Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Podekscytowana

Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. Dosłownie zamarłam z wrażenia i chyba stałabym tam tak do końca świata, a może i jeszcze dłużej, gdyby nie znaczące chrząknięcie Lokiego.
- Czy ty naprawdę... - zaczęłam, ale on, jakby czytając mi w myślach odpowiedział:
- Tak. To jak będzie? Nie będę stał tu cały dzień czekając, aż coś z siebie wykrztusisz - mruknął, oglądając własne paznokcie.
- Oczywiście że bym chciała! - powiedziałam szybko, czując, jak moje serce na samą myśl o wzięciu udziału w tym balu przyspiesza swój rytm. Zauważyłam, że Loki uśmiechnął się pod nosem, słysząc moją odpowiedź.

Loki P.O.V

Kamień spadł mi z serca, gdy się zgodziła. To znaczy... Jak mogłaby się nie zgodzić? Właściwie... Mogłaby, po tym, jaki czasem potrafię dla niej być... Nieważne! Ważne, że się zgodziła i nie będę musiał się męczyć z Susan. Uśmiechnąłem się pod nosem na tę myśl. Chwilę potem poczułem delikatne ramiona obejmujące mnie najmocniej, jak się da i minęła chwila, aż uświadomiłem sobie, że to Lilianne podeszła i mnie przytuliła.
Co ona sobie myśli? Jestem księciem, ona służącą, jak ona... Co ja wygaduję? To wcale nie jest takie złe uczucie... Mógłbym dawać się jej przytulać częściej. To ja to pomyślałem? Nieważne.
Chwilę potem odwzajemniłem jej uścisk, po krótkiej walce z samym sobą. Odkąd Annie zginęła, nikomu nie dałem się tak obejmować. Już dawno zapomniałem, jakie to przyjemne uczucie.
- Dziękuję - usłyszałem jej cichy szept. Poczułem coś dziwnego, jakby coś ogrzało mnie od środka i wywołało uśmiech na mojej twarzy. To chyba tak czuje się ktoś, kto robi coś dobrego dla innych.
Kiedy wróciliśmy do mojej komnaty, zadałem jej istotne dość pytanie.
- Masz się w co ubrać? - rzuciłem, szukając czegoś w szafce.
- Hmm... Chyba nie. Ale pożyczę coś od przyjaciółki - uśmiechnęła się - Dlaczego pytasz?
- Kobiety zawsze narzekają, że nie mają się w co ubrać - parsknąłem - Łap - rzuciłem jej sakiewkę z monetami.
Uniosła brwi w geście zdziwienia. Czy ja już zawsze będę musiał tej kobiecie wszystko tłumaczyć? Eh.
- Kup sobie coś ładnego. Nie pojdziesz przecież w pożyczonej sukience - skrzywiłem się. Nie pozwolę jej pójść w łachmanach. Tu nie chodzi o jej reputację, a o moją!

Lilianne P.O.V

Jakże szczęśliwa byłam wtedy! Los uśmiechnął się do mnie dwukrotnie; w bibliotece i w komnacie. Jak najszybciej poszłam na zakupy, przecież darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby. Po drodze zachaczyłam jeszcze o Jarę.
- Hej. Jesteś teraz zajęta? - zapytałam, widząc ją na dziedzińcu.
- Nie, Lili. Skończyłam już swoja pracę na dziś - uśmiechnęła się.
- To świetnie. Chodź ze mną na zakupy, proszę - powiedziałam, łapiąc ją za nadgarstek. Kiedy byłyśmy już poza granicami zamku, pokazałam jej sakiewkę.
- Na Odyna, Lilianne! Skąd ty wzięłaś tyle pieniędzy? - powiedziała, zasłaniając usta ręką - Schowaj to, prędko, jeszcze ktoś zobaczy!
- Nie uwierzysz mi! - zaśmiałam się.
- No gadaj, dziewczyno, bo sobie pójdę - skrzyżowała ręce na piersi Jara.
- Od Lokiego - oznajmiłam, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
- Co? Jak? Dlaczego? - była bardziej zdziwiona niż ja przed kilkunastoma minutami.
- Mam kupić sobie sukienkę... Na Bal Gwiazdozbiorów - powiedziałam prawie szeptem. Jara otworzyła szerzej oczy ze zdumienia, po czym złapała mnie za ręce i zaczęła piszczeć.
- On cię zaprosił! Zaprosił cię! Moja Lili idzie na Bal! - Jara cieszyła się jak małe dziecko, a ja wraz z nią.

***********************************
Witajcie! Ukochani moi, wróciłam! Nowe otoczenie dobrze mi zrobiło, byłam w Krakowie (pozdrawiam wszystkich z tamtych okolic :*)
i nabrałam nowych sił i weny. Czuje się jak nowo narodzona. Na dodatek wchodze dziś na Wattpada a tu... 5 tysięcy wyświetleń! Uwielbiam was i dziękuję, że jeszcze ze mną jesteście!

Nowy rozdział... Ciekawe, jak Wam się podoba, mam nadzieję, że w ogóle się podoba ;)
frikuskaa

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro