Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13. Wizja.

 Odwrócił się w stronę Hee Kyum,  ta patrzyła na niego nieco zdziwiona i wyjątkowo skonsternowana.  Po chwili obraz mu się rozmazał, miał wrażenie, że ból jakiego doświadczył nasilił się. Pochylił głowę i przytknął do nosa kawałek chusteczki, gdy podniósł głowę by spojrzeć znów na kobietę i przeprosić za to, przed nim wyrosła jakaś ciemna postać. Zbliżała się niepokojąco szybko, twarz nie była widoczna, zastępował ją cień. Ubrany w ciemną kurtkę mężczyzna zasiadł przy stoliku, to było dziwne i niezręczne. Gdy się odwrócił, zobaczył przy stole martwego ojca Ji Eun. Wyglądał tak jak wtedy gdy widział go ostatnim razem, żywiołowy staruszek choć o pogarszającym się zdrowiu. Sympatyczny, przywołujący swoim zachowaniem i postawą wspomnienia o ojcu.  Przechylił lekko głowę i zamrugał skonsternowany,  nie słyszał nic konkretnego. Widział jak staruszek wstaje i wychodzi na moment z salonu, zaś jego gość, ubrany na czarno mężczyzna sięga po coś do kieszeni. Otworzył małą fiolkę aby jej zawartość wsypać do herbaty starszego mężczyzny. Fiolka jednak nie trafiła do kieszeni a wypadła z dłoni sprawcy, lądując pod fotelem. Hoon pochylił się i sięgnął tam dłonią, wyjmując pusty pojemniczek. Przyjrzał mu się przez chwilę a zaraz jego uwaga wróciła do stolika. Starzec zaczął kaszleć, widział jak wstrząsają nim konwulsje a z ust nawet uciekło nieco piany. Bezsprzecznie,  ktoś się go pozbył i użył do tego silnego środka. Zamrugał lekko a cała wizja zniknęła, poczuł tylko szarpnięcie za ramię. Odwrócił się znów w stronę kobiety i chrząknął.

- Co to było? - Zapytała nieco zdziwiona. - Wyglądałeś jak w jakimś transie, co znalazłeś? 

- W pewnym sensie masz rajcę. Nie wiem jak i dlaczego ale miałem dziwną wizję, ktoś go otruł... I właśnie znalazłem na to dowód.  Nie mógł być to ktoś obcy, dlatego bo wydawał się być zrelaksowany i spokojny, musiał znać tę osobę, albo musiałby być to ktoś ze służb... - Mruknął a kobieta wpatrywała się w niego dziwacznie. 

- Daeeebak... Ty naprawdę jesteś detektywem medium... Zawsze masz takie wizje? 

- Nie, właściwie nie miałem ich nigdy tylko teraz... - Mruknął zakłopotany ale starsza nie wydawała się być zrażona a wręcz przeciwnie, zdawała się być tym zachwycona, jak dziecko które właśnie dostało prezent pod choinkę. Tylko ten prezent był opakowany w dziwną i paranormalną zdolność detektywa. 

- To ciekawe, i wiesz co to jest za trucizna? - Zapytała i zaraz podeszła bliżej aby obejrzeć znalezisko. 

- I tak i nie. Nie mogę mieć stuprocentowej pewności bo to nie ma zapachu ani smaku, ale mam pewne przypuszczenia. Sądzę, że to czysty arszenik. Słabo rozpuszcza się w jakimkolwiek płynie więc na filiżance została odrobina osadu, sama dawka arsenu zdolna do zaszkodzenia komuś wynosi między 10-50 mg,  i to jest dawka aby kogoś podtruć. A żeby się kogoś pozbyć,  wystarczy 70-200 mg. Ale to tez nie jest tak, że w tej sposób można człowieka zabić w kilka sekund, przy objawach silnego zatrucia występują bóle brzucha, wstrząs, nudności. Arsen najlepiej rozpuszcza się w kwasie żołądkowym. Dlatego na przykład jest podawany jako trutka na szczury. Więc, albo ktoś go podtruwał od długiego czasu i tego dnia dosypał większą dawkę albo nasz staruszek był już w takim stanie zdrowotnym, że wystarczyła ta fiolka. Nie było szans na odratowanie go,  zanim przyjechałaby tu karetka przekręciłby się kilka razy... - Zamilkł na moment i westchnął ciężko.  Kobieta wpatrywała się zaś w niego z podziwem. 

- Jestem w szoku,  większość ma cię za szalonego wariata a masz dość dużą wiedze. - Odparła i uniosła kciuk do góry, w ramach pochwały młodszego kolegi. 

- Noona... Nie traktuj mnie jak małego chłopca.  Nie bez powodu w tak młodym wieku dostałem się tam gdzie teraz jestem.  Ciężko pracowałem na to co mam. - Mruknął i zaczął się rozglądać po wnętrzu. Wyglądało na to, że nic nie zniknęło ale wnętrze mieszkania zostało przeszukane. Albo to były tylko pozory, cały ten bałagan... Znów coś mruknął po czym skierował swoje kroki do wyjścia. - Nic tu nie znajdziemy... - Zaraz po tym zamilkł, nadepnął na coś metalowego, czego nie zauważył wcześniej. Poświecił pod nogi a jego oczom ukazał się  metalowy symbol, nie wyglądał on  jak coś co było elementem biżuterii. Już widział gdzieś ten znak. Podniósł przedmiot z podłogi i na raz poczuł jak robi mu się słabo. Jeśli to jest to co myślał, to mogą mieć spory problem. Dziewczyna zbliżyła się i również poświeciła latarką w to miejsce, sama jednak nie do końca rozumiała poruszenia swojego towarzysza.

- Nie sądziłam, że zwykły symbol karmy może wzbudzić w kimś takie poruszenie. - Skwitowała widząc jak blady jest młodszy. Ten nie odpowiedział tylko wcisnął przedmiot do kieszeni bluzy i szybkim krokiem ruszył do wyjścia ciągnąc ją za dłoń. Szybkim krokiem dwójka opuściła pomieszczenie by wyjść na zewnątrz,  by za chwilę znaleźć się wewnątrz samochodu należącego do kobiety. Ta nie mogła się powstrzymać od pełnego zdziwienia spojrzenia w kierunku Hoona. Ten zachowywał się co najmniej dziwnie. 

- Co ty robisz, nie sprawdziliśmy jeszcze wszystkiego..- Odparła z wyrzutem w głosie a ten uciszył ją gestem dłoni i wskazał palcem na cień przemykający w górę ulicy. Zauważając ten cień aż uniosła brwi i chrząknęła, cóż, sama nie zwróciła większej uwagi na to aby byli obserwowani. Zdawało się jej wręcz, że są zupełnie sami. A w istocie, tak nie było.

- Wracajmy do siebie, tam trzeba będzie obmyślić jakiś plan.

Gdy znaleźli się już w wynajętym na kilka dni domku,  siedzieli na przeciwko siebie w milczeniu. Kobieta wbijała wzrok w wyraźnie nieobecny wyraz twarzy swojego towarzysza. Ten zdawał się odpłynąć w jakieś inne miejsce. Przechyliła głowę na bok, sprawiając ,że jej włosy również spłynęły w tę stronę. Ten nagle jakby ocknął się z tego letargu i spojrzał na nią wytrzeszczonymi oczyma.

- Aish... Doprawdy... Jesteś równie ekscentryczny co Sherlock Holmes, zaczynam się ciebie obawiać. - Rzuciła odsuwając się nieco aby w końcu sięgnąć po kieliszek wypełniony wcześniej zakupionym Soju.

- Uderz mnie w twarz. - Rzucił nagle Hoon a to sprawiło, że próba wypicia przez Kyum alkoholu, skończyła się opluciem samej siebie.

- Co ?! Co z tobą jest nie tak?! Upadłeś na głowę? Czemu mam cię bić?! - Wrzasnęła oburzona nie rozumiejąc tej nagłej zmiany zachowania. - Jesteś jakimś psychopatą?

- Upadłem kilka dni temu ale to nie ma żadnego związku, po prostu zdziel mnie w twarz Noona, muszę coś spr...- Nie dokończył kiedy na jego własne życzenie, dostał z liścia w twarz. I to na tyle mocno, że aż przewrócił się na bok.  Złapał się szybko za twarz i wrzasnął.

- Noona! Jeśli ktoś z naszej dwójki jest psychopatą, to na pewno ty! Czemu to zrobiłaś tak mocno?! 

- Jak to czemu, chciałeś! - Wrzasnęła na niego wyraźnie poirytowana jego dziecinnym zachowaniem. 

- No tak...- Mruknął na moment tracąc rezon, zupełnie jakby zapomniał o co prosił kilka sekund temu. - Ale to i tak nie zmienia faktu, że mogłaś zrobić to delikatniej! Jesteś taka brutalna... Aish... AISH! Jak to piecze...

- No już, przestań płakać jak małe dziecko, mało razy dostałeś po mordzie? 

- Nie... Ale nikt nigdy nie uderzył mnie z takiej niedźwiedziej łapy...

- Ty...! Ja ci dam niedźwiedzią łapę! - Wrzasnęła i rzuciła się na niego z łapskami, łapiąc go za włosy a Hoon musiał przyznać, że chwyt miała dość solidny.

- Aigoo! Noona puść mnie, błagam! - Wrzasnął a ta zaczęła się śmiać ciągnąc go drugą dłonią za płatek ucha do ziemi. - Ty jesteś okrutna! Ale... Właśnie... Przestań już mnie mordować!- Wrzasnął desperacko i ta w końcu odpuściła, uderzając go jeszcze z pięści w ramie. 

- Aish, przez ciebie cała się rozczochrałam. - Rzuciła z nutą rozbawienia wracając na swoje miejsce.

- I bez tego wyglądasz jak wściekła wiedźma...- Rzucił pod nosem a ta odwróciła się nagle i zaczęła okładać go po głowie rękoma. Ten zaś wybuchł śmiechem, nie mogąc już wytrzymać.

- W porządku! Już w porządku! Tylko żartowałem, jesteś piękna!- Wykrzyczał a ta odpuściła w akcie łaski, ostatni raz sprzedając mu ostrzegawczego kopniaka w tyłek. Usiadła na swoje miejsce i po chwili się zreflektowała. 

- Właściwie... To po co miałam cię uderzyć?

- Bo chciałem zobaczyć jak wygląda wściekły niedźwiedź połączony z wiedźm... Nie, nie żartowałem! Noona nie wstawaj! -Wrzasnął nakrywając się rękoma aby ta znów go nie zaatakowała.

- Aigooo... Jesteś taki dziecinny. A my tu przyjechaliśmy w poważnej sprawie. - Mruknęła by w końcu napić się soju w spokoju.

- Właśnie, prawie zapomniałem. Przez chwilę się zastanawiałem, czy ta wizja była prawdziwa czy może to jakiś dziwny sen albo halucynacja.

- Nigdy wcześniej nie miałeś wizji? To dziwne,  myślałam, że masz je ciągle. - Stwierdziła i sama zaraz rozlała alkohol do obu kieliszków. Ten zaś siedział zafrasowany, wyraźnie kontemplując nad całą tą sytuacją. Ale nic z tych kontemplacji mu nie wyszło. 

- Mhm. Nie miałem w życiu nic oprócz proroczych snów. Swego czasu przy każdej sprawie miałem ich co najmniej kilka, ale proroczy sen może dać ci jedynie wskazówkę i nie jest kluczowym dowodem w sprawie. - Stwierdził spokojnie. - A na ile moja wizja może stać się dowodem w jakiejkolwiek sprawie? Nie jestem pewien, nie zdziwię się jak znów będę musiał przechodzić badania aby udowodnić swoje zdolności. Nie jestem jednak pewien, czy jest to coś co jest stałe czy to jednorazowa anomalia. - Mruczał bardziej do siebie niż do niej po czym znów uniósł wzrok na nią. - Nie widzę lepszego sposobu aby znów to sprawdzić ale tym razem w innym miejscu, skoro i tak mamy zamiar sprawdzić mieszkanie tej kobiety... Mam pomysł gdzie możemy się jeszcze udać. Może nie znam konkretnych lokacji ale myślę, że wiem gdzie to było.

- Gdzie było co?- Zapytała wyraźnie zbita z tropu kobieta. 

- Gdzie umarł Jung Yi Do. Może kiedy tam pójdę, będę miał jakąś wizję?  Podejrzewam, że w mieszkaniu pani Jung również jakaś mogłaby się  pojawić.

- Więc podsumowując. Wiemy nic. -Rzuciła krótko na co Hoon się zreflektował i pstryknął palcami by wyjąć z kieszeni bluzy zapomnianą fiolkę. Uniósł ją i przysunął przed oczy starszej. 

- Wiesz co to jest? - Zapytał po chwili a ta uchyliła szerzej powieki i pokręciła przecząco głową, nie miała żadnego pojęcia co to jest ani po co to temu wariatowi. 

- Fiolka którą podniosłeś z ziemi? Nie wiem, nie mam pojęcia, jesteś taki irytujący... Popisujesz się przede mną? - Zapytała nieco sfrustrowana a alkohol który wypili sprawiał, że irytowała się jeszcze bardziej. 

- No tak, to ta sama fiolka ale nie o to pytałem. Wiesz co jest w środku?  To strychnina. - Rzucił i podał jej w dłoń fiolkę. 

- Strychnina... ?  Ale nie mówiłeś wcześniej, że w filiżance znajdował się arsen..? 

- No tak, mówiłem. Ale w tej fiolce znajduje się strychnina. Doszedłem do prostej konkluzji, arsen kiedyś był stosowany w ramach leczenia schorzeń,  na przykład schorzeń skórnych. Nazywa się to płynem Fowlera. To prosty roztwór arsenu i wodorowęglanu potasu. Nie posiada smaku ani zapachu, a dodany do herbaty pozostaje niezauważalny z pominięciem oznak takich, jak ten osad który zauważyłem. Teraz używa się tego jako lek przeciwnowotworowy albo w leczeniu ostrej białaczki. Więc,  wracając do tego co mam na myśli, jeśli ktoś przedawkuje płyn Fowlera może mieć co najwyżej ostre przewlekłe zatrucie które nie jest aż tak groźne, ale biorąc pod uwagę wiek denata mogłoby to być dość niepokojące.  O ile pamiętam, ten napisał wtedy do mnie list, że chce przed śmiercią rozwiązać sprawę zniknięcia własnej córki. Ale wtedy nie skojarzyłem tego w ten sposób, widocznie chorował na raka i leczył się w ten sposób. Nie oceniam, każdy ratuje siebie jak może. Ile ma to sensu? Odrobinę ma jeśli popatrzy się na to z tej perspektywy. 

- Tak, tak... Ale co ma do tego strychnina i co to do cholery jest?  - Mruknęła Kyum, czując się już zupełnie zagubioną w całej tej matni. 

- Strychnina, najprościej,  to trucizna. Można ją pozyskać z nasion kulczyby wroniego oka. Ale to nie jest aż tak istotne, bardziej istotne jest to, że w przeciwieństwie do arsenu czas umierania nie jest aż tak długi choć objawy zatrucia mogą być podobne. Wywołuje drgawki, powoduje uszkodzenie wątroby i nerek, drogą pokarmową wywołuje mdłości, wymioty, ból brzucha oraz objawy jak w zatruciu inhalacyjnym. Drgawki mogą wystąpić już po 5 minutach od momentu narażenia inhalacyjnego i po 15 minutach od czasu spożycia. A zważywszy na to co widziałem w swojej wizji ciężko mi określić ile czasu minęło  od zatrucia. Więc ten przedział między 5 a 15 minut nie jest aż tak szczególnie znaczący. Zapytasz pewnie dlaczego? A dlatego, że nieważne co by się nie stało, nikt nie byłby w stanie go uratować. Idąc tym tokiem rozumowania, skoro spożywał płyn Fowlera i do jego herbaty  została wsypana dawka strychniny , to nawet te minimum 30 mg na kilogram masy wystarczyło aby go zabić.  Śmierć jest stosunkowo szybka ale niesamowicie bolesna. Żeby go uratować, ktoś musiałby dysponować tlenem i relanium, najlepiej w formie zastrzyku. Ale to także niczego nie gwarantuje. Strychnina sama w sobie jest bardzo toksyczna, czy to w formie proszku który można niechcący wciągnąć nosem czy ustami czy też w formie zabójczego napoju... - Kyum siedziała tak zbita z tropu przez nadmiar informacji i pokręciła głową. 

- Ale jak odróżnisz arsen od strychniny? Przecież nie spróbujesz ani jednego ani drugiego. 

- Bardzo prosto. Arsen zazwyczaj jest w formie proszku, jest podobny bardziej do soli albo mąki, zależnie od tego jak na to spojrzeć .W każdym razie, gdyby ktoś ci zmieszał arsen z solą nawet byś nie zauważyła. Zaś sama strychnina to drobne kryształki, bardziej przypomina to cukier. Ale z jednym zastrzeżeniem. Jej smak jest gorzkawy, pozostawia nieprzyjemny posmak. Zupełnie jak niektóre z antybiotyków, które za nic nie chcą przejść przez gardło. Tylko różnica pomiędzy przeklętym antybiotykiem a strychniną jest taka, że ten ci pomoże a strychnina cię zabije w kwadrans. To dość problematyczne cholerstwo. Dlatego lepiej będzie zrobić tak. - Skwitował aby zaraz sięgnąć do swojej torby a z niej wyjąć mały plastikowy woreczek. Wrzucił fiolkę do środka i zamknął aby z tej nie uciekł nawet miligram zawartości. - Inhalacja czy kontakt ze skórą może być równie zabójczy. 

- Więc? - Zapytała skonsternowana. 

- Więc,  nawet jeśli chcesz komuś podać coś takiego, musisz być przygotowana. Rękawiczki ochronne, maska na twarz.  Sama rozumiesz. 

- Więc...? - Zapytała niepewnie. 

- Więc jeśli będziesz bardzo chciała, nie znajdziesz nigdzie śladów odcisków palców tej osoby ani innych  śladów biologicznych. Ten który przyszedł na te zabójcze odwiedziny był idealnie przygotowany.

- Ale,  mam pytanie. Jeśli miał na sobie rękawiczki, to musiał je wyrzucić jeśli te zabrudziłyby się tym proszkiem. Wtedy moglibyśmy zdobić jego ślady DNA, albo chociaż odciski...

- Pod warunkiem, że wyrzucił je w okolicy domu czy w mieszkaniu.  Poza tym, ciężko określić, czy nie miał dwóch par rękawic. Sama rozumiesz, mógł mieć na sobie materiałowe dla niepoznaki i te lateksowe pod spodem...

- A ty co widziałeś? - Zapytała pochylając się bliżej mężczyzny a ten się zasępił i skrzyżował ręce na torsie aby zaraz ułożyć palce na podbródku. Próbował przywołać obraz który widział niedawno. Zamknął oczy i skupił swoje myśli na tym jednym momencie. Milczał długo aż w końcu się odezwał. 

- Miał dwie pary rękawiczek. - Rzucił i poprawił się nerwowo na miejscu. - Przez ułamek sekundy widziałem odznaczający się materiał pomiędzy końcem rękawa a końcem skórzanej rękawiczki, był niebieski... Ale istnieje szansa, że możemy gdzieś je jeszcze znaleźć. - Stwierdził nie tracąc nadziei. - Sądząc po tym jak bezczelny jest, pewnie rzucił je byle gdzie. - Wysunął z kieszeni bluzy metalowy symbol i położył go na środku stołu. - A to... Trzeba to sprawdzić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro