In glades beneath the misty fell.
Szli przez niewielką równinę. Słońce powoli zaczynało chylić się ku zachodowi. Zatrzymali się pośród kredowych skał, które skutecznie chroniły ich od wiatru i niechcianych spojrzeń. Rozpalili niewielkie ognisko. Jasne, wesołe płomyczki ognia tańczyły na dopalających się, suchych patykach. W obozie panowała krępująca cisza. Wszyscy starali się zająć się swoimi sprawami, lecz od czasu do czasu zerkali ukradkiem w stronę swojego przywódcy i przewodnika. Oboje dokąd opuścili Rivendell, unikali się, jak tylko mogli, czasami jawnie ignorując obecność drugiego. To były trudne i męczące cztery dni. Wszyscy wiedzieli, że zarówno Elena, jak i Thorin są zbyt uparci, aby się pogodzić. Jednak owego dnia, Kili razem ze swoim starszym bratem wpadli na pomysł jak, w ich mniemaniu, pogodzić ze sobą swojego wuja i Elenę.
- Hej Elen! Co powiesz na mały trening? - z dziarskimi uśmiechami podeszli do niej. Dwalin dorzucił do ognia kilka polan drewna. Kobieta ostrożnie wstała i delikatnie włożyła do swojej torby księgę, którą zabrała z Rivendell. Płynnym ruchem wyciągnęła miecz z pochwy. Czarna klinga zalśniła spragniona krwi.
- Czemu nie? - wzruszyła ramionami, starając się rozgrzać zastałe mięśnie. - Gotowy?
- Jak jeszcze nigdy. - Kili również przygotował swoją broń. Zaczęli powoli, zataczając niewielki krąg. Pierwszy zaatakował Kili. Jego ruchy były szybkie, lecz pozbawione impetu i precyzji. Elena z łatwością parowała każdy jego cios. Kiedy młody krasnolud uderzył z góry, cofnęła się gwałtownie. Jednak nim się spostrzegła, leżała na plecach. Podniosła głowę, aby sprawdzić, co było przyczyną jej nagłego spotkania z podłożem.
- Rozumiem, że królowi należy okazywać szacunek, ale żeby padać mi do stup? - w jednej chwili znalazła się na nogach i odsunęła się jak najdalej od Thorina.
- Nikomu nie będę się kłaniać, a już na pewno nie tobie. - schowała miecz do pochwy, dając tym samym znak, że trening się skończył. Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, zniknęła gdzieś pośród drzew. W jednej chwili rozmowy ucichły.
- Thorinie... - Balin podszedł do przyjaciela i kładąc mu dłoń na ramieniu, spojrzał na niego znacząco.
- Czego znowu chcesz?
- Mahal, no idźże za nią! - pchnął go w stronę lasu. Próbował się opierać, ale kiedy cała kompania zwróciła się przeciwko niemu, zrezygnowany westchnął i tak jak wcześniej Elena, zniknął pośród drzew. Idąc kretą ścieżką, przeklinał Balina i jego upór. Droga zataczała ostre zakręty, by znów przez kilka stup biec niemal idealnie prosto. Cały las był pogrążony w niemej ciszy. Jednak po chwili przerwał ją miarowy dźwięk uderzeń. Drzewa zaczynały się przerzedzać, aby po chwili zmienić się w niewielką polanę. Pośrodku niej rósł potężny dąb. Stała pod nim, skryta w cieniu. Każdemu cięciu miecza towarzyszyło jakieś słowo. Nie znał tego języka, lecz po chwili stwierdził, że jest to język Łowców. Kilka razy usłyszał swoje imię, wtedy ciosy stawały się mocniejsze. Czarna klinga lśniła od soków drzewa. Zamachnęła się jeszcze kilka razy, po czym nagle przestała. Dość szybko uspokoiła oddech, lecz dalej stała do niego tyłem.
- Po co przyszedłeś?! - odwróciła się w jego stronę.
- Tak szczersze? - kiedy skinęła głową, pokonał przestrzeń, która ich dzieliła. - Przyszedłem cię przepro... - w ostatniej chwili padł na ziemię. W drzewo kilka stup za nim na wysokości jego głowy wbił się sztylet.
- I może jeszcze powiesz, że ci przykro?! - spojrzała na niego z kpiną – Jesteś najbardziej aroganckim, upartym i zapatrzonym w siebie krasnoludem, jakiego poznałam!
- Powtarzasz się... - starał się zachować spokój. Nie wyszło.
- Jak najwyraźniej widać za pierwszym razem do ciebie nie dotarło. Nie chcę twoich przeprosin.
- Spróbuj postawić się na moim miejscu.
- Ile razy mam ci powtarzać, że zdradził cię Thranduil!? Tylko on, reszta musiała wykonywać jego rozkazy. Więc przestań obwiniać elfy za wszystkie twoje problemy. Może jeszcze atak Smauga też był ich winą?!
- No wiesz... - w jego stronę poleciał następny sztylet, potem kolejny i jeszcze jeden.
- Jesteś taki sam jak Thranduil, arogancki i ślepy!!!
A ty uparta, głupia i naiwna!!! - wyciągnął Orcrist z pochwy. Srebrna klinga miecza zalśniła w blasku księżyca. W ostatniej chwili zdołał zablokować cios, który najpewniej pozbawiłby go głowy. Musiał przyznać, była szybka... zabójczo szybka. Z łatwością omijała każdy jego atak, lecz nie był jej dłużny. Cofali się, aby po chwili znów ruszyć do przodu.
- Żałuję, że nie zostawiłem cię w tym lesie!
- A ja, że nie pozwoliłam trollom cię zjeść, byłby przynajmniej z ciebie jakiś pożytek, ale znając cię, to stanąłbyś im w gardle! Żałuję, że w ogóle dołączyłam do tej kompanii! - schyliła się, kiedy zaatakował z góry.
- Było zostać z tym hobbitem, i tak nie ma z niego żadnego pożytku! Jesteście siebie warci! - zaatakowała jeszcze raz, lecz w ostatniej chwili sparował jej cios. Oboje czuli, jak powoli opuszczają ich siły. Ostatnim zamachem przypiął ją do drzewa. Czuła jak szorstka kora drzewa wbija jej się w łopatki. Zimna stal delikatnie muskała jej szyję. Jej oczy, jaskrawo zielone, ciemniały, aż na nowo stały się ciepło brązowe.
- Wygrałem – stwierdził dobitnie z kpiącym uśmiechem na twarzy.
- Na twoim miejscu nie byłabym tego taka pewna – w tej samej chwili poczuł delikatne ukłucie w miejscu serca. Spojrzał w dół. Dostrzegł w jej dłoni sztylet. Ostrze zdążyło już przebić jego tunikę i kaftan. Wystarczyłoby nacisnąć odrobinę mocniej...
- W tym przypadku to chyba remis. - odsunął się od niej, wkładając Orcrist do pochwy.
- Więc... - położył dłoń na karku.
- Rozejm?
- Rozejm. - uścisnęli sobie dłonie.
- Powiedz, jak zmieniasz kolor oczu? - widząc jej wyraz twarzy, wyjaśnił jej. - Wtedy, podczas tego rytuału, twoje oczy stały się jaskrawo zielone. Teraz również. Trwa to chwilę, ale muszę przyznać, że jest dość niezwykłe.
- Z tego, co zdarzyłam przeczytać w księdze, to normalne u łowców. Nie pytaj jak, bo sama do końca nie wiem. Ta zmowa milczenia na temat mojego pochodzenia utrudnia wiele spraw. - ruszyli w stronę obozowiska. Słońce już dawno zaszło za horyzont. Niebo rozjaśniały niezliczone gwiazdy oraz pełna tarcza księżyca. Już z daleka dojrzeli blask ogniska i swych kompanów siedzących wokół niego. Jednak, zamiast dołączyć do nich, wspięli się na jedną z kredowych skał. Będąc niewidocznym dla reszty, wyraźnie słyszeli wszystko.
- Zobaczycie, że nasz plan zadziała. Pamiętacie jak Gloin, kłócił się ze swoją żoną przed ślubem? - Kili nagle wstał i zaczął krążyć wokół ogniska.
- Młody, nie mówimy, że to zły pomysł, ale...
- Nori chciał powiedzieć, że jest duża szansa, że nie wrócą w jednym kawałku. - dokończył za niego Gloin.
- Jeśli oczywiście wrócą na noc. - Bofur poruszył sugestywnie brwiami.
- Jeśli się pozabijają to na pewno. Mniejsza z tym i tak ich za długo nie ma. Kili, Fili idźcie po nich. - Bombur dorzucił patyki do ogniska, kilka iskier wzbiło się w niebo.
- Ale dlaczego my? - braciom nie widziało się, aby teraz opuszczać obóz.
- Dlatego, że to był wasz pomysł. - Balin dotychczas zajęty rozmową z Bilbem zwrócił się do młodych książąt.
- Siedzisz w tym tak samo, jak my.
- To i tak nie będzie potrzebne. - przerwała im Elena. Cała kompania poderwała się na nogi, gorączkowo się rozglądając. Nawet Bilbo wyjął swój miecz. Z ulgą stwierdził, że nie świeci na niebiesko.
- Kim jesteś... gdzie jesteś?! - Kili blady jak ściana wyjął swój łuk i napiął na niego strzałę. Elena z rozbawieniem spojrzała na Thorina, a on z uśmiechem skinął głową, aby kontynuowała.
- Jestem panem tej doliny. Nędzni śmiertelnicy, zakłóciliście mój spokój, czeka was za to kara... taka sama jak waszych przyjaciół. - manipulowała głosem tak, aby stał się bardziej wyniosły i niższy.
- Co zrobiłaś wujowi i Elenie?! Pokaż się marna kreaturo! Nie boję się ciebie! - Kili wskoczył na niską skałę, nieopodal miejsca, gdzie zostawili bagaże. Chwilę ciszy przerwał donośny, mrożący krew w żyłach śmiech.
- Ich już nie znajdziecie. Dołączyli do tych, którzy zakłócili mój spokój. Teraz czas na was... - wyjęła z kieszeni malutki woreczek. Thorin widział już podobne, kiedy byli na naradzie u hobbita. Elen wzięła zamach. Woreczek wpadł w sam środek ogniska, po chwili w powietrze uniósł się gęsty szary dym, czemu towarzyszył głośny huk. Kompania jak jeden mąż padła na trawę, zakrywając głowę rękoma. Ognisko zgasło, pozostało po nim tylko kilka jarzących się kawałków drewna i biały popiół. Thorin wraz z Eleną zaczęli się śmiać, pierwszym, który ich zauważył był oczywiście Kili, który teraz stał na skale wyżej od innych.
- Thorin?! Elena?! Co wy tam... zaraz... Wy!!! - widząc wyraz jego twarzy, na której malował się szok razem z coraz większym gniewem, znowu zaczęli się śmiać.
- Macie po 195 lat a zachowujecie się jak dzieci. - Balin z trudem podniósł się z ziemi.
- A wy za to piszczycie jak dzieci. - powoli zeszli ze skały. Pierwszy zszedł Thorin i pomógł zeskoczyć Elenie. Nie obyło się to oczywiście bez porozumiewawczych spojrzeń.
- A teraz proponuję udać się na spoczynek, biorę pierwszą wartę. - rozwinęła swój śpiwór, reszta uczyniła to samo. Leżała na boku wpatrując się w dal. Bacznie obserwowała przestrzeń wokół obozu, próbując dostrzec najmniejszy ruch. Odwróciła się na drugi bok.
- Czyżby problemy ze snem wasza królewska mość?
- Myślałem, że już śpisz. - Thorin otworzył oczy i podparł głowę ręką.
- Dość słabo udajesz, nie tak jak twoi siostrzeńcy. - mówiąc to, podniosła dwa niewielkie kamienie i rzuciła nimi w stronę Kiliego i Filiego.
- A to za co?! - usiedli, pocierając głowy, w które trafiły kamienie.
- Z tego, co wiem to, powinniście już dawno spać. Oczywiście, jeśli chcecie pełnić całą nocną wartę...
- Już, już wygrałaś. - położyli się. Kilka minut później ich oddech stały się bardziej spokojne i miarowe.
- Dzieci.- westchnęła i znowu położyła się na boku.
- Pamiętasz, jak Gandalf razem z Elrondem rozmawiali o obłędzie mojego dziada i ojca ? - zdziwiła się jego pytaniem, ale skinęła twierdząco głową. - Zastanawiałem się... czy gdybym jednak zachorował... mogłabyś mnie uleczyć tak jak kilka dni temu nogę Kiliego?
- dwa dni wcześniej -
Podążali dość starym traktem przez niewielki lasek, dwa dni drogi na wschód od Doliny Imladris. Dotkliwie odczuwali brak kuców. Jednak Kiliemu i Filiemu humor wyraźnie dopisywał. Co chwilę podbiegali do przodu, poganiając nieznacznie kompanię. Jednak kiedy Kili przebiegł obok zwalonego drzewa, zahaczył stopą o jedną z wystających gałęzi. Ciszę przerwał jego krzyk. Natychmiast wokół niego zgromadzili się wszyscy.
- Przepuście mnie! - Elena z trudem znalazła się przy poszkodowanym. Padła na kolana, zdejmując z ramienia skórzaną torbę. Szklane buteleczki delikatnie obijały się o siebie, lecz nie pękły. Sztyletem, który wyciągała z rękawa koszuli, rozcięła nogawkę spodni. Miejsce, które chwilę wcześniej uciskał Kili, zrobiło się ciemnosine. Przejechała po nim palcem, starając się nie zadawać krasnoludowi dodatkowego bólu.
- Złamane – stwierdziła, prostując się. Otworzyła torbę, wyjmując z niej kilka fiolek.
- Możemy go nieść, ale zbliżamy się już do gór... - Dwalin oparł się na swoim toporze i spojrzał krytycznym wzrokiem na Kiliego.
- To nie będzie konieczne, dajcie mi chwilę. - zawartość fiolek zmieszała ze sobą w równych proporcjach i rozprowadziła po ranie. Delikatnie dotknęła opuchniętego miejsca. Mikstura zaczęła połyskiwać słabym, zielonkawym światłem. Starannie wytarła dłoń w ciemną szmatę, czyniąc to samo z nogą krasnoluda. Po urazie został tylko niegroźnie wyglądający siniak. Zamknęła torbę, wkładając do niej puste fiolki.
- Nie jestem w stanie zrobić więcej. Do końca dnia powinieneś być jak nowy. - kiedy wszyscy upewnili się, że z Kilim wszystko w porządku, ruszyli żwawo za kobietą.
- Thorin, ja... nie mam pojęcia. Złamana noga to jedno, ale obłęd... - czułe się źle. Sam fakt, że nie jest w stanie mu pomóc... Spuściła głowę, unikając jego wzroku.
- Boję się tego. - patrzył zamglonym wzrokiem na dogasające ognisko. - Przeraża mnie sama myśl, że mógłbym być w stanie zrobić komuś krzywdę, niezależnie czy to będzie Kili, Fili czy ty...
- Ja? Dlaczego martwisz się o mnie? - spojrzał najpierw na nią, potem znowu na ognisko.
- Przez tyle lat tułania się po świecie, wreszcie znalazłem kogoś, ktoś czuje ten sam ból, spoglądając na wschód. Nie chcę stracić tej osoby.
- Ty przynajmniej masz do czego wracać. Zostaniesz królem najpotężniejszego z królestw w Śródziemiu. Na mnie czekają tylko zgliszcza, zrujnowanych wiosek i miast. Ty w jeden dzień straciłeś wszystko, ja nie maiłam czego tracić. Jedyne co mam to... - wyciągnęła przed siebie zaciśniętą pięść i powoli ją otwarła. Rozbłysnął na niej niewielki płomyczek, rozjaśniając odrobinę jej twarz.
- Muszę przyznać, imponujące. - w skupieniu przyglądał się płomyczkowi, który nagle zgasł.
- Mój lud zwał to Anail.
- Co to znaczy?
- Dosłownie tchnienie. Ale tak naprawdę to energia, która wypełnia każdą żywą istotę.
- Jak to każdą? Wybacz, ale nie przypominam sobie, aby nasz hobbit tak potrafił.
- Anail każdej rasy wygląda inaczej. Elfowie... - widząc grymas na jego twarzy, przewróciła oczami – wykorzystywują siłę do sztuk leczniczych. Krasnoludy za to zmieniają tchnienie w moc twórczą. To dzięki niej powstały runy na twojej mapie.
- A ty?
- Anail u Łowców zmienia się w czystą energię. Tak naprawdę to po trochu każdego z rodzai. Jednak nie każdy Amrun posiada wystarczającą ilość tchnienia.
- To dość niesprawiedliwe.
- Życie jest niesprawiedliwe. - Kiedy obudziła Noriego, aby ten przejął za nią wartę, z cichym jękiem położyła się na swoim posłaniu. Chciała jak najszybciej zasnąć, lecz za każdym razem, kiedy zamykała oczy, widziała ten sam obraz. Płomienie ognia trawiące wnętrze góry, krzyk Erny, kiedy jej ciało znikało w sercu żywiołu. Zrezygnowana oparła się plecami o jedną ze skał, balansując na granicy snu i jawy. Trwało to kilka godzin. Pół przytomna dołączyła do Kiliego i Filiego. Jarzące się czerwienią iskry unosiły się wysoko w niebo.
- Nie powinnaś teraz przypadkiem spać?
- W przeciwieństwie do waszej dwójki, nie potrzebuję tyle snu. - rozejrzała się po obozowisku, upewniając się, że nie obudziła nikogo. Jej uwagę przykuł Thorin. Nawet siedząc przy ognisku, mogła dostrzec, że coś jest nie tak.
- Znowu to samo...
- O co chodzi?
- Eh... ma koszmary. Kiedyś mama powiedziała nam, że zaczęły się po opuszczeniu Ereboru, praktycznie każdej nocy.
- Kili ma rację. Nasz wuj rzadko kiedy śpi. Pracuje albo bierze całonocne warty. Wcześniej pił jakieś wywary ziołowa, ale to niewiele dało. - Fili spojrzał na niewielką apteczkę. Elena spojrzała na braci, to znowu na Thorina.
- Możecie iść spać, dokończę za was wartę. Nie sprzeczali się z nią. Byli zmęczeni, a kilka godzin dodatkowego snu było zbyt kuszącą propozycją. Najciszej jak potrafiła, zbliżyła się do śpiącego Thorina. Dopiero teraz mogła zobaczyć, jak kiepsko wygląda. Nienaturalnie blada skóra lśniła od kropel potu, które spływały mu po czole. PO chwili przestał się miotać, lecz dalej gorączkowo przewracał głową z jednej strony na drugą. Uklękła obok niego, kładąc jedną dłoń na jego policzku. Nie wiedząc, kiedy zaczęła nucić kołysankę, którą znała z dzieciństwa.
Lay down you head
and I'll sing you a lullaby
Back to the years of
loo-li lai-lay
And I'll sing you to sleep
and I'll sing you tomorrow
Bless you with love for
the road that you go
May you sail far to
the far fields of fortune
With diamonds and pearls
at your head and your feet
And may you need never
to banish misfortune
May you find kindness
in all that you meet
May there always be angels
to watch over you
To guide you
each step of the way
To guard you and keep you
safe from all harm
Loo-li, loo-li, lai-lay
May you bring love
and may you bring happiness
Be loved in return
to the end of your days
Now fall off to sleep,
I'm not meaning to keep you
I'll just sit for a while
and sing loo-li, lay, lay
May there always be angels
to watch over you
To guide you
each step of the way
To guard you and keep you
safe from all harm
Loo-li, loo-li, lai-lay
Loo-li, loo-li, lai-lay
Mogła zauważyć, jak jego oddech powoli zwalnia. Rozejrzała się zapobiegawczo. Jednak kiedy znowu na niego spojrzała, on już nie spał.
- Wybacz, obudziłam cię? - nie odpowiedział. Cały czas patrzył na nią z nieodgadnionym spojrzeniem. Nagle otrząsnął się z chwilowego transu.
- Nie, oczywiście, że nie. Chociaż brak snu nie wydaje się, aż tak zły.
- To siedzimy w tym oboje. - położyła się obok niego na swoim śpiworze.
- Możemy porozmawiać o czymś innym? To nie jest zbytnio odpowiedni temat.
- Jak chcesz...- zamyśliła się – Dlaczego to robisz?
- Dlaczego robię co? - spytał zdziwiony, nie rozumiejąc sensu pytania.
- Ta wyprawa... dlaczego teraz? Słyszałam o tym, co zrobiłeś dla swoich ludzi w Ered Luin. Więc dlaczego?
- Robię to, co do mnie należy, to mój obowiązek. Elen, jestem władcą i chcę oddać mojemu ludowi to, co do niego należy, nasz dom. Nie robię tego dla skarbca pełnego złota, nie robię tego dla korony. TO wszystko tylko po to, aby muc zobaczyć moich ludzi szczęśliwych. - milczała, próbując dobrać odpowiednie słowa.
- Wiesz... to jest chyba to, co chciałam od ciebie usłyszeć. Będziesz dobrym królem. Pamiętam Erebor, tłumy krasnoludów, dźwięk kilofów w kopalniach. Chcę zobaczyć to jeszcze raz. Chcę, aby te czasy wróciły.
- I wrócą, to akurat mogę ci obiecać.- dalsza rozmowa była inna niż reszta. Śmiali się, milczeli lub wpatrywali się w rozgwieżdżone niebo. Co chwilę zerkał na nią, sam nie wiedział dlaczego. Każdy jej najmniejszy gest, uśmiech wydawał mu się idealny. Właśnie wtedy przypomniał sobie to, co powiedział mu wcześniej Balin. - Musisz zaryzykować Thorinie. Nim będzie za późno... - słowa dudniły mu echem w głowie. Westchnął przeciągle.
- Elen, muszę ci coś powiedzieć. Długo nad tym myślałem i... to znaczy chciałem powiedzieć, że... ja cię... - spojrzał na nią. Leżała skulona na boku, spała. Niesforny kosmyk spadł jej na twarz. Odgarnął go delikatnie, starając się jej nie obudzić. Pogładził ją po policzku. Uśmiechnął się smutno, dalej gładząc ją po twarzy. W pewnym momencie nachylił się i pocałował ją w czoło. - Śpij dobrze Elen. - sam położył się na swoim posłaniu. Tej nocy, oboje spali spokojnie, bez koszmarów z nadzieją na lepsze jutro.
_________
Kumulacja.... mam nadzieję, że będzie się wam podobał. naprawdę nie mam pojęcia kiedy wstawię kolejny rozdział. Jednak mam nadzieję, że was nie zawiodę.
UWAGA!
Mam w planach zrobienie Q&A. Pytania możecie przesyłać bezpośrednio do mnie jak i napisać je w komentarzach.
Mabo_nin
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro