Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

eighteen

Już czas. Już czas to wszystko skończyć. Miałem już spakowany plecak. Wszystko co potrzebne. Żyletka i sznur. Moja śmierć nie jest wymagająca. W domu wszystkich przytuliłem i powiedziałem, że idę się przejść. Wychodząc z domu popatrzyłem na niego ostatni raz i ruszyłem w drogę. Wszystkie przedmioty, które omijalem, widziałem po raz ostatni. To dziwne uczucie, że już nigdy tego nie zobaczysz, nie poczujesz, nie przeżyjesz.

Po jakimś czasie dotarłem na miejsce. Ruiny budynku i drzewo. To piękne drzewo, które sięgało tak wysoko, teraz było na tle żółto-pomarańczowego nieba. Gdzieniegdzie były już widoczne gwiazdy. Pewnie jakiś bardzo utalentowany artysta namalował to niebo być może dla mnie. Chciałbym, żeby moje dzieło było podziwiane przez wspaniałe osoby.

Przez sporą gałąź drzewa przerzuciłem sznur z wcześniej związanym supłem. Powtórzyłem tą czynność kilkukrotnie aby mieć pewność że wszystko pójdzie po mojej myśli. Przyniosłem kilka cegieł z ruin aby się podsadzić.

Od dobrych kilku minut stałem trzymając w ręku supeł i rozmyślając. W końcu wydusilem z siebie słowa.

- Może masz coś do powiedzenia Blurryface? Robię to co od tak dawna chciałeś.

"Jeszcze tak mało wiesz. To nie ty kontroluje mnie, lecz ja ciebie"

- Jak zwykle. Nie odpowiadasz mi na pytanie. To koniec! - ostatnie słowa wręcz wykrzyczałem.

Wyciągnąłem z kieszeni spodni żyletkę i tworzyłem kreski na mojej ręce. Na początku lekkie przechodząc do naprawdę głębokich. Było ich coraz więcej. Krew tworzyła strumienie, które spływały do mojej dłoni. Już nie przeciągałem i na drugie od razu robiłem głębokie rany. Czułem, że robi mi się słabo przez utratę dużej ilości krwi. Nagle usłyszałem krzyki. Obraz przed sobą miałem rozmazany, więc nawet nie wiedziałem do kogo należał ten głos. Próbowałem założyć sznur na szyję jednak zanim to zrobiłem zrobiło mi się ciemno przed oczami i poczułem ból.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro