Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

37. Kou

Pierwsze co usłyszeliśmy, gdy weszliśmy do sali lekcyjnej, to, że jedziemy na wycieczkę.
-Spędzicie cały, calutki tydzień w Hakone.- z uśmiecham oznajmiła, starsza kopia Mii. - Będziemy mieszkać w hotelu, który w swoich usługach ma.... Teraz proszę o wiwaty- parę zdesperowanych osób zaczęło klaskać. -Gorące źródła!- Rozległo się pojedyncze jej, które jak szybko się okazało, należało do Mii.-No ejj- westchnęła wychowawczyni- Entuzjazm jak na bingo dla staruszków...- po tych słowach zapadła grobowa cisza. Siedzieliśmy tak dobre dziesięć minut gdy wreszcie przytłoczona atmosferą wychowawczyni znowu zabrała głos.- Chętni wpisują się na listę powieszoną przy drzwiach, radzę szybko się zdecydować, bo wyjeżdżamy już za dwa tygodnie- po czym wyszła, bez dzwonka, pożegnania czy czegokolwiek, tym samym dając nam do zrozumienia, że jest zła.

-Co o tym myślisz, Kou?- zapytał Saki. Nie musiałem na niego spoglądać, by wiedzieć, że przeniósł wzrok na mnie.
-No nie wiem...- bąknąłem
-no weź, będzie fajnie! Wiesz, jakie tam są widoki?!-
-No wiem...- byliśmy tam razem w drugiej klasie podstawówki. Był styczeń, a miasto pokrywał śnieg. Spędzaliśmy dnie w gorących źródłach, patrząc na górę Fuji... Zachwycaliśmy się jej pięknem i to jak śnieg lśni na jej szczycie. Mimo że od tego czasu minęło już parę lat, ja dalej pamiętam, blask gwiazd tamtego dnia, a ta najjaśniejsza, siedząca obok mnie, ogrzewała znacznie bardziej, niż jakieś gorące źródła.

-.... K, Kouuuu!- z zamyślenia wyrwał mnie głos Sakiego. Przeniosłem na niego wzrok.
-Hym?- mruknąłem, ziewając.
-Czy ty mnie w ogóle słuchasz?- pokiwałem głową.
-Tak, tak. Bardzo...- znowu ziewnąłem- Uważnie- kompletnie nie ogarniam, o czym nawijał.
-Ej.... Wszytko dobrze?- zapytał, a ja poczułem w jego głosie nutkę niepokoju.
-Tak, tak- powiedziałam chyba, aż za bardzo przekonująco.
-Jakoś ci nie wierzę...-
-To po prostu lekkie zmęczenie- stwierdzam, by jakoś złagodzić sytuację.
-W takim razie to, że jedziesz na ten wyjazd, masz już jak w banku-
-Ale...- w tym momencie przerwał mi głos Mii
-Ej ludzie, jedziecie?- zapytała, nachylając się nad nami.- bo ten debil woli zostać i mieć wolną chatę- właśnie w tym momencie pomyślałem, że jak pojadę, to przez cały tydzień nie zobaczę brata, jego obrzydliwego domu i wszystkiego, co z nim związane.
-Jasne, że jedziemy- powiedział Saki, a ja tylko pokiwałem głową.
-Cudnie!- klasnęła w dłonie. Nie byłem pewien tego wyboru. W sumie trochę się bałem...

Ze szkoły do pracy mam niecałe dwadzieścia minut, trudniej jest mi tworzyć wymówki, dlaczego nie wracam z Sakim. To się robi męczące, ale daje radę. W poniedziałki i czwartki jeżdżę tam od razu z liceum, a w resztę dni tygodnia na późniejsze godziny. To jest drugi minus tej pracy. Wracam po ciemku, co w tej okolicy nie jest najbezpieczniejszym pomysłem...
Wchodzę do środka. Jak zawsze, oplótł mnie słodki zapach cynamonu, jabłek i czegoś magicznego... Pokochałem tę małą herbaciarnię, dawała mi ten spokój, którego potrzebowałem.
-Obaa-san?- zacząłem, patrząc w oczy staruszki- Czy... Mógłbym od dwudziestego, aż do dwudziestego siódmego wziąć wolne?- widząc jej uśmiech, już znałem odpowiedź.
-Oh... Myślałam, że nigdy mnie nie zapytasz o urlop. Pracujesz tutaj z takim zaangażowaniem, to wspaniałe, ale zaczynałam się martwić, czy masz swoje życie osobiste- zarumieniłem się lekko. Czy naprawdę tak to wygląda? -Jeśli mogę zapytać, jakie masz plany?-
-Wycieczka szkolna- jak zawsze zaczynam parzyć nam herbaty
- Jedziemy  do Hakone-
-Oh... Moje rodzinne miasto.-
-Naprawdę?- zapytałem zdziwiony.
-Jasne- potem przez bardzo długi czas opowiadała mi o Hakone, oczywiście z małymi przerwami na klientów. Wypuściła mnie do domu trochę wcześniej, bo ponoć czuła w kościach, że zbliża się deszcz.

Droga do domu wydawała się straszniejsza niż wcześniej. Nie wiedziałem, co to sprawia, ale miałem wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Przyspieszyłem, ale w tym momencie poczułem, jak coś mnie ciągnie do tyłu, następnie silna, męska dłoń zakryła mi usta. Z przerażeniem stwierdziłem, że nie mogę oddychać. Zacisnąłem powieki, modląc się do bogów, by ktoś mi pomógł. Wiedziałem, że na pewno się nie wyrwę. Przerażenie mnie paraliżowało.
-Nie bój się kochanie, trochę się zabawimy- zrobiło mi się słabo.

Pomocy

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro