Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

19.

🏒🏒🏒 X:  #ᴅᴡᴛʜᴘ_ᴡᴀᴛᴛ 🏒🏒🏒

Margaret stała w moim salonie i przechylając głowę w bok spoglądała na wypchaną do granic torbę.

— To miały być dwie noce, Duxbury.

Zwęziła podejrzliwe oczy, a ja dopiłem kawę i wzruszyłem ramionami.

— Będą. Zawożę trochę letnich rzeczy do domu.

Dziewczyna wciąż nie wyglądała na przekonaną, a ja zacząłem kręcić się po salonie, by nie dostrzegła w moich oczach wątpliwości. Ojciec zawsze znajdywał sposób, bym został w domu dłużej niż to sobie planowałem. Nie mogłem jej jednak tego powiedzieć. Ash odwróciłaby się na pięcie na te wiadomości i spieprzyła do Londynu.

W najgorszym wypadku pożyczę jej dresy. Będzie dobrze.

Czułem się dziwnie będąc z nią sam na sam w mieszkaniu. Harry wyjechał do domu w zeszłą sobotę, a Jackson zdecydował się pojechać do Crameville dwa dni temu. Mówił coś o zapychaniu buzi ziemniakami i ciastem dyniowym. Lucy nawet do niego nie zadzwoniła przed wyjazdem do Teksasu...

To było do niej niepodobne. Zacząłem się o nich porządnie martwić.

— Wiesz, inaczej sobie wyobrażałam wasze mieszkanie.

Ash usiadła na sporej kanapie i założyła nogę na nogę, a ja uniosłem brwi.

— A jak sobie wyobrażałaś?

— Szczerze? Jako coś co się lepi od brudu — odparła z rozbrajająco spokojną miną.

— Dzięki, miło mi, że uważasz nas za brudasów.

— O Jezu, nie uważam, ale wiesz, jesteście chłopakami, członkami drużyny hokejowej, nie macie czasu albo jesteście wiecznie zmęczeni. Zakładałam, że nie lubujecie się w czystości.

— To źle zakładałaś — wsadziłem klucze do kieszeni niebieskiej kurtki — pokojówki i kamerdyner w rezydencji wyszkolili mnie na medal — zażartowałem, a ona się uśmiechnęła.

Złapałem za swój bagaż i wskazałem na drzwi.

— Gotowa?

Dziewczyna przekręciła głowę, a potem pokiwała nią z mało pewną miną.

— Chyba nie mam innego wyjścia. Słuchaj, zatrzymamy się po drodze w jakimś sklepie? Kupię wino, co? Trochę głupio przyjeżdżać tak z pustymi rękoma.

— Spokojnie, jedna osoba w tą czy wewte nie robi różnicy, poza tym trochę cię przymusiłem. — Schodząc po schodach usłyszałem, jak Margaret nabierała głośno powietrze.

— I tak lepiej kupić — upierała się.

Przewróciłem oczami, ale już nie skomentowałem faktu, że ojciec wolał szkocką. Zeszliśmy w milczeniu do garażu, otworzyłem bagażniku od srebrnego Mercedesa i pozwoliłem Margaret umieścić tam niewielki bagaż.

— Jak byłam w zeszłym roku u Camille, to jej rodzina nie dawała sobie prezentów. Wy też nie dajecie, nie?

Spojrzała na mnie z obawą. Pokręciłem głową i otworzyłem dla niej drzwi, a potem sam wsunąłem się na miejsce kierowcy.

— Nie, nie dajemy — uspokoiłem ją. — Oglądamy paradę, potem zapychamy się indykiem, ziemniakami i ciastem. Ojciec marudzi, że marnuję sobie życie, ja naśmiewam się z uniesionego palca Dereka, gdy ten pije kawę. Dochodzimy do tego samego wniosku: byłoby lepiej gdybym nie przyjechał, oglądamy mecz i idziemy w kimę.

Margaret zapięła pas i zamilkła. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji i bałem się, że ją zniechęciłem na amen. Ona jednak pokręciła się w fotelu, a potem posłała mi pełne zrozumienia spojrzenie.

— Brzmi jak Boże Narodzenie u mnie. — Włączyła radio i zaczęła szukać stacji. — Minus brat i zamiast ojca jest matka.

Odpaliłem silnik i tylko milcząco pokiwałem głową. Wyjechałem na ulicę, a Margaret zaczęła coś mruczeć pod nosem. Zajrzała do schowka, potem na tylne siedzenie, a następnie zanurkowała w swoim plecaku.

— Szukasz czegoś konkretnego? — Stanęliśmy na czerwonym świetle, więc mogłem zauważyć, że dziewczyna praktycznie wsadziła głowę do wnętrza skórzanego worka.

— Tak, tego! — zawołała triumfalnie wymachując białym kablem. — Odpalam muzykę. — Wyszczerzyła się podłączając go do radia.

— No nie wiem, to kierowca powinien wybierać muzykę.

Ash prychnęła i kompletnie ignorując moje słowa, podłączyła telefon pod elektronikę auta.

— A skąd. Role są następujące: kierowca kieruje, pasażer obsługuje nawigację i muzykę, a tył zarządza żarciem.

— I niby kto o tym zadecydował? — Zmarszczyłem brwi.

— Wszechświat. — Zarzuciła włosy do tyłu i mruknęła: — Podaj mi kod pocztowy do swojego domu.

Wyjechaliśmy na główną drogę. Zostawiliśmy za sobą kampus jak i całe miasteczko. Przed nami rozciągały się tereny porośnięte już w większości nagimi drzewami.

— Chyba znam drogę do własnego domu. — Zabębniłem w kierownicę, gdy z głośników rozbrzmiały pierwsze takty piosenki Post Malone'a.

Margaret zaczęła zawzięcie klikać w komórkę.

— Może i znasz, ale po drodze może być korek, objazd, gdzieś zapewne stoi policja, a ja też chcę wiedzieć ile to nam zajmie i kiedy będzie najbliższa stacja benzynowa, bo nie wiem, czy mogę zacząć pić colę.

Zatrzepotała rzęsami, a ja zaniemówiłem.

— Jesteś maniakiem planowania, co?

Ash wzruszyła ramionami.

— Przezorny zawsze ubezpieczony.

Pokręciłem głową i wyminąłem przyczepę.

— Świr — odparłem, a potem podałem jej ulicę i kod pocztowy.

Margaret wpisała wszystko do aplikacji i po chwili kobiecy głos zaczął mnie nawigować — tak jakbym nie znam drogi do miejsca, gdzie spędziłem osiemnaście lat życia...

— Dobra, została nam godzina i pięćdziesiąt dwie minuty. — Margaret zawiesiła głos i otarła dłonie o dżinsy. — Co chcesz robić? Może powtórzymy ekonomię?

Sięgnęła po plecak, a ja szybko zaprotestowałem.

— Nie ma mowy, Margaret. Jest przerwa, zero gadania o nauce.

Jej brwi ściągnęły się, odchrząknęła i odłożyła plecak na podłogę. Zerknęła przez okno i podparła głowę na dłoni.

— To co będziemy robić? — zapytała cicho.

— Możemy pogadać, ale bez nauki. Na przykład o... — zamyśliłem się, aż w końcu wpadłem na pytanie, które nas rozrusza. — Dlaczego Ameryka przewyższa Anglię pod każdym względem.

Margaret zakrztusiła się na własnej ślinie.

— Chyba o tym, że to śmietnik Europy. — Posłała mi chłodne spojrzenie.

— Powiedziała osoba, której kraj zrobił sobie kolonię w każdym miejscu na ziemi i zniewolił miliony ludzi.

Ash otworzyła usta w szoku, ale nic nie powiedziała. Pokręciła się na fotelu i w końcu wydusiła:

— Jeden zero dla ciebie. Biję się w pierś za moich przodków. Ale Europa i tak jest lepsza od Ameryki — burknęła.

Pokręciłem głową, ona zawsze musiała mieć ostatnie zdanie.

— Choć muszę przyznać, że macie ładne rezerwaty przyrody i... potraficie być mili.

Udałem, że byłem w szoku.

— Margaret Ash mówi coś pochlebnego o Ameryce? Czekaj, muszę to nagrać.

Zacząłem sięgać po telefon, a ona pacnęła mnie delikatnie w ramię.

— Bo zmienię o was zdanie — ostrzegła z błyskiem w oku. — Dlaczego nazywacie footballem sport, w którym nie kopie się piłki?

— Zwinna zmiana tematu. — Puściłem jej oko, na co ona pokazała mi język. — Przecież kopiemy piłkę.

— Raz na sto lat.

Ściągnąłem brwi, sam zastanawiając się dlaczego nazywaliśmy football footballem. Nie potrafiłem wymyślić żadnej riposty, a nie chcąc by Ash wygrała naszą małą wojnę na słowa zapytałem:

— A dlaczego wy jeździcie po lewej stronie? Koniecznie musicie utrudniać innym narodom aklimatyzację w Anglii?

Margaret znowu zamilkła.

— Zadajesz dzisiaj bardzo trudne pytania.

— Co nie? Mam niezłą passę.

— Mhm.

Oparła czoło o szybę i zapatrzyła się na mijane przez nas pole. Z głośników popłynęła jedna z piosenek One direction. Uśmiechnąłem się, bo lista muzyczna Margaret była taka jak ona: nieprzewidywalna.

— Fanka 1D?

Dziewczyna pokiwała głową.

— Tak, jak byłam nastolatką, to ich kochałam.

— Domyślam się, był na nich niezły szał. — Zwęziłem oczy i postanowiłem, że dręczenie Margaret Ash jeszcze się nie skończyło. — W kim się podkochiwałaś? — zapytałem, a ona stanowczo pokręciła głową. — No daj spokój. Powiedz miii — zajęczałem.

— W nikim — odparła stanowczo. — Lubiłam ich muzykę.

Prychnąłem.

— Taaa jasne. — Rzuciłem jej szybkie spojrzenie. — Pewnie w Harrym. Wyglądasz na miłośniczkę Stylesa.

Margaret przewróciła oczami, a potem usłyszałem jak burczała coś pod nosem.

— Co?

We wnętrzu auta dało się słyszeć jej głośne nabieranie powietrza.

— W Niallu — szepnęła, a potem oblała się rumieńcem. — Wolę blondynów.

Wytrzeszczyłem oczy i nadstawiłem uszu, licząc, że powie coś więcej, ale ona zamilkła. Boże, Ash, dobijasz mnie tutaj! Nie możesz powiedzieć czegoś takiego, a potem ot tak zamilknąć! — myślałem przygryzając wnętrze policzka. Ta dziewczyna doprowadzała mnie do szału. Mimo to nie chciałbym, aby ktokolwiek inny zajmował siedzenie dla pasażera. Zrezygnowany westchnąłem i na nowo podjąłem temat.

— A więc fanka muzyki One direction.

Uniosłem brew, a ona przewróciła oczami.

— Mhm. Byłam na pięciu koncertach. Ojcu krwawiły uszy już przy trzeciej piosence na pierwszym. — Uśmiechnęła się z nostalgią. — Uwielbiał rocka, zwłaszcza z lat 80. — Odwróciła głowę i spojrzała na mnie. — Motylku, co to za muzyka? Przecież to kombinacja tych samych czterech akordów.

Jej głos słodko zadudnił, domyśliłem się, że próbowała naśladować mężczyznę.

— Motylku? — Posłałem jej szybkie spojrzenie.

— Tak, ja byłam Motylkiem, a mama Kwiatuszkiem. Ojciec na co dzień obracał się wśród napakowanych facetów. Wiesz, świńskie żarty, testosteron aż pod niebo, ale jak przychodził do domu rzucał słodkie słówka i był milusi.

— To fajnie.

Margaret wypuściła głośno powietrze.

— Tak, fajnie — odparła jakoś bez przekonania. Na moment zamilkła, spuściła wzrok i zaczęła błądzić palcem po rozdarciu w dżinsach. — Tylko, że praktycznie nigdy nie było go w domu — szepnęła. — Cały czas był w pracy, nawet jak był z nami.

— Pracoholik? — zapytałem, a Margaret pokiwała ze smutkiem głową.

Rozumiałem ją, mój ojciec też stawiał pracę na pierwszym miejscu. Nawet, kiedy była z nami mama, ojciec spędzał lwią część czasu w biurze. I niby wiedziałem, że robił to, aby dać nam lepsze życie, sam wychował się w biedzie, ale tęskniłem za nim. A potem mama zmarła i nagle ja i Derek staliśmy się kukułczymi jajami. Byliśmy podrzucani opiekunkom i gosposiom. Ojciec pogrążył się już na całego w pracy.

Czasami, kiedy myślę, o dawnych czasach, wydaje mi się, że gdy zmarła mama stałem się sierotą.

— To dlatego masz na dżinsach wyszyte motyle i kwiaty? — Wskazałem na jej spodnie, a ona uniosła brwi.

— Mniej więcej. Przypominają mi o moim dawnym życiu. Kiedy byłam uprzywilejowaną dziewczyną z dobrego domu. Człowiek nie powinien brać niczego za pewnik.

Zmarszczyłem brwi, chcąc zapytać co to znaczyło, ale Margaret szybko zmieniła temat.

— Mówiłeś, że twoja mama zmarła jak miałeś osiem lat, to dlatego zacząłeś grać w hokeja?

Wydałem policzki i wjechałem na bardziej wiejską drogę.

— Może, chyba tak. Po śmierci mamy nie bardzo wiedzieliśmy co mieliśmy ze soba zrobić. To był szok, że odeszła — przełknąłem ciężko. — Miała mieć tylko wycinany torbiel na nerce. Lekarze mówili, że operacja to rutynowy zabieg. Powinna wrócić do domu w przeciągu kilku dni, ale nie wróciła. Nastąpiły komplikacje, doznała krwotoku, potem niewydolność wielonarządowa i... już jej nie było.

— Bardzo mi przykro.

Przygryzłem usta i podziękowałem.

— Ojciec zaszył się w biurze, Derek zachowywał się jakbym nie istniał. Zacząłem nienawidzić dom.

Wypuściłem głośno powietrze. Wracanie do bolesnych wspomnień nie należało do przyjemnych rzeczy. Czasami, gdy miewałem gorszy okres, zastanawiałem się, jak potoczyłoby się moje życie, gdyby ojciec okazał nam okruch zainteresowania. Gdyby Darek zachował się jak na starszego brata przystało i gdybym sam zawalczył o naszą rodzinę.

— Pewnego dnia wybraliśmy się ze szkołą na lodowisko. Zachciało mi się siku, odłączyłem się od grupy, a potem natrafiłem na chłopaków, którzy akurat trenowali. I to było to.

— Natychmiastowa miłość? — Margaret ułożyła się na boku i zaczęła wpatrywać się w mój profil, powodując gorąco na twarzy.

— Tak. Tydzień później już miałem cały sprzęt i biegałem po lodzie. Już tak nie bolało, brak zainteresowania ojca i olewanie przez Dereka. Zyskałem nową rodzinę, ludzi, którzy chcieli mnie w swoim życiu.

Zacisnąłem dłonie na kierownicy. Mimo wszystko chciałem by moją rodziną byli ludzie, z którymi dzieliłem krew. Wciąż naiwnie wierzyłem, że jeszcze nadejdzie taki moment, gdy się do siebie zbliżymy. Coś wydarzy się w naszym życiu i zrozumiemy, że mamy już tylko siebie.

— Wiem, że to słabe pocieszenie, ale nasze życiowe porażki nas kształtują. — Maggie posyłała mi pełne zrozumienia spojrzenie. — Gdybyśmy pochodzili z kochających i pełnych rodzin, może nie bylibyśmy w tym miejscu. Przynajmniej tak się pocieszam w cięższych chwilach.

Zerknęła na deskę rozdzielczą, gdzie nawigacja pokazywała, że została nam jeszcze godzina drogi.

— Zaraz będzie stacja benzynowa. Zatrzymamy się?

— Po wino? — Posłałem jej rozbawione spojrzenie.

— Nie, chce mi się siku.

— Okej.

Zatrzymałem auto, a ona szybko z niego wyskoczyła. Może rzeczywiście chodziło o skorzystanie z toalety, a nie zadowolenie gospodarza. Sam też postanowiłem rozprostować nogi. Spojrzałem w pochmurne niebo i zaciągnąłem się mroźnym powietrzem. Pachniało śniegiem.

Przymknąłem oczy i wsadziłem dłonie do kurtki. Nigdy nie lubiłem wracać do domu na święta. Czułem się tam jak intruz. Miałem nadzieję, że tym razem będzie inaczej. Dzięki Maggie.

Drgnąłem, gdy usłyszałem szelest zbliżających się kroków, potem rozwarłem powieki i się wyszczerzyłem.

— Kupiłaś dwa? — Wskazałem głową na dwie butelki wina.

Margaret była niepoprawna.

— Jakbyś mi powiedział jakie pije, to byłoby tylko jedno — zazrzędziła.

Oparłem się o auto, blokując jej drzwi.

— On pija szkocką, Ash. — Dziewczyna naburmuszyła się. — I to taką z najwyższej półki.

Margaret przygarbiła się i spojrzała żałośnie na butelki.

— Ale ja lubię wino — puściłem jej oko — każde. Chodź, zaczyna się robić naprawdę zimno.

Otworzyłem jej drzwi, a ona wsunęła się z gracją na fotel pasażera. Gdy usiadłem za kółkiem mogłem usłyszeć jej marudzenie.

— To w drogę! — krzyknąłem radośnie.

Hej kochani!
Powoli zbliżamy się do poznania pana ojca, zapnijcie pasy!
Daję znać, że za tydzień nie będzie rozdziału, ale spokojnie, nadrobimy to sobie między świętami, a sylwkiem — wpadną dwa!
Już teraz życzę Wam spokojnych Świąt w gronie najbliższych, a dla tych, którzy nie świętują, dużo odpoczynku ♥️
M.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro