Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11. - I tak gorzej być nie będzie.

Hogsmeade, Pod Świńskim Łbem, 11:00. Nie spóźnijcie się.

A. Dumbledore

PS Uważajcie na siebie.

- Dobra. Mamy trochę czasu - powiedział Remus, kładąc dłoń na stole i patrząc na przyjaciół. - James, mógłbyś się odessać od twarzy Lils, sprawa jest poważna.

- Zamknij się - mruknął Potter, ale posłuchał przyjaciela i skupił na nim swoją uwagę.

- Więc, kochanie? - Claire położyła głowę na ramieniu Lupina.

- Co tu dużo gadać, nie możemy się rozłączać. W grupie jesteśmy bezpieczniejsi. Dopóki nie wstąpimy do Zakonu, sami nic nie zdziałamy. - pufnął Syriusz i padł na kanapę.

- Nie zdajesz sobie sprawy z powagi sytuacji, Łapo.

- Daj spokój. I tak gorzej być nie będzie. Ledwo uratowałem Dorcas z rąk Voldemorta...

- Do cholery, zauważ to w końcu! Każdy z nas chce się czuć bezpieczny, a ty wszystko zlewasz. Przejrzyj na oczy i zobacz, że Dor prawie zginęła! On jej groził! - Remus poczerwieniał na twarzy. Miał dość. Syriusz zawsze miał zbyt nonszalanckie podejście do poważnych spraw.

- Przepraszam? - Syriusz wstał z kanapy i popatrzył ze złością na wilkołaka. - To ty ciągle bujasz z głową w chmurach, gdyby nie ja to dawno byśmy nie żyli! Tylko ty i twoja Claire!

- Przegiąłeś - warknął i stanął twarzą w twarz z Blackiem.

- Hej, hej, hej, stop - James rozdzielił chłopców na rozpiętość swoich rąk. - W obliczu zagrożenia powinniśmy się jednoczyć, a nie doprowadzać do sprzeczek i kłótni.

- Niech się przestanie wpieprzać, bo staram się pomóc nam wszystkim przeżyć!

- Dobra, fajrant - uciszyła ich Lily.

- Co prawda mogłam zginąć, ale... - powiedziała Dorcas.

- Ale nic ci się nie stało, do cholery, koniec tematu - Syriusz przewrócił oczami.

- Czeeeeść - przywitał się Peter, który właśnie do nich dołączył. - Co robicie?

- Będziemy dołączać do Zakonu Feniksa, bo sami nie damy rady się obronić - powiedziała cicho Claire.

- Zbieramy się. Nie ma czasu - rzuciła Lily i założyła kurteczkę. Pokiwali głowami i poszli za nią z duszami na ramionach. W obliczu zagrożenia każdy krok niósł za sobą ryzyko.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro