Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 17. - Oto nadchodzi ten...

- Voldemort wciąż zbiera swoją armię - powiedział Dumbledore. - Coraz więcej hogwarckich uczniów wstępuje do jego szeregów.

Peter miał coś powiedzieć, ale zamilkł. Popatrzył na ścianę i wrócił wzrokiem do dyrektora Hogwartu.

- Panie Pettigrew, może dasz nam nazwiska? Myślę, że na pewno jakieś znasz - Dumbledore przeszył go wzrokiem.

Wstał. Czuł napływające gorąco. "Tylko się nie wygadaj", mówił sobie.

- Black, Malfoy, Goyle, Crabbe, Snape, Avery...

- To są stali członkowie. Ktoś nowy?

- Nie jestem pewny, ale chyba Narcyza - mruknął.

- Narcyza nie jest śmierciożerczynią. Bardziej zależy jej na rodzinie niż na służbie. - rzucił Syriusz.

- Słyszałam, że Snape ma być chrzestnym dziecka Malfoyów - odezwała się Alicja. - Jeśli prawdą jest, że Narcyza jest w ciąży, jej latorośl będzie chodzić do Hogwartu z naszymi dziećmi.

- Merlinie, dopomóż... Mój ojciec chodził do szkoły z ojcem Lucjusza, nasze dziecko z dzieckiem Malfoyów, nasze wnuki, prawnuki... - westchnął James.

- Nie nakręcaj się. - Lily położyła dłoń na ramieniu męża. - Może z biegiem pokoleń ta nienawiść między rodami zaniknie i Potterowie z Malfoyami będą się przyjaźnić.

* * *

- Jestem taka zmęczona - sapnęła Lily, padając na kanapę.

- Przynieść ci coś? - zapytał James znad stosu papierów.

- Nie chcę ci przeszkadzać, kochanie.

Potter wywrócił oczami.

- Odkąd nosisz pod sercem moje dziecko, nie będziesz nigdzie chodziła. Wszystkim zajmę się ja - pocałował ją w czubek głowy i poszedł do kuchni.

Zadzwonił dzwonek do drzwi.

- Profesor Trelawney?

Lily pobiegła do drzwi.

- Coś się stało?

- Dzieci moje drogie, nad tym domem wisi ciężka atmosfera... czarna, przeklęta...

- Ha? - nie zrozumiała pani Potter.

Zapadła dramatyczna cisza.

- Muszę zaczerpnąć świeżego powietrza - powiedziała Sybilla i wyszli na taras.

Małżeństwo wymieniło zdziwione spojrzenia. James nie wytrzymał i wypalił:

- Więc o co, do cholery...

- Oto nadchodzi ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana... Zrodzony z tych, którzy trzykrotnie mu się oparli, a narodzi się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca... A choć Czarny Pan naznaczy go jako równego sobie, będzie miał moc, jakiej Czarny Pan nie zna... I jeden z nich musi zginąć z ręki drugiego, bo żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje... Ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana, narodzi się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca... - wymamrotała Trelawney.

Zapadła długa cisza, przerywana jedynie pociągnięciami nosem przez Lily.

- Harry urodzi się na koniec lipca... - szepnął łamiącym się głosem James.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro