25.
🏒🏒🏒 X: #ᴅᴡᴛʜᴘ_ᴡᴀᴛᴛ 🏒🏒🏒
— Chłopcy, może jednak wybierzecie się z nami?
Mama Jacksona spojrzała na mnie i przyjaciela z troską. Był Sylwester, noc, którą każda młoda czy starsza osoba powinna spędzić na zabawie i tańcach, jednak ani ja, ani Jackson nie byliśmy w nastroju na imprezy.
Lucy poprosiła kilka dni wcześniej o przerwę w związku i Jackson był nie do życia. Ja natomiast byłem umówiony na wideo rozmowę z Margaret i za żadne skarby nie chciałem jej przegapić.
— Nie, zostaniemy w domu. Mamy resztkę pani cudownego ciasta — puściłem oko do pani King — o dwunastej wypijemy kieliszek piwa i pójdziemy grzecznie spać.
Kobieta spojrzała na mnie, a potem uśmiechnęła się ciepło. Pogładziła delikatnie po policzku, a ja poczułem coś na podobieństwo matczynej troski. Pani King była wspaniałą kobietą. Jackson miał szczęście.
— Jakbyście zmienili zdanie, zostawiłam wam adres na lodówce. — Wychyliła się i gdy upewniła się, że Jackson dalej grał zawzięcie na Xboxie szepnęła: — Jakby Jackson wpadł na jakiś głupi pomysł to też dzwoń.
Pokiwałem głową, a ona ucałowała mnie w policzek.
— Będzie dobrze, pani King.
Kobieta tylko się uśmiechnęła, ale jej oczy pozostały poważne. Wczoraj Jackson spędził cały dzień w łóżku, a potem, w środku nocy chciał jechać do Lucy. Cudem go przekonaliśmy, że to nie był dobry pomysł.
— No dobrze, pora na nas.
Pan King zszedł na dół, a ja zagwizdałem cicho.
— Garnitur — pokazałem mu uniesione kciuki — wygląda pan bardzo dostojnie.
Mężczyzna przygładził już lekko przerzedzone włosy i zaśmiał się nerwowo. Jak dotąd widziałem go tylko raz w garniturze, na zakończeniu naszego liceum. Ojciec Jacksona zdecydowanie lubował się w dresach.
— Mam w sobie jeszcze to coś. — Poruszył brwiami, a pani King mruknęła:
— Tak, ponad kilo indyka.
— Ynez! — obruszył się, ale potem obdarował żonę buziakiem.
Wyglądali na szczęśliwych i zakochanych. Miło się patrzyło na ten obrazek.
— W kuchni są drobne na żarcie. Uważajcie na siebie i żadnych przejażdżek po alkoholu — ostrzegł. — Słyszałeś synu?! — krzyknął do Jacksona, a ten coś burknął pod nosem. — Poważnie, powodzenia — poklepał mnie po ramieniu — przyda ci się.
Pomachałem rodzicom Jacksona, a gdy ci zniknęli na zewnątrz poszedłem do salonu. Usiadłem w ogromnym wiśniowym fotelu, który zwykle był okupowany przez głowę rodziny King i spojrzałem na pobladłego przyjaciela.
— Chcesz o tym pogadać?
Jackson zmarszczył brwi, zastopował grę i wypuścił głośno powietrze.
— A o czym tutaj gadać? Lucy chce przerwy, ja najwidoczniej nie mam nic do gadania. To koniec.
— To tylko przerwa — próbowałem go pocieszyć.
— Jesteśmy na uniwerku, Austin, doskonale wiesz jak wygląda rzeczywistość samotnej dziewczyny. Najczęściej nie może się opędzić od przygłupich chłopaków. Lucy jest piękna, mądra, miła i zabawna — zamilkł na chwilę i podrapał się po nieogolonym policzku — cóż, przynajmniej kiedyś była miła i zabawna. Zaraz się koło niej ktoś zakręci i szczenięca miłość z liceum będzie ostatnim, o czym będzie myśleć.
— Ona cię kocha stary, musi tylko poukładać sobie wszystko w głowie.
Jackson prychnął i wyłączył grę.
— Jeśli by mnie naprawdę kochała, nie musiałaby niczego układać — powiedział smutno. — Idę się położyć do łóżka. Zamierzam przespać ten rok, oby następny był lepszy.
Klepnął mnie w ramię i wyraźnie przygaszony zaczął się powoli wspinać po schodach. Odprowadziłem go wzrokiem na górę, a potem przetarłem twarz dłonią. To nie wyglądało dobrze. Wyjąłem z kieszeni telefon i zacząłem kalkulować, która była godzina w Londynie. Wychodziło na to, że dla Maggie zostało pięćdziesiąt minut starego roku. Nacisnąłem jej kontakt, ale zanim miałem szansę wykonać połączenie, mój telefon ożył.
To ona dzwoniła do mnie.
— Hej — przywitała się, a ja poczułem błogi spokój, gdy zobaczyłem na ekranie jej twarz.
— Cześć.
Maggie ściągnęła brwi i podkurczyła pod siebie nogi. Siedziała na obrzydliwe żółtej kanapie, takiej, której kolor przypominał musztardę. Była przykryta zielonym kocem i musiałem przyznać, że to zestawienie robiło wrażenie.
— Co się stało? — zapytała, a potem odgarnęła do tyłu jeden z grubych warkoczy.
Wygladała inaczej niż na studiach. Można było poczuć, że czuła się bardziej komfortowo w domowym zaciszu.
— Jackson — odparłem.
— Przeżywa tę przerwę z Lucy?
— I to jak. — Spojrzałem w górę, wiedząc, że przyjaciel leżał w łóżku i oglądał stare zdjęcia ze swoją byłą dziewczyną. — Poszedł do łóżka, ale sam nie wiem czy to dobry pomysł, żeby był sam.
— Znasz go lepiej ode mnie, wiesz co dla niego dobre. — Uśmiechnęła się pokrzepiająco. — Ma najlepsze towarzystwo pod słońcem. Będzie dobrze.
— Dzięki. — Pokręciłem się na fotelu, aby wygodniej się ułożyć. — A gdzie twoja mama?
— Jest jak Jackson. — Maggie pokręciła głową, ale wciąż się uśmiechała. — Poszła już do łóżka, ale nie dlatego, że ma problemy sercowe, zmorzyła ją lampka wina.
— A więc to prawda, że Anglicy nie potrafią pić — wyszczerzyłem się, a ona pokazała mi język. — To co teraz robisz? — Zmarszczyłem brwi uświadamiając sobie, że nie wiedziałem, jak świętowano Nowy Rok w Londynie.
— Nic, oglądam stare komedie romantyczne i podjadam maślane ciasteczka.
Ash położyła się na kanapie i skierowała telefon w stronę telewizora, gdzie leciała jedna z komedii z lat dziewięćdziesiątych. Lubiłem ten film, główna bohaterka była podobna do Margaret, rzucała sarkazmem na lewo i prawo.
— Tak świętujecie ostatni dzień roku z Londynie? Trochę słabo.
Specjalnie ją podpuszczałem, a ona o tym wiedziała. Przewróciła oczami i wepchała do ust ciastko.
— Większość ludzi zbiera się przy Tamizie. Nasze fajerwerki biją na głowę wasze.
— Hola, nic nie pobije kuli z Nowego Jorku. To kultowe zdarzenie, wszyscy na to czekają.
— Wszyscy, to znaczy kto? — zaśmiała się. — Większość świata już śpi i ma w nosie waszą kulę. Choć raz, wielka Ameryka, nie jest w czymś pierwsza — sarknęła, a potem zamrugała i ponownie skierowała telefon w stronę telewizora. — Kat czyta swój wiersz przed całą klasą. Uwielbiam ten moment — westchnęła. — I to spojrzenie Patricka.
— Przypominam ci, że rozmawiasz ze swoim chłopakiem.
Uniosłem brwi i zrobiłem obrażoną minę, gdy Maggie w końcu skierowała telefon na siebie.
— O Jezu, przecież wiem. Już się tak nie napinaj.
Jej uśmiech złagodniał, a ja jedyne o czym mogłem myśleć to to, jak piękna teraz była. Bez makijażu, w warkoczach, na obrzydliwe musztardowej kanapie z okruchami po ciastkach na bluzie.
— Żałuję, że nie ma cię tutaj — szepnęła miękko.
Ostatnio nasze rozmowy były pełne tęsknoty. Rozmawialiśmy codziennie, ale nic nie zastępowało rozmowy twarzą w twarz, dotyku i zapachu.
— Ja też żałuję, Maggie.
Dziewczyna przygryzła usta i spuściła wzrok.
— Bardzo za tobą tęsknię, Austin. — Zamrugała, a potem wstała z kanapy. Usłyszałem szelest jej kroków, a potem mogłem podziwiać londyńskie niebo. — Za dziesięć minut Nowy Rok. Masz jakieś życzenie?
— Myślałem, że życzy się czegoś jak zobaczy się spadającą gwiazdę — mruknąłem. — Na Nowy Rok są postanowienia.
— Życzenie brzmi lepiej — powiedziała, a ja musiałem się z nią zgodzić.
Odetchnąłem głęboko i chwilę się zastanowiłem.
— Chyba mam, a ty?
Margaret skierowała na siebie telefon. Pokiwała głową, a potem ją przekręciła.
— To życzmy sobie coś razem. Tylko nie mów, co sobie życzyłeś, bo się nie spełni.
— Dobrze, pani profesor — zażartowałem.
Maggie pogroziła mi palcem, a potem zaczęła cicho odliczać wstecz. O dwunastej w nocy londyńskiego czasu życzyłem sobie by było mi dane przeżyć jeszcze wiele sylwestrów razem z dziewczyną.
I sześć godzin później moje życzenie się spełniło. To były najlepsze sylwestry w moim życiu.
Miałam wepchnąć jeszcze jedną dramę z Summer, ale wiecie co? Niech się buja, nie zasługuje na tyle antenowego czasu XD
Uwielbiam końcówkę tego rozdziału 😍
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro