Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

27. Kou

Minęło parę nerwowych dni, w których czekałem na odpowiedzi.
Jak się okazało, dostałem pracę w spożywczym i księgarni. Postanowiłem wziąć obie prace, bo nigdy nie wiem, jak skończę i warto mieć jakieś pieniądze.

Wstałem i się ubrałem. Jeszcze tylko spiąłem długie włosy w kucyk i wyszedłem z domu. Powietrze było rześkie, temperatura ujemna, a drogę do przystanku spowijała lekka mgła, zapowiadająca popołudniowy deszcz. Z ulgą wsiadłem do ciepłego autobusu, zdziwiło mnie, że o tej godzinie jest w nim tak mało osób. Wyjąłem telefon i zmarszczyłem brwi. Była 7.30.
Gdy dojechałem, na stacji stał tylko strażnik ubrany w ciepłą zimową kurtkę, której mimo woli mu pozazdrościłem. Cienka marynarka od mundurka nie była najlepszym wyjściem na tą pogodę.
Wzdrygnąłem się i wszedłem do szkoły. Odetchnąłem z ulgą, czując przyjemne ciepło przychodzące przez całe moje ciało.
-Hej! Kooou!- usłyszałem krzyk i Mia rzuciła mi się na szyję. Uśmiechnąłem się lekko.
- hej- odpowiedziałem i gdy mnie puściła, ruszyliśmy na piętro.

Lekcja trwała już od 20 minut, a dwójki największych spóźnialskich w ciągu dalszym nie było. Jednak już po chwili w sali pojawiają się dwie rozczochrane, zaspane głowy, mamrocząc przeprosiny pod nosem.
- Hej- uśmiecha się do mnie Saki.
-No hej- odpowiadam tym samym i patrzę, jak zaczyna się wypakowywać.
-O czym jest mowa?- marszczy brwi i dodaje- i co to za lekcja?-
-Historia, znowu starożytność- widząc jego załamaną minę, ledwie powstrzymuje się od parsknięcia śmiechem.

Lekcje mijają szybko i nim zdążę się zorientować, jest już matematyka. Przepisuje z tablicy zadanie, jednak coś mi się nie zgadza, nie ma czegoś takiego jak ✓96, marszczę brwi.
Właśnie w tym momencie czuje na swojej dłoni, drugą, większą, silniejszą i tak przyjemnie ciepłą.
-Nie, nie tak- kręci głową i kierując moją dłonią, pisze z przodu jedynkę ✓169. Dobra, to ma sens. -i tutaj nie 48, tylko 46- dodaje po chwili i puszcza moją rękę (tak między nami, to było miłe i chciałbym, by potrzymał ją jeszcze chwilę)
- Dzięki- uśmiecham się lekko i wracam do zadania.
Gdy dzwoni dzwonek, jestem lekko zaskoczony, że to już koniec. Wstaje i zaczynam się pakować.
-Wracamy razem?- pyta się Saki, właściwe jak co dzień.
- Jasne- odpowiadam z zasady.

Zmieniamy buty, a Saki zakłada też szalik i kurtkę, której tak jak rano strażnikowi, lekko zazdroszczę.
Wychodzimy z budynku. Wzdrygam się, czując, jak nieprzyjemny wiatr przeszywa moje ciało.
-No nie mów, że nie masz kurtki, Kou- wzdycha i patrzy na mnie.
-Z.. Zapomniałem zabrać- Dukam, zwieszając głowę. Chwilę później czuje jak coś ciepłego okrywa moje ramiona. Podrywam głowę lekko zdziwiony.
-N.. No co ty?- czuje, jak robi mi się gorąco, mimo wcześniejszego chłodu.- będzie ci zimno-
-mam szalik-
-i co ci po szaliku?-
-jest ciepły!- i tak sprzeczamy się, aż do stacji, tam wsiadamy do pociągu. Oddaje mu kurtkę i wracam do ignorowania zimna. Nie chce, by był przeze mnie chory.
Gdy już mam się odezwać i zacząć jakąś rozmowę, pociąg gwałtownie hamuje, a ja tracę równowagę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro