26 kwiecień
7:05
-Hej, Yoongi?
-Tak?
-Nie musisz się mną martwić. To co się stało w niedziele? Po prostu było mi trochę smutno, i tyle.
Yoongi pokręcił głową.
-Co się z tobą stało? To nie wyglądało dla mnie, jak tylko smutek. Nie jestem głupi, wiesz.
-Moja ciocia Eunbyul umarła tamtego ranka, po długiej walce z rakiem. Byłem z nią naprawdę blisko, wiesz? Było to dla mnie ciężkie, by to wszystko do mnie doszło, więc stałem się trochę nostalgiczny. Była pierwszą śmiercią za mojego życia. Prawdopodobnie uderzyło to we mnie trochę bardziej, niż powinno.
-To okej, by czuć się w ten sposób. Nie ma limitu na to, jak bardzo zranionym powinieneś się czuć po czymś takim.
Jimin skinął głową.
-Jesteś mądrym facetem, Min Yoongi.
-Okej.
-Dziękuję, że ze mną zostałeś.
-Cokolwiek.
Jimin uśmiechnął się, ale kłamał przez swoje zęby. Ciocia Eunbyul nie umarła, nie był też z nią blisko. To nie była po prostu nostalgia.
Lata by minęły, pory roku by się zmieniały, gwiazdy by się rodziły, a ziemia obróciłaby się miliony razy, a jej grób wciąż nie byłby postawiony.
Ciocia Eunbyul była nieśmiertelna. Była metaforą wsród granic umysłu Jimina, białym kłamstwem w jego czarnej głowie, rzeczywistością za dwustronnym lustrem.
Ciocia Eunbyul była wieczna i nieśmiertelna. Ale przede wszystkim, nigdy nie istniała.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro