13.
🏒🏒🏒 X: #ᴅᴡᴛʜᴘ_ᴡᴀᴛᴛ 🏒🏒🏒
13.
Leżałem w rozkopanym łóżku i bezmyślnie spoglądałem na sufit. Było ledwie kilka minut po ósmej i normalnie o tej porze w niedzielę przewracałem się z boku na bok, ale...
— Jasna cholera — mruknąłem na wydechu.
Miałem w głowie obraz twarzy Margaret, gdy ją pocałowałem. Duże zielone oczy, w których było widać zaskoczenie i rozchylone usta. Zaróżowione policzki i przyspieszony oddech.
Przełknąłem ciężko i przekręciłem się na bok. Ubiłem poduszkę i na moment przymknąłem oczy. Robiłem sobie tym krzywdę. Wiedziałem o tym. Zaczynałem patrzeć na Margaret jak na dziewczynę, bardzo atrakcyjną dziewczynę, a ona widziała we mnie jedynie środek do osiągnięcia zemsty.
Przetarłem twarz dłońmi i zwlekłem się z łóżka, wiedząc, że nie zmrużę już oka. Idąc do kuchni uderzył mnie fakt, że udawanie chłopaka Margaret już mi nie przeszkadzało.
Zaczęło mi zależeć, a przecież nie należałem do chłopaków, którzy tracili głowę dla lasek. Hokej zawsze był na pierwszym miejscu, to jemu podporządkowałem całe swoje życie. Nie mogłem sobie pozwolić na rozproszenia, złamane serca, pretensje czy nastoletnie dramaty. Może dlatego szukałem głównie cielesnych układów. Gdy w grę nie wchodziły uczucia, nie można się było sparzyć.
A ja nie miałem luksusu na potknięcia. Ojciec już wystarczająco suszył mi głowę. Przymykał oczy tylko dlatego, że nie opuściłem się w nauce i odnosiłem sukcesy na lodzie. W momencie, gdy zacząłbym przegrywać, kazałby mi spakować torbę i wrócić do „dorosłego" życia.
Dlatego tak bałem się kolacji w święta. Derek spełniał oczekiwania ojca, ja nie i wiedziałem, że staruszek nie spocznie, dopóki nie podporządkuje sobie i mnie.
— A ty co tak wcześnie na nogach?
Jackson wtoczył się do kuchni z bałaganem na głowie i szerokim ziewnięciem.
— Nie mogę spać. A ty?
— Mam za pół godziny wideo rozmowę z Lucy. Cholerne strefy czasowe powoli mnie dobijają.
Spojrzałem na niego ze współczuciem, gdy wyciągał z lodówki mleko.
— Jeszcze kilka miesięcy i będziecie razem.
Przyjaciel usiadł ciężko przy blacie i uśmiechnął się krzywo.
— Właśnie w tym sęk. Lucy dostała propozycję stażu w Europie. Naprawdę się wkręciła w inżynierię, widzę, że bardzo jej zależy, ale czuję, że zaczynamy jechać na oparach.
Uniosłem brwi, a Jackson zaczął z ponurą miną jeść płatki.
— Co masz na myśli?
Przyjaciel spojrzał posępnie na blat i wzruszył ramionami.
— Nas. Nasz związek.
— Myślałem, że u was jest wszystko puszyste i różowe.
Chłopak przewrócił oczami.
— Nie jest — odłożył łyżkę i przetarł twarz dłonią — już od jakiegoś czasu.
— Przykro mi stary.
On i Lucy byli razem od ponad trzech lat, ale nasza trójka trzymała się razem przez całe liceum. Słysząc, że ich związek przechodził kryzys czułem się trochę jak dziecko rozwiedzionych rodziców.
— Mi też. Jestem zły, że wybiera marzenia ponad nas, ale szczerze? Ja robię to samo i to od lat. Rozumiem ją, ale jej nie rozumiem. — Uśmiechnął się smutno, a potem klepnął mnie w ramkę. — Zobaczysz jak to jest. Czuję, że Margaret też nie sprzeda tanio skóry. Co ona zamierza po skończeniu uniwerku?
Przełknąłem i nagle zainteresowałem się stojącym na blacie opakowaniem po płatkach.
— Nie wiem, jeszcze o tym nie rozmawialiśmy.
Jackson uniósł parokrotnie brwi i wymruczał:
— Ach, no tak, to t e n etap związku.
— Palant.
Pokręciłem głową i wstałem. Idąc do lodówki zmarszczyłem brwi, bo rzeczywiście prócz rozmów o ekonomii i omawianiu naszego „związku" nie poruszyliśmy zbyt wielu kwestii. Nie miałem pojęcia czy Ash miała rodzeństwo, z jakiej dzielnicy Londynu pochodziła, jakie były jej plany na przyszłość.
Co zrobiła jej Summer.
Wiedziałem dosłownie nic.
— No więc jak to się właściwie stało pomiędzy tobą i Margaret? — Jackson zaczął zadawać naprawdę niewygodne pytania. — Ostatni raz bawiłeś się w związki w liceum.
Zajrzałem do wnętrza lodówki licząc, że tam znajdę odpowiedź na pytania przyjaciela, ale oczywiście poza sokiem, już bardzo nieświeżymi resztkami chińszczyzny i kawałkiem sera nic tam nie znalazłem.
— Już ci mówiłem — zamknąłem srebrne drzwi i oparłem się tyłkiem o szafkę — jest inna niż mi się wydawało i przy bliższym kontakcie dużo zyskuje.
— Hmm. — Jackson się zamyślił i pogładził po brodzie. — Wydaje się naprawdę spoko, więc nie złam jej serca, co?
Obruszyłem się i z obrażoną miną odparłem:
— A może to ona złamie serce mi. Dzięki, że tak we mnie wierzysz.
Jackson odłożył miskę do zlewu i jak zwykle jej nie umył. Był najlepszym przyjacielem pod słońcem, ale współlokator był z niego marny.
— Po prostu wiem, że skupiasz się na przejściu na zawodowstwo. I choć Margaret wydaje się twardą babką, to mam wrażenie, że ma całkiem miękki środek.
Spojrzałem pod nogi i wydąłem usta.
— Cóż, to jest nas dwóch.
W kuchni rozbrzmiał śmiech przyjaciela.
— No widzisz. Mam nadzieję, że się wam ułoży i Austin?
Uniosłem wzrok, a Jackson posłał mi szczery uśmiech.
— Fajnie razem wyglądacie, ale przypomnij swojej pannie, że ma skombinować pannę dla Harry'ego, bo inaczej pokażę jej twój strój z Halloween z szóstej klasy — zagroził, a ja się skrzywiłem, bo w tamtym okresie miałem fioła na punkcie superbohaterów i nie, nie przebrałem się za Supermana, Batmana czy Thora. Byłem Wonder Woman...
— Harry robi się naprawdę nieznośny?
— Tak. Jeszcze moment, a zrzucę go z okna. Mieszkamy na drugim piętrze, więc go nie zabiję, ale mam nadzieję, że złamie szczękę.
Przygryzłem usta hamując śmiech i cicho obiecałem, że porozmawiam o tym z Ash.
*
Ja: Hej, jak się czujesz? Mamy ładny dzień, pewnie jeden z ostatnich, więc pomyślałem, że może moglibyśmy się spotkać.
Ściągnąłem brwi i spojrzałem na ekran telefonu. Pokręciłem głową i zacząłem wykasowywać wiadomość. Brzmiałem jak niepewny siebie mięczak, który badał grunt.
Okej, byłem nim, ale nie chciałem by Ash o tym wiedziała. Oparłem się o ławkę i zapatrzyłem na fontannę na środku dziedzińca, która od kilku dni przestała wydawać kojący szmer. Dni stawały się coraz chłodniejsze — w zimowym sezonie wyłączano wodę, co akurat było mądrym posunięciem nie tylko ze względu na ryzyko uszkodzenia marmurowych rzeźb, ale i niemyślących studentów, którzy czasami wpadali na pomysł wrzucenia tam kogoś przy minusowej pogodzie.
— I co ja mam jej napisać? — zapytałem nagiej kobiety, która trzymała sztylet przy szyi klęczącego chłopaka.
Siema! Jak tam życie?
Jesteś bardzo milcząca od naszego ostatniego spotkania.
Co myślisz o tym całusie? Ja nie mogę przestać wyobrażać sobie twoich ust. Może powtórka z rozrywki?
Przewróciłem oczami i uderzyłem się otwartą dłonią w czoło. Każdy kolejny pomysł na wiadomość był gorszy. Dlaczego tak strasznie kombinowałem i przejmowałem się tym, co pomyśli sobie o mnie Ash. Zbłaźniłem się przed nią już dziesiątki razy. Nie było sensu zgrywać teraz super cool gostka.
Ponownie zerknąłem na kobietę ze sztyletem i pogładziłem się po szczęce. Może najlepszym wyjściem było użycie karty udawanego chłopaka. Nie śmierdziało desperacją i mogłem zachować twarz luzaka.
Ja: Odwołali nam dzisiaj zarządzanie operacjami i pomyślałem, że moglibyśmy się spotkać. Pokazać razem i takie tam.
Skrzywiłem się, bo w mojej głowie ta wiadomość brzmiała lepiej, ale już machnąłem dłonią i wcisnąłem „wyślij". Od sobotniego meczu nie widziałem się z Margaret i trochę brakowało mi jej sarkazmu, motylków na dżinsach i różowych trampek. Poza tym, pokazanie się ludziom rzeczywiście było dobrym pomysłem. Chciałem się wywiązać jak najlepiej z naszej umowy, bo póki co, Margaret dostarczyła mi wszystko to, co obiecywała.
Ash: Mogę sobie wyobrazić, jak się szczerzyłeś, gdy przeczytałeś maila.
Pokręciłem głową i zaśmiałem się pod nosem. Oczywiście, że wpadłem w euforię, gdy zyskałem wolne półtorej godziny w poniedziałkowe popołudnie. Telefon ponownie zawibrował, a mój uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej.
Ash: Jestem w kawiarni. Ruszaj tyłek, Duxbury.
Zerwałem się z ławki, a potem przeskoczyłem przez leżącą na trawie parę.
— Złapiecie wilka! — krzyknąłem niemal biegnąc w stronę kawiarni.
Hej kochani!
Witam Was w kolejnym rozdziale i pytam: kto komu złamie serduszko?
Tydzień temu dziękowałam za 5k, a dzisiaj dziękuję za 6k ♥️
Miłego weekendu!
M.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro