Rozdział 6. - Nieprzyjemny obiad.
Lily niespokojnie bębniła palcami w blat stołu. Była piąta wieczór, James powinien lada chwila się zjawić. Oficjalnie on i rodzina Lily nigdy się nie poznali, jeśli chodzi o to, że narzeczeni są razem.
— Alohomora — usłyszała. Pognała do drzwi, by ochrzanić chłopaka.
— Do cholery jasnej, Potter, nie możesz tak otwierać drzwi — karciła go szeptem.
— Jasne, Evans — puścił jej oczko i pocałował. Uśmiechnął się. Nie widzieli się lekko ponad dobę, a stęsknili się za sobą niesamowicie.
— Odhaczmy tę kolację i miejmy to z głowy — powiedziała i poprawiła Jamesowi włosy. Jak zwykle były roztrzepane na wszystkie strony. — Powodzenia nam — musnęła wargami jego usta i weszli do salonu.
James podszedł do swojej przyszłej teściowej, pocałował ją w wierzch dłoni i wręczył bukiet róż. Mama Lily zarumieniła się lekko i podziękowała. Teściowi wręczył butelkę Ognistej Whisky i uścisnął dłoń.
Zasiedli do stołu. Lily zajęła miejsce obok Jamesa. Po przeciwnej stronie stołu siedziała Petunia z Vernonem, po lewej stronie mama, po prawej tata. Uśmiechnęła się szeroko, widząc jak siostra lustrowała wzrokiem Jamesa. Przyszli państwo Potter podnieśli się z miejsc.
— Więc... chcieliśmy wam wszystkim oficjalnie ogłosić, że się zaręczyliśmy — Potter posłał lekki uśmiech Lily. Ruda pomachała dłonią, na której palcu błyszczał złoty pierścionek wysadzany diamencikami.
— Gratulacje, kochani — powiedział pan Evans i zaklaskał, tak jak wszyscy. Co prawda Petunia i Vernon od niechcenia, ale jednak.
— My też — syknęła Petunia. Wstała i szarpnęła rękę Vernona. — Wstawaj — warknęła. — Vernon oświadczył mi się kilka dni temu.
Znów oklaski.
— Kiedy planujecie śluby? — zapytała pani Evans obie pary.
— Dwudziestego lipca. — oznajmiła Lily.
— Trzydziestego pierwszego lipca — powiedziała Petunia. Z obrzydzeniem spojrzała na swojego narzeczonego, który opychał się ciastem. Szturnęła go łokciem.
Lily i James wymienili spojrzenia.
— Więc, James, widziałeś mój nowy samochód? — zapytał Vernon, wycierając usta serwetką.
— A widziałeś moją nową miotłę? — odpowiedział pytaniem James.
— Samochód przynajmniej jeździ, a nie fruwa.
— Miotła nie potrzebuje paliwa, by latać.
— Pojazd jest droższy niż twoja miotła.
— Nie byłbym tego taki pewny. Nie dziwię się, że masz samochód, bo miotła nie utrzymałaby twojego tłustego tyłka.
— James... — Lily dotknęła jego ramienia.
— Jak śmiesz... — warknął Vernon. — Jesteś wariatem, twoja narzeczona to wariatka...
— A twoja? Fajnie ci było szydzić z Lily, Petunio? — James spiorunował starszą Evans wzrokiem.
— Bo jest wariatką!
— DOŚĆ!!! — krzyknęła Lily, bliska płaczu. — Wychodzimy, kochanie.
Potter wziął kurtkę i złapał Lily za ramię. Teleportowali się do Doliny Godryka. Chłopak objął płaczącą Lily.
— Dlaczego oni są zawsze niemili?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro