I
Wiesz jak to jest od wielu lat codziennie patrzeć na kogoś, kogo się kocha z całego serca? Kogoś, kogo nie możesz dotknąć tak, jakbyś chciał, kogoś, kto niemal codziennie sypia z kimś innym lub ukazuje zainteresowanie KIMŚ INNYM a Ty jesteś tu, z boku, o tak, w rogu i nie możesz nic zrobić?
Jedyne co czujesz to ten rozdzierający ból gdzieś w okolicach klatki piersiowej, czasami zdarzają się jakieś łzy, ewentualnie spazmatyczny, ludzki płacz. Tak, anioły potrafią płakać. Możliwe, że to ze względu na ich naczynia i ludzkie dusze, znajdujące się wewnątrz ciała, ale jakie wytłumaczenie miał Castiel, który w naczyniu był SAM?
Wielu mogłoby powiedzieć, że przez to iż spędził tu, na Ziemi wiele lat po prostu zaczął odczuwać ludzkie uczucia. To mogłaby być prawda. Większość aniołów nie dopuszczała do siebie myśli by kochać kogoś jak on, by tak interesować się CZŁOWIEKIEM.
Przecież ludzie to takie... nieidealne istoty - w przeciwieństwie do tych nieskazitelnych Aniołów Pańskich. W niczym nie mogli się równać z aniołami. Skoro ludzie są tacy okropni, to dlaczego Cas uważał inaczej? Czy to oznaczało, że był złym aniołem? Dlaczego nie mógł darzyć ludzi uczuciami, jeżeli jego własny Ojciec kochał ludzi? Dlaczego każdy widział coś w tym złego? Może ludzie rzeczywiście popełniali wiele błędów, ale to było w nich piękne - zawsze będzie. Nigdy się nie poddają. Walczą. Oh tak, ludzie są niesamowicie waleczni. W szczególności ten jeden człowiek, dla którego Castiel mógłby zrobić wszystko.
Dean Winchester.
Castiel wiedział co znaczy kochać lecz prawda jest taka, że nie rozumiał dlaczego akurat ten człowiek był dla niego taki wyjątkowy. Cóż, może wiedział lub przynajmniej potrafił sobie to jakoś wytłumaczyć. Może nie do końca logicznie - ale dla niego nigdy więcej nie liczyła się logika.
Tak wiele razy myślał, iż Dean może w jakiś sposób odwzajemniać jego uczucia, ale gdy tylko dopuszczał do siebie taką myśl coś się między nimi niszczyło i wracali do poprzedniego stanu.
Od ostatniego wypadku, wtedy gdy Mary Winchester znalazła dużą sprawę dla swoich synów i anioła gdzie ten prawie umarł przez dźgnięcie tamtą włócznią, coś się zmieniło. Anioł miał świadomość, iż powodem tego jest fakt wyznania swoich uczuć wobec Deana. Czuł wtedy, że jest to odpowiedni moment, by wyznać co czuje, nie zważając już na to, że był Crowley, że był Sam, Mary... On musiał to powiedzieć. Poczuł niesamowitą ulgę. Owszem tak, tak dobrze było wreszcie powiedzieć temu zielonookiemu co czuje, co czuł od kiedy... właśnie, od kiedy?
Castiel często zastanawiał się nad tym kiedy uczucie do Deana stało się tak potężne. Nie potrafił tego wytłumaczyć. Dean... To najbardziej przyciągająca, magnetyczna osoba jaka mogła zostać stworzona. Wszystko co w łowcy było - on, Castiel - uważał za niezwykle atrakcyjne. Nie raz marzył tylko o tym, by dotknąć tych ust swoimi, by go przytulić, by przesunąć lekko palcami po jego żuchwie, by go...
Anioł bardzo pożądał tego człowieka. Jego myśli bywały bardzo naganne, sprawiające, że Castiel czuł się jak grzesznik lecz jednocześnie nie potrafił wyznać tych grzechów przed Ojcem. Popadł w silną obsesję, która zaczynała przeobrażać się wręcz w paranoję! Castiel zdawał sobie z tego sprawę, ale nie potrafił zatrzymać uczucia. Nie wiedział jak.
Zatem, gdy jednak przeżył tamten cios włócznią, po tym jak wyznał Deanowi miłość... zaczął go unikać jak tylko mógł. Zaczął ścigać tą Kelly, którą Lucyfer zapłodnił.
Czasem dzwonił do Deana, by sprawdzić czy wszystko dobrze, by... usłyszeć ten głos...
Wtedy dostał szansę na powrót do Nieba. Do swojego... domu.
Jego relacja z Winchesterem...
Chyba nie takiej reakcji się spodziewał. Myślał, że łowca rzuci mu się na szyję i odpowie
"Ja Ciebie też, Cas"?
To pieprzony Dean Winchester! On nie mówi, że kogoś kocha, nigdy! Ale czy chociaż gdy Castiel u m i e r a ł nie mógł choć skłamać, że on jego również...?
Jedyne co zawsze polepszało aniołowi humor to to, że łowca traktował go jako rodzinę, a Cas zdawał sobie sprawę, że rodzina dla tego człowieka znaczy naprawdę dużo.
Ale on nie mógł tego znieść. To trwało tyle lat. Anioł nie miał siły. Chciał tylko, żeby ból ustąpił.
Dlatego poszedł do Nieba.
Naiwnie uwierzył, że go przywitają z szeroko rozłożonymi ramionami! Jakże głupi był! Jego bracia i siostry szybko szybko spętali jego ciało. Zamknęli w dziwnej, nieznanej Castielowi części Nieba i torturowali przez czterdzieści dni.
Anioł nie wiedział, że Dean, miłość jego życia, szukał go od ostatniej rozmowy telefonicznej.
Winchester nie był głupi, potrafił rozpoznać jeśli z jego... to znaczy z Casem było coś nie w porządku. Łowca nie chciał się poddać. Z jednej strony sprawa z dzieckiem Lucyfera, z drugiej strony jego najlepszy przyjaciel gdzieś... zapadł się pod ziemię, ciągle Ci... Ci Brytole! Jego głowa była gotowa eksplodować. Czasem... cóż, wydzwaniał na komórkę tego pierzastego dupka, by chociaż usłyszeć jego głos z poczty głosowej i wykrztusić kilka przekleństw w jego kierunku.
Taki był Dean. Poprzez obelgi próbował ukazać swoją troskę i... uczucie. Nigdy nie rozumiał tego uczucia. To był po prostu Cas. Dlaczego się nie odzywał...?
Po czterdziestu dniach intensywnego znęcania się nad Castielem w końcu coś miało się zmienić. Tak, Damien, ostatni, który skłonił się do najgorszej krzywdy jaką można było wyrządzić aniołowi mu to powiedział, choć Casowi wszystko już zwisało. Błagał w myślach swego Ojca by wybaczył swoim dzieciom, a jemu dał śmierć, o której powoli zaczynał marzyć.
Najgorszą krzywdą dla anioła jest niszczenie ich skrzydeł. Większość z Was w życiu pewnie spotkała się z mitem o Prometeuszu, który do dziś jest gdzieś w górach Kaukaz, a sęp codziennie przylatuje do niego i bezlitośnie wyżera jego wątrobę, bez przerwy odrastającą, wznawiając mękę tego bohatera. Podobnie jest ze skrzydłami - fakt, iż niemożliwe jest ich wyrwanie czy wyjedzenie (w szczególności przez sępa czy innego ptaka) lecz wyrywanie piór i ranienie szkieletu skrzydeł jest równie bolesne co codzienne tracenie wątroby. Zawsze odrastały. Właśnie w nich było najwięcej łaski. Na dodatek całe ciało Castiela zostało porozcinane przez jego własne anielskie ostrze. Widział jak z każdym dniem jego łaska wypływa z krwią na marmurową posadzkę. Tracił swoją anielskość, nie był w stanie się już wyleczyć a co dopiero walczyć.
I wtedy czterdziestego pierwszego dnia - Jehebba - jeden z 'popularniejszych' aniołów tu, w Niebie, postanowił złożyć Casowi wizytę. Szczycił się swoją siłą, szybkością, zmiennością oraz tym, że był niesamowitym dupkiem. Słynął z tego, że niszczył buntownicze anioły, za którego wielu uznawało Castiela.
- Dobrze Cię wreszcie poznać, Castielu. - zaczął, przemierzając powoli pomieszczenie. W drobnych dłoniach trzymał ostrze. Jego naczynie było kobietą. Piękną, młodą, delikatną, odzianą w długą sukienkę na długi rękaw.
Cas nic nie powiedział, nie tylko ze względu na to, iż nie miał siły ale również z powodu nienawiści do tego anioła. Czuł jak nowe piórka wyrastają na jego skrzydłach. Cały drżał na myśl, że znowu ktoś zacznie się nad nim znęcać. Lecz tamten... zaskoczył go.
- Co byś powiedział na życie jako człowiek w świecie bez potworów, demonów, bez.... tego, którego tak niezrozumiale kochasz? - zapytał, uśmiechając się kącikiem ust. - Jak mu było? Winchester?
- ...O czym... O czym mówisz? - wykrztusił z siebie ledwo słyszalnie. Czy to była kolejna gra, w którą chcieli się zabawić jego pobratymcy?
- Mogę skrócić Twe cierpienie, sięgające początkiem momentu zstąpienia do Piekielnej Czeluści by uratować Deana Winchestera z oblicza wiecznego cierpienia. Mogę przenieść Cię do innego wymiaru, gdzie zapomnisz o tym kim byłeś, co przeżyłeś, kogo...- wyraźnie wzdrygnął się - kochałeś.
Castiel patrzył na Jehebba, nie dowierzając jego słowom. Oczywiście wiedział, że istnieją tysiące, może nawet i miliony wymiarów, ale dlaczego ktoś taki jak Jehebba miałby się przejmować kimś takim jak Castiel?
- D-Dlaczego? - tylko zapytał.
- Krążą plotki, że taka jest wola Ojca.
Wtedy nie wytrzymał, łzy spłynęły po jego brudnych od zaschniętej krwi policzkach. Czy to było możliwe, iż jego Ojciec chciał mu dać szansę? Chciał, by zaczął wszystko od nowa?
- Co jeśli się nie zgodzę?- niebieskooki musiał o to zapytać.
- Cóż, wtedy po prostu dalej będziemy Cię torturować. Nie wrócisz na dół Castiel. Nie w tym świecie. - oznajmił oschle i zaśmiał się naprawdę ładnym, melodyjnym śmiechem. Kto by się spodziewał, że pod tym naczyniem krył się taki skurwysyn. To znaczy, dupek.
Cas myśli skierował ku Deanowi. Nigdy go nie spotka. Nigdy więcej.
Czy to nie to, o czym czasem marzył? By po prostu przestać kochać Deana?
- Pośpiesz się, nie będę czekać cały dzień. - usłyszał zirytowane warknięcie. Miał dość bólu. I tego, który dokuczał mu teraz jak i tego, który często odczuwał w pobliżu Deana.
Musiał podjąć decyzję.
Musiał coś zrobić.
Śmierć czy możliwość rozpoczęcia wszystkiego od nowa jako człowiek, na dodatek miał nic nie pamiętać. Nie pamiętałby Deana. Tak bardzo kochał tego łowcę! Ta miłość wręcz niszczyła Castiela od środka, wiedział, że nigdy nie będzie miała miejsca bytu.
Otrząsnął się, patrząc głęboko w ciemne, brązowe oczy kobiety przed nim stojącej oraz w Jehebbę.
- Chcę... Chcę być człowiekiem, Jehebba.
Szepnął, nie myśląc choćby przez chwilę o tym, że Dean Winchester dowiedział się od jakiegoś parszywego demona co się stało z Castielem. Mężczyzna był gotów zatrząść całym Niebem, by odzyskać swojego najlepszego przyjaciela. Szukał go zbyt długo!
Nie wiedział, że już na to za późno. Nie miał pojęcia, iż Castiel właśnie obudził się w innym miejscu.
W innym wymiarze.
W innym wszechświecie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro