63. Kou
Wzdrygnąłem się, gdy Saki złapał mój nadgarstek. Jego place zdawały się parzyć moją zimną skórę. Rozpalać ją do czerwoności.
- Kou, spójrz na mnie - Szepnął, a mi serce zabiło mocniej. Nie miałem dość siły, by na niego spojrzeć. Nie chciałem, by jego przeszywające oczy obserwowały mnie ze współczuciem, albo co gorsza, niepokojem. Saki miał to do siebie. Jego wzrok mówił wszystko. Czy był zły, poirytowany, wesoły czy zmartwiony. Było to po nim widać.
- Kou... - Szepnął. Z jednej strony chciałem zostać sam, by wyszedł, albo bym to ja mógł stąd uciec. Krzyknąć do niego "zostaw mnie w spokoju". Jednak ciepły głos Sakiego... Też tak bardzo chciałem się do niego przytulić, by pogładził mnie po włosach i powiedział, że już jest okej. Wtedy może on sam uwierzyłby w to. Jednak nim zdążyłem się namyślić, Saki podjął decyzję za mnie.
Jego uścisk był bardzo delikatny. Poczułem przyjemny, subtelny zapach jego perfum. Od zawsze używał tych samych. Już w czwartej klasie podstawówki je miał. Nie pamiętałem firmy, jednak była to mała, jak na swoją cenę, buteleczka, która starczała mu na pół roku. Miała słodki, może trochę kwiatowy zapach i czasami się zastanawiałem czy to na pewno są to męskie perfumy.
Nawet nie wiedziałem dlaczego, łzy znowu stanęły mi w oczach, a ogromna gula zaczęła rosnąć w gardle. Automatycznie poczułem się gorzej. Okłamywałem tak wspaniałego człowieka. Saki nie zasłużył na to. Jednak za każdym razem, gdy, chociaż pomyślałem o tym, by mu powiedzieć, robiło mi się słabo.
Jakby zareagował na to, że jesteśmy przyjaciółmi z dzieciństwa? No a ja jestem chłopakiem, który zniknął bez słowa, skrzywdził go, a potem wrócił i miał czelność się do niego zbliżyć? Więcej, by się do mnie nie odezwał. To by był koniec. Straciłbym Sakiego na zawsze. Jednak miałem wrażenie, że go też mogłoby to bardzo zaboleć. Znowu bym go skrzywdził.
Drugą rzeczą, było wyznanie swoich uczuć. Co sobie pomyśli? Spał z gejem w jednym łóżku. W tym przypadku też, Saki już nigdy, by się do niego nie zbliżył. Stałoby się to, czego bałem się najbardziej. Straciłbym go bezpowrotnie przez własną głupotę. Brak umiejętności panowania nad sobą i swoimi uczuciami. Ich obecna relacja była idealna. Wystarczało mi, że mogłem go kochać, ale z drugiej strony... Co by się stało gdybym zrobił krok do przodu? Przecież to był Saki, wiele razy udowadniał, jak bardzo jestem dla niego ważny, ale jednak... Gdzieś z tyłu głowy była ta niepewność, strach zrobienia kroku i popsucia tego, co mamy teraz. Właściwe nie wiedziałem, w którym momencie to uczucie zaczęło kwitnąć. Chyba podświadomie wiedziałem to od początku, tylko nie potrafiłem się do tego przyznać. Od pierwszego dnia, gdy usłyszałem ciepło w jego głosie i zobaczyłem uśmiech, który był warty wszystko. Dlatego też tak bardzo bałem się to zepsuć. Chciałem po prostu być przy nim już zawsze. Nieważne czy musiałabym się pogodzić ze swoimi uczuciami, schować je głęboko w sobie. Nigdy nie poznał nikogo, kto byłby dla niego tak ważny. Osobę tak ważną. Na kim tak bardzo by mu zależało. Miłość to zagadka, którą ciężko rozgryźć. Nie możemy wybrać osoby, którą pokochamy czy czasu, w którym to zrobimy. Po prostu nagle przychodzi to do nas. Sprawiając, że ktoś staje się dla nas całym światem. No i ostatecznie, mimo wszystko, tak bardzo cieszyłem się, że mogłem pokochać akurat jego.
- Martwię się o ciebie - Szepnął, wzmacniając uścisk, a mi zrobiło się słabo. To, czego najbardziej na świecie nie chciałem, to, by Saki przejmował się moim życiem. Pewnie sam miał wystarczająco problemów. Dlaczego miałby zadręczać się też tym, co dzieje się u niego? (Bo on cię kocha, debilu)
Ramiona mi opadły, to nie miało sensu. Powinienem być na samym dnie zmartwień Sakiego. Jednak mu tak zależało. Jakimś cudem zawsze wiedział, gdy coś go dręczyło. Musiałem przyznać, że jeśli powiedział, że będzie dobrze lub, że wierzy we mnie, to naprawdę myślałem sobie, że właśnie tak, a nie inaczej będzie. Dawał mi jakąś taką... Siłę? Uczucie ciężkie do zrozumienia i opisania.
- przepraszam Saki - W końcu się poddałem, odwróciłem się i wtuliłem się w jego tors. Teraz słyszałem jak jego serce, w porównaniu do mojego, bije powoli i rytmicznie.
- Nie przepraszaj mnie, głupku - zaczął mnie gładzić po włosach. Skąd wiedział, jak bardzo to uwielbiam? - Po prostu zacznij ze mną rozmawiać, mówić o sobie. Nie możesz wiecznie wszystkiego w sobie chować. To nie jest zdrowe, Kou. Chce ci pomóc... Nie jestem na ciebie zły, po prostu czuje się bezradny, że nie mogę nic zrobić. W szczególności, że nie rozmawiasz ze mną - Czułem, jak robię się ciężki. Nie wiedziałem co mu odpowiedzieć, więc wydałem z siebie coś w stylu "yhm" i przytuliłem się mocniej. - Chyba musimy pogadać - szepnął, a ja wiedziałem, że to będzie jedna z najtrudniejszych rozmów, jakie odbędziemy. Miałem ochotę powiedzieć, że padam na twarz i chce się położyć, że pogadamy jutro, ale wiedziałem, że im dłużej będę zwlekać, tym gorzej będzie.
Powiem mu to teraz, tutaj, bez pierdolenia. Wziąłem głęboki oddech i spojrzałem się na niego.
- Muszę ci coś wyznać - powiedziałem głosem pełnym powagi (a przynajmniej miałem nadzieję).
Właśnie teraz, tutaj, rozwiążemy wszystkie niewiadome. Pora wyjść z szafy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro