Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epilog

Z powodu, iż jest to ostatnia część naszego opowiadania, robię to znaaaacznie dłuższe. Zapraszam!

Ostatni raz cmoknęłam do samej siebie w odbiciu lustra i związałam włosy w koka.

Mam już 23 lata - kiedy to minęło, nie miałam za cholerę pojęcia. Poprawiłam bluzkę na swoim wydętym od siedzącego tam bachora, brzuchu i poszłam do kuchni, żeby zjeść... nie wiem, cokolwiek. Po prostu byłam kurwa, głodna.

Właśnie kończyłam przygotowywanie kurczaka z ryżem, kiedy usłyszałam dźwięk przekręcanego klucza. Uśmiechnęłam się pod nosem i nie odwróciłam się od pracy.

- Siemaneczko, kochanie - powiedział przeciągle Harry i po chwili pojawił się za mną, kładąc ręce na moim brzuchu, na podbródek opierając na ramieniu.

- Nie te lata, idioto, żebyś się witał "siemaneczko" - parsknęłam, wsadzając mu do ust kawałek mięsa. - Ale cześć.

- Jak się czujecie?

- Kurewsko głodni, ale ogólnie jest dobrze - mruknęłam, wybierając łyżką trochę ryżu do ust. Harry zaśmiał się i cmoknął mnie w szyję, odchodząc dwa kroki, aby wziąć z lodówki butelkę jakiegoś gazowanego napoju.

- To fajnie, że ogólnie jest dobrze, bo Niall zaprosił nas do siebie na wieczorek towarzyski - wywrócił oczami. - Świętować sukces jego nowego filmu, wiesz.

Przytaknęłam pojedynczo. Niall został rozchwytywanym reżyserem, czego zupełnie się po nim nie spodziewałam.

Może po kolei? Jak potoczyły się nasze życia.

Nasz squad utrzymał się te pięć lat bez żadnych przeszkód. Co do Nialla, to związał się z jedną z koleżanek Arii, Melanie, i są szczęśliwi, choć sam związek jest dość świeży. Jemu to się chyba najbardziej poszczęściło, jeśli chodzi o życie zawodowe - jest na językach wielu ważnych ludzi, dzięki swojemu artystycznemu i świeżemu podejściu do tworzenia nowych filmowych produkcji.

Dobrze, że poszedł w sztukę, bo koszykarzem był beznadziejnym.

Jason odnalazł spełnienie w finansach. Ale, żeby mu nie dodawać inteligencji - jest póki co, praktykantem. Na pierwszym roku studiów prawniczych pani odkryła w nim pasję do matematyki i niezwyklą zdolność negocjacji, więc zasugerowała mu pójście w tym kierunku. Rekin biznesu, choć dalej średnio mu idzie w miłości. Może to i lepiej - on lubi styl życia pana beztroskiego. Jakiś czas kręcił z Arią, ale oboje uznali, że lepiej im będzie jako przyjaciołom.

Aria, skoro już o niej mowa, poszła w kosmetykę. Póki co chodzi na studia zaoczne związane z tą tematyką i pracuje jako wizażystka, ale myśli na wypuszczeniem autorskiej linii kosmetyków do makijażu, opatrzonych jej imieniem. Podobnie jak Jason, nie bawi się w poważne związki, aktualnie kręci z pewnym włoskim Antonim.

Nie utrzymuję z Dylanem ciepłego kontaktu. Czasem spotkamy się w większym gronie, ale chyba nie dla nas jest przyjaźń. Z tego, co słyszałam, też poszedł na prawo, jak Jason, i dobrze się tam trzyma.

Boonie została modelką. Czy mogę nie rozwijać jej tematu? Chodzi z jakimś piosenkarzem, ale trochę - troszeczkę - mam ją głęboko w dupie.

A ja i Harry? Hmmm. Potoczyło się, jak potoczyło. Byliśmy chyba najbardziej kłótliwą parą w historii, ale nigdy nie zerwaliśmy. Teraz udało nam się ustabilizować, choć dalej jesteśmy... przygodowi? Przygodowi na tyle, że aktualnie noszę pod sercem owoc jednej z takich przygód. Właściwie, to była to najzabawniejsza możliwa wpadka, ale oboje jesteśmy z tego powodu szczęśliwi jak jasna cholera.

Harry zrezygnował dla naszego związku z kariery koszykarza i postawił na psychologię. Jest szanowanym psychologiem, pomaga głównie ludziom po wypadkach dojść do siebie i wdraża ich w codzienność. Lubi też pracować z trudną młodzieżą. Niedawno Niall zauważył w nim potencjalnego aktora do swoich filmów, i może do czegoś to zaprowadzi. Ale mamy jeszcze czas.

Ja - jasna kurewska cholera, sama dalej w to nie wierzę - piszę. Pracuję nad wydaniem książki, bo okazało się, że mi to wychodzi. Łączę swoje dwie ulubione rzeczy: siedzenie w łóżku z laptopem na kolanach, i jedzenie podczas pracy. No, dobra - pisanie też jest niezłą sprawą, a dodatkowo mogę jakoś spełniać się zawodowo w trakcie ciąży.

Mimo, iż nasze młodzieńcze plany były takie, że wyprowadzimy się do Ameryki, ostatecznie zostaliśmy w Londynie. Jest to trochę problemem dla Nialla, który, ze względu na pracę i zoobowiązania, często wyjeżdża właśnie w tamte rejony, ale jakoś sobie radzimy. Musimy, prawda?

No i - może trochę wydorośleliśmy. Nie za dużo, ale wystarczająco. Dalej mamy coś z dzieci, dalej lubimy idiotyczne żarty, ale dojrzeliśmy. Przestaliśmy bawić się nami samymi w te najgłupsze sposoby. Nie spotykam się już z Jasonem na picie w jego mieszkaniu tak po prostu - i nie jest to zależne wyłącznie od dziecka. Harry nie zawsze śmieje się z najsuchszych żartów, a Niall trochę spoważniał i zaczął nosić garnitury. Oni wszyscy zaczęli nosić pierdolone garnitury. Aria trochę zmieniła styl, a ja - ja przestałam być tą chamską, niemiłą Mali. Może nie tak - trochę przystopowałam ze swoim wrednym charakterkiem.

Tak wygląda życie. Pięć lat cholernie zmienia człowieka. Pięć trudnych, ale zajebiście wartych wszystkiego, lat.

- O której jedziemy do Nialla? - spytałam, biorąc sporą łyżkę ryżu do buzi i duży kawałek kurczaka na raz.

- Właściwie - spojrzał na zegarek - powinniśmy już się zbierać. Oczekują nas za jakąś godzinę.

Uniosłam wysoko brwi i parsknęłam.

- Chyba cię pierdolnęło, gnoju - chyba jednak nie dorosliśmy na tyle...

- Taka smutna prawda, kochanie - zabrał kawałek kurczaka. - Idź się ogarnąć, bo nie chcę, żebyś potem żałowała.

- Czego miałabym żałować? - zmarszczyłam brwi. - Będziemy w znajomym gronie.

- Nie zawsze chodzi o innych, jesteśmy jeszcze my - ułożył dłoń na moim biodrze i pocałował w czoło, a potem odłożył butelkę do lodówki.

- Jeszcze mniej do żałowania.

Harry krzyknął na mnie coś głupiego, ale zaśmiałam się i poszłam do sypialni wybrać ubrania na zmianę.

Mieszkamy z Harrym od niecałych dwóch lat. Pewnego dnia wpadł do mojego mieszkania i powiedział, że "koniec z tym gównem!"

- Koniec z tym gównem! - krzyknął brunet, wpadając do mojego mieszkania jak burza, a ja zmarszczyłam brwi w dezorientacji. Wyminął mnie w drzwiach i pobiegł do mojego pokoju.

- O co ci, kurwa chodzi? - krzyknęłam, idąc za nim szybszym krokiem. Zastałam go pakującego moje rzeczy do torby. Wyrwałam mu bluzkę, którą w danym momencie trzymał w ręce. - Odwaliło ci!? O co chodzi?

- Rodzice kupili mi mieszkanie - powiedział, a ja dopiero wtedy dostrzegłam jego ekscytację. - Nie mam zamiaru mieszkać tam na własną rękę, potrzebuję kogoś. Ciebie.

- Pojebało cię - westchnęłam. - Harry, to miejsce, gdzie mieszkali moi rodzice... Nie zostawię tego tak.

Zesmutniał i podszedł do mnie, łapiąc mnie za ramiona.

- Kochanie - powiedział powoli, przyciągając mnie nieco bliżej - kiedyś będziesz musiała. Chcę dzielić z tobą wszystko, co mam. Chcę z tobą stworzyć własny dom. Proszę, pozwól mi na to. Nie musisz zostawiać tego miejsca. Wynajmuj je komuś, albo trzymaj sobie na specjalne okazje. Ale proszę - pocałował mnie - bądź ze mną na zawsze.

A więc tak zaczęła się nasza kolejna przygoda - wspólne mieszkanie. Moje doświadczenie z samodzielnym mieszkaniem nauczyło mnie porządku, więc podzieliliśmy obowiązki tak, że ja dbałam o ogólną, codzienną czystość, a Harry o zakupy, i to on robił większość gruntownych porządków.

Wybrałam sobie czysty, szary sweter specjalnie dla przyszłych mam. W przeciwieństwie do niektórych, ciąża nie sprawiła, że przestałam czuć się atrakcyjna - odliczając fakt, że chyba nigdy się tak nie czułam. Czułam się dokładnie tak samo, odliczając nieustający ból pleców. Zwłaszcza, że był to już prawie 5 miesiąc.

Zamiast dresów, które przed chwilą miałam na sobie, postawiłam na zwykłe legginsy.  Włosy pozostawiłam spięte w koka, ale nałożyłam maskarę i pomalowałam brwi. Pozostałam przy takim naturalnym makijażu, choć ostatnio bardzo zasympatyzowałam się z czarnym eye-linerem.

- Gotowa? - spytał Harry, wchodząc do sypialni i zdejmując marynarkę. - Założę tylko coś wygodniejszego i chodźmy.

Oparłam się o komodę i obserwowałam, jak zdejmował koszulę. Jechałam wzrokiem po tatuażach, które namiętnie wykonywał w ciągu tych 5 lat. Było ich przynajmniej dwukrotnie więcej niż w ostatniej klasie liceum, ale chyba przestał z robieniem sobie kolejnych, bo od prawie roku nie odwiedzał studia tatuażu. Mimo, iż przestał z koszykówką, to dalej chodzi na siłownię i dba o swoje ciało. Dalej wygląda seksownie.

Pamiętam moją pierwszą myśl, kiedy zobaczyłam go bez koszulki. "Skurwiel był seksowny". I wiecie co?

Skurwiel dalej jest seksowny.

- Już wystarczająco się napatrzyłaś, czy jeszcze poczekać, zanim założę koszulkę?

Prychnęłam i podeszłam bliżej. Kiedy założył czarny podkoszulek, złapałam za kołnierzyk i przyciągnęłam mężczyznę bliżej, łącząc nasze usta. Umiejscowił ręce na moich pośladkach i delikatnie ścisnął, zanim oderwaliśmy się od siebie. Postanowił nie zmieniać spodni, ponieważ pozwalali mu chodzić do pracy z czarnych dżinsach.

Poprosił mnie, abym przyniosła mu z kuchni wodę, bo on musi jeszcze wziąć jedną rzecz. Kiedy przyszłam z powrotem, chował coś do tylnej kieszeni spodni.

- Możemy iść - oświadczył i złapał moją dłoń. Wyszliśmy z mieszkania i skierowaliśmy się do garażu.

Jazda do Nialla zawsze była dla mnie dużym wysiłkiem. Chłopak mieszkał na drugim końcu brytyjskiej stolicy, więc jazda tam - zwłaszcza w godzinach szczytu - była bardzo męcząca. Jednak dzisiaj udało nam się ominąć większość korków, i po czterdziestu minutach parkowaliśmy przed wysokim, eksluzywnym wieżowcem, niezbyt przypominającym nasz.

Dozorca już znał nasze twarze, więc tylko dla pozorów sprawdził, czy pan Horan nie ma ważnych gości, a potem wpuścił nas do środka. Musieliśmy wjechać windą na ostatnie, trzydzieste czwarte piętro. Zawsze ten długi czas w windzie przeznaczaliśmy z Harrym bardzo rekreacyjnie.

Nie inaczej było tym razem, bo w momencie otworzenia się windy na ostatnim piętrze, ten już miał rękę pod moją koszulkę i usta na mojej szyi.

Poszliśmy korytarzem prosto do znajomego mieszkania. Otworzyła nam Melanie.

Co do Melanie, była miłą osóbką, którą wprowadziła jeszcze w czasach szkolnych Aria. Miała gęste, rude włosy i szare oczy, i naprawdę szeroki uśmiech - była dość w stylu Nialla, który nie leciał na nic sztucznego, bardzo szanując naturalne piękno.

Przytuliła mnie ostrożnie, aby na pewno nic nie zrobić mojemu ciążowemu brzuchowi, a następnie wyściskała Harry'ego. Zdjęliśmy nasze ubrania wierzchnie - nienawidziłam londyńskiej pogody, co dopiero w okresie stycznia - i poszliśmy razem z nią do salonu, rozmawiając o niewiele znaczących tematach - bo to było takie bardzo w naszym stylu.

- No i jest Romeo. O, a za nią grubsza wersja Julki - powiedział na wstępie Jason. Był ubrany w dres i szarą koszulkę, ale po położonej gdzieś niedbale marynarce należącej z pewnością do niego wywnioskowałam, że to Niall pożyczył nu te ciuchy, a ten przyjechał prosto z pracy.

- O, no i jest pierdolony gnój, który nie potrafi pogodzić się ze szczęściem innych - powiedziałam i mocno przytuliłam Jasona. To jednak zawsze on był dla mnie najważniejszym w grupie. Nie liczę co prawda Harry'ego, chociaż gdyby postawiono mi ultimatum tylko jednego z tej dwójki, to nie jestem pewna, którego bym wybrała. Bo kocham oboje. - Dzień dobry, Jordanie Belforcie.

Zapadła cisza, i każdy patrzył pytająco w moim kierunku.

- Poważnie, nikt z was nie pamięta już "Wilka z Wall Street"? - spytałam ze zmarszczonymi brwiami, a odpowiedział mi śmiech grupy.

Najwidoczniej.

Nastąpiły typowo trywialne przywitania pomiędzy naszym kółeczkiem adoracji, i nareszcie usiedliśmy na kanapie. Nareszcie, bo moje plecy przeżywały najprawdziwiej zdefiniowane cierpienie. Odetchnęłam, kiedy zetknęły się one z oparciem mebla, a Harry opiekuńczo splótł swoje palce z moimi.

- Gdzie Antony? - spytałam Arii, a ta popatrzyła na mnie wzrokiem, jakby patrzyła na niespecjalnie rozgarniętą małpę.

- Nie zapraszam do nas moich chłopców. Pomyśl, jak niezręczne by to było - zaśmiała się i odgarnęła włosy, i mogłam dostrzec wzrok Jasona na profilu jej twarzy, ale zostawiłam temat w spokoju.

Następne dwie godziny spędziliśmy na rozmowie. Temat pretekstu Nialla dotyczącego nowej filmowej produkcji, zajął nam zaledwie kwadrans. Kiedy kończyliśmy siódmą (!) pizzę z zamrażalnika Nialla, Harry wstał. Ja, jako dobra dziewczyna i obserwatorka, zauważyłam jego nerwowe spojrzenie.

- Mam coś mega ważnego do przekazania - popatrzył na mnie. - Głównie tobie.

- Tu zawsze chodzi o mnie - wywróciłam żartobliwie oczami i poprawiłam się na kanapie, a oczy wszystkich skierowały się w stronę bruneta, który zaśmiał się nerwowo i wręcz popatrzył na mnie z przeproszeniem w oczach.

- Uprzedzam, że liczę na gwałtowną reakcję, taką typowo w twoim stylu - powiedział. - I, kurwa, zapomniałem wszystkiego, co miałem zrobić. To chyba te nerwy i... nie, kurwa stop.

Harry najzwyczajniej w świecie uklęknął na jedno kolano, a mi zaparło oddech w piersi.

- Po prostu wyjdź za mnie. Jesteśmy razem za długo, i mamy zbyt dużo wszystkiego wokół siebie. Chyba ślub nie będzie czymś właściwie zobowiązującym?

Wciągnęłam powietrze, a Harry przymknął oczy, bo wiedział, co nadchodzi.

- Jesteś popierdolony! Nie można narażać kobiet w ciąży na takie niespodzianki! Jeszcze kurwa zmuszasz mnie do powiedzenia tak tymi szczęnięcymi oczkami! I robisz kurwa presję, bo prosisz przy znajomych i choćbym nie wiem jak bardzo chciała odmówić to nieeee, kurwa, zawiodę każdego po kolei!

Harry uśmiechnął się i wstał, podchodząc bliżej do mnie.

- Może też zawiodę siebie! Kurwa! Tak, zostanę twoją żoną!

Rzuciłam się mu na szyję i mocno pocałowałam, a ten ze śmiechu nie był w stanie pociągnąć tego dalej. Wyjął z kieszeni spodni pierścionek - wcześniej debil zapomniał tego zrobić - i nałożył na mój palec serdeczny. Usłyszałam cichy dźwięj odruchu wymiotnego, i popatrzyłam na rozbawionego Jasona.

- To było takie kurewsko zabawne.

- Psuję sobie reputację dla ciebie - powiedział do mnie Harry. - Pan romantyk się ze mnie robi.

- Chyba cię coś boli, to nie było romantyczne - powiedziałam, a Niall równo ze mną powiedział coś o takim samym przesłaniu.

_____________________________

- Niech ktoś weźmie ode mnie Lillie na chwilkę - powiedziałam zdenerwowana, a niedługo potem Aria przejęła z moich rąk trzymiesięczną istotkę. Poprawiłam biały materiał na brzuchu, dalej niespecjalnie zadowolona z jego wyglądu.

Ee tam, Harry kochał mnie grubszą.

Trochę bolały mnie oczy, bo nie byłam przyzwyczajona do takiej ilości makijażu na powiekach. Nie była ona duża, to po prostu ja niespecjalnie nosiłam tego dużo.

- Jestem dumną przyjaciółką - powiedziała, odgarniając z mojego czoła grubego loka. - Nie sądziłam, że kiedykolwiek wyjdziesz za mąż. Choćby z Harrym, myślałam, że będziesz wykręcała się rękami i nogami, żeby tylko nie stanąć przed ołtarzem.

Młoda zaczęła skomleć, a mi automatycznie zmiękło serce i wzięłam ją z rąk brunetki, przyciskając do piersi. Malutka dziewczynka zachichotała, boleśnie bawiąc się moimi włosami, ale dzielnie to  ignorowałam.

- Mam tak samo - powiedziałam. - Najchętniej jeszcze teraz spierdoliłabym z tego budynku.

Popatrzyłam w dół, podziwiając swoją białą suknię.

- Ale zbyt zajebiście wyglądam - skomentowałam, spotykając się ze śmiechem Arii. Lillie po niedługim czasie uspokoiła się, więc oddałam ją cioci i wzięłam głęboki oddech. - Kurwa.

- Nie przy dziecku! - krzyknęła żartobliwie Aria, zakrywając małej jedną dłonią ucho.

- Przeklnęłam przy tym dziecku więcej niż przy Harrym - wzruszyłam ramionami i potarłam swoje dłonie o siebie, a następnie o sukienkę, żeby przestały być takie spocone. - Jaki prezent dostanę od Nialla? Słyszałam, jak wspominaliście, że to będzie petarda.

Aria uśmiechnęła się. - To chyba twój moment. Idź do Harry'ego, a prezentem póki co nie zaprzątaj sobie głowy.

- Wiesz, jak ja nienawidzę niespodzianek- zostałam wypchnięta na korytarz, gdzie mogłam zobaczyć jeszcze pojedynczych gości wchodzących do kościoła.

- Koleńko! - eh, nigdy tego nie zaakceptuję.

- Babciu! - powiedziałam przesłodzonym tonem i przytuliłam naprawdę sędziwą staruszkę, widząc kątem oka, jak dziadek odbiera młodą z rąk Arii i odprawia ją pod ołtarz.

- Jestem z ciebie taka dumna - powiedziała kobieta ze łzami w oczach. - Rodzice też są, my wszyscy jesteśmy.

Zagryzłam wargę i spojrzałam na sufit, czując gorące łzy w oczach.

- Przestań, bo się popłaczę - powiedziałam z uśmiechem. - A głupio mi marnować takie arcydzieło jeszcze przed ceremonią.

Babcia zaśmiała się i przytuliła mnie jeszcze raz, zanim oddaliła się z dziadkiem na wyznaczone miejsca. Odetchnęłam po raz kolejny, wracając się po bukiet. Pod drzwiami tym razem stał sam dziadek.

- Ale jestem nierozgarnięty, mam cię przecież zaprowadzić - złapał moje ramię. - Harry się martwi, gdzie jego przyszła żona. Chyba nie straszmy go bardziej, co?

- Czemu nie? Niech się martwi, sam sobie taką wybrał - wzruszyłam ramionami, powodując śmiech staruszka. Przeszliśmy pusty korytarz i czekaliśmy na orkiestrę, obserwując rozgardiasz przed naszymi oczami. Tam, na końcu, widziałam Harry'ego, nerwowo poprawiającego muszkę i rozmawiającego z Niallem. Aria dostrzegła mnie pierwsza, ale nie zdążyła powiadomić o tym bruneta, bo rozległa się charakterystyczna dla ślubów melodia.

Szłam pewnym krokiem, mając jedynie nadzieję, że nikt nie widzi moich drżących dłoni.

Kiedy stanęłam na wprost miłości mojego życia, to chciałam skupić się tylko na jego twarzy - zapomnieć, gdzie jesteśmy i co robimy, ile ludzi na nas patrzy, bo to była nasza i tylko nasza chwila.

Złapał moje wolne od bukietu dłonie i trzymał do czasu założenia obrączek. Ledwo udało mi się wycelować pierścionkiem w jego palec, na co śmiałam się nerwowo. Chciałam, żeby ten dzień był idealny.

I był, kiedy powiedzieliśmy to pierdolone tak i pocałowaliśmy się z energią, jakiej mi brakowało cały dzień.

Wesele było - zgodnie z nazwą - wesołe. Był alkohol, grono najbliższych znajomych, dobra muzyka. W końcu podszedł do mnie Niall, w momencie, kiedy orkiestra skończyła grać jeden z utworów.

- To co? Zgaduję, że czas na mój prezent - powiedział, a ja odetchnęłam i złapałam dłoń Harry'ego. Ten jednak wziął ją ode mnie i szepnął ciche "idź sama" z uśmiechem

- O co chodzi, Niall? Czemu wszyscy robią z tego taką tajemnicę? - pytałam, kiedy ten prowadził mnie pod samą scenę. Nie odpowiedział, tylko wszedł na nią i podszedł do mikrofonu, a światła nieco przygasły.

- Dobry wieczór, państwu! Jak się bawicie? - spytał retorycznie, na co odpowiedział mu chóralny, radosny okrzyk. - Cóż, jeśli moglibyście przymknąć się na chwilkę, byłbym wdzięczny - zakryłam usta dłonią, żeby powstrzymać śmiech. - Zebraliśmy się tu dla najwspanialszej pary, jaką dane było mi zobaczyć. Ich historia była bardziej poplątana, niż te w moich filmach - spojrzał mi w oczy. - A skoro już o mojej pracy mowa, to użyłem swoich kontaktów, aby sprawić mojej kochanej przyjaciółce, pannie młodej, prezent - zszedł ze sceny, na której światła zgasły zupełnie, tworząc ciemność. Podszedł i złapał mnie za rękę, szepcząc ciche - Dobrej zabawy - i odszedł, zostawiając mnie samą. Nakazał odsunąć się trochę reszcie, i poprosił o ciszę. Zdenerwowana, stałam w miejscu, zdrapując lakier ze sztucznych paznokci. Dalej nie powstrzymałam swojego uzależnienia i obgryzałam je jak pojebana.

Słyszałam tylko cichą krzątaninę na scenie i pojedyncze szepty za plecami, aż w końcu kurtyna została podniesiona, choć świateł jeszcze nie zapalili. Próbowałam dostrzec, kto stoi na scenie, ale nic nie przychodziło mi do głowy.

Jedno uderzenie w bęben, i już mogłam mdleć, bo to było zbyt w stylu Ashtona Irwina.

Światła rozbłysły i zobaczyłam mój ukochany zespół. Zaszlochałam i uklękłam, zakrywając usta dłonią i patrząc na Luke'a Hemmingsa, kiedy ten z uśmiechem rozpoczął śpiewać Never Be, piosenkę, która kojarzyła mi się tylko z randką z biblioteki, sprzed kilku lat - pewnie to Harry podpowiedział Niallowi, co mają zaśpiewać.

Opierałam się jedną dłonią o podłogę w celu uzyskania równowagi i wsłuchiwałam się w głosy moich idoli, ignorując rozmazywanie się mojego makijażu przez łzy. Nie potrafiłam choćby na sekundę skupić się na jednym z nich - Michael z blond włosami zszedł ze sceny i podszedł bliżej mnie, na co zapłakałam jeszcze bardziej. Złapał moją dłoń i pomógł wstać, a potem śpiewał tuż nad moim uchem, wygrywając coraz to kolejne dźwięki z tej gitary.

As young as we are now.

Piosenka skończyła się zdecydowanie zbyt szybko, ale po niej mogłam wtulić się w ciało Clifforda, słysząc śmiechy i oklaski oglądających nas gości. Kiedy oderwałam się od niego i pozwoliłam mu wrócić na scenę, a sama przeszukiwałam wzrokiem widownię, wypatrując Nialla i Harry'ego. Oboje szli w moim kierunku. Harry po podejściu opiekuńczo objął mnie ramieniem, na co wtuliłam się w niego, słuchając kolejnej piosenki. Patrzyłam na Nialla, ściskając jego dłoń, aż dołączyła reszta naszego squadu, i zaczęliśmy tańczyć, namawiając do tego również resztę gości.

Niczego mi nie brakowało. Kochałam moje życie u boku tych ludzi w każdym, najmniejszym calu.

Look me in the eyes.
Is anyone there at all? 'Cause I'm not leaving.

Ten ostatni cytat nie miał przesłania, po prostu lubię tę piosenkę

W ten sposób przetrwaliśmy całą historię Mali-koi Mortez i Harry'ego Stylesa. Sprawiliście, że ta część była niezapomnianą przygodą dla mnie - mam nadzieję, że ja również dałam wam namiastkę szczęścia tymi wszystkimi wyzwiskami i momentami. Aktualnie płaczę, pisząc tę krótką notkę dla was, ale nie chcę się zbyt rozpisywać - wtedy zajmie mi to chyba kolejne 1000 słów. Po prostu chciałabym wam podziękować, za każy komentarz, miłe słowo i fakt, że po prostu byliście tu razem ze mną. Wszystko, co napisaliście do mnie prywatnie lub pod rozdziałami, sprawiało, że łzy leciały mi do oczu i jestem wam bardzo bardzo wdzięczna.

Specjalnie dla Was już napisałam pierwszy rozdział do dodatku z perspektywy Harry'ego. Wstawię go może dzisiaj, może jutro - to już zależy od Was. Dodatkowo mega utalentowana AnetaGajkowska jest w trakcie tworzenia zwiastunu - widziałam to, co już powstało i jestem zachwycona, więc jak tylko skończy, podzielę się nim z Wami.

No i co? Już nie ma przygód Hali. Nie ma "Deal, Styles" i uwierzcie mi, jest mi równie trudno jak Wam, bo stało się to ważną częścią mojego życia.

Moglibyście proszę skomentować ten rozdział? Czymkolwiek. Po prostu chcę zobaczyć, ile Was jest 💔

Ale zawsze po początku musi być koniec, na tym polega życie. Więc to jest koniec "Deal, Styles".

Kocham Was najmocniej na świecie i wrócę jak najszybciej do Wattpadowskiej społeczności x

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro