Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4.

🏒🏒🏒 X: #ᴅᴡᴛʜᴘ_ᴡᴀᴛᴛ 🏒🏒🏒

4. 

Prułem przez lód, skupiając wzrok na czarnym krążku, który wędrował pomiędzy skrzydłowymi i próbowałem wychwycić najsłabszy moment ich podania. Adrenalina buzowała w moich żyłach, a wszelkie troski czy problemy znikały z każdym odepchnięciem od lodu.

Tutaj byłem królem. Rządziłem i dzieliłem. Nie było głupiej ekonomii, profesor Mutt i wygórowanych oczekiwań ojca. Sukcesy Dereka były nieistotne, a udawany z wiązek z największą złośnicą na uczelni nie ciążył mi na sercu.

Tutaj była wolność.     

— Duxbury! Przestań bujać w obłokach i zgarnij ten krążek!

Trener Randall poprawił czapkę z daszkiem i wskazał na coś dłonią, ale ja już go nie słuchałem. Wcale nie bujałem w obłokach, szukałem luki pomiędzy Walkerem, a Schwartzem i właśnie ją znalazłem. Odepchnąłem się od lodu, kierując na prawe skrzydło. Dogoniłem Schwartza, i gdy ten odbierał krążek, wsadziłem kij między jego nogami i przejąłem podanie.

Pchnąłem większego skrzydłowego na Walkera, a potem zacząłem gnać ile miałem pary w nogach do bramki przeciwników. Po kilku sekundach czerwone światełko rozbłysło nad siatką, a mój zespół zaczął mi gratulować.

— Dobre zagraniem, stary. — Jackson klepnął mnie po plecach.

Trening zakończył się wynikiem trzy do jednego dla mojej drużyny i byłem bardzo zadowolony z siebie i chłopaków.

— Ale z ciebie kutafon, Duxbury. — Walker podjechał do mnie i zdjął kask. — To było nieczyste zagranie.

Wzruszyłem ramionami i wyjąłem ochraniacz z ust.

— Nie zostało odgwizdane, więc było czysto.

— Daj spokój, Dustin. Nie było faulu. — Jackson również zdjął kask. — Zacznij w końcu przyjmować porażki. To już się robi nudne.

— Naskocz mi! — Walker pokazał nam środkowego palca i odjechał w stronę wyjścia z ringu.

My też podążyliśmy jego śladami.

— Zaczynam się naprawdę cieszyć, że to nasz ostani rok. — Spojrzałem na przyjaciela, a potem uchwyciłem spojrzenie trenera Randalla. Mężczyzna kiwnął na mnie głową, dając znać, żebym do niego podjechał. — Walker zaczyna mi poważnie działać na nerwy. Zobaczmy się w szatni, stary chce ze mną pogadać.

Jackson obejrzał się na ławkę i klepnął mnie w ramię.

— Powodzenia. Może nie urwie ci głowy.

Uśmiechnąłem się słabo, a potem odbiłem w lewo. Tak jak obiecałem Ash, nie powiedziałem nikomu o naszej umowie. Skłamałem Jacksonowi, że dziewczyna zgodziła się zostać moją korepetytorką, a on mi pogratulował. Nie miałem pojęcia jak go przekonam, że nagle mi się odwidziało i zamiast niechęci czuję do niej miętę. Przecież narzekałem na nią bite dwa lata. Jackson na pewno coś wyniucha tym swoim wścibskim kulfonem.

Zatrzymałem się przed bandą i zerknąłem na trenera Randalla. Mezczyzna był już po pięćdziesiątce, ale wciąż świetnie się trzymał. Wysoki i postawny wzbudzał respekt nie tylko swoim wyglądem, ale i osiągnięciami. Gdy byłem chłopcem, oglądałem z wypiekami na twarzy jak wznosił puchar Stanleya. Randall był legendą.

Był moim idolem.

— Duxbury! Wyrwę ci nogi z dupska!

I zdarzało się, że był też moim koszmarem.

— Trenerze. — Przeskoczyłem przez bandę i odłożyłem kij na ławkę.

— Zawaliłeś ekonomię?! Przecież cię ostrzegałem w zeszłym roku.

— Wiem, wiem, ale już to ogarniam trenerze.

Mężczyzna zwęził oczy i założył ramiona na piersi. Mimo, że nigdy nie należałem do niskich i chuderlawych osób, jego potężna sylwetka mnie przytłaczała.

— Słucham — wypluł nie spuszczając ze mnie wzorku.

— Znalazłem korepetytorkę. Jest świetna z ekonomii i w dodatku obiecała mi, że porozmawia z profesor Mutt i załatwi, żebym wrócił do wyjściowej szóstki.

Trener Randall pogładził dłonią szczękę i zamruczał.

— I kiedy to nastąpi?

— Przed pierwszym meczem sezonu. — Wyszczerzyłem się i próbowałem wyglądać na pewnego siebie.

Ash niczego mi takiego nie obiecała, więc w najbliższym czasie będę się musiał dwoić i troić by ubłagać uczelnianą złośnicę do szybkiej rozmowy z profesor Mutt. Pierwszy mecz miał się odbyć już za dwa tygodnie.

— Dobrze — zawyrokował trener. — Ale weź się w końcu w garść i ogarnij ten przedmiot. Profesor Mutt jest przerażająca. Jeszcze jedna rozmowa z nią, a będziesz brać udział w paraolimpiadzie, jasne?

— Jak słońce.

Złapałem za swój kij i udałem się pospiesznie do szatni. Nie uśmiechała mi się wizja rozmowy z Ash ledwo jeden dzień po zawiązaniu naszego dziwnego układu, ale nie miałem wyjścia.

— Przeżyłeś?

Jackson stał koło swojej szafki w samym ręczniku. Zakładał naszyjnik, który dostał od swojej dziewczyny na ich pierwszą rocznicę.

— Jak widać. — Puściłem mu oko i zacząłem się rozbierać.

— Tak szybko zaakceptował fakt, że nie będzie cię w pierwszej szóstce w tym semestrze?

Jackson oparł się barkiem o szafkę i posłał mi zaciekawione spojrzenie. Znałem się z nim od liceum i wiedziałem, że od razu wyniucha każde moje kłamstwo.

— Nie, powiedziałem mu, że Ash załatwi z profesor Mutt bym znowu mógł grać.

Brwi Jacksona podjechały tak wysoko, że praktycznie złączyły się z linią jego czarnych włosów.

— Powaliło cię? Po cholerę kłamiesz?

— Nie kłamię — mruknąłem ściągając ochraniacze z nóg. — Margaret powiedziała, że porozmawia z Mutt. Właściwie to nawet sama to zaproponowała.

Mój przyjaciel wyglądał jakby właśnie połknął żabę. Skrzywił się i wydął policzki.

— Margaret Ash sama ci zaproponowała, że wstawi się za twoim dupskiem? Taa, jasne.

Obwiązałem biodra ręcznikiem i udałem, że szukam w szafce szamponu.

— Powaga. Wiesz, ona wcale nie jest taka zła.

Jackson przyłożył mi dłoń do czoła, a ja ją szybko strzepałem. 

— Dziwne, nie masz gorączki, a bredzisz.

— Mówię poważnie. Spadam pod prysznic — zamknąłem z trzaskiem drzwiczki od szafki — a ty masz chyba rocznicową rozmowę z Lucy.

Zacząłem wydawać odgłosy cmokania, a Jackson pokazał mi środkowy palec. Odetchnąłem z ulgą, gdy chłopak zniknął za wyjściowymi drzwiami. Jeszcze pięć minut grillowania mojego tyłka i bym się ze wszystkim wygadał.

Bogu dzięki za Lucy i ich trzecią rocznicę.

Odświeżony i przyjemnie zmęczony wyszedłem z hali i skierowałem swoje kroki do pobliskiej kawiarni. Potrzebowałem ekstra mocnej kawy, bo czekała mnie rozmowa z Ash.

Hej!
Jak zawsze czekam na Wasze reakcje! Dajcie znać co myślicie o Hokeiście 😉
Miłego weekendu!
M.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro