Kobieca zazdrość
Jesteś szczęściem, którego nie chcę stracić.
ღ Cendrillon ღ
[Imię] sapnęła zmęczona, odchylając głowę i wpatrując się w sufit swojego gabinetu. Tkwienie w jednej pozycji przez kilka godzin dało jej się we znaki. Mogłaby to zdzierżyć, gdyby postęp w pracy był większy, ale niestety, góra papierzysk wydawała się nie maleć. Myślała, że skoro przygotowania do balu się skończyły, a samo przyjęcie okazało się bardzo udane, to będzie mogła chwilę odpocząć. Boleśnie szybko się przekonała, jak błędne i naiwne miała nadzieje. Sprawy, które zostały odłożone przez organizacje jej urodzin, musiały zostać jak najszybciej rozwiązane, przy czym dochodziły całkiem nowe sprawunki, także wymagające jej uwagi. Na domiar złego znowu zaczęły do [Imię] przychodzić listy z propozycją małżeństwa. Najchętniej wrzucałaby taką korespondencję od razu do kominka, lecz etykieta narzucała udzielenie odpowiedzi.
— Może zrobisz sobie chwilę przerwy, Wasza Wysokość? — zapytała Anna po wejściu do gabinetu. Ostatni raz zajrzała do księżniczki trzy godziny temu i zaczęła się poważnie martwić, widząc, że ta wciąż pracowała bez wytchnienia.
— Nie mogę, jeśli chcę noc spędzić w łóżku — odrzekła, nie odrywając wzroku od studiowanego dokumentu. — Czy jest coś jeszcze, co chcesz mi powiedzieć?
— Właściwie to tak, Wasza Wysokość. — Jeszcze parę minut temu nie była pewna, czy powinna zameldować o poczynaniach księżniczki Elizy, ale zmizerniała twarz [Imię] zmusiła ją do wypowiedzenia kolejnych słów: — Panicz Mousvill jest w pałacu.
[Imię] na moment zastygła w bezruchu, po czym podniosła wzrok na stojącą po drugiej stronie biurka Annę.
— Który? — wydusiła, siląc się na spokojny ton.
— Ten, z którym Wasza Wysokość tańczyła na balu.
— Czemu wcześniej mi o tym nie powiedziałaś? — [Imię] zmarszczyła lekko brwi, między nimi pojawiła się pionowa bruzda.
— Wybacz, Wasza Wysokość, sama dowiedziałam się o tym niedawno. Z tego, co usłyszałam od innych służących, Panicz Mousvill został zaproszony przez księżniczkę Elizę.
Ciężkie westchnięcie opuściło usta [Imię].
— Co ona sobie myśli? — szepnęła. Pokręciła z dezaprobatą głową, zastanawiając się, co powinna zrobić, i czy w ogóle powinna interweniować. — Wiesz, gdzie teraz są?
— Ponoć piją herbatę w królewskim ogrodzie.
— Tylko we dwoje?
— Tak.
Z jakiegoś niezrozumiałego powodu [Imię] zaczęła czuć się niespokojnie. Eliza była jedną z najpiękniejszych dziewczyn, jakie dotychczas widziała. A widziała ich sporo na wszelkiego rodzaju bankietach czy spotkaniach herbacianych dla dam z wyższych sfer. Jej przybrana siostra, choć urodzona w pospolitej rodzinie, miała w sobie coś wyjątkowego. Wiele kobiet zazdrościło jej bladej jak dziewiczy śnieg skóry, oczu przypominających zawsze czyste i bezchmurne niebo i lśniących złocistych włosów, opadających delikatnymi falami na ramiona i plecy. Poza tym Eliza roztaczała wokół siebie niezwykle czarującą aurę. Jednym uśmiechem potrafiła topić zlodowaciałe serca arystokratów. W przeciwieństwie do [Imię], nie ukrywała swoich prawdziwych uczuć, nie hamowała się, a ponadto cechowała się taką prostolinijnością, że aż chciało się ją chronić.
Im dłużej [Imię] myślała nad urokiem Elizy i wyraźnymi podobieństwami, jakie mogły połączyć ją i Cendrillona, tym mocniejszy czuła ból w klatce piersiowej.
— Chwila przerwy nie powinna zaszkodzić — oznajmiła po namyśle, ignorując szeroki uśmiech, jaki wywołała na twarzy Anny ów słowami.
— Odprowadzę Waszą Wysokość do ogrodu.
— Nie, nie trzeba. Ty też zrób sobie przerwę.
[Imię] opuściła swój gabinet, nie mogąc wyzbyć się poczucia niedorzeczności; czy naprawdę myślała, że przyrodnia siostra może jej odebrać przyjaciela? Przecież przyjaźń nie łączy tylko dwójkę ludzi. Wiedziała o tym doskonale, a mimo to czuła się źle ze świadomością, że Cendrillon i Eliza spędzali razem czas.
Niepokój wzburzał jej krew, kiedy przechodziła przez pięknie zdobione korytarze, wypełnione rozkosznym blaskiem powoli zachodzącego słońca. W uszach dudniło echo pospiesznie kołatającego serca, zagłuszanego częściowo hałasem powodowanym przez stukot obcasów na marmurowej posadzce. [Imię] zwolniła kroku, dopiero kiedy dwuskrzydłowe szklane drzwi, prowadzące do królewskiego ogrodu, pojawiły się na horyzoncie. Wtedy zaczęła słyszeć głosy: jeden spokojny, drugi rozemocjonowany.
Przystanęła i delikatnie wyjrzała przez okno na zewnątrz, widząc Cendrillona i Elizę siedzących przy ogrodowym stoliku, osłoniętych parasolem i otoczonymi dziko zielonymi krzewami. Razem wyglądali na idealnie dopasowanych. Jak para, której się zawsze zazdrości szczęśliwego życia.
Serce [Imię] boleśnie zakuło. Wszystko przez to, że zaczęła sobie za wiele wyobrażać. Czuła, że przesadzała z wnioskami, które przecież nie miały żadnej solidnej podstawy. Nie powinna tak niedojrzale reagować, to nie było w jej stylu.
Wzięła głęboki oddech, żeby mieć chwilę na oczyszczenie myśli, po czym ponownie ruszyła ku wejściu do ogrodu.
Tylko się przywitam i wypiję herbatę. Potem wrócę do swoich obowiązków, przyrzekła sobie, tuż przed przekroczeniem przejścia, przy którym stali strażnicy. Na jej widok pochylili głowy, witając się z szacunkiem. Odpowiedziała im krótko, acz miło i poszła dalej.
Eliza, choć zaaferowana rozmową, od razu zauważyła jej przybycie.
— [Zdrobnienie]! Wreszcie wyszłaś z gabinetu! — Nagle podniosła się z krzesła, strasząc tym samym stojące nieopodal służki. — Dołączysz do nas?
— Nie chcę wam przeszkadzać — odparła, zanim zdołała ugryźć się w język. Chciała grzecznie się zgodzić i usiąść, a zamiast tego powiedziała coś, co wręcz prosiło o nadinterpretację. Pokojówki będę o tym plotkować, rozpowiadając, że Eliza zaprosiła do zamku młodzieńca, by skraść mu serce na oczach koronnej księżniczki. Musiała to szybko odkręcić. — Wyglądacie tak beztrosko i radośnie... Nie mam serce psuć tej atmosfery. Przez przepracowanie nie będę dobrą towarzyszką do rozmowy.
Wbrew oczekiwaniom [Imię], nadmiar obowiązków rzeczywiście mógł wpłynąć na jej samopoczucie i zachowanie. W przeciwnym wypadku nie mówiłaby takich głupot. Żałowała, że dała się Annie podpuścić i wyszła ze swojego biura.
Eliza jednak wyglądała na niezrażoną.
— Wcale nie! Twoje towarzystwo zawsze jest pożądane. — Patrzyła na [Imię] z takim uwielbieniem, że nikt nie miałby wątpliwości, na czyjej obecności najbardziej jej zależało.
[Imię] zaczęła czuć się źle z tym, że jeszcze chwilę wcześniej była o nią zazdrosna.
— Pijemy też herbatę, która między innymi pomaga na zmęczenie. Proszę, dołącz do nas i zrelaksuj się chociaż przez chwilę.
— Skoro nalegasz... — [Imię] z uśmiechem zajęła przystawione dla niej krzesło, po raz kolejny doceniając w duchu dobroć swojej przyrodniej siostry. — O czym rozmawialiście, zanim przyszłam?
Pytanie było jak najbardziej na miejscu i wskazywało na szacunek do rozmówców, by ci nie czuli się zmuszeni zmieniać tematu tylko z powodu nowego towarzystwa. Tak głosiła jedna z niepisanych zasad etyki, toteż [Imię] nie miała żadnych oporów przed jego zadaniem. Wątpliwości uderzyły w nią, dopiero gdy zobaczyła reakcję Cendrillona, który zakrztusił się herbatą, mając policzki niemal tak czerwone jak jej włosy.
— Dobrze się czujesz, Cendrillonie?
— M-mhm! — Przytaknął z lekkim grymasem. — Po prostu herbata okazała się dla mnie trochę za gorzka.
[Imię] spojrzała na Elizę, nieudolnie próbującą ukryć rozbawienie. Wyglądała, jakby chciała powiedzieć, że jeszcze kilka chwil temu herbata była odpowiednia, ale widocznie udało jej się przed tym powstrzymać. Zamiast tego wrzuciła do jego napoju jedną kostkę cukru więcej.
— Teraz powinna ci smakować — odparła z szerokim uśmiechem, przenosząc wzrok na [Imię]. — Wymienialiśmy się wrażeniami z balu. Okazało się, że oboje po raz pierwszy w życiu braliśmy udział w czymś tak wspaniałym!
— Miło mi to słyszeć. Co najbardziej wam się spodobało?
— Wszystko! Pyszne jedzenie, balowe suknie, muzyka, tańce. Szkoda, że bale nie odbywają się częściej.
— Och, wtedy mogłabym zapomnieć o odpoczynku — jęknęła [Imię] z teatralną dramaturgią. — A co z tobą, Cendrillonie? Co tamtego wieczoru najbardziej ci się spodobało?
Spojrzała na Cendrillona, wyczekując odpowiedzi bardziej, niż skłonna byłaby to przyznać. W pierwszej chwili na jego twarzy odmalowało się zakłopotanie, jednak po chwili ustąpiło ono miejsca pewności siebie, gdy odwzajemnił jej wzrok z ciepłem i zmiękczającą serce szczerością, mimo lekko czerwonych policzków.
— Pierwszy taniec z... Waszą Wysokością. Jak i każdy kolejny.
[Imię] rozwarła szerzej oczy, zastygając z uniesioną filiżanką. Czuła rozlewające się po klatce piersiowej ciepło, choć płyn jeszcze nie trafił do jej ust. Pospiesznie to nadrobiła, wykonując czynność do końca i biorąc małego łyka herbaty, zanim z uśmiechem odpowiedziała:
— To również była moja ulubiona część wieczoru.
Chciała powiedzieć więcej, ale nie mogła w obecności Elizy i stojących w pobliżu służących, którym dostarczyła już wystarczająco dużo tematów do plotek. Poza tym praca na nią czekała, o czym sobie niespodziewanie przypomniała. Albo po prostu szukała wymówki, by uciec od coraz to intymniejszej atmosfery.
— Wybaczcie, ale muszę wracać do gabinetu. — Z gracją podniosła się z miejsca, starając się wyglądać i działać tak jak zawsze. — Następnym razem spotkajmy się, jak będę mieć dzień wolny.
— Oczywiście, [Zdrobnienie]! Wtedy też zaprosimy Cendrillona. Prawda? — Eliza uśmiechnęła się w sugestywny sposób.
— Byłoby miło — odrzekła [Imię], po czym wróciła do zamku, uprzednio się żegnając.
Przez to, że odwrócona była tyłem do królewskiego ogrodu, nie mogła zobaczyć, z jaką czułością i troską patrzył na nią Cendrillon.
Jego serce należało do niej, choć nie potrafił tego jeszcze przyznać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro