Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

×41×

Więc wyjechaliśmy.

#ktobogatemuzabroni?

Skończyło się na tym, że przez zaledwie kilka minut wybieraliśmy, gdzie chcemy wybrać się na nasz mały wypadzik - jakkolwiek beznadziejnie i lamersko to nie brzmi. Ostatecznie Harry postanowił rzucić monetą, ale po mojej wygranej zaczął wytykać mi oszukiwanie.

W rzucie monetą, no jasne.

Po sprzeczce wpadł jednak na iście wybitny pomysł, którego mimo usilnych próśb - a po niedługim czasie aktów przemocy - nie chciał zdradzić. Rozbił swoją przysłowiową skarbonkę, to jest wziął wszystkie pieniądze z domu, spakował sześć podkoszulków i - co było dla mnie odpychającym rozwiązaniem, jednak zgodziłam się po jego upierdliwych błaganiach - podkradł kilka par majtek swojej siostrze. Przez jakiś czas zarzekał się o czystości cudzej bielizny, aż zgodziłam się o niewracanie do mojego mieszkania po rzeczy dla mnie. Argumentował to faktem, że odstąpi mi część swoich spakowanych podkoszulków - a były  one na tyle, cholera, wygodne, że zgodziłam się bez wahania. Sam wziął dla siebie bokserki, skarpetki i spakował nasz ubogi dobytek do plecaka. Wrzucił tam ubrania, pieniądze i butelkę wody, a następnie dał mi wpakować tam mój tusz do rzęs. Nakazał mi napisać do Jasona, że przez najbliższy weekend nie będę mieć ani grama zasięgu - ten sam kit wpuścił swoim rodzicom, zanim schował nasze telefony w szafce nocnej obok jego łóżka i wręcz siłą wyciągnął z domu.

Dalej nie wiedziałam, co knuje ta kanalia, a mimo wszystko ślepo wykonywałam jego polecenia. Frustrowało mnie to.

Czułam mimo tego potężną dawkę ekscytacji na nadchodzące dni. Ta niewiedza budowała mój nastrój. Harry wpakował nas do autobusu i po kilkudziesięciu minutach tłoczenia się po mieście, wylądowaliśmy na przystanku pod samym dworcem.

Ach, stare dobre Waterloo Station. Harry, coś ty znowu wymyślił?

- Styles? - nie dane było mi doczekać odpowiedzi. Jego duża, ciepła dłoń pociągnęła mnie w stronę wejścia.

- Okej, plan jest taki - delikatnie zdyszany, obrócił się w moją stronę i zastygł, w ciągu sekundy lustrując mój wyraz twarzy. - Zaufaj mi, Mali, to będzie fajne.

Uniosłam delikatnie obie brwi.

- Nooo, Mali - jęczał. - Ok - spodobało mi się, kiedy powiedział "ok", zamiast "okej". - Zamknij oczy.

Posłusznie wykonałam polecenie. Kiedy nic nie działo się dalej, wydałam ciche mruknięcie w geście oczekiwania.

- Czekaj, liczę - wymamrotał i chwycił moją dłoń. - Okeeej - był podekscytowny. Potrafiłam to rozpoznać po sposobie, w jaki mówił. - Wybierz liczbę od jednej do dwunastej.

- Jeden - mruknęłam. - Urodziłam się pierwszego grudnia.

- Fajnie, ja pierwszego lutego. Otwórz oczy - znowu zrobiłam to, co chciał i spotkałam się z rozanielonym wyrazem jego twarzy. Delikatnie uśmiechnęłam się na ten widok. - Chodź, Mortez. Mamy już cel podróży.

- Dowiem się, jaki? - spytałam, kiedy, dalej trzymając mnie za rękę, kierował mnie w stronę kas.

- Portsmouth. To była pierwsza propozycja na tablicy odjazdów. Pospiesz się, pociąg odjeżdża za dwie minuty.

Zaśmiałam się i ruszyłam do biegu. Czułam się wolna - od wszystkiego, od problemów, smutku i Dylana. Biegliśmy razem na stację, która ku naszemu szczęściu, była jedną z najbliższych. Po chwili rzuciliśmy się do wejścia i zdyszani oparliśmy się o ściany naprzeciw siebie, podczas kiedy pojazd z delikatnym łoskotem odjeżdżał ze stacji.

Uwielbiam to. W tamtym momencie pokochałam adrenalinę.

Wpatrywałam się w szare, delikatnie zniszczone trampki chłopaka i zastanawiałam się, gdzie podziała się ta ułożona dziewczyna z nieco zadziornym charakterem, która miała niewyparzony język, idealnego chłopaka i jedynego, zboczonego przyjaciela?

Teraz się zmieniłam. Nie mam chłopaka, który świeci perfekcją na każdym kroku - w ogóle nie miałam wtedy chłopaka, bo Harry jest - delikatnie to ujmując - fałszywką.

Podniosłam wzrok na jego roziskrzone ze szczęścia tęczówki i uświadomiłam sobie, jak dobrzę zdążyłam poznać tego człowieka w ciągu zaledwie kilku tygodni. Znam jego wady, zalety i przyzwyczajenia.

I podoba mi się całokształt.

Boże, ten rozdział mi się wyjątkowo podoba. Jest taki żywy, o jejuśku

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro