43. Kou
Idąc sam na sam z Mią, czułem się lekko niezręcznie. Zawsze był z nami Hagi, czy też Saki, a teraz cisza po prostu nas (Przynajmniej mnie) przygniatała. Weszliśmy do naszego pokoju i wtedy padły pierwsze słowa.
-Fajne macie łóżko- usiadłem, a Mia rozwaliła się na nim. Zwiesiłem głowę i zacząłem bawić się plecami. -Słuchaj Kou...- zaczęła i wywaliła się na łóżku. -Mogę cię o coś zapytać?- Pokiwałem powoli głową, udzielając jej zgody.
-J.. Jasne- uśmiecham się blado.
-Czy ty...- Pierwszy raz widziałem speszoną Mię. Był to najdziwniejszy widok w moim dotychczasowym życiu. -No... Kochasz go?- Zarumieniłem się mocno i poczułem, jak robi mi się słabo.-Kochasz Sakiego?- Powiedziała już pewniej. Zacząłem się wiercić, myśląc o tym, jak mogę się z tego wykaraskać.
-Ja...- zacząłem. Wzrok Mii, był tak intensywny... Wziąłem głęboki oddech- Chyba od zawsze go kochałem...- Rozłożyłem się obok niej.
-Od zawsze?- zapytała zdziwiona.
Z jakiegoś powodu nie miałem zamiaru kłamać. Chciałem powiedzieć jej wszytko, nie pomijając żadnego szczegółu.
-Po prostu słuchaj, okej? Obiecaj mi, że nigdy, nikomu nie powiesz. Zostanie to między nami i ewentualnie Suki-
-Co Suki ma do tego?- zapytała zdziwiona.
-Mia... Proszę..-
-Okej, spokojnie- zamknąłem oczy. To pomogło mi przekonać mózg, że mówię wszystko sam do siebie.
-Znałem Sakiego już wcześniej, dokładniej w podstawówce. Wpadłem na niego w drzwiach, pierwszego dnia. Zacząłem go przepraszać, a on odparł, że nic się nie stało i, że to jego wina. Potem rozmawialiśmy. Szybko zostaliśmy przyjaciółmi, był dla mnie jak tlen, nie umiałbym bez niego żyć. W piątej klasie zorientowałem się, że go kocham. Chciałem mu powiedzieć, ale nigdy nie dałem rady. W szóstej klasie moja matka się rozwiodła, wyjechaliśmy z miasta, nie zdążyłem się pożegnać- głos mi się załamał - Chciałem się z nim skontaktować, ale matka stwierdziła, że zaczynamy od zera. Straciłem wszystko i zniknąłem z tamtego życia.- musiałem na chwilę przerwać. - Dokładnie pamiętałem dzień, w którym pożegnałem się z Sakim ostatni raz- Potem go zobaczyłem, stojącego tam z Hagim i wszystko się zawaliło... To wróciło, uczucie, którym go darzyłem zawsze, ból i poczucie winy. Zamierzałem trzymać się z daleka, przetrwać to, a potem....- Zawahałem się- Ty się pojawiłaś. Zacząłem z wami rozmawiać i już nie potrafiłem przestać. Saki mnie nie pamięta, zmieniłem się. Zapytał mnie na nocowaniu, czy się kiedyś znaliśmy, a ja mu odpowiedziałem, że nie. Kou z tamtych lat umarł. Nie chce go znowu skrzywdzić... Nie chce, by pamiętał mnie z tamtych lat. To już było, nigdy nie wróci. Straciłem to i.... widocznie tak miało być- otworzyłem oczy i spojrzałem na dziewczynę. Siedziała, a po jej policzkach spływały łzy. -Jezus...- również usiadłem- Przepraszam Mia- przytuliłem ją.
-To wszystko...- zaczęła powoli- Jest tak bardzo nie fair. Kou... Tak bardzo mi przykro...- po Mii spodziewałbym się wszystkiego, ale nie takiej reakcji. Raczej, że krzyknie, że mam się brać w garść i już o tym nie myśleć, czy coś w tym stylu, ale to?
-Już dobrze, cieszę się, że mogę przy nim być. Mam to dzięki tobie, nie jestem sam- Mia spojrzała na mnie, otarła łzy i uśmiechnęła się szeroko.
-Ciesze się, że cię poznałam skarbie- jej zakochanie się zmieniło, to było nawet miłe, ale skarbie? Gdyby Kou, nie był Kou, pewnie zapytałby Mię, czy ta przypadkiem nie jest chora.- Możesz na mnie liczyć, zawsze ci pomogę. Rozumiesz?- uśmiechnęła się.
No i wtedy wbił Saki
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro