Oburzona
Nie wróciłam na noc. Wolalam poczekać, aż gniew Lokiego minie, bo prawdopodobnie był wściekły. Nie chciałam powtórki z rozrywki, nie wiedziałam, do czego jeszcze jest zdolny. Nocowałam na dworze, w Ogrodach. Znalazłam sobie sympatyczne miejsce pod drzewem, miałam nawet co zjeść, bo rosło tu wiele drzew dających owoce. W nocy było trochę zimno i padało, więc nie spałam zbyt długo. Rano wyglądałam jak siedem nieszczęść, przemoczona, brudna i potargana, z podkrążonymi oczami. Powolnym krokiem ruszyłam do komnaty.
Chwilę stałam pod drzwiami, zbierając się na odwagę, aby w ogóle tam wejść. Zapukałam.
- Proszę - odpowiedział mi lekko ochrypły, zmęczony głos. Nie mogłam uwierzyć, że należy do Lokiego. Wolnym krokiem weszłam do środka.
Siedział na fotelu, bawiąc się sztyletem. Na mój widok wstał ze złością i sztyletem w ręku.
- Proszę, proszę, proszę... Kogo my tu mamy? - zapytał chłodno, postępując kilka kroków w moją stronę. Odruchowo spojrzałam na sztylet, który ściskał w ręku tak mocno, że wyraźnie było widać, jak zbielały mu kłykcie. Jego wzrok także powędrował w stronę broni, a potem w moją. Cofnął się kawałek i odłożył sztylet na półkę.
- Gdzie byłaś? Nie wróciłaś na noc - zapytał, jakbym nie wiedziała - Wyglądasz okropnie... Czy ktoś ci coś zrobił? - zapytał, a w jego głosie wyczuć można było odrobinę troski.
- Nie, panie, nic mi nie jest. Nocowałam w Ogrodach - powiedziałam, patrząc w dół. Loki podszedł do mnie i chwycił mnie za podbródek.
- Na dworzu. Tam, gdzie twoje miejsce. Powinnaś się cieszyć, że daję ci dach nad głową! - warknął, patrząc prosto w moje oczy.
- Nie myśl, że robisz mi łaskę, bo tak nie jest! Uważasz, że jesteś lepszy ode mnie? - odparłam, wyrywając głowę.
- Oczywiście, że tak! Jesteś tylko służącą, nadajesz się tylko do służenia... Gdy zginiesz, nikt nie będzie za tobą płakał! - krzyknął w odpowiedzi.
To było podłe. On był podły. Gdy Jara mówiła, że ma serce, wyraźnie się pomyliła. Teraz na niczym mi już nie zależało, chciałam dać upust wszystkim swoim emocjom.
- Tak? Zabawny zbieg okoliczności, za mną nikt nie będzie płakał, ale to ja wiem więcej o miłości niż ty - powiedziałam trzęsącym się głosem. Zobaczyłam furię w oczach Lokiego. Takiej wściekłości jeszcze nigdy nie widziałam. Modliłam się do bogów, żebym uszła z tego z życiem.
- Naprawdę? Kto cię tego nauczył? Rodzina? Matka, taka sama służąca jak ty, tak samo nic nie warta? A może ojciec, żałosny midgardzki kucharzyna? Czego on zdążył cię nauczyć? - zaśmiał się złośliwie, patrząc na szok malujący się na mojej twarzy. Skąd on wiedział? - Pewnie tylko tego, by uwierzyć w siebie - parsknął, a w jego rękach pojawił się mój wisiorek. Pobladłam. Odruchowo wyciągnęłam rękę w jego stronę, jednak Loki odsunął go jak najdalej ode mnie. - To była kiepska nauka. Tacy jak ty nie powinni w siebie wierzyć, to nie sprzyja posłuszeństwu. Ale to jeszcze da się naprawić - parsknął, po czym jednym, zgrabnym ruchem ręki wrzucił mój naszyjnik do ognia, rozpalonego w kominku.
- Nie! - wrzasnełam, podbiegając do płomieni. Upadłam przed kominkiem na kolana i patrzyłam, jak ogień trawi mój medalik. Medalik od taty... Zaczęłam głośno szlochać, a po moich policzkach spływał potok słonych łez.
Usłyszałam, jak Loki mówi beznamiętnie:
- Bez przesady, to tylko zwykły, tani wisiorek.
Słysząc to, wstałam, świadoma tego, jak wyglądam, świadoma śladów po łzach, wyraźnie widocznych na mojej ubrudzonej twarzy. Właściwie, nadal płakałam.
- Jak mogłeś?! To była jedyna pamiątka, jaka została mi po tacie...! - powiedziałam cicho, patrząc na niego z rozpaczą, po czym wybiegłam z komnaty, kierując się tam, gdzie nadal czułam obecność ojca - do starej, nieużywanej już kuchni.
***********************************
CookiM znowu płaczesz z radości, bo nowy rozdział? :D
A co do reszty to mam nadzieję, że się podoba i wzbudza emocje, bo to właśnie jest najlepsze w czytaniu: gdy czytana historia porusza nas, rozbudza wyobraźnię i budzi skrajne emocje. Pozdrowionka i dzięki za 2k wyświetleń!
frikuskaa
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro