23. 10-ciu prześladowców i wariatka.
Zatoka Suncheon, Północna część lasów.
26.06.2012 rok
w całej historii Zatoki, taki pożar nie zdarzył się nigdy. A przynajmniej do momentu, do którego pamięcią sięgają najstarsi mieszkańcy.
Las płonął żywym ogniem, wielki okrąg pośrodku lasu odgradzał to co było wewnątrz od zewnętrznego świata, płonął las, a można było odnieść wrażenie jakby palił się cały świat. Z każdą kolejną chwilą pożaru ,coraz to więcej elementów zajmowało się ogniem. Ten, najbardziej trawił przyczepę stojąca po środku okręgu z płomieni.
Z wewnątrz dało się słyszeć głośne krzyki, nie było to jednak wołanie o pomoc. Brzmiało to raczej jak kłótnia, krzyki, dzięki uderzeń w coś, w coś ciężkiego do określenia w całym tym zamieszaniu.
Pośrodku, w centrum całej tej farsy stał wysoki mężczyzna ubrany w czerń, osłonięty kapturem i czarną maską. Identyfikacja jego osoby była trudna, nie posiadał żadnych znaków szczególnych, a nawet jeśli, to wszystko było ukryte. Patrzył do wewnątrz okręgu, gdzie rozpętało się piekło.
Z początku sądził, że będzie się tam niesamowicie nudzić. Ale kiedy pozostał na dłużej, bawił się naprawdę świetnie. Wewnątrz było dziesięć osób, razem z nim dawało to 11 osób. Czy liczba w tej chwili miała jakieś większe znaczenie? Dla samego zainteresowanego nie koniecznie. Jednak obserwował jednego z młodych mężczyzn, który zaczął zachowywać się dziwnie. Bo to wcale nie tak,że te płomienie wzięły się znikąd, a to co stało się pośrodku, było takie oczywiste. Chłopcy świetnie bawili się w swoim towarzystwie, wlewali w siebie alkohol, zażywali inne używki , pośrodku ,między nimi paliło się ognisko, tam piekli swoje mięso ,ziemniaki, cokolwiek byle coś zjeść. To wydawało mu się być wyjątkowo żałosne , ale głównie dlatego, że ledwie utrzymywali się na nogach. Cierpliwie czekał i obserwował z pomiędzy drzew.
- Baek, siadaj! - wrzasnął jeden z mężczyzn do tego, który podniósł się i odszedł w kierunku przyczepy. Nie był zbyt zadowolony, że towarzystwo się rozchodziło. Każdy miał już porządnie w czubie. Poziom frustracji czy irytacji rósł, kiedy tylko działo się coś bardziej lub mniej przewidzianego. Wcześniej wspomniany chłopak podszedł do jednego z nich, trzymając w ręce nóż. Jego wzrok wydawał się być pusty, jakby brakowało życia w parze ciemnych oczu. Zamglone, tajemnicze, nie wyrażające żadnych emocji, nieco szerzej otwarte niż normalnie. Złapał więc tego, który tak głośno krzyczał, za głowę. Odchylił ją dość mocno i szybko, na tyle, że ofiara napaści nie miała pojęcia co zaraz się stanie. Rozciął jego gardło po czym zaczął dźgać swoją ofiarę. Wykonywał zamaszyste ruchy, zagłębiając ostrze w jego ciele po sam koniec. To jednak nie wytrzymało zbyt długo i złamało się na pół. Baek rzucił się na swoją kolejną ofiarę, a wtedy na raz reszta towarzystwa, która była w niezwykle dużej panice, również zaczynała dziwaczeć. Ich spojrzenia, wzrok , przypominały te napastnika, który swoimi zębami rozszarpywał krtań następnego chłopaka. Kolejni z chłopców rzucali się wzajemnie na siebie, rozszarpywali skórę, gryźli bądź uderzali wzajemnie znalezionymi przedmiotami na ziemi.
Mężczyzna zaś stał ukryty w cieniu i ku własnej uciesze obserwował całe to zajście. Cień uśmiechu pojawił się na jego twarzy, gdy widział jak tamci wzajemnie się mordują. Jeden po drugim, padali na ziemię z różnymi obrażeniami, wykrwawiali się na śmierć. W końcu, znudzony nieco widowiskiem wyjął zapalniczkę. Rzucił zapalony przedmiot kilka metrów przed siebie by zaraz zobaczyć jak płomienie otaczają całe to towarzystwo. Ci którzy jeszcze pozostali przy życiu ,walczyli ze sobą jak dzikie zwierzęta, wydając przy tym z siebie prawdziwie nieludzkie odgłosy. Dym z płomieni dławił i drapał w gardła pozostałych przy życiu, osłabiając ich mordercze zamiary. Padali jak muchy, ku uciesze tego który doprowadził do całej tej sytuacji. Uśmiechnął się pod nosem na widok ostatniego, padającego prosto w ognisko chłopaka , po tym odetchnął z ulgą i zadowoleniem. Wszyscy byli martwi, bardziej martwi być nie mogli. Rozejrzał się wokół siebie, tak duże " Ognisko " , najpewniej przyciągnie niepotrzebnie uwagę osób trzecich. Była noc, głucha i cicha, jedyne co dało się słyszeć to przyjemne skwierczenie płomieni i strzelające pod wpływem temperatury kości ofiar. Wzdrygnął się i zamruczał pod nosem sięgając niżej, po beczkę z paliwem. Przewrócił ją na ziemię i zepchnął ze wzniesienia na którym się znajdował. Obserwował z zadowoleniem jak ta wtacza się na sam środek wpadając do ogniska, zatrzymując się przed ciałem tego który tam wpadł. Zaczął się wycofywać, mając na uwadze wybuch jaki to może spowodować. Mógł obserwować to z daleka. Uśmiechnął się do siebie bardziej po czym skierował swe kroki przed siebie.
" 10 chłopców spalonych żywcem!"
" Prawdziwa MASAKRA W SUNCHEON"
" Zwłoki 10 chłopców znalezione w środku lasu."
" Ofiary były szkolnymi prześladowcami. Czy ich ofiary mogą odetchnąć z ulgą?"
" Kto zamordował 10 uczniów liceum?"
" Czy Kat zaprowadzi sprawiedliwość w tej sprawie? "
" Grzesznicy, którzy zostali pokarani. "
" Kto doprowadził do tragedii w lasach Suncheon? Sprawca poszukiwany! "
Sprawa nabrała rozpędu, mieszkańcy żądali sprawiedliwości dla rzekomo niewinnych nastolatków. Czas i dogłębne śledztwo wykazały jednak, że ci chłopcy aż tak niewinni nie byli. Im dłużej trwało śledztwo w tej sprawie, identyfikacja zwłok, tym więcej informacji wychodziło na światło dzienne. A ci, którzy chcieli sprawiedliwości za ich niebywale dramatyczną śmierć, zaczynało coraz bardziej odwracać się od tej sprawy. W pierwszej kolejności, badania wykazały, że wszyscy byli pod wpływem nielegalnych substancji i alkoholu, o ile mieli pewność, że była to mieszanina środków psychoaktywnych i narkotyków, o tyle nie mogli znaleźć informacji ,jakich. To już rzuciło cień wątpliwości na tę sprawę. Ludzie powoli zaczynali się wycofywać ze swoich początkowych postulatów a rodziny ofiar tej masakry, zaczynały być coraz bardziej podejrzane. Na światło dzienne wychodziły kolejne fakty, a największy zamęt wprowadziły te dotyczące prześladowań. Jak się okazało, każdy z nich miał coś na sumieniu. Nie chodziło tylko o drobne przewinienia, złośliwości a o poniżanie, wyłudzanie pieniędzy czy pobicia które miały miejsce w szkole. Zaledwie trzech z dziesięciu chodziło do innej szkoły, ale łączyło ich jedno, sadystyczna osobowość. Gdy tylko ta informacja wyszła na jaw a ci którzy byli pokrzywdzeni przez nich, zaczęli mówić o tym głośno , większość społeczności Suncheon odwróciła się od rodzin ofiar Masakry. Coraz częściej i głośniej mówiono o tym, że była to kara boska, że zasłużenie skończyli tak a nie inaczej. Rozpoczęła się prawdziwa tyrada, każdy obwiniał każdego, wyzwiska, niszczenie domów osób z tym związanych, w mediach lokalnych huczało od informacji o tym, jaki chaos rozpętał się w tym miejscu, do tej pory uważanym za bezpieczne i wygodne do zamieszkania. O ile poprzednia sprawa była oczywista, że ktoś dokonał egzekucji tak tutaj ,nie do końca było to oczywiste. Wstępnie założono, że sami siebie wykończyli pod wpływem narkotykowego amoku, taka narracja również przypadła do gustu mediom i prasie, później zaś pojawiały się kolejne nagłówki, wołające o opętaniu i ogniach piekielnych które strawiły grzeszników. Zapomnieli jednak wspomnieć o odnalezieniu resztek beczki, śladów podpalenia czy o butli z gazem która wybuchła, rozsadzając przyczepę stojącą w centrum całej tej masakry.
Ludzie jednak chcieli krwi, wybuchów, eksplozji, nie interesowały ich fakty, to jak rodziny cierpiały po stracie dzieci, braci czy wnuków. Wieszali na nich psy, wyganiali, a z czasem wyszło ,że nawet rzekome ofiary pobić jedynie próbowały wyłudzić pieniądze na odszkodowanie od bogatszych członków rodziny. Suncheon żyło tą sprawa bardzo długo , jednak jak w takich wypadkach bywa, cały zapał słabł z czasem. Policja zawiesiła śledztwo, większość rodzin uciekła z Zatoki a ludzi coraz mniej interesowała cała ta sprawa. Na jakiś czas ożywiło to społeczność by znów ugasić ich rządze krwi i dramatu.
Wszystko się zmieniło zaledwie po miesiącu, w lipcu ogłoszono odnalezienie nowego śladu. Tym śladem było piętno odciśnięte na skórze jednego z chłopców. Nie wszystko spłonęło, a przynajmniej nie o wszystkich znaleziskach informowano prasę czy media. W trakcie wybuchu beczki, nieco nadpalony fragment ręki wylądował kilka metrów od zajścia. Nie była to informacja oficjalna, policja nie wystosowała w tej sprawie żadnego oświadczenia. Plotki jednak rozniosły się bardzo szybko.
Piętno w kształcie symbolu karmy, sparaliżowało całą społeczność.
Większa część mieszkańców obawiała się wychodzić z domów, w mieście również zarządzono godzinę policyjną. Po zmroku, nikt nie mógł wychodzić z domów.
Tej tragedii nikt się nie spodziewał.
A to wszystko tylko dlatego, bo była to spokojna, cicha noc.
* * *
Mężczyzna siedział tak przy stole i wodził wzrokiem za swoją żoną. Ciężko było mu z myślą, że wszystko wywróciło się do góry nogami. Kto by się tego spodziewał? Oczywiście, zdawał sobie sprawę z tego, że od dawna coraz gorzej im się układa. Oddalali się od siebie coraz bardziej. On, oddalał się w kierunku pracy którą był tak bezdennie pochłonięty, ona, zamykała się w swoim świecie, czasem reagując wzmożoną agresją na najzwyklejsze pytanie. Od trzech lat starali się o dziecko, nic jednak z tego nie wychodziło. I chociaż on poszedł specjalnie zrobić badania, nic nie wykazały. Ona także wydawała się zdrowa, przynajmniej według badań. Problem więc musiał leżeć gdzieś zupełnie indziej, tylko gdzie? Wbił wzrok w jej plecy zastanawiając się jak ubrać swoje myśli w słowa. Jak zacząć ten temat.
Długo ostatnio nad tym myślał, ich uczucia powoli przestają istnieć. Wszystko stało się takie oschłe, zimne, łącznie z nią. A oprócz małżeństwa i kilku ostatnich rat za pożyczkę na dom, nie łączyło ich już nic. Jej córka, choć miłe i kochane dziecko to również nie łączyło ich nic. Nie mieli dzieci i najwyraźniej nie będą już ich mieć. To skrywane w nim uczucie, dało mu odczucie zmarnowania ostatnich sześciu lat. Nigdy nie uważał aby jakikolwiek czas w jego życiu był zmarnowany. Poza tym jednym wyjątkiem. Zresztą, jego uczucia wypłowiały, czuł, że jest tu tylko z przyzwyczajenia, monotonii. Córka jego małżonki i tak nie szczególnie go lubiła, choć starał się jak najlepiej aby jego relację z obojgiem były jak najlepsze. Nic z tych starań nie wyszło. Jego uczucia również zmieniły się względem innej osoby, na miarę tego im dłużej czasu spędzał z tą osobą tym bardziej te uczucia ewoluowały. Z czasem, z dnia na dzień, z sekundy na sekundę uświadamiał sobie jak bardzo daleki jest od przebywania w tym domu. Podjął więc decyzję, która miała poniekąd zniszczyć jego wewnętrzny spokój. Znów uniósł swój wzrok znak kubka z kawą i westchnął aby się odezwać.
- Eun Shil...- Zaczął i poprawił się na miejscu. Oparł się łokciami o stół i bardziej pochylił w kierunku kobiety. Ta jednak w pierwszej chwili nie zareagowała na jego przywołanie. Powtórzył je więc, jednak znów kobieta zdawała się go ignorować. Podniósł się więc sfrustrowany z miejsca i podszedł do niej. Złapał ją za łokieć i odwrócił w swoim kierunku. Jego twarz wyraźnie emanowała złością i zdenerwowaniem.
- Mówiłem do Ciebie. Nie słuchałaś?- Zapytał ale w odpowiedzi kobieta zmarszczyła tylko brwi, jakby nie wiedziała o czym mówił.
- Oczywiście, że nie słuchałaś. Ale nie mam teraz na to czasu. - Rzucił po czym sięgnął po swoją marynarkę. Zarzucił ją na barki i włożył ręce w kieszenie spodni.
- Dzisiaj powinien przyjść do Ciebie kurier z dokumentami. Eun Shil... Chce wziąć z tobą rozwód. To koniec.- Stwierdził i mimo, że wyglądał jakby wcale go to nie ruszało to gdzieś tam w nim drgnęła nutka sentymentu. Kiedyś kochał tę kobietę. A teraz? Nie potrafił wytrzymać w jej obecności, stała się taka nijaka.
Słysząc brak odpowiedzi z jej strony a także nie widząc żadnej reakcji, obrócił się na pięcie z ciężkim westchnieniem. Zgarnął z krzesła torbę i narzucił na ramię mając zamiar wyjść już do pracy, o tej porze można było natknąć się na dość upierdliwe korki.
Do jego uszu dotarł trzask upadającego na kafle w kuchni talerza. Obrócił się gwałtownie i to co zobaczył mocno go zaskoczyło. Eun Shil stała przodem do niego, wyglądała , delikatnie mówiąc, przerażająco. I choć widział w swoim życiu wiele ze względu na pracę, o tyle spojrzenie jakim obdarowała go żona... Sprawiło, że i on czuł ciarki, dreszcze na całym swoim ciele. Wycofał się o krok, nie wyglądało to tak, jakby ten talerz spadł przypadkiem, na jego sprawne oko to rzuciła nim z wściekłości .Usta zacisnęły się jej w cienką kreskę, zdawało mu się nawet ,że słyszy jak ta ze złości zgrzyta zębami.
- Eun Shil!- Wrzasnął na nią , liczył, że ta się opamięta. W końcu po drugiej stronie stołu siedziała jej córka, zupełnie zdezorientowana całym wydarzeniem. Żona mężczyzny złapała za nóż kuchenny i wykonała nim potężny zamach. Co ją opętało? Zmarszczył brwi i zaraz jego oczy otworzyły się szeroko, kiedy ta zamachnęła się nożem na niego. Najpierw zamach, potem pełna wściekłości ruszyła na niego z ostrzem.
Hwan musiał przyznać, że nic go bardziej nie zaskoczyło niż to co właśnie miało miejsce. Lata szkoleń w policji, nauczyły go jak radzić sobie z takimi sytuacjami. Wykonał lekki krok w bok i złapał za jej nadgarstek wykręcając go. Już w krótce wykręcił jej rękę do tyłu dociskając ją do pleców kobiety, dwoma kopniakami posłał ją na kolana a nóż który wypadł z jej dłoni wykopał na drugi koniec kuchni. Wyjął kajdanki i skuł jej oba nadgarstki.
- Nie ułatwiasz mi tego. - Skwitował zachowując względny spokój, nie mógł jednak ukryć, że dał się w jakimś stopniu zaskoczyć. W końcu nie na co dzień atakuje nas małżonka. W tym wypadku, bardziej niż pewne, że była małżonka. Kobieta zachowywała się zupełnie tak, jakby była w transie. Szarpała się i wyklinała mężczyznę, obrażając go, wyzywając. Chciałby jej odpuścić te napaść, jednak nie uważał aby było to dobrym pomysłem. Przygniótł ją do ziemi kolanem licząc, że to ostudzi jej zapał i chęć mordu na nim. To jednak zdało się na nic. Kobieta wciąż szarpała się i próbowała uwolnić, choć to, było zupełnie niemożliwe. Wyjął swój telefon i z ciężkim westchnieniem wybrał numer na posterunek policji.
- Hej, wyślij mi dwóch ludzi i karetkę. Eun Shil oszalała, rzuciła się na mnie z nożem. Weź zaufanych ludzi, nie chcę żeby to się rozniosło. - Zakomunikował i rozłączył się. Spojrzał w dół na kobietę z widocznym politowaniem w oczach. Zaraz jednak jego wzrok uniósł się na jej córkę która w głębokim szoku siedziała na swoim miejscu, jej oczy i usta były szeroko otwarte nie wierząc w to co właśnie się stało. Nie mógł się jej dziwić, była tylko dzieckiem, nie była również niczemu winna, że jej matka w ostatnim czasie była nieco mniej... Poczytalna. Spojrzał na nią przepraszająco, choć nie był w tej sprawie niczemu winny.
Nim się obejrzał, za oknem rozległ się dźwięk syren. Te ucichły kilka metrów pod jego domem. Podniósł się i spojrzał w kierunku okna. Kobieta nie ustępowała, wciąż krzyczała z nienawiścią, wyzywała. Poczuł jak zaczyna go piec dłoń, dopiero teraz uświadomił sobie, że w trakcie obrony własnej, zaciął sobie wewnętrzną część dłoni.
Hwan siedział na dywaniku u komendanta. Oboje milczeli dłuższy czas, jakby oboje wali się poruszyć ten temat. Ostatecznie jednak starszy z ich dwójki podniósł wzrok na tamtego i odezwał się.
- Co zamierzasz zrobić z tą sprawą? - Zapytał a ten wzruszył ramionami w ramach odpowiedzi. Zreflektował się zaraz, dodając coś od siebie.
- Nie wiem, stwierdziłem, że na razie nie będę pociągał jej do odpowiedzialności karnej. Nie robię tego ze względu na nią, tylko na jej córkę. Nie chciałbym aby straciła matkę. Mimo wszystko chcę aby notatka z tego zdarzenia została umieszczona w aktach. Przyda mi się to do sprawy rozwodowej. Miałem zamiar iść na ugodę, ale teraz sam nie wiem. -Skwitował pod nosem i zaczął rozmasowywać swoje skronie. Mężczyzna po drugiej stronie stołu pokiwał powoli głową .
- Niech będzie, przyniesiesz mi to, wtedy to podpisze. - Odparł mężczyzna po czym poprawił się na miejscu, pochylił się by zalać obie filiżanki gorącą kawą. - Pamiętasz o naszej wcześniejszej rozmowie? - Zapytał i nim tamten odpowiedział zmarszczył brwi, dodając. - To dość ważna kwestia, jeśli chcesz otrzymać awans musisz spełnić te warunki. Rozumiesz mnie, prawda?- Hwan skrzywił się znacząco i poprawił na miejscu, sięgając po swoją kawę. Czy ten dzień musiał być tak niesprawiedliwy i nafaszerowany niesprawiedliwościami? Pokręcił głową i znów westchnął, tym razem bardziej cierpiętniczo.
- Rozumiem i pamiętam o tej rozmowie.- Odparł w końcu po czym zacisnął lekko szczęki.- Komendancie, rozumiesz jednak, że to nie jest takie proste...- Zaczął i wypuścił z trudem powietrze z płuc.
- Zależy Ci na tym awansie? - Zapytał znów i wbił w niego wzrok.
- Oczywiście, że tak ale... - Zaczął niepewnie, co nie było do niego podobne.
- Nie ma żadnego ale. Masz się go pozbyć. Sytuacja jest prosta, problem znika a ty, dostajesz awans. Może nie tak szybko, bo jeszcze zostało mi trochę do emerytury, ale dostaniesz posadę zastępcy komendanta. Co za tym idzie, kiedy tylko odstąpię ze stanowiska i przejdę na emeryturę, a ty wskoczysz na moje miejsce.- Dodał i wstał z miejsca. - Pomogę ci wybrać.- Skwitował po czym wrócił na swoje miejsce, stawiając przed nim tabliczkę z napisem " Han Sang Hwang , Zastępca komendanta głównego ".
- Komendancie, uważam, że to niezbyt stosowne i sprawiedliwe, kazać mi wybierać w ten sposób.- Mruknął niezbyt pewny decyzji jaką miał podjąć,
- Życie nie jest ani nigdy nie było proste, stosowne czy sprawiedliwe. Ale nie jestem tu od tego aby ci o tym mówić. Chyba wiesz o tym bardzo dobrze, prawda? Czy to nie ty przypadkiem ostatnio załatwiłeś Hoonowi odwieszenie? - Zapytał i zmrużył powieki.
- Komendancie, ja...
- Wiem. Ja wiem wszystko, dotarło to do mnie. Nie wiesz nawet jak bardzo upokorzony poczułem się gdy dowiedziałem się do czego znów doszło. Czemu to zrobiłeś? Nie było ci wstyd klękać przed Seo? Nie czułeś się upokorzony, prosząc go o wybaczenie dla Hoona? Nie było ci wstyd tłumaczyć się i robić z niego nieszkodliwego wariata? Wstyd. Wstyd i żałość, nie czułeś tego w tamtej chwili? Bo ja czuje, za każdym razem gdy o tym sobie przypominam. Poniża cię, wyśmiewa, nie traktuje poważnie, mimo, że jesteś jego przełożonym. Zastanów się czego chcesz, najpewniej na tym się nie skończy. Masz się go pozbyć, rozumiesz? Nie obchodzi mnie jak to zrobisz, nie obchodzi mnie to w żaden sposób. Do póki sprawa z Seo Moon Joo nie ucichnie, masz się go pozbyć. Ma zakaz, kategoryczny zakaz mieszania się w sprawy związane z Suncheon, jeśli znów tam pojedzie, zacznie grzebać w sprawach, zaczepiać ludzi bądź będzie próbował się w to mieszać, masz go zamknąć za utrudnianie śledztwa, nie może się w to mieszać. Ty też nie możesz. Wszystkie sprawy z Suncheon oficjalnie zostały przekazane do innego posterunku, macie zająć się Seulem, Incheon i tak dalej, i tak dalej.
- Zrozumiałem. - Odparł zduszonym głosem, czując jak jego gardło się zaciska, jak tkwi tam wielka gula która napędza w nim ból i frustrację. Wstał z miejsca i zasalutował mężczyźnie.
- Mam nadzieję. A teraz, odmaszerować. - Rzucił mrukliwie pod nosem i podał mu dokument z potwierdzeniem awansu na zastępcę. Hwan zacisnął szczęki i w milczeniu podszedł do drzwi. Zatrzymał się w nich, układając dłoń na klamce. Wiele słów cisnęło mu się na usta, jednak nie powiedział nic.
Wyszedł, opuszczając gabinet. Spojrzał nieco poirytowany w kierunku pustego biurka Hoona i rzucił coś pod nosem, wracając do swojego gabinetu. Miał już serdecznie dość tego wszystkiego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro