Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Długo Wyczekiwany Epilog


To było Skate America. Wieczór po programie dowolnym solistów. Atmosfera w hotelu, gdzie nocowała rosyjsko-japońska gromada z Petersburga, była zadziwiająco spokojna. Większość łyżwiarzy wywiesiła na drzwiach specjalną tabliczkę z napisem „nie przeszkadzać". Jednak nie wszyscy mieli ochotę na sen. Ciszę przerwał odgłos kroków. Eleganckie trzewiki mknęły po brązowym dywanie, w podskokach zmierzając do celu. Trzydziestoletnia osobliwość w gariturze poruszała się z wdziękiem truchtającego do gabinetu dyrektora kilkulatka. Ach, cóż za trafne porównanie...

Srebrnowłosy mężczyzna zatrzymał się przed pokojem trzysta dwa. Uśmiechnął się, widząc napis „nie przeszkadzać". Uśmiechnął się jeszcze szerzej, gdy zauważył doklejony pod spodem napis po rosyjsku: „albo, kurwa, zabiję".

Zagadka: do kogo należał pokój trzysta dwa?

Puk! Puk!

- Nie umiesz, kurwa, czytać?! – dobiegło warknięcie ze środka – Pisze wyraźnie: nie przeszkadzać!

Odpowiedź: do Yakova Feltsmana. Ech, niektóre rzeczy się nie zmieniały...

Na widok stojącego w drzwiach byłego ucznia, łysiejący trener zamknął oczy i ze zbolałym wyrazem twarzy ścisnął czubek nosa.

- Vitya... - zaczął zrezygnowanym tonem – Jak mi jeszcze powiesz, że przylazłeś tutaj, bo się nudzisz...

- Ciebie też uderzyła fala nostalgii? – Viktor zapytał, puszczając oko do Yakova.

- Prędzej nostalgicznego wkurwienia.

- Oho? Tym razem też masz na kolanach laptopa. Na kogo polujesz?

- Na nikogo. Odpisuję na mejle. I nie waż się...

Za późno. Viktor zdążył zająć wolne miejsce na podwójnym łóżku. Impet, z jakim wskoczył na materac, nieznacznie poderwał komputer Yakova do góry. Srebrnowłosy mężczyzna wylądował na brzuszku, ze stopami w górze, opierając podbródek na dłoniach i patrząc na byłego trenera spod długich rzęs.

- Czy ty, kurwa, nie masz co ze sobą zrobić? – wycedził Feltsman – Minęło siedem pierdolonych lat, a ty wciąż przyłazisz mi pokoju, ładujesz mi się do łóżka, i sądząc po tym, że trzęsą ci się łapy, zapewnie przymierzasz się do wyrywania mi włosów z klaty! Gdzie, do diabła, jest Katsuki?! To on powinien cię niańczyć!

- Zaraz po programie dowolnym poszedł spać. Był tak zmęczony, że prawie musiałem zanieść go do łóżeczka.

Yakov cicho parsknął.

- No nic dziwnego! Pięć poczwórnych skoków to lekka przesada... trzeba być skończonym kretynem, by robić coś takiego na samym początku sezonu!

- Ej! Nie patrz tak na mnie! To nie był mój pomysł, jasne? Zrobił to bez konsultacji ze mną!

- Ach tak? – na twarzy łysiejącego mężczyzny pojawił się złośliwy uśmieszek – Jaki trener, taki uczeń, co? Kiedy sam byłeś zawodnikiem, też zmieniałeś program, nie pytając mnie o zdanie. A teraz twój Japończyk odwala ci dokładnie te same numery. Dobrze ci tak!

Viktor zaczerwienił się.

- T-tak naprawdę burzysz się, bo Jura też próbował pięciu poczwórnych, ale mu nie wyszło! Wiesz, że chłopaki ze sobą rywalizują. Lepiej powiedz Juraczce, by tak nie szalał. Jest od Yuuriego osiem lat młodszy. Jak chce skakać pięć poczwórnych, niech poczeka przynajmniej, aż wyrosną mu włosy łonowe.

- Juraczką już ty się nie martw! On swoją zjebkę dostał... w przeciwieństwie do Katsukiego.

- Yakov, Yakov... ale o czym ty mówisz? Opieprzyłem Yuuriego za ten numer!

- Ależ oczywiście, że go opieprzyłeś. Nie wiedziałem, że w dzisiejszych czasach opieprza się ludzi, mówiąc „to było cudowne, kochanie".

- Oj, no weeeeeź! Wygrał złoto. Gdyby nie zepsuł kombinacji, zrobiłby kolejny rekord świata. Jak mógłbym dać mu po uszach?

- Może i rzeczywiście dobrze, że tym razem mu odpuściłeś. – Yakov westchnął, nie odrywając wzroku od zaczętego mejla – Ale na przyszłość zapamiętaj sobie, że trener jest nie tylko od zachęcania, ale i od hamowania. Wiem, że to Katsuki w waszym związku odgrywa rolę odpowiedzialnego dorosłego, ale gdy idzie o łyżwiarstwo, to ty masz więcej doświadczenia. Ten chłopak połamałby sobie obie nogi, byle tylko ci zaimponować. To do ciebie należy uświadomienie mu, że nie musi tego robić.

Uśmiechając się z rozmarzeniem, Viktor przekręcił się na bok.

- Staram się o tym pamiętać... no wiesz, że jestem nie tylko jego narzeczonym, ale i trenerem. Jednak nie przychodzi mi to łatwo.

- I tak wychodzi ci to lepiej, niż się spodziewałem. – głos surowego trenera był zaskakująco łagodny – Ciężko to przyznać... ale przez ten rok, który spędziłeś z Katsukim w Japonii, wydoroślałeś bardziej, niż przez dwadzieścia lat treningu pod moim okiem.

Srebrnowłosy mężczyzna zachichotał.

- A gdy wyjeżdżałem z Petersburga, próbowałeś mnie zatrzymać przez całą podróż na lotnisko! Lazłeś za mną aż do bramek...

- Bo sądziłem, że to jeden z twoich odpałów! – bronił się czerwony po same uszy Yakov – Nie miałem pojęcia, co z tego wyniknie! Byłem pewien, że znowu złamiesz sobie serce. I przy okazji rozpieprzysz niewinnemu chłopakowi karierę. Czy raczej: resztki kariery. Dopiero w Chinach zacząłem myśleć, że być może traktujesz to wszystko poważnie. A potem cmoknąłeś własnego ucznia na oczach całego świata i zdałem sobie sprawę, że nadal jesteś tym samym egoistycznym durniem... ale przynajmniej masz teraz towarzystwo w postaci drugiego durnia. Nie nawiałeś do Japonii, by przelecieć tego chłopaka... nawiałeś, by się z nim ożenić. Ech, teraz, gdy o tym pomyślę, nie jest to aż tak zaskakujące. Jeśli spojrzeć na całe twoje życie, uciekałeś z domu, tylko gdy naprawdę ci na czymś zależało. Z Nowowladimirska wyjechałeś, by jeździć na łyżwach... a z Petersburga wyjechałeś, by upomnieć się o wymarzonego kochasia. Cieszę się, że jesteś szczęśliwy. Chociaż w dalszym ciągu przeraża mnie, że swoje najlepsze decyzje podejmujesz pod wpływem instynktu...

Niebieskie oczy zaświeciły się.

- Boziu, Yakov, to było takie piękne! Powiesz to na weselu?

- Wykluczone! Jeśli myślisz, że będę wznosił jakieś popaprane toasty, to się, cholera, mylisz! Mój plan na to przeklęte wesele jest następujący: zamierzam władować w siebie tyle wódy, by następnego dnia obudzić się bez jakichkolwiek wspomnień. I przez następny tydzień trzymać się z dala od mediów społecznościowych, by nie wiedzieć, jakie upokarzające zdjęcia mojej osoby Chulanont wrzucił do sieci.

- Ja wciąż nie mogę się zdecydować. – Viktor wyznał, wzdychając – No wiesz: czy pić, czy pozostać trzeźwym. Oczywiście jestem meeeega podekscytowany i już nie mogę się doczekać... ale też odrobinę się boję. To taki strach, jak... no nie wiem... przed debiutem seniorskim? Z jednej strony bardzo, bardzo, bardzo tego chcesz, ale z drugiej strony... no wiesz, to niezbadany teren. Małżeństwo to poważna sprawa.

Stukot biegających po klawiaturze palców ucichł. Feltsman intensywnie nad czymś myślał.

- To prawda. – odezwał się po chwili – Małżeństwo to poważna sprawa. A skoro tak... to nie uważasz, że powinieś zastanowić się nad kilkoma poważnymi sprawami? O wiele poważniejszymi niż decyzja o wstrzymaniu bądź nie wstrzymaniu się od picia?

Viktor napiął się.

- Chyba... chyba nie będziesz mnie namawiał, bym poczekał? – spytał drżącym głosem – Wiem, że ja i Yuuri znamy się krótko, ale...

- Noż do ciężkiej cholery, nie zamierzam namawiać cię, byś odłożył ten przeklęty ślub! – Yakov posłał mu spojrzenie pod tytułem „za kogo ty mnie masz?" – Nie musisz przekonywać mnie, że ten dzieciak jest ci przeznaczony. Sam to, kurwa, widzę! Chodziło mi o coś innego.

Srebrnowłosy mężczyzna odetchnął z ulgą. Co prawda rzadko brał pod uwagę protesty byłego trenera... jednak zależało mu na akceptacji Feltsmana w tej konkretnej sprawie. Gdyby Yakov nie dał mu błogosławieństwa, byłby to nie tyle cios, co... wielka przykrość? Nie, poprawka. To jednak byłby cios.

- No więc, o co chodzi? – Viktor zapytał, powoli uspokajając oddech.

Yakov zawahał się. Jego mina przywodziła na myśl przygotowywanie się do przejścia po linie nad wodospadem Niagara.

- Twoi rodzice, Vitya.

Dłoń młodszego z mężczyzn zaczęła nerwowo bawić się krawatem.

- Co z nimi?

- Jak to „co z nimi"? Za parę miesięcy bierzesz ślub. Nie uważasz, że to w dużym stopniu ich dotyczy?

- W jaki sposób to miałoby ich dotyczyć?

- To twoi rodzice.

- Yakov, daj mi spokój...

- Pewnie. – Yakov parsknął, wzruszając ramionami – Jeśli chcesz, dam ci spokój. Możemy o tym nie rozmawiać. Ale to nie sprawi, że problem zniknie.

- Jeśli próbujesz mnie namówić, bym ich zaprosił, to tracisz czas! – Viktor wysyczał, zrywając się do pozycji siedzącej.

- Nie namawiam cię, żebyś ich zaprosił. Namawiam cię, żebyś podjął decyzję, czy chcesz ich zaprosić. Namawiam cię, żebyś usiadł i poświęcił chwilę, by nad tym pomyśleć. Bo to jedna z tych decyzji, których konsekwencje mają zwyczaj ciągnąć się latami. Wiem, że to twój najmniej ulubiony temat... i że jest ci ciężko... ale jeśli dobrze nie przemyślisz swojego następnego posunięcia, może ci być jeszcze ciężej.

To nieco przygasiło płonący w niebieskich oczach ogień. Jednak serce srebrnowłosego mężczyzny w dalszym ciągu było pełne goryczy.

- Jeszcze ciężej? – zakpił Viktor – Jakoś ciężko mi sobie wyobrazić, bym mógł jeszcze bardziej pogorszyć moje kontakty z ojcem.

- Zgadzam się. – Feltsman przyznał, wzdychając – Ale co z twoją matką, Vitya? Wiem, że ty i Sasza nie odzywacie się do siebie... ale z Anastazją utrzymujesz kontakt, prawda? Może i nie spotykacie się tak często, jak kiedyś, ale wciąż jesteście w miarę blisko... czyż nie?

- Bylibyśmy bliżej, gdyby wciąż nie namawiała mnie do pogodzenia się z ojcem! Ostatnio to już w ogóle zrobiła się natarczywa. Ugh... pewnie doszła do wniosku, że skoro lada moment stuknie mi trzyd... trzydzie... trzydziest... UGH! Doszła do wniosku, że skoro lada moment stuknie mi ta liczba, to powinienem zrobić coś przełomowego. Na przykład pogodzić się z tatuńciem. Pfft! Jakbym jej powiedział o Yuurim i o ślubie, to już w ogóle nie dałaby mi żyć!

Oczy Yakova gwałtownie się rozszerzyły.

- Vitya... ty mi chyba nie powiesz, że nie poinformowałeś własnej matki o zaręczynach?!

W odpowiedzi Viktor jedynie wzruszył ramionami.

- Noż, na litość boską! – z grymasem na twarzy, łysiejący mężczyzna złapał się za głowę – Na co ty, do diabła, czekasz?! Aż twoi rodzice dowiedzą się o wszystkim z gazet?! Masz szczęście, że nie potrafią obsługiwać mediów społecznościowych... jeszcze! Bo biorąc pod uwagę prędkość, z jaką Facebook pożera kolejne części globu, to tylko kwestia czasu. O prędkości, z jaką Chulanont publikuje informacje o tobie i twoim Japończyku już nie wspomnę! A swoją drogą, co na to wszystko Katsuki? Z tego, co mówił mi Jura, rodzina to dla twojego narzeczonego świętość. Aż jestem ciekaw, jaka jest jego opinia na temat twoich utarczków z matką i ojcem.

W sercu pięciokrotnego Mistrza Świata zrodziło się poczucie winy. Srebrnowłosy mężczyzna przełknął ślinę. Feltsman bez trudu domyślił się prawdy.

- Żartujesz, prawda? – wysapał – Vitya, ty...

Viktor uśmiechnął się przepraszająco. Klapa laptopa została zamknięta. Yakov przekręcił się w stronę wychowanka.

- Do diabła! Sądziłem, że nie muszę tłumaczyć ci tak oczywistych rzeczy! Vitya... musisz mu...

- Spokojnie, wiem. – Viktor uciszył Feltsmana, kładąc mu dłoń na ramieniu – Wiem, że powinienem powiedzieć Yuuriemu. I zrobię to. Najszybciej, jak się da. Czy raczej... gdy tylko zdobędę się na odwagę.

Surowe oblicze Yakova nieco złagodniało.

- Ech, dobre chociaż to, że sam zdajesz sobie z tego sprawę. – starszy mężczyzna stwierdził, wzdychając – Nie mówię tego wszystkiego, bo chcę skomplikować ci życie. Wiesz o tym, prawda? Próbuję po prostu przestrzec cię, byś nie popełniał moich błędów. Czasami nawet ludzie, którzy są dla siebie stworzeni, oddalają się od siebie, ponieważ nie rozmawiają. Ja i Lilia... być może ocalilibyśmy nasze małżeństwo, gdybyśmy nie przemilczeli przed sobą pewnych spraw.

To wprawiło Viktora w osłupienie. Feltsman bardzo rzadko wspominał o swoim małżeństwie z legendarną primaballeriną. Robiąc coś takiego, pokazywał, jak bardzo zależało mu na szczęściu byłego ucznia. I na związku wspomnianego ucznia z Yuurim.

Jest nie tylko świetnym ojcem... będzie też z niego całkiem niezły teść. – Viktor uznał, śmiejąc się pod nosem.

- Nie wiem, z czego się tak cieszysz, - Yakov zaczął groźnym tonem – ale jeśli dotyczy to mojej osoby, gorzko tego pożałujesz!

Srebrnowłosy mężczyzna był skłonny zaryzykować i sprawdzić, jak miałoby wyglądać zrealizowanie owej pogróżki. Zanim jednak zdążył jeszcze bardziej rozjuszyć wkurzonego seniora rzucając określeniem „troskliwy teściunio", zdał sobie z czegoś sprawę.

- Hm... a skoro mówimy o Lilce... - na twarzy Viktora pojawił się chytry uśmieszek – to czy mi się tylko wydaje, czy widzę na tej szafeczce nie jedną, a dwie szklaneczki na sztuczną szczękę?

Ach, szkoda, że nie miał przy sobie aparatu! Mina Yakova była po prostu bezcenna.

- Z-zdurniałeś?! – Feltsman wyrzucił z siebie, obryzgując rozmówcę śliną – Lilia nie uznaje trzymania protezy przy łóżku! To są szklanki z winem. Te na protezy sa w łazien...

Wydawszy z siebie spanikowany kwik, zakrył dłonią usta. Oho! Właśnie zdał sobie sprawę, do czego się przyznał.

- Ach, więc miałem rację! – Viktor zaświergotał, wracając do poprzedniej pozycji: na brzuchu z brodą opartą na dłoniach. Wymachiwał nogami, jak mała dziewczynka, która wpadła do przyjaciółeczki na plotki – Od początku wydało mi się podejrzane, że wziąłeś pokój z podwójnym łóżkiem! A więc znowu sypiasz z Lilką? No proszę i jeszcze raczycie się winkiem! Yakov, ty napalony tygrysie...

- MORDA! – purpurowy ze złości (albo wstydu?) Yakov zdzielił wychowanka poduszką w łeb – Zachowaj swoje zboczone wnioski dla siebie! P-po prostu... szkoda nam było pieniędzy na dwa pokoje, więc wzięliśmy jeden! Z-zwykła oszczędność, jasne?!

- Mhm. Ja i Yuuri też jesteśmy oszczędni. Dlatego śpimy w jednym łóżku. Na golasa. W końcu nie stać nas na piżamy.

- Jeszcze słowo, a przysięgam ci, że, kurwa...

- To kiedy ślub? Muszę wiedzieć z wyprzedzeniem, by nie kolidowało mi z żadnym wyjazdem.

- Cholera jasna! Żadnego ślubu nie będzie! N-nawet gdybyśmy się zeszli, nie sądzę, by do tego doszło...

- Ach, Yakov! – Viktor wykrzyknął z udawanym dramatyzmem - Chcesz powiedzieć, że ty i Lilia będziecie żyć w grzechu? Przecież mieszka z wami Jurij! Ach, jakie to niegrzeczne... żeby w tak bezwstydny sposób obmacywać byłą żonę na oczach dziecka!

- Kurwa mać, jesteś ostatnią osobą, od której chcę słyszeć o życiu w grzechu! Już ja się nasłuchałem od Jury, co ty i Katsuki robicie na jego oczach. Czy raczej, co ty robisz. O ile twój Japończyk jeszcze jako tako umie się hamować, to ty nie masz żadnych oporów!

- Cokolwiek słyszałeś od Kicibaleriny, to łgarstwo! Ten dzieciak żyje po to, by mnie pogrążać! Naoglądał się jakiegoś taniego porno w internecie i teraz próbuje odwrócić twoją uwagę, rozpowiadając kłamstwa na temat mojej skromnej osoby.

- Zapewniam cię, że w internecie nie ma takiego porno, w którym jeden facet dźgałby drugiego w tyłek gryzakiem dla psa.

- Ach, czyli jednak oglądasz...

- NIECH TO SZLAG! Niczego nie oglądam, jasne?! Po prostu jestem dobrze doinformowany. Słuchaj, Lilia zaraz wróci, a ostatnia rzecz, której potrzebuję, to żeby zastała nas razem w łóżku, rozmawiających o porno, macankach i innych zboczeniach. Powiedz wreszcie, po co przylazłeś i wynocha!

Srebrnowłosy zbereźnik zmusił się do zachowania powagi. Co prawda chętnie wciągnąłby byłego trenera w wojnę na poduszki (już trzy razy w życiu udało mu się sprowokować Feltsmana do podobnej naparzanki), ale nie mógł ryzykować, że opuści ten pokój bez tego, po co przyszedł.

- Yakov, pamiętasz ten drobiazg, który dałem ci do przechowania siedem lat temu?

W oczach Feltsmana na moment pojawiło się zdziwienie, ale bardzo szybko zostało zastąpione przez łagodność.

- A więc w końcu postanowiłeś się o to upomnieć? W samą porę. Prawdę mówiąc dziwię się, że przychodzisz po to tak późno.

- Właściwie to... - Viktor zaśmiał się nerwowo – zapomniałem o tym.

- Zapomniałeś? Pfft... Jura ma rację, że nazywa cię Sklerotykiem Tysiąclecia.

- Ej! – młodszy z mężczyzn obrażalsko wydął usta – Nie jestem aż tak zapominalski. Minęło siedem lat. Miałem prawo zapomnieć. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że przez ten czas z nikim nie spałem.

- Ty... c-c-co?! – Yakov był tak zszokowany, że na moment stracił kontrolę nad językiem – Przez pięć lat, zanim poznałeś Katsukiego, ty ani razu... ?

- Co? Nie wierzysz mi?

- Wierzę, ale... ech. Zacząłem myśleć, że wycwaniłeś się do tego stopnia, by ukrywać przede mną swoje miłosne przygody. Nie przyszłoby mi do głowy, że rzeczywiście żyłeś w abstynencji. Aż boję się spytać, co cię do tego skłoniło. Nie jesteś typem człowieka, który lubi sobie czegokolwiek odmawiać. A już zwłaszcza nie tego.

Palec wskazujący Viktora bawił się guzikiem kamizelki.

- To nie tak, że nie było okazji. Ale za każdym razem, gdy miało dojść do czegoś więcej, wycofywałem się.

- Dlaczego?

Kilkukrotny Mistrz Świata zastanowił się chwili.

Bo masturbacja przed pobiciem rekordu świata, uświadomiła mi, czego chcę. Jakiego rodzaju seksu pragnę.

Jednak tego nie mógł powiedzieć Yakovowi. Sędziwy trener tylko znowu by się zdenerwował. Zacząłby wymachiwać rękami i wydzierać się, że nie musi wiedzieć, co zboczony wychowanek robił ze swoim gnatem. A nie o taki efekt Viktorowi chodziło.

- Po prostu zmęczyło mnie udawanie. – srebrnowłosy mężczyzna próbował wyjaśnić – Chciałem, żeby ktoś pokochał mnie za to, że jestem sobą. Nie chciałem już zadowalać się substytutami miłości. Można powiedzieć, że wcześniejsze związki i nocne przygody były dla mnie tym samym, co hokej.

- Nie cierpisz hokeja. – Feltsman stwierdził ostrożnie – Grałeś w hokeja, bo nie miałeś żadnej alternatywy. Tego chciał dla ciebie ojciec. Dziwi mnie, że tak długo wytrzymałeś, biorąc pod uwagę, jak bardzo nie znosisz tego sportu.

- Na początku hokej nie był taki znowu zły. – Viktor głęboko westchnął – Powtarzałem sobie, że przynajmniej mam na nogach łyżwy. Uwielbiałem jeździć na łyżwach... a hokej mi to umożliwiał. Ale kiedy odkryłem łyżwiarstwo figurowe, stał się dla mnie nie do zniesienia.

- Ech, chyba rozumiem, o co chodzi. Zaczynam też myśleć, że niepotrzebnie powierzyłeś mi swój „bezcenny skarb".

Na to stwierdzenie, trzydziestolatek zamrugał.

- Niepotrzebnie?

- Powierzyłeś mi go, bo bałeś się, że wybierzesz niewłaściwą osobę... czyż nie? A jednak sądzę, że byłeś już na tyle dojrzały, by podjąć właściwą decyzję. Tuż przed swoim występem ewoluowałeś. Wiedziałeś czego chcesz, gdy powierzałeś mi tę rzecz. Nie oddałbyś jej byle komu. Przez te pięć lat nie upomniałeś się o nią ani razu.

- Ponieważ nikogo nie spotkałem. A poza tym, powierzyłem ci mój... jak ty to nazwałeś?... skarb, również z innego powodu. Przy podjęciu decyzji, chciałem mieć twoje błogosławieństwo.

Yakov zaczerwienił się. Na powrót otworzył klapę laptopa.

- Nie wiem, na co ci moje błogosławieństwo, ale skoro aż tak ci zależy, to je masz. – burknął zezując na ekran – Trzymam to w bocznej kieszeni aktówki. Możesz sobie wziąć. Leży obok walizki.

- Oho! Cały czas woziłeś to ze sobą?

- Nie wyobrażaj sobie nie wiadomo czego! Posrane sentymenty nie miały z tym nic wspólnego! Chciałem mieć pewność, że tego nie zgubię, jasne? Mam w domu tyle gratów, że łatwo mógłbym to gdzieś zapodziać...

Chęć dokuczenia byłemu trenerowi całkowicie opuściła Viktora. Gdy uklęknął przy walizce i wyjął z aktówki jedwabny fioletowy woreczek, znowu ją poczuł – tę dziwną nostalgię. Była w jego sercu, już kiedy siadał na łóżku obok Yakova... a teraz jeszcze się wzmogła.

Tyle lat... pomyśleć, że musiało minąć tyle lat, by znalazł kogoś, komu zechciałby oddać tę cenną rzecz. Pomyśleć, że siedem lat temu przyszedł do pokoju trenera i nie miał, co ze sobą zrobić. Czuł się wtedy taki... nieszczęśliwy, zagubiony i niekochany. A teraz?

Viktor nadal umilał sobie czas, wbijając bez zaproszenia do alkowy sędziwego opiekuna i przyprawiając wspomnianego opiekuna o wściekliznę – to akurat się nie zmieniło. Tym co się zmieniło... była czekająca dwa piętra wyżej czarnowłosa istota. Piękny mężczyzna, z którym Viktor dzielił pokój. I łóżko. Kiedy Viktor już wyjdzie od Yakova (albo zostanie wykopany, co było dosyć prawdopodobne), nie będzie musiał wracać do czterech ścian i zimnej pościeli, mając w perspektywie jedynie wideo-rozmowę z Makkachinem.

Wtuli się w schowane pod kołdrą ciało. Ogrzeje się, przyciskając nos do ciepłej skóry na karku. Poczuje zapach, będący mieszaniną potu, lawendowego szamponu i... siebie. Bo osoba, z którą sypiał, była z nim na tyle długo, by nosić jego zapach. A kiedy powie „kocham Cię", nie będzie musiał odpowiadać w imieniu swojego pudla. Czekał na to wiele lat, ale było warto – wreszcie usłyszy odpowiedź od człowieka, zamiast od psa. Po angielsku, rosyjsku bądź japońsku. Wciąż nie mógł się zdecydować, którą opcję lubił najbardziej. Ale jedno nie ulegało wątpliwości: w każdej wersji językowej oczy Yuuriego...

- DO KURWY NĘDZY! – rzucona przez Feltsmana poduszka z całej siły trzasnęła Viktora w łeb – Nie klęcz na środku mojego pokoju z miną, jakbyś się onanizował! Nadal tu, kurwa, jestem! Cokolwiek mówiłem o twojej dojrzałości, wycofuję to! Niech to szlag, ty nigdy nie dorośniesz... do końca życia będziesz pierdolonym Piotrusiem Panem w wersji R18! A ja, przez tę resztę życia, która mi pozostała, będę musiał zgrywać cholernego Kapitana Haka, któremu porąbany gówniarz lata nad głową, wymachuje gołym dupskiem i za nic nie chce się odpierdolić!

- Zdajesz sobie sprawę, że to zarąbisty pomysł na bestsellerową parodię?

- Nie chcę słyszeć o żadnych durnych parodiach! Masz, po co przylazłeś, to teraz... mphf!

Poduszka trafiła Yakova prosto w twarz. Viktor wstał z kolan, i zasłonił głowę przedramionami.

- Dajesz, Papcio! – krzyknął, podskakując jak bokser – Lejemy sięęęęę! Bitwa na poduszki! Nikiforov kontra Feltsman, runda pierwsza! Ładuj armaty, Kapitanie Hak! Ja się nie bojęęęęę!

Yakov Feltsman rzeczywiście załadował armaty. Jednak nie takie z perzyny i pościeli. Był na to za sprytny. Nie spuszczając wzroku z wychowanka, sięgnął po komórkę. Grube palce szybciutko wstukały wiadomość. Po chwili rozległ się dźwięk zwiastujący nowego SMSa.

- Co tam kombinujesz, Papciu? Wzywasz posiłki?

- Nie. Napisałem skargę do twojej żony.

Viktor przestał podskakiwać i wbił w Feltsmana osłupiały wzrok.

- Co? O czym ty... przecież ja nie mam...

Uświadomił sobie, kogo przebiegły senior miał na myśli. Yakov uśmiechnął się złośliwie.

- Wygląda na to, że go obudziłem. – stwierdził, leniwie splatając ręce za głową – Odpisał mi, że jak nie przyjdziesz za dwie minuty, to śpisz na podłodze.

Viktor wybiegł z pokoju Yakova jak petarda. W rekordowym tempie dotarł do windy. Wówczas dopadło go przeklęte prawo Murphy'ego! Jakim cudem oba elewatory tkwiły na dziewiątym piętrze?! Kto o tej porze jeździł na dziewiąte piętro?! Do diabła, miną wieki, zanim winda zjedzie na trzeci poziom, a potem zabierze pasażera na piąty... już szybciej będzie schodami! Przeskakując dwa stopnie na raz, Viktor zerknął do telefonu, by sprawdzić czas. Cholera, już za chwilę...

Za późno. Dwie minuty – o kurde! – minęły.

Legenda rosyjskiego łyżwiarstwa zaczęła nerwowo obgryzać paznokcie. Nie uśmiechało mu się spędzenie nocy na podłodze. Co prawda nie miał pewności, czy narzeczony spełni pogróżkę... ale mimo wszystko wolał nie ryzykować! Co by tu zrobić?

Przy oknie stał wazon z różami. Niewiele myśląc, Viktor ukradł pojedynczy kwiat, policzył do dziesięciu i wmaszerował do pokoju, który dzielił z Yuurim.

- O, miłości moja! – z różą w zębach, na kolanach przejechał przez połowę pokoj, teatralnie rozkładając ręce – Och, błagam, jestem tylko biednym grzesznikiem! Nie karz zagubionego w szaleństwie kochanka za przewinienia wobec starego trenera! Powiedz, co muszę zrobić, by spędzić tę księżycową noc w twoim łożu, zamiast na zimnej podłodze!

Japończyk leżał na łóżku ze zgiętymi kolanami i plecami opartymi o poduszkę. Na widowiskowe wkroczenie rosyjskiej miłości życia do pokoju zareagował kilkoma mrugnięciami i podniesieniem wzroku znad książki.

- Eee... to bardzo... yyy... poetyckie, Viktor i romantyczne i w ogóle, ale... dlaczego miałbyś spać na podłodze?

Tym razem to Viktor zamrugał.

- Yakov nie przysłał ci SMSa?

- Cóż... właściwie to...

Yuuri sięgnął do szafki nocnej po komórkę. Czerwieniąc się, odczytał wiadomość:

- „Powiedz temu oszalałemu z miłości baranowi, że wciąż jest o dwadzieścia lat za młody, by ze mną zadzierać. W przeciwieństwie do niego umiem wyciągać wnioski. Ewoluowałem. Jestem dość sprytny, by wykopać go z pokoju, nie podnosząc zadka. Powodzenia z doprowadzaniem do porządku rozżalonego gamonia. Wyrazy uszanowania. Yakov Feltsman."

Katsuki posłał ukochanemu przepraszający uśmiech.

- Nie wiedziałem, o co chodzi, więc odpisałem trzy znaki zapytania.

Viktor padł na łóżko obok partnera. Leżał sztywno jak trup, z twarzą wbitą w poduszkę.

- Wyrolowany. – zajęczał żałośnie – Wyprowadzony w pole przez Yakova... przez Yakova! Yuuri, co za masakra. Ja naprawdę się starzeję!

- Nie przesadzaj. Kończysz dopiero trzydzie...

- Nie wypowiadaj przy mnie tej liczby!

Srebrna głowa poderwała się do góry. Niebieskie oczy były pełne pretensji. Yuuri odpowiedział łagodnym uśmiechem.

- Czemu aż tak przeraża cię myśl o starzeniu się?

- Bo nie chcę zamienić się w starego zrzędę. – Viktor wymamrotał tonem obrażonego dziecka – Nie chcę nawet myśleć o tym, że kiedyś będę stary, brzydki i... brrr... łysy!

- Viktor... - dłoń Japończyka delikatnie przeczesała srebrne włosy – Ty nigdy nie będziesz stary, łysy i brzydki. Będziesz stary, ale na swój sposób atrakcyjny. Będziesz ekscentrycznym starszym panem, kupującym w aptece wiagrę zamiast leków, godzinami układającym resztki pięknych włosów i krzyczącym do dzieciaków na lodowisku, by jeździły bardziej „cool".

Usta kapryśnego trzydziestolatka ułożyły się w szeroki uśmiech.

- Taki będę? – wymruczał, kładąc policzek na ramieniu narzeczonego – Yuuri, jestem oburzony twoją wizją... jeszcze przez dobre siedemdziesiąt lat nie będę potrzebował wiagry!

- Cóż... nie dowiemy się, dopóki się nie zestarzejesz. Starość nie jest aż taka zła. Tylko spójrz na Pana Feltsmana...

- Na „Pana Fetsmana"! – Viktor prychnął, śmiejąc się pod nosem – Tylko ty mówisz do niego „Pan Feltsman". Dałbyś już spokój, Yuuri. Nazywaj go po imieniu, tak jak wszyscy.

- N-nie ośmieliłbym się!

- Och, Yuuri... przecież Yakov nic ci nie zrobi. Co najwyżej rzuci w ciebie poduszką. Albo podstępem zmusi cię, byś wypił wodę, w której trzyma sztuczną szczękę. A poza tym, nie wypada, byś zwracał się tak formalnie do...

„Przyszłego teścia" – srebrnowłosy mężczyzna miał zamiar powiedzieć. Ale zawahał się. Słowo „teść", mogłoby wciągnąć rozmowę na niebezpieczne wody. A Viktor nie czuł się jeszcze gotowy, by otworzyć sejf, w którym kryła się jego przeszłość.

Kiedyś porozmawia z Yuurim o swoich rodzicach. Kiedyś. Wkrótce. Ale jeszcze nie dzisiaj. Nie teraz.

- ... do kogoś z takimi zapasami młodzieńczej energii. – zakończył z niewinnym uśmieszkiem – Nie mów do Yakova „Pan Feltsman". Biedaczek pewnie czuje się przez to jak staruch.

- Nie sądzę, by miał z tym problem. Tylko mój narzeczony wpada w histerię, gdy ktoś ośmieli się nawiązać do jego wieku.

- Hm... to może ty i twój narzeczony powinniście zawrzeć sekretny pakt? On nie będzie robił afery z powodu nadchodzącej trzydzie... eghm... trójki i zera. A ty...

Palec Viktora powoli wpełzł Yuuriemu pod koszulkę i zaczął kręcić wokół pępka leniwe kółka.

- ... polubisz swoje ciało i przestaniesz burzyć się, gdy przybędzie Ci kilka kilogramów.

Japończyk gniewnie strącił dłoń ukochanego ze swojego brzucha.

- Nie chcę być gruby! – mruknął, odwracając wzrok.

- I prawdopodobnie nie będziesz. – Viktor zaśmiał się, ponownie gładząc kompleks Yuuriego, choć tym razem przez koszulkę – Geny nie kłamią, Yuuri. Twoja górna granica bycia grubym, to wymiary twoich cudownych rodziców. A oni mają co najwyżej parę uroczych krągłości. Zobaczysz... jeszcze skończy się na tym, że to ja będę grubszy od ciebie.

Katsuki posłał partnerowi sceptyczne spojrzenie.

- Mówię poważnie. – Rosjanin stwierdził, cały czas się uśmiechając – Powinieneś wiedzieć, jak Yakov wyglądał za młodu. Był jeszcze chudszy ode mnie.

- Ale przynajmniej nie miał paskudnego dziecięcego tłuszczyku...

- Yuuri, nie nazywaj paskudnym ciała, które kocham.

Dłoń Viktora wpełzła pod koszulkę i połaskotała umięśniony brzuszek. Chichocząc, Yuuri zaczął błagać o litość.

- A skoro mówimy o genach... - odezwał się, gdy chwilę później wycierał łzę spod oka – to jakie ty masz szanse na odziedziczenie... eee... krągłości? Chodzi mi o to, czy...

Nie dokończył pytania. Nie musiał. Srebrnowłosy mężczyzna bez trudu zrozumiał przekaz. Jednym niewinnym nawiązaniem do krągłości, Yuuri Katsuki - taktowny i dobrze wychowany Japończyk – zadał całą masę niewygodnych pytań:

Chodzi mi o to, czy twoi rodzice są grubi czy chudzi? Masz rodziców? Kim są twoi rodzice? Czemu nie mówisz o swoich rodzicach? Czy mógłbyś opowiedzieć mi o swoich rodzicach?

Po skroni Viktora spłynęła kropelka potu. Uch... istny temat fatum!

Zdawał sobie sprawę, że powinien coś powiedzieć. Yuuri patrzył na niego z takim oczekiwaniem... wiercił się i przygryzał wargę. Zasługiwał na odpowiedź. Zwłaszcza po tym, co Viktor powiedział tydzień temu. Viktor obiecał coś Yuuriemu. Obiecał coś sobie!

A mimo to... mimo to nadal nie czuł się gotowy.

- A tak w ogóle... to co to za książka, Yuuri?

Tchórz. Śmierdzący tchórz. Do tego hipokryta – a takie miał pretensje, gdy Yuuri nie chciał mu się zwierzyć!

Rosjanin pożałował zmiany tematu, już kiedy ferelne pytanie wyszło z jego ust. Spodziewał się, że japoński ukochany będzie zły albo zraniony. Albo jedno i drugie.

A jednak Katsuki zaskoczył partnera. Na jego twarzy nie było bólu i rozczarowania, lecz... rozmarzony uśmiech.

- „Przeminęło z wiartem". – powiedział, pokazując Viktorowi okładkę – Kupiłem ją w księgarni koło zoo. No wiesz... wtedy, gdy poszliśmy z Jurijem na miasto. Co prawda mam już jeden egzemplarz... ale kiedy zobaczyłem jedno-tomowe wydanie, nie mogłem się powstrzymać.

Ramiona Rosjanina rozluźniły się. Srebrnowłosy mężczyzna mocniej wtulił się bark ukochanego.

- Prawie o tym zapomniałem... - wymruczał, patrząc na Japończyka spod długich rzęs – O tym, że mój Yuuri też lubi „Przeminęło z wiatrem".

- „Też"?

Brązowe oczy zaświeciły się, jak u naukowca, który właśnie zyskał niepodważalny dowód na potwierdzenie swojej teorii.

- A więc ty rzeczywiście... czytałeś „Przeminęło z wiatrem"? W wywiadzie cytowałeś Rhetta, prawda?

No tak. – Viktor zaśmiał się w myślach – Yuuri rzeczywiście jest naukowcem. Największym w dziejach badaczem mojej osoby!

- Owszem, cytowałem. Nawet takiemu lekkoduchowi jak ja zdarza się zacytować coś innego niż stronkę Chrisa. A „Przeminęło z wiartem" czytałem wiele, wiele razy.

- Kto jest twoją ulubioną postacią? – wyjątkowo to Yuuri, z nich dwóch, był podekscytowany jak dziecko.

- A twoją?

- Hej! Spytałem pierwszy!

Usta Prosiaczka ułożyły się w słodki grymasik. Rechocząc, Viktor cmoknął wkurzonego Japończyka w czubek nosa.

- Ale ja mam ukryty motyw, by o to pytać. Chodzi o to, że jakiś czas temu rozwiązałem w internecie quiz: Którą postacią z „Przeminęło z wiatrem" jesteś.

- Hm... ja też rozwiązałem ten quiz. Phichit wysłał mi link.

- Łał! Serio? I kto ci wyszedł?

- Powiem ci, jak ty mi powiesz.

- To może zagrajmy w marynarzyka?

- W marynarzyka?! Ugh... mało romantyczne...

- To może... - Viktor wyszeptał, przyciskając usta do szyi ukochanego – zamiast tego zagrajmy w naszą ulubioną grę „kto pierwszy dojdzie"?

- SCARLET! – pisnął czerwony po same uszy Yuuri – M-moja ulubiona postać to Scarlet. A... a w quizie wyszła mi M-Melania!

Z ust Rosjanina wyszło kolejne zachwycone „Łał".

- Ach, jak wspaniale się składa! Bo mnie w quizie wyszła Scarlet... a moją ulubioną postacią zawsze była Melania.

- N-nabijasz się! Właśnie dlatego chciałem, żebyś powiedział pierwszy!

- Yuuri, Yuuri... chyba nie oskarżasz mnie o kłamstwo, co? Nie moja wina, że jesteśmy sobie przeznaczeni. Nawet quizy internetowe to potwierdzają. Od początku uwielbiałem Melanię. Podobało mi się, że do samego końca pozostała sobą. I potrafiła dostrzec w Scarlet coś, czego nie widzieli inni. Wydaje mi się, że widziała nawet więcej niż Rhett. Pewnie wielu analityków literackich by się z tym nie zgodziło... - Rosjanin głęboko westchnął – ale moim zdaniem tylko Melania kochała Scarlet, jednocześnie nie próbując zmienić jej w kogoś innego.

- O matko... - zawstydzony na maksa Yuuri zasłonił dłońmi twarz – To brzmi zupełnie jak cyat z mojego... uuuugh!

To zaintrygowało Viktora.

- Cytat z twojego... czego?

- Fanfika. – Japończyk wyszeptał spomiędzy palców.

- Fan...czego?

- No wiesz... fan fiction. Kiedy piszesz własną kontynuację jakiejś książki... albo filmu... albo anime, albo czegokolwiek, to się nazywa fan fiction.

- Aaaaa! Okej, chyba kumam.

- Bardziej sloganowo na takie feksty mówi się fanfiki. Albo fiki.

Yuuri w dalszym ciągu nie oderwał dłoni od twarzy. A odpowiadał narzeczonemu takim tonem, jakby przyznawał się do oglądania porno! Z każdą chwilą Viktor był coraz bardziej ciekawy.

- Hm... a zatem mój Yuuri napisał fanfika?

- Dwa. Napisałem dwa fanfiki. Nie z własnej woli.

- Oho? Nie z własnej woli, mówisz?

- To był pomył p... p-profesora, okej?!

- Ach! Profesora?

Japończyk nareszcie odsłonił twarz. Twarz, która – jak z zachwytem zauważył Rosjanin – był baaardzo czerwona i absolutnie urocza.

- Na studiach mieliśmy bardzo wymagającego profesora, pana McBaina. – Katsuki wyjaśnił zrezygnowanym tonem – Zawsze zadawał nam tony prac pisemnych. W dodatku raz na jakiś czas, miał różne... ech... odpały. Na przykład pewnego razu wpadł do sali wykładowej, wydarł się, że uczelnia schodzi na psy, studenci są za mało kreatywni, literatura jest nauczana w sposób zbyt staroświeci, a interpretowanie tekstów jest – cytuję – „wyjęte z dupy i niedostosowane do współczesnych czasów".

W ten sposób nauczyciele odreagowują stres, kochanie. – Viktor miał ochotę powiedzieć – Yakov też miewał odpały. Były czasy, gdy wbijał na lodowisko, darł się od progu, że łyżwiarstwo schodzi na psy i kazał wszystkim ćwiczyć figury obowiązkowe. Wszystkim. Nawet biednym ośmiolatkom. Dzięki Bogu pojawił się pewien kreatywny ośmiomiolatek, który miał to polecenie w dupie i wyleczył trenercia z comiesięcznych odpałów. Nie pamiętam, kto to był... aha, ja. Ech, stare dobry czasy.

- W każdym bądź razie... - wzdychając, ciągnął Yuuri – zamiast egzaminu zaliczeniowego każdy miał napisać fanfika. Z wybranej lektury obowiązkowej. Minimum trzy tysiące słów. Poza tym pełna dowolność... rzecz w tym, że w praktyce ta „pełna dowolność" oznaczała pisanie pod gust pana profesora. Dano nam do zrozumienia, że każdego, kto nie napisze satysfakcjonującego tekstu, czeka poprawka we wrześniu. Profesor McBain uwalił na tym zadaniu wszystkich, poza... ech... poza mną.

Jednak nie powiedział tego z dumą. O ile to możliwe, był jeszcze bardziej zawstydzony.

- Ach! A więc o czym napisałeś, mój ty nieprzyzwoicie uzdolniony Mistrzu Pióra? – Rosjanin wymruczał narzeczonemu do ucha.

- Viktor, czy musimy o tym rozmawiać?

- Yuuri, no weź! Chyba mogę wiedzieć, w jaki sposób przebrnąłeś przez diabelnie trudny egzamin z literatury?

- Ale... ale to takie....

- Jak się nie przyznasz, zacznę cię łaskotać. I nie przestanę, dopóki mi nie powiesz.

- Ugh! N-no... no dobra! No więc... tego... napisałem dwa fanfiki. Oba z „Przeminęło z wiatrem". Pierwszy o Scarlet i Melanii. Właściwie to nie zamierzałem pisać dwóch, ale chodzi o to, że w tym pierwszym fiku trochę się... uch... zagolopowałem. Napisanie tej historii sprawiło mi frajdę i wyszło całkiem fajnie i w ogóle, rzecz w tym, że... że... że chyba umarłbym ze wstydu, gdybym pokazał komukolwiek taki teskt. A już na pewno panu profesorowi! No więc napisałem drugi. O Scarlet i Rhetcie. O wiele poważniejszy, bardziej... eee... pasujący do norm i znacznie... eghm... grzeczniejszy.

Określenie „grzeczniejszy" uruchomiło w głowie Viktora bardzo konkretny łańcuch skojarzeń. Srebrnowłosy mężczyzna bez trudu doszedł do odpowiednich wniosków.

- Och! Czyli ten pierwszy fik był... niegrzeczny?

- NIE! W-wcale nie był.

Japończyk odpowiedział za szybko. Rosjanin nie dał się wyprowadzić w pole.

- Powiedz, Yuuri... a czy w tym twoim fiku doszło do czegoś między Scarlet i Melanią?

- Iiiik!

- Łaaaał! No nie wierzę! Yuuri lubi yuri!

- WCALE NIE! Znaczy... cholera. Nie mam nic przeciwko lesbijkom, ale w tamtym fiku tak jakby przerobiłem obie bohaterki na facetów i... O MATKO!

Boziu, jaki słodziak. – Viktor pomyślał z zachwytem – Nic nie przebije jego miny, gdy niechcący przyzna się do zrobienia czegoś zboczonego.

- Przerobiłeś Scarlet i Melanię na facetów? Yuuri, jakiś ty niegrzeczny...

- Założenie tej historii wcale nie było niegrzeczne, okej?! – głos Katsukiego był mieszaniną paniki i oburzenia – Wpadłem na ten pomysł, gdy Phichit oglądał na laptopie Disneyowską „Księżczniczkę i Żabę". Chodziło o to, że Scarlet i Melania pojechały do Nowego Orleanu i spotkały czarownicę i mogły poprosić o dowolne życzenie i Scarlet powiedziała, że chciałaby móc robić to, co mężczyźni... co było, cholera, logiczne, i pasowało do charakteru Scarlet i nie planowałem niczego niegrzecznego, ale straciłem kontrolę nad tekstem i... ugh! W każdym bądź razie, przy rzucaniu zaklęcia coś poszło nie tak i Scarlet zamieniła się w faceta. A Melania została w to wciągnięta przypadkiem. To miała być historia o charakterze czysto filozoficznym! Rozważania na temat seksizmu, feminizmu i tak dalej... problem w tym, że jednego nie przywidziałem: Melania jest bardzo podobna do Ashleya. A chyba pamiętasz, że przez praktycznie całą książkę Scarlet leciała na Ashleya? No więc, kiedy Melania zamieniła się w faceta, to Scarlet... eghm... zaczęła na nią patrzeć z zupełnie innej strony i doszło do... ugh... rzeczy.

- Rzeczy? A powiedz mi, czy kategoria wiekowa twojego tekstu była odpowiednia dla wszystkich... - palce Viktora zaczęły spacerować po udzie narzeczonego - ... czy tylko dla dorosłych? – zatrzymały się na guziku spodni.

- Z-zgadnij. – syknął Yuuri.

- Mamuuuuniu! No nareszcie zaczynam rozumieć, jak to się stało, że od początku byłeś taki zarąbisty w łóżku!

- VIKTOR!

- A ja przez tyle czasu zachodziłem w głowę, skąd wziął się twój naturalny talent do seksu... w końcu zanim się spotkaliśmy, byłeś prawiczkiem. Ale teraz wszystko rozumiem! Skoro tyle czasu rozmyślałeś o tych sprawach, a potem jeszcze wszystko spisywałeś to...

- CICHO BĄDŹ! A-ani słowa więcej! Mówiłem ci, że to wyszło niechcący! Niechcący, jasne?!

- No już, nie złość się. – Viktor złożył na czole ukochanego uspokajający pocałunek – Wiem, że nie jesteś typem, który celowo zrobiłby coś zboczonego. Twój eros budzi się, gdy przestajesz myśleć i słuchasz instynktu. Tak jak wtedy... pod drzewem.

Yuuri wciąż udawał obrażonego, ale zdradzały go oczy. W brązowych tęczówkach kryła się czułość.

- Nie zapomnisz mi tego drzewa, co?

- Nigdy. – Rosjanin trącił nos Japończyka własnym – Straszne rzeczy ze mną zrobiłeś, Yuuri... przez ciebie nie mogę nawet wybrać się na relaksujący spacer do parku. Wszystkie drzewa mi się kojarzą.

- Wybacz. To było niechcący.

- Niechcący, niechcący! Ech, Yuuri... ty wszystko robisz niechcący. Uwiedzenie mnie na bankiecie niechcący, rekord świata niechcący, drzewo niechcący... nawet oświadczyłeś się niechcący. Może i dobrze, że napisałeś dwa teksty? Jeszcze mógłbyś niechcący zmienić panu profesorowi orientację seksualną. Gdyby przeczytał ten zboczny tekst o Scarlet i Melanii, jak nic na tym by się skończyło.

Viktor zaśmiał się. Natomiast Yuuri nerwowo przełknął ślinę.

- T-trafiłeś w dziesiątkę.

Rosjanin wybałuszył oczy.

- Żartujesz? Serio?

Japończyk zacisnął zęby.

- Pod koniec semestru dopadła mnie grypa. – burknął, zaciskając palce na książce – Tak mnie rozwaliło, że nie miałem jak wyjść z domu, a co dopiero pokazać się na uczelni. Niektórzy profesorowie, w tym pan McBain, wymagali drukowanych wersji wypracowań. I, zgadnij, kto w moim imieniu nosił nauczycielom zadania domowe? Oczywiście mój kochaniutki współlokator, Phichit!

- Och!

Podekscytowany na maksa Viktor, usiadł na łóżku i zaczął podkakiwać jak małe dziecko. Już przeczuwał, jakie było zakończenie tej historii.

- I co? I co?

- Jak to „co"?! – gniewnie parsknął Yuuri – Ten tajski intrygant „niechcący" oddał panu profesorowi nie tego fika, co trzeba! Jeśli ja jestem mistrzem w robieniu rzeczy „niechcący", to Phichit ma z tego cholerny doktorat! Bo jego „niechcący" w dziewiędziesięciu procentach przypadków oznacza „wybacz, nie mogłem się powstrzymać, bo Instagram mnie wzywał"! Tym razem też miał ukryty motyw... ugh, robił niewinne oczka i przepraszał mnie i powiedział, że jeśli zostanę uwalony, to przez pół roku będzie sprzątał nasz pokój. Ale gdybym zdał za pierwszym podejściem, to miałem pozwolić mu opublikować fika w sieci i jeszcze wrzucić link na Fejsa. A ja, durny, zgodziłem się na taki układ... no ale jak, cholera, miałem się nie zgodzić, gdy ten bajzel, który robił Budda, a potem reszta chomiczego haremu, przebijał nawet sierść Makkachina i twoje gacie na telewizorze?! Poza tym, byłem pewien, że obleję.

- Ale nie oblałeś. – Viktor wyszczerzył zęby – Ach, ile ja bym dał, by zobaczyć minę tego biednego profesora!

- Ja zapamiętałem jego minę aż za dobrze! Wyzdrowiałem akurat na zbieranie zaliczeń. McBain patrzył na mnie, jakbym był jakimś... ugh... Di Caprio z "Titanica"! Jakbym mu oddał co najmniej rysunek gołej baby! Byłem pewien, że mnie zwyzywa, wyśle do Dziekana, wywali z uczelni... a on powiedział, że chyba zmieniłem mu orientację i spytał, czy znam jakieś dobre knajpy dla gejów!

Srebrnowłosy mężczyzna odchylił głowę do tyłu i zaczął głośno rechotać.

- To nie jest śmieszne! – Yuuri trzepnął narzeczonego w ramię – G-gdyby nie to, że jako pierwsza osoba od dziesięciu pokoleń dostałem piątkę, jak nic miałbym po tym spotkaniu traumę! Uch! P-potem jeszcze McBain zaczął rozpowiadać na Facebooku, że rozminąłem się z powołaniem... że powinienem zostać pisarzem, a nie łyżwiarzem figurowym. A przeklęty Phichit oczywiście lajkował te durne posty!

- Och, Yuuri... nie mów takich rzeczy o Phichicie. Od siedmiu lat za darmo pełni rolę twojego PR-owca. Powinieneś mu podziękować za poprawianie wizerunku. Gdyby nie on, świat uważałby cię za grzecznego chłopca.

- Pfft! Wrzucenie zdjęcia, na którym kleisz się do mnie w chińskiej knajpie, z całą pewnością poprawiło mi wizerunek! Może jeszcze powinienem mu podziękować, że wybrał to, na którym widać tylko twoją klatę, a nie resztę cia... eee, Viktor? Co ty robisz?

Viktor przerwał wstukiwanie tekstu do telefonu i puścił partnerowi oko.

- Szukam na Fejsie linka do Twojego fika! A, i przy okazji, chcę zobaczyć, jak wygląda „chomiczy harem".

- CO?! Ani mi się waż!

Japończyk podjął próbę odebrania narzeczonemu komórki... ale osiągnął jedynie to, że Rosjanin uwalił się na nim całym ciałem. Gdyby ktoś wszedł teraz do pokoju, zastałby przekomiczny widok:

Na łóżku spoczywał ułożony z dwóch mężczyzn „plus". Viktor leżał prostopadle do Yuuriego, a konkretnej na Yuurim, a konkretniej na rękach Yuuriego, które przyszpilał do materaca plecami i udami... i przy okazji bawił się telefonem, cały czas beztrosko się uśmiechając.

- S-są jakieś granice bezczelności! – Japończyk wyrzucił z siebie, wściekle wierzgając nogami – Złaź ze mnie!

- Nie, bo użyjesz swoich świńskich rączek, by mnie powstrzymać. A chcę zobaczyć na własne oczy, jak w jakimś tekście napisałeś słowo „członek".

- N-nie pisałem o żadnych cz...czł... czło...

- Ach, Yuuri! Nawet nie możesz tego powiedzieć. Byłem w szoku, że „wiagra" przeszła ci przez gardło. Tym bardziej chcę zobaczyć mega zboczony tekst napisany dłońmi mojego mega wstydliwego Prosiaczka! I przy okazji wreszcie dodam Phichita do znajomych. Co prawda Yakov mi zabronił, ale... hę? Dlaczego jestem zablokowany?

- Zablokowany? – wydyszał Yuuri – Ty? To ja jestem zablokowany! Twój tyłek miażdży mi płuca. Proszę, zejdź ze mnie. Albo, jak już musisz na mnie leżeć, to przynajmniej ułóż się w taki sposób, bym mógł oddychać.

Wzdychając, Viktor zsunął się z ukochanego. Ostatecznie wrócił do poprzedniej pozycji – z głową na barku Japończyka. Zarzucił też nogę na udo Yuuriego, by mocniej się przytulić.

- Phichit zablokował mnie na Fejsie. – pożalił się.

- Hę? – Katsuki uniósł brwi – Czemu miałby robić coś takiego? Nie przypominam sobie, byś w jakiś sposób mu podpadł. A właściwie to... chyba nie znam nikogo, kto podpadłby Phichitowi do tego stopnia, by zasłużyć na blokadę na Facebooku. No, może oprócz takiej jednej laski, Princess Vivi...

- Laski? Laski?!

Rosjanin zaczął wyć ze śmiechu.

- Hę? – Japończyk zamrugał – O co ci... z czego tak się cieszysz?

- Yuuri... sam zobacz.

Cały czas próbując opanować chichot, Viktor podał narzeczonemu telefon. Katsuki momentalnie zbladł.

- N-n-niemożliwe! – pisnął przerażonym tonem – T-to... to twój... a-a więc... tamten test też był... !

- Test? Ach, a więc jednak na niego natrafiłeś, Yuuri! Myślałem, że nie masz konta na Facebooku.

- B-bo nie mam! R-rozwiązywaliśmy go z konta Phichita!

- Ale nie dotarliście do końca. – Viktor stwierdził z pewnym rozczarowaniem – W końcu nie dostałem komunikatu. Powiedz, na którym pytaniu się wyłożyliście? Chyba mi nie powiesz, że nie wiedziałeś, kiedy mam urodziny? A jak się okaże, że Twoim ulubionym sportowcem jest Stephane Lambiel, to chyba pęknie mi serce!

- Nie wyłożyliśmy się na żadnym pytaniu. – Yuuri stwierdził zbolałym tonem – Kiedy dotarliśmy do ostatniego, zamknąłem okienko z testem.

- Zamknąłeś?! Mój Boże, dlaczego?

- B-bo... bo myślałem, że Princess Vivi to moja koleżanka z lodowiska! T-teraz to brzmi nieprawdopodobnie, ale... ech, ta dziewczyna strasznie się na mnie uwzięła. I wszystko wskazywało na to, że to ona zrobiła ten test. To dlatego Phichit ją zablokował... czy raczej zablokował Ciebie. O Buddo, tak mi teraz głupio! G-gdy sobie pomyślę, że to jednak byłeś ty...

Srebrnowsłosy mężczyzna uśmiechnął się krzywo.

- Muszę potem powiedzieć Phichitowi, by mnie odblokował. Ech, Yuuri... od tak dawna mogliśmy być razem...

Trzymające telefon dłonie Yuuriego przestały się trząść. Brązowe oczy stały się bardzo poważne.

- Bardzo cię kocham i... i wtedy też cię kochałem, ale nie sądzę, byśmy byli razem. W sensie, wtedy. Siedem lat temu. Nawet gdyby nasze ścieżki skrzyżowały się, i tak nie bylibyśmy razem.

Viktor posłał partnerowi zszokowane spojrzenie. W odpowiedzi Japończyk pogłaskał go po ramieniu.

- Nie byliśmy na to gotowi, Viktor. A przynajmniej ja nie byłem. Nie wiem, jak z tobą... być może ty byłeś gotowy, ale ja na pewno nie. Myślałem o tym po naszym powrocie z Detroit. O tym wszystkim, co się stało. Myślałem o więzi, która jest między nami. Sądzę, że byliśmy w jakiś sposób połączeni, jeszcze zanim się spotkaliśmy. A mimo to... siedem lat temu... to jeszcze nie był nasz czas. Spotkanie się w tamtym czasie nie było nam przeznaczone.

Starszy z mężczyzn zastanowił się nad ostatnim stwierdzeniem i zdał sobie sprawę, że ukochany ma rację. Nie ulegało wątpliwości, że byli sobie przeznaczeni. Ale siedem lat temu rzeczywiście nie byli na siebie gotowi. Yuuri sprzed siedmiu lat nie był gotowy na Viktora... a Viktor sprzed siedmiu lat nie był gotowy na Yuuriego.

Bycie z kimś polega na tym, żeby dać sobie czas i zrobić coś nie pod wpływem chwili, ale dlatego że naprawdę tego chcesz. – powiedział kiedyś Yakov.

Viktor zaśmiał się pod nosem. Test na Facebooku z pewnością został zrobiony pod wpływem chwili.

- Teraz, gdy o tym myślę, - zwrócił się do narzeczonego – to gdybyś odpowiedział na ostatnie pytanie, prawdopodobnie zraziłbyś się do mnie do końca życia.

- Yyy... chciałbym wiedzieć, dlaczego, ale tak jakby... troche boję się spytać? Czy raczej: przeczuwam, o co może chodzić.

- Oho? To może podzielisz się ze mną swoimi przeczuciami? Dam ci drobną podpowiedź: na każdego, kto rozwiązałby test, czekało moje zdjęcie. Miałem na nim złoty medal z Rostelecomu.

- Zakłądam, że nie miałeś na sobie niczego poza tym medalem. – czerwieniąc się, wycedził Yuuri.

- Jak ty mnie dobrze znasz, kochanie. – Viktor wyszczerzył zęby.

- UGH! Jak mi jeszcze powiesz, że miałeś na swoim... no-wiesz-czym różową kokardę...

- Pfft! Nie oskarżaj mnie o podobne rzeczy, Yuuri.

Odczekał chwilę, a potem pochylił się nad uchem Japończyka.

- Kokarda była niebieska. – oświadczył zmysłowym tonem – A ta część mojego ciała, wokół której była obwiązana, nazywa się „penis". P-e-n-i-s.

Yuuri odsunął czoło bezwstydnego narzeczonego od swojej twarzy.

- A zatem, powiedz mi... - parsknął, kręcąc głową – ilu szczęśliwców rozwiązało cały test i obejrzało sobie twojego... przyjaciela z niebieską kokardą?

- Mojego penisa, Yuuri. Użyj, słowa „penis".

- Zapomnij. Nie powiem tego słowa.

- Ale dlaczego? „Penis" to zupełnie normalne słowo. A na kartkówkach z biologii co pisałeś? „Umiejscowiona nad jądrami rzecz w moich spodniach"?

- Na kartkówkach pisałem w kanji.

- Łał! To penis ma własne kanji?

- Owszem, ma. – wzdychając, Japończyk położył dłoń na policzku Rosjanina – Nie udawaj, że tego nie wiesz. Dobrze wiem, ile zboczonych mang kupiłeś sobie „na pamiątkę" w Tokio.

- A ja dobrze wiem, że potajemnie je wszystkie przeczytałeś. – nie tracąc kontaktu wzrokowego, Viktor przykrył dłoń Yuuriego swoją – Pewnego pięknego dnia tak cię upiję, że będziesz powtarzał słowo „penis", jak mantrę.

Znam też sposoby, by zmusić cię, żebyś zrobił to na trzeźwo. – pomyślał chytrze.

- Są fajniejsze słowa, które mógłby powtarzać, jak mantrę.

- Na przykład?

„Członek"? „Fiut"? „Siusiaczek"?

- „Kocham cię".

Viktor gwałtownie wciągnął powietrze. Yuuri złączył ich czoła.

- Kocham cię. – wyszeptał, zamykając oczy – Kocham cię. Kocham cię. Kocham cię. Mogę to powtarzać bez końca.

Srebrnowłosy mężczyzna miał wrażenie, że za chwilę serce wyskoczy mu z piersi. Już miał zainicjować pocałunek, jednak wtedy jego narzeczony dodał:

- Ale siedem lat temu nie byłem w stanie tego z siebie wykrztusić. Nawet w myślach. Jeszcze trudniej było mi to powiedzieć, niż ten... ech, niech już ci będzie... penis. Prawda jest taka... - w tym momencie Yuuri przełknął ślinę - ... że siedem lat temu bałem się miłości.

- Ja też się bałem. – Viktor wyznał szeptem – Pewnie ten test na Facebooku sugerował coś wprost przeciwnego, ale tak naprawdę... gdyby ktoś go rozwiązał, chyba skichałbym się ze strachu. Z jednej strony czekałem na moment, aż ktoś odpowie na wszystkie pytanie... ale jednocześnie panicznie się tego bałem. Nie wiem, co bym wtedy zrobił.

- Ale nikt nie rozwiązał testu? – kącik ust Japończyka nieznacznie uniósł się do góry.

- Jak ktoś mógłby go rozwiązać? – Rosjanin również się uśmiechnął – Stworzyłem go, by znaleźć ciebie. Chociaż znalazło się paru łyżwiarzy, którzy zabrnęli całkiem daleko. Większość wymiękała na ósmym pytaniu.

- Na ósmym? Przypomnij mi, czego ono dotyczyło?

- Powodów, dla których Scarlet wychodziła za mąż.

- Ach!

Yuuri sięgnął po porzuconą książkę.

- Co za zbieg okoliczności. Własnie miałem zacząć o tym czytać. Doszedłem do sceny, gdy Rhett przyszedł oświadczyć się Scarlet. To moja ulubiona scena...

- Moja też.

Gdy tak leżeli, przytuleni do siebie, Viktor wpadł na pomysł. Była pewna rzecz, której nikt bardzo... bardzo... bardzo dawno dla niego nie zrobił.

- Yuuri, czy...

Urwał, gdy uświadomił sobie, jak niepewnie brzmiał jego własny głos. Ech, co za dziwne uczucie. Nie czuł się tak od... cóż... już od jakiegoś czasu. Przy Yuurim niemal całkowicie zapomniał, jak to było – czuć się w ten sposób. Czuć się nieszczęśliwym, zagubionym i niekochanym.

- O co chodzi? – Japończyk zapytał ostrożnie.

- Yuuri, czy ty... nie poczytałbyś mi trochę? No wiesz, na dobranoc?

Zanim Viktor uciekł z domu, rodzice często czytali mu na dobranoc. Nie tylko mama. Ojciec także. O ile Viktor jakoś specjalnie nie tęsknił za rodzicami, to brakowało mu ich głosów. Wciąż pamiętał, jak brzmiał głos ojca, sprzed „Wielkiej Kłótni". Głos Aleksandra Nikiforova, zwykle burkliwy i szortki, podczas czytania synowi bajki potrafił brzmieć zaskakujaco łagodnie.

Już od wielu lat tak nie brzmiał. Od ponad dwudziestu lat głos Saszy potrafił jedynie czynić niepokornemu potomkowi wyrzuty.

No cóż... dobrze, że Viktor miał chociaż Yakova. Raz nawet udało mu się nakłonić sędziwego trenera do przeczytania na głos fragmentu książki. Harlequina. Gdy Yakov zorientował się, że to Harlequin, wydarł się, że już nigdy więcej niczego wychowankowi nie przeczyta. W przeciwieństwie do Viktora, Yakov miał doskonałą pamięć. Viktor wpadł we własne sidła. Pokarało go.

Ale książka, którą miał przeczytać Yuuri, nie była Harlequinem. Więc może Yuuri mógłby... ?

- Viktor, proszę, bądź poważny. Masz prawie trzydzieści lat. Nie poczytam ci...

Viktor zwiesił głowę. No tak. Był na to za stary. To przykre, że dzieciom wypadało robić niektóre rzeczy, a dorosłym już nie.

- ... dopóki nie zdejmiesz butów.

Srebrna czupryna poderwała się do góry. Yuuri uśmiechnął się.

- No naprawdę, Viktor... w tym wieku powinieneś nauczyć się, by nie wchodzić z butami na łóżko. Wiesz, jak bardzo jestem przeczulony na tym punkcie. No już, zdejmuj buty! Chcę wreszcie przeczytać moją ulubioną scenę.

Nie wierząc we własne szczęście, Viktor zeskoczył z łóżka. W ekspresowym tempie pozbył się butów i marynarki. Z początku niedbale rzucił je na ziemię, ale po karcącym uniesieniu brwi przez narzeczonego, potraktował części garderoby według „japońskich standardów". Buty zostały równiutko ułożone obok drzwi, a marynarka zawieszona na wieszaczku i schowana do szafy.

- Zrobione! – podekscytowany trzydziestolatek zaanonsował, wskakując na materac z impetem trzylatka – A teraz czytaj!

- Umm... okej. – Yuuri odchrząknął – Scarlett siedziała w swojej sypialni jedząc bez apetytu kolację, którą przyniosła jej na tacy Mammy, i przysłuchiwała się jękowi wiatru...

W czytaniu komuś książki było coś dziwnie intymnego – Viktor doszedł do takiego wniosku już po kilku minutach wsłuchiwania się w opowieść.

Nie ulegało wątpliwości, że Yuuri dobrze znał „Przeminęło z wiatrem". Dobrze też znał scenę. Nie czytał tak jak ktoś, kto obcował z tekstem po raz pierwszy. Gdy łyżwiarz jechał bliski swojemu sercu program, jego uczucia stawały się widoczne w tańczącej na lodzie sylwetce. W ten sam sposób uczucia czytelnika, dla którego dana książka była pozycją osobistą, były słyszalne w deklamującym tekst głosie.

Uśmiech nawet na chwilę nie schodził z twarzy srebrnowłosego mężczyzny. Viktor leżał zwinięty w kłębek, korzystając z ramienia ukochanego zamiast poduszki. Słuchał głosu Yuuriego z takim samym zachwytem, z jakim oglądał swojego mężczyznę jadącego do „Stammi Viccino". Nawet nie chodziło o to, że ten czarnowłosy okularnik miał jakieś szczególne zdolności recytatorskie... bardziej chodziło o to, że przeżywał to, co czytał. Ech, był supersłodki.

Czuję, jakbym znowu miał siedem lat. – Viktor pomyślał z rozmarzeniem – Czuję, jakbym wrócił do domu po baaaardzo długiej nieobecności.

Uświadomił sobie, że tym właśnie był dla niego Yuuri – nie tylko miłością życia, ale również domem. Czy raczej... osobą, która sprawiła, że Viktor zaczął traktować mieszkanie w Petersburgu nie jako kącik do spania, ale prawdziwy dom.

Dotychczas myślał w ten sposób tylko o dwóch miejscach. Jednym było Hasetsu. A drugim... ech.

Dwadzieścia lat. – Viktor uświadomił sobie goryczą – Odległość między momentem, gdy uciekłem od rodziców i momentem, gdy pierwszy raz postawiłem stopę w Hasetsu, to około dwadzieścia lat. Przez dwadzieścia lat nie miałem prawdziwego domu.

To nie tak, że czegoś żałował. Większości swoich decyzji raczej by nie zmienił. Po prostu... czasami było mu przykro.

- A jednak wrócę – powiedział i wyszedł, ona zaś stała na pierwszym stopniu schodów i długo patrzyła na zamknięte drzwi. Ech, chyba tyle wystarczy nam na dzisiaj, co?

Yuuri skończył czytać i wyczekująco spojrzał na narzeczonego.

- Przebijasz każdego audio-booka. – Viktor puścił mu oko.

- Minęło trochę czasu, odkąd czytałem na głos. – Japończyk odpowiedział nieśmiałym uśmiechem – Ostatni raz był... hm... w liceum? Nauczycielka angielskiego zawsze wyznaczała mnie do czytania.

- Wiedziała, co robi.

- Czy ja wiem? Myślę, że chciała w ten sposób powalczyć z moją nieśmiałością. A dobra znajomość języka była tylko pretekstem. Czytanie na oczach całej klasy... w dodatku stojąc... ugh!

- Przede mną też się wstydziłeś?

- O dziwo nie. Jeśli chcesz mogę... mogę czytać ci częściej. Będę mógł poćwiczyć czytanie po rosyjsku.

- Możesz mi czytać w dowolnym języku. – Viktor zamknął oczy i mocniej wtulił się w ramię partnera – Japońskiego też nie chciałbym zapomnieć.

- Jeśli sprawi ci to przyjemność, – palce Yuuriego utonęły w srebrnych włosach – to nie ma problemu.

- Ja też mogę od czasu do czasu poczytać ci na dobranoc. Z tobą jako moim słuchaczem, jestem gotowy przeczytać dowolną pozycję! Od „Kubusia Puchatka" po „Pięćdziesiąt Twarzy Greya"!

Czarnowłosy mężczyzna zachichotał.

- Chętnie skorzystam z propozycji. Chociaż... chyba wolę czytać dla ciebie. To mnie fascynuje.

- Fascynuje?

Viktor otworzył oczy i z zaciekawieniem zerknął na ukochanego.

- Bardzo rzadko zdarza się, żebyś leżał spokojnie przez dłużej niż pięć minut. – Japończyk wyjął chusteczkę i z zamyślonym wyrazem twarzy zaczął czyszcić okulary – Nawet w kinie lubisz na bieżąco komentować film. Nie przeszkadza mi to, ale... jakby to powiedzieć? Fascynuje mnie twoja twarz, gdy poświęcasz czemuś aż tyle uwagi, nie mówiąc ani słowa.

- Ach tak? – Rosjanin uśmiechnął się leniwie.

- Kiedy poszliśmy do opery na „Dziadka do Orzechów", był taki moment, gdy bardzo długo milczałeś. – okulary powróciły na nos właściciela – Miałeś na twarzy taki zachwyt, że w pewnym momencie zacząłem patrzeć na ciebie, zamiast na scenę. Nie mogłem oderwać od ciebie wzroku.

- Lubię to. Gdy nie możesz oderwać ode mnie wzroku.

- A przed chwilą, gdy czytałem dla ciebie... - Yuuri zawahał się – miałem wrażenie, że pod koniec byłeś trochę markotny?

Brązowe oczy obserwowały narzeczonego zza szkieł okularów. Patrząc na nie, przez sekundę, dosłownie sekudnę, Viktor czuł się zupełnie przezroczysty. Jakby te mahoniowe tęczówki potrafiły przejrzeć go na wylot.

Mógł obrócić całą sytuację w żart. Odpowiedzieć coś zabawnego. Ale, o dziwo – wcale nie chciał.

- Rzeczywiście zrobiło mi się trochę smutno. – przyznał, opierając policzek na dłoni – Ale to nic wielkiego. Po prostu wróciły do mnie wspomnienia. Przypomniały mi się pradawne czasy, gdy nie miał mi kto poczytać. Jeszcze parę lat temu, odpoczywałbym po programie dowolnym, leżąc samotnie na hotelowym wyrku, z workami lodu na obolałych nóżkach, użalając się nad sobą i marudząc, jaki to jestem nieszczęśliwy, zagubiony i niekochany. Ale teraz mam ciebie, skarbie, więc to już przeszłość! Teraz w moim życiu są wyłącznie serduszka, pudelki i prosiaczki!

Koniec końców, jednak zakończył wypowiedź żartem. I swoim firmowym uśmiechem w kształcie serca. Cóż, niektórych przyzwyczajeń ciężko się pozbyć.

Mimo to Yuuri nie roześmiał się. Wciąż patrzył na narzeczonego tym wzrokiem. Jakby całkowicie go rozgryzł.

Viktor miał zamiar przytulić zatroskanego partnera i powiedzieć coś w stylu: „no już, jestem pieprzącym głupoty staruchem, nie martw się o mnie". Jednak przeszkodziła mu w tym dobiegająca z telefonu piosenka Avril Lavigne „Hello Kitty". Ech, Kiciuś Plisetsky i jego timing...

Viktor niechętnie nacisnął zieloną słuchawkę.

- Ten zakichany kontroler wykasował mi konto na Fejsie! – na wstępie padło wściekłe stwierdzenie – Mówiliście, że można się normalnie rejestrować, a tu dupa! Nie jestem jakimś pieprzonym pięciolatkiem! Zasługuję na to, by, tak jak wszyscy, mieć konto na Facebooku!

- Jakiś ty niekulturalny, Yurio. – wzdychając, srebrowłosy mężczyzna przewrócił się na plecy – A co się stało z powitaniem? „Dobry wieczór, szanowny starszy kolego, przepraszam, że przerywam ci upojne chwile z moim japońskim imiennikiem".

- Prędzej wyjdę na ulicę w pierdolonym różowym sweterku, niż przywitam się z tobą w taki sposób!

To się da załatwić. – pomyślał Viktor – Już wiem, co ci kupię na urodziny.

A na głos powiedział:

- Yuuri, masz pozdrowienia od Kicibaleriny. Dzwoni, by pogratulować ci złota i tego, że pozamiatałeś nim lód.

- KURWA MAĆ! Nie rozpowiadaj o mnie żadnych kłamstw, podstarzały mitomanie!

- Powiedz mu, że też go pozdrawiam. – Yuuri cmoknął narzeczonego w policzek – Za chwilę wracam. Idę pod prysznic.

- Zaraz... poczekaj! – Viktor zawołał za zmierzającym w stronę łazienki Japończykiem – Nie myj się jeszcze! Skończę gadać z Juraczką i wykąpiemy się razem...

- Jak masz mówić takie rzeczy, to odsuń przynajmniej komórkę od głowy, pierdolony zboczeńcu! – warknął jeszcze bardziej rozjuszony Jurij.

- Bądź dobrym przyjacielem i pomóż Yurio. – głowa Katsukiego wychyliła się zza framugi – Chcę tylko trochę się opłukać. Za chwilę do ciebie przyjdę.

- Ale, Yuuuuuuuri!

- Słyszałeś Prosiaka! Nie zadzwoniłem do ciebie, bo miałem taki kaprys. Chcę, żebyś mi w czymś pomógł. A przypominam ci, że od wycieczki do Detroit masz u mnie cholerny dług.

Viktor wciąż posyłał zamkniętym drzwiom do łazienki tęskne spojrzenia. Liczył na odrobinę czułości przed pójściem spać. Zwłaszcza po romantycznym czytaniu „Przeminęło z wiatrem"... i ogólnie po wszystkim, co się wydarzyło, odkąd wrócił od Yakova. Może jeśli szybko spławi Kicibalerinę, zdąży wskoczyć do Yuuriego pod prysznic?

- Ech... a nie mógłbym spłacić tego całego długu kiedy indziej? Naprawdę chcesz zużywać moją wdzięczność na coś tak banalnego? No naprawdę, Yurio... z czym jak z czym, ale z urabianiem Yakova powinieneś sobie radzić. Mieszkasz z nim pod jednym dachem. Nawet ja nie dostąpiłem tego zaszczytu. Masz niemal dwudziestoczterogodzinny dostęp do Papcia i jeszcze prosisz mnie o radę?

- O nic nie proszę, tylko żądam, byś dotrzymał zobowiązań! I to nie tylko tych związanych z Wieprzkiem. Ja jakoś zawsze mam czas, gdy ty dzwonisz do mnie z problemami!

Ech, to prawda. Co prawda Plisetsky reagował na „problemy" Viktora identycznie jak Yakov (co było dokładnym powodem, dla którego Viktor dzwonił właśnie do niego, gdy Yakov był nieosiągalny), czytaj darł mordę, przeklinał i rzucał coś w stylu: „oddzwoń, gdy wytrzeźwiejesz, to potraktuję Cie poważnie" (Viktora najczęściej nachodziło na zwierzenia, gdy był naprany), ale jedno trzeba było smarkaczowi oddać – nie rozłączał się. Przynajmniej dopóki nie upewnił się, że starszy kolega jest w bezpiecznym miejscu.

Okej, niech będzie. Skoro Juraczka mógł raz na jakiś czas wysłuchać pijańskiego bełkotu Viktora... to Viktor mógł raz na jakiś czas pomóc w czymś Juraczce. Nawet jeśli z jego punktu widzenia sprawa była banalnie prosta.

Starając się nie zwracać uwagi na dobiegający z łazienki szum wody i nie wyobrażać sobie nagiego ciała Yuuriego (och Boże, Yuuri i krople wody spływające po jego pięknej pupie!), srebrnowłosy mężczyzna rzucił:

- No dobra, niech będzie. Spróbuję ci pomóc. Słuchaj, czy Yakov powiedział ci, jaki dokładnie ma problem z tobą i z Fejsem?

- Dwa! – gniewnie syknął Plisetsky – Powiedział, że ma dwa problemy! Pierwszy to JJ, a drugi to Beka!

- Yyy...

- Ta przeklęta kanadyjska gnida non-stop zamieszcza na Fejsie zdjęcia swoich tatuaży! Na Instagram to on ich nie wrzuca, cholera go wie, dlaczego, ale mniejsza o to... w każdym bądź razie na Fejsie co chwilę można zobaczyć zdjęcia jego plerów, łapy i nie wiadomo, czego jeszcze! I jacyś kretyni w moim wieku non stop to lajkują! I wiesz, co sobie uroił Yakov? Wiesz?! Wymyślił sobie, że jak naoglodam się tych wszystkich zdjęć, to pewnego dnia wrócę do domu z ciałem wymalowanym jak pierdolona Kaplica Sykstyńska! Do reszty go pogrzało?! Yakov powinien się leczyć, skoro uważa, że zrobiłbym cokowiek na podobieństwo tego poparańca JJ'a!

- Nie wysyłaj Yakova do psychiatryka za odrobinę nadopiekuńczości. – Viktor głośno westchnął – Kiedy ja rejestrowałem się na Facebooku, była podobna moda na posty z piercingiem. Zamieszczał je jakiś francuski łyżwiarz. Też straciłem z tego powodu moje pierwsze konto, więc to nie tak, że zostałeś jakoś szczególnie wyrózniony.

Jurij odburknął coś pod nosem.

- No dobrze, Jean-Jacquesa jestem w stanie zrozumieć... - ciągnął starszy z Rosjan – ale co na Facebooku może wyprawiać Otabek?

- No właśnie niczego nie wyprawia, bo go tam, kurwa, nie ma!

- Aha. A to problem, bo...?

- Bo idąc genialnym, kurwa, tokiem rozumowania Yakova, skoro Beki nie ma na Facebooku, nie będzie mnie miał kto kontrolować, zapiszę się do wszystkich satanistycznych grup, jakie są i bez cienia wstydu będę zamieszczał swoje zdjęcia w bieliźnie... jakbym był jakimś pierdolonym Giacomettim albo, kurwa, tobą! Co to ma, do cholery, znaczyć?! Beka jest moim kumplem, nie niańką!

- Ale musisz przyznać, że gdy on wchodzi w grę, rezygnujesz z przynajmniej połowy zachowań, przed którymi zazwyczaj nie masz oporów. Więc to nie tak, że wnioski Yakova wzięły się z kosmosu...

- GÓWNO MNIE TO OBCHODZI! Chcę mieć konto na Fejsie! Wszyscy mają, więc ja też chcę! Jak na to nie patrzeć zasłużyłem! Moje konto na Instagramie jest grzeczne do urzygu! Nie zamieszczam takich zboczeń, jak ty i Milka, a mimo to...

I gadał, i gadał... skarżył się na Yakova dobre dziesięć minut! W międzyczasie szum wody ustał.

I nici ze wspólnego prysznica. – Viktor pomyślał ponuro.

- Słuchaj... - odezwał się, gdy Plisetsky zrobił sobie przerwę na złapanie oddechu – Znam co najmniej milion sposobów, jak mógłbyś to rozegrać, ale ponieważ jesteś taki mało sprytny, mało twórczy i w ogóle mało ogarnięty, podam ci najprostsze rozwiązanie z możliwych.

- Jak jeszcze raz powiesz, że jestem mało... cokolwiek, to ci, kurwa, przyłożę!

- Powodzenia w zrobieniu tego przez telefon. Ale wracając do tematu... po prostu uruchom kontrolujący Yakova guzik i sprawa załatwiona.

Nastąpiła pięciosekundowa pauza. Juraczka nie zajarzył.

- Jaki znowu guzik?! – burknął z irytacją – Możesz, cholera, mówić po ludzku?!

Viktor przewrócił oczami. Ech, Milka miała rację... to rzeczywiście najbardziej tępe dziecko w całym klubie. No naprawdę...

- Do kontrolowania Yakova służy specjalny guzik. – Nikiforov wytłumaczył znudzonym tonem – Guzik nosi dziesięciocentymetrowy obcas i zwie się Lilka.

Kolejna pauza.

Jego mózg mógłby pracować szybciej. – srebrnowłosy mężczyzna stwierdził ze zniecierpliwieniem.

- No dobra. – po długim namyśle mruknął Plisetsky – Wszystko ładnie, puszyście i zajebiście, tylko trzeba najpierw przekonać Lilkę do Facebooka. A wyobraź sobie, że to może być, kurwa, trudne!

- „Och, mamusiu!" – Viktor zaświergotał piskliwym głosem – „Teatr Bolszoj zamieszcza takie piękniusie nagrania na Facebooku! Chciałem je sobie obejrzeć, ale wstrętny Yakov zlikwidował mi konto. Och, ach, jestem taki zawiedziony, że nie będę mógł ci zaimponować idealnym plie!" Warto czasem wysilić mózgownicę, Juraczka.

I jeszcze jedna pauza. Ale tym razem przed pauzą nastąpiło gwałtowne wciągnięcie powietrza – czyli istniała szansa, że silnik w głowie dzieciaka nareszcie zaskoczy.

- Pominąwszy „mamusię", ta strategia... może nawet zadziałać? – nastolatek powiedział zamyślonym tonem.

- Na bank zadziała.

Żebyś tylko nie przesadził z dramatyzmem. – Viktor pomyślał, przełykając ślinę – Jak odpowiednio nakręcisz Lilkę, Yakov może nawet dostać zjebkę za skasowanie nieszczęsnego konta! Ups. Czemu mam wrażenie, że otworzyłem Puszkę Pandory?

- Jak nie zadziała, to masz w ryj! – zagroził Plisetsky.

- Ależ nie ma za co. W ramach podziękowań możesz mi dać buziaczka w ryj. Tylko w policzek, żeby Yuuri nie był zaz... - w tym momencie Yuuri wyszedł z łazienki - ... drosny.

Z czarnych włosów spłynęło po szyi kilka kropelek wody. Smukłe ciało Japończyka było otulone szlafroczkiem. Ale nie jednym z tych tanich puchatych hotelowych szlafroczków! Białym i jedwabnym szlafroczkiem, którego parę dni temu kupił Yuuriemu narzeczony. Kupił – warto zaznaczyć – mimo wyraźnych protestów Yuuriego. Przez całą drogę do hotelu, Yuuri mamrotał, że nie ośmieli się włożyć tak drogiego wdzianka. A teraz...

Viktorowi na moment zaschło w gardle.

- Ułegh! – dźwięk, który wydał Jurij, przywodził na myśl wyrzyganie się do telefonu – Twój posrany mózg zaczyna zmierzać w kurewsko obrzydliwym kierunku, więc się rozłączam.

- Spoko. – srebrnowłosy mężczyzna odparł nieobecnym głosem.

- Mówiłem poważnie! Jak ta cała strategia z Lilką nie zadziała, już nie żyjesz!

- Spoko.

- Wbiję ci na chatę i porwę pudla!

- Spoko.

- KURWA MAĆ! Nawet nie słuchasz, co mówię! Dobra, widzimy się na gali. Nara.

- Spoko.

Plisetsky rozłączył się dokładnie w momencie, gdy Katsuki usiadł na łóżku. Ręcznikiem wycierał z włosów resztki wody. Bardzo powoli Viktor odłożył telefon na szafkę nocną.

- Jeżeli chciałeś mnie zaskoczyć, - zaczął, głosem niewiele głośniejszym od szeptu – to ci się udało.

Yuuri nie patrzył w jego stronę. Zamyślone brązowe oczy były wbite w bliżej nieokreślony punkt na ścianie. Dłonie nie przerywały mechanicznego suszenia włosów.

- Zakładam, że nie założyłeś go tylko po to, by mi się pokazać? – Viktor zagaił po raz drugi.

Co za dziwny człowiek, ten mój ukochany. – pomyślał jednocześnie – Ma na sobie strój wyraźnie krzyczący „przeleć mnie"... a mimo to nie zachowuje się, jakby chciał mnie uwieść. Ach, poznaję tę minę. Yuuri, Yuuri, nad czym ty tak intensywnie myślisz?

Kusiło go, by przysunąć się do nieprzyzwoicie atrakcyjnego Japończyka i przejechać palcami po otulonych jedwabiem plecach... ale coś mówiło mu, by tego nie robić. By poczekać.

W końcu Yuuri poskładał ręcznik i nie mówiąc ani słowa odniósł go z powrotem do łazienki. Potem wdrapał się na łóżko i okrakiem usiadł Viktorowi na brzuchu. Rosjanin wyciągnął ręce, ale został złapany na nadgarstki.

- Nie dotykaj!

Niebieskie oczy rozszerzyły się. Serce Viktora wydało kilka spanikowanych uderzeń. Do diabła, kiedy zrobił coś złego?

Yuuri zaczął przecząco wymachiwać rękami.

- P-przepraszam! Z-zupełnie nie o to mi chodziło! Znaczy się... nie chciałem, by to tak zabrzmiało! Chodzi o to, że... - wziął głęboki oddech, spojrzał ukochanemu w oczy i powiedział spokojnie – Mam pewien plan. I chciałbym, żebyś na razie mnie nie dotykał.

Viktor uważnie przyjrzał się brązowym tęczówkom. Kryło się w nich coś dziwnego. Temu czemuś bliżej było do agape niż do erosa. Chociaż, biorąc pod uwagę sytuację, powinno być na odwrót. Rosjanin nie był pewien, czy rozumie intencje narzeczonego.

- Mam cię na razie nie dotykać... - powtórzył zaintrygowanym tonem – Chcesz mnie... związać?

Japończyk pokręcił głową.

- Nie chcę, żebyś był skrępowany. Chcę, żebyś się zrelaksował.

- Zrelaksował? Ale przecież... ja zawsze jestem zrelaksowany?

Momentami aż NAZBYT zrelaksowany.

- Myślałem o tym, co powiedziałeś. – Yuuri wyznał, przygryzając dolną wargę – O tym, że był czas, gdy czułeś się nieszczęśliwy, zagubiony i niekochany.

Viktor zamrugał. Śmiech, który wyszedł z jego ust był mieszaniną rozbawienia i czułości.

- Och, Yuuri... - srebrnowłosy mężczyzna potrząsnął głową – Yuuri, kochany... ale to już przeszłość! Odkąd jesteśmy razem, nie czuję tych rzeczy. Aż tak się przejąłeś, najdroższy? Yuuri, to diabelnie urocze, ale nie musisz...

Przestał się śmiać, gdy zobaczył minę narzeczonego.

- Ze wszystkich ludzi, których znam, - Japończyk zaczął, wzdychając – ty jesteś ostatnią osobą, którą podejrzewałbym o podobne odczucia. Jesteś pewny siebie, utalentowany... i masz jeszcze cała masę innych wspaniałych cech! A kiedy przyjechałeś do Hasetsu, wyglądałeś na kogoś, kto bardzo wiele wie o miłości. Non stop chciałeś rozmawiać o dziewczynach. I o chłopakach. I o moich byłych związkach, których w zasadzie nie było...

Yuuri lekko się zaśmiał, ale po chwili spoważniał.

- Z nas dwóch to zawsze ja byłem tym niedocenionym. Kimś potrzebującym ciągłych zapewnień: o twojej miłości, o tym, że jestem w czymś dobry. I pewnie dlatego że przez tyle lat byłeś moim idolem, nie pomyślałem, że twoje życie... może niekoniecznie było tak różowe, jak myślałem. Albo że ty też potrzebujesz poczuć, jak wiele dla mnie znaczysz. I być może...to wcale nie jest dla ciebie takie oczywiste: to, jak bardzo cię kocham. A kiedy porozmawialiśmy w Detroit i wspomniałeś, że przez lata zwierzałeś się jedynie trenerowi... wtedy po raz pierwszy pomyślałem, że mogło ci być bardzo ciężko. A dzisiaj powiedziałeś...

Obie dłonie Japończyka dotknęły policzków ukochanego. Odbijająca się w brązowych oczach miłość – wyraźniejsza niż kiedykolwiek przedtem – odurzała Viktora skuteczniej niż alkohol.

- Ja też jestem facetem. – wyszeptał Yuuri – Dlatego wiem, jakie to trudne: przyznać się do czegoś takiego. Zaufałeś mi i dlatego ja... chcę coś z tym zrobić.

- Zrobić?

- Najpierw będę cię rozpieszczał. Ucałuję każdy skrawek ciebie. A potem ci się oddam. Całkowicie.

- C-całkowicie?

O Boże.

Viktor czuł, że się czerwieni. Chyba jeszcze nigdy w życiu aż tak się nie czerwienił. Do diabła, nazywano go człowiekiem bez wstydu, a czuł się jak jakaś zakłopotana dziewica!

Nie takie złe uczucie. – zdecydował, wpatrując się w ukochanego, z rozchylonymi w miłosnym otępieniu ustami – Powiedziałbym wręcz, że całkiem miłe.

Pocałunek, którym obdarzył go Yuuri był powolny. I delikatny, jak muśnięcie motyla. A mimo to wywował w sercu większą burzę, niż namiętne całowanie z udziałem walczących języków.

Do diaska... jak tak dalej pójdzie, będą musieli mnie reanimować, jeszcze zanim dojdzie do czegoś więcej!

Kiedy Yuuri się odezwał, jego dolna warga nieznacznie stykała się z dolą wargą Viktora.

- Te trzy słowa: „nieszczęśliwy", „zagubiony" i „niekochany". Zrobię z nimi to samo, co ty zrobiłeś z moim niefortunnym finałem Grand Prix. Wypędzę je z Twojej pamięci. Będę cię całował tak długo, aż staną się ledwo widoczne.

- Yuuri...

Rosjanin nie mógł się powstrzymać. Przy następnym pocałunku, wplótł dłonie w czarne włosy.

- Yuuri. – jednocześnie całował i mówił – Yuuri, Yuuri, Yuuri.

- Viktor. – głos Japończyka był karcący, ale w ten charakterystyczny, czuły sposób.

- Tak, wiem. – stykające się z wargami Yuuriego usta Viktora ułożyły się w szeroki uśmiech – Nie dotykać. Ale może mógłbyś... no nie wiem... złagodzić nieco swój zakaz?.

Młodszy z mężczyzn zastanowił się chwilę.

- W porządku. Możesz dotykać głowy. I ramion. Ale nie niżej. Przynajmniej na razie, okej?

- Na razie. – wymruczał Viktor - Mogę żyć z „na razie".

- Wiem, że świerzbią cię ręce. Ale obiecuję, że przed „na razie" też będzie ci przyjemnie.

- Na samą myśl mi przyjemnie. Mój Yuuri. Całujący różne części mnie. Już nie mogę się doczekać.

Zaczęło to do niego docierać. To, co się działo. Że zupełnie niechcący otworzył się przed ukochanym, a to nieplanowane odsłonięcie słabości wcale nie skończy się niezręcznością albo wstydem, ale... właśnie tym. Zaczynał rozumieć, na czym polegał plan Yuuriego. Zakłopotanie powoli zamieniało się w ekscytację.

- Powiedz, Yuuri... które skrawki mnie pocałujesz?

- Już to powiedziałem. Wszystkie.

- Wszystkie?

- Wszystkie.

- Nawet te, których nie wymawiasz?

- Nawet te. – Japończyk odgarnął narzeczonemu grzywkę z czoła – Ale zacznijmy od początku.

Wilgotne wargi dotknęły miejsca między oczami Viktora. Potem przesunęły się na lewą powiekę. Pogłaskały ją w taki sposób, że po kręgosłupie Rosjanina przeszedł dreszcz. Ech, w niektórych, wyjątkowych okolicznościach, agape bywała bardziej erotyczna niż sam eros...

Przyszedł czas na prawą powiekę. A potem skroń. Nos. Policzek, podbródek. Kącik pozostających w delikatnym uśmiechu ust. Kącik oka. Zahaczenie dolną wargą o rzęsę. Żadna część twarzy nie została pominięta. Viktor miał wrażenie, że każde muśnięcie ukochanych ust zmywa z niego maskę. Uwalnia go od ciężaru, jakim było duszenie w sobie tylu ważnych uczuć.

Tak bardzo chcę być przez ciebie kochany, Yuuri. – nie pamiętał, jak wiele razy pragnął wyrzucić z siebie te słowa.

I jesteś. – mówiły mu teraz wargi Yuuriego – Bardziej niż myślisz. Najbardziej na świecie.

Dłonie Viktora pozostawały na ramionach narzeczonego. Nie wiedział, co z nimi robić, więc po prostu masował kciukami przykrytą jedwabiem skórę. Zadrżał, gdy palce Yuuriego zaczęły rozwiązywać mu krawat.

- Jeszcze jedno. – Japończyk westchnął, opierając czoło o czoło Rosjanina – Kiedy przyjechałeś do Hasetsu non stop o coś mnie pytałeś. Dałem ci wtedy do zrozumienia, że nie życzę sobie osobistych pytań. Ale dzisiaj czuję się wyjątkowo pewnie, więc... jeśli chcesz, możesz pytać.

- Och! – niebieskie oczy zaświeciły się – Taki jakby... voucher na wypytywanie Yuuriego?

- Ta, voucher. – Yuuri cicho parsknął.

Krawat został starannie poskładany i odłożony na szafkę.

- Jakieś ograniczenia? – spytał Viktor.

- Nie mogę obiecać, że odpowiem na wszystko. – wzdychając, Japończyk zabrał się za rozpinanie guzików koszuli – Jeśli mnie zapytasz, jak nazywa się część ciała w moich majtkach, nie odpowiem.

- No więc, jak nazywa się...

- NIE powiem tego!

- Przepraszam. – Rosjanin zachichotał – A tak na poważnie... mogę pytać o wszystko?

- O co chcesz. Możemy przyjąć, że nie ma pytań „zbyt osobistych". Tak jak powiedziałem, nie mogę obiecać, że na każde odpowiem. Ale mogę obiecać, że nie obrażę się za samo zadanie pytania.

- Uff, to dobrze. Bo tego najbardziej się bałem.

Ostatni guzik został rozpięty. Ściągnięta wspólnymi siłami koszula zajęła miejsce obok krawata. Ją też Yuuri starannie poskładał. A potem sięgnął po dłoń ukochanego. Delikatnie wessał opuszkę małego palca.

- Ach! – obiekt rozpieszczania zakwilił, patrząc na tę czynność jak zahipnotyzowany – R-ręce też?

- Nie będę ich zaniedbywał, tylko dlatego że masz o wiele ciekawsze części ciała.

Jezus Maria, jak taka niewinna czynność mogła przyprawiać o zawroty głowy?! Między nogami też zaczynało robić się ciekawie...

Penis Viktora stawał się twardy. Jednak trwało to wolniej niż zwykle - wolniej w pozytywnym znaczeniu. Nie chodziło o to, że działania Yuuriego były za mało podniecające. Matko, były cholernie podniecające! Mimo to stanowiły zaledwie wstęp do większej całości. Członek Viktora robił się sztywny, ale nie do tego stopnia, by rozpaczliwie błagać o dotyk. Jakby instyntownie wyczuwał, że na to dopiero przyjdzie czas. A poza tym... obecne pieszczoty były skierowane do innej ważnej część ciała.

Serce. Jak głupio by to nie brzmiało, przez trzydzieści lat życia serce doczekało się mniejszej ilości czułości, niż fiut. Ucieczka od rodziców, docinki z racji bycia innym, nieudane związki – za sprawą tego wszystkiego serce Viktora stało się zahartowane. Co jednak nie znaczyło, że uwolniło się od pragnień.

Yuuri ucałował wszystkie pięć palców, obrączkę, wnętrze dłoni, a potem nadgarstek. Ach, nadgarstek... ta część była wrażliwsza niż inne!

- M-mogę zacząć pytać? – Viktor wydukał, mocniej przyciskając plecy do poduszki.

- Mhm. – odpowiedziały sunące po przedramieniu wargi Yuuriego.

- Okej, no więc... pierwszy pocałunek... z kim... ile miałeś lat?

Wspaniałe usta na moment zaprzestały pieszczot i ułożyły się w kpiący uśmieszek.

- Czułem, że o coś takiego spytasz. Z Nishigorim. Miałem dwanaście lat.

- Że co?!

O kurde! Viktor już nigdy nie spojrzy na Nishigoriego w ten sam sposób!

Nie dane mu było jednak pozostać zszokowanym zbyt długo. Łaskoczący biceps język skutecznie wybił mu z głowy wszelkie myśli poza zachwytem. Z ust Rosjanina wyszedł cichy jęk.

- To nie tak, jak myślisz. – Yuuri oznajmił rozbawionym tonem – Nishigori przegrał zakład.

- Zakład?

- Bardzo chciał pocałować Yuuko. Pewnego dnia założyli się, kto dłużej wytrzyma w piruecie. Yuuko obiecała Nishigoriemu całusa. Gdyby ją pokonał, rzecz jasna. Ale w razie przegranej miał pocałować mnie. Nishigori był bardzo pewny siebie. Nie przyszło mu do głowy, że polegnie.

- Ale się przeliczył?

- Mhm. Mnie, oczywiście, nikt o tym zakładzie nie raczył poinformować. Więc kiedy Nishigori z nienacka przycisnął swoją gębę do mojej, omal nie zszedłem na zawał.

Viktor zachichotał. Częściowo z powodu zabawnej historii pierwszego pocałunku Yuuriego... a częściowo z powodu ust Yuuriego, które znalazły wrażliwe miejsce tuż nad pachą.

- Jakiś czas temu, - Katsuki dodał po chwili - Yuuko powiedziała, że tamtym incydentem chciała dać mi okazję, bym zdał sobie sprawę z własnej orientacji seksualnej.

- Że też nie bała się, że... ach! – cudowne wargi właśnie dotarły do szyi – ...że odbijesz jej przyszłego męża! Ja na jej miejscu bym się bał.

- Mieliśmy po dwanaście lat. Wtedy jeszcze nie była w nim zakochana. Następne pytanie?

- Ile miałeś lat, gdy zacząłeś się onanizować?

- Onani...! Ech, co ty masz z tą onani...uch! Trzynaście. Miałem trzynaście lat. Następne pytanie.

- Łał! Zacząłeś wcześniej ode mnie! Ja miałem czternaście, kiedy...

- NASTĘPNE PYTANIE!

Kręcąc głową, Yuuri wziął do ręki drugą dłoń narzeczonego.

- Jak miała na imię pierwsza osoba, w której się zadurzyłeś? – padło pytanie.

Pieszcząca kłykcie Viktora miękkość zatrzymała się między środkowym i serdecznym palcem. Japończyk posłał Rosjaninowi wymowne spojrzenie.

- Viktor... chyba mi nie powiesz, że tego nie wiesz?

Srebrnowłosy mężczyzna zamrugał. Skąd niby miał to wiedzieć? No chyba że...

- Yuuko, tak?

Podejrzewał to już podczas pierwszego tygodnia w Hasetsu.

Odpowiedziało mu kolejne wymowne spojrzenie. I uniesienie brwi. O kurczę. Nie trafił?

- Minako?

To również podejrzewał podczas pierwszego tygodnia w Hasetsu. Dopóki pewna życzliwa dusza w postaci ojca Yuuriego nie poinformowała go, że Minako jest jeszcze starsza od pani Katsuki. No naprawdę... Japonki i ich oszukańczy wiek!

- Pudło. – wzdychając, Yuuri przerwał wędrówkę po dłoni ukochanego i zarzucił Rosjaninowi ręce na szyję – A więc na serio tego nie wiesz? Ech, a myślałem, że to takie oczywiste...

Było coś w sposobie, z jakim gładził srebrne włosi na karku. Z jakim patrzył partnerowi w oczy. Viktor bez trudu rozpoznał kryjące się w brązowych tęczówkach uczucie – to była nostalgia.

- Sądzę... że się domyślam. – wyszeptał, trącając nos Yuuriego własnym – Ale chcę, żebyś to powiedział.

Gdyby źle trafił, chyba bym się rozpłakał.

Przed udzieleniem odpowiedzi, Japończyk obdarzył narzeczonego delikatnym pocałunkiem.

- Viktor. Pierwsza osoba, w której się durzyłem, miała na imię „Viktor". Chociaż wtedy nie nazywałem tego zadurzeniem. A w Yuuko zacząłem się durzyć jakiś rok później. Durzenie się w niej... a potem w kilku innych osobach... skutecznie odwracało moją uwagę od durzenia się w tobie.

Yuuri chciał wrócić do całowania ręki, ale Viktor powstrzymał go nieznacznym ściśnięciem ramion. Ta pozornie niewiele znacząca informacja napełniła serce srebnowłosego mężczyzny ciepłem i... odwagą. Czując coraz szybciej krążącą w żyłach adrenalinę, wyrzucił z siebie:

- Ty też możesz mnie o coś spytać, Yuuri. O co chcesz.

Założę się, że chcesz o coś zapytać.

Japończyk zamrugał.

- Nie chcę pytać o coś, co cię zestresuję. Chciałem, żebyś się dzisiaj zrelaksował. Żeby było ci dobrze.

- Tak, wiem. Ale czuję, że to niesprawiedliwe. Jeśli nie zadasz mi ani jednego pytania, będą mnie dręczyły wyrzuty sumienia. No wiesz... że ja spytałem cię o tyle rzeczy, a ty mnie o ani jedną. Jeśli o nic nie zapytasz, nie będę mógł się zrelaksować.

Yuuri w dalszym ciągu się wahał.

- Tylko jedno pytanie, Yuuri. – przekonywał Viktor - Potem możesz mnie wypieścić z każdej możliwej strony. Jedno pytanie, okej?

- Dowolne?

- Dowolne.

- W porządku. Jedno pytanie.

Wiem, którego pytania boję się najbardziej. Nie chcę, byś mi je zdał. Chcę, byś mi je zadał. Nie chcę. Chcę. Ech, sam już nie wiem.

- Twoi rodzice...

Och, Boże! A oto i ono!

Viktor czekał na swoją własną, spłoszoną reakcję. A kiedy nie nastąpiła, uświadomił sobie, że jest dziwnie... spokojny. Jakimś cudem pytanie nie wywołało spodziewanej paniki. Może dlatego że wcale nie było pytaniem?

Yuuri nie dokończył zdania. Nie sprecycował, o co chce zapytać, tym samym dając narzeczonemu pełną swobodę. Viktor sam mógł zdecydować, z której strony zacząć niewygodny temat. A poza tym...w brązowych oczach nie dawało się dostrzec choćby cienia nacisku. Spojrzenie Katsuiego mówiło wyraźnie: „zaakceptuję każdą odpowiedź. Albo i brak odpowiedzi, jeśli tak postanowisz."

I wreszcie, wcześniejsze pocałunki Yuuriego – Viktor wciąż je czuł. Na oczach, policzkach, nadgarstku, łokciu... Ich ślad dodawał mu sił. Z opanowaniem, o które w życiu by się nie podejrzewał – nie kiedy w grę wchodził ten temat – oznajmił:

- Moi rodzice mieszkają jakieś czterdzieści kilometrów od Petersburga. Lata temu pokłóciłem się z nimi. Czy raczej, pokłóciłem się z ojcem. Z mamą co jakiś czas się widuję. Ale z tatą nie odzywamy się do siebie. Już od dłuższego czasu to Yakova uważam za ojca.

Mina Yuuriego była trudna do zinterpretowania. Japończyk nie wyglądał na jakoś szczególnie zszokowanego... ale nie był też w pełni rozluźniony. Nie tak, jak chwilę temu.

Viktor zaczął się w tym momencie zastanawiać, czy jego narzeczony miał wcześniej jakieś teorie dotyczące przyszłych teściów. Cóż, prawdopodobnie tak. Na jego miejscu, Viktor miałby z milion teorii. Na jego miejscu, Viktor...

O cholera! Viktor nagle z pełną mocą uświadomił sobie, do jakich wniosków doszedłby na miejscu partnera.

- Spokojnie, Yuuri. – wyszeptał, kojąco gładząc ramię ukochanego - To nie jest historia w stylu bili mnie, molestowali, albo coś w tym stylu. Zapewniam cię, że do niczego takiego nie doszło. Po prostu między mną i moimi rodzicami była... czy raczej jest... różnica poglądów.

Delikatnie mówiąc.

- Czy... - Yuuri ugryzł się w język.

- Jeżeli masz inne pytania, nie powstrzymuj ich.

- Z tym, że... to nie do końca pytanie.

- Tak czy siak, dokończ. Pamiętasz, co mi obiecałeś? „Nie ma pytań zbyt osobistych. Nie obrażę się za samo zadanie pytania." Ja ci obiecuję to samo. Jeśli chcesz coś powiedzieć, nie powstrzymuj się.

- Umm... okej. Więc ja... zastanawiałem się, czy byś...

- Czy bym...?

- Czy byś mnie nie przestawił? No wiesz, twoim... ale skoro z nimi nie rozmawiasz...

Spojrzenie Rosjanina spoważniało.

- Martwiłeś się tym wcześniej, Yuuri? Że nie przedstawiłem cię moim rodzicom?

Odpowiedziało mu nieśmiałe skinienie.

- Ech, wybacz mi. – Viktor szepnął zbolałym tonem – To moja wina, bo nigdy o nich nie wspominałem. Posłuchaj mnie uważnie, Yuuri. Chcę ci powiedzieć coć bardzo ważnego. Tu nie chodzi o to, czy ty zasługujesz na to, by poznać moich rodziców... chodzi o to, czy moi rodzice zasługują na to, by poznać ciebie. Nie przedstawiłem cię im, ponieważ tego nie wiem. Cóż... moja mama na jakieś dziewięćdziesiąt procent, by cię pokochała. Ale ojciec...

Srebrnowłosy mężczyzna głośno westchnął.

- Nie spodobałbym mu się? – niepewnie dokończył Japończyk.

- Yuuri, mój ojciec nie lubi nawet mnie. – Viktor uśmiechnął się krzywo - A ja jestem jego synem. Gdyby cię nie polubił, to naprawdę nie byłoby z jego strony jakieś szczególne wyróżnienie. A już na pewno nie straciłbyś z takiego powodu w moich oczach. Jeśli już to mój ojciec straciłby w moich oczach. Gdyby krzywo na ciebie spojrzał, miałbym jeszcze jeden powód, by go nie lubić.

- Nie lubisz ojca?

- Powiedzmy, że trzymamy do siebie dystans.

- Twoi rodzice się rozwiedli?

- Nie. Nadal są razem. I prawdopodobnie tak pozostanie.

- Umm, przepraszam, że ja tak... ale... wyczerpałem już mój limit pytań? Wiem, że miałem ci zadać tylko jedno, ale... byłem przekonany, że twoi rodzice nie żyją i...

Viktor wybałuszył oczy. A więc do takich wniosków doszedł Yuuri? W sumie trudno go winić. Nawet w Wikipedii nie było żadnych informacji o Panu i Pani Nikiforov. Yakov już się o to postarał – na wyraźną prośbę wychowanka, zresztą.

- Przepraszam. – bąknął zaczerwieniony Japończyk.

Rosjanin pokręcił głową.

- Nie masz za co. Miałeś prawo coś takiego pomyśleć. W końcu nigdy o tym nie rozmawialiśmy. A nie rozmawialiśmy o ty, bo ja... ech... strasznie boję się tego tematu. Chociaż, o dziwo, ta rozmowa nie jest tak straszna, jak się spodziewałem. Sądziłem, że będzie znacznie gorzej. Z drugiej strony... może to dlatego że jeszcze nie doszliśmy do sedna sprawy? Uwierz mi, Yuuri... moja kłótnia z rodzicami to bardzo długa, skomplikowana i nieprzyjemna historia.

- Jeśli ci ciężko, nie musimy o tym rozmawiać.

- Ale ty chcesz o tym porozmawiać, prawda?

- Ja...

Yuuri nieoczekiwanie zaśmiał się pod nosem.

- No co? – Viktor przekrzywił głowę.

W brązowych oczach olśnienie mieszało się z irytacją.

- Po prostu przypomniała mi się nasza kłótnia sprzed tygodnia. Zrozumiałem, dlaczego chciałeś, bym wyznaczył ci termin.

Viktor wyobraził to sobie: Yuuriego nalegającego na wyznaczenie terminu rozmowy o rodzicach. Wzdrygnął się.

- No cóż, ja zrozumiałem, dlaczego mogłeś się zdenerwować.

Katsuki zastanowił się chwilę.

- To może... - zaczął ostrożnie - opowiesz mi o kłótni z rodzicami w dowolnym miejscu i czasie... ale przed ślubem? Nie chciałbym zmieniać nazwiska, nie wiedząc tak podstawowej rzeczy o moim mężu.

- Brzmi uczciwie. Dziękuję, że na mnie nie naciskasz, Yuuri. I że dajesz mi czas. Chociaż ja wcześniej ci go nie dałem.

- Proszę, nie rób ze mnie Pana Idealnego, a z siebie Zniecierpliwionego Małolata. To nie do końca tak. Sądzę... że obaj nauczyliśmy się czegoś ważnego.

- I nie mogę już dłużej być Zniecierpliwionym Małolatem? Och, Yuuri, jak ja to przeżyję?

Uśmiechnęli się do siebie. To było takie ich malutkie zwycięstwo. Ponownie poddano ich tej samej próbie – jeden z nich miał mroczny sekret, a drugi bardzo chciał ten sekret poznać. Tym razem jednak okazali sobie nawzajem zrozumienie. I zaufanie. Tym razem rozegrali to tak, jak trzeba.

Może na tym właśnie polega różnica między kochankiem i małżonkiem? – Viktor zastanowił się, z czułością patrząc partnerowi w oczy – Nie chodzi tylko o przyjemność, ale o uczenie się drugiej osoby.

Wyciągnięcie tego wniosku sprawiło, że poczuł się okropnie staro. Dopiero teraz uderzyło go, jak bardzo dojrzał przy swoim ukochanym. Ech, Yakov miał rację...

Yuuri potwierdził zawarcie porozumienia, całując Viktora najpierw w usta, a potem w przedramię. Srebrnowłosy mężczyzna lekko zdrżał.

- Yuuri, a powiedz... mój voucher... jak długo jest ważny?

- Hm... jeżeli będziesz korzystał z niego z umiarem i nie zadawał zbyt wielu pytań o onani... eghm... to może być ważny do końca życia.

- Ach... to wiesz, ja chyba... uch! Chyba przełożę wypytywanie cię na inny... ach... dzień. Twoje usta nie pozwalają mi się... uch... skoncentrować.

- Zrób to, co radziłeś mnie, gdy robiliśmy to po raz pierwszy. – usta Yuuriego dotarły do obojczyka – Niech twoje ciało mówi do mnie. Zrobię cokolwiek, o co poprosi twoje ciało.

Ach, ich pierwszy raz. Ich cudowny pierwszy raz. Viktor pamiętał, jakby to było wczoraj – dzień, w którym nauczył Yuuriego prosić. Nie słowami, a ciałem. Pamiętał też swoją potrzebę zaopiekowania się ukochanym – wprowadzenia go w świat czułości. Yuuri był wtedy jak rozwijający płatki pączek.

Tak wiele się od tamtego czasu wydarzyło. Japoński kwiatuszek rozkwitł na tyle, by pozwolić Viktorowi zamienić się ze spełniającego prośby w proszącego. Ech, Viktor już bardzo dawno o nic nie prosił. Teraz uczyni to z ochotą!

Wargi Yuuriego zostawiały na mostku ukochanego malutkie pocałunkowe pieczątki. Odgłos cmokania zlał się z ciężkim oddechem Viktora. Bardzo powoli... nieznośnie powoli usta przesunęły się w lewo, na muskularną pierś. Przyjmujący pieszczoty mężczyzna nieznacznie wypiął tors, pokazując, jak bardzo potrzebuje uwagi w tamtym miejscu. Yuuri zrozumiał. Dłońmi dociskając przedramiona Viktora do materaca, czubkiem języka okrążył otoczkę wokół sutka.

Srebrna głowa wbiła się w poduszkę. Wyginający się ku górze podbródek Rosjanina krzyczał: „tak, proszę, tutaj!" Dolna warga Japończyka zahaczyła o twardniejącego pączka i poruszyła nim kilka razy. Potem zamieniła się z górną wargą. Na koniec obie wargi wessały wrażliwego sutka, zmuszając Viktora do wydania cichego okrzyku. Och, Boże...

Prawa brodawka została potraktowana z taką samą starannością. Yuuri najpierw wytarmosił ją ustami, a potem połaskotał językiem. Polizał drobny beżowy punkcik tak ostrożnie i delikatnie, jakby zlizywał kroplę rosy z wiszącej na gałęzi czereśni. Viktor miał unieruchomione ręce, więc zademonstrował swój zachwyt niezdarnie poruszając nogami.

Pięty miętoliły pościel. Palce ściskały kołdrę tak mocno, jakby chciały ją rozerwać. Z przytulonym do poduszki policzkiem, dyszący z rozkoszy Rosjanin obserwował pochyloną nad własnym torsem szopę czarnych włosów. Gdzieś między jednym jękiem i drugim uśmiechnął się.

- Mógłbym dojść... od samego... patrzenia, jak to robisz. – wydyszał.

Yuuri też na niego spojrzał.

- Mógłbym dojść od samego robienia tego. – wymruczał z ustami sunącymi po żebrach ukochanego.

Jakby na potwierdzenie, przycisnął do kolana Viktora swoją twardość. Nagą twardość. Pod szlafrokiem Yuuri był zupełnie goły - wciąż ukryta w ubraniu twardość Viktora zareagowała na tę myśl podekscytowanym drgnięciem.

- Yuuri, kiedy ściągniesz mi spoooooodhn?!

Badający wnętrze pępka różowy języczek uniemożliwił srebrnowłosemu mężczyźnie dokończenie zdania. W tym samym czasie kciuki Japończyka masowały umięśniony brzuch.

- Kiedy co ci ściągnę? – Yuuri zapytał rozbawionym tonem – Skarpetki?

Zszedł z ukochanego i przeniósł się na drugi koniec łóżka. Zabrał się za powolne zdejmowanie lewej skarpetki.

- Spodnie, Yuuri. – Viktor zakwilił, wolną stopą trącając partnera w bark – Chodziło mi o spodnie!

Japończyk złapał natrętną stopę i ją również rozebrał z bawełnianej sztuki odzieży. Obie skarpetki zostały starannie wygładzone i poskładane.

- Yuuuuuuri! – korzystając z wolnych rąk, Rosjanin zaczął uderzać piąstkami o materac – Mojemu przyjacielowi jest niewygodnie!

- Przyjacielowi?

- Odmawiasz nazywania go „penisem".

- Powiedz mu, by poczekał na swoją kolej.

- Sam mu to powiedz. Masz go przed nosem.

Yuuri cicho parsknął. Był w trakcie rozpinania Viktorowego paska.

- Musiałeś założyć ten ze sprzączką z kosmosu... - burknął, mocując się z metalowym zapięciem.

- Daj, pomogę ci.

Rosjanin nie zdążył dotknąć skórzanej powierzchni, gdy został trzaśnięty po łapach.

- Wara! – Japończyk posłał mu władcze spojrzenie – Sam rozepnę!

- Łaaał!

Czy dłonie były w jakiś magiczny sposób połączone z kroczem? Z pewnością były. Jak inaczej wytłumaczyć fakt, że trzepnięcie poszło prosto do twardego jak diabli fiuta?

Po dłużących się w nieskończoność dziesięciu sekundach klamra została pokonana. Jedna z dłoni Yuuriego zajęła się rozpinaniem rozporka, a druga objęła talię partnera. Miękkie usta wytoczyły na torsie Viktora jeszcze jedną trasę. Dolna warga Japończyka sunęła po wrażliwej skórze jak pędzel. Od granicy srebrnych włosków, do pępka, któremu poświęciła więcej uwagi, a potem w górę, przez mostek, tuż nad łomoczącym sercem, następnie przez obojczyk, dolną część szyi, jabłko Adama, podbródek i prosto do celu, jakim były usta Rosjanina.

Para mężczyzn utonęła w długim i słodkim pocałunku. W między czasie poły rozpiętych spodni rozchyliły się, wpuszczając nieco powietrza do błagającego o uwagę krocza. Yuuri ostatni raz złapał zębami dolną wargę ukochanego, po czym na czworakach wycofał się do tyłu.

- Tyłek do góry! – nakazał, ciągnąc za nogawki.

Chichocząc, Viktor zmusił zwiotczałe po pieszczotach ciało do uniesienia zgrabnych czterech liter. Przy ściąganiu spodni został przeciągnięty przez jedną czwartą łóżka, co go jeszcze bardziej rozbawiło.

- O MATKO! – niespodziewanie rozległ się okrzyk Yuuriego.

Srebrna głowa poderwała się do góry.

- Coś nie tak?

- T-ty... ty masz bokserki!

Viktor zamrugał.

- Ano mam. Co prawda wyznaję zasadę „nagie jest piękne", ale nie do tego stopnia, by nie nosić bielizny.

- Nie o to chodzi...

- A o co?

Yuuri siedział na piętach. Dłonie zakrywały twarz. Czubki uszu były rozkosznie czerwone.

- Puma. – zza rozpostartych palców padło cichutkie słówko.

- Puma?

- Puma... masz bokserki Pumy!

Właściciel wspomnianych bokserek z zaintrygowaniem przekrzywił głowę.

- Mój Yuuri lubi bokserki Pumy?

Cały czas zasłaniając twarz, czarnowłosa osóbka przytaknęła.

- B-brałeś udział kampanii Pumy.

Ach! No tak, rzeczywiście! Viktor przypomniał sobie, że jako dwudziestolatek reklamował kolekcję bokserek, a po sukcesie kampanii został obdarowany kilkoma sztukami. Jednak wspomniane majtki nie wpasowały się w jego gust, więc ich nie nosił. Gacie, które w tej chwili miał na sobie, zostały wygrzebane z najgłębszych czeluści komody i zapakowane na podróż, gdy zabrakło czystej bielizny. Fufufu...kto by pomyślał, że okażą się dodatkowym adrodyzjakiem?

- A więc mój Yuuri widział zdjęcia z kampanii Pumy? – Viktor wymruczał, splatając ręce za głową.

Przytaknięcie.

- Ja i te majtki to jeszcze jedna wielka fantazja mojego Yuuriego?

Kolejne przytaknięcie.

- Mam częściej nosić takie majtki?

Zawahanie i... jeszcze jedno przytaknięcie!

Kurwa mać, jak tylko wrócimy do Petersburga, przejdę się do najbliższego sklepu Pumy i zrobię hurtowe zakupy!

Warto poświęcić osobisty gust dla zachwytu, z jakim schowany za logo dzikiego kota penis reagował na zakłopotanie Japończyka.

Otrząśnięcie się zajęło Yuuriemu dobre kilkanaście sekund. Posławszy legendarnym majtkom nieśmiały uśmiech, czarnowłosy łyżwiarz ponownie skupił się na zadaniu. Oparł piętę ukochanego o swój tors.

Duży palec u nogi zniknął w różowych ustach. Gdy czubki zębów przejechały po opuszce, srebrnowłosy mężczyzna wygiął się w łuk.

- Jezus Maria!

Bycie łyżwiarzem figurowym wiązało się z posiadaniem wrażliwych stóp. Mimo to Viktor nie spodziewał się, że pieszczenie tej części ciała dostarczy mu aż tak intensywnych doznań. Uderzające w członka, podobne do kopnięć prądu, impulsy całkowicie wzięły go z zaskoczenia.

- Yuu...Yuu... Yuuri!

Czubek języka pieścił grzbiet najmniejszego palca – tego samego, który kiedyś był wybity. Potem połaskotał, służącą do kręcenia piruetów, miękką podeszwę stopy.

- Słyszałem, że dłonie, stopy i uszy są w szczególny sposób połączone z resztą ciała. – wyszeptał Yuuri – Dlatego to na nich najczęściej robi się akupunkturę.

- Akupunktura nie sprawia, że człowiekowi staaaaaaa....!

Jednym płynnym ruchem Japończyk polizał śródstopie. Rosjanin tak to przeżył, jakby polizano mu fiuta! Nie wiedział, jak długo jeszcze wytrzyma.

Muszę wziąć się w garść. – powiedział sobie – Wstydem byłoby dojść, zanim w ogóle... och... och, Boooooże!

Zarzucona na ramię Yuuriego noga otrzymywała kolejne porcje czułości. Wargi i zęby wypieściły łydkę, a potem zaczęły łaskotać wnętrze kolana. Dręczyciel Viktora postanowił zostawić na udzie malinkę.

- O Boże, o Jezu, o cholera! – powietrze przecięły okrzyki po rosyjsku.

A została jeszcze druga noga! O matko... to było cudowne. Niewinne, ale wspaniałe. Trudne do wytrzymania dla błagającego o dotyk członka, ale fantastyczne.

Viktor spodziewał się, że narzeczony ponownie zacznie od stopy, ale spotkała go niespodzianka. Zęby Japończyka nieznacznie pociągnęły za nogawkę bokserek. Język pomknął w stronę kolana, rysując na wewnętrznej stronie uda szlaczek śliny. Kolano zostało obcałowane z każdej możliwej strony, podobnie jak piszczel i kostka. Gdy Yuuri dotarł do stopy, srebrne włosy kleiły się Viktorowi do czoła, a sam Viktor z trudem łapał oddech.

Jego nogi. Po dwóch dekadach spędzonych na lodzie jego nogi były nieprawdopodobnie silne, ale też potwornie wymęczone. Przez lata zmuszane przez właściciela do ciężkiej pracy, nie doczekały się jakiegoś szczególnego wynagrodzenia, poza leczniczym masażem u fizjoterapeuty i kąpielą w gorących źródłach. Aż pewnego dnia ten piękny mężczyzna, Yuuri Katsuki, postanowił, że ustami złoży hołd każdemu mięśniowi, kawałkowi skóry, zaczerwienieniu i pieprzykowi... ech, Bóg musiał bardzo kochać Viktora, skoro oprócz sukcesu w łyżwiarstwie, obdarował go tak czułym i bezinteresownym narzeczonym!

Szorstki języczek połaskotał przestrzeń między dwoma najmniejszymi palcami u nogi. To był początek ostatniego aktu wytrzymałości Viktora Nikiforova.

- Yuuri, błagam cię, zaklinam, teraz, natychmiast, zdejmij ze mnie cholerne bokserki Pumy, bo, Jezus Maria, cholera, umrę!

Uśmiechając się, Japończyk spełnił prośbę. Viktor i jego członek odetchnęli z ulgą... i zawyli ze złości, widząc, że Pan Porządniś składa nieszczęsną sztukę bielizny w idealną kosteczkę. Jedno zgięcie.... drugie zgięcie... trzecie zgięcie... czwarte... noż kurwa mać!

- Yuuri, ty pieprzony sadysto, zostaw te przeklęte gacie w spokoju i zajmij się mną, nie widzisz, że ja tu, cholera, cierpię?! – Rosjanin przemówił w imieniu własnym i przyrodzenia, wymachując rękami jak mały bobas.

Japończyk odpowiedział niewinnym spojrzeniem spod długich rzęs i spokojnie dokończył wygładzanie majtek. Viktor skrzyżował ręce. Stopy kręciły wściekłe kółka, a nadęty policzki wysyłały przekaz: „Ja i Penis jesteśmy na ciebie obrażeni!"

Dąsy utrzymały się do momentu, gdy szopa czarnych włosów zawędrowała między blade uda. Bardzo powoli zamykając dłoń, palec po palcu, Yuuri chwycił męskość ukochanego.

- Wybacz. – wyszeptał, oddechem łaskocząc zaczerwienioną główkę – To nie tak, że o tobie zapomniałem, kochany.

„Kochany"! – Penis zawył z zachwytu – Słyszałeś? Zostałem nazwany „kochanym"!

Nie podniecaj się tak. – Viktor zganił swojego rozochoconego żołnierzyka – Mógłbyś się trochę ogarnąć. Jeszcze nawet nie zaczął, a ty już... JEEEEZUUUU CHRYYYSTE!

Dolna warga Yuuriego pogłaskała czubek męskości. Ze zmrużonymi oczami, Japończyk delikatnie przycisnął usta do wrażliwej skóry i powolutku zjechał w dół. Kiedy znalazł się prawie przy jądrach, wysunął języczek i podążył nim z powrotem w górę, rysując na łepku członka niewielką spiralę.

O mały włos, a nabrzmiały penis zareagowałby na te działania wystrzałem. Nie zrobił tego tylko dzięki woli właściciela. Viktor zaczął mamrotać pod nosem:

- Toeloop, Salchow, Ritberger, Flip, Lutz, Axel, Toeloop, Salchow, Ritberger, Flip, Lutz, Axel, Toeloop, Salchow...

Przyciśnięte do męskości usta Yuuriego ułożyły się w uśmiech.

- Znowu wyliczasz skoki, żeby nie dojść?

- D-dałbyś mi trochę czasu, żebym się przyzwyczaił!

- Dopiero co mnie popędzałeś, a teraz chcesz, bym dał ci czas?

- Yuuri, proszę... nie chcę jeszcze dochodzić! Wolałbym dojść w tobie.

- Kto ci powiedział, że dojdziesz tylko raz?

Viktor zamrugał. Musiała minąć chwila, by jego zamroczony rozkoszą mózg przetworzył usłyszaną informację.

- Och, racja, naiwny ja. – Rosjanin leniwie się uśmiechnął – W takim razie trzymam za słowo.

Wzdychając, pozwolił ciału się odprężyć. Dłoń, którą do tej pory ściskał pościel, utonęła w czarnych włosach.

Leżący między nogami ukochanego Yuuri wyglądał absolutnie zjawiskowo. Biel szlafroka zlewała się z bielą pościeli. Jedna z dłoni Japończyka obejmowała szczupłe udo, druga przytrzymywała trzon penisa. Najmniejszy palec gładził włoski łonowe. Długie rzęsy niemal całkowicie przesłoniły brązowe oczy. Kiedy ponownie przycisnął wargi do nabrzmiałego członka, Yuuri wydał ciche westchnienie, obdarzając obiekt pieszczot strumieniem ciepłego powietrza.

Srebrnowłosy mężczyzna odpowiedział jękiem i wypięciem bioder. Nawet na moment nie odrywał wzroku od ukochanego. Zauważył, że otulone bielą pośladki unosiły się i opadały w charakterystyczny falisty sposób. Wyobraził sobie ocierającego się o kołdrę penisa Yuuriego. Fakt, że Japończyk ekscytował się dawaniem rozkoszy w równym stopniu co osoba, której dawał rozkosz... był cholernie podniecający.

Niech twoje ciało mówi do mnie. Zrobię cokolwiek, o co poprosi twoje ciało.

Viktor przypomniał sobie słowa partnera. Chwycił garść czarnych włosów i ostrożnie wprowadził czubek członka do wnętrza wilgotnych ust. Yuuri wyraził aprobatę, zachęcająco rozchylając wargi. Rosjanin zakwilił z rozkoszy, gdy jego męskość utonęła w cieple i miękkości, jaką dawały policzki ukochanego. Twardy penis ślizgał się po powierzchni języka, raz do przodu, raz do tyłu, za każdym razem zanurzając się głębiej, aż prawie zupełnie zniknął w ustach.

- W... po... rządku? – Viktor z trudem wyrzucił z siebie zatroskane pytanie.

Obejmujące jego udo palce wbiły się w skórę – nie rozpaczliwie, ale powoli, dając do zrozumienia: „nie martw się, jest dobrze". Pośladki Japończyka potwierdziły wiadomość, energiczniej dociskając krocze do materaca. Wargi Yuuriego bezwstydnie ssały twardego członka.

Biodra Rosjanina stopniowo przyśpieszały. Viktor cały czas bacznie obserwował kochanka, gotów w każdej chwili przerwać pieprzenie zmysłowych ust, gdyby dopatrzył się na zarumienionej twarzy jakichkolwiek śladów dyskomfortu. Cholera, prawdopodobnie by go to zabiło, ale przerwałby!

Na szczęście nie było takiej potrzeby - Yuuri zatracił się w tym samym stopniu, co partner. Oczy miał zamknięte, a czoło zmarszone. Jego biodra ocierały się o kołdrę tak samo energicznie, jak penis Viktora ocierał się o wnętrze ust. Srebrnowłosemu mężczyźnie przypomniało się drzewo.

- Nie... doty...kaj... się. – wyszeptał.

Yuuri nieznacznie uchylił powieki, by zerknąć na narzeczonego.

- Jak ja... w Detroit... - Rosjanin wyjaśnił, z trudem łapiąc oddech – dojdź... bez dotykania.

Dłoń Japończyka leciutko ścisnęła udo. Jakby chciała powiedzieć: „Spokojnie, nie ruszę się stąd. Nie planuję się dotykać."

Och, Boże... patrzeć na kogoś i mieć wrażenie, że jego serce bije w tym samym rytmie, co Twoje. Pieprzyć komuś usta i wiedzieć, że sprawia mu to taką samą przyjemność, jak Tobie. Kiedyś Viktor nie miał pojęcia, jak to jest. Teraz nie mógłby bez tego żyć.

Leżał nagi na łóżku. Najwrażliwsza część jego ciała pozostawała otulona przez kokon wilgoci. Tak jak kiedyś, w Moskwie, jedna z dłoni sięgnęła do tyłu, by chwycić zagłówek łóżka. Druga zsunęła się z czarnych włosów na kark japońskiego kochanka. Ach, widok własnego członka zanużającego się w różowych ustach, rozpalał w sercu nieprawdopodobny żar. Palce u stóp zacisnęły się na kołdrze. Pot spływał po czole, szyi, torsie, rękach i nogach. Wszystkie części ciała były obnażone i łaskotane przez strumienie powietrza i tylko męskość, och męskość była chroniona przed chłodem przez usta Yuuriego, ach te usta, takie urocze i śliczne, a w środku takie przytulne, mokre, gładkie i aksamitne. Te same usta, które wcześniej pieściły policzki, szyję, sutki, pępek, kolana i stopy, te same usta, które wcześniej mówiły „kocham Cię", teraz mówiły to samo bez słów, obejmując sztywnego członka, gładząc go językiem, wchłaniając go i pieszcząc. Boże, otulony wargami penis – tak twardy, tak bezbronny i tak bezpieczny w miejscu, gdzie mogła go spotkać jedynie rozkosz.

Ruchy bioder Rosjanina stawały się coraz bardziej rozpaczliwe. Twardość Japończyka ocierała się o kołdrę z równą desperacją. Viktor nie był w stanie opanować drżenia kolan.

- Yuuri. – wydyszał – Yuuri... kocham... o Boże... Yuuri... blisko...

Spełnienienio przyszło jak uderzenie pioruna – niespodziewanie i gwałtownie. Dla nich obu. Viktor poznał to po sposobie, z jakim dłoń Yuuriego puściła nabrzmiałą męskość i zacisnęła się na udzie. Gdyby nadal trzymała członka, mogłaby go zmiażdżyć. Jednak cudowne usta zostały na miejscu. Japończyk bez trudu połknął płynną rozkosz ukochanego.

Oddechy pary mężczyzn stopniowo stawały się wolniejsze. Viktor pogładził Yuuriego po policzku.

- Doszedłeś, prawda?

- Mhm.

- No to jesteśmy kwita! – Rosjanin zaśmiał się.

Japończyk wczogłał się na partnera. Zarówno czarne jak i srebrne włosy kleiły się od potu. Na twarzach widniały identyczne leniwe uśmiechy. Jeden nos potarł drugi nos.

- Gdyby były jakieś zawody w robieniu loda, zostałbyś zdyskwalifikowany. – wymruczał Viktor.

- Zdyskwalifikowany? – Yuuri uniósł brew – A za co?

- Nie wiem, za co. Ale na bank zostałbyś zdyskwalifikowany. Osiągasz zbyt dobre wyniki... na pewno w jakiś sposób oszukujesz.

Młodszy z mężczyzn zachichotał. Chwilę potem podniósł się. Nie zrywając kontaktu wzrokowego, usiadł narzeczonemu na udach. Nogi wyciągnął przed siebie, kładąc je po obu stronach głowy Viktora. Między zwiotczałymi po minionym orgaźmie członkami było zaledwie kilka centymetrów.

Rosjanin podciągnął się do pozycji siedzącej.

- Jak teraz nie zniesiesz zakazu dotykania, to jesteś świnią!

- I tak przezywasz mnie świnią.

- Nie, przezywam cię Prosiaczkiem. Pięknym, ponętnym Prosiaczkiem. Wieprzowina to nowy symbol erotyzmu, skarbie.

Dłoń Viktora pogłaskała udo ukochanego, a potem wpełzła pod szlafroczek i przesunęła się na plecy. Palce wolnej ręki odgarnęły Japończykowi włosy z czoła.

- Wyglądasz zjawiskowo. Wiedziałeś, że biały to mój ulubiony kolor?

- Biały? – zdziwił się Yuuri.

- Mhm, biały. Biały, jak lód. A poza tym kręcą mnie rzeczy, które są czyste i nieskalane. Ale nie dlatego kupiłem ci ten szlafroczek.

- Więc dlaczego go kupiłeś?

- Wyjaśnię ci, gdy zniesiesz zakaz dotykania.

- J-już sam go sobie zniosłeś! Dotykasz moich pleców.

- Błagały, bym ich dotknął. Jak mógłbym odmówić?

- Błagały?

Dłoń Viktora masowała miejsce między łopatkami. Japończyk zamknął oczy. Wzdychając, odgiął głowę do tyłu.

- Widzisz? – usta Rosjanina natychmiast przylgnęły do miejsca tuż pod brodą ukochanego – Twoja szyja błaga, bym ją całował.

- Wygląda na to, że moje ciało zniosło zakaz w moim imieniu.

- Zgadzam się. Dziękuję, że mnie porozpieszczałeś. To było cudowne. Ale wiesz... tym, co relaksuje mnie najbardziej, jest rozpieszczenie ciebie. Wiesz dlaczego? Bo uwielbiam sposób, w jaki twoje ciało mówi, że należy do mnie.

Yuuri nie zaprzeczył. Odrobinę przysunął się do partnera, by twardniejące członki mogły zetknąć się główkami. Viktor natychmiast sięgnął w dół. Splótł palce z palcami ukochanego. Złączone dłonie owinęły się wokół przytulonych męskości i rozpoczęły zmysłowy masaż.

Boże, uwielbiam to. – Rosjanin westchnął w myślach – A będzie jeszcze lepiej...

Sięgnął do jedwabnego paska, którym obwiązany był szlafroczek.

- Teraz pokażę ci, dlaczego zainwestowałem w to cudne wdzianko! – wymruczał narzeczonemu do ucha.

Samo wyobrażenie sobie tego, co zamierzał zrobić, było podniecające. Och, marzył o tym, odkąd wypatrzył grzeszny fatałaszek na wystawie sklepowej!

Jedno zwinne pociągnięcie i bielusieńki paseczek znalazł się w dłoni Viktora. Yuuri wydał zaskoczony pisk. Poły szlafroczka nieznacznie się rozchyliły.

- Zostawmy na chwilę naszych chłopców! – Viktor zaświergotał, odciągając dłonie od nabrzmiałych męskości.

Japończyk posłał partnerowi pytające spojrzenie. Rosjanin odpowiedział szatańskim uśmieszkiem. Następnie, pełnym gracji ruchem, jak tancerka obwiązująca kostki taśmami od baletek, obwiązał oba członki jedwabnym paseczkiem.

- B-B-Boże! – różowy po same uszy Yuuri zakrył dłońmi usta.

Obserwował poczynania narzeczonego z mieszaniną wstydu, przerażania i... ekstazy. O, tak! Ekstaza też tam była! Ten słodki Japończyk mógł udawać niewiniątko, ale Viktor swoje wiedział. Ach, coraz wyraźniejszy w brązowych oczach błysk nie pozostawał wątpliwości co do uczuć czarnowłosego mężczyzny – Yuuri pałał do niegrzecznego pomysłu takim samym entuzjazmem, co jego srebrnowłosy kochanek.

Viktor zwieńczył swoje dzieło elegancką kokardą.

- Zobacz, jak ładnie je opatuliłem. – wyszeptał zmysłowym tonem – Gdyby ktoś teraz na nie spojrzał, nie domyśliłby się, że to najbardziej intymne części męskiego ciała. Możnaby wrzucić na Instagram zdjęcie z zagadką „co to jest?".

- Ż-żartujesz! – pisnął oburzony Japończyk.

- Oczywiście, że żartuję! – chichocząc, Rosjanin złożył na czole ukochanego uspokajający pocałunek – Ale musisz przyznać, że wyglądają uroczo.

„Uroczo" – to właśnie powiedział. Chociaż w rzeczywistości miał na myśli: podniecająco, elektryzująco, zajebiście, romantycznie i, och, skarbie, mógłbym dojść od samego patrzenia, no bo sam zobacz, ty i ja, połączeni w tak intymnym miejscu, och Boże, nigdy w życiu nie widziałem czegoś piękniejszego!

- Z początku chciałem użyć prezerwatywy w rozmiarze XXL. – Viktor ciągnął, z uciechą obserwując twarz Yuuriego przechodzącą przez różne stadia czerwieni – Ale bałem się, że nie wytrzyma. Zresztą, to nie ten materiał. To śliskie cudeńko jest znacznie lepsze, nie uważasz?

- V-V-Viktor! T-to jest... aaaaaaach!

Wystarczyło, że jeden z nich nieznacznie drgnął, a ściśnięte przez jedwabny materiał przyrodzenia otarły o siebie w baaaardzo przyjemny sposób. Viktor wydał westchnienie zachwytu.

- N-nie dotykajmy ich, dobrze? – wyszeptał, powoli tracąc jasność umysł.

Yuuri zdobył się jedynie na twierdzące potrząśnięcie głową. Oczy miał zamglone. Rozchylił usta i splótł drżące ręce na szyi ukochanego. Dłonie Viktora ponownie wpełzły pod szlafrok. Sunęły po gładkiej skórze, aż spoczęły na łopatkach Japończyka. Czoła dwójki mężczyzn oparły się o siebie.

W takiej właśnie pozycji rozpoczęli dawanie sobie nawzajem rozkoszy: dłonie na ramionach, dłonie na łopatkach, cichutkie odłosy dyszenia, zmrużone brązowe oczy, na-wpół zamknięte niebieskie oczy, połączone czoła, połączone penisy, połączone serca. Kiedy biodra zaczęły się poruszać, to było jak cud.

- Haaa... - Viktor wysapał, przygryzając dolną wargę – Wiedziałem, że będzie... ach... miło, ale... aaaach, Yuuri.

Intymne. To było kurewsko intymne! Wszystko. Sklejone ze sobą członki, jedwabny materiał, biel paska, różowość obnażonych łepków... och, Boże!

- V-Viktor! – z ust Yuuriego wychodziło płaczliwe kwilenie – Viktor... b-bardzo... Viktor... t-to jest...

- No wiem, kochany. – z czułością odpowiedział Viktor – Wiem.

- P-proszę... och, proszę... tak b-bardzo... Viktor...

W kącikach brązowych oczu pojawiły się łzy. Nie bólu, a przyjemności. Przyjemności tak wielkiej, że zaczęło to być emocjonalnie trudne do zniesienia. Viktor uwielbiał doprowadzać ukochanego do takiego stanu. Zabierać go na krawędź. Sprawdzać granice rozkoszy i... oooooch! Na niego też to działało. Viktor również stał na krawędzi. Spadał w otchłań. Z każdym ruchem połączonych męskości, ach, mogły się poruszać na różne sposoby, bo węzeł nie był zawiązany zbyt mocno i było tam trochę przestrzeni, i, Jezu, penisy pieściły się nawzajem, jakby były dla siebie tym samym, co właściciele, czyli kochankami, bo tylko kochankowie dotykają się w tak delikatny sposób, i jeszcze ten śliski materiał, jak pościel wokół kochanków, i, ach, to było takie cudowne, i z każdym ruchem Viktor toczył ze sobą walkę, by teraz, natychmiast nie dojść!

Chociaż zdawał sobie sprawę, że rozkosz nie może trwać wiecznie.

Paznokcie wbiły się w kark Rosjanina. Ciało Japończyka wygięło się w łuk. Czoło srebrnowłosego mężczyzny wylądowało na mostku ukochanego. Viktor skorzystał z okazji, by zlizać pot z twardych sutków. Od krzyku Yuuriego rozbolały go uszy. Przyjemnie rozbolały. Szczyt był blisko.

- Wiesz... - usta Viktora wyszeptały tuż przy ustach partnera – kiedy dojdziemy, sperma wymiesza się. Nie będzie wiadomo, gdzie zaczynasz się ty, a kończę ja.

Precyzyjnie sekundę później doszli. Nieprzyzwoicie zadowolony z siebie Rosjanin wydał triumfalny pomruk. Japończyk wciąż cichutko pojękiwał. W trakcie amorów szlafroczek zsunął mu się aż do łokci.

Srebrnowłosy mężczyzna rozplątał ubrudzony paseczek i uniósł go na wysokość twarzy. Czubkiem języka skosztował mieszaniny siebie i ukochanego.

Mmm... dobre rzeczy lepiej smakują razem niż osobno. – zdecydował, oblizując usta.

- Jesteś największym zboczeńcem, jakiego znam. – stwierdził Yuuri.

- Och, dziękuję za komplement! Jestem dzisiaj wyjątkowo ambitny. Zamierzam zaliczyć aż trzy bazy! Zostawię mój podpis w trzech miejscach.

Elegancki palec Viktora pogłaskał dolną wargę narzeczonego.

- Jeden.

Potem musnął czubek spoglądającego spod kępki czarnych włosów penisa.

- Dwa. I wreszcie...

Delikatnie uniósł biały materiał i pogłaskał krągłe pośladki.

- Trzy. Powiedz, kochany, mamy tu gdzieś lubrykant? Wydaje mi się, że schowałem go do szafki, ale nie pamiętam.

- Och! – młodszy z mężczyzn zaczerwienił się – Właściwie to... ja już... pod prysznicem...

Rosjanin gwałtownie wciągnął powietrze. Zaraz, zaraz! W sensie, że... wcześniej, gdy poszedł pod prysznic, to zrobił to w celu...? I nie pozwolił partnerowi dołączyć, ponieważ...!

Tak! – wewnętrzny Viktor podskakiwał jak małe dziecko – O Boże, tak, tak, tak, tak! Yuuri, miłości moja! Mój ty kochany, pełny niespodzianek...ach! Żeby pójść pod prysznic tylko po to, by się dla mnie przygotować! Żeby zaplanować to wszystko i... o, mamuuuniu, jeszcze bardziej się w nim zabujałem!

Dla potwierdzenia, srebrnowłosy mężczyzna zanurzył palec w wąskim otworze. Jezu, wnętrze rzeczywiście było wilgotne! I to bardzo wilgotne! Yuuri stanął na wysokości zadania. Samo wyobrażanie sobie, jak stał pod strumieniem wody... z dłonią między pośladkami... myśląc o tym, co będzie robił z Viktorem... samo wyobrażanie sobie tego sprawiło, że... ach!

- Widzę, że ty też jesteś... eghm... gotowy. – Yuuri skomentował rozgrywającą się między nogami narzeczonego scenę.

- Oczywiście, że jestem!

- Zacząłem myśleć, że po dwóch orgazmach nie będziesz miał siiiiiii...!

Japoński prosiaczek kwiknął, gdy dłonie Rosjanina mocno ścisnęły mu pośladki.

- Nie oceniaj człowieka po skokach w drugiej części programu. – srebrnowłosy mężczyzna zganił partnera – Na lodzie może i nie mam najlepszej kondycji, ale na seks zawsze znajdę siłę. Nawet po ultramaratonie.

- Raczej nie przebiegłbyś ultramaratonu.

- Przebiegłbym całą długość Kolei Transsyberyjskiej... pod warunkiem, że dałbyś mi się przelecieć na każdej stacji.

Yuuri zachichotał. Z czułością pogłaskał policzek ukochanego.

- Możemy tak zrobić, Viktor. Ale pojedziemy pociągiem, okej? Tego tylko brakuje, byś z wysiłku zszedł na zawał.

Oburzony brakiem wiary w swoją wytrzymałość, Viktor otworzył usta, by się kłócić. Jednak Katsuki wszedł mu w słowo:

- Pomyśl, ile razy mógłbyś mnie przelecieć, zamiast biec przez wiele tysięcy kilometrów.

Na policzkach Rosjanina pojawił się rumieniec.

Nie wiem, jak ty, - odezwał się sztywny penis Nikiforova – ale ja głosuję za bzyknięciem Yuuriego.

Właściciel przyrodzenia pokiwał głową.

- Na każdej stacji? – zapytał, posyłając narzeczonemu pełne nadziei spojrzenie – Czy to obietnica? Przejedziemy się Koleją Transsyberyjską?

- W sumie... dlaczego nie?

- Łał! Ja i Yuuri pojedziemy na wycieczkę! Już nie mogę się doczekać!

- A tymczasem...

- Mhm, tymczasem...

Yuuri nieznacznie odchylił się do tyłu. Dłonie oparł o uda partnera.

- Naprowadzisz mnie?

- Jesteś pewien, że nie chcesz jeszcze trochę się porozciągać? – palec Viktora troskliwie pogłaskał włębienie między pośladkami.

- Będzie dobrze. Tylko... proszę, zrób to powoli.

Ech... któż mógłby się oprzeć tak słodkiej prośbie?

Srebrnowłosy mężczyzna poczekał, aż ukochany uniesie nieco biodra i ostrożnie przycisnął główkę swojego członka do wilgotnej szczeliny. Od tej chwili nakazał sobie maksymalne skupienie. Wiedział, że Yuuri nie wytrzyma zbyt długo w tej pozycji – z uniesionym tyłeczkiem i nogami wyciągniętymi przed siebie. W tej pozycji oparcie ciężaru ciała na kolanach, tak jak w standardowym „ujeżdżaniu", nie wchodziło w grę. Przy zbyt szybkim opuszczeniu pośladków, czarnowłosy kochanek mógłby poczuć ból. A Viktorowi bardzo zależało, by go przed tym uchronić. Dlatego zaraz po wsunięciu czubka męskości w ciepły otwór, chwycił parntera w talii. Biodra Japończyka zaczęły powoli opadać...

- Aaach! – Viktor przygryzł wargę.

Determinacja determinacją, ale wcale nie tak łatwo pozostać opanowanym, gdy Twój fiut stopniowo tonie w wąskim żarze! Robi się coraz cieplej i ciaśniej, a ty wiesz, że nie możesz tego przyśpieszyć, chociaż, uch, bardzo tego pragniesz, ale, cholera, powstrzymujesz się, bo troszczysz się o partnera, a partner musi się przyzwyczaić do nowego uczucia i... och, Boże, co za ścisk!

Męskość Viktora całkowicie zniknęła między pośladkami Yuuriego. Z ust obu mężczyzn wyszło zadowolone westchnienie.

- R-robiliśmy to już w tej pozycji? – Japończyk zapytał głosem drżącym od emocji.

- N-nie... uch... nie wydaje mi się.

A warto zaznaczyć, że robili to w całkiem wielu pozycjach. Stwierdzenie, że przerobili połowę podręcznika kamasutry z całą pewnością nie byłoby przesadą.

Rosjanin zaczął leniwie kołysać biodrami.

- Po... połóż się. – Yuuri nakazał cicho.

- Mmm... jakiś ty władczy!

Viktor z ochotą spełnił polecenie. Gdy tylko wygodnie umościł się na poduszce, przyciągnął do siebie jedną z bladych nóg i złożył na wnętrzu kolana delikatny pocałunek.

- Chcesz, żebym porozpieszczał trochę twoje nogi?

Tak jak ty wcześniej moje? – dokończył w myślach.

W odpowiedzi poczuł na udach paznokcie narzeczonego.

- Tak, proszę. – szepnął Yuuri.

Podobnie jak partner, położył się na plecach. Ze stopami napierającymi na materac, nieznacznie uniósł biodra i kolistymi ruchami zgrabnego tyłeczka, pozwolił, by twardy penis masował mu wnętrzności.

- Och! – Viktor chwycił się kolana, jak tratwy.

Boziu, jakie to było zajebiste! Istny demon z tego Japończyka! Eros w czystej postaci. Tak potwornie seksowny, jak człowiek, który wprowadził go w świat łóżkowych rozkoszy. Ach, żeby tak bezwstydnie obchodzić się z fiutem własnego nauczyciela... żeby wciskać go w siebie, a potem pieścić ukrytymi w cudownej szczelinie mięśniami! Yuuri nie miał żadnych oporów, a Viktor był kurewsko zachwycony.

Jedna z nóg Japończyka została oderwana od pościeli. Rosjanin działał trochę na oślep, ale bez problemum znalazł punkty, o które mu chodziło. Lewą ręką chwycił piętę, a prawą nacisnął palce u stóp, lekko popychając je ku kostce.

- Viktor! – pisnął Yuuri.

Gwałtownym szarpnięciem bioder, nadział sobie twardość ukochanego na prostatę.

- Oho? – wymruczał Viktor – Miło wiedzieć, że nie tylko ja mam wrażliwe stopy.

- Oczywiście, że są... ach... wrażliwe. Po programie dowolnym, jestem cały obolaaaaa...!

Pod wpływem masującego śródstopie kciuka, pośladki zacisnęły się wokół penisa jak kleszcze. Rosjanin głośno jęknął.

- Podczas programu dowolnego... - zaczął, gdy odzyskał oddech – byłeś niegrzecznym chłopcem. Pięć poczórnych bez konsultacji z trenerem? Nieładnie, Yuuri, nieładnie...

Zaczął intensywnie masować podudzia Japończyka. Tyłeczek Yuuriego uroczo zadrżał.

- Sam powiedziałeś, że to było... och, Boże... cudowne.

- Bo było cudowne, skarbie. Ale też cudownie niebiezpieczne. Nie chciałbym, żebyś... Jeeeezu! Ahahaha!

Młodszy z mężczyzn wybrał akurat tem moment, by przypomnieć, że on też ma dostęp do nóg partnera. Obie stopy Viktora zostały połaskotane. Wybuch śmiechu skończył się dla Rosjanina gwałtownym szarpnięciem bioder, uderzeniem męskością o wnętrze ukochanego i łzami w oczach. Kurwa mać, mało brakowało, a by doszedł!

- T-to było zagranie poniżej pasa! – oświadczył oburzonym tonem.

- Dosłownie poniżej pasa. – zaśmiał się Japończyk.

- Już ja ci zaraz dam „dosłownie poniżej pasa"!

W niebieskich tęczówkach pojawił się drapieżny błysk.

- Doigrałeś się, Yuuri!

Jedną ręką Viktor chwycił męskość ukochanego, drugą przyciągnął stopę Katsukiego do swoich ust i zębami wbił się opuszkę dużego palca.

Od tamtego momentu niewiele pamiętał.

Pamiętał, że Yuuri sporo krzyczał. Dosyć często imię Pana Boga, ale jeszcze częściej imię rosyjskiego kochanka. Viktor, z kolei, sporo pojękiwał, jednak tłumił większość jęków, przyciskając usta do różnych miejsc na nodze wybranka. Nie omieszkał zostawić całej masy malinek. Łóżko trzeszczało. Połowa pościeli wylądowała na podłodze. W powietrzu unosił się zapach potu i seksu. Splecione ze sobą ciała poruszały się coraz szybciej, aż wreszcie to wszystko – Viktor w Yuurim, penis Yuuriego w dłoni Viktora, Viktor obejmujący nogę Yuuriego, Yuuri wbijający paznokcie w uda Viktora – wszystko to stało się zbyt przytłaczające i rozkosz znalazła ujście. Tyle Viktor pamiętał. Potem była jedynie ciemność...

Ciemność, orgazm i miłość.

Gdy wreszcie odzyskał jasność umysłu, wciąż leżał na plecach. I wciąż był zupełnie nagi. Jednak części od pasa w dół zostały przykryte miękką kołdrą. Viktor nie był w stanie przypomnieć sobie, kiedy to się stało. Jedynym z czego zdawał sobie sprawę, był fakt, że było mu niesamowicie dobrze. I że trzymał w ramionach najpiękniejszego mężczyznę na świecie.

Z policzkiem wtulonym w muskularne ramię Yuuri obserwował jak jego własny palec kręci na mostku ukochanego leniwe kółka. Klatka piersiowa Viktora unosiła się i opadała w powolnym, zarerwowanym dla odpoczynku po uprawianiu miłości, rytmie. Rosjanin wplótł dłoń w czarne włosy i złożył na czole Japończyka delikatny pocałunek.

- Yuuri.

Rozmarzone spojrzenie brązowych oczu powędrowało w górę.

- Yuuri, chcę ci coś dać. – Viktor wyszeptał, trącając nos ukochanego własnym.

- Prezent?

- Mhm.

- Och, Viktor... naprawdę nie powinieneś wydawać na mnie aż takich ilości pieniędzy. Źle się z tym czuję.

- Nie wydałem na tę rzecz ani grosza.

W oczach Yuuriego pojawił się przebłysk zaciekawienia. Uśmiechając się, srebrnowłosy mężczyzna sięgnął do szafki nocnej, na którym leżała sterta starannie poskładanych ubrań. Fioletowy woreczek był bezpiecznie schowany w kieszeni spodni.

To idealny moment. – pomyślał Viktor – Lepszego nie mógłbym sobie wymarzyć.

Serce łomotało mu w piersi, gdy wręczał narzeczonemy jedwabną sakiewkę. Katsuki podniósł się do pozycji siedzącej i niepewnym ruchem wymacał materiał.

- Pusta? – posłał Viktorowi zdziwione spojrzenie – Nie czuję, by cokolwiek było w środku.

- Ale coś jest w środku.

- T-tak? A... c-co dokładnie?

- Kawałek mnie.

Palce Japończyka nareszcie poluzowały sznureczek. Yuuri miał minę, jakby nie wiedział, czego się spodziewać.

- Dałem to Yakovowi do przechowania siedem lat temu. – Viktor westchnął, gładząc narzeczonego po ramieniu – Chciałem to oddać miłości mojego życia. Rzecz w tym, że nie ufałem sobie. Bałem się, że źle wybiorę. Dlatego poprosiłem Yakova o pomoc. W tamtym czasie nikt nie znał mnie lepiej od niego.

- Czyli... - Yuuri przełknął ślinę – Skoro Pan Feltsman oddał ci to... wiedząc, że dasz to mnie... t-to znaczy, że mam jego błogosławieństwo?

Srebrnowłosy mężczyzna zaśmiał się serdecznie.

- Tak, Yuuri. – pocałował czubek czarnych włosów – Wręczenie ci tego oznacza stuprocentowe błogosławieństwo Yakova. A wcale nie tak łatwo je uzyskać, wierz mi. Fakt, że Yakov mi to oddał, i to zupełnie bez wahania, oznacza ni mniej ni więcej... że jego zdaniem jestem z tobą szczęśliwy.

Palce Yuuriego zacisnęły się na fioletowym woreczku. Mimo to wciąż nie zajrzały do środka.

- Jesteś ze mną szczęśliwy?

Viktor pocałował przestrzeń między oczami ukochanego.

- Jestem. – wyszeptał z czułością – Bardzo. Na co jeszcze czekasz? Nie chcesz wiedzieć, co dostałeś?

- Chcę. Bardzo chcę. Ale... jakby to powiedzieć... jestem jednocześnie podekscytowany i niespokojny. Mam przeczucie, że to coś bardzo ważnego. Dla ciebie.

- To jest coś bardzo dla mnie ważnego. Czy raczej... to, co zostało z czegoś bardzo dla mnie ważnego. W tym woreczku jest moja przeszłość, Yuuri.

To stwierdzenie w końcu przekonało opornego Japończyka do obejrzenia prezentu. Drżąca dłoń zniknęła między fałdami fioletowego materiału... i wyciągnęła ze środka cieniutki – niewiele grubszy od rzemyka – srebrny warkocz. Bardzo długi srebrny warkocz.

Twarz Katsukiego w ekspresowym tempie nabrała koloru purpury.

- B-Boże! – Yuuri zakrył dłonią usta – N-nie... n-niemożliwe! Czy to jest...

- Tak. – Viktor potwierdził szeroko się uśmiechając – To jest to, o czym myślisz.

- A-ale jak?! – Japończyk wyrzucił z siebie piskliwym głosem – Kiedy... przecież...

- Proszę. Jeśli chcesz, możesz porównać kolor.

Rosjanin chwycił przegub ukochanego i powoli zbliżył dłoń z warkoczem do swojej twarzy. O ile to możliwe, Yuuri jeszcze bardziej poczerwieniał.

- O matko... a więc naprawdę... to naprawdę Twoje włosy! Viktor, ty... ty...

- Podoba ci się prezent?

- O Boże, chyba umrę! ACH! Nie to miałem na myśli. Znaczy... znaczy ja... nie wiem, co powiedzieć i... jestem zaszczycony, ale... - wziął głęboki oddech. - To jest tak bardzo intymne.

Obie dłonie Japończyka uniosły warkocz na wysokość twarzy. Brązowe oczy wpatrywały się w srebrny kawałek ukochanego z takim wyrazem, jakby trzymały wielki skarb. Nie, nie skarb! Świętość. Yuuri patrzył na włosy Viktora jak na świętość.Wyglądał, jakby nie trzymał włosów, lecz serce.

Może... może rzeczywiście tak było? Przez wiele, wiele lat te włosy zajmowały szczególnie miejsce w sercu Viktora. Były częścią jego tożsamości. Tego, kim był. Kiedy je ściął, to było jak urodzenie się na nowo.

- Są takie długie. – szepnął Yuuri.

- Sięgały mi do pasa.

- I to wszystko, co po nich zostało?

- Yakov ma jeszcze jeden warkoczyk. Taki sam, jak ten. Kiedy mu go dawałem, zarzekał się, że go wyrzuci... ale idę o zakład, że włożył go do tej samej szkatułki, w której trzyma pukiel włosów Lilki. Co do reszty moich włosów... no cóż, wylądowały w kuble.

- W kuble? - Japończyk powiedział to takim tonem, jakby jego ukochany popełnił świętokradztwo.

Rosjanin cicho parsknął.

- Facet, który mnie ostrzygł, nie był jakimś szczególnym romantykiem. Zresztą, zanim w ogóle wziął do ręki nożyczki, dałem mu do zrozumienia, że nie chcę widzieć moich włosów na Ebayu, czy jakiejś innej stronie. Gdyby chodziło o moje ubrania, nie byłoby problemu. Ale włosy zawsze były dla mnie czymś bardzo osobistym.

- P-po tym jak ściąłeś włosy, na Ebayu zaroiło się od ofert. – w głosie Yuuriego dało się wyczuć nutę irytacji – Ludzie życzyli sobie niebotycznych sum za pukle włosów, które rzekomo należały do ciebie. Nigdy tego nie skomentowałeś. W żadnym wywiadzie.

- Uwierzyłeś, że wśród tych ofert mogły się znaleźć moje włosy? – Viktor zachichotał.

- Sądziłem, że wszystko jest możliwe.

- I co? Gdyby było cię stać, zakupiłbyś sobie kawałek mnie?

Młodszy z mężczyzn potrząsnął głową.

- Nie miałem aż takiego fioła na twoim punkcie. Nigdy bym czegoś takiego nie zrobił. Nawet nie brałem tego pod uwagę. Ale...

- Ale?

- Myśl, że ktoś inny mógłby tak po prostu kupić twoje włosy, doprowadzała mnie do szału. Byłem z tego powodu wściekły. Choć sam nie do końca rozumiałem, dlaczego.

Viktor uśmiechnął się z czułością. Oparł brodę o ramię partnera.

- Cieszę się, że byłeś wściekły. Też nie wiem, dlaczego.

Yuuri zawahał się.

- Jesteś pewien, że chcesz mi oddać ten warkocz? N-nie wolałbyś... umm... zachować go dla siebie?

- Yuuri, mam na głowie to samo. – rechocząc, srebrnowłosy mężczyzna cmoknął narzeczonego w ramię – Jak będę potrzebował warkoczyka, to go sobie zapuszczę. Chociaż w ogóle mnie do tego nie ciągnie. Nosiłem długie włosy przez prawie dwadzieścia lat. Wystarczy mi do końca życia.

- Masz takie piękne włosy...

- Lubisz ich dotykać, prawda?

Japończyk niepewnie przytaknął.

- Kiedy zrobiłeś to po raz pierwszy, powiedziałeś, że nie mogłeś się powtrzymać. – Rosjanin przypomniał sobie z rozmarzonym uśmiechem – To jeszcze jeden powód, dla którego tak chętnie oddaję ci moję włosy. Wiem, że to cię podnieca. Od teraz zawsze będziesz mógł nosić ze sobą kawałek mnie. Będę przy tobie, nawet gdy zdarzy nam się przebywać w różnych krajach. – zakończył zmysłowym szeptem.

Miał cichą nadzieję, że Yuuri wykorzysta srebrny warkoczyk, by się masturbować. Ach, ach, oby tak było!

- Dziękuję! – Yuuri zarzucił narzeczonemu ręce na szyję – T-to naprawdę... ja nawet... nawet nie umiem wyrazić, ile to dla mnie znaczy! T-troche mi głupio.

- Głupio? A dlaczego?

- B-bo dostałem od ciebie coś tak osobistego!

- Hm... chyba wiem, jak sprawić, by przestało ci być głupio. Bo widzisz... kiedy planowałem podarować ci moje włosy, nie byłem kompletnie bezinteresowny. Chciałbym dostać coś w zamian. Jest coś, czego bardzo pragnę. I tylko ty możesz mi to dać.

Palce Rosjanina delikatnie pogłaskały czarne włoski na karku Japończyka. Yuuri zarumienił się w taki sposób, jakby został pogłaskany po męskości. Zrozumiał.

- Czy ja też... mógłbym dostać kawałek ciebie? – Viktor wymruczał ukochanemu do ucha.

- Chcesz wymiany? – brązowe oczy zaszły mgłą – Nawet w Barcelonie nie zrobiliśmy czegoś tak... romantycznego. Mój pomysł z obrączkami nagle wydaje mi się strasznie tani.

- Ani mi się waż! Ani mi się waż umniejszać wagi obrączek, które dla nas kupiłeś. Ta obrączka... - usta srebrnowłosego mężczyzny ucałowały złoty krążek – to najcenniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek dostałem. Obrączki i włosy to dwie różne sprawy. Obrączki to wiadomość dla świata... by cały świat wiedział, że jesteśmy razem. Natomiast włosy są dla nas. Ja... chcę, żeby to był nasz sekret, Yuuri. Coś tylko między tobą i mną. Znaczy, Yakov wie, ale... rozumiesz, co mam na myśli?

- Tak. Tak, rozumiem. Rozumiem też, dlaczego w zeszłym tygodniu nie pozwoliłeś mi pójść do fryzjera.

- No ba! Muszę mieć co ciąć. Powiedz, nie masz nic przeciwko, żebym zrobił to teraz?

- T-teraz? A n-nie wolisz poczekać, aż trochę urosną?

- Nie. Wystarczy mi maleńki kawałek.

- M-może chociaż je umyję, czy coś?

- Nie. Chcę je właśnie w takim stanie.

Po seksie. – Viktor wymruczał w myślach – Pachnące chwilami rozkoszy. Za każdym razem, gdy wezmę je do ręki, przypomnę sobie, co razem robiliśmy. Bo ja NA PEWNO będę się masturbowal, wdychając ich zapach!

Yuuri chyba odgadł, co chodziło narzeczonemu po głowie. Mimo to nie powiedział na ten temat ani słowa. Odrzucił kołdrę i zupełnie goły przeszedł przez pokój. Ukląkł przy swojej walizce. Wzrok Viktora z zachwytem obserwował parę obnażonych pośladków.

- Musisz częściej chodzić nago po domu. – stwierdził, opierając podbródek na dłoniach – Grzechem jest ukrywać tak piękne ciało.

Czubki uszu Japończyka poróżowiały. Z kosmetyczką w dłoni czarnowłosy mężczyzna wrócił do łóżka.

- Gdzieś tutaj powinienem mieć nożyczki. – wyszeptał.

- Ja wyłudziłem od Miłeczki gumkę do włosów. Niebieską.

- To mój ulubiony kolor.

- Wiem.

Kilka minut później Yuuri klęczał na materacu tyłem do partnera. Końcówki czarnych włosów zostały uwiązane w miniaturowy kucyk. Japończyk zadrżał, gdy chłodna stal nożyczek połaskotała mu kark.

- Jesteś gotowy? – bardzo cicho zapytał Viktor.

- T-tak. A ty?

- Oj, tak.

Obaj wstrzymali oddechy. Rozległ się odgłos cięcia.

XXX

Do występu Yuuriego pozostało kilka minut. Korzystając z chwili samotności, Viktor wyciągnął z kieszonki garnituru jedwabny woreczek. Identyczny jak ten, który dał ukochanemu, tylko niebieski. Przypomniała mu się duetowa wersja „Stammi Viccino".

Szkoda, że dzisiaj jej nie pojedziemy. – pomyślał z żalem – No cóż, może we Francji.

Wyjął pukiel czarnych włosów i zbliżył go do twarzy. Wzdychając, wciągnął zapach swojego skarbu. W jego głowie pojawił się rząd obrazów: biały szlafroczek, splecione ze sobą nagie ciała, uczucie bycia w Yuurim... ach.

Ciszę przerwał odgłos kroków. Cenna własność Nikiforova powrócił do kieszonki. Zza zakrętu wyłonił się mężczyzna w bluzie reprezentacji Japonii.

- Dogrzałeś się? – Viktor zapytał z uśmiechem – Jak się czujesz?

- Czuję się świetnie. – Yuuri objął narzeczonego w pasie.

Jakiś czas tulili się do siebie.

- Viktor, muszę ci coś powiedzieć.

- Jesteś w ciąży?

Czarnowłosy mężczyzna cicho parsknął.

- Haha, bardzo śmieszne! Nie, nie jestem w ciąży. Ale jest coś, o czym ci nie powiedziałem. Bo widzisz ja... tak jakby... zmieniłem mój występ na Galę. Program, który ułożyliśmy jest śliczy, ale... chciałbym pojechać dzisiaj coś innego.

Spojrzenie rosyjskiego trenera natychmiast spoważniało. Viktor odsunął podopiecznego na odległość ramienia.

- Zmieniłeś program? – powtórzył zszokowanym głosem.

- Tak.

- Chwilę przed Galą?

- Konkretniej tydzień przed.

- Organizatorzy wiedzą?

- Tak.

- Czemu ja nic nie wiedziałem?!

Teraz gdy o tym pomyśleć, to przez cały ubiegły tydzień Yuuri znikał gdzieś wieczorami. Mówił, że pomaga z czymś Jurijowi. Plisetsky potwierdził tę wersję. A teraz okazało się, że...

- Pan Feltsman wiedział. – Japończyk wyznał, posyłając ukochanemu przepraszający uśmiech.

- Co? Yakova też w to wciągnęliście? I co on o tym wszystkim powiedział?

- Cóż... zwrócił mi uwagę, że to trochę niemądre, ale poza tym dał mi zielone światło. O niczym ci nie mówiłem, bo to miała być niespodzianka.

Ramiona Viktora nieznacznie rozluźniły się. Nie miał nic przeciwko niespodziankom (można wręcz powiedzieć, że był ich gorliwym zwolennikiem), ale odrobinę martwił się zdrowiem pracowitego Japończyka. Treningi przed Skate America nie należały do najlżejszych. Program z pięcioma poczównymi pewnie też dał Yuuriemu w kość. A teraz jeszcze zmiana Gali! Ale z drugiej strony... skoro Yakov wyraził aprobatę...

- Co to za program, Yuuri? Jechałeś go wcześniej?

- Tylko raz. Ale przez ostatni tydzień sporo nad nim pracowałem. Zadzwoniłem do mojej byłej trenerki z Japonii, żeby dała mi parę wskazówek. Jej podpowiedzi sporo pomogły. W końcu musiałem dostosować program do moich obecnych umiejętności. I zdobyć strój. Bałem się, że nie zdąży przyjść. Na szczęście Minako-sensei przyjechała mnie obejrzeć. Wyjeżdżając z Hasetsu zgarnęła dla mnie kostium.

Viktor bez słowa rozsunął suwak reprezentacji Japonii. Jego oczom ukazał się zasakująco prosty krój – kremowy ze srebrnymi taśmami ułożonymi w literę „X". Z czymś mu się to kojarzyło, ale nie mógł sobie przypomnieć z czym. Zaraz...

- Czy twój strój do „Lohengrina" nie wyglądał podobnie?

- Strój do „Lohengrina" został uszyty na wzór tego.

- Ale był bardziej... hm... wypasiony, prawda? Pamiętam, że miał więcej kryształków.

- „Lohengrin" miał być sposobem na wymazanie mojej porażki. – wetchnął Yuuri - Tej z debiutu seniorskiego. Ale nie do końca mi to wyszło... Tym razem będzie inaczej!

- „Tym razem"?

Z areny dało się słyszeć głośne brawa. Zwyciężczyni wśród solistek skończyła występ. Japończyk uśmiechnął się.

- Już czas.

Rosjanin skinął głową.

- Tak. Już czas.

- Uważnie mnie obserwuj.

- Jak zawsze, najdroższy.

Viktor ujął podbródek Yuuriego i złożył na ustach ukochanego lekki jak piórko pocałunek.

- Nie szalej za bardzo.

- A ty nie zgrywaj odpowiedzialnego trenera.

- Muszę chociaż udawać, że nim jestem. – dłoń srebrnowłosego mężczyzny pogładziła miejsce tuż nad pośladkami partnera – Wczoraj chyba troszkę przesadziliśmy.

- Nie traktuj mnie, jakbym był ze szkła. - Katsuki przewrócił oczami – To już nie te czasy, gdy po jednej rundzie bolał mnie tyłek i musiałeś mi wszystko przynosić.

- Ech, te piękne czasy nie trwały zbyt długo.

- Tak to już jest. Gdy robi się coś... eghm... regularnie.

- Racja. – Viktor wyszczerzył zęby – Chodźmy już. Publiczność zapewne nie może się ciebie doczekać. Ja też umieram z ciekawości.

Nie kłamał. Rzeczywiście był arcyciekawy. Zmienianie całego programu na ostatnią chwilę w ogóle nie było w stylu Yuuriego. Zmienianie skoków, owszem. Zmienianie pewnych elementów choreografii, owszem. Ale żeby całość?

Może Kiciuś Plisetsky maczał w tym palce? W końcu zapewnił imiennikowi alibi. Ale że uzyskali zgodę Yakova?! Nie, coś tutaj się nie zgadzało.

Jak zawsze, w przypadu Gali, na arenie panowała niemal całkowita ciemnośc. Przy głośnym aplauzie publiczności Japończyk wszedł na lód. Viktor obserwował go z przedramionami opartymi o barierkę. Oświetlony przez reflektor kostium wydawał się bardziej złotawy – Yuuri wyglądał w nim bajecznie. Jak bohater opowieści. Ciekawe, do jakiego utworu pojedzie?

- Zwycięzca w kategorii solistów, Yuuri Katsuki z Japonii. – obwieścił komentator – Tytuł programu to „Romeo i Julia". Katsuki powiedział, że chciałby zadedykować ten występ wszystkim debiutującym łyżwiarzom... a także swojemu trenerowi i partnerowi, Viktorowi Nikiforovowi.

Viktor zaczerwienił się. O matko! Przecież ten program to...!

W tym momencie Yuuri zaczął. Już pierwsze sekundy występu niemal całkowicie pozbawiły Rosjanina tchu. Ten pełen wdzięku Japończyk zawsze potrafił pięknie interpretować muzykę, ale teraz zrobił coś znacznie cudowniejszego – chwycił ukryte wewnątrz utworu emocje, a następnie przekuł je w ruchy swojego ciała. Tańczył na lodzie w sposób, wobec którego nikt nie mógłby pozostać obojętnym. A już na pewnie nie Viktor.

Dłoń srebrnowłosego mężczyzny – dłoń z lśniącą obrączką – przylgnęła do piersi i mocno ścisnęła materiał koszuli.

Yuuri. – narzeczony Katsukiego wyszeptał w myślach – Mój piękny i odważny Yuuri.

A więc o to chodziło w tych wszystkich sekretnych treningach! Przez cały ten czas Yuuri ćwiczył swój dawny program dowolny. Program przygotowany dla pełnego nadziei debiutanta przez dawną trenerkę. Program pojechany tylko jeden jedyny raz, podczas pamiętnego Skate America. Miał przynieść japońskiemu łyżwiarzowi zwycięstwo... a stał się symbolem porażki.

Nie! Chwila. Ten program już nie był symbolem porażki! Dzisiejszego wieczoru Yuuri tworzył ten program na nowo.

Co i rusz w występie pojawiały się trudne elementy – elementy, których dawny Katsuki za nic nie miał prawa umieć, a które teraz przychodziły mu śmiesznie łatwo. Poczwórny salchow... poczwórny ritberger... wreszcie, popisowy numer Nikiforova, poczwórny flip! Pęczniejący z dumy Viktor bardzo szybko zrozumiał, że ukochany podopieczny nie jechał tego samego programu, co siedem lat temu. Zmodyfikował niektóre elementy, by pasowały do obecnego Yuuriego Katsukiego. By ten występ mógł jak najlepiej pokazać, jakim łyżwiarzem stał się Yuuri Katsuki.

Poczwórnych skoków było odrobinę za dużo – japoński mistrz nie powinien aż tak forsować się podczas gali. Viktor wiedział, że powinien go za to zganić... ale też doskonale wiedział, że nie będzie w stanie tego zrobić. Nie w sytuacji, gdy czuł się tak bardzo oczarowany, wzruszony, zahipnotyzowany... w sytuacji, gdy w każdej sekundzie nieszczęsnego występu miał ochotę wbiec na lód i porwać ukochanego w ramiona.

Zakończenie tej historii było takie, że Yuuri Katsuki pokonał przeszłość. Dokręcił wszystkie skoki, wzbudził swoim występem nieprawdopodobne emocje i dostał owacje na stojąco. A po zejsciu z lodu, wskoczył na zachwyconego narzeczonego, zarzucając mu ręce na szyję i zaplatając mu nogi wokół pasa, jak małpka. Kilka razy obkręcili się dookoła.

- Podobało ci się? – Yuuri wydyszał z szerokim uśmiechem i policzkami zarumienionymi od wysiłku.

- Mam nadzieję, że było to pytanie retoryczne. – Viktor również się uśmiechał – Pojechałeś jak istota nie z tego świata! To jedna z najlepszych niespodzianek w moim życiu!

Utonęli w namiętnym pocałunku. Japończyk pozostawał zawieszony na ukochanym. Języki ocierały się o siebie z taką dzikością, jakby kierowała nimi adrenalina. Wplecione w srebrne włosy palce lekko masowały skórę głowy. Kiedy wargi wreszcie oderwały się od siebie, na twarzach obu mężczyzn widniały szerokie uśmiechy. Katsuki i jego przyszły mąż zetknęli się czołami.

- Poprosiłem Phichita, by nagrał ten występ. – wyznał podekscytowany Yuuri – Opublikuje go razem z moim programem dowolnym sprzed siedmiu lat. Jako jeden filmik.

- To genialne. – wymruczał Viktor – Jestem z Ciebie taki dumny, Yuuri. Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo.

Ponownie się pocałowali. Równie zachłannie, jak za pierwszy razem.

- Pomyślałem, że samo opublikowanie mojej porażki nic nie zmieni. Jedynie udowodniłbym coś sobie. Ale co z innymi? Ktoś mnie kiedyś nauczył, jak ważna jest więź z innymi łyżwiarzami. Dlatego uznałem, że pojadę ten program jeszcze raz... pokażę, jak dobrze można go pojechać... i udowodnię wszystkim, że jedna porażka wcale niczego nie oznacza.

- Och, Yuuri...

- Kto wie? Może kogoś zainspiruję? Może pomogę komuś wyjść z dołka... tak jak ty niegdyś pomogłeś mnie.

- Żebyś tylko nie rozkochał w sobie zbyt wielu osób. Bo mogę zrobić się zazdrosny...

I znowu usta zderzyły się ze sobą. Dla Viktora nie istniało już nic. Nic poza połączonymi wargami i ścierających się w szalonym tańcu językami.

Do czasu aż zadzwonił telefon.

Para narzeczonych niechętnie przerwała pocałunek. Jedną ręką przytrzymując pozostające w powietrzu uda partnera, Rosjanin wyjął z kieszeni komórkę.

- Phichit wysłał Ci SMSa. – stwierdził po zerknięciu na wyświetlacz.

- Sprawdź, co napisał.

Ich oczom ukazała wiadomość:

Filmik jest już gotowy ;)))) Szybkie pytanko: jak mam go zatytuować??

- Łał. – skomentował Viktor – Jak błyskawica!

- Trwa wojna w zdobywaniu lajków. Zdziwiłbym się, gdyby zajęło mu to więcej niż kilka minut.

- A zatem...? Masz już jakiś pomysł na tytuł?

Yuuri zastanowił się chwilę, po czym z uśmiechem oznajmił:

- „Dawno temu w Detroit".



Notka autorki (dosyć istotna, więc proszę o przeczytanie :3)

A zatem... oddaję w wasze ręce ostatni rozdział opowiadania, nad którym pracowałam przez ostatnie kilka miesięcy. Czuję się przy tym tak, jakby oddawała wam kawałek mojego serca.

W pewnym sensie tak jest.

"Dawno temu w Detroit" zajmuje szczególne miejsce w moim sercu.

Dziękuję wszystkim wspaniałym ludziom, którzy wraz ze mną udali się na tę wyjątkową wyprawę, jaką jest przeszłość Yuuriego i Viktora.
Napisałam to opowiadanie przede wszystkim dla siebie. Mimo to cieszę się, że przy okazji udało mi się uszczęśliwić kilka (kilkanaście?) osób (w większości zupełnie dla mnie obcych). Dziękuję wam. Bardzo.

Wkrótce zamieszczę tutaj bardziej rozbudowanie PODZIĘKOWANIA i informację o KONKURSIE dla czytelników. Nie zrobiłam tego od razu, gdyż nie chciałam zwlekać z publikacją rozdziału.

Trzymajcie się ciepło i do zobaczenia wkrótce!

ps. Motywacja autora jest czymś bardzo delikatnym i kruchym. Wielu autorów pisze swoje opowiadania, godząc pisanie z całą masą innych obowiązków (studia, praca, opieka nad zwierzakiem). Ponadto, żeby fanfik mógł powstać, często nie wystarczą dobre chęci, trochę wolnego czasu i dobry pomysł - bardzo wiele zależy też od NAWy (Nastrój, Atmosfera, Wen :3) i czynnika o tajemniczej nazwie PWW (Poczucie Własnej Wartości). Najlepszy sposób na "doładowanie" NAWy i PWW to zostawienie autorowi KOMENTARZA bądź GWIAZDKI (najlepiej jednego i drugiego). Jeśli tego nie zrobisz, czytelniku, i tak będę cię lubić :) Ale jeśli znajdziesz trochę czasu, by pomóc mi "naładować akumulatory", będę cię lubić 1 000 000 razy bardziej.

ps2. Uświadomiłam sobie, że nie przesłałam wam jeszcze linka do mojego Tumblra, a zatem czynię to teraz:
https://www.tumblr.com/blog/joracalltrise

ps3. Na kolejnej stronie znajdziecie specjalną ANKIETĘ DLA CZYTELNIKÓW (zachęcam do rozwiązania, może być zabawnie) oraz ZAPOWIEDŹ KOLEJNEGO OPOWIADANIA. 


ps.4 Zupełnie zapomniałam... tutaj macie występ, którym się inspirowałam, gdy opisywałam Program Dowolny Yuuriego. Zapewne nie zdziwi was fakt, że jest to występ Yuzuru Hanyu - w dodatku jeden z moich ulubionych występów, skoro o tym mowa :3 . Zapraszam do obejrzenia!


https://youtu.be/hH0hMu8p6YI

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro