Rozdział 11. - I tak gorzej być nie będzie.
Hogsmeade, Pod Świńskim Łbem, 11:00. Nie spóźnijcie się.
A. Dumbledore
PS Uważajcie na siebie.
- Dobra. Mamy trochę czasu - powiedział Remus, kładąc dłoń na stole i patrząc na przyjaciół. - James, mógłbyś się odessać od twarzy Lils, sprawa jest poważna.
- Zamknij się - mruknął Potter, ale posłuchał przyjaciela i skupił na nim swoją uwagę.
- Więc, kochanie? - Claire położyła głowę na ramieniu Lupina.
- Co tu dużo gadać, nie możemy się rozłączać. W grupie jesteśmy bezpieczniejsi. Dopóki nie wstąpimy do Zakonu, sami nic nie zdziałamy. - pufnął Syriusz i padł na kanapę.
- Nie zdajesz sobie sprawy z powagi sytuacji, Łapo.
- Daj spokój. I tak gorzej być nie będzie. Ledwo uratowałem Dorcas z rąk Voldemorta...
- Do cholery, zauważ to w końcu! Każdy z nas chce się czuć bezpieczny, a ty wszystko zlewasz. Przejrzyj na oczy i zobacz, że Dor prawie zginęła! On jej groził! - Remus poczerwieniał na twarzy. Miał dość. Syriusz zawsze miał zbyt nonszalanckie podejście do poważnych spraw.
- Przepraszam? - Syriusz wstał z kanapy i popatrzył ze złością na wilkołaka. - To ty ciągle bujasz z głową w chmurach, gdyby nie ja to dawno byśmy nie żyli! Tylko ty i twoja Claire!
- Przegiąłeś - warknął i stanął twarzą w twarz z Blackiem.
- Hej, hej, hej, stop - James rozdzielił chłopców na rozpiętość swoich rąk. - W obliczu zagrożenia powinniśmy się jednoczyć, a nie doprowadzać do sprzeczek i kłótni.
- Niech się przestanie wpieprzać, bo staram się pomóc nam wszystkim przeżyć!
- Dobra, fajrant - uciszyła ich Lily.
- Co prawda mogłam zginąć, ale... - powiedziała Dorcas.
- Ale nic ci się nie stało, do cholery, koniec tematu - Syriusz przewrócił oczami.
- Czeeeeść - przywitał się Peter, który właśnie do nich dołączył. - Co robicie?
- Będziemy dołączać do Zakonu Feniksa, bo sami nie damy rady się obronić - powiedziała cicho Claire.
- Zbieramy się. Nie ma czasu - rzuciła Lily i założyła kurteczkę. Pokiwali głowami i poszli za nią z duszami na ramionach. W obliczu zagrożenia każdy krok niósł za sobą ryzyko.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro