli o to ci chodzi, to mogę spać na podłodze. - podszedł do swojej torby, aby wyjąć śpiwór. Zatrzymała go, kładąc mu dłoń na ramieniu.

- Masz takie samo prawo do tego łóżka jak ja.

- Ale to ty jesteś kobietą.

- A ty jesteś królem. Poza tym łóżko jest wystarczająco duże dla nas dwóch. - spodziewała się protestu lub chociaż kąśliwej uwagi. Jednak ku jej zdziwieniu Thorin wziął swój ręcznik i zniknął w łazience. Korzystając z chwili spokoju, zaczęła rozczesywać suche już włosy. Zgasiła wszystkie świece, pozostawiając jedną na stole. Wyjęła ze swojej torby kilka buteleczek i postawiła je tak, aby oświetlał je płomień świecy. Odkorkowała jedną z nich, ciesząc się zapachem cytryn, pomarańczy oraz wanilii. Wylała odrobinę gęstego, oleistego płynu na dłoń i wtarła ją we włosy. Kiedy to robiła, drzwi do łazienki otworzyły się. Do pokoju wszedł Thorin. Nieliczne krople wody spływały po jego nagiej klatce piersiowej, iskrząc się w blasku świecy. Gwałtownie się zatrzymał i zaciągnął się powietrzem. Znowu poczuł ten zapach, taki sam jak w namiocie. Ledwo wyczuwalny, ale jednak. Elena przerwała na chwilę, to co robiła i spojrzała na niego krytycznie.

- Czy mógłbyś z łaski swojej założyć koszulę? - natychmiast odwróciła wzrok. Jej zachowanie trochę go rozbawiło.

- Przeszkadza ci to w czymś? - rozłożył ręce. Odetchnęła głęboko i odwróciła się w jego stronę.

- Po prostu, ech rób, co chcesz, ja idę spać. Dobranoc. - położyła się na łóżku i przykryła kołdrą, jednak nie spała. Thorin odczekał chwilę, po czym zgasił świecę i tak jak wcześniej Elena położył się na łóżku. Musiał przyznać, że było dość duże i wygodne. Nie minęło wiele czasu, zanim usnął. Elena dalej leżała dosyć spięta zaistniałą sytuacją. Pomijając fakt, że pół nagi Thorin leżał z nią w jednym łóżku, to nie mogła zrozumieć, co Gandalf chciał przez to osiągnąć. Wiedziała jedno, nie chciała być na miejscu czarodzieja, kiedy wstanie rano.

_______

Może nie najlepszy, ale wciąż dobry. Tak jak obiecałam, jest przed północą więc.... cieszcie się i radujcie się nim. Nie wiem, kiedy wstawię kolejny rozdział... ale postaram się jak najszybciej, bo przecież jest dla kogo prawda?

Mabo_nin

PS: Dla zainteresowanych. Serdecznie zapraszam na konto @Aphado_nin . Znajdziecie tam zalążki (oczywiście według mnie) dwóch książek do których, nie chwaląc się oczywiście, dorzuciłam swoje pięć groszy.... No może więcej, ale i tak zapraszam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro