Rijan
Loki P.O.V
Siedziałem w swojej komnacie i czytałem książkę. Ta głupia dziewucha i tak tu wróci, tak, jak ostatnio. Chyba. W końcu to tylko zwykły wisiorek, za chwilę jej przejdzie. Nie ma rzeczy ani ludzi niezastąpionych. Jak będę miał ochotę, to kupię jej drugi i będzie po krzyku. Ładniejszy, droższy, kobiety lubią takie rzeczy.
Nagle usłyszłem pukanie do drzwi. Czyżby o wilku mowa?
- Proszę! - warknąłem, niezadowolony, że przerywa mi się w czytaniu.
- Znowu się z nią pokłóciłeś? No ja kiedyś nie wytrzymam z tobą - powiedział brązowowłosy chłopak, wchodząc do mojej komnaty. Rijan.
- Czego chcesz? Nie widzisz, że czytam? - zapytałem chłodno, nie obdarzając go nawet spojrzeniem.
- A ty nie widzisz, że ona przez ciebie płacze? - zapytał. - Loki, nie poznaję cię ostatnio. Co w ciebie wstąpiło? - powiedział z wyrzutem.
- Jakbyś jeszcze nie zauważył, to zawsze taki byłem - spojrzałem na niego z wyrzutem.
- Nie. Zawsze byłeś sarkastyczny, wredny, wyrachowany, bezwzględny, egoistyczny... - zaczął wyliczać Rijan, a ja z głośnym hukiem odłożyłem książkę na szafkę.
- Dość! - warknąłem.
- No, w każdym razie, jesteś jaki jesteś. I takiego cię lubię. Ale ty nigdy nie byłeś okrutny... - weschnął Rijan.
- Nie jestem okrutny - odparłem chłodno.
- A to, jak traktujesz tą dziewczynę? - zapytał z wyrzutem.
Gwałtownie wstałem z łóżka i zacisnąłem pięści.
- Ona jest zwykłą służącą! Nie zasługuje na nic innego! - wybuchnąłem, jednak szybko się uspokoiłem. - Jeśli to wszystko, co miałeś mi do powiedzenia, to proszę, abyś opuścił moją komnatę - powiedziałem lodowatym tonem.
Rijan tylko pokręcił głową i wyszedł, zostawiając mnie samego.
Rijan... Jedyna osoba, która rozmawia ze mną w miarę swobodnie, znajomy z dzieciństwa, którego jednak nie mogę nazwać przyjacielem. Często się kłóciliśmy, czasem bywało, że miał rację. Czy teraz też ją ma?
Niedorzeczność. Właściwie...
Nie. Nie ma racji. Ale... Skoro jej nie ma, dlaczego nie jest obojętne mi, co powiedział?
Z całego tego skołowania zacząłem chodzić w kółko po pokoju. Miałem wrażenie, że toczę bój sam ze sobą. Większa część mnie mówiła mi, że to co robię, nie jest niczym złym. W końcu, traktuję ją jak całą swoją poprzednią służbę. Jednak jakaś cząstka mnie mówiła, że nie powinienem, że ona jest... inna. Dlaczego?
Może rzeczywiście powinienem być dla niej trochę milszy, ale nie potrafię. Przy niej zupełnie tracę nad sobą kontrolę! Tak, jakby najciemniejsza z moich stron wykorzystywała jej słabość. Wyrzuty sumienia przychodzą później, po fakcie. Tak, jak w tym momencie.
To, że przesadziłem, dotarło do mnie nagle. To, jak bardzo ją skrzywdziłem. Czułem się jak ostatni idiota. Ten medalik musiał być dla niej bardzo cenny, skoro zareagowała w ten sposób. Nie chciałem jej skrzywdzić.
To znaczy, chciałem, w tamtym momencie. Chciałem, by ją to zabolało. Napawałem się jej cierpieniem. Pastwiłem się nad nią i sprawiało mi to przyjemność. Nie cierpiałem się za to.
Jednak przypomniałem sobie też te chwile, w których widziałem ją uśmiechniętą, pełną życia. Promieniującą wręcz radością. I ten widok sprawiał mi nieporównywalnie większą uciechę niż widok jej łez.
Polubiłem ją. Polubiłem tą wesołą, prostolinijną dziewczynę o wyglądzie anioła. Polubiłem służącą.
Chwilę później stałem przed komnatą Rijana. Szybko otworzył mi i zaprosił do środka. Zaśmiał się.
- Znowu miałem rację, prawda?
***********************************
To znowu ja, po dłużej nieobecności.
Chciałam wyjaśnić, że w tym tygodniu i następnym rozdziały pojawiać się będą trochę rzadziej, bo mam sprawdziany semestralne i dużo, dużo nauki! Mam nadzieję, że się nie obrazicie :) Potem wracam do normalnego, regularnego dodawania, ale jak widzicie, na razie nie mam możliwości, choć bardzo, ale to bardzo bym chciała! Wybaczcie!
Mam nadzieję, że rozdział się podobał :)
frikuskaa
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro