Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

The Trees Like Torches Blazed with Light.

Gęsta, szara mgła spowiła dolinę, okrywając śpiące krasnoludy. Pierwsze promienie słońca rozświetlały mokre od porannej mgły skały. Wyruszyli o świcie. Kręta ścieżka, którą prowadziła ich Elena, wiła się po stromych rumowiskach i graniach. Około południa zatrzymali się na krótki postój. Mogli przez chwilę podziwiać rozciągającą się pod ich stopami, krainę, która właśnie opuszczali. Bilbo i utęsknieniem spoglądał na zachód. Gdzieś tam za linią horyzontu było Shire, jego dom. Panowało tam teraz lato, ciepłe, parne, przesycone zapachem ziół i fajkowego ziela.

Wspinali się coraz wyżej i wyżej. Temperatura spadała powoli, miarowo otaczając ich przenikliwym chłodem. Wszechobecne skały zaczynał pokrywać śnieg i lód. Ciemne, burzowe chmury zapłonęły niebo, aby po chwili pęknąć. Przywarli plecami do zimnej, kamiennej ściany. Ścieżka zwęziła się, śliskie od deszczu i lodu kamienie praktycznie uniemożliwiały dalszą drogę.

- Szukajcie schronienia!!! - Thorin starał się przekrzyczeć szalejącą wokół burze. Niebo rozświetliły błyskawice.

- Uwaga!!! - ci, co mogli, spojrzeli na Dwalina, lecz sam krasnolud patrzył przed siebie, nie zwracając uwagi na to, co się działo. Dopiero po chwili dostrzegli potężną skałę lecącą w ich kierunku. Uderzyła ona z impetem kilkanaście metrów nad ich głowami. Posypała się lawina kamieni, prawie strącając ich z kamiennej półki, na której stali.

- To nie jest zwykła burza... to walka olbrzymów! - Balin jako pierwszy dostrzegł kamienne stwory.

- A niech mnie, legenda nie kłamała. Olbrzymy!!! Skalne olbrzymy!!! - Bofur wychylił się, trzymając jedną ręką skały. Patrzyli, jak dwa olbrzymy na zmianę rzucały w siebie potężnymi skałami. Półka, na której stali zaczęła się trząść, by po chwili pęknąć. Zdezorientowane krasnoludy musiały się rozdzielić. Dopiero po chwili zorientowali się, że stoją na dwóch nogach trzeciego z kolosów. Gigant po dość mocnym uderzeniu w głowę padł na plecy. Elena, która stała na krawędzi tego, co zostało z półki, ostatkiem sił trzymała się wystającej skały. Czuła jak powoli zaczyna tracić grunt pod nogami. Thorin widząc to, natychmiast przyciągnął ją do siebie, kurczowo trzymając ją w pasie. Noga olbrzyma, na której stali uderzyła w górę. Najszybciej jak mogli, przebiegli na minimalnie szerszą półkę skalną. Widzieli swoich kompanów, którzy ledwie mieścili się na nodze giganta. Kamienny kolos zaczął spadać w przód. Widzieli jak, reszta kompani zostaje przygnieciona do zbocza góry. Ze zgrozą patrzyli na pustą ścianę.

- Nie!!! Kili!!! - Thorin ostatkiem sił pobiegł w miejsce, gdzie ostatni raz widział swoich siostrzeńców. Jednak kiedy zobaczył ich całych na kamiennej półce, razem z pozostałymi odetchnął z ulgą.

- Gdzie jest Bilibo? - dopiero teraz dostrzegli brak włamywacza. Po chwili dostrzegli go, wiszącego na krawędzi półki. Od razu rzucili się, aby mu pomóc, jednak hobbit zsunął się jeszcze niżej. Ostatkiem sił trzymał się jedną ręką śliskiej od deszczu skały. Niewiele myśląc, Elena zeskoczyła na wąską półkę pod Bilbem. Pomogła mu podciągnąć się na tyle wysoko, aby pozostali mogli go wyciągnąć. Lecz kiedy włamywacz był już bezpieczny, półka pod stopami Eleny rozpadła się. Jedynie szybka reakcja Dwalina uchroniła ją od śmierci.

- Myślałem, że już po włamywaczu i naszym przewodniku. - krasnolud ciężko dysząc, opadł się o skałę.

- I tak jest stracony, odkąd opuścił dom. Nie powinno go tu być. Nie ma tu dla niego miejsca. - chciał iść dalej przejściem, które zauważył, lecz zatrzymała go Elena.

- Jak śmiesz?! - gwałtownie odwrócił się w jej stronę – Bilbo od samego początku stara się jak tylko może, aby ci pomóc. Prawdą jest, że mógł zostać w swojej ciepłej i przytulnej norce, ale jest tu z nami i ryzykuje własne życie. Mało ci?!

- Mogłaś przez niego zginąć!! - podszedł do niej, zatrzymując się kilka centymetrów przed nią.

- I z chęcią bym zginęła. - dostrzegł w jej oczach jaskrawo zielone iskierki. Wyminęła go, lecz on w ostatniej chwili chwycił ją za dłoń.

- Elen, ja...

- Nie dotykaj mnie! - wyrwała się, z uścisku i weszła do dość sporej jaskini.

- Wygląda na bezpieczną... - Gloin jako pierwszy wszedł w głąb pieczary.

- Kili, Fili sprawdźcie tyły. Górskie jaskinie rzadko są wolne.

- Rozpalmy ogień! - Gloin razem z bratem ruszył w stronę zapasów suchego drewna.

- Żadnego ognia, nie tutaj. - Thorin krążył po całej jaskini. - Prześpijcie się, ruszamy skoro świt.

- Mieliśmy czekać w górach, aż dołączy do nas Gandalf. - przerwał mu Balin. - Taki był plan. - dodał szybko, widząc grymas na twarzy Thorina.

- Plan się zmienił. Bofurze, staniesz na warcie. - zauważył Elenę, która stała obok wejścia.

- Coś nie tak?

- Wiele razy przemierzałam te góry. Znam tu praktycznie każdą jaskinię, ścieżkę czy jamę. Jednak nie tą. Jej nie stworzyła natura. - przejechała dłonią po gładkiej ścianie. - Coś jest z nią nie tak, ale nie wiem co.

- Może to być początek wejścia do kopalni. W latach swej świetności Moria cały czas się rozrastała. - skinęła głową, jednak ta odpowiedź jej nie uspokoiła. Miała złe przeczucia.

Próbowała zasnąć, jednak przemoczone ubrania i chłód bijący od skał, skutecznie odpędzał sen. Byłą zmęczona, bynajmniej nie fizycznie. Narastający niepokój nie pozwalał jej się skupić. Postanowiła dołączyć do Bofura. Przez ostatnie kilka dni bardzo polubiła krasnoluda. Chciała coś powiedzieć, lecz natychmiast uciszył ją gestem dłoni. Dostrzegła wtedy Bilba, który ostrożnie pakował swoje rzeczy. Od razu zrozumiała, co hobbit chce uczynić i kto jest tego przyczyną.

- A ty dokąd? - zamarł. Powoli odwrócił się w ich stronę zmieszany.

- Wracam do Rivendell.

- Nie! Nie ma odwrotu. - krasnolud zerwał się z miejsca i podszedł do Bagginsa.

- Nie sądzę. Thorin miał rację, nie powinno mnie tu być.

- Zacznijmy od tego, że Thorin nie jest wszechwiedzący. - oczywiście wiedziała, że nie spał i dokładnie słyszał każdej jej słowo. Była na niego zła z to, jak potraktował Bilba.

- Nie jestem Tukiem, tylko Bagginsem. Co ja sobie myślałem... mogłem zostać w domu.

- Tęskno ci, rozumiem.

- Wcale nie rozumiesz! Jesteście krasnoludami! Przywykliście do życia w drodze. Nie należycie do żadnego miejsca! - wziął głęboki wdech. - Przepraszam. - powiedział, kiedy dotarło do niego, to co powiedział.

- Masz rację. Nie należymy. Życzę ci szczęścia, naprawdę. - Bofur położył mu dłoń na ramieniu.

- Nie możesz odejść, nie pozwolę ci...

- Elen, proszę, ja...

- Nie, to ty posłuchaj. Z jakiegoś powody Gandalf cię wybrał. Masz w sobie coś, czego nie ma żaden inny hobbit. Thorin może myśleć sobie, co tylko chce, ale ja wierzę w ciebie. Popatrz na mnie, oni stracili dom. - wskazała na śpiących towarzyszy – Ja nie miałam czego tracić. Mogłam dalej żyć jak księżniczka w Rovendell, ale jestem teraz z nimi tutaj, głodna i zmarznięta. Chcę pomóc odzyskać ich dom, którego ja nie mogłam zaznać. Jestem tylko zwykłą kobietą, ale staram się, jak tylko mogę i wiem, że ty też możesz.

- Ale Thorin...

- Już coś na ten temat powiedziałam.

- Tak, ale...

- Co to? - przerwał im Bofur, wskazując na miecz hobbita. Srebrna klinga powoli zaczynała mienić się błękitnym światłem. Elena z przerażeniem zdała sobie sprawę z tego, co to znaczy. Jej przypuszczenia okazały się prawdziwe.

- Wstawać!!! - cała kompania poderwała się na nogi, lecz było już za późno. Podłoga pod ich stopami otworzyła się a krasnoludy, hobbita i kobietę pochłonęła góra.

Z wrzaskiem wpadli w coś na kształt żelaznej klatki. Natychmiast zostali otoczeni przez oddział goblinów. Próbowali się bronić, lecz wrogów było zbyt wiele. Ciągnięci i popychani mogli zdać się tylko na ich łaskę. Jednak Bilbo, niezauważony przez kreatury został z tyłu. Mógł tylko patrzeć, jak kompania znika za zakrętem. Kiedy zapanowała cisza, odruchowo wyciągnął z pochwy swój miecz. Klinga cały czas mieniła się błękitną poświatą. Najciszej jak potrafił, ruszył za goblinami, lecz drogę zastąpił mu jeden z nich. Z trudem odpierał jego ataki, kiedy jednak potwora broni, ten rzucił się na niego, ciągnąc za sobą w przepaść. Wtedy właśnie dla Bilba wszystko stało się czarne.

Tymczasem reszta kompani została brutalnie wepchnięta na most linowy prowadzący do drewnianej platformy. Pośrodku niej, na kościanym tronie siedział Wielki Goblin.

- Kto ośmiela się wkraczać z bronią do mojego królestwa?! - krzyknął, wskazując na stos mieczy i toporów odebranych krasnoludom. - Szpiedzy? Złodzieje? Zabójcy?

- Krasnoludy, wasza nieprawość – odezwał się jeden z goblinów.

- Krasnoludy?

- Znaleźliśmy ich we Frontowym Przedsionku.

- Co tak stoicie?! Przeszukać ich! Sprawdzić wszystkie zakamarki! Co robicie w tych czeluściach?! - zwrócił się do kompanii, lecz krasnoludy milczały.

Elena gorączkowo szukała jakiejkolwiek drogi ucieczki, lecz z każdej strony otaczały ją gobliny. Jednak ku jej chwilowej uldze nie zwracały na nią uwagi.

- Dobrze, nie chcą powiedzieć, to będą skrzeczeć! Przynieść łamacz kości! - słysząc to, gobliny zaczęły uradowane skakać i krzyczeć. - A zaczniemy od... - rozejrzał się. W pewnym momencie dostrzegł Elenę, stojącą z boku grupy. Uśmiechnął się paskudnie, wskazując ją goblinom. - A zaczniemy oczywiście od uroczej damy.

- Co?! Puszczajcie mnie!!! - zaczęła się szarpać, jednak na goblinach nie zrobiło to zbytniego wrażenia. Król goblinów chwycił ją jedną ręką i podniósł na wysokość głowy.

- No proszę jaka ślicznotka. - zaśmiał się, widząc jej usilne próby wydostania się. Zacisnął pięść, łamiąc jej żebra. Krzyknęła z bólu.

- Puść ją!!! - widziała, jak Thorin wychodzi przed szereg. Widząc go, goblin odłożył ją niedbale na platformę.

- Thorin, nie... - z trudem podniosła się na nogi. Palący ból rozsadzał jej klatkę piersiową.

- Proszę, proszę! Wasza wysokość, Thorin, syn Thraina, syna Throra, Król spod Góry. - skłonił się teatralnie. - Ach, zapomniałem, ty nie masz góry i nie jesteś królem, czyli jesteś tak naprawdę... nikim? - spojrzał na niego z pogardą, lecz natychmiast się rozchmurzył. - Znam kogoś, kto zapłaci solidną sumkę za twoją głowę. Za samą głowę, bez ciała. - dodał, schylając się w jego stronę. - Być może wiesz, o kim mówię. Twój dawny wróg, Blady Ork dosiadający białego warga.

- Łżesz! Azog Plugawy dawno poległ. Zginął w walce wieki temu. - Elena skrzywiła się. Nawet mówienie sprawiało ból. Wielki goblin kazał ją podnieść. Zbliżył się do niej, ignorując Thorina.

- I sądzisz, że jego plugawe dni przeminęły? - zaśmiał się drwiąco. Spojrzał jeszcze raz na Thorina, po czym zwrócił się do małego goblina wiszącego na linie. - Przekaż wieści Blademu Orkowi. Niech wie, że mam coś dla niego.

Kiedy Bilbo otworzył oczy, wątpił przez chwilę, czy je naprawdę otworzył, bo ciemność nie stała się ani trochę przejrzystsza niż wówczas, gdy miał oczy zamknięte. Leżał nieruchomo, pod jedną z kilku kamiennych ścian. Usłyszał dźwięk kroków, ujrzał najpierw duże, bladoniebieskie oczy, później bladą sylwetkę wyłaniającą się z cienia. To coś podeszło do nieprzytomnego goblina i po krótkich oględzinach zaczęło ciągnąć go za stopy w tylko sobie znanym kierunku.

- Tak! - zasyczał, jednak goblin nie był jeszcze martwy. Kiedy odzyskał przytomność, zaczął się szarpać. Golum zabił go, uderzając kilka razy niewielkim kamieniem, w jego głowę. Zniknął za zakrętem, dalej ciągnąc za sobą truchło goblina. Bilbo wychylił się ze swojej kryjówki. Rozejrzał się ostrożnie, próbując zawczasu wykryć zagrożenie. Jego uwagę przykuł nagły błysk. Podszedł do owego miejsca, starając się nie wydawać żadnych odgłosów, które mogłyby zwrócić uwagę Goluma.

Na zimnej, czarnej skale leżała złota obrączka, niewiedząc, dlaczego podniósł ją. Nie miała na sobie żadnych zdobień ani grawerunków. Jednak ten złoty krążek emanował niezwykłą siłą. Pan Baggins ze zdziwieniem poczuł potrzebę chronienia swego nowego skarbu przede wszystkim, którzy mogli ich rozdzielić. Schował go, najgłębiej jak potrafił do kieszeni surduta i ruszył przed siebie z nadzieją, że znajdzie wyjście z tej piekielnej kopalni. Korytarz, którym podążał, prowadził do dużego podziemnego jeziora, na którego środku znajdowała się niewielka wysepka. Zobaczył na niej Goluma, który oprawiał zwłoki goblina, podśpiewując sobie. Zaniepokoił się, kiedy ów stwór zamilkł. Jego miecz zgasł na chwilę. Kiedy usłyszał cichy syk, było już za późno. Golum zeskoczył ze skały, metr przed nim bacznie mu się przyglądając.

- Popatrz mój skarbie jaki smaczny kąsek...

Elena została pchnięta w stronę pozostałych. W ostatniej chwili złapał ją Thorin. Spojrzała na niego. Pierwszy raz widział w jej oczach strach. Dostrzegła kontem oka, jak jeden z goblinów wyciąga z pochwy jego miecz. Kiedy tylko zobaczył lśniące ostrze, natychmiast je odrzucił, jakby nagle go poparzyło.

- Patrzcie na miecz! To pogromca goblinów! Siekacz! Ostrze, które przecięło tysiące gardeł! – rozwścieczone gobliny żuciu się na kompanię.

W tej właśnie chwili ból nagle zniknął. Zastąpiła go nieznana jej dotąd energia. Jej oczy rozbłysły dziką zielenią. Z krzykiem rzuciła się na gobliny, które pozbawiły broni Thorina. Czarna klinga rozbłysła złowrogim blaskiem spragniona krwi. W tej samej chwili całą komnatę pochłonęło światło. Siła wybuchu była tak silna, że zwaliła wszystkich z nóg. Z dymu pozostałego po eksplozji, wyłonił się Gandalf.

- Wznieście broń. Walczcie! Walczcie! – nie trzeba było im powtarzać. Kiedy odzyskali broń, rzucili się na nadal ogłuszone gobliny.

- Thorin! – odcięła głowę goblinowi, który próbował zajść go od tyłu.

- Jesteś cała?! – spytał, wyciągając miecz z goblina.

- Powiedzmy! – odwróciła się, spychając przy okazji kilka goblinów.

- Musimy porozmawiać! – zbliżył się do niej, jak tylko mógł.

- Teraz?! – stali ramię w ramię. Goblinów przybywało coraz więcej.

- Tak teraz!

- Za mną! - biegli za czarodziejem, który prowadził ich przez kilka korytarzy i mosty. Elena słabła, ból pojawił się na nowo. Kili widząc to, chwycił ją za ramię i ciągnął za sobą. - Pospieszcie się! – biegli dalej, gobliny deptały im po piętach. Niezależnie ile ich już zabili, na ich miejsce przychodziło ich więcej i więcej. Thorin biegł przed nią, przyjmując na siebie, najwięcej wrogów. Elena osłaniała jego plecy. Starała się dotrzymać mu kroku, widziała jak co chwilę, obracał się w jej stronę, sprawdzając, czy wszystko z nią w porządku. Dopiero teraz mógł zobaczyć, do czego tak naprawdę jest zdolna. Szybkie i precyzyjne ciosy, doskonale przemyślane kroki. Jej oczy, jarzące się zielenią przepełnione dziką i nieposkromioną energią. Wbiegli na ostatni most dzielący ich od upragnionej wolności. Jednak drogę zastąpił im Wielki Goblin.

- Myśleliście, że mi uciekniecie? – pchnął Gandalfa swoim kosturem. – I co teraz zrobisz, czarodzieju? – nie zastanawiając się dłużej Gandalf jednym, płynnym ruchem poderżnął mu gardło. Uszkodzony most nie był w stanie unieść ich wszystkich. Zanim zdążyli odskoczyć w bezpieczne miejsce, kładka załamała się pod nimi. Elena poczuła parę silnych ramionach, otaczają ją i przyciskających ją do siebie. Już po raz drugi tej nocy Elena myślała, że umrze.

- Kpisz sobie ze mnie?! - Dwalin powiedział przez zaciśnięte zęby. Jednak przeżyli, most, na który spadli najprawdopodobniej zamortyzował upadek.

Kiedy spadali, Elena zamknęła oczy, nadal miała je zamknięte. Wciąż żyła czyjeś ciepłe dłonie na swojej tali. Kiedy otworzyła oczy, zobaczyła nikogo innego jak Thorina. Jego błękitne oczy spojrzały na nią, szukając jakichkolwiek oznak ran.

- Wszystko w porządku?

- Myślę, że tak. - szczerze nie wiedziała co powiedzieć. Dalej leżeli pod stertą desek i gruzu.

- Dwalin, wyciągnij na stąd! - Dwalin, który zdołał uwolnić się z gruzów, zaczął kopać przez stos i pomagał wstać swoim przyjaciołom. Elena poczuła jak, para silnych ramion podnosi ją gwałtownie, odrywając od Thorina.

- Musimy ruszać. Nie jesteśmy jeszcze bezpieczni. - Gandalf wskazał wąskie przejście, w którym po chwili zniknął.

- Trzymaj się blisko mnie. - Thorin mruknął, przechodząc obok niej. - Nie chcę cię zgubić.

Bilbo był zdenerwowany, wręcz ledwie trzymał się na nogach. Skończyły mu się już zagadki, które mógłby zadać Golumowi. Sam Golum siedział na skale uśmiechnięty i przeświadczony o swojej wygranej. Hobbitowi kończył się czas, odruchowo włożył dłoń do kieszeni. Kiedy poczuł chłód metalu, wpadł na pomysł. Ryzykowny, co prawda, ale w tej chwili nie miało to większego znaczenia. Wziął głęboki wdech.

-  Co mam w kieszeni? – Golum wyraźnie zaskoczony tym pytaniem zaczął krążyć wokół hobbista.

-  To niesprawiedliwe! Złamałeś zasady! Nikt tego nie zgadnie! – rzucił w jego stronę kamieniem.

-  Nie, prosiłeś o pytanie. I oto jest moje pytanie. Co mam w kieszeni?

-  Trzy próby, skarbie. Dasz nam trzy strzały. – wysyczał wściekły.

-  Trzy strzały, zgadzam się.

-  Ręce!

-  Źle, zgaduj dalej.

-  Zęby goblina, muszle, skrzydła nietoperza... Nóż! Zamknij się! - skarcił się natychmiast.

-  Źle, ostatni strzał.

-  Sznurek albo nic. – spojrzał na niego podejrzliwie.

-  Dwie odpowiedzi naraz. Obydwie błędne. Dalej, obiecałeś pokazać mi wyjście.

-  Czy tak powiedzieliśmy, skarbie? My tak powiedzieliśmy? Co masz w tej kieszeni?

-  Nie interesuj się. Straciłeś szansę.

-  Straciliśmy? Straciliśmy? – sięgnął do czegoś, co wyglądało jak mała sakiewka. – Gdzie on jest?! Nie!!! Gdzie on jest?! Gdzie?! Zgubiony?! Bądźmy przeklęci!! Mój skarb się zgubił!!!

-  Co zgubiłeś? – wyjął pierścień z kieszeni i trzymał go w zaciśniętej pięści.

-  Nie pytaj nas. Nie twoja sprawa. – siedział na brzegu jeziora, uderzając pięścią w skałę. – Co on ma w swojej małej paskudnej kieszeni?! – gwałtownie odwrócił się w jego stronę. – Ukradłeś. Ukradłeś! Ukradłeś! – rzucił w niego kamieniem, potem pobiegł w jego stronę. Bilbo ile sił w nogach biegł korytarzem praktycznie na oślep. Upadł na plecy, pierścień poleciał w górę. Próbował go złapać, lecz ten wsunął mu się na palec. W tej samem chwili pojawił się obok niego Golum. Bilbo był dla niego praktycznie niewidzialny. Kiedy nie zobaczył hobbita, pobiegł następnym korytarzem. Bilbo niewiele myśląc, ruszył za nim. Zobaczył go stojącego kilka metrów przed wyjściem. Zaszedł go od tyłu i zamachnął się mieczem, lecz w ostatniej chwili zrezygnował. Patrzył na Goluma jednocześnie, trzymając ostrze przy jego gardle. Cofnął się i przeskoczył nad nim. Najszybciej jak mógł, wybiegł z góry. Ostatnie co słyszał to desperacki krzyk Goluma.

Elena wraz z resztą kompani biegła jak najdalej od góry. Wiedzieli, że kiedy zapadnie noc, gobliny ruszą w pościg za nimi. Gandalf zaczął liczyć wszystkich, kiedy zatrzymali się na niewielkiej polanie na postój.

-  A gdzie Bilbo? – zdziwiony brakiem obecności hobbita spojrzał po kolei na każdego z krasnoludów. – Gdzie nasz hobbit? Gdzie jest Hobbit?!

-  Był z Dorim.

- Nie zrzucaj na mnie.

- Kiedy go widzieliście?

- Jak wymykał się...

- Co się stało później? Mówcie!

- Już ci mówię. – wszyscy spojrzeli na Thorina. – Skorzystał z okazji i uciekł. Myślał tylko o domu, odkąd wyszedł za drzwi. Już go nie zobaczymy. Jest już daleko stąd.

- Mylisz się!!! - wściekła zrobiła kilka kroków w jego stronę. - Zamiast w niego uwierzyć, spisujesz go na straty. - Bilbo skryty za drzewem chciał już odejść, ale słysząc słowa kobiety, został.

- Czemu go bronisz?! To tylko nic nie znaczący, słaby hobbit!

- Odezwał się wielce szanowny król z ego wielkości Samotnej Góry. Co on ci takiego zrobił?! - milczał – Skoro nie ufasz mu, to zaufaj mi.

- Elen....

- Nie przerywaj mi. Jeśli mówię, że ten hobbit cię zaskoczy to tak będzie. A teraz Bilbo chodź tu, bo kończą mi się nerwy. - spojrzała na drzewo, za którym stał. Z westchnieniem ściągnął pierścień i pokazał się kompanii.

- Bilbo Baggins! – Gandalf widocznie zadowolony z jego obecności uśmiechnął się. – W życiu nie cieszyłem się tak na czyjś widok.

- Już cię skreśliliśmy.

- Jak minąłeś gobliny?

- Właśnie jak? – podeszli do niego Fili i Kili.

- Czy to teraz ważne? Liczy się, że jest z nami. – Gandalf, widząc zmieszaną minę hobbita, postanowił mu pomóc.

- Dla mnie ważne. – podszedł do niego Thorin. – Chcę wiedzieć... dlaczego wróciłeś?

- Wiem, że do początku we mnie wątpiłeś. Masz rację, często myślę o Bag End. Brakuje mi moich książek, krzesła i ogrody też. Tam jest moje miejsce, w domu. Dlatego wróciłem, bo wy nie macie domu. Odebrano go wam, a ja pomogę wam go odzyskać.

Milczeli, w tej chwili wszelkie słowa były zbędne. Jednak tę podniosłą chwilę przerwało wycie wilków. Wszyscy ze zgrozą spojrzeli na Gandalfa.

- Z patelni... - Zaczął Thorin.

- W ogień. - dokończył za niego czarodziej.

- Uciekajcie!!! – Nie było już dla nich ucieczki. Orkowie, dosiadając wargów, ścigali ich wzdłuż zalesionego klifu. Lecz ku ich przerażeniu na końcu lasu czekała na nich przepaść.

- Na drzewa. Wszyscy! – z trudem wypełnili rozkaz czarodzieja.

- Nadchodzą! Elena! – Thorin podsadził ją. Usiadł obok niej na grubszej z gałęzi. Wargowie otoczyli ich z każdej strony. Na polanę powolnym krokiem wszedł biały warg, niosąc na barkach bladego orka.

- Azog! – oboje patrzyli z przerażeniem na orka. Widzieli jak, zaciąga się powietrzem.

- Czujecie? – zapytał swoich towarzyszy, - Śmierdzi strachem. Twój ojciec też nim śmierdział, Thorinie, synu Thraina.

- To niemożliwe...

- Ale czuję coś jeszcze... tak, ten zapach... Łowca. - spojrzał na Elenę. - Ci dwaj są moi. - wskazał na nich swoją maczugą. - Resztę zabić!

Wargowie rzucili się na krasnoludy, ale kompania siedziała poza ich zasięgiem. Drzewa zaczęły się łamać. Krasnoludy ściśnięte na jednym świerku mogły się tylko modlić. Elena spojrzała z nadzieją na Gandalfa. Czarodziej wziął do ręki jedną szyszek i podpalił ją. Idąc za jego przykładem, uczyniła to samo. Po chwili w stronę wargów posypał się grad płonących pocisków. Spojrzała na Thorina. Doskonale znała spojrzenie, którym patrzyła na Azoga. Próbowała go powstrzymać, na marne.

- Thorin nie! On cię zabije! - odwrócił się w jej stronę.

- Jeśli pisane jest mi dzisiaj zginąć, to zginę. Pomszczę mojego dziada i ojca. Zostań ty.

- Nie! Nie pozw... - gwałtownie przyciągnął ją do siebie i pocałował. Czuła jego suche, spękane usta oraz słony smak krwi, jego krwi.

- Hi los dii hil. Waan Zu'u saan hi, Zu'u dir. Balin jaaril ahrk vel. - stary krasnolud skinął głową.

- Thorin, dreh ni bo kols Zu'u vis kiibok...- po policzku spłynęły jej łzy.

- Zu'u lokaal hi Elena. - wyciągnął miecz z pochwy i rzucił się na bladego orka. Jednak Azog był szybszy. Biały warg, którego dosiadał, skoczył na krasnoluda, powalając go.

Drzewo, na którym siedziała kompania, zaczęło coraz bardziej spadać. Wycieńczeni, ostatkiem sił trzymali się gałęzi. Mogli tylko patrzeć, jak Thorin krzyczy z bólu, kiedy warg zatapiał w nim swoje kły. Niewiele myśląc, wyjęła swój miecz i ruszyła w stronę Azoga. Bilbo ruszył za nią, rzucając się na orka, który próbował odciąć głowę Thorina. Jednak Elena miała inny cel. Blady ork w ostatniej chwili sparował uderzenie jej miecza. Cofnęła się, próbując uniknąć następnego ciosu, lecz była za słaba. Ostry ból przeszył jej bok. Padła na kolana. Kiedy myślała, że to już koniec, na resztę orków rzuciła się pozostała część kompanii. Podniosłą się. Ciągnąc za sobą miecz, zbliżyła się do Azoga. Jej oczy na nowo rozbłysły zielenią.

- Jeśli mamy zginąć tej nocy, zginiemy razem. - ostatni raz spojrzała na Thorina. On sam, leżąc na plecach, ledwo przytomny z przerażeniem patrzył na nią, dopóki nie stracił przytomności. Ich walkę przerwały potężne orły. Ostatnią rzeczą, jaką widziała, był Thorin niesiony przez jednego z nich. Następnie wszystko stało się czarne.

Lecieli całą noc. Kiedy pierwsze promienie słońca zaczęły rozświetlać bezchmurne niebo, orły zaczęły obniżać swój lot. Wylądowali na dość dużym ostańcu skalnym. Gandalf od razu zbliżył się do nieprzytomnego Thorina. W chwili kiedy krasnolud otworzył oczy, wszyscy odetchnęli z ulgą. Rozejrzał się mętnym wzrokiem, po czym spojrzał na czarodzieja.

- Niziołek? - każdy oddech palił niemiłosiernie jego płuca.

- W porządku. Bilbo jest cały i zdrowy. -Kili razem z Dwalinem pomogli mu wstać.

- Ty... - podszedł do hobbita. - Co ty wyprawiasz?! Życie ci niemiłe?! Mówiłem, że jedynie będziesz nam ciężarem, że nie przetrwasz w dziczy i że do nas nie pasujesz... - Bilbo zwiesił głowę. - Nigdy w życiu się tak nie myliłem. - objął go, czemu towarzyszyły radosne okrzyki kompanii.

- Wybacz, że w ciebie wątpiłem. - zdał sobie wtedy sprawę, że ten niepozorny hobbit naprawdę go zaskoczył.

- Sam bym w siebie wątpił. Żaden ze mnie bohater, wojownik ani nawet włamywacz.

- Gdzie jest Elena? - Thorin spojrzał na swoich towarzyszy. Natychmiast zapanowała krępująca cisza. Jednak po chwili przerwał ją krzyk orła. W jego szponach mogli dostrzec jej wiotkie ciało. Otoczyli ją niemal od razu, kiedy znalazła się na skalnej półce. Czarny, skórzany gorset rozcięty na boku oraz lniana koszula przypominały teraz zwęglone szmaty. Z kącika jej ust ciekła stróżka krwi. Jednak nie to ich przeraziło. Z jej boku sączyła się ciemna krew, która zdążyła już utworzyć niewielką kałużę. Gandalf ostrożnie położył dłoń na ranie. Krwotok ustał, lecz kobieta dalej pozostała nieprzytomna.

- Nie mogę zrobić nic więcej, straciła za dużo krwi. - spojrzał z żalem na Thorina. Oczywiście pośród całego zamieszanie nie umkło jego uwadze to, co zrobił i powiedział. Zdawał sobie sprawę, że Thorin nie ma pojęcia o tym, że tak silne uczucia dla Łowców są niebezpieczne, śmiertelnie niebezpieczne. Tymczasem Thorin uklęknął obok niej. Była nienaturalnie blada, brudna od krwi i mocno poraniona. Jednak dla niego dalej była piękna. Widział teraz przed sobą kobietę, która teraz cierpiała za jego głupotę. Mógł poczekać, orły zabrałyby ich w bezpieczne miejsce. Nikt by nie cierpiał. Zawiódł wszystkich, Elenę, Gandalfa, kompanię... czuł, że nawet jego przodkowie nie mogą na niego patrzeć. Ale teraz to nie było ważne. Chwycił ją za dłoń. Dopiero teraz zauważył, jaka byłą mała i delikatna. Po chwili poczuł, jak delikatnie się zaciska. Jej mętne, brązowe oczy od razu skupiły się na nim. Dostrzegł w nich zalążki wesołych iskierek, które tak uwielbiał.

- Kazałem ci tam zostać. Dlaczego na miłość Mahal mnie nie posłuchałaś? - zmienił ton, kiedy dostrzegł w jej oczach strach. - Nie mogę tego pojąć, mogłaś zginąć już nie pierwszy raz. A mimo to dalej z nami idziesz. Jesteś bardzo odważna albo bardzo głupia.

- Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. Miałam pozwolić ci zginąć? - pomógł jej wstać. Stali razem na krawędzi skały patrząc z radością na horyzont.

- Czy ja dobrze widzę? - Bilbo również podszedł do krawędzi.

- Erebor. - powiedział Gandalf. - Samotna Góra. Ostatnie z wielkich królestw krasnoludów.

Czuła jak para silnych dłoni owija się wokół jej tali. Odwróciła się, aby spojrzeć mu w twarz.

- Dom, nasz dom. - położyła mu dłoń na policzku. Ostrożnie przejechała kciukiem po płytkiej ranie. - Elen, pragnąłem wyznać ci to już wcześniej, lecz... - nie dokończył. W ostatniej chwili przyciągnął ją do siebie, zanim jej wiotkie ciało osunęło się na skały. Słońce zaszło za horyzont, ostatnie promienie musnęły krawędź skały, aby ostatecznie rozpłynąć się w mroku.  

_______________

Hi los dii hil. Waan Zu'u saan hi, Zu'u dir. Balin jaaril ahrk vel. - Jesteś moim sercem, jeśli cię stracę, zginę. Balinie, opiekuj się nią.

Thorin, dreh ni bo kols Zu'u vis kiibok - Thorinie, nie idź tam, gdzie ja nie mogę.

 Zu'u lokaal hi Elena.  - Kocham cię Elena.

Ta da!!!

Od razu zaznaczam, że zwroty pochodzą z innego ff. Z tego co pamiętam było ono na FanFiction.

Na razie to najdłuższy rozdział jaki napisałam. Wszelkie komentarze jak zawsze mile widziane.

Miłego czytania.

Mabo_nin

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro