Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

17 kwiecień

20:41

Jimin otworzył drzwi do swojego mieszkania, po drwiąco wolnej jeździe pociągiem z miasta i dniem spędzonym z przyjaciółmi. Zrobił to, co zawsze robił po przyjściu do domu; wrzucił swoje klucze do miski, zdjął swój szalik, sprawdził listy.

Myśl o Yoongim. Myśl o Taehyungu.

Jedynym powodem, dla którego wyszedł, było oczyszczenie głowy z dwójki chłopaków. Trochę to pomogło, chociaż tylko chwilowo, kiedy śmiał się ze starymi przyjaciółmi i rozmawiawiał. Ale dokładnie w chwili, kiedy wszedł do salonu, wywołujące migrene myśli zaatakowały go, niczym tsunami napływające na nic nie podejrzewającą rybacką łódkę.

I tam właśnie był. Chłopak o imieniu Taehyung, siedzący na parapecie w salonie tak, jakby kompletnie nie było co powidziwiać w tym czystym, gwieździstym, nocnym niebie. Księżyc był ich jedynym źródłem luminescencji. Wszystko wyglądało pięknie pod jego światłem, albo przynajmniej takie się wydawało.

Z jakiegoś powodu, Jimin mógł tylko stać tam, w przejściu przez drzwi, z dłonią na klamcę. Mógł tylko oglądać, jak chłopak odwraca do niego głowę, z oczami lśniącymi pod księżycowym światłem. Mógł tylko oddychać, kiedy po policzku Taehyunga spłynęła łza.

-Jestem zaskoczony, że wziąłeś mnie tamtego wieczora w miejsce publiczne, Jimin.

Jimin wykonał krok do przodu.

-Dlaczego-

-Wiesz, biorąc pod uwagę to, że boisz się powiedzieć o nas światu.

Zamknął za sobą drzwi i westchnął.

-Nie zaczynaj znowu, Tae. Nie jestem w nastroju.

-Cóż, ja jestem!

Taehyung był już na nogach. Oddychał niepewnie i nierówno. To było całkiem oczywiste, że to było coś większego niż mały płacz. Więc, po raz drugi w tym tygodniu, problemy Jimina wszystko zagmatwały w ich brzydkich głowach.

-Nie robię tego! - odpowiedział, rzucając swoją kurtkę na kanapę.

-Jesteś cipą!

-Jeśli bycie cipą oznacza, że chcę przy sobie utrzymać moją rodzinę i ciebie, to tak, będę cipą!

-A co ze ślubem? Co zrobisz, kiedy twoja mama i tata zaczną pytać, gdzie są ich wnuki? Czy kiedykolwiek pomyślisz, jak kurewsko głupie to jest, utrzymywanie takich rzeczy w tajemnicy przed ludźmi, których kochasz? Kiedyś się dowiedzą! Tak czy inaczej, i tak się dowiedzą!

-Po prostu nie jestem jeszcze gotowy, by im powiedzieć! Nie jestem gotowy!

-'Nie jestem gotowy. Zrobię to kiedy indziej. Niedługo, Taehyung'. - przedrzeźnił go, prychając na to, jak niemożliwie brzmiały te słowa. -To wszystko, co od ciebie słyszę. Wszystkie wymówki i bzdury, którymi mnie karmisz, są tylko kłamstami, by mnie przekupić. Ale tu już nie chodzi o mnie.

I Taehyung miał racje, ale Jimin był tak zadumany, że jedyne co zrobił, to rzucił się na kanapę.

-Jestem zmęczony tym gównem.

-Jestem zmęczony tobą!

-Ja tobą też jestem zmęczony! Może powinniśmy-

Jimin spiął się. Jego oczy spoczęły na Taehyungu, prosząc, modląc się, błagając, by tylko tego nie powiedział.

-Myślę, że powinniśmy..

Taehyung spojrzał do góry na księżyc ze swoimi zaczerwienionymi oczami i ociężałym sercem.

-Myślę, że najlepiej będzie, jeśli poddamy się i rozgryziemy siebie samych, zanim oboje pojedziemy w dół tej drogi i skończymy rozbijając się.

-Nie, nie, nie, nie możesz odejść. - Jimin powiedział. -Dopiero co wróciłeś! Nie możesz zniknąć i zostawić mnie tutaj, bym czuł się jak gówno. Nie możesz obwiniać mnie za to, że jestem sparaliżowany lękiem!

-Nie obwiniam cię za to, Jimin. To ludzkie, że czujesz się, jakbyś nie potrafił się ruszyć, kiedy się boisz. Ale zrobiłem to dla ciebie, ponieważ miłość sprawia, że robisz głupie rzeczy tego typu. Zgaduję, że to dlatego jestem zmieszany tym, dlaczego nie zrobiłeś dla mnie tego samego.

Był wkurzony tym, że Taehyung mógł być tak spokojny, kiedy mówił o takich rzeczach. Zdawało się, że wszyscy byli lepsi od niego w utrzymywaniu swojej gracji pod presją.

-Taehyung! - zawołał do chłopaka, który właśnie wchodził do sypialni. - Taehyung!

Drzwi zamknęły się.

Jimin po raz kolejny usiadł na kanapie, gapiąc się w czarny ekran telewizora, a czarny ekran telewizora gapił się na niego. Ułożył swoje łokcie na udach, pochylając głowę do przodu, by trochę się uspokoić, choć wziąż krążyła po nim jedna myśl:

Nie płacz, kurwa.

Ale myślenie o tym, by nie płakać, tylko sprawiało, że chciał się popłakać jeszcze bardziej, niż gdyby nie posiadał tej myśli w głowie. Czuł się, jakby jego życie z Taehyungiem mogło tylko stoczyć się z tego miejsca z górki. Ale tak naprawdę, czy kiedykolwiek znajdowali się bezpiecznym miejscu?

Zza drzwi można było usłyszeć szelest. Nienaturalne światło było widoczne spod drzwi, kiedy kontrastowało z promieniami księżyca, które obtuliły go, niczym zbyt chłodna kąpiel. Zasuwanie szuflad i odgłos niekonsekwentych kroków. Teraz, w jego głowie nie było żadnych wątpliwości, że to wszystko było prawdziwe.

Rozbrzmiewała muzyka pakowanych toreb. Był to w rzeczy samej zdumiewająco przykry utwór.

I chociaż nie wytrzymywał już z nim, nie chciał, by się kończył. Ponieważ, kiedy ta głupia kołysanka nadejdzie końca, Taehyung odejdzie. A Jimin nie chciał tego. Zrobiłby prawie wszystko, by zatrzymać go przed ponownym odejściem.

Drzwi otworzyły się. Jimin słyszał tylko postukiwanie podeszw swoich mokasyn o drewnianą podłogę.

-Hej.

Zatrzymali się.

-Co?

Jimin nie przemyślał tego. W pewnym sensie po prostu otworzył swoje usta i miał nadzieje na najlepsze. Musiał zmusić się do nawiązania kontaktu wzorkowego w sensie dosłownym i przenośnym, ponieważ jego oczy nie były do końca widoczne w ciemności. Tyle rzeczy wydarzyło się w przeciągu dziesięciu minut.

Taehyung czekał.

-Gdzie pójdziesz?

Jimin improwizował.

-Zostań tutaj chociaż na jedną noc, albo.. Albo przynajmniej dopóki nie znajdziesz jakiegoś miejsca, Taehyung.

Mógł tylko oszacować, ile sekund minęło. Dwadzieścia? Szesnaście? Piętnaście? Tylko czas może powiedzieć.

-Pójdę do domu mojego przyjaciela. Nie mieszka daleko stąd. - chłopak westchnął.

Przejechał dłonią przez swoje włosy. Jimin zawsze uwielbiał, kiedy chłopak tak robił, nawet teraz. Coś tak małego, a potrafi tak wszystko utrudnić.

-I Jimin?

Uniósł swoją głowę, by spojrzeć na Taehyunga po raz ostatni.

-Nie możesz zawsze postępować na dwa sposoby.

Taehyunga już nie było.

Więc Jimin podszedł do swojej ładnej, białej półki na książki.

Chwycił fotografie. Tą z halloween, kiedy poszli, chociaż byli za starzy. Tą, która przedstawiła ich najszczęśliwszy czas, z uśmiechami i śmiechem, a nawet dopasowanymi strojami. Jimin pamiętał tą noc tak żywo.

Patrzył na zdjęcie pod światłem księżyca, biegnąc palcem po gładkiej, szklanej oprawie.

Czasem kojącej do potrzymania;








Teraz, lepiej do rzucenia nią w ścianę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro