Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

And dark things silent crept beneath

Biegła coraz szybciej, jednak dla niej każdy krok jakby powoli zapadał się w miękkiej ziemi. Ciemny dym niemiłosiernie palił płuca i piekł oczy. Łzy spływały po jej policzkach, zmywając popiół. Przewróciła się. Z krzykiem wpadła do głębokiego dołu. Ostatkiem sił starała się chwycić wystające korzenie, lecz to, co ciągnęło ją w dół, było silniejsze. Walczyła, dopóki całkowicie nie pochłonęła ją ciemność.

Wstała gwałtownie, jednocześnie zrzucając z siebie koc. Pomimo jej wszelkich starań, głębokie oddechy nie pomogły. Trzęsła się, mocno zaciskając szczękę. To wszystko było tak realne. Wydawało jej się, że dalej może poczuć nieprzyjemny posmak spalenizny i swąd dymu. Krople potu spływały jej po czole, mocząc lnianą koszulę. Krzyknęła cicho, czując dłoń na ramieniu.

- Spokojnie. - jego cichy głos odrobinę ją uspokoił. Powoli, aby jej jeszcze bardziej nie wystraszyć, przybliżył ją do siebie i niepewnie objął. Mógł poczuć, jak się trzęsła, w tej chwili jakże bezbronna i delikatna. Szybkie oddech zmieniły się w cichy szloch. Oparła głowę o jego ramię. W te chwili nie obchodziło go to, że moczy mu koszulę. Położył dłoń na jej głowie, głaszcząc ją.

- To było... - głos się jej łamał.

- Już po wszystkim, spokojnie jestem tutaj. - Ostrożnie położył ją obok siebie, tak aby jej głowa leżała na jego piersi. Dalej cicho szlochając, wtuliła się w jego koszulę, zaciągając się przyjemnym zapachem, jego zapachem. Jej oddech powoli zwalniał, aby po chwili się unormować. Pomimo ciemności panującej w pokoju, dość dobrze ją widział. Była blada, mokre od potu włosy leżały w nieładzie. Wytarł ostatnią łzę, która spływała po jej policzku i również zasnął.

Następny dzień przywitał ich słońcem i delikatnym wiatrem, roznoszącym w powietrzu zapach ziół i miodu. Kiedy się obudziła, w pokoju nie było już nikogo. Cisza, którą co jakiś czas przerywały zwierzęta, wydała jej się zbyt podejrzana. Mogła mieć tylko nadzieję, że jej przyjaciele nie wpakowali się w kolejne kłopoty. Przeciągnęła się, pocierając ramiona. W pokoju było dość chłodno. Korzystając z braku obecności krasnoludów oraz hobbita, przebrała się w skórzane spodnie i świeżą koszulę. Założyła też czarny gorset kończący się pod biustem oraz wysokie myśliwskie buty.

Kuchnia tak samo, jak pokój była pusta. I naprawdę nic jej w życiu tak nie zdziwiło, jak niewielki wazonik z makami oraz jeszcze ciepłe śniadanie. Na sztywnych nogach podeszła do stołu, przecierając jednocześnie oczy. A jednak to nie był sen.

Na oparciu odsuniętego krzesła wisiała pochwa z jej mieczem oraz dwa sztylety. Prosty, a zarazem jednoznaczny przekaz był oczywisty. Najszybciej jak potrafiła, zjadła dość lekki posiłek i przewieszając pochwę przez ramię, pewnym krokiem weszła do ogrodu.

Cała kompania stłoczona w półkolu skutecznie zasłaniała jej to, co działo się przed nimi. Nie zwracając na nich w obecnej chwili zbytniej uwagi, minęła ich. Spodziewała się zobaczyć to, co zobaczyła, lecz nie tego dnia. Bilbo resztką sił starał się sparować dość mocne cięcia Kiliego. Pojedynek zakończył się dość szybko w chwili kiedy hobbit padł na plecy. Nie obyło się bez pochwał dla młodego krasnoluda oraz dość głośnych śmiechów. Zmarszczyła brwi, krzyżując ramiona.

- Jestem w stanie zrozumieć wiele, lecz cieszenie się z pokonania słabszego do tego nie należy. - skrzyżowała ręce na piersi, posyłając mężczyzną groźne spojrzenie.

- Odpuść młodemu, to tylko zabawa...

- Ta "zabawa" skończy się, kiedy tylko postawimy stopę poza teren Beorna. Nic tak nie zaślepia, jak duma i to jeszcze w tak młodym wieku. Poza tym i tak jego umiejętności dają dużo do życzenia nawet po treningach ze mną. - spojrzała krytycznie na Kiliego.

- Mam to potraktować jako zaproszenie? - Kili z dość pewnym wyrazem twarzy zamachnął się kilka razy mieczem. Oczywiście od razu zauważyła krople potu spływające po jego twarzy.

- A traktuj sobie to, jak chcesz, tylko mi nie płacz, jak zrobisz sobie krzywdę. - z westchnieniem wyciągnęła miecz z pochwy. Kili był zabawny na swój sposób, jednak jego talent to irytowania jej widocznie się poprawił, nie to, co władanie mieczem.

Nie musiała specjalnie się wysilać. Krasnoludy w naturze miały atakować z całą swoją siłą, mając chyba nadzieję, że jeśli nie broną to samym impetem pokonają wroga. Zrobiła szybki unik, potem drugi i zaraz po nim szybka kontra prawie wytrąciła z dłoni miecz krasnoluda. Po mocniejszym uderzeniu mogła z łatwością zauważyć, jak jego prawa ręka drętwieje. Od razu to wykorzystała, wykonując szybkie pchnięcie z lewej. W ostatniej chwili sparował cios, który w innych warunkach najpewniej by go zabił. Jego miecz wbił się w miękką ziemię, a siła z jaką go popchnęła powalił go, na plecy.

- Gdyby to jeszcze do ciebie nie dotarło, to przed chwilą zginąłeś na miejscu. Oczywiście, jeśli miałbyś na sobie zbroję, poczułbyś jak miecz przebija cię na wylot.

- E... nie wiedziałem, że masz też mroczną stronę. - pomogła mu wstać. Objęła go, klepiąc po plecach. Uśmiechnęła się, jednak momentalnie radość zastąpiło nowe uczucie. Zacisnęła pięści, starając się nie zwrócić na siebie uwagi. Spojrzała na dłonie, ogniste znaki lśniły delikatnie, ledwo widoczne. Nie wiedząc co robić, włożyła miecz na swoje miejsce i żegnając się niedbale, pobiegła w stronę lasu.

Kiedy tylko dom zniknął z jej pola widzenia, natychmiast się uspokoiła. To było co najmniej dziwne. Dla pewności jeszcze raz spojrzała na dłonie, ale po znakach nie było nawet śladu. Wzdrygnęła się. To nie było normalne, nawet nie stało obok normalności. Ten gniew wydał się jej taki obcy, a zarazem tak znajomy, jakby był odbiciem czyichś uczuć.

Usłyszała szelest. Spojrzała w miejsce, z którego pochodził, jednak nie zauważyła nic podejrzanego. Zaciągnęła się powietrzem. Od kiedy tylko pamiętała, zawsze miała bardziej wyczulone zmysły. Jednak pod inicjacji, która odbyła się w Rivendell, zmysły drastycznie się wyczuliły. Prawie od razu poczuła delikatny zapach dymy, prochu i fajkowego ziela. Tylko jedna osoba, którą znała, miała taki zapach.

- Gdzie byłeś? - nie musiała się odwracać.

- Rozglądałem się, zbierałem informacje, doprawdy pracowite dwa dni. Ale nie jesteś tu, aby mi towarzyszyć, prawda? - mimowolnie odwróciła się.

- Powiedz mi, jak to jest, znam cię prawie dwieście lat, a ty ciągle potrafisz mnie zaskoczyć.

- Schlebiasz mi, moja droga, jednak z grzeczności nie zaprzeczę.

- Eh... skromny jak zawsze, więc? - skrzyżowała ręce.

- Nie wiem, dlaczego to cię dziwi. Wiesz przecież o więzi, która cię z nim łączy.

- Ten on ma imię, gdybyś jednak zapomniał, to brzmi ono Thorin Dębowa Tarcza. - spojrzała na czarodzieja. Coś w jego postawie jej nie pasowało.

- Skoro tak, to nie potrzebujesz mojej pomocy. - odwrócił się i ruszył w stronę domu.

- Zaczeka! Powiedz mi, o co ci chodzi! Co on ci takiego zrobił?! - podbiegła do niego.

- Nawet jeśli ci powiem to i tak nie posłuchasz.

- Jeśli mi nie powiesz, to się tego nie dowiesz. - zatrzymała się przed nim, skutecznie zagradzając mu drogę na wąskiej ścieżce.

- Czasami zapominam, że miałem swój wkład w twoim wychowaniu. Wiesz dobrze, że cenię Thorina, lecz nie jestem zwolennikiem waszych relacji. Jednak teraz nie mam już na nic wpływu.

- Nie widzę problemu w naszych relacjach.

- Czyżby? Powiedz mi więc dlaczego tu jesteś? Poczułaś coś?

- Ty.. Co to jest?

- Widzisz moja droga, więź, która cię z nim łączy działa w obie strony. Oboje, jeśli chcecie teraz przetrwać, musicie jednocześnie brać i dawać tyle samo. Jeśli będziesz płakać, on również będzie. Jeśli on poczuje g...

- Czekaj! Czyli ten gniew.. ta złość.. to są jego emocje?! I mówisz mi to dopiero teraz?!

- Wcześnie nie pytałaś.

- Ty.. To wszystko twoja wina! To ty milczałeś przez prawie dwieście lat! - dźgnęła go palcem w pierś.

- Wiem o tym doskonale, jednak wina nie leży całkowicie po mojej stronie.

- Ugh.. masz jeszcze jakieś niespodzianki?

- Tylko jedną, mało przyjemną, ale mam. - oparł się na swoim kosturze, nachylając się nad nią.

- Więc?

- Jeśli zginiesz, on będzie dalej żył. Jednak jeśli on zginie... umrzesz razem z nim. Taka jest cena więzi, którą stworzyliście. Dlatego nie chciałem, aby wasza relacja, aż tak się rozwinęła, chodź od początku istniało takie ryzyko. Thorin jest odważny, lecz również dumny. Ledwo przeżył pierwsze starcie z Azogiem, a chyba zdajesz sobie z tego sprawę, że nie było ono ostatnie. Jeden z nich zginie, to jest pewne.

- Skoro o tym wiedziałeś, to dlaczego chciałeś, abym wzięła w tym udział? - nie krzyczał już, jednak jej głos przepełniony był jadem.

- Podam ci przykład, który według mnie jest adekwatny co do zaistniałej sytuacji. Dobro i zło od zawsze toczy ze sobą walkę. Są niczym dwa wilki starające zabić się nawzajem. Przeżyje tylko ten, którego będziesz karmić. W tej sytuacji dobrem jest Thorin...

- Wykorzystałeś mnie...

- Uwierz mi, że nie zrobiłbym ci czegoś takiego. Thorin potrzebuje cię, a ty potrzebujesz Thorina. Niezależnie jak będę temu zaprzeczał, tak jest i będzie. Teraz mogę tylko się z tym pogodzić i pomóc. Skupmy się na tym, co jest w tej chwili najważniejsze.

- Erebor...

- I to, co się w nim znajduje. Chodź, nasi przyjaciele zapewne martwią się o nas. - położył jej dłoń na plecach i delikatnie popchnął.

Kompania pomimo jej nieobecności dalej kontynuowała ćwiczenia. Nie miała siły ani ochoty dołączać do nich więc najszybciej jak mogła, minęła ich. W domu panowała cisza i przyjemny chłód. Powoli podeszła do stołu i usiadła na jednym z krzeseł. Schowała twarz w dłoniach, wzdychając. W tej chwili zaczęła żałować, że dołączyła do kompani. Jednak kiedy tylko ta myśl pojawiła się w jej głowie od razu się skarciła. Gdyby tak było, nigdy nie poznałaby Thorina, a może nie? Może spotkałaby go gdzieś na szlaku prowadzącym przez góry. Kolejna myśl była bardziej niepokojąca. Czy jeśliby nie dołączyła do kompani, Thorin dalej by żył? Jego walka z Azogiem byłaby ostatnia, gdyby nie ona. Zmarszczyła brwi, kręcąc głowa. Zbyt wiele myśli, za wiele pytań, które pozostaną bez odpowiedzi. Jaki sens miało jej życie? Dlaczego akurat ona?

- Elen? - powoli podniosła palec wskazujący, kierując go w górę. Słyszała jego kroki w ciężkich butach, stukających o drewnianą podłogę.

- Czego chcesz? - odgarnęła włosy, które spadły jej na twarz i spojrzała na niego.

- Nie wiedziałem, że znasz Iglishmêk.

- Wbrew pozorom nie jest taki trudny. - oparła się na krześle, odchylając głowę.

- Coś się stało? Zachowujesz się dziwnie. - poczuła jego ciepłe dłonie na ramionach. Powoli otworzyła oczy, aby spojrzeć w jego, błękitne jak czyste niebo.

- Pokłóciłam się z Gandalfem, ale proszę, nie pytaj o co, jestem wykończona.

- Myślę, że mam coś, co poprawi ci humor.

- Głowę Azoga na srebrnej tacy? - słysząc jego śmiech, nie mogła się nie uśmiechnąć.

- Myślę, że to każdemu poprawiłoby humor, ale nie. - wskazał na stół. Z jękiem wyprostowała się. Przed nią na niewielkim talerzu stało miodowe ciasto. Uśmiechnęła się, biorąc dość duży kęs. Jedyną rzeczą, którą kochała mocniej od Thorina były słodycze.

- Kofhhamm cię. - sięgnęła po kolejny kawałek i jeszcze jeden.

- Nie mów z pełnymi ustami, bo się zadławisz. - usiadł obok niej, również sięgając po ostatni kawałek ciasta, jednak zanim jego dłoń dosięgnęła celu, została odepchnięta.

- Spróbuj tylko, a nie dotrzesz do góry. - przełknął ślinę, słysząc jej głos, pochodzący z czeluści piekieł. Powoli uśmiechnął się, jednocześnie zbliżając się do niej. Połiżył dłoń na jej policzku, całując ją delikatnie. Prawie od razu poczuł słodki smak miodu. Elena zamknęła oczy, oddając pocałunek. Jednak kiedy poczuła, jak się uśmiecha, coś do niej dotarło. Gwałtownie otworzyła oczy, odsuwając się od niego. Tak jak myślała, talerz był pusty. Powoli odwróciła się w stronę krasnoluda. W tej właśnie chwili Thorin przetkał ostatni kęs. Widocznie zadowolony z siebie skrzyżował ręce. Zacisnęła pięści, starając się nie zedrzeć tego jego uśmieszku z twarzy.

- Jesteś martwy. - a jednak nie podziałało. Thorin w ostatniej chwili wstał z krzesła, jednak wylądował na podłodze z wściekłą kobietą na sobie. Przeturlaci się kilka racy po podłodze, przewracając kilka krzeseł i niewielką szafkę. Ostatecznie Elena została przypięta do podłogi z rękoma nad głową.

- Nie szarp się tak. - uśmiechnął się, jeszcze szerzej widząc jej wyraz twarzy.

- nie wierzę, że to zrobiłeś. Moje ciasto, moje słodkie miodowe ciasto. - pokręciła zrezygnowaną głową.

- Przecież zjadłaś prawie całe. - usiedli, opierając się o ścianę.

- Prawie robi różnicę. Ostatni kawałek jest najlepszy, a ty go podstępnie ukradłeś i na moich oczach zjadłeś. - zrobiła najbardziej nadąsaną minę, jaką potrafiła. Lecz kiedy usłyszała jego śmiech, nie mogła dalej udawać.

- Faktycznie ostatni był najlepszy. - szturchnęła go łokciem.

- Myślałam, że nie lubisz słodyczy. - przechylił głowę, patrząc na nią z ukosa.

- Nie aż tak jak ty, chociaż w porównaniu z tobą każdy słodycz traci smak. - spojrzała na niego zdziwiona. Czuła jak nagrzewają się jej policzki.

- Thorin, to było... dobrze się czujesz? - przyłożyła dłoń do jego czoła.

- Doskonale, po prostu cię kocham. Wiem, że nie mówię ci tego, co pięć minut, ale tak jest i nigdy o tym nie zapominaj, dobrze? - pocałował ją w czoło.

- Też cię kocham, ale tego ciasta ci nie wybaczę. - wstała, patrząc na niego z góry.

- Jutro powinniśmy wyjechać. - również wstał.

- Dlaczego tak szybko? - pogładził ja po policzku.

- Chcę jak najszybciej zdobyć górę, a potem zobaczyć cię w jedwabnej sukni z koroną na głowie, siedzącą obok mnie na tronie jako moja królowa. - uśmiechnęła się.

- W takim razie nie możemy się ociągać. Samotna Góra czeka. - podniosła swój miecz, znowu przerzucając go sobie przez ramię.

- Nie mogę się doczekać. - wyszli z kuchni do ogrodu, aby powiadomić kompanię o dalszych planach. Nie zdawali sobie sprawy z tego, że są obserwowani.

W najbardziej ciemnym z kątów pokoju coś się poruszyło. Ciemna peleryna delikatnie sunęła nad podłogą, zamiatając drobne źdźbła uschniętej trawy. Sama postać wyszła przez uchylone drzwi. Spojrzała jeszcze raz przez ramię na krasnoludów.

- Już niedługo... - westchnęła, znikając pośród drzew.  

_________

Słoneczka wybaczcie za tak długi czas oczekiwania na ten rozdział. Następny będzie pod koniec tego tygodnia.

Chciałabym wam również podziękować za ponad 5k wyświetleń. Naprawdę cieszę się, że komuś podoba się moja książka.

Tak jak zwykle wszelkie komentarze mile widziane.

Do następnego...

Mabo_nin


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro