26.
Pomimo najlepszych chęci, ani Kyum ani sam Jeon nie mogli dodzwonić się do Hoona. Nie mówiąc już o Hwanie który odchodził od zmysłów. Nikt nie miał pojęcia, gdzie może znajdować się mężczyzna, nie było żadnej informacji, żadnego sensownego śladu ani wskazówki. Zupełnie, jakby wyparował.
- Przecież to nie jest możliwe, aby ktoś zniknął tak bez śladu. - Rzucił poirytowany Jeon, gdy tak we trójkę siedzieli przy stole. Kyum spojrzała na niego wyraźnie zbita z tropu a Hwan, najwyraźniej czuł, że brak mu słów aby to sensownie skomentować.
- Jeon, przecież pracujesz w wydziale kryminalnym... Jak może ciebie zaskakiwać coś podobnego? - Zapytała, to zaś sprawiło, że młodszy bezradnie załamał ręce. Jego przyjaciel zniknął, nie wiedział gdzie jest, nikt tego nie wiedział. Sam Baek zdawał się również tego nie wiedzieć. A to już świadczyło o tym, że nie mogło się to skończyć dobrze.
- To nic nie znaczy. - Odparł bezradnie. Sam Hwan milczał przez ten czas, najwyraźniej nad czymś intensywnie myśląc. Wydobył z siebie jedynie krótkie mruknięcie które niewiele wniosło do całej rozmowy. Znów zapadła niezręczna cisza a Kyum sięgnęła po telefon i wybrała numer do młodszego. Cała trójka utkwiła wzrok w ekranie telefonu wyczekując odpowiedzi po drugiej stronie. Napotkali jednak tylko jeden impuls, potem komunikat, że numer jest niedostępny.
- Jak jeszcze raz usłyszę, że mam spróbować później, to chyba oszaleje. - Mruknął zniecierpliwiony Jeon. Cóż mógł poradzić na to, że dobro przyjaciela było dla niego najważniejsze.
- Jeszcze jedno słowo... A osobiście odstrzelę Ci łeb. - Sarknął Hwan, gniewnie uderzając dłonią o blat by w końcu wstać. - Pójdę pojeździć po mieście, sprawdźcie jeszcze raz jego mieszkanie, może coś się zmieniło.
- Kod do zamka się zmienił.- Mruknął ze zbolałą miną sam Jeon. To był fakt który nie dawał im spokoju, co sprawiło , że mężczyzna tak bardzo się odizolował?
- Wiem. Już to słyszałem. Nie musisz mnie dobijać bardziej. - Rzucił pod nosem Hwan po czym nerwowo ruszył z miejsca, zagarniając po drodze kluczyki służbowego samochodu. Kyum zaś położyła dłoń na karku młodszego mężczyzny i lekko go rozmasowała.
- No już, nie załamuj się. Znajdziemy go, pewnie nic mu nie jest. A jak ja o dorwę...- Po tym jej dłoń zacisnęła się mocniej na skórze mężczyzny. - Uduszę go gołymi rękami, więc niech lepiej znajdzie go ktoś inny.- Sapnęła i podniosła się z miejsca, szarpnęła młodszego za dłoń przywołując go tym samym do porządku, jednocześnie, ciągnąc do drzwi.
- Ał, ał ,ał... Noona to boli..- Jęknął kiedy ta niemal w niedźwiedzim uścisku zamknęła jego dłoń, miał wrażenie, że ta mu ją zmiażdży. Skąd ta kobieta miała tyle sił?
Biuro Sang-Ji
Dwójka mężczyzn siedziała na przeciw siebie, w wygodnych skórzanych fotelach. Pomiędzy nimi stał długi, drewniany, elegancki i na pierwszy rzut oka, można było rozpoznać , że nie należał do tanich. Zresztą, całe jego biuro nie wyglądało najtaniej. Przepych wręcz bił po oczach.
SangJi w końcu zalał dwie szklanki alkoholem, jedną z nich podał swojemu towarzyszowi. Panowała między nimi cisza, a jego partner do rozmów wyraźnie milczał, wpatrywał się gdzieś w bok. Chrząknięcie jednak dość skutecznie przywołało go z powrotem do świata zewnętrznego. Moon Jo uśmiechnął się krzywo i poprawił na miejscu, sięgając po szklankę z alkoholem.
- Więc. - Zaczął i uśmiechnął się krzywo. - Skąd pomysł , żeby podjąć takie kroki?
- Robię to tylko ze względu na opinię. Sam chyba widziałeś, co właśnie dzieje się w mediach? - Odparł i odłożył szklankę na blat stolika. - Te wszystkie bzdury, pomówienia. Jeśli pójdę i złoże te cholerne wyjaśnienia, może się ode mnie odczepią. Później pójdzie kilka pozwów o zniesławienie, sami się o to proszą.- Stwierdził i znów ulokował swój wzrok tuż obok siebie, jakby w coś się wpatrywał. I faktycznie, robił to. Wbił wzrok w swoją towarzyszkę, jej blada twarz i ciemne oczy nie wyrażały jednak zbyt wiele. Westchnął i skubnął kciukiem dolną wargę.
- Cóż... Każdy powód jest dobry. Przez chwilę myślałem, że ruszyły cię wyrzuty sumienia, względem tego chłopaka.- Stwiedził Sang, oboje spojrzeli po sobie i wybuchli śmiechem.
- Dobre, dobre. Muszę to zapamiętać. - Uśmiechnął się szeroko Seo i dopił zawartość własnej szklanki, odkładając ją na stolik.
- W każdym razie, oskarżenia jakie padły w twoim kierunku są dość... Mocne. Nie wiem jak inaczej to ująć. - Odparł Sang, pochylając się nieco do przodu, wspierając łokcie na kolanach. Sięgnął znów po szklaną karafkę aby nalać z niej resztę alkoholu do obu szklanek. - Jeśli ktoś się dowie, jaka jest prawda, konsekwencje mogą być gorsze. Ile jeszcze mam Ci kryć dupę? Nie oszukujmy się, te twoje gierki przestały ,mnie bawić. Szczególnie w momencie, kiedy zacząłeś dobierać się do Hoona. Daj mu spokój, to nieszkodliwy wariat. A przynajmniej był nim do momentu, kiedy nie zaszedłeś o krok za daleko.
- Za daleko?- Zapytał tamten i znów spojrzał w bok, na twarz kobiety. Ta milczała, tym razem wbijając również wzrok w niego. Jakby dając mu do zrozumienia, że być może, Ji ma tym razem rację. - Dobre żarty. - Skwitował.- Przecież jeszcze nie zrobiłem nic takiego. Ledwie go postraszyłem.
- Pobiłeś, zastraszyłeś, doprowadziłeś do urazu czaszki, zacierasz ślady, teraz jeszcze znowu wylądował w szpitalu. A to pewnie przez twój kaprys pobicia go, bo powiedział ci prawdę.
- Prawdę? Jaką prawdę? - Zapytał i parsknął śmiechem mrużąc powieki. - To nie twoja sprawa co robię. Nie płacę ci za moralizowanie mnie. Nie mam nic wspólnego z Ji Eun, nie zrobiłem jej żadnej krzywdy. A reszta? Zasłużył sobie, czemu byle szczeniak miałby się na mnie wyżywać? - Mruknął.
- Cóż, widzisz. Hoon jest dość arogancki, impulsywny, ale ma to swój powód. A tym powodem jest usilna potrzeba znalezienia sprawcy. A w momencie, kiedy zachowywałeś się tak podejrzanie i arogancko, sam zrzuciłeś na siebie jego gniew. Można uznać, że doprowadziłeś do tego sam, zupełnie sam. A teraz? Nie masz wyrzutów sumienia? Cały kraj zwrócił na ciebie swoje oczy, nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo ważny jest dla ludzi.
- Dla ciebie też?- Zapytał nagle Seo, a wyraz twarzy Sanga sprawił, że sam zaśmiał się wielce rozbawiony. - No właśnie. Sam jesteś kawałem skurwysyna, ja przynajmniej się z tym ukrywam a ty otwarcie robisz innym sieczkę z mózgu. Od kiedy się tak przejmujesz tym gnojkiem? Nawet jak zdechnie, ludzie będą mówić przez chwilę a potem o tym zapomną. Jest śmieciem, ty też jesteś śmieciem. Oboje nadajecie się idealnie... Prawda?- Zapytał a jego wzrok wylądował na miejscu obok. Te jednak było puste, przynajmniej z perspektywy samego Sanga. Ten wpatrywał się w to miejsce z kamienną twarzą. Sam Seo spojrzał na kobietę i dostrzegł w jej spojrzeniu coś dziwnego.
- Zabij go. - Odparła w końcu. - Wie o nas za dużo. Musisz się go pozbyć. - Stwierdziła i ulokowała wzrok w zdezorientowanym Sangu. Seo uśmiechnął się pod nosem i pokiwał powoli głową.
- W swoim czasie. - Odpowiedział po czym zmrużył powieki.
- Słucham?- Zapytał zdezorientowany Sang.
- W swoim czasie... W swoim czasie przekonasz się, że to co robiłem, robiłem dla naszego dobra.- Odparł jedynie i poprawił się na miejscu.
- Dla naszego dobra? Dobre sobie... Wiesz, że zniknął? - Mruknął Sang i sięgnął po alkohol. - Zniknął, nie wiadomo dlaczego, nie wiadomo nawet czy żyje, nie wiadomo gdzie jest. Wyszedł ze szpitala, nikt nie wie nawet kiedy.
- I w czym widzisz problem?- Zapytał Seo marszcząc nieznacznie brwi. - Śmieci same się wyniosły. Może gdzieś zdechł, będzie spokój. Im mniej osób drąży to wszystko, tym lepiej.
- Być może. - Odparł oschle i zaraz westchnął ciężko.
- No cóż. Miło się rozmawiało, ale muszę już wyjść. Mam kilka spraw do załatwienia, przy okazji oświadczenie w mediach, cały ten cyrk. - Stwierdził Seo i podniósł się z miejsca, sięgając po swoją marynarkę, narzucił ją na ramiona i skinął głową temu drugiemu.
- Ile to będzie jeszcze trwać? - Zapytał Sang, podnosząc się ze swojego miejsca. Wsunął dłonie w kieszenie spodni wbijając wzrok w plecy tamtego.
- Tyle, ile będzie trzeba. A co? Boisz się? - Mruknął od niechcenia i spojrzał na niego przez ramię, beznamiętnym wzrokiem.
- Ja nie. Ale ty, powinieneś.- Po tych słowach zapadła między nimi cisza. Seo powoli obrócił się w kierunku swojego rozmówcy i zmrużył powieki. Parsknął śmiechem i pokiwał głową, zupełnie tak jakby tamten powiedział coś, co zasługiwało na uznanie.
- Naprawdę? Sądzę, że nie ja jestem tutaj zagrożony. - Stwierdził i uniósł dłoń, wymierzając w niego palce złożone na kształt broni. Poruszył nią tak, jakby właśnie w niego strzelił i uśmiechnął się do siebie. - Masz się pozbyć tego szczeniaka, albo ty będziesz następny. Najpierw zniszczę cię w mediach a potem osobiście się po ciebie wybiorę. Nie obchodzi mnie, jak to zrobisz. Masz to zrobić. Masz na to... Ja wiem? Tydzień? Tyle wystarczy? To do potem. - Rzucił od niechcenia i wyszedł z gabinetu. Sam Ji patrzył w milczeniu w kierunku drzwi, po czym wyjął z kieszeni telefon i spojrzał na jego ekran, wyłączając nagrywanie. Parsknął pod nosem i rzucił telefon na kanapę. Zaczesał włosy w tył, wypuszczając ciężko powietrze.
- Cholerny dupek... - Mruknął do siebie i kopnął w stolik, próbując wyładować napięcie jakie się w nim pojawiło.
Sięgnął po telefon i wybrał numer do Hoona. Brak odzewu z drugiej strony sprawił, że poczuł ulgę ale i narastający niepokój. Ciężko było mu określić tę mieszaninę uczuć. Nie był mordercą, nie miał zamiaru się go pozbywać. Mógł jednak ukryć go na jakiś czas, aż ta sprawa sama się nie wyjaśni.
Gdy tylko wyszedł z gabinetu Sanga rozluźnił krawat, kierując się w drogę powrotną. Wiedział, że nie pozostało mu zbyt wiele czasu nim to wszystko eskaluje.
- Pętla na twojej szyi... Zaciska się coraz bardziej.- Usłyszał zaraz cichy głos kobiety która nie opuszczała go nawet na krok. Szła u jego boku, do tej pory milcząca. - On ma rację, nie zostało Ci zbyt wiele czasu, a to wszystko nie może trwać wiecznie.- Rzuciła i zastąpiła mu drogę, tym samym powstrzymując przed dalszą drogą do drzwi.
- Musisz go zabić. Tego szczeniaka też musisz się pozbyć sam. Przecież dobrze wiesz, że on tego nie zrobi, jest zbyt miękki. Znasz jego adres. Podpalmy go dzisiaj. Pozbędziemy się wszystkich śladów.
- Ji Eun...- Zaczął i umilkł, wyraźnie coś zaprzątało mu myśli.
- Zabij. Zabij. Zabij. Zabij. Musisz zabić. Musisz. Musisz to zrobić dzisiaj. Inaczej to oni, zabiją ciebie. - Powtarzała kręcąc się wokół niego, podskakując wesoło niczym mała dziewczynka, wskakując na jego plecy, szarpiąc go za ręce, ramiona i uderzając w tors aby jak najlepiej do niego dotrzeć. Po chwili tego zamieszania otrząsnął się a w jego oku pojawił się niebezpieczny błysk.
- Masz rację. Muszę się ich pozbyć. Ale mam lepszy pomysł. Po co zabijać tamtego dupka? Możemy wrobić go w morderstwo i podpalenie. Robiliśmy to już wiele razy. - Odparł spokojnie a dziewczyna zaraz uśmiechnęła się szeroko, choć jej uśmiech, był nienaturalnie szeroki a zęby zdawały się przypominać kształtem szpilki a niżeli zwykłe, ludzkie zęby.
- Bardzo dobrze. Bardzo.... Bardzo dobrze.- Wysyczała przy jego uchu aby zaraz zniknąć, rozpłynąć się w powietrzu. Mężczyzna wydał z siebie ciche parsknięcie, poprawiając krawat który zdawał się zaciskać na jego szyi niebezpiecznie mocno. Ale, może jedynie mu się wydawało?
Opuścił budynek szybkim krokiem i skierował się do samochodu który już na niego czekał. Odebrał kluczyki i obszedł samochód wsiadając do niego. Włączył silnik i odjechał, nie oglądając się nawet za siebie. Jego wierna towarzyszka pojawiła się za nim ,zajmując tylne siedzenie. Spojrzał kontrolnie w jej kierunku i z zadowoleniem skinął głową.
Sięgnął dłonią do radia i włączył je, słuchając wiadomości. Jednak jego zainteresowanie przykuł kobiecy głos, dopiero po chwili. Słowa które wypowiedziała, wprawiły go w duże rozbawienie.
" - Z najnowszych informacji, jakie przekazał nam nasz informator, Seo Moon Jo ma zostać zatrzymany. Zarzuty jakie mają zostać mu przedstawione, nie są nam jeszcze znane. Czy to znaczy, że upadek ulubionego mecenasa kraju jest bliski? "
Po tym niechybnie skręcił, wbijając się w tył stojącego na poboczu samochodu. Nie jakoś mocno, ale wystarczająco aby to odczuć. Zaaferowany wysiadł z auta i spojrzał na swój przód a potem na tył samochodu w który wjechał.
- Oszalałeś?! Gdzie masz oczy?! Chciałeś mnie zabić?!- Wrzeszczał facet który chwilę temu stał przy masce własnego auta, najwyraźniej próbując naprawić wcześniej powstałą usterkę. Jednak teraz, dołączyła do tego kolejna, bardziej inwazyjna.
- A... No..- Zaczął i mimowolnie ,zaczął się śmiać. A jego śmiech, był z każdą chwilą coraz głośniejszy, bardziej histeryczny.
- Co do... Z czego się śmiejesz wariacie?! Takie to śmieszne, że prawie zginąłem?! Co to ma być... Dzwonie na policje...- Wrzeszczał wyciągając z kieszeni telefon.
- Nie, nie. To nie będzie potrzebne. - Stwierdził i sięgnął do własnej kieszeni. Wyjął z niej plik pieniędzy i wyciągnął go w kierunku mężczyzny wciąż się zaśmiewając.- Tyle wystarczy? - Zapytał wielce rozbawiony.
- Chcesz mnie obrazić?! Nienormalny!- Wrzeszczał wymachując rękoma. To wszystko bawiło Seo niebywale mocno. - Bo wy bogacze myślicie, że możecie nas traktować z góry...!
- Tak, tak. - Odparł i sięgnął znów do kieszeni po kolejny plik pieniędzy. Rzucił tym w tamtego i zaśmiał się znów. - Masz i spierdalaj, albo odstrzelę ci łeb. - Odparł wciąż rozbawiony całym tym zdarzeniem, a może bardziej tym ,co usłyszał z radia?
- Wariat! Powinni zamknąć cię w psychiatryku! -Wrzeszczał tamten i pomimo kieszeni upchanych dolarami nie miał zamiaru odpuścić. W końcu facet nie wydawał się aż taki groźny.
- Zastrzel go. - Usłyszał zaraz głos dziewczyny przy swoim uchu a to sprawiło, że roześmiał się jeszcze głośnie.
- Oczywiście. - Rzucił pod nosem wesoło i podszedł do bagażnika swojego samochodu. Pogwizdując pod nosem, otworzył go by zaraz wyjąć z niego dość potężną strzelbę. Przeładował ją i wycelował w kierunku mężczyzny.
- Widzisz, a mówiłem Ci, żebyś spierdalał. - Mruknął i pociągnął za spust, celując w sam środek głowy mężczyzny. Wystrzał nie należał do najcichszych, jednak na środku autostrady nikt nie zwracał na nich uwagi. Każdy się śpieszył a ich osłonę do " rozmów " pełniły oba samochody. Spojrzał na martwego mężczyznę bez większych emocji na twarzy. Podszedł do niego, opuszczając broń by zaraz wyjąć z jego kieszeni pieniądze, które darował mu kilka chwil wcześniej.
- Ludzie to jednak idioci.- Stwierdził i złapał za poły jego kurtki aby przeciągnąć go po ziemi i przerzucić przez barierkę, prosto do rzeki Han. Wychylił się lekko aby spojrzeć za nim ,jak ten leciał w dół. Kiedy zniknął pod wodą, jedynie pokiwał głową. Westchnął cierpiętniczo, po czym wrócił do swojego samochodu, znów chowając strzelbę na jej miejsce. Sam usiadł za kierownicą, pogwizdując pod nosem wycofał się i wrócił na jezdnię, by kontynuować drogę do swojego biura. Co jakiś czas, parskał śmiechem, gdy tylko myślał o tych bzdurach, których wysłuchiwał w radiu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro