I 30 I
Czekałam. Tylko tyle mi zostało, bo... innego wyjścia nie miałam.
Minął dzień... lub dwa. Nie przychodzili po mnie. Donatella pomagała mi dojść do siebie, karmiła mnie, bym się nie odwodniła. Rany nie goiły się tak szybko i przez siniaki oraz opuchnięte kończyny, moje ruchy były ograniczone.
Kompletnie nie wiedziałam, gdzie się znajduję, kim byli Ci goście... gdzie podziewał się Niall. Wiedziałam, że był w tym samym budynku co ja, ale... mój Boże, czy on jeszcze żył?
- Wiesz coś na temat... chłopaka, którego porwali razem ze mną? – zapytałam Donatellę, podczas trzeciego dnia porwania. Każdego poranka zaczynałam dzień tym pytaniem. Bałam się o Niall'a. Gdyby ktoś zrobił mi krzywdę... Nie, nie mogę o tym myśleć. Muszę przeżyć najgorsze, może dopiero wtedy pozwolą mi się z nim zobaczyć.
- Dzisiaj widziałam jak jakiś blondyn pobił się z Patrick'iem... Zakładam, że chodziło o Ciebie, bo kilka razy padło tam Twoje imię – odparła, powoli wybudzając się ze snu. Ona leżała na łóżku po drugiej stronie pokoju, a ja naprzeciwko niej. Spędzałam w nim większość dnia, oprócz kilku minut, które poświęcałam na rozchodzenie zdrętwiałych od leżenia kończyn. Czułam się jak zwierzę w klatce. Nie mogłam wyjść z pokoju, a gdybym to zrobiła, krwi by nie zabrakło.
- Mam nadzieję, że nic mu się nie stało – powiedziałam cicho, podnosząc się delikatnie do góry na łokciach.
- To Twój chłopak? – pokiwałam głową. – Ten Niall Horan? Nie przeszkadza Ci jego przeszłość związana z...
- Sama mieszkałam w domu dla prostytutek – uśmiechnęłam się słabo. Wytrzeszczyła na mnie oczy.
- Czy ty z tymi kolesiami... - pokazała coś dziwnie rękoma, ale ja oczywiście wiedziałam o co chodzi.
- Nie – pokręciłam przecząco głową. – To Niall... pozbył się mojego dziewictwa.
- Jaki jest w łóżku? – zapytała ponownie, a na jej twarzy zauważyłam szeroki uśmiech. Również nie mogłam się powstrzymać, by tego nie zrobić.
- Nieokiełznany – zaśmiałyśmy się głośno.
- Dziki?
- O tak – przytaknęłam rozbawiona.
- Ta dziwka już nie śpi – za drzwiami usłyszałam dobrze znany mi głos Bill'a. Po moim ciele przeszły ciarki i spojrzałam spanikowana na Donatellę. Ta równie była przestraszona jak ja i szybko wyskoczyła z łóżka. Zrobiłam to samo. Po chwili z hukiem do pokoju wpadł Bill, ubrany w czarny podkoszulek i starte dżinsy. Po jego minie widziałam, że był wściekły. – Donatella, wyglądasz bardzo niestosownie w tej koszulce nocnej – skarcił ją, mierząc wzrokiem. Faktycznie, może i Don nie miała na sobie normalnej piżamy, ale nie odsłaniała tyle, by mógł się jej przyczepić. Don spuściła wzrok na swoje dłonie, wyraźnie zmieszana. – Muszę pogadać z Patrickiem. Moja siostra nie będzie pałętała się przed nim w takiej szmacie.
- To ja noszę, nie ty – odparła cicho, zerkając na niego niepewnie. Boże, jak ona się go bała!
- Pozwalałem Ci się odzywać?! – warknął, a ona pokręciła głową. – Odpowiedz! – krzyknął.
- Nie – mruknęła.
- Super, w końcu się rozumiemy – westchnął zirytowany i przeniósł swój ciemny wzrok na mnie. – No, w końcu mogę spojrzeć na Twoją twarz i nie krzywić się przy tym – Bill uśmiechnął się drwiąco.
- Zabawne – prychnęłam.
- Zobaczymy, czy zaraz będzie tak zabawnie – jego błysk w oczach mnie zaniepokoił i spowodowało to, że zaczęłam stawiać małe kroczki do tyłu. Na parapecie leżał kij bejsbolowy. To się mogło przydać, a plan ucieczki udać, gdyby oprócz Billa nie było tutaj więcej sadystycznych typów. – Maleńka Cassie się mnie boi?
- Wydaje Ci się. Z gorszymi skurwielami miałam do czynienia – syknęłam, napotykając na swej drodze parapet. Dyskretnie dłońmi chwycił kij za rękojeść i mocno zacisnęłam na niej palce.
- Zaraz zobaczymy – i przyśpieszył kroku, a ja spanikowana podniosłam kij i zamachnęłam się nim, uderzając nim Billa prosto w głowę. Od razu puściłam się biegiem, gdyż Bill upadł na ziemię, mocno trzymając się za głowę. Opuściłam pokój nerwowo ściskając kij, jako narzędzia do obrony. Słyszałam jego wrzaski i krzyki Donatelli, ale ja byłam niczym rozjuszony byk po zobaczeniu czerwonego koloru. Chciałam uciec.
Lecz najpierw trzeba było znaleźć mojego chłopaka.
- Niall?! – wydarłam się, biegając po korytarzach, o dziwo przez nikogo nie goniona. Sprawdzałam każdy pokój, wołając imię Horana. Nie dostawałam odpowiedzi. – Niall?! Gdzie jesteś?!
- Cassie! – jego głos wydobył się zza któryś drzwi. Nie byłam w stanie stwierdzić, których. Usłyszenie jego głosu przyniosło mi niemałą ulgę.
- Niall! – dopadłam pierwsze lepsze drzwi i wpadłam z impetem do środka.
Niall... był cały i zdrowy. Był tylko bardzo zmęczony. Pod jego oczyma widniały duże wory. Był przywiązany do krzesła sznurami. On żył... Nic mu nie było.
- Co oni Ci do kurwy zrobili? – warknął, z przejęciem obserwując moją twarz.
- To nie jest ważne! Musimy się stąd wydostać – mówię, zamykając za sobą drzwi. Nie miały one zasuwki ani kluczyka, by można było je zamknąć. – Cholera – przeklęłam.
- Nie mamy dużo czasu – stwierdził, wiercąc się na krześle, by rozluźnić uścisk lin na nadgarstkach.
- Będzie po mnie jeśli mnie tu znajdą – jęknęłam, podbiegając do Niall'a, pomagając rozwiązać liny. Okazało się to trudniejsze, bo wszystko było związane na pogmatwane supły.
- Jak się wydostałaś? Myślałem, że gdzieś Cię trzymają i oni Cię... - nie musiał dokańczać.
- Czasami wiem, kiedy używać kija – wymusiłam bez szczelny uśmiech.
- Musisz stąd uciekać, Cassie – odparł Niall poważnie.
- Nie zostawię Cię tutaj. Trafiłeś tu przeze mnie – parsknęłam, szarpiąc się z linami. – Co za pieprzone gówno! – krzyknęłam, czując jak w moich oczach zbierają się łzy frustracji.
- Uciekaj Cassie. Poradzę sobie! – naciskał uporczywie.
- Niall, przestań gadać! – burknęłam i w tym samym momencie drzwi od pokoju uderzyły z hukiem o ścianę. Odskoczyłam od Niall'a z krzykiem. Bill, który stał w wejściu mierzył mnie płonąco wściekłym wzrokiem, zaciskając dłonie w pięści tak mocno, że pobielały mu kłykcie.
- Wiedziałem, że ta dziwka Cię znajdzie – prychnął, idąc w moją stronę, cały purpurowy na twarzy. Był wściekły. Sparaliżowało mnie. Nie mogłam się ruszyć. Moje kończyny odmówiły mi posłuszeństwa. Gdy w końcu odzyskałam tą możliwość zostałam mocno uderzona przez Bill'a i upadłam na podłogę, waląc o nią swoją głową. Zajęczałam czołgając się w stronę wyjścia, czując paraliżujący ból wzdłuż twarzy po zderzeniu z jego pięścią. – Gdzie się kurwa wybierasz?! – wykrzyknął, doganiając mnie bez trudu. Pociągnął mnie za nogi, przez co drzwi oddaliły się ode mnie na dobre pół metra. Nie minęła chwila, a on siedział na moim tułowiu, odbierając mi zdolność do poruszenia się. – Chciałem być dla Ciebie miły, zrezygnować z całkowicie z poprzednich zamiarów, a ja za to dostaję kijem po głowie? Czy Horan nie nauczył Cię, że faceci w naszym środowisku nie cackają się z takimi lalkami jak ty?
- Spierdalaj – splunęłam na niego swoją śliną, na co warknął zniesmaczony. Wytarł swoją twarzą wolną rękę, gdy drugą przeniósł na moją szyję, lekko mnie przyduszając. Zadławiłam się powietrzem, czując jak w jednej chwili robi mi się strasznie gorąco. Niall za mną krzyczał, niemal wychodził z siebie, by wydostać się spod więzów. Ja z całej siły próbowałam chwycić cenne powietrze do swoich płuc. Biłam go w klatkę piersiową rękoma, wierzgałam się pod nim, mając skrytą nadzieję, że go w końcu uderzę... ale on był jak z żelaza. Nie mogłam nijak go z siebie zepchnąć. – Puść mnie – wydusiłam z siebie, wpatrując się w jego twarz.
- Myślisz, że możesz ze mną sobie tak pogrywać? – syknął, zabierając rękę z mojej szyi. Zaczęłam głośno kaszleć, z trudem łapiąc oddech.
- Nie, przepraszam... - wyszlochałam, cała załzawiona patrząc na Niall'a. Nigdy nie widziałam go bardziej zdeterminowanego.
- Teraz zwykłe przepraszam nie wystarczy – zacharczał. Przeniosłam wzrok na Billa, czując w tych słowach jasny jak słońce podtekst.
- Nie... Bill, proszę nie rób mi tego... - pokręciłam przerażona głową, ponownie próbując go zepchnąć z siebie.
- Jaka Ci to różnica? Wielu przede mną Cię przeleciało, więc będę tylko sadystycznym dupkiem, który wypieprzy Cię na oczach Twojego chłoptasia – zaśmiał się szyderczo.
- Ty pojebany skurwielu! – wrzasnął Niall, kipiący złością. – Tylko ją tkniesz!
- No co? Masz związane ręce stary – na jego twarzy pojawił się szeroki i złośliwy uśmiech.
- Kurwa, zostaw ją! – uszy bolały mnie od ich wrzasków. Nie chciałam w tej chwili w ogóle żyć.
- Proszę, Bil... Nie dotykaj mnie – wychlipałam, odpychając z swojego ciała jego ręce, które po nim sunęły.
- Czas pokazać Ci, gdzie jest Twoje miejsce, ty nędzna i podła szmato.
To co się stało... Było jedną z najgorszych rzeczy, jaką doświadczyłam. Ten ból nie równał się z bólem, które wyrządził mi kiedyś Niall. Nawet nie było w gramie tak duże, jak właśnie to... Bill gwałcił i bił mnie na oczach Niall'a. Nie mogłam spojrzeć na blondyna. To jak on się ze mnie wsuwał i wysuwał w ostrym tempie... to tak bolało! Czułam jak moja kobiecość cierpi przez tego skurwysyna z każdym jego pchnięciem. Nie miałam siły ruszyć żadną kończyną, choćby palcami. Byłam wykończona fizycznie i psychicznie.
- Dajesz maleńka, pokaż na co Cię stać – jęknął do mojego ucha, uderzając we mnie jak ciężarówka. Zapłakałam głośno, robiąc wszystko by się wydostać. Jego dłonie stanowczo trzymały mnie za biodra i niemal je miażdżyły, gdy próbowałam się wyplątać z jego kończyn. Nie byłam w stanie się uwolnić. Bill był za silny. Wtedy po raz pierwszy spojrzałam na Niall'a. Nie potrafiłam określić, jak bardzo wściekły był. Nie mógł nic zrobić... to było najgorsze. On i ja cierpieliśmy. Gdy Bill to... robił, przypomniał mi się dotyk ojca... moja skóra paliła, chciałam się pozbyć tego uczucia. – Cassie, jesteś taka ciasna... - wystękał Bill, wbijając zęby w moją szyję. Krzyknęłam i zaszlochałam przez nieprzyjemne igiełki bólu wzdłuż szyi. Nie mogłam na niego patrzeć. Gdybym mogła, oderwałabym mu za to jaja. To była tortura, z seksu powinno się czerpać przyjemność... A czułam się upokorzona i totalnie poniżona. Bałam się go. Wiedziałam już teraz, że był zdolny do wszystkiego. – Cassie! – ryknął, pieprząc mnie bezlitośnie, dopóki nie doszedł na mój brzuch. Wtedy kompletnie wybuchłam płaczem, odpychając go od siebie. Bill patrzył na mnie otumaniony orgazmem i wykazał się łaską, by mnie ubrać z powrotem w moje ubrania. Zwinęłam się w kłębek, mając ochotę po prostu to wszystko zakończyć. Czułam ból taki, który nigdy mi nie towarzyszył. Wszystko mnie bolało... szczególnie dolne partie. Nie czułam swojej kobiecości. – Twoja dziewczyna jest zajebista, Horan. Już wiem, dlaczego Ci się spodobała.
- Gdy tylko uwolnię swoje ręce, nie będziesz żył – zawarczał Niall, a ja czułam na sobie jego ciepły wzrok. Pierwszy raz mi nie pomógł.
Nie chciałam by na mnie patrzył...
Bałam się, że on też zrobi mi krzywdę.
***********************
Tyle w temacie :/
Do zobaczenia! xoxo.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro