Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6 - Był sobie mistrz

- ABSOLUTNIE WYKLUCZONE!

Viktor wzdrygnął się. Spodziewał się właśnie takiej odpowiedzi, a mimo to... poczuł w sercu drobne ukłócie.

- Umawialiśmy się na coś! - warknął Yakov, dokładnie podkreślając każdą sylabę - Mieliśmy umowę, Vitya! Powiedziałeś, że skoczysz poczwórnego flipa podczas finału, a ja się na to zgodziłem! DO DIASKA! Nie będziesz mi zmieniał planów na dzień przed programem dowolnym, ty egocentryczny i bezustannie goniący za adrenaliną, szczeniaku! Nie skoczysz jutro poczwórnego flipa!

- Owszem, skoczę! - odwarknął młodszy z mężczyzn, wojowniczo patrząc trenerowi w oczy - Dobrze wiesz, że potrafię!

- Guzik potrafisz! - Feltsman wyszeptał te słowa z nosem pięć centymetrów od nosa wychowanka.

- Potrafię! - wychowanek też się przybliżył, tak że prawie stykali się czołami.

Patrzyli na siebie jak para rozwścieczonych kogutów, z których żaden ani myślał odpuścić.

- Umiem... go... wylądować! - wycedził Viktor.

- Przy... połowie... prób... leżysz! - w odpowiedzi wycedził Yakov.

- Drugą połowę ląduję! I to ta połowa się liczy!

- Mylisz się, Vitya. To nie jest bezpieczny poczwórny toe loop, którego skoczy każdy, mieszczący się w pierwszej dwudziestce, solista. Istnieje powód, dla którego nikt nie próbował jeszcze poczwórnego flipa podczas zawodów. Może ty sam masz gdzieś swoje bezpieczeństwo, ale tak się składa, że mnie ono obchodzi. Chociaż raz posłuchaj swojego trenera, który siedział w tym sporcie, jeszcze zanim moczyłeś się w pieluchy i odpuść! Poczwórny flip to trudny skok, a ty go nie potrafisz. Nie umiesz jeszcze dobrze lądować. A to...

W tym momencie złapał Viktora za włosy.

- ... to na pewno ci w tym NIE POMAGA! - dokończył, brutalnie ciskając srebrne kosmyki w twarz wychowanka.

Młody mężczyzna siedział przed Yakovem na kolanach, z piętami do góry i lekceważąco rozszerzonymi udami. Wyprostowane ręce opierał między nogami, zaciskając dłonie na prześcieradle. Do złudzenia przypominał wojownika - sprowadzonego przez przeciwnika do parteru, a mimo to nie potrafiącego uznać porażki. Słysząc uwagę na temat fryzury, jedynie dmuchnął w opadające na czoło srebrzyste pasma.

- Ależ proszę, siedź sobie przede mną z miną obrażonego bachora! - Feltsman prychnął wzruszając ramionami - Poczwórnego flipa też sobie jutro skocz! Obaj wiemy, że i tak zrobisz, jak zechcesz. Ja na pewno nie zdołam cię powstrzymać. Proszę bardzo, skacz! Ale wiedz jedno: te włosy są symbolem twojej zawziętości. Nie chcesz ich ściąć, nie chcesz poczekać z poczwórnym flipem... to jedno i to samo! Prasie możesz mówić, co chcesz, ale mnie nie oszukasz. Znam cię i wiem, że, tak samo jak ja, masz już dosyć tych kudłów. Znudziły ci się dobre dwa lata temu. Ale nie zetniesz ich, bo świat chce, żebyś to zrobił, a ty byś chyba ze złości pogryzł własne łyżwy, gdybyś chociaż raz poszedł światu na rękę. Niech ktoś każe ci iść w lewo, a ja założę się o całą kasę, którą mam, że pójdziesz w prawo i nawet nie będę czuł, że ryzykuję.

Viktor zaczerwienił się. Nie był pewien, do czego mógłby przyrównać dziwne rzeczy, które wyczyniał teraz jego żołądek. Może... skręt kiszek u magika, który właśnie został zdemaskowany? Który dowiedział się, że publiczność już od jakiegoś czasu wie o wszystkich jego sztuczkach.

- A poczwórny flip? - zmęczonym tonem ciągnął Yakov - Jeśli go skoczysz, to prawdopodobnie wylądujesz... ale nie dlatego że już się tego nauczyłeś. Wylądujesz, bo jesteś jak cholerny kot zawsze lądujący na cztery łapy. Wylądujesz, bo jesteś utalentowanym małym gnojkiem, któremu wszystko uchodzi płazem. Masz talent, za który inni daliby się pokroić, ale zamiast go pielęgnować, bawisz się nim. Samo zwycięstwo ci nie wystarcza. Koniecznie musisz zaskoczyć publiczność! Na Mistrzostwach Świata też chciałeś wszystkich zaskoczyć. No i co? Przekombinowałeś tą swoją wyrwaną z kosmosu kombinację i jakieś pół-godziny później z głupią miną odbierałeś srebro. Gdzie nikomu wcześniej nawet nie przeszło przez myśl, że wrócisz do Petersburga bez złota. Bóg Lodu kolejny raz dał ci klapsa w tyłek... udowodnił ci, że jesteś tylko śmiertelnikiem. A ty odpowiedziałeś mu tak, jak zwykle, czyli puściłeś mu oko i posłałeś całuska. Dalej prowokuj Boga Lodu, Vitya, a może pewnego pięknego dnia zejdziesz z tafli z czymś więcej niż tylko siniakami na dupie. Zabraniam ci poczwórnego flipa, nie dlatego że w ciebie nie wierzę. Owszem, wierzę. To z twoją motywacją mam problem. To powód, dla którego chcesz to zrobić, sprawia, że mówię „nie". Nawet jeśli wiem, że w twoim języku moje „nie" oznacza mniej więcej: „absolutnie, koniecznie, obowiązkowo muszę to zrobić, bo skoro Yakov tego zabrania, to pewnie jest to fajne, zajebiste i w ogóle cool".

Chrystusie Przenajświętszy, TELEPATA! - Viktor pomyslał z przerażeniem - Szarlatan... Lucyfer... Gargamel! O Boże, wiedziałem, że w końcu do tego dojdzie! Po prostu, wiedziałem! Nie wystarczało mu, że miał wtyki w mafii, w ISU i cholera wie, w czym jeszcze! Musiał położyć swoje wielkie łapska jeszcze na czarnej magii! Jak nic opanował telepatię! No bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że słowo w słowo wyrecytował moją życiową dewizę?!

- Nie miej takiej przerażonej miny, Vitya. - Feltsman przewrócił oczami - Bez trudu mogę odgadnąć, co tak naprawdę myślisz. Znam cię, odkąd byłeś małym smrodem. Mogę wyrecytować z pamięci twój wzrost, twoją wagę, grupę krwi, daty urodzin obojga rodziców, liczbę pieprzyków na udzie, a nawet obwód tyłka. Po czasie, który spędzasz w kiblu, jestem w stanie stwierdzić, co robiłeś w środku. Wiem dokładnie, ile masz zdjęć na Instagramie. Od pięciu minut znam też twój nick na Facebooku. Tak, zrozumiałem do czego służy ta malutka ikonka. Doszedłem do tego bez pomocy zadufanej w sobie smarkaterii, która myśli, że tak łatwo można wodzić mnie za nos, przechytrzyć mnie, wykiwać, włazić mi na pocztę, bo ukrywanie przed wami haseł i tak nie miałoby sensu, a także sprzedawać na Facebooku moje pozłacane zegarki i telefony, o wysyłaniu mi głupich zdjęć na Prima Aprilis i chodzeniu na jakieś durne Festiwale już nawet nie wspomnę! Szlag! Na samą myśl o tym przeklętym Festiwalu muszę wziąć coś na uspokojenie, bo doskonale wiem, kto całej waszej trójce, czytaj tobie, Babichevie i Popovichowi, będzie podstawiał wiadra i podcierał dupy, gdy nawpierdalacie się trzydziestu rodzajów pizzy, a potem podlejecie dodatkowo swoje delikatne figurowe żołądki niezdrowymi ilościami coli, w efekcie dostając jednocześnie wymiotów i biegunki. Zastanówmy się, kto to będzie? Aha, chyba ja. No bo przecież to muszę być ja, skoro reszta sztabu boi się was, dzikusy, nie rozumiejąc, że głupotą i szaleństwem nie można się zarazić. Znowu będę musiał niańczyć całą waszą trójkę! Tak, Vitya, trójkę. Nie dwójkę. Bo Georgi przecież też z wami pójdzie. Tak, wiem, że Georgi to grzeczne dziecko i bojąca się własnego cienia fujara. Jego tragedia polega na tym, że jest grzecznym dzieckiem pomiędzy dwójką szatanów, które to szatany nie mają żadnych oporów przed ściąganiem go na złą drogę. Będzie się wzbraniał rękami i nogami, ale koniec końców i tak z wami pójdzie, bo skoro Vitya jako jedyny chciał z nim pójść na maraton Disneya, to wypada, kurwa, jakoś odwdzięczyć się koledze. Coś jeszcze? Aha, skąd wiem o Festiwalu i skąd w ogóle wiem o czymkolwiek... Nie, Vitya, w twoim domu nie ma podsłuchu. I nie, Makkachin nie nauczył się mówić. Prawdę mówiąc, ty sam mi to wszystko wyśpiewałeś, po trzech marnych kieliszkach wódki. A biedna Miłeczka popłakała się, krzycząc, że na ciebie to w ogóle nie można liczyć, że z ciebie kabel i zdrajca i zapijaczona dupa, a tak przy okazji przynosisz wstyd Matuszce Rosji i po co w ogóle ukrywać cokolwiek przed trenerem, skoro „ta Ciamajda Viktor" i tak powie wszystko „Papie Smerfowi" czy raczej Papie Feltsmanowi, bo Papa Feltsman was stworzył i wie, jak pracują wasze małe mózgi, podobnie jak wie, że Vitenka, ten łyżwiarski geniusz, to w bitwach alkoholowych kompletna łajza, która po kilku głębszych śpiewa jak z nut. Zapamiętaj sobie to wszystko, gdybyś jeszcze kiedykolwiek miał zamiar cokolwiek przede mną ukryć.

AVE! Niech będzie pochwalony Yakov Feltsman, wielki, mądry i wspaniały! Chwała Yakovowi Feltsmanowi, najpotężniejszemu człowiekowi w Rosji i najsprytniejszemu trenerowi na świecie! Nobla, Oskara i wszystkie nagrody, których jeszcze nie wymyślono, otrzymuje Yakov Feltsman! W starciu Feltsman kontra Nikiforov, Feltsman wygrywa przez nokaut!

Wobec przytłaczającego wywodu swojego trenera, Viktor mógł zrobić tylko jedno: zsunąć się z łóżka, upaść plackiem na podłogę, następnie sięgnąć po wystające z walizki białe gacie Yakova, zawiesić je na znalezionej pod łóżkiem lasce, a na koniec pomachać całością, jak chorągiewką.

- Poddaję się. - zapłakał - Yakov, przerażasz mnie, poddaję się.

- Ta, jasne. - parsknął Feltsman, wracając do poprzedniego zajęcia, czyli poszukiwań „szpicla" - Uwierzę, że cię przerażam, gdy zaczniesz się słuchać.

- Nie będę skakał poczwórnego flipa. Odechciało mi się.

- Mhm, już ci wierzę. Zobaczymy jutro.

- Yakov... niech Jezus pobłogosławi dzień, w którym postanowiłeś zostać trenerem, a nie Prezydentem Rosji. Podbiłbyś świat. Nawet nie potrzebowałbyś czołgów.

- Aha. No to wrócisz teraz do swojego pokoju, jak grzeczny chłopiec?

- Nie.

Na skroni Feltsmana zapulsowała żyłka.

Nie tylko Yakov uczęszczał tutaj na kurs telepatii. Vitya też był całkiem niezły w te klocki. Bez problemu mógł usłyszeć w wyobraźni głos trenera:

„Noż kuźwa, nagadałem się, jak głupi, a ten upierdliwy smarkacz nadal siedzi tutaj i zawraca mi gitarę!"

Srebrnowłosy łyżwiarz ponownie wdrapał się na łóżko. Tym razem jednak zdecydował się usiąść po turecku, zamiast w poprzedniej wyzywającej pozie.

- Yakov?

W odpowiedzi biegające po klawiaturze palce zaczęły poruszać się trzy razy szybciej - jakby Feltsman próbował wyżyć się na laptopie.

- Yaaaakoooov?

Wściekły stukot jeszcze się wzmógł. Ktoś mógłby pomyśleć, że za oknem szalała burza gradowa.

- Ya...

- CZEGO ZNOWU CHCESZ?! Szlag! Wyrwałem sobie literę „q"!

- I tak zbyt często jej nie używałeś...

- To nie ma znaczenia! Vitya... zaczynam mieć tego dosyć. Porozmawialiśmy i doszliśmy do porozumienia. Chcesz skakać poczwórnego flipa, to skacz. W końcu i tak zrobisz, jak zechcesz. Mnie tylko zależy, żebyś nie zrobił sobie krzywdy. Sądziłem, że się zrozumieliśmy. O co ci jeszcze chodzi?

Viktor zagryzł dolną wargę.

- Słuchaj...a nie zamierzasz mnie zapytać...

- O co?

Dłoń srebrnowłosego łyżwiarza spoczęła na złotym krążku.

- No... zapytać, dlaczego mam to na szyi?

- Nie, Vitya, nie zamierzam pytać, dlaczego paradujesz po hotelu z medalem Mistrzostw Europy. Z całą pewnością robisz to z jakiegoś wyjątkowo kretyńskiego i szczeniakowatego powodu... a ja nie mam już dzisiaj w sobie sił, by użerać się z tym powodem. Zresztą, podejrzewam, że włożyłeś ten medal tylko po to, by sprowokować mnie do rozmowy.

- Cóż... tak jakby, ale... nie tylko. Tak naprawdę to... tak naprawdę zapomniałem wyciągnąć go z torby po tamtych zawodach.

- Zapomniałeś wyciągnąć z torby złoty medal Mistrzostw Europy? - Yakov powiedział to takim tonem, jakby Viktor wszedł do Luwru, ściągnął spodnie i spuścił się na Monę Lisę - Masz pojęcie, jakie to aroganckie?!

- Znalazłem go, gdy szukałem skarpetek. - młody mistrz nie patrzył na trenera; wzrok miał wbity we wzorki na kołdrze - Zanim zorientowałem się, co robię, założyłem go na szyję i stanąłem przed lustrem. Zastanawiałem się, co on dla mnie oznacza...

Zdrętwiały mu kolana, więc srebrnowłosy łyżwiarz zmienił pozycję z siadu skrzyżnego na siad z wyciągniętymi do przodu nogami.

- Patrząc na moje odbicie w lustrze... patrząc na siebie z tym medalem, przypomniałem sobie program dowolny z zeszłego sezonu. - Viktor skrzywił się - Był okropny.

- Sam wybrałeś muzykę i zrobiłeś choreografię. - przypomniał mu trener - A program nie był taki znowu okropny.

Usłyszeć od Yakova Feltsmana, że program „nie był taki znowu okropny" to jak usłyszeć od jakiegokolwiek innego trenera, że pojechało się zajebiście. Mimo to Mistrz Europy nie ucieszył się z komplementu. Podkulił nogi, objął je ramionami i oparł brodę na kolanach.

- Owszem był. - mruknął - Pojechałem do bani.

- Noż, do ciężkiej cholery! To JA jestem tutaj od tego, by mówić, że program był do bani! Ty jesteś tutaj od tego, by zgrywać aroganckiego księciunia, który próbuje wmówić mi, że cały czas pilnuje krawędzi! Jak mówię, że program nie był zły, to nie był zły, do diaska! Zresztą... nawet jeżeli pojechałeś trochę słabiej niż zwykle, to dlatego że tuż przed zawodami przetrenowałeś się. Nie masz już siedemnastu lat i nie możesz robić swojemu ciału takich rzeczy, bezmyślny głupolu!

Bezmyślny głupol westchnął ze zrezygnowaniem.

Siedemnaście lat na karku i ćwiczenie poczwórnych skoków przez godzinę bez zasapania się. - pomyślał z nostalgią - Ech, stare dobre czasy...

Łyżwiarstwo figurowe było sportem młodych. Jak okrutnie by to nie brzmiało, w wieku dwudziestu dwóch lat Viktor wkraczał w okres, gdy zegar powoli zaczynał tykać. Przypomniał mu o tym boleśnie choćby ten upadek na nartach. To już nie była historia, którą mógłby opowiedzieć jako piętnastolatek, osiemnnastolatek czy nawet dwudziestolatek. Historia w stylu:

„Ojej, wywróciłem się. No cóż, trudno. Kilka worków lodu i lecimy dalej."

Viktor miał lat dwadzieścia dwa, a jego historia powoli zaczynała brzmieć tak:

„Uch, to dziwne. Minął już tydzień. Dlaczego nadal boli? Kurczę, ciężko się skupić, gdy trzeba uważać na kostkę. A tak swoją drogą... czy mnie przypadkiem nie swędzi bark? Ale dlaczego bark? Kiedy ja niby zwichnąłem sobie bark? Niech to... miałem nauczyć się poczwórnego flipa, a jestem w stanie myśleć tylko o nagromadzonych przez lata kontuzjach. Kiedy byłem młodszy, wszystko było łatwiejsze."

To nie tak, że Vitya był zniedołężniały. Od wielu emerytowanych łyżwiarzy, w tym i od Yakova, słyszał, że okres pomiędzy dwudziestym pierwszym i dwudziestym ósmym rokiem życia należał do najpiękniejszych w tym sporcie.

Ciało może i nie funkcjonuje tak dobrze, jak kiedyś. - mawiali, klepiąc go po plecach - Ale w zamian zyskuje się coś znacznie cenniejszego. W tym wieku jest się na tyle dojrzałym emocjonalnie, że można nareszcie wydobyć z programu prawdziwe piękno.

Viktor NIE widział tego. Już jako junior był chwalony za dojrzałość interpretacji, więc logika podpowiadała, że jako senior, mający na koncie kilka tytułów, powinien jeszcze podnieść poprzeczkę. Problem w tym, że nie wiedział jak. Nie miał pojęcia, jak.

Może dlatego, że w tym wieku człowiek zaczynał chcieć czegoś więcej niż swojej twarzy na okładkach brukowców? Czegoś więcej niż imienia wykrzykiwanego przez hordy fanek? Miłości. Takiej prawdziwej. A tego jedynego... Viktor nigdy nie miał.

Jedyna namiastka miłości, jaką znał (ojcowska, tak przy okazji) leżała teraz obok niego na łóżku, łypiąc spod krzaczastych brwi.

- Nie chodzi o to, że nie dokręciłem jednego skoku. - szepnął srebrnowłosy łyżwiarz - Tego akurat się spodziewałem. Chodzi o to że... że... program był wyzuty z uczuć! Nie pokazałem go tak, jak należało go pokazać!

- Pokazałeś go na tyle, na ile mogłeś. Jak zwykle jesteś niecierpliwy! Cholera... przecież już ci to wytłumaczyłem, gdy rozmawialiśmy o poczwórnym flipie! Nie, poprawka! Tłumaczyłem ci to milion razy... tłumaczę ci to od lat! Wiem, że twój szczeniacki umysł działa na zasadzie „jestem głodny, więc teraz natychmiast chcę ciastko", ale musisz wreszcie zrozumieć, że choćbyś był geniuszem łyżwiarstwa... a nie, przepraszam, ty jesteś geniuszem... w każdym bądź razie, chociaż jesteś geniuszem, musisz zrozumieć, że nie wszystko zawsze dostaniesz od razu. Cierpliwość, Vitya. CIERPLIWOŚĆ! Każdy ma jakiś słaby punkt, nad którym musi popracować dłużej. Gdy ty stałeś w kolejce po pewność siebie, inni stali w kolejce po wrażliwość. Gdybyś obejrzał Skate America, tak jak ci kazałem, zamiast iść na kretyński maraton Disneya, zobaczyłbyś chłopaka, który przepięknie interpretował muzykę. Sekwencja kroków jak z bajki i perfekcyjna Ina Bauer. Cholera, nawet mnie miło było na to popatrzeć, a sam wiesz, że do wszystkiego się czepiam! A wiesz, co się stało w programie dowolnym? Chłopak nie wytrzymał presji i zawalił wszystkie skoki. Aż mi się zrobiło szkoda dzieciaka, bo naprawdę widać, że ma talent. On ma talent do interpretacji... a ty przodujesz w skokach, kreatywności, wytrzymałości psychicznej i całej masie innych rzeczy! To tak zwana „równowaga w przyrodzie", Vitya. Żeby dać ci jeszcze talent do interpretacji, to już Bóg musiałby chyba zrobić z ciebie łyżwiarskiego terminatora! Chłopak, którego oglądałem musi zacisnąć dłoń w pięść, by osiągnąć to, co ty otrzymujesz po zgięciu małego palca. Twój problem polega na tym, że nie potrafisz tego docenić.

- Wcale nie o to chodzi!

Viktor zaczął nerwowo myśleć, jak ująć swój problem w słowa... jak wytłumaczyć trenerowi coś, czego sam do końca nie rozumiał.

­- Ja... ja po prostu... chciałbym zrozumieć, dlaczego wychodzę na lód. Bo czasami... czasami mam wrażenie, że...

„Że nie wiem, po co właściwie jeżdżę na łyżwach."

Ale tego już trenerowi nie powiedział, bo mogłoby zostać źle zinterpretowane. Nie chodziło o to, że Viktor już nie kochał łyżwiarstwa. Owszem, kochał, i to bardzo. Problem polegał na tym, że... że czegoś mu brakowało. Tylko, do licha, czego?

Yakov załamał ręce.

- Vitya... wieczór przed programem dowolnym to naprawdę NIE JEST pora na tego typu rozmowę. A poza tym, jestem zmęczony. Nie możesz wciąż traktować mnie jak jakiegoś cyborga... jak jakieś dzikie połączenie psychologa, kolegi, tatusia i księdza, które będzie rozwiązywało za ciebie twoje problemy o każdej porze dnia i nocy.

- Nie? - Viktor zapytał, udając szok - Yakov, ty nie jesteś cyborgiem? Boże, dlaczego mi nie powiedziałeś?

Powaga rozmowy nieoczekiwanie gdzieś się ulotniła. Słysząc o dzikim połączeniu „psychologa, kolegi, tatusia i księdza", srebrnowłosy łyżwiarz zupełnie zapomniał, że chciał porozmawiać o czymś ważnym. No ale... co mógł na to poradzić? Kierunek jego myśli miał tendencje do zmieniania się co dziesięć sekund. Czasem nawet i szybciej.

- To NIE jest śmiesze! - warknął Yakov, groźnie zwężając oczy - Znowu zaczynasz się wydurniać, a mnie przestaje się to wszystko podobać. Słuchaj... rozumiem, że... że masz jakiś problem, ale zajmiemy się nim w Petersburgu, dobrze? Jak tylko wrócimy do Petersburga, usiądziemy i porozmawiamy. Może tak być?

Viktor westchnął przeciągle.

- No dobra... - zgodził się z wyraźną niechęcią - No dobra, pogadamy w Petersburgu. Skoro jesteś aż tak zajęty polowaniem na kabla...

- TO POWAŻNA SPRAWA, JASNE?! Nie chcę mieć w klubie żadnego pieprzonego szpicla! Muszę dowiedzieć się, kto donosi.

- Mogę ci w tym pomóc?

- NIE, NIE MOŻESZ! Wracaj wreszcie do siebie do pokoju!

- Ale, Yaaaaaakov, co ja tam będę robił?

Feltsman przycisnął złączone dłonie do czoła, jakby modlił się o cierpliwość. I o opanowanie. I o tolerancję dla rozbrykanego wychowanka. To chyba w ogóle była modlitwa w intencji zdrowia psychicznego...

- Nie wiem, co masz robić! Masz dwadzieścia dwa lata, do cholery! Co ja mam ci wynajdywać zajęcia?! Nie wiem, pograj sobie w pasjansa na laptopie... albo pooglądaj porno, czy coś. Jesteś taki kreatywny, Vitya! Na pewno coś wymyślisz.

Porno podsunęło Viktorowi pomysł. Z szatańskim uśmiechem pochylił się nad uchem trenera.

- Uważasz, że jestem elastyczny?

Łysiejący mężczyzna uniósł brwi.

- Jeździsz figurowo na łyżwach.

- No tak, ale czy jestem baaaardzo elastyczny?

Oczy Yakova zwęziły się. Jego trenerski instynkt jak nic zdążył już uruchomić ostrzegawczy alarm:

„Uważaj, ten bachor knuje coś niedobrego!"

- Powiedzmy, że jesteś. - Feltsman miał minę, jakby właśnie wkraczał na pole minowe - A co to ma do rzeczy?

Jego wychowanek był podekscytowany na maksa. Ach, to będzie piękne! Genialne, pierwszorzędne, fantastyczne!

Trzy.

Dwa.

Jeden.

- Myślisz, że gdybym się bardzo postarał, mógłbym sam zrobić sobie loda?

Yakov musiał kiedyś jeździć w parze sportowej. Nie było innego wytłumaczenia. Gdyby nie lata ćwiczeń, na bank nie dałby rady podnieść wcale-nie-tak-mało-ważącego Viktora i wypierdolić go ze swojego pokoju na zbity ryj.

Zgrabne pośladki młodego mistrza boleśnie przygrzmociły w twardą podłogę. Mimo to srebrnowłosy łyżwiarz zaśmiał się.

- Wyobraziłeś to sobie! - krzyknął z palcem triumfalnie wymierzonym w trenera - Widzę po twojej minie. Wyobraziłeś sobie, jak...

- WYNOCHA STĄD, TY PRZEKLĘTY POMIOCIE SZATANA! -Yakov wydarł się na cały korytarz - Ty... ty nasienie diabła! Poszedł mi stąd! Ale już! WON!

- Hit me baby one more time? - zaryzykował Viktor.

Po zboczonym komentarzu twarz trenera była zaledwie czerwona. Teraz zrobiła się ciemno-fioletowa i wyrażała czystą furę.

Oho, zaczyna się.

Młody łyżwiarz doskonale wiedział, co zaraz nastąpi. Znał pogróżki swojego opiekuna na pamięć.

Tylko poczekaj, aż wrócimy do Petersburga...

- TYLKO POCZEKAJ, AŻ WRÓCIMY DO PETERSBURGA! - Feltsman ryknął, aż zachybotała lampa na suficie.

...będziesz ćwiczył figury obowiązkowe do usranej śmierci...

- BĘDZIESZ ĆWICZYŁ FIGURY OBOWIĄZKOWE DO USRANEJ ŚMIERCI!

... i nawet sobie nie myśl, że ci się upiecze!

- I NAWET SOBiE NIE MYŚL, ŻE CI SIĘ UPIECZE!

Trututu! Za sprawdzian z telepatii uczeń Nikiforov otrzymuje ocenę celującą.

Yakov zatrzasnął wychowankowi drzwi przed nosem - z takim hukiem, że ze ściany posypał się tynk.

Oczywiście, że mi się upiecze. - pomyślał Viktor - Pod warunkiem, że wygram.

Oczywiście, że nie zostanie ukarany po powrocie do Petersburga. Nie będzie też musiał ćwiczyć idiotycznych figur obowiązkowych, których już zresztą od dawna nie wymagano na zawodach. Zamiast tego Yakov zabierze go na romantyczny seans do kina na film pod tytułem „Program Krótki i Dowolny Viktora Nikiforova, Rostelecom, data" i z całą swoją trenerską miłością wyzna Viktorowi, dlaczego spierdolił piruet numer jeden i dwa. Następnie zdecydują, czy film powinien zgarnąć jakieś nagrody. Statuetkę dla najlepszego aktora Viktor miał jak w banku. Natomiast Oskar za efekty specjalne będzie zależał od tego, czy w Kiss and Cry dojdzie do rękoczynów. Cóż, była na to szansa, jeśli czekając na wynik ktoś zanuci „Hit me baby one more time"... Ale mniejsza o to. Po przyznaniu nagród, Yakov założy swój najlepszy melonik, po czym udając, że nie jest kurewsko dumny ze swojego ucznia, przejdzie się przez połowę miasta, tylko po to, by pokazać ulubionemu ministrowi środkowy palec. Bo w końcu tradycji musiała stać się zadość!

No, ale problem w tym, że te wszystkie ekscytujące rzeczy wydarzą się dopiero w Petersburgu. Viktor nudził się teraz. Ech, szkoda, że Yakov go wykopał...

Nagle rozległ się dźwięk otwieranych drzwi. Srebrnowłosy łyżwiarz poderwał głowę, przekonany, że to trener zrezygnował z polowania na kabla i postanowił jednak spędzić wieczór w towarzystwie ulubionego wychowanka.

Marzenie głupiego. To młoda dziewczyna z oliwkową karnacją, czarnymi włosami i uroczą granatową piżamą w malutkie pół-księżyce wyszła na korytarz i sennym wzrokiem zaczęła rozglądać się po otoczeniu.

- Ugh... co to za hałasy? - piąstką wycierała sobie śpiochy spod oczu - Wiesz, co się stało? - spytała Viktora.

Zanim Mistrz Europy zdążył odpowiedzieć, przed dziewczynę wyskoczył chłopak w identycznej piżamie i z kapciem w ręku.

- Sarcia! Sarcia! Ja cię obronię! Jeśli to atak terrorystyczny, oddam za ciebie życie!

- Idźcie spać! - z pokoju dobiegł poirytowany męski głos.

- Ale, tato! A co jeśli Sarci grozi niebezpieczeństwo?!

- Nie grozi jej żadne niebezpieczeństwo. Nic się nie dzieje. To tylko Feltsman znowu drze się na Nikiforova.

- Młeeeee, nudy! - dziewczyna skrzywiła się - Chodź, Miki, idziemy spać! I zostaw wreszcie tego kapcia! Ty naprawdę chciałeś walczyć z terrorystami kapciem?

Sara i Michele wrócili do pokoju, a Viktor westchnął ze zrezygnowaniem i spuścił głowę.

Bliźniakom Chrispino to dobrze - ci dwoje to przynajmniej mają siebie nawzajem. W trudnych chwilach na pewno mogą na siebie liczyć. Ich tata też sprawiał wrażenie całkiem fajnego gościa. Ojciec Viktora...

Nie. - młody mistrz potrząsnął głową - Nie myśl teraz o tym!

Stary zgred nie był wart, by popadać przez niego w depresję. Niech już lepiej Viktor pomyśli o czymś pozytywnym. Na przykład - czy fajnie byłoby mieć brata bliźniaka? Uch... minusem podobnej sytuacji byłby fakt, że Feltsman zapewne nie wytrzymałby psychicznie i wykitował. A to byłaby wielka strata! Viktor nie wymieniłby Yakova nawet na dwunastkę braci. Yakov był po prostu zbyt cudowny i unikatowy. Nawet jeśli czasem się darł...

- MÓWIŁEM CI JUŻ, ŻE NIE MAM CZASU!!!

Głowa srebrnowłosego mistrza kolejny raz poderwała się do góry w nadziei na powrót do alkowy ukochanego trenera. Niestety - drzwi do pokoju Feltsmana pozostawały przygnębiająco zamknięte.

Głos dobiegał zza rogu, a Viktor już po chwili uświadomił sobie, że zna tożsamość awanturnika. Na twarz srebrnowłosego łyżwiarza od razu powrócił szatański uśmiech. Czekający za zakrętem choleryk co prawda nie był Yakovem... ale mógł dostarczyć młodemu mistrzowi prawie tyle samo rozrywki, co Feltsman.

Prawie. Ale to zawsze coś. Grzechem byłoby przepuścić taką okazję.

Zacierając ręce z ekscytacji, Viktor ruszył w stronę źródła krzyków. Tak jak się spodziewał, po chwili ujrzał łysiejącego starucha z długim nochalem i sięgającą połowy szyi szpiczastą bródką. Ten wybuchowy dziadek zawsze kojarzył się Nikiforovowi z Rasputinem z „Anastazji" (jedynej, nie należącej do studia Disneya bajki tolerowanej przez Georgija). Nawet charakter miał podobny. Nigdy nie gasnąca żądza zemsty i niezdrowa radość z obrażania innych. Och... dokuczenie temu Rasputinowi z prawdziwego zdarzenia będzie czystą przyjemnością!

Dziadyga stał tyłem do Viktora. Wymachując pięścią, wydzierał się do okraszonej złotem komórki. Oho? Czyżby jedno z drogocennych wnucząt dostawało zjebkę?

- Przestań do mnie wydzwaniać z każdą pierdołą! Co ty jesteś, małe dziecko?! Mam ci kupić smoczka?! Trwa Rostelecom, do cholery i nie będę tracił czasu na szukanie miejsc do picia dla ciebie i Twoich znajomych! Wejdź sobie na Trip Advisora, czy inne gówno! Mam prawie siedemdziesiąt lat! I co? JA mam ciebie uczyć, jak korzystać z internetu?! Jesteś dorosły i znasz rosyjski! Chyba umiesz spędzić jeden dzień w Moskwie bez zawracania mi dupy! Jak jeszcze raz do mnie zadzwonisz, przysięgam, że pociągnę cię do odpowiedzialności za te wszystkie zniszczenia, których narobiłeś w mojej ukochanej willi! Aha, i jeszcze jedno! Tylko spróbuj wdać mi się dzisiaj w jakąś bijatykę, albo inną awanturę! Zaczynam tracić do ciebie cierpliwość! Jak wpakujesz się w jakieś kłopoty, nie zamierzam cię z nich wyciągać! Dotarło?! To świetnie!

Złoty telefon trzasnął w podłogę, a właściciel zaczął wściekle deptać go butem.

No, to teraz przynajmniej wiem, od kogo Yakov przejął ten okropny zwyczaj. - Viktor pomyślał, wzdychając - Chociaż... może to Pan Rasputin podpatrzył ten zwyczaj u Yakova? Gdy chodzi o tą dwójkę, nigdy niczego nie można być pewnym. No ale, do rzeczy... czas trochę namieszać!

Uśmiechając się pod nosem, srebrnowłosy łyżwiarz podkradł się do ofiary. Zmysłowe usta zbliżyły się do ucha seniora.

- Dobry wieczór, Panie Ministrze.

Dziesięć sekund. Dokładnie tyle trwał błysk strachu w oczach Ministra Sportu. Marny wynik, w porównaniu do Yakovowego pół sekundy. Przez dziesięć sekund Minister Sportu miał minę, jakby zamierzał teraz, natychmiast, wybiec z hotelu, wsiąść do BMW za dziesięć milionów rubli, pojechać na lotnisko, wskoczyć do statku kosmicznego i spierdzielić do sąsiedniej galaktyki, jak najdalej od Matuszki Rosji i w ogóle Matki Ziemi. Nic nie sprawiało Yakovowi większej przyjemności, niż te bezcenne dziesięć sekund. Cudowne dziesięć sekund, podczas których jego śmiertelny wróg czuł się zupełnie bezbronny. Szkoda, że Feltsmana tu nie było.

Warto by teraz wspomnieć o jednym z powodów, dla których Yakov Feltsman miał do Viktora Nikiforova tak wielką słabość:

Otóż - Minister Sportu panicznie bał się Viktora.

Nie był to rodzaj strachu, który odczuwało się przed groźnym tygrysem. Nie był to też rodzaj strachu, który odczuwało się przed horrorem w kinie.

To był ten rodzaj strachu, który odczuwało się przed osobnikiem zdolnym do siania większego spustoszenia niż cała dwudziestka wnuków razem wzięta. Rodzaj strachu wynikający ze świadomości, że możesz rzucać we wspomnianego osobnika czym popadnie - obelgami, pogróżkami, obietnicami niechybnej śmierci - a to wszystko i tak odbije się od Yakovowego wychowanka i wróci do ciebie ze zdwojoną siłą.

Spojrzenie Viktorowi w oczy zazwyczaj kończyło się dla wybuchowego starucha tak, jak dla zwykłego śmiertelnika kończyło się spojrzenie w oczy Bazyliszka - mało fajnie. Facet może co prawda nie zamieniał się w kamień, ale od samego gapienia się w piękne niebieskie oczy najlepszego łyżwiarza w Rosji (huhuhu, i nic pan nie może zrobić, by mu odebrać ten tytuł, Panie Ministrze, chyba pan o tym wie?) dostawał wrzodów ze złości.

- Ach, co pan tak zbladł, Panie Ministrze? - srebrnowłosy mistrz zagaił, pogodnym tonem - Zapomniał pan wziąć leków?

- Jeszcze raz się tak do mnie podkradniesz, Nikiforov, a powyrywam ci te tlenione kudły! - Minister Sportu warknął, zgrzytając zębami.

Obiecanki-cacanki. - Viktor pomyślał, przewracając oczami - Facet, ty bez krzyżyka i siatki czosnku nawet byś się do mnie nie zbliżył. Nie jesteś Yakovem i nie masz pojęcia, jak trzeba ze mną postępować. Nie umiesz sobie ze mną poradzić i to cię przeraża. A ja, na twoje nieszczęście, doskonale o tym wiem.

- Moje włosy nie są tlenione. - oświadczył, dla podkreślenia odrzucając kilka pasm do tyłu - To naturalny kolor.

- Jedyna naturalna rzecz, jaką ty masz, Nikiforov, to talent do wkurwiania mnie! Założę się, że chirurdzy plastyczni poprawiali ci gębę. Na bank nie urodziłeś się z takim nosem!

- Och, jakże pan może, Panie Ministrze! Toż to wyrób w stu procentach naturalny! Wszystko, co najlepsze od marki Nikiforov! Nic dziwnego, że jestem taki uroczy i śliczny... w końcu mamusia i tatuś spędzili aż cztery godziny na tylnym siedzeniu samochodu, żeby mnie zrobić.

Z ust czerwonego jak Rewolucja Październikowa starucha wyszedł przerażony jęk.

Właśnie o tym mówiłem, facet. Ty nie jesteś przyzwyczajony do tego typu odpowiedzi, tak jak Yakov.

- NIE MUSIAŁEM TEGO WIEDZIEĆ! - Minister Sportu wydarł się Viktorowi w twarz - Milion razy mówiłem, byś nie rzucał w moim kierunku takich tekstów, ty cholerny mały zboczeńcu!

- „Mały"? Ach, jakże się cieszę, że padło to wspaniałe słowo. Bo widzi pan, Panie Ministrze... ja właściwie przyszedłem do pana z kondolencjami.

- Że co? Z jakimi, u licha, kondolencjami?

Z udawanym współczuciem, Viktor poklepał dziadygę po ramieniu.

- Tak mi przykro... dowiedziałem się o siódemce.

- Co takiego?! - staruch odskoczył od niego, jak oparzony - Jakiej znowu siódemce? O czym ty, do diabła, mówisz?

- No, o tej siódemce, której nie może pan darować Yakovowi. No naprawdę... i po co ta cała zazdrość? Od zazdrości psuje się człowiekowi zdrowie. Lekarz panu tego nie mówił? Mnie zazdrości pan urody, a Yakovowi... ech, no naprawdę, nie ma się czego wstydzić. Zamiast kręcić nosem, trzeba zaakceptować, co dała matka natura.

- Nikiforov, ty zepsuty gówniarzu, przysięgam ci... o cokolwiek ci chodzi, pożałujesz tego!

- Co? O moją szóstkę też ma pan pretensje?

- Jaką, do diabła, szóstkę?! I o co chodziło z siódemką?!

- Jezu... skoro rzuca się pan do każdego, kto prześcignie pana w tej konkurencji, to chyba powinienem być wdzięczny, że nie wypisuje pan na mnie tylu hejtów, co na mojego trenera.

- W jakiej, do licha, konkurencji?!

- Och, no niech już pan nie udaje, że nie rozumie! Ja przecież mówię o najważniejszej konkurencji w życiu każdego mężczyzny! No naprawdę, Panie Ministrze... przecież to nie wina Yakova, że ma siedem więcej od pana.

- Siedem więcej CZEGO?!

- Centymetrów.

Viktor posłał kroczu Ministra wymowne spojrzenie. Staruch omal nie zszedł na zawał.

- N-n-nie możesz tego wiedzieć! - krzyknał, za wszelką cenę starając się ukryć panikę - N-n-nie widziałeś mnie nago!

- A pamięta pan tego przystojniaczka z ręcznikiem na głowie, którego pański australijski wnuk błagał w saunie o numer telefonu? To było jakieś pięć lat temu. Może i jestem zapominalski, ale kiedy trzeba, mam niezłą pamięć do szczegółów...

Zgon. Minister Sportu zaliczył zgon.

Jakby cios poniżej pasa (dosłownie poniżej pasa), który zapodał mu Viktor nie był wystarczającym upokorzeniem, to jeszcze przeklęty wychowanek Feltsmana był najwidoczniej obiektem westchnień australisjkiego wnuczka (biedny Australijczyk... pewnie po tym wszystkim zostanie odcięty od kieszonkowego). A najgorsze było to, że jeśli Mistrzowi Europy spadnie z głowy choćby jeden srebrny włos, informacja o „siódemce" zostanie opublikowana na Facebooku - wstrętny staruch z całą pewnością o tym wiedział.

Minister Sportu może i był złośliwym, łysiejącym zgredem, ale przynajmniej potrafił przyznać się do porażki. Nie czekając na ciąg dalszy, spierdzielił do siebie do pokoju.

Miejmy nadzieję, że po to, aby wykasować wszystkie uwłaczające Yakovowi hejty. - wzdychając pomyślał Viktor - Bo jak nie, to ja już dam mu do wiwatu. Z tym impotentem to mocno przegiął. Rozumiem, że bawią się z Yakovem w „konkurs wkurwiania", ale są jakieś granice. Nie będzie mi jakiś wstrętny dziad stresował trenera, gdy do klubu ma wkrótce dołączyć nowe trudne dziecko. Trzeba dbać o zdrowie Yakova. Jeszcze z tych wszystkich nerwów naprawdę nam zejdzie i co my wtedy zrobimy?

Tak, tak! Srebrnowłosy łyżwiarz w iście bohaterski sposób zemścił się na wrogu opiekuna! Szkoda tylko, że w efekcie ponownie znalazł się w sytuacji, gdzie stał samiuteńki na korytarzu, nie mając pojęcia, co ze sobą zrobić. Po wkurwieniu dwóch sędziwych legend łyżwiarstwa figurowego (jedna wykopała go za drzwi, druga dała nogę), jego pomysły na kreatywne spędzenie wieczoru całkowicie się wyczerpały. Pozostawało jedynie wrócić do siebie do pokoju i modlić się o natchnienie.

A, i wypadałoby jeszcze odsłuchać muzykę do programu dowolnego - przynajmniej raz przed zaśnięciem. W oczach ludzi, którzy go nie znali, Viktor mógł uchodzić za lekkoducha, ale w rzeczywistości podchodził do zawodów bardzo poważnie. Srebro na Mistrzostwach Świata mocno zraniło jego dumę. Chciał zrehabilitować się, bijąc jutro konkurentów na głowę. Nawet jeżeli na samą myśl o wyjściu na lód odczuwał dziwną gorycz. Nawet jeśli coś w fakcie, że jechał swój program tylko po to, by wygrać, wydawało mu się okropnie niewłaściwe. No ale przecież... wszyscy wychodzili na lód z tego samego powodu. Prawda?

- Nie, skarbie, warunki nie są aż tak okropne.

Rzucone po francusku zdanie sprawiło, że Viktor przystanął. Odwrócił się i zobaczył szczupłego bruneta, rozmawiającego z kimś przy pomocy jednego z zabytkowych telefonów na monety. Facet był chyba jednym z zawodników, ale Mistrz Europy nie miał ku temu stu procentowej pewności. Rozpoznanie w kimś innego łyżwiarza, jeżeli tamten paradował „w cywilu" (czytaj: nie w stroju, w którym występował) już w czasach juniorskich graniczyło dla Viktora z cudem. Za wyjątkiem paru dobrych znajomych, rzadko zapamiętywał rywali z lodowiska. Yakov regularnie mu to wypominał.

Zawodnik czy nie zawodnik, ciemnowłosy nieznajomy raczej nie zarabiał kroci. Pewnie właśnie ze względu na budżet wybrał komunikowanie się za pomocą hotelowego telefonu. Z cichym stukotem do otworu wpadło kilka rubli.

- Wybacz, musiałem wrzucić monetę, by nie przerwało połączenia. - brunet przeprosił osobę po drugiej stronie linii - Tak jak mówiłem, warunki nie są złe. Śniadanie w hotelu jest całkiem dobre... chodź oczywiście nie tak dobre, jak twoje pyszne rogaliczki. Łóżko da się przeżyć, chociaż mogłoby być lepiej. Powiedz, jak tam pogoda w Montrealu? Uch, Moskwa jest jak zwykle zimna i nieprzyjemna. Dobrze, że na lodowisku jest w miarę ciepło... chociaż nawet podczas rogrzewki nie rozstawałem się z bluzą. Zrobiło mi się ciepło dopiero po jakiś pięciu skokach.

A, czyli jednak zawodnik. W dodatku Kanadyjczyk. Chociaż nie rodowity, bo zdradzał go wyraźny paryski akcent. To może Francuz? Hm... czyżby podwójne obywatelstwo? Viktor przypomniał sobie, że kojarzy gościa z Mistrzostw Europy. Facet zdobył... brąz? Nie, zaraz, musiał być czwarty. Srebrnowłosy łyżwiarz miał kiepską pamięć, ale z całą pewnością zapamiętałby kogoś, kto stał obok niego na podium.

- Reprezentacja Rosji, oczywiście, przez cały czas ćwiczyła w T-shirtach...- ciągnął tajemniczy jegomość - mówię ci, oni są jak niedźwiedzie polarne! Nikiforov nawet dla żartów paradował bez koszulki, dopóki trener nie przywołał go do porządku.

„Przywołał do porządku" czyli wbiegł w butach na lód, przez piętnaście minut ścigał wychowanka, za włosy wytargał go za barierkę, siłą ubrał w koszulkę i sweterek, a na koniec kopniakiem wysłał z powrotem na taflę, obiecując potworną karę po powrocie do Petersburga. Ech, stary dobry Yakov. Viktor, rzecz jasna, niczego nie żałował.

- A tak w ogóle to... bardzo za tobą tęknię. Nawet nie wiesz, jak mi przykro, że nie mogłem zabrać cię ze sobą. I dziękuję ci za ten SMS po programie krótkim. Jesteś najcudowniejszym mężem na świecie!

Serce srebrnowłosego łyżwiarza zabiło niespokojnie.

Ach! Ależ Viktor znał tego kolesia! Mistrz Europy miał ochotę pacnąć się w czoło. Jak mógł nie rozpoznać Guillaume'a Fontaine'a? Tego Guillaume'a Fontaine'a! Guillaume Fontaine'a, którego mało kto kojarzył, jako że facet wspinał się na podium średnio raz na cztery sezony. Mało kto go kojarzył... a przynajmniej do zeszłego roku - bo właśnie wtedy Guillaume opuścił Paryż i wyfrunął do Kanady, by chajtnąć się ze swoim szwajcarskim ukochanym. Ze szwajcarskim ukochanym płci męskiej. Chris Giacometti, którego zaproszono na ślub, wrzucił na Instagram chyba z trzysta zdjęć, z czego trzy czwarte przedstawiały szczęśliwą młodą parę. Viktor zaczął lajkować te fotki, ale zrezygnował już przy piątej. Zrezygnował, ponieważ... ponieważ...

- Martwiłem się, że zawaliłem ten jeden skok, ale, gdy przeczytałem twoją wiadomość, od razu poczułem się lepiej. Znaczy... to nie tak, że martwiłem się, że przestaniesz mnie kochać, jeśli zawalę... ale, gdy napisałeś mi, żebym się nie poddawał, przypomniałem sobie, jak bardzo chcę dać z siebie wszystko... i jak bardzo chcę pokazać ci, ile potrafię! Doceniam to, że chociaż nie znasz się na łyżwiarstwie, rozumiesz, jakie to dla mnie ważne i tak bardzo starasz się mnie zmotywować...

Żołądek Mistrza Europy wyczyniał dziwne rzeczy. Bardzo, bardzo dziwne rzeczy. Podobnie się czuł, gdy obserwował, jak mąż Evgenii patrzył na żonę tymi wielgachnymi, pełnymi uwielbienia oczami.

- Po programie krótkim jestem czwarty, więc jeszcze nie wszystko stracone. Nadal mam szansę na finał. Cieszę się, że program dowolny jest wieczorem, bo dzięki temu nie będziesz musiał wstawać w środku nocy, żeby mnie obejrzeć. Uważnie mnie obserwuj, dobrze? Gdy wiem, że jesteś gdzieś tam ... nawet wiele kilometrów stąd... i że patrzysz na mnie i że bezgranicznie we mnie wierzysz, to czuję, że mogę wszystko. To czuję, że... ech, poczekaj chwilę! Muszę wrzucić kolejną monetę. Zaraz... sekundkę... ach! Niech to szlag! Skończyły mi się! Kochany, przepraszam, na śmierć zapomniałem, że miałem rozmienić pieniądze! Uuuuch! Dlaczego zawsze jestem taką gapą...

Viktor bez wahania podszedł do Guillaume'a i wcisnął mu wszystkie drobniaki, które akurat miał w kieszeni.

- Masz. Możesz wziąć te.

- S-serio? - Francuz wybałuszył oczy - R-raju... dzięki!

- No już, wrzucaj, bo przerwie ci połączenie!

- Kurczę... naprawdę dziękuję! Oddam ci co do grosza...

- Daj spokój. Przecież to tylko kilka rubli. Nie chcę, byś cokolwiek mi oddawał.

- Umm... okej? Skoro tak mówisz...

- Nie, serio. Nie przejmuj się tym. Bierz te monety i gadaj, ile wlezie! A, i przy okazji... powodzenia jutro na dowolnym.

- Dz-dzięki. Tobie też. Jeszcze raz przeogromne dziękuję!

- To drobiazg. Pozdrów męża.

- P-pewnie! Pozdrowię. Świetny francuski, tak przy okazji.

Mistrz Europy pożegnał się i natychmiast ruszył w stronę swojego pokoju. Zanim wszedł do windy, usłyszał jeszcze głos Guillaume'a:

- Hej, Pierre, wiesz co? Nigdy nie zgadniesz, kto mnie przed chwilą poratował! Viktor Nikiforov! No wiesz, ten rosyjski geniusz, o którym ci tyle mówiłem. Nie miałem pojęcia, że taki miły z niego facet! Co prawda Chris mówił mi, że Viktor jest zupełnie normalny, ale... eghm! No sam wiesz... „normalność" według standardów Chrisa, a „normalna normalność" to... ale mniejsza o to. Całkiem spoko gość. Kurczę... aż ciężko uwierzyć, że są na świecie ludzie, którym niczego nie brak. Żeby być świetnym łyżwiarzem i do tego tak sympatycznym facetem. Koleś ma wielkie szczęście...

Nie. - Viktor pomyślał sucho - To ty masz szczęście.

Zwiesiwszy głowę, starał się ignorować szczebiotanie Francuza, który właśnie powrócił do wychwalania swojego szwajcarskiego męża. Ech... gdzie się podziewała ta przeklęta winda?! Mogłaby nadjechać szybciej...

Srebrnowłosy łyżwiarz sam nie wiedział, dlaczego aż tak mu zależało, by uciec od przesyconych czułością komentarzy Guillaume'a, jednak miał przeczucie, że z podobnego powodu nie był w stanie patrzeć na opublikowane przez Chrisa zdjęcia ze ślubu.

Ludzie, którym niczego nie brak? Ta, jasne. Chyba na innej planecie.

Może Viktor był durniem, bo mimo osiągania tak świetnych wyników w ukochanym sporcie, nadal znajdywał powody do narzekania. Być może zazdroszczenie średnio-utalentowanemu, ale za to szczęśliwie zakochanemu Guillaume'owi Fontainowi było z jego strony głupotą. Czy raczej potwierdzeniem starej jak świat zasady: „czego bym nie miał w swoim ogródku, i tak będę pożądał kwiatów sąsiada".

Tak tłumaczył to Viktorowi Yakov. Tak tłumaczyli to Viktorowi wszyscy. Słyszał to ze wszystkich znanych sobie ust.

Poza ustami, którymi przemawiało jego własne serce. Tylko jego serce miało w tej sprawie inne zdanie. Ono jedno nie godziło się na zbagatelizowanie problemu. Ono jedno od dłuższego czasu wysyłało mu następujący komunikat:

Pragnienie zwycięstwa oczywiście jest ważne, ale NIE MOŻE być jedynym powodem, dla którego ktoś wychodzi na lód. MUSI być jeszcze jakiś inny powód. Tylko znalezienie tego powodu sprawi, że zniknie to okropne uczucie goryczy. Tylko znalezienie tego powodu sprawi, że program będzie kompletny. Że zostanie pojechany tak, jak trzeba.

„Tak jak trzeba", czyli... no właśnie, w tym problem. Viktor wciąż nie potrafił wytłumaczyć słowami, czym było dla niego „tak jak trzeba". Wiedział jedynie, jak to powinno wyglądać. W sumie... teraz, gdy o tym pomyśleć... jak na ironię, nieszczęsny Guillaume Fontaine mógłby jeździć swoje programy „tak jak trzeba". Mógłby, gdyby, rzecz jasna, nie wywalał się przy co drugim skoku. Jego programy były takie piękne. Były takie... nie, wróć! To jeszcze nie to. Jazda Guillaume'a nadal była daleka od Viktorowego ideału.

No dobrze, uczuciowy Francuz - nie. To może w takim razie... ten chłopak, o którym mówił Yakov?

Mistrz Europy czuł, że jego ciekawość zaczyna rosnąć. Kurczę, skoro Yakov, ze wszystkich ludzi, nazwał jazdę wspomnianego chłopaka „miłą dla oka", to musiało w niej być coś wyjątkowego! Szkoda, że Viktor nie obejrzał Skate America. Że też dał się namówić na ten cholerny dwudniowy maraton!

Chociaż, z drugiej strony... przecież zawsze mógł zobaczyć Skate America w internecie. Nawet teraz, jeśli miałby na to ochotę.

Czy powinien... zrobić to teraz?

Cholera, toż to świetny pomysł! Idealne antidotum na nudę! Czy raczej... anty-nudowy fast food, ale mniejsza o to. Właśnie tak! Viktor przyjrzy się tajemniczemu chłopakowi i może dzięki temu zbliży się do rozwiązania swojego...hm.... trudnego do zdefiniowania problemu. Doskonały plan! To właśnie Viktor zrobi, kiedy wreszcie wróci do pokoju - obejrzy sobie Skate America! Ach, Yakov byłby dumny, wiedząc, że jego wychowanek postanowił spędzić wieczór robiąc coś tak dojrzałego i nieszkodliwego!

Szkoda, że Wszechświat miał inne plany.

Dobry humor Mistrza Europy rozpłynął się w niebyt pół godziny po opadnięciu na łóżko i włączeniu laptopa. Ponad pół-godzinne przeczesywanie You Tube'a wykazało, że... ups! Ze Skate America nie było ani jednego filmika! Na My Space - to samo. Rutube - to samo. Francuskie kanały - to samo. Wszystko inne (niekoniecznie legalne) - to samo.

Ani jednego filmika. Ani jednego!

Nichego. Nothing. Rien.

Wszystkie znane Viktorowi języki - rosyjski, angielski i francuski - mówiły mu to samo wkurwiające „nic". W całej sieci nie było ani jednego pierdolonego nagrania z pierdolonego Skate America. W końcu srebrnowłosy łyżwiarz stracił cierpliwość.

Tak sobie ze mną pogrywasz, Wszechświecie? - warknął w myślach - Ja tu usiłuję zachowywać się jak poważny zawodnik, a ty mi odwalasz takie numery?! Jak tak... to nie pozostawiłeś mi wyboru! Czy próbowałem być grzecznym chłopcem? Próbowałem! Czy chciałem, jak grzeczny chłopiec, spędzić wieczór przed programem dowolnym oglądając w internecie filmiki z występami rywali? Chciałem! Ale skoro ty, Wszechświecie, mi na to NIE POZWALASZ, to zamierzam wrócić do oryginalnego planu i zakończyć dzień, robiąc coś totalnie głupiego i zboczonego! Tak, tak, Wszechświecie! To wszystko TWOJA wina! Ja jestem czysty jak łza! I to ty, Wszechświecie, w razie wpadki, oberwiesz po uszach od Yakova! Właśnie tak!

Ignorując przeczucie, że w jego rozumowaniu krył się co najmniej jeden, bardzo poważny błąd, Viktor otworzył Skype'a, znalazł kontakt „Irina Natchenko" i zainicjował wideo-rozmowę.

W ekranie pojawiła się przysadzista starsza pani. Nie wyglądała na zadowoloną.

- Dobry wieczór, Panie Nikiforov. Jest już dosyć późno. Nie powinien pan spać?

Jej głos aż prosił się o etykietkę „właśnie tak brzmiałby Yakov, gdyby był kobietą". Srebrnowłosy łyżwiarz westchnął.

- Pan Nikiforov, Pan Nikiforov. - rzucił rozżalonym tonem - Pani Iro, tyle razy prosiłem... wystaczy po prostu „Viktor". Może być nawet „Vitya", jeśli tak pani woli.

- Panie Nikiforov, ja dla pana pracuję. Zwracanie się do pracodawcy po imieniu jest nieetyczne. Nawet jeśli pracodawca jest nieznającym granic przyzwoitości bezwstydnym gówniarzem.

Noż, kuźwa, Feltsman w spódnicy!

Ech, Viktor uwielbiał tę kobietę. Szczerze powiedziawszy, chętnie by ją trochę podenerwował. Dwóch dziadków już dzisiaj wkurwił - co mu szkodziło podroczyć się z lubiącą się rządzić babcią? Tylko kto wtedy pilnowałby mu psa?

Szkoda, że wkurwianie Iriny absolutnie nie wchodziło w grę. Naprawdę, wielka szkoda.

- Jak się miewa mój kochany misiaczek? - przesłodzonym tonem spytał Viktor.

- Makkachin godzinę temu wrócił ze spaceru. Na kolację zjadł psie chrupki i trochę polędwiczki. A, i pański krawat. Ten w żółte kropki. Pozwoliłam mu na to, bo skoro zostawił pan ten krawat na podłodze, to pewnie i tak go pan nie lubił.

Och, Boże, tylko nie mój ukochany krawat od Roberta Cavalli! Makkachin, jak mogłeś?! Żegnaj... żegnaj najdroższy krawaciku! Odprawię ci pogrzeb, jak wrócę.

Brązowy winowajca właśnie dołączył do Iriny w salonie.

- MAKKACHIN! - srebrnowłosy łyżwiarz natychmiast zapomniał o smutku - Ooooch, chodź do tatusia!

Obraz zamazał się, gdy długi różowy jęzor zostawił na petersburskim laptopie smugi śliny. W odpowiedzi Viktor potarł nosem własny ekran.

- Och, ja też cię kocham! Kto jest najpiękniejszym pieskiem na świecie? No kto?

- Panie Nikiforov! - surowy głos Iriny przerwał wirtualną wymianę czułości między pudlem i jego człowiekiem.

- No dobrze, już dobrze... już się nie wydurniam! Makkachin, siad! No już, dobry piesek... Pani Iro, mam prośbę. Czy mogłaby pani zostawić mnie samego z Makkachinem? Chcę z nim odbyć bardzo intymną rozmowę.

- Panie Nikiforov... czy jest pan trzeźwy?

- Nie. Naćpałem się.

Nudą. Naćpał się nudą.

Irina posłała pracodawcy podejrzliwe spojrzenie, jednak nie pytając o nic więcej, opuściła salon. Makkachin nawet nie zauważył jej odejścia. Nie spuszczał wzroku z pana. Czarne oczka były pełne bezgranicznej miłości, a puchaty ogon energicznie uderzał w dywan.

Viktor uwielbiał to uczucie. Uwielbiał świadomość bycia czyimś numerem jeden. Może i nie miał okularnika z ładnym tyłeczkiem... ani piszącego romantyczne SMSy męża... ale przynajmniej miał tę oto uroczą istotę, która kochała go takim, jakim był. Szkoda, że psy nie były mile widziane w hotelach.

- Makkachin, bardzo za tobą tęsknię!

Prowadzenie monologu byłoby zbyt nudne, więc mężczyzna oparł dłonie na łóżku i udał, że odpowiada w imieniu swojego psa.

- Hau, hau! Ja za tobą też! Hau, hau!

Prawdziwy Makkachin zaszczekał radośnie. Viktor uśmiechnął się.

- Ooooch, jakiś ty kochany! Przynajmniej ty cieszysz się na mój widok. Nikt dzisiaj nie chciał się ze mną bawić, wiesz?

- Hau, hau! Serio?

- Mhm. Powaga. Nawet Yakov był dla mnie okropny! Wiesz, o co mnie oskarżył? Twierdzi, że to ja wysłałem mu tego SMSa z instrukcją zakładania gumki!

- Hau, hau! Jak on mógł? A ja tak się starałem, by trafić moimi niezgrabnymi łapkami w te malutkie klawisze! Hau, hau! Ostatecznie nie dałem sobie rady i musiałem podyktować ci całą wiadomość! Hau, hau!

- No widzisz? Jesteś takim sprośnym pieskiem, a to ja obrywam za twoje zboczone pomysły.

- Hau, hau! Nie gniewaj się! Hau, hau! Wybaczysz mi?

- Och, ależ oczywiście, że ci wybaczę! Kocham cię, wiesz?

- Hau, hau! Ja też cię kocham! Kocham cię najbardziej na świecie!

Nieznośny głos w głowie Viktora wybrał akurat ten moment, by zastanowić się, jak by to było, gdyby ostatnie zdanie padło z ust człowieka, a nie psa.

Łyżwiarz rozkazał paskudnemu głosowi spadać na drzewo. To była prywatna rozmowa! Jego pierwsza, od dwóch dni, rozmowa z Makkachinem i nie życzył sobie na niej pesymistycznych intruzów. Nawet tych, którzy zrodzili się w jego własnej głowie.

Pudel musiał wyczuć zmianę w nastroju właściciela, bo momentalnie przestał szczekać. Viktor posłał mu przepraszające spojrzenie.

- Ach, wybacz, Makkachin. Twój Pan nie jest dzisiaj w dobrej formie, wiesz? Od rana jest mi okropnie smutno. Wieczór też nie zakończył się tak, jak zakładałem... Chciałem pogadać o moich problemach z Yakovem, ale wykopał mnie z pokoju!

- Hau, hau! A dziwisz mu się? Zmusiłeś go, by wyobraził sobie, jak robisz samemu sobie loda!

- Ano, to nie było zbyt mądre... chociaż jego wyraz twarzy był tego wart!

- Hau, hau! A poza tym... było od razu przejść do sedna. Może gdybyś na samym początku powiedział mu, w czym rzecz, wasza rozmowa potoczyłaby się zupełnie inaczej. Fakt, że nie wiesz, po co wychodzisz na lód, powinien być ważniejszy od faktu, że się nudzisz.

- Niby tak.

- Hau, hau! Niby?

- Och, daj spokój! Gdybym wszedł do niego do pokoju z poważną miną, jak nic dostałby ataku serca. Po co mam go niepotrzebnie stresować?

Mistrz Europy zamrugał. Czy on właśnie... kłócił się z samym sobą? Ech, to głupie.

- Hau, hau! Porozmawiajmy o czymś przyjemniejszym! Jak tam pogoda w Moskwie?

Hm... to zdanie brzmiało dziwnie znajomo.

Jak tam pogoda w Montrealu?

Łyżwiarz potrząsnął głową. Spróbujmy jeszcze raz...

- Hau, hau! Porozmawiajmy o czymś przyjemniejszym! Jak tam nastrój przed programym dowolnym?

I to niby miało być przyjemniejsze?! Nastrój Viktora w związku z rzeczonym programem był fatalny! A tym, co najbardziej go martwiło, nie była obawa przed przegraną. Tym, co najbardziej go martwiło... nie, poprawka... tym, co doprowadzało go do szału, była świadomość, że najprawdopodobniej wygra te przeklęte zawody, chociaż pojedzie program, z którego nie będzie ani trochę zadowolony. Jego występ nie będzie tym, czym powinien być, czyli zażartą walką. Będzie wyjechaniem na lód po odbiór trofeum - i to jeszcze przed ceremonią rozdania nagród! A fakt, że zgromadzeni na Rostelecomie łyżwiarze nie należeli do konkurentów wysokiego kalibru, nie był żadnym usprawiedliwiem!

STOP! - Viktor skarcił samego siebie - Wystarczy! Tego typu myślenie do niczego nie prowadzi! Ugh... wystarczy tego dobrego! No to jaki był plan? Coś głupiego i zboczonego, tak?

Srebrnowłosy mężczyzna uśmiechnął się do swojego pudla.

- Makkachin, powiedz, co dzisiaj robiłeś?

- Hau, hau! A, wiesz, nic ciekawego! Trochę lizałem się po jajach.

- Uuu, fajnie ci. Wielu ludzi nie jest w stanie polizać się po jajach, wiesz?

Czworonóg przekrzywił łepek. Viktor uznał, że po usłyszeniu ostatniego stwierdzenia, jego pupil zareagowałby milczeniem. Milczeniem i takim właśnie, skołowanym wyrazem pyszczka.

- Ale wiesz... twój właściciel nie jest zwykłym człowiekiem. Chyba dałbym radę polizać się po jajach.

Brązowy futrzak nie ruszył się. Z fascynacją patrzył na pana.

- Nie wierzysz? Udowodnię ci.

Makkachin, jak przystało na jednego z najinteligentniejszych przedstawicieli rasy pudli, zakrył sobie oczka łapą.

No świetnie. - Viktor pomyślał, wzdychając - Nawet mój pies uważa mnie za zboczeńca.

- Oj, nie przesadzaj! - zganił Makkachina - Kiedyś musisz dorosnąć. Zresztą, cały czas patrzysz, jak robią to inne psy. Nie mogę być od nich gorszy! Daj mi szansę się wykazać. Przecież wiesz, jak nie cierpię przegrywać, Makkachin.

Po tych słowach, ułożył się wygodniej na łóżku i zarzucił sobie nogę na głowę.

Gdyby Yakov dowiedział się, że robię takie rzeczy bez rozgrzewki, nie miałbym już jaj, po których mógłbym się polizać. - wywnioskował, przełykając ślinę - Oby w pokoju nie było ukrytych kamer!

Zadanie okazało się znacznie trudniejsze, niż się spodziewał. Ogórka jakoś dosięgnął, ale ziemniaczki pozostawały poza zasięgiem. Huh... co by tu zrobić? Mógłby spróbować przesunąć nieco ogórka, ale to śmierdziało w najlepszym wypadku masochizmem a w najgorszym - zrobieniem sobie permanentnej krzywdy. A poza tym, zapomniał o zdjęciu spodni. Ech...

PUK, PUK!

W ekranie laptopa Makkachin podniósł łepek. Natomiast Viktor posłał drzwiom pełne nadziei spojrzenie.

Czy to Yakov? Och, błagam, powiedzcie mi, że to Yakov! Pal sześć jaja! Yakov po prostu MUSI przyłapać mnie w takiej pozycji! Jeśli nie zobaczę jego miny, nigdy sobie nie daruję!

- Proszę! - zawołał śpiewnym głosem.

Drzwi otworzyły się. To nie był Yakov.

Zamiast srogiego trenera, do pokoju Mistrza Europy wszedł Ilia Shevchenko - zatrudniony w Petersburskim Klubie Łyżwiarskim około czterdziestoletni Ukrainiec, z włosami rudymi jak u Szkota i dłońmi przywodzącymi na myśl hinduską masażystkę. Z zawodu był fizjoterapeutą, chociaż okazjonalnie robił też gońca. Okazjonalnie, czytaj wtedy, gdy Feltsmanowi nie chciało się wstać z łóżka, by sprawdzić, co porabiał jeden z rozbrykanych wychowanków.

Na widok dziwacznej pozycji Yakovowego ulubieńca, Ilia uniósł brwi.

- Vitya... co ty wyprawiasz?

Urządzam pokaz porno mojemu psu.

Łyżwiarz już miał to powiedzieć, ale wtedy o czymś sobie przypomniał.

Pierwsza złota zasada klubu: trenerów można wkurzać, ile wlezie, ale z fizjoterapeutami lepiej nie zadzierać. Jeżeli Viktor zrazi do siebie tego kolesia, to zamiast masażyku po treningu może otrzymać zalecenie w postaci „leczniczej" kąpieli z bryłami lodu. Mało kusząca perspektywa.

- Nie widać? Ćwiczę sobie yogę.

Ukrainiec westchnął.

- Feltsman prosił, bym do ciebie zajrzał. Ponoć kobieta, która pilnuje ci psa zadzwoniła do niego i powiedziała, że chyba jesteś na haju...

Irina ma numer do Yakova? - zdziwił się Viktor - Uch... a nie mówiłem? Feltsman w spódnicy!

- Byłem u Yakova kilka minut temu. - zwrócił się do Ilii - Wie, że nie jestem na haju.

Mistrz Europy nie tykał narkotyków. Nie potrzebował ich. I tak na trzeźwo robił głupsze rzeczy, niż większość ludzi na haju.

- Prawda, wie. - fizjoterapeuta westchnął po raz drugi - Ale wywnioskował, że możesz robić coś głupiego, dlatego prosił mnie bym wpadł do ciebie i sprawdził, czy nie próbujesz zrobić sobie krzywdy. I przy okazji... chciałbym zerknąć na twoją nogę. Mogę?

Zamiast odpowiedzieć, Viktor zamknął klapę laptopa i jednym zwinnym ruchem zdjął spodnie. Minutę później, wprawne dłonie Ukraińca były już na jego kostce.

Srebrnowłosy łyżwiarz doskonale znał te dłonie i miał wobec nich mieszane uczucia. Odkąd skończył osiem lat, za sprawą tych dłoni wielokrotnie mruczał z zadowolenia... ale i wył z bólu. To te dłonie ugniatały mu mięśnie po treningu. To te dłonie poskładały go do kupy po niefortunnej wywrotce na nartach...

Na wspomnienie wypadku, Mistrz Europy skrzywił się.

- I? - padło pytanie fizjoterapeuty.

Viktor wzruszył ramionami.

- Ja nie wiem. To ty się na tym znasz.

- Pytam, czy boli.

Ponowne wzruszenie ramionami.

- Vitya, błagam, nie utrudniaj. Boli czy nie boli?

- Chyba nie boli.

- „Chyba"?

- Sam nie wiem. Trochę swędzi.

- Gdzie dokładnie swędzi?

- Hm... chyba na stopie... AŁA! Nie rób tak!

Kręcąc głową, Ilia wyszeptał coś pod nosem. Łyżwiarz posłał mu wkurzone spojrzenie.

- Nic mi nie jest! - mruknął, obrażalsko nadymając usta - Zrób tak swojej nodze! Idę o zakład, że ciebie też zaboli!

- A gdzie podziało się wcześniejsze „to ty się na tym znasz"?

- Nie boli mnie, kiedy jeżdżę na łyżwach!

- Vitya... powtarzamy ci to z Feltsmanem od lat. W tym klubie nie wrzucamy kontuzjowanych łyżwiarzy na lód, by zajechali się, aż nie będzie czego zbierać.

Viktor otworzył usta, by zaprotestować, ale Ukrainiec wpadł mu w słowo.

- Sądzę, że rzeczywiście nic ci nie jest. Niepotrzebnie się rzucałeś. Kostkę masz w porządku, ale podejrzewam, że zaczyna ci się robić haluks. Dam ci później specjalną wkładkę do włożenia między palce. Ech, ty naprawdę jesteś unikatem, Vitya... Pierwszy raz w życiu widzę łyżwiarza figurowego z haluksem.

Mistrz Europy nie był ani trochę udobruchany.

Idź już sobie stąd! - mruknął w myślach - Tego mi tylko było trzeba na zakończenie wieczora! Ciebie i twoich sadystycznych łap!

W sercu srebrnowłosego łyżwiarza zrodziła się też nieoczekiwana złość na trenera.

Głupi Yakov! Ja przychodzę do niego z poważnym problemem, a on nie dość, że wyrzuca mnie z pokoju, to jeszcze nasyła na mnie tego... tego... ugh! Ależ oczywiście! Vitya ma jakiś kryzys, więc na pewno chodzi o kontuzję! No pewnie! Po co tracić czas na wysłuchanie Viktora... po prostu załóżmy, że Viktor martwi się kostką! No bo przecież taki bezwstydny lekkoduch jak on NIE MOŻE MIEĆ ŻADNYCH POWAŻNIEJSZYCH PROBLEMÓW! Szlag!

- Vitya? - Ilia odezwał się niepewnie - Um... nie obraź się, ale... jesteś jakby... trochę inny niż zwykle? Stresujesz się czymś?

- No nie gadaj! Po czym poznałeś?

- Po tym, że odkąd przyszedłem, nie poprosiłeś mnie jeszcze, bym wymasował ci pośladki. Prosisz mnie o to, odkąd skończyłeś dwanaście lat, chociaż doskonale wiesz, że mam żonę i trójkę dzieci.

Kącik ust obrażonego Viktora nieznacznie uniósł się do góry.

- Upierdliwy ze mnie smarkacz, co? - Mistrz Europy spytał, nie potrafiąc wyeliminować z głosu nuty rozbawienia.

- No wiesz... upierdliwy, ale za to nasz. - Ilia położył mu dłoń na ramieniu.

Srebrnowłosy łyżwiarz zaśmiał się ponuro.

- Masz rację. - przyznał, opierając brodę na nadgarstku - Chyba rzeczywiście jestem dzisiaj trochę zestresowany. W dodatku wkurzyłem już wszystkich, których miałem pod ręką i wcale nie zrobiło mi się lepiej. Nie wiem, co się dzieje. Może to ciśnienie?

- Hm... a może, zamiast wkurzać ludzi, spróbujesz zrelaksować się w inny sposób? - na twarzy Ukraińca pojawił się łobuzerski uśmieszek.

- Co masz na myśli?

- Zanim Feltsman poprosił mnie, żebym do ciebie wpadł, zaczęliśmy z Wladem robić pewne plany. Chcemy włożyć trzy pary gaci i wyskoczyć do miasta na kufelek piwa. Georgi też z nami idzie. Wiem, że jutro jedziesz dowolny i nie możesz pić, ale... może do nas dołączysz? Szklaneczka soku pomarańczowego w dobrym towarzystwie? Co na to powiesz, Vitya?

- Uch... sam nie wiem...

Na dworze jest minus dwadzieścia. - Viktor pomyślał, krzywiąc się - Nie chce mi się wychodzić z hotelu w taką zawieruchę. Ten pomysł ani trochę mi się nie podoba.

- Feltsman zabronił ci wychodzić.

WSPANIAŁY POMYSŁ! Cudowny, genialny, fantastyczny pomysł! Najlepszy pomysł na świecie! Pomysł miesiąca, pomysł roku! Nagrodę dla najlepszego pomysłu otrzymuje ten właśnie pomysł! Ach, jak dobrze, że Ilia przyszedł do mnie ze swoimi cudownymi dłońmi i jeszcze cudowniejszym pomysłem!

- Daj mi chwilę. - srebrnowłosy łyżwiarz poprosił, szczerząc zęby - Też założę trzy pary gaci. I ze dwa swetry.

- Włóż jeszcze to.

Ukrainiec wyciągnął z torby brązową perukę.

- Córka potrzebowała na przedstawienie. - wyjaśnił, puszczając Viktorowi oko - Chciała ją potem wyrzucić, ale nie pozwoliłem jej. Uznałem, że przyda się na małe wypady incognito. Gdy ostatnio byłem w centrum, wpadałem na twoje fanki praktycznie co pięć minut.

- ŁAŁ! - podskakując jak małe dziecko, łyżwiarz przyjął prezent - Ale ekstra! Dzięki!

- Masz tu jeszcze siatkę na włosy. Nie zapomnij ciepło się ubrać. Za piętnaście minut spotykamy się w lobby, okej?

- Za dwadzieścia. Muszę jeszcze przypudrować nosek.

Oczywiście okazało się, że potrzebował trzydziestu minut. W końcu musiał znaleźć trzy pary gaci pasujących do siebie kolorystycznie, a zarazem dość ciepłych, by chroniły przed szalejącą na zewnątrz wygwizdówą. Dorzućmy do tego jeszcze smarowanie buźki kremikiem, piłowanie paznokci, nieudolne próby wepchnięcia sięgających bioder włosów pod perukę i spóźnienie gotowe.

Viktor stanął przed lustrem i obrzucił nową fruzurę pogardliwym spojrzeniem. Błe! Wyglądał tak... niemodnie i pospolicie! Nie znosił tego odcienia brązu. Do tego jeszcze ta paskudna grzywka! Kto w ogóle taką nosił?

No cóż... lepiej chodzić z mopem na głowie, niż ryzykować wpadnięcie w sidła wielbicieli bądź paparazzich. Zwłaszcza, że ci drudzy mieli ostatnio lepszy węch od Makkachina. A w razie gdyby ktoś zapomniał, jak wyglądał aktualny Mistrz Europy, łatwo mógł sobie o tym przypomnić, wpadając na jeden z plakatów. Jak Bóg mu miły, Viktor ostatni raz zgodził się, by jego twarz reklamowała Rostelecom Cup! Co prawda na materiałach promocyjnych występował razem z trzema innymi łyżwiarzami, no ale mimo wszystko! Trzeba będzie pogadać o tym z Wladem.

Srebrnowłosy... czy raczej kawowo-włosy mężczyzna chciał ruszyć do lobby, ale przypomniał sobie, że nadal ma na szyi medal Mistrzostw Europy. Gdy zdjął go i niedbale rzucił na wystającą z torby stertę ubrań, poczuł w sercu dziwny skurcz. Przez pewien czas stał z dłonią na klamce i patrzył na porzucone trofeum. Miał wrażenie, że nie widzi przedmiotu, ale żywą istotę. Jakby ten medal... był jego starym przyjacielem. Jakby było mu przykro, że został ciśnięty między spodnie i T-shirt z tak ewidentnym brakiem szacunku. Jakby te pogniecione elementy garderoby miały dla Viktora taką samą wartość, jak drogocenny złoty krążek.

Cóż... poniekąd tak było. Na zdobycie T-shirta i spodni Mistrz Europy musiał poświęcić mniej więcej tyle samo wysiłku, co na zdobycie medalu. Można nawet powiedzieć, że ubrania kosztowały go więcej zachodu, bo sklepowe dylematy trwały dwie godziny, a oba programy niecałe osiem minut. Co więcej... miał przeczucie, że gdyby chodziło o złoty medal Mistrzostw Świata, traktowałby go w podobny sposób.

Sam już siebie nie rozumiem. - Viktor pomyślał, ze zbolałym wyrazem twarzy kładąc sobie dłoń na czole - Od samego patrzenie na srebro Mistrzostw Świata mam ochotę bić głową o ścianę... ale gdybym zdobył złoto, pewnie i tak nie wyjąłbym go z torby. Tak jak tego tutaj. Ugh! Lepiej już stąd pójdę, zanim zupełnie zwariuję!

Wlad, Ilia i Georgi czekali na towarzysza otuleni w grube płaszcze. Popovich miał zakupioną w Disneylandzie wełnianą czapkę z czarownymi uszkami Myszki Miki.

- Ach, jakie piękne włosy! - na widok kolegi zapiał z zachwytu i splótł dłonie jak do modlitwy - Wyglądasz jak Bella z „Pięknej i Bestii".

- Chyba Bella po wyciągnięciu z pralki. - burknął Viktor - Przepraszam, że musieliście czekać.

Wlad w ogóle nie wydawał się zaskoczony spóźnieniem Nikiforova.

- Spoko. - rzucił, podnosząc wzrok znad telefonu - I tak zawsze bierzemy na ciebie dwadzieścia minut poprawki.

Ten mierzący prawie dwa metry czarnowłosy facet pracował w petersburskim klubie tak długo, jak Ilia. Marny byłby z niego menadżer, gdyby podczas układania grafików nie brał pod uwagę próżności jednego z łyżwiarzy.

- No dobra, chodźmy złapać taksówkę! - zarządził fizjoterapeuta.

- Hej, a dokąd się wybieracie? - zawołał nieoczekiwanie czyjś głos.

Cztery głowy spojrzały w stronę nieczynnej już recepcji. Na biurku siedziało małe rude stworzenie z warkoczykami w stylu Ani z Zielonego Wzgórza. Ubrane w podarte dżinsy nogi dyndały kilka metrów nad ziemią.

- Powinnaś już dawno spać, Milka! - Wlad zganił trzynastolatkę - Wracaj do siebie do pokoju!

- Dokąd idziecie? - powtórzyła pytanie, promiennie uśmiechając się do menadżera - Mogę też iść?

- Oczywiście, że nie! To męski wypad zarezerwowany wyłącznie dla dorosłych!

- Hm... Viktor jest mentalnie dziesięcioletnią dziewczynką. Dlaczego jemu wolno iść, a mnie nie?

- Viktor? Jaki Viktor? O czym ty mówisz? Tutaj nie ma Viktora! Ten gość to mój kolega. Inny menadżer, jasne?!

Dziewczynka uśmiechnęła się złośliwie.

- Ano, racja. To nie może być Viktor. Viktor nie ma tak grubego tyłka.

- Mój tyłeczek wcale nie jest gruby! - Viktor krzyknął z oburzeniem.

Dłonie pozostałych mężczyzn z symultanicznym plaśnięciem wylądowały na czołach.

„No i masz. Nasza ślicznotka sama się wsypała." - ich miny zdawały się mówić.

- Amatorszczyzna. - Mila Babicheva skomentowała wygląd Mistrza Europy - Widać, że nigdy nie robiłeś cosplayu. Spod peruki wystaje ci kilka srebrnych pasm. A poza tym... chyba wiesz, że ludzie zwykle mają brwi pod kolor włosów? Nie możesz tak wyjść na miasto. Chodź, doprowadzimy cię do porządku!

Bezceremonialnie złapała Viktora za nadgarstek i mimo protestów reszty towarzystwa pociągnęła w stronę swojego pokoju. Tam „łyżwiarz pod przykrywką" został poddany kilkunastu poprawiających wizerunek zabiegom. Rudowłosa dziewczyna biegała wokół niego ze zwinnością i wprawą zawodowej charakteryzatorki, tu malując, tam wygładzając, a kiedy uznała, że obiekt spełnia odpowiednie standardy, z uśmiechem podała mu lusterko.

- Łał! - Mistrz Europy z zachwytem podsumował efekty - Nareszcie nie przypominam Belli po nocy z Bestią. Jest z milion razy lepiej. Dziękuję, Miłeczka!

- Ależ nie ma za co! - dziewczynka lekko dygnęła - To jak? Teraz zabierzecie mnie ze sobą?

- Chłopaki, zabierzmy ją! - Viktor próbował przekonać pozostałych - Tyle się napracowała, bym zaczął wyglądać jak człowiek.

- Absolutnie wykluczone! - stanowczo oświadczył Ilia - Jest nieletnia.

- Właśnie! - kiwając głową dodał Wlad - To ma być męski wypad, a nie zebranie nianiek!

- Hm... ciekawe, co powie trener, gdy poinformuję go o tym „męskim wypadzie". - uśmiechając się złośliwie, Mila sięgnęła po komórkę.

Fizjoterapeuta i menadżer zazgrzytali zębami.

- Szach i mat! - śmiejąc się, podsumował Georgi.

- No już, nie zgrywajcie podstarzałych sztywniaków! - Viktor położył dłonie na ramionach Wlada i Ilii - Nie chcę by jedyną osobą w towarzystwie, której nie wolno pić alkoholu.

- To jaka decyzja, panowie? - ruda wiedźma zaświergotała, wymachując telefonem - Męski wypad z bonusową zjebką po powrocie... czy może zebranie nianiek, ale za to bez bonusa?

Piętnaście minut później uśmiechnięta od ucha do ucha dziewczynka siedziała na przednim siedzeniu taksówki, podczas gdy czwórka dorosłych facetów cisnęła się z tyłu. Najweselszy z nich podskakiwał na kolanach Ilii.

- Vitya, na litość boską, nie wierć się! - błagał fizjoterapeuta - Moje najmłodsze dziecko wierci się mniej od ciebie.

- Ale, tatusiu, ja jestem taki podekscytowany! Jeszcze nigdy nie jechałem u kogoś na kolankach!

- Boże, za jakie grzechy...

- No już, Ilia, nie marudź! - zganił Ukraińca Wlad - Feltsman ma tak na co dzień, a nigdy nie słyszałem, by narzekał.

- Ach, szkoda, że Papy Feltsmana tu nie ma! - z żalem stwierdził Viktor.

- Pewnie, że szkoda. - wycedził menadżer - Wtedy zamiast zebrania nianiek mielibyśmy zebranie kastratów!

- Ja i bez jego pomocy zostanę kastratem! - syknął Ilia.

- Nie rozumiem, o co masz pretensje. - łyżwiarz z peruką uniósł brwi - Przecież proponowałem, że to ja wezmę cię na kolanka.

- Ta, jeszcze czego! Nie będę ryzykował, że ci stanie...

- EJ! Ja sobie wypraszam! Nie stanąłby mi w takiej sytuacji!

- Nie, wcale! Staje ci prawie za każdym razem, gdy cię masuję.

- Nie moja wina, okej?! Kiedy to robisz, grzebiesz się, jak mucha w smole, a mi zaczyna się nudzić! To normalne, że zaczynam sobie wyobrażać różne rzeczy. A jeśli czasem za bardzo daję się ponieść fantazji, to dlatego że jeszcze nie ściągnąłeś ze ścian tych wszystkich zboczonych plakatów. Jak mam mi nie stawać, gdy twój gabinet roi się od zdjęć nagich facetów?

- DWA! Tam są dwa plakaty, na litość boską! Dwa plakaty z nagimi facetami, na których mam pozaznaczane punkty do akupunktury! Przewieszałem je z miejsca na miejsce chyba z milion razy, ale gdzie bym ich nie powiesił, ty i tak, zawsze przekręcasz łeb, by się na nie gapić! Powinieneś być wdzięczny, że nie przywiązuję cię do stołu! Powinieneś być wdzięczny, że nadal godzę się, by ciebie masować.

- Oj, weź nie histeryzuj. Sam mówiłeś, że już się do tego przyzwyczaiłeś. Poza tym, co to mnie jednemu staje?

- Nie, nie tobie jednemu. Ale u innych to się zdarza raz na chiński rok! U ciebie to norma...

- Jak po tym wszystkim, czego musiałem słuchać, nie dostanę dużego napiwku, to jesteście bandą dupków! - wtrącił się taksówkarz - A przy okazji... moglibyście mi jeszcze raz powiedzieć nazwę tego miejsca?

- Casa Bonita. - Wlad posłał Viktorowi i Ilii karcące spojrzenie.

- Uuuu, hiszpańskie żarcie? - Mila spytała, oblizując usta.

- Nie mam pojęcia. - menadżer wzruszył ramionami - Ta knajpa ma doskonałe opinie na Trip Advisorze. Ponoć to spokojne miejsce, z bardzo dobrym piwem i szerokim wyborem napojów bezalkoholowych.

- Spokojne w każdy dzień poza dzisiejszym. - mruknął kierowca - Jesteście pewni, że właśnie tam chcecie jechać?

- Raczej tak. Większość miejsc z dobrymi opiniami jest już o tej porze zamknięta. A poza tym, nie chcemy siedzieć w samym centrum. Nie lubimy tłumów.

- Może jednak jeszcze się zastanówcie? Powinniście wiedzieć, że to ulubiona knajpa miłośników hokeja. A Moskwa gra dzisiaj z Wołgogradem, więc...

- Hokej?! - nieoczekiwanie wykrzyknął Georgi - Och, błagam, jedźmy tam! Ja też chcę obejrzeć mecz! Uwielbiam hokej!

- Uwielbiasz hokej? - Mila wytrzeszczyła oczy - Ty?!

­- No raczej! Odkąd obejrzałem „Potężne Kaczory", staram się nie przegapić żadnego meczu! To był jeden z najcudowniejszych filmów Disneya, jakie kiedykolwiek widziałem! Są trzy części. W pierwszej gość, który wcześniej był adwokatem, musi trenować małych hokeistów. Ich największymi rywalami są Jastrzębie, a mama jednego z dzieciaków...

- Wystarczy, Georgi, załapaliśmy! - Ilia przerwał wywód Popovicha - Niech już będzie ta knajpa z hokejem! Im szybciej pozbędę się Viktora z kolan, tym lepiej!

Fizjoterapeuta zatęsknił za Viktorem na kolanach, gdy tylko weszli do Casy Bonity. Widok, jaki ujrzeli w środku, przerósł ich najśmielsze oczekiwania.

- Miłośnicy hokeja? - drżącym głosem wyszeptał Wlad - Miłośnicy hokeja?! Boże, przecież to są rasowe kibole!

- Hę? - Georgi zamrugał ze zdziwieniem - Co to są „kibole"?

Głupszego pytania już nie mógł zadać! Viktor przewrócił oczami. No bo...kurde!... kto normalny zadaje takie pytanie, gdy ma przed sobą liczącą przynajmniej trzydzieści sztuk odpowiedź?

No dobrze, Georgi to grzeczne dziecko. Chodzi do łóżka przed dziesiątą, kocha bajki Disneya i ma czapkę z uszami Myszki Miki. Ale... noż do diaska!... nawet taka fujara, jak on, powinna bez problemu domyślić się, że kibolami byli zgromadzeni przed telewizorem faceci w żółtych szalikach - napakowani, agresywni i wydzierający się na całą knajpę!

Cóż, ci tutaj i tak byli dość grzeczni. A przynajmniej jak na standardy kiboli. Fakt, zachowywali się głośno, jednak nie robili całej masy innych rzeczy, charakterystycznych dla kolesi swojego pokroju. Patrz: rzucanie butelkami, przeklinanie i atakowanie otoczenia. Brak rzeczonych działań był tym bardziej dziwny, jako że Moskwa dostawała solidny wycisk od Wołgogradu i w powietrzu dawało się wyczuć zbiorowy wkurw. Viktora zaczął się zastanawiać, skąd ta nietypowa ogłada... i właśnie wtedy go dostrzegł.

Samcem alfa w grupie... czy raczej kibolem alfa, był siedzący z boku dziadek w gustownej czapeczce a la komuna. Ciężkim wzrokiem kontrolował drącą mordę watahę. Ilekroś jakiś młody wilczek wykrzyknął coś zbyt wulgarnego, albo zachował się niewłaściwie, starszy pan częstował go lodowatym spojrzeniem i sprowadzał do parteru. Nie trzeba było doktoratu z biologii, by zrozumieć, że ten budzący grozę senior był jedynym powodem, dla którego napojone wódą, wyjące do księżyca-ekranu owczarki nie rozniosły jeszcze knajpy.

A właściwie... trafniejszą nazwą dla grupy nie byłyby „Owczarki", lecz „Tygrysy". W końcu każdy członek zgromadzenia miał wyhaftowanego na szaliku ryczącego pręgowanego kota. No i oczywiście... były jeszcze te wszystkie okrzyki...

- Kto dzisiaj wygra mecz dla Moskwy?

- Tigryenok!

- Kto pozamiata lód cieniasami z Wołgogradu?

- Tigryenok!

- Kto właśnie wbił krążek do bramki?

- TIGRYENOK!!!

- EJ, TY! Co nam przełazisz przed telewizorem?! Won stamtąd, zasłaniasz Tigryenoka!

- Tigryenok! Tigryenok! Tigryenok!

Do Viktora i jego grupy zbliżyła się szczupła ciemnowłosa kelnerka.

- Stolik dla pięciu osób? - zapytała z uśmiechem.

- Yyyy... - Wlad zawahał się.

Kobieta od razu zrozumiała, w czym problem.

- Och, nie przejmujcie się Tygrysami! Dzisiaj jest z nimi Kolia, więc wszystko będzie w porządku.

- Kolia?

- Tamten miły starszy pan. - skinieniem głowy wskazała przyuważonego wcześniej przez Viktora dziadka - Chłopcy są mu bezwarunkowo posłuszni. Póki on się nie wkurwi, reszta też nie będzie rozrabiać. Ale nie sądzę, by dzisiaj było się czego obawać. Kolia usłyszał jakieś bardzo dobre wieści w sprawie swojego wnusia, więc ma doskonały humor.

- A ten doskonały humor na pewno mu się nie popsuje, jeśli Moskwa przegra mecz? - Ilia zapytał, przełykając ślinę.

- Cóż... mógłby troszeczkę się zdenerwować, ale to człowiek na poziomie. Każdy tutaj za niego poręczy. A poza tym, Moskwa z całą pewnością wygra! Tigryenok wyciągał nas już z gorszych tarapatów. Wszyscy tutaj w niego wierzą. To nasza lokalna gwiazda!

Ostatnie zdanie zostało wypowiedziane z wyraźną dumą.

Łyżwiarz w peruce w tym momencie zrozumiał, że bardzo chce zostać w Casie Bonicie. Knajp, w których powszechnie rozpoznawanym sportowcem był ktoś inny niż Viktor Nikiforov, istniało w Rosji bardzo niewiele. Napicie się soku w jednym z takich miejsc stanowiło kuszącą perspektywę. W końcu mniejsze ryzyko rozpoznania oznaczło większą swobodę w rozmowie.

- Zostańmy. - Mistrz Europy zwrócił się do pozostałych - Jak będzie niefajnie, zawsze możemy wyjść. Poza tym, Miłeczka ma ochotę na hiszpańskie przysmaki, a Georgi chce pooglądać hokej.

Wlad i Ilia wciąż nie wyglądali na przekonanych.

- Naprawdę macie ochotę na jeszcze jedną podróż taksówką? - z dłonią na biodrze, Mila uniosła brew - Chyba wystarczy nam, że będziemy musieli przez to przejść, gdy będziemy wracać do hotelu...

To przesądziło sprawę. Kelnerka klasnęła w dłonie.

- A zatem... czterech dżentelmenów i jedna dama, tak?

- Umm... tak, proszę. - menadżer przytaknął - A czy moglibyśmy dostać stolik jak najdalej od telewizora?

- Hej, ja chcę coś widzieć! - zaprotestował Georgi.

- To może chociaż... nie w bezpośrednim sąsiedztwie telewizora, dobrze? - Wlad poprawił się, wzdychając.

Nie dostali stolika w sąsiedztwie telewizora, za to dostali stolik w sąsiedztwie roześmianych studentów... i niemal natychmiast uznali, że chyba jednak woleliby telewizor. Grupa - jak się okazało - złożona głównie z cudzoziemców, robiła prawie tyle samo hałasu, co miłośnicy Tigryenoka. To był ten nieznośny typ ludzi pod tytułem: „robię, co chce i nie obchodzi mnie, czy komuś przeszkadzam". Rzucane po angielsku wulgarne zdania co i rusz przecinały powietrze.

Viktor i jego towarzysze z początku zamierzali upomnieć upierdliwych sąsiadów, ale kiedy przyniesiono napoje i przystawki, zrezygnowali. Jedno trzeba było Wladowi przyznać - miał talent do wybierania knajp. Jedzenie było przepyszne! A poza tym okazało się, że gdy przestawało się zwracać uwagę na wszechobecny hałas, można było całkiem przyjemnie spędzić czas. Viktor spróbował siedmiu różnych soków (trzy razy był w toalecie), Milka zajadała się tortillą (raz była w toalecie), Ilia zaryzykował dwa kieliszki tequili (dwa razy był w toalecie), a Wlad, mimo ostrzeżeń kelnerki, wpałaszował paellę z owocami morza (nadal nie wrócił z toalety).

Tylko Georgi nie zamówił sobie niczego do jedzenia ani do picia. Za to wykazał się przeogromną odwagą, podchodząc do dziadka Kolii... i wracając z szaliczkiem kibica na szyi.

- Spytałem, co trzeba zrobić, żeby go dostać. - wyjaśnił, prawie płacząc ze wzruszenia -Powiedział, że ma jeden zapasowy i po prostu mi go dał! Och, ten pan jest taki super! Wiecie, że sam robi te szaliki?

Opinia starszego pana na temat Popovicha najwidoczniej też była pozytywna. Viktor usłyszał, jak Kolia powiedział do kolegi:

- Zobacz, jaki sympatyczny młody człowiek, Dima! W naszych czasach tak dobre dzieci to prawdziwa rzadkość!

- Ano, racja. Święte słowa, Kolia, święte słowa! Skoro już o tym mowa, to gdzie zgubiłeś Jurę? Myślałem, że przyjdziecie we dwóch...

- Jura siedzi w domu i ogląda figurowych. Gdy emitowali ich na żywo, wysiadł nam prąd w mieszkaniu. Teraz leci powtórka.

- W takim momencie wysiadł wam prąd? - Dima wzdrygnął się - Ja to bym chyba rozwalił telewizor, gdyby coś mi przerwało występ Tigryenoka.

- Jura rozwalił tylko połowę kredensu. Za karę będzie musiał zmywać naczynia przez tydzień! - Kolia powiedział to tonem surowego opiekuna.

- Uch... a nie jesteś dla niego trochę za ostry? No weź, stary! Czekasz na ważne zawody, a tu prąd odwala ci takie numery! Nic dziwnego, że młodego szlag trafił.

Viktor zachichotał. On co prawda nigdy nie zniszczył czegoś z podobnego powodu... ale Yakov jak najbardziej. Wlad nie bez powodu zarządził, by przyczepili nowy telewizor klubowy do ściany.

Dobrze, że ten cały Jura był pod opieką tak zasadniczego dziadka. Z rozmowy dwójki seniorów wynikało, że młody miłośnik łyżwiarstwa figurowego i tak miał już wybuchowy charakterek. Gdyby trafił pod skrzydła kogoś takiego jak Feltsman, jak nic tylko bardziej by się rozbestwił. No bo przecież Yakov ze swoim rozwalaniem telefonów, przeklinaniem i darciem mordy stanowił tak fantastyczny wzór do naśladowania!

- Twój Jura tak dobrze jeździ na łyżwach. - westchnął Dima - Słuchaj, na serio nie ma szans, byś go jednak wkręcił w hokej?

- Najmniejszych. - jego kolega pokręcił głową - Juraczka może i wygląda na dzikiego lwa, ale w głębi duszy jest pełną wdzięku panterką. Trudno o bardziej kochane dziecko. Albo bardziej zakochane w łyżwiarstwie figurowym...

- Łyżwiarze figurowi! - po angielsku fuknął nagle jeden ze studentów - Pierdolone baleriny na lodzie!

Mimo sędziwego wieku, Kolia miał najwyraźniej słuch jak ryś. Chociaż obelga padła z drugiego końca sali, bez problemu ją wyłapał.

- Coś ty powiedział?! - warknął, obrzucając umięśnionego blondyna nienawistnym spojrzeniem - Zaraz... kurde... jak to powiedzieć po angielsku?! Eee... łot did ju sej? Ken ju ripiting?

Student przez moment wyglądał, jakby zamierzał odpowiedzieć seniorowi coś paskudnego. Jednak zmienił zdanie, gdy wyczuł na sobie wzrok co najmniej dziesięciu kiboli. Koniec końców, zwrócił się do tygrysowego herszta bardzo uprzejmie i w dodatku po rosyjsku.

- Nic takiego! - uśmiechnął się, częstując dziadka widokiem idealnie wybielonych zębów - Powiedziałem: „Łyżwiarze figurowi! Jak można ich woleć od hokeistów?!"

Kolia groźnie zwężył oczy.

- Jura może woleć kogo chce! Lepiej żebyś nie sugerował, że z powodu swojego wyboru mój wnuczek jest ciotą. Bo gdybyś coś takiego zasugerował, mógłbyś bardzo tego pożałować.

- Nic takiego nie sugerowałem. Przepraszam, jeśli źle pan coś zrozumiał.

Blond czupryna z powrotem obróciła się w stronę znajomych. Senior wciąż gotował się ze złości, ale ostatecznie zrezygnował z konfrontacji.

- Amerykańce-zasrańce! - mruknął do siebie - Niechby tylko spróbował powiedzieć jedno złe słowo na mojego Juraczkę! Ma szczęście, że tak słabo znam angielski.

- No już, Kolia, daj spokój! - Dima poklepał go po ramieniu - Zapomnij o tym i ciesz się meczem! Po co psuć sobie wieczór z powodu jakiegoś smarkacza?

Kolia odburknął coś pod nosem, jednak po chwili machnął ręką i wbił wzrok w telewizor.

Jakaś część Viktora miała ochotę podejść do pary seniorów i powiedzieć im, co dokładnie oznaczało „Fucking ice ballerinas"... jednak jego druga, dojrzalsza część, przekonywała, że zostanie rozszarpanym przez hordę tygrysów za samo nielubienie łyżwiarstwa figurowego byłoby karą nieproporcjonalną do zbrodni. A poza tym... autor obelgi miał chyba dość rozsądku, by nie rzucać więcej podobnych komentarzy? Prawda?

Jak widać, nie. Wspomniany dryblas wciąż obrażał ukochany sport Jury, tylko że o wiele ciszej. Mistrz Europy nadstawił uszu:

- Nienawidzę łyżwiarzy figurowych! - burczął blondyn - Potrafią jedynie kręcić tymi swoimi krągłymi pupskami! Gdy na nich patrzę, chce mi się rzygać!

- Na twoim miejscu, uważałabym z rzucaniem podobnych tekstów, Jackuczka. - zwróciła mu uwagę złotowłosa dziewczyna; sądząc po akcencie jedyna Rosjanka w grupie - Deduszka wyrwałby ci jaja, gdybyś powiedział przy nim coś takiego.

Viktor założył, że mówiąc „deduszka", miała na myśli sędziwego szefa kiboli. Jednak dalsza część rozmowy wykazała, że był w błędzie.

- Deduszki tutaj nie ma. - Jack przewrócił oczami - Jak masz mnie straszyć tym starym durniem co pierdolone pięć minut, to lepiej stąd spadaj, Tina! Jesteś moją kuzynką, a nie matką! Ugh... zabrałem cię za sobą, tylko dlatego że dobrze znasz Moskwę. Gdybym wiedział, że zrobiłaś się taką sztywniarą, nawet nie powiedziałbym ci, że przyjechałem do Rosji. Jesteś jeszcze gorsza niż Jennifer...

- Swoją drogą, co tam słychać u Jenn? - spytała inna dziewczyna; brunetka z dużymi zielonymi oczami i wyraźnym francuskim „r" - Nie bałeś się zostawić jej samej w Stanach? Odkąd pamiętam, zawsze była strasznie puszczalska.

- Nie słyszałaś, Colette? - Tina uśmiechnęła się złośliwie - Jenny rzuciła Jackuczkę . Wymieniła go na jakiegoś łyżwiarza figurowego ze śliczną buzią.

- Uuuuu! - oczy Colette rozszerzyły się w nagłym zrozumieniu - Więc stąd te uprzedzenia...

- To wcale nie było tak! - zaprotestował czerwony ze złości blondyn - Koleś jest dziewicą i pedziem! Jenn musiałaby dorobić sobie fiuta, żeby zwrócił na nią uwagę!

- Jesteś pewien, Jackuczka? - zaśpiewała Rosjanka - A może próbujesz to sobie wmówić, bo wstyd ci przyznać, że twoja laska wolała innego?

- Jackie niczego sobie nie wmawia. - siedzący obok Jacka czarnowłosy dryblas pośpieszył bronić kolegi - Wystarczyło raz spojrzeć na gościa, by pokapować się, jakie ma preferencje. Prawda Luke?

- Zdecydowanie. - napakowany rudzielec z wytatułowaną na ramieniu czaszką pokiwał głową - Razem z Rickiem dokładnie się mu przyjrzeliśmy. Na imprezie Jackiego było pełno lasek w kostiumach kąpielowych, a ten kurdupel gadał tylko z tymi, które były w pełni ubrane! Jak nic woli parówy od melonów! A gdy Jackie tłumaczył dla niego artykuł o jakimś rusałkowatym łyżwiarzu, to...

- Lepiej mi o tym nie przypominaj! - Jack uderzył pięścią w stół.

- No już, skarbie, uspokój się. - trzecia z dziewczyn, jasnowłosa piękność, pogłaskała go po ramieniu - A wy, - posłała wyniosłe spojrzenie Tinie i Colette - powinnyście się wstydzić! Wasz kuzyn dopiero co rozstał się z dziewczyną, a wy nic tylko mu dokuczacie. Jenn to kretynka, skoro wypuściła z rąk takiego faceta!

- Cieszę się, że chociaż ty nie jesteś tutaj upierdliwą jędzą, Klaroszka. - blondyn posłał jej zalotny uśmiech.

A-haaaa, czyli Klara jest kandydatką na nową dziewczynę Jacka? - wywnioskował Viktor - Od razu widać, o co jej chodzi.

A porzucony przez Jennifer dryblas najwidoczniej nie miał nic przeciwko. Mistrz Europy szedł o zakład, że Jack tylko czeka na moment, gdy będzie mógł opuścić resztę towarzystwa i zabrać ślicznotkę do hotelu. Zwłaszcza, że rozmowa ewidentnie nie zmierzała w korzystnym dla niego kierunku.

- Nie wiesz, o czym mówisz, Klaroszka. - Tina stwierdziła, opierając brodę na dłoni - Gdybyś zobaczyła rywala Jackuczki, przestałabyś wyzywać Jennifer od kretynek.

- Zaraz, a nie masz przypadkiem na myśli tego słodziaka, którego wszyscy ostatnio lajkowali? - spytała Colette - Uch, szkoda, że nagrania z jego wyczynami tak nagle zniknęły z Facebooka. I z You Tube. I z My Space. No naprawdę... jakby ktoś wrzucił do internetu bombę!

- Do internetu i do komputera Jackuczki. Laptopy Luke'a i Ricka chyba też ucierpiały... prawda chłopaki? Ciekawe, komu aż tak zależało, by pozbyć się filmików ze Skate America?

Usłyszana rewelacja zaintrygowała Viktora.

Zaraz? A więc nie tylko on miał problemy ze znalezieniem nagrań z zawodów? Ktoś... pozbył się tych filmików celowo? Tylko kto? I po co?

- W każdym bądź razie, - westchnęła Colette - naprawdę wielka szkoda. Jeszcze raz obejrzałabym sobie występ Lodowego Księcia...

- Ten pierdolony żółtek nie jest żadnym Lodowym Księciem! - ryknął Jack.

- I o co się tak rzucasz? - Tina uniosła brwi - Sam mówiłeś, że to tylko niegroźny pedałek. W życiu bym nie zgadła, że będziesz robił taką aferę z powodu gościa, który i tak miał gdzieś twoją dziewczynę. Zachowujesz się, jakby chodziło o twojego śmiertelnego wroga. A w ogóle to... słyszałam plotkę, że zrobiłeś mu jakieś okropne świństwo. To prawda?

- Świństwo? Pfft! Po prostu zrobiłem mu mały test psychologiczny.

- Test psychologiczny?

- Właśnie tak. Test. Z radością wam o nim opowiem. Może dzięki temu zrozumiecie, że nie było, czym się zachwycać. Ten azjata to zwykły cienias...

- Vitya?

Na dźwiek swojego imienia, Viktor podskoczył na krześle. To Ilia patrzył na niego ze zrezygnowaniem.

- Vitya, daj spokój. - fizjoterapeuta wyszeptał, wzdychając - Po co słuchasz, o czym rozmawiają ci prostacy? Nie zwracaj na nich uwagi, tylko niepotrzebnie się zdenerwujesz... Chodź, pójdziemy do baru zamówić więcej soku. Gujanowego jeszcze nie próbowałeś, prawda?

Mistrz Europy wziął pusty kieliszek i niechętnie podniósł się z krzesła. Może to i racja? Po co niepotrzebnie się denerwować?

Byli w połowie drogi do baru, gdy padły znamienne słowa:

- Największą słabością tego wypierdka był taki jeden rosyjski łyżwiarz, Viktor Nikiforov.

Wspomniany rosyjski łyżwiarz przystanął.

- Nikiforov? - powtórzyła Colette - A czy to przypadkiem nie jest aktualny Mistrz Olimpijski?

- Jest. - potwierdziła Tina - I nie tylko. To chyba najbardziej utytuowany zawodnik w całej historii rosyjskiego łyżwiarstwa. Prawdziwy bohater narodu. Cały kraj go uwielbia.

- Dla głupiego żółtka to ktoś więcej niż bohater. - głos Jacka był pełen obrzydzenia - Założę się o wszystko, że ten gamoń uwielbia Nikiforova bardziej, niż cały ten cholerny kraj razem wzięty. Żebyś słyszała, jak o nim mówił...

Błękitne oczy bohatera narodowego rozszerzyły się w szoku. Nie zdając sobie sprawy z łomoczącego coraz szybciej serca... z nasłuchującego z uwagą serca Viktora, amerykański osiłek zaczął przedrzeźniać chłopaka ze swojej opowieści:

- Ach, ach, Viktor jest taki wspaniały! Sam choreografuje swoje programy, wiesz? I cały czas podnosi sobie poprzeczkę, wiesz? Na Mistrzostwach Świata był taaaakiiii odważny! Spróbował taaakieeej trudnej kombinacji, a kiedy przegrał, w ogóle się nie zniechęcił! Wierzę, że następnym razem mu się uda, ach, ach, jak ja w jego wierzę! Och, Boże, Viktor cały czas mnie zaskakuje! Och, Boże, Viktor chce jako pierwszy skoczyć poczwórnego flipa! Wszyscy mówią, że to głupota, że przecież Viktor mógłby wygrywać i bez tego, ale ja uważam, że to taaaakieee super, bo Viktor nie jest taki jak wszyscy i właśnie dlatego jest suuupeeeer! Ach, ach, kiedyś będę jeździł tak dobrze, jak Viktor, chociaż jestem tylko durnym azjatyckim chłoptasiem i wydaje mi się, że jak będę podziwiał rosyjską rusałeczkę, to może natchnę się i sam pojadę super! Ach, ach, jaka szkoda, że jestem tylko zaryczaną paniusią, która nie umie jeździć na łyżwach!

Niesforny organ w ciele Viktora próbował chyba pobić jakiś rekord w szybkim pompowaniu krwi. Rosyjski mistrz nie rozumiał, co się z nim działo. Przecież... przecież miał całą masę wielbicieli! Codziennie słyszał na swój temat jakieś komplementy. Sam Facebook roił się od pochwał pod adresem Nikiforova - autorstwa zwykłych ludzi, a okazjonalnie nawet innych łyżwiarzy.

A mimo to... sposób, w jaki Jack opisał oddanie tajemniczego fana... nawet jeśli próbował zrobić to szyderczo... nawet jeśli chciał przekonać wszystkich, że „głupi żółtek" był w swoim uwielbieniu śmieszny i żałosny, to... Jezu, a więc jakaś szalona dusza na tym świecie uważała, że ryzykowna kombinacja podczas Mistrzostw Świata nie była błędem? Był gdzieś na Ziemi jakiś wariat, który widział sens w trenowaniu poczwórnego flipa?! Jakaś mieszkająca w Stanach osobliwość rozumiała decyzje Viktora, gdy nawet jego własny trener nie potrafił ich zrozumieć?!

Viktor z całą pewnością nie uważał wspomnianego chłopaka za durnia. Właściwie to... to...

- Przed programem dowolnym powiedziałem temu cieniasowi, że Nikiforov miał wypadek przy poczwórnym flipie i że upadając rozbił sobie tę śliczną srebrnowłosą główkę.

Coś pękło. Dopiero po chwili Viktor uświadomił sobie, że tym czymś była nóżka kieliszka. Uszkodził ją, zaciskając dłoń w pięść.

- I co? Tak po prostu ci uwierzył? - dopytywała się Colette.

- Chyba żartujesz! Na początku to wyzywał mnie od kłamców. Ale kiedy pokazałem mu artykuł, całkowicie zmienił śpiewkę...

- Artykuł?

- Całą noc siedziałem, żeby go zrobić. Caluteńki po rosyjsku i umieszczony na prawdziwej rosyjskiej stronie. Gamoń nie zna rosyjskiego, ale wolałem nie ryzykować i zrobić wszystko porządnie. A, no i oczywiście postarałem się o przekonujące zdjęcie Nikiforova. Parę zgrabnych ruchów w Photoshopie i mamy ubabranego krwią mistrzunia. Nigdy nie zapomnę miny tego azjatyckiego siusiumajtka, gdy pokazałem mu to zdjęcie. Nie wyglądałby żałośniej, nawet gdybym wbił mu nóż w serce.

Resztki szkła zabrzęczały, gdy trzymająca je ręka zaczęła się trząść.

- V... Vitya? - oczy fizjoterapeuty były pełne przerażenia.

Ze stolika studentów dało się słyszeć chichot.

- Och, Jackie, jakiś ty niegrzeczny! - to była Klara - Pokazałeś mu to wszystko w wieczór przed programem dowolnym?

- Nie. Pokazałem mu to wszystko tuż przed jego wyjściem na lód.

Za plecami Ilii wisiało lustro. Viktor uznał, że odbijająca się w w nim twarz nie mogła być jego własną... jego twarz nigdy tak nie wyglądała. Jego twarz nigdy nie wyrażała takiej żądzy mordu.

- Trochę się powywracał, co? - ten złośliwy rechot należał do Luke'a.

- Był tak spanikowany, że chyba nawet nie sprawdził, ile dostał puktów! - Rick śmiał się jeszcze głośniej - Jeszcze po wyjściu z Kiss and Cry biegał jak bezgłowy kurczak i błagał kolegę o telefon, bo koniecznie chciał sprawdzić, czy srebrnowłosemu lalusiowi nic nie jest.

- Co za kretyn! I pomyśleć, że marzył o finale Grand Prix!

- „Chciałbym stanąć na podium obok Viktora!"

- „Też skoczę kiedyś poczwórnego flipa!"

- Poczwórnego flipa? Prędzej poczwórne upokorzenie!

- Dobre! Ha ha ha...

- Ej, panowie! - z leniwym uśmieszkiem Jack przerwał falę wesołości - Nie nabijajcie się z biedaka. To przecież nie jego wina, że jest nic nie wartym słabeuszem. Takim ludziom trzeba współczuć. Ja właśnie tak zrobiłem... współczułem nieszczęśnikowi i dlatego przygotowałem całą tę intrygę. Żeby skrócić jego cierpienia. Taka... eutanazja „i tak skazanej na porażkę kariery".

- Uważam, że dobrze zrobiłeś. - stwierdziła Klara - Chłopak powinien być ci wdzięczny, że uwolniłeś go od naiwnych mrzonek.

- Wdzięczny? Pfft! Ten pacan wciąż wierzy, że coś osiągnie... jest w emocjonalnej rozsypce, a mimo to wciąż chodzi na treningi. Kretyn! Nigdy nie będzie nic wart! Każdy, kto twierdzi inaczej jest durniem! Nie uwierzyłbym, że ta ciota jest cokolwiek warta, nawet gdyby powiedział mi to sam pierdolony Viktor Nikiforov!

Szkło upadło na podłogę i roztrzaskało się w drobny mak. A wraz z nim resztka opanowania Viktora. Łyżwiarz zacisnął zęby.

To się jeszcze okaże, złamasie!

Zrobił krok w stronę studentów.

- Vitya!

Fizjoterapeuta złapał go za nadgarstek. Jego mina była mieszaniną szoku i przerażenia.

- Vitya... Vitya, błagam...nie rób tego! Vitya, nie możesz... nie wolno ci!

Viktor wyrwał rękę z uścisku. Ilia złapał go ponownie.

- Nie wolno ci tego zrobić, Vitya! Sam przecież wiesz. Jeśli to zrobisz, Feltsman cię zabije. Vitya, błagam... pomyśl o sobie! Twój program dowolny... Grand Prix... jeśli to zrobisz, to wszystko...

Ukrainiec urwał, gdy zobaczył wyraz twarzy łyżwiarza.

- Tylko spróbuj... - ostrzegawczym tonem wysyczał Viktor - Tylko spróbuj to zrobić... spróbuj mnie, kurwa, powstrzymać!

Jutrzejszy program dowolny.

Finał Grand Prix.

Czekający w hotelu Yakov Feltsman.

Chyba pierwszy raz w życiu Viktor Nikiforov miał to wszystko gdzieś.



Notka autorki:

Uch! Za tydzień będzie... ehehe... ciekawie. Rozdział zostanie opublikowany 9 czerwca, w piątek. Ale, jeśli chcecie go wcześniej, możecie o to poprosić w komentarzu. A nuż złamię się i wrzucę :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro